10 kwietnia, 2019

Bajka Barwinka (Kwiatowe bajki 6.)




Za pniem drzewa coś mignęło jakoś tak pomarańczowo albo może jasnoczerwono. Winka jak co dzień wylegiwała się w cieniu pod parasolem wielkiej lipy. Przymknęła oczy i zerkała z ukosa, a tu znowu: myk, myk, smyr, smyr, a może frrrr, już nie wiedziała. Uniosła nieco wiotką rączkę i zawołała: - Pido, jesteś tam gdzieś? Przyleć no tu szybciutko! Po chwili na jednej z jej długich i smukłych rąk wylądował motyl Pido. Miał na skrzydłach wielkie koła w szafirowym kolorze, takie same jak kwiaty Winki w maju. –Cześć Winka, co tam się stało, czemu tak krzyczysz? –Krzyczę? No wiesz! Ja po prostu zaobserwowałam, jak prosiłeś, dziwne zjawisko, więc wołam. –Ach, przepraszam, jestem taki rozkojarzony, podobno w naszej okolicy grasuje Fioletowa Czarodziejka, która za motylami nie przepada, więc rozumiesz… -Nie bardzo, to co widziałam, było raczej pomarańczowe lub jasnoczerwone, z pewnością nie było fioletowe. Zresztą sam wiesz, że ja, jak każdy barwinek, mam suknię z samych szafirowych kwiatków, więc fioletowy nie rzuciłby mi się w oczy. –No tak, -przytaknął Pido, ale jest sierpień, więc widzę, że Twoja suknia jest zupełnie i tylko zielona. Przysiadł na jednym z błyszczących listków Winki. Spojrzał w koło, cała ziemia pod starą lipą była pokryta puszystym dywanikiem zielonego Barwinka. Wijące się pędy miały ciemnozielony odcień, wyglądały na bardzo zdrowe i wypoczęte. Pido zamyślił się. Zapanowała cisza i wtedy to się stało. 

Znienacka usłyszeli świt, suknia winki wzbiła się do góry, jak wtedy, gdy wiatry szarpią wszystko, zapowiadając burzę. Jednak słonko przygrzewała nie tak mocno, w nocy padało, powietrze było rześkie, o burzy raczej nie mogło być mowy. Cóż to więc? Pido ukrył się pod jednym z większych liści Winki i czekali. Po chwili spośród pobliskich zarośli wybiegła nieduża mysz ubrana w pomarańczową czapkę z daszkiem i wielkie przeciwsłoneczne okulary w czerwonych oprawkach. –Cześć wszystkim! –Cześć, to my się znamy?- zapytał niepewnie Pido. –No jasne, jestem Szaa, byliśmy przecież razem na pięćdziesiątce Bajki na Raz, nie pamiętasz? –Aaaa, coś sobie przypominam, bez przekonania odparł Pido. –Albo mi się wydaje, albo macie jakiś problem? Bardziej stwierdziła, niż zapytała Szaa. –Oj, mamy- westchnęła Winka. –Jakaś Fioletowa Czarodziejka czyha na Pida i jego kumpli, więc rozumiesz. –A co, widzieliście ją? –No nie, ale inne motyle widziały dziś od rana parę razy jakąś fioletową smugę, Winka widziała pomarańczową, to chyba Ciebie po prostu. – Oj, ale jazda! Zawołała, śmiejąc się radośnie, Szaa. –W nocy padało, więc gdy Wiatr Północny mnie tu przywiózł, miałam na sobie fioletową pelerynkę, więc, gdy biegałam po okolicy i szukałam Barwinka, mogliście pomyśleć, że to Fioletowa Cza… ci… nie mówmy o niej, wiem od Księżyca, że obecnie poleciała z wizytą na archipelag Wasabi i zabawi tam do zimy, więc nie musicie się martwić. –Uff… odetchnął Pido. –Zaraz, zaraz, co ty powiedziałaś? Że mnie szukałaś? Zapytała zdumiona Winka. –No tak. Bo wiesz, ja teraz mieszkam z jednym Zamkiem na wyspie, której nie dostała jeszcze żadna bajka. Ten Zamek jest bardzo przyjacielski, ma na imię Amek i chce, żeby wszystko u niego było najfajniejsze i najmilsze, dlatego zaprasza Ciebie, żebyś zamieszkała w jego ogrodzie. Są tam już piękne, wielkie drzewa, będziesz miała dużo cienia i świeżą wodę, a u Amka nawet szafirowe kwiaty cały rok, bo to zaczarowany Zamek i zaczarowana wyspa! 

Winka nie namyślała się ani chwili, zostawiła jedną łodyżkę pod lipą, że rozrosła się w nowy barwinkowy dywan, a sama zwinęła się w wielką zieloną kulę i wturlała się do zaczarowanego plecaka myszki. Gdy już przyleciał Wiatr Północny i obie pasażerki usadowiły się wygodnie między pasmami podmuchów, usłyszały ciche: -A ja, to znaczy, my? Spojrzały w górę. Na jednym z konarów przysiadła chmurka kolorowych motyli. Głosik należał oczywiście do Pida. Szaa uśmiechnęła się radośnie: -Nie śmiałam proponować, ale jeśli chcecie, zapraszam! Motyle tylko czekały na te słowa. Błyskawicznie wiatrowe fale pokryły się wszystkimi kolorami tęczy. –W drogę! Zawołała Szaa, uradowana jak nigdy. 

Pod wieczór zamkowe ogrody Amka pokrywał szafirowo-zielony dywan Barwinka. Gdzieniegdzie kwiaty stawały się białe, to znów różowawe. –Winka była szczęśliwa, myślała, że na następną ozdobę sukni będzie czekała do wiosny, a tu… już… ma… kwitnie na potęgę! Amek nie mógł się nagadać z myszką, Winką i motylami. Nowi przyjaciele od razu przypadli mu do serca. Moja wyspa jest już prawie gotowa na nowych lokatorów, pięknieje z chwili na chwilę -myślał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz