10 kwietnia, 2019

Bajka z burzą (Pogodowe bajki 4.)





Lola nie mogła spać całą noc. Wierciła się i kręciła, żaden sen jej nie odwiedził, aż w końcu poderwała się z gniazda i krzyknęła prosto do ucha Lodzi. –Wracam do domu. To z tęsknoty nie mogę spać. Wrócę niebawem, paaaa! Zanim Lodzia zdążyła otworzyć dziób, już jej nie było. Nie zabrała podróżnej torby w kratę, ani żółtej pelerynki w czarne grochy, to znaczy, że wróci, myślała Lodzia, ale z tego wszystkiego nie mogła znów zasnąć, więc zaczęła zastanawiać się, jaka to podróż czeka ich dzisiaj, no i co będzie w przyszłym tygodniu.

O świcie gęste chmury zakrywały niebo, więc tylko ptasie wrzaski oznajmiały początek dnia. Lodzia nie miała humoru. Leon na wieść o powrocie Loli do domu też miał kwaśną minę, po prostu nic nie szło tak, jak powinno.

Gdy zjawiła się E-Wróżka, nie było lepiej. Miała groźną minę i świeciła troszeczkę, jakby połknęła żarówkę. Lola nawet zachichotała na ten widok, ale zaraz zamilkła spłoszona. Wróżka, nic nie mówiąc, wyjęła różdżkę, wykonała kilka magicznych ruchów i po chwili ptaki zostały otoczone bąblami pola ochronnego. Było ono na tyle magiczne, że mogli swobodnie rozmawiać z E-Wróżką, ale nikt dziś nie był rozmowny, więc milczeli.

Wiatrowe rumaki ruszyły z kopyta. Po krótkim locie znaleźli się na wielkiej chmurze wiszącej nad pustym polem. Gdzieniegdzie widoczne były samotne drzewa, miedze i dywaniki zboża, jak to zwykle w takich miejscach bywa. Wróżka skinęła różdżką i chmury ruszyły ku sobie. Zasłoniły niebo. Leon zanurkował nad samą ziemię. Było bardzo cicho i spokojnie. Nawet trawka nie zakołysała się na wietrze. Ptaki pochowały się w lesie. Owady ukryły się w pustych słomkach i zakamarkach drzew. Cisza płynęła nad polami jak latający dywan. Trwało wielkie oczekiwanie. No tak, pomyślał Leon, będzie burza!

Rzeczywiście, po jakimś czasie ruszyły Wiaterki, machały do wilg i goniły płynące chmury. Leon pofrunął ku górze i poczuł chłód. Skierował się jeszcze wyżej, ku chmurze wróżki, tam było ciepło. Wróżka pozwoliła teraz Leonowi pokropić małym deszczykiem pola. Zrobił to z przyjemnością i bardzo porządnie. Potem wiatry porwały go na bezpieczną chmurę i razem z Lodzią mogli obejrzeć przedstawienie burzowego teatru. Ciepłe i zimne chmury zaczęły ze sobą walczyć, mocować się, aż leciały iskry, a nawet strzelały pioruny. Robiło się jaśniutko, a potem znowu ciemniało. E-Wróżka rozpalała kolejne błyskawice, ale starała się, by niczego nie zniszczyły. Samotne drzewa bały się, listki im drżały na wietrze, Lodzia chciała pocieszyć gruszę i sfrunąć w jej koronę, ale wróżka powstrzymała ją i przypomniała, że burza to nie zabawa i trzeba uważać. Pozwoliła jednak wilgom otworzyć worki z ulewą, a nawet rozsypać trochę gradu z wnętrza największej chmury.

Kiedy ulewa ucichła, nad polami brykał jeszcze malutki deszczyk. Wielkie chmury pozbawione ładunku deszczu i gradu rozbiegły się po niebie, jak spłoszone stado. Słonko wyjrzało ze swojego pałacu i to była ostatnia scena tego spektaklu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz