Pokazywanie postów oznaczonych etykietą telefoniczne bajki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą telefoniczne bajki. Pokaż wszystkie posty

04 maja, 2023

Bajka telefonu Kocurki (Kocie bajki 5./Telefoniczne bajki 6.)


Pani Kotka szykowała się do dalekiej podróży już od jakiegoś czasu. Piłowała pazurki, dbała o linię i stale biegała za Niu, wymuszając szczotkowanie futerka.

Wszyscy obserwowali te ceregiele zza liści paprotki, zza szafki kuchennej, zza framugi, zza komody… byli przecież zza… Nawet nie pomagali. Zupełnie. Niech się zbiera jak najdłużej. Ma tyle zajęć. Zejdzie jej. Na pewno.

- A co z telefonem? – rozległo się nagle. Trudno stwierdzić, kto zapytał. Każdy przecież mógł.

- Aaaa… Telefon… No przecież… Mam… Mam… Trzeba wystukać: Miau - Niau – Niaaau

- I już.

- Acha! No tak!

Trudno stwierdzić, kto odpowiedział. Każdy przecież mógł.

Jednak to nie numer komórki okazał się wyjątkowy… Wyjątkowe okazały się skrzydła. Oczywiście! S-K-RZ-D-Ł-A! Połyskiwały tak jakoś smoczo, wcale nie kocio! Absolutnie pasowały do wielkich muszych okularów, słomkowego kapelusza i błyszczącej czerwonej walizki z długą wysuwaną rączką.

Wyszykowana do drogi Pani Kotka - niczym Szczerbatek - wzbiła się pod sam sufit, zamigotała, pokręciła się jak Niu, zawołała: - No to pa! I tyle ją wszyscy widzieli.

Ktoś szepnął, że spieszyła się tak na spotkanie z psem CD, który od jakiegoś czasu podróżował dookoła świata.

19 kwietnia, 2023

Bajka na wycieczce (Telefoniczne bajki 5.)


Wszystko było już przygotowane. Niu trochę się martwiła na początku, że nie dadzą rady dźwigać tylu pudełek, butelek, koszyczków i torebek, ale Lusia rozwiała jej obawy, mówiąc krótko:

- Ty tylko usiądziesz i będziesz jechała. Ja zajmę się resztą.

- No, skoro tak… - pomyślała Niu…

- Pani Kotka upewniała się, czy aby na pewno nie zabiorą ze sobą telefonów. Ostatni dzwonek, który zainstalowała Niu, budził w Kocurce przerażenie. Wydzierał się jak pteranodon! Naprawdę trudno było zachować zimną krew, gdy niespodziewanie wrzasnął. No i za nic nie mogła pojąć, co można wypisywać całe dnie, a najważniejsze - do kogo? Przecież ona – Pani Kotka - była stale na miejscu!

Dzień zapowiadał się pogodny. Na lazurowym niebie nie błąkała się ani jedna chmurka. Słońce przyjaźnie słało uśmiechy, poranna rosa wyparowała, a z oddali słychać już było zbliżający się zaprzęg wiatrowych rumaków przysłany przez E-Wróżkę. 

Rzeczywiście, tak jak powiedziała Lusia, w jednej sekundzie bagaże znalazły się w koszach podróżnych wiatrowego wehikułu, wszyscy zajęli miejsca i ruszyli z kopyta na wiosenną wyprawę. Droga się nie dłużyła, bo wszyscy podziwiali mijane wyspy Archipelagów Szafirowego Jeziora. Gdy zaprzęg zniżył loty i wyraźnie zwolnił, nawet Kocurka zdziwiła się, że to już.

Tak, dotarli na Dziką Wyspę. Tylko przyroda i oni! Co za radość! Rozłożyli się na magicznej polanie pokrytej dywanami wiosennych kwiatów. Lusia odesłała wiatrowe rumaki i przypomniała, żeby wróciły przed zmierzchem.  

Kocurka jakoś zbyt cicho skradała się wokół polany, na szczęście Niu domyśliła się, jakie Kotka miała zamiary i wyraźnie zabroniła polować na małe ptaszki i w ogóle na cokolwiek! To się wyraźnie Kotce nie spodobało, ale ostatecznie uznała, że obserwowanie też jest ok. Lusia i Niu zbierały do koszyczków krople rosy, które w słońcu zmieniły się natychmiast w kryształowe i diamentowe cacka. Miały zamiar zrobić z nich najmodniejsze bransoletki.

Jakoś koło południa Lusia zauważyła, że zrobiło się dziwnie cicho. Natychmiast zerknęła w stronę Kotki, ale ta spała w najlepsze i nie w głowie jej było płoszenie mieszkańców Dzikiej Wyspy. Postanowiła więc zapytać Wróżkę Tysiąca Emocji, co się dzieje, ale przecież nie miała telefonu. Nawet magiczny pyłek opowiadacz zostawiła na Kolorowej Wyspie, więc czekanie na czyjąś pomoc nie miało sensu. 

Okolica zmieniła się nie do poznania, wszystko przybrało odcienie kobaltowej szarości. Gdzieniegdzie przebłyskiwał jakiś malachit czy turkus, ale po sekundzie gasł, potęgując gęstnienie mroku. Nieprzyjemną ciszę przerwał pisk wiewiórki, która, wychylając się ze swojej dziupli, wrzasnęła:

- Już są!  

- Kto? -dopytywała się Niu? – Kto? - Odpowiadaj!

Lusia nie musiała pytać. Przypomniała sobie. To przecież ona zeszłego lata pozwoliła, by na Dzikiej Wyspie urządzać zawody żywiołów. Rywalizację błyskawic, burz, ulew, wichrów i śnieżyc. Nie sposób odwołać tę zgodę bez telefonów i magicznego pyłku.

- Co zrobić?  Co robić? - panikowała Lusia.

A na polanę wtaczały się już całe odziały potężnych żywiołów.

Niespodziewanie na środek polany, w sam raz w kępę dorodnych fiołków, wyskoczyła jak pantera Pani Kotka i zawołała dziwnie potężnym głosem:

- Hej! Wichury, Pasaty, Monsuny, Burze i Błyskawice! Oddajcie honory, miłościwie nam panującej królowej Bajkanii, Pani Kolorowej Wyspy i wszystkich Archipelagów Szafirowego Jeziora!

- Królowej? A gdzie jej dwór, wróżki, magowie i te wszystkie inne cudaki? – zakrzyknął Siarczysty Mróz.

Zapanowała gęsta cisza. Żywioły potężniały, a niefortunni wycieczkowicze trzęśli się ze strachu. Emocje sięgały zenitu.

Wtedy w sam środek tego dziwacznego starcia sfrunęła błyszcząca życzliwością i iskrząca się empatią Wróżka Tysiąca Emocji.

- Oto ja - Wróżka Tysiąca Emocji – pragnę powiadomić, że dwór królewski zbliża się, by podziwiać starcia żywiołów!

- Nikt nie miał już wątpliwości, że Kotka nie kłamała. Żywioły oddały pokłon, a Wróżka Tysiąca Emocji szeptała coś przez swój magiczny telefon. Niebawem cały dwór był na miejscu.

- Napędziłaś mi strachu co niemiara! – złościł się Malachitowy Król. Czemu nie wezwałaś nas wcześniej?

- Gdzie twój telefon? Nie mów, że zapragnęłyście kontaktu z dziewiczą naturą? Telefon to konieczność. A magiczny pyłek – to już nawet nie powiem co! Telefon to bezpieczeństwo! Znak rozsądku, a także przezorności i dojrzałości! Na wycieczkę tylko z naładowanym telefonem i pokaźnym woreczkiem magicznego proszku!

Właśnie gdy Malachitowy Król dopowiadał ostatnie słowa, rozległy się oklaski i wiwaty. Tylko Kocurka siedziała markotna w kępie fiołków. Malachitowy Król przypisał sobie wszystkie zasługi. O bohaterstwie Kocurki nawet nikt nie wspomniał! Ajaj …

28 marca, 2023

Bajka alarmowa (Telefoniczne bajki 4.)





Telefon podskakiwał, wiercił się i dźwięczał słodką melodyjką wiatrowych dzwonków. Niu słyszała te niecierpliwości doskonale, ale nie mogła się oderwać od kosmicznie ważnego komponowania kolorowych pyłków na wiosenne skrzydełka motyli.

Aż tu niespodziewanie i całkiem nagle spłynęło przez lekko uchylone okno nie wiadomo co w turkusowej pelerynce i zatopiło świdrujące diamenciki oczu w bogu ducha winnej osóbce, która z pośpiechem godnym kolarza torowego rzuciła się do telefonu.

- Niech to będzie Lusia!- powtarzała.
- To Ty, siostro?
- Ja, a któż by inny? - odrzekła zdumiona Lusia.
- Dzwonię i dzwonię, a tu nic i nic. Cóż Ty wyprawiasz, Niuńka!
- Oj, o tym, jeśli pozwolisz, pogadamy później, bo...
- Bo co?
- Jak to co? W mojej kuchni wylądowało coś peleryniastego i łypie na mnie swoimi świdrującym ślepkami. Wygląda, jakby uciekło z twojego świata, daję słowo...

- Ach! No tak! Już Ci wszystko wyjaśniam… Nie całkiem uciekło. Po prostu przyfrunęło, bo właśnie zaczął się sezon na smocze loty, a twój gość to nikt inny, jak Smok Biblioteczny. Niedawno się wykluł i musi trenować loty. Pewnie nie potrafi jeszcze dobrze ocenić odległości i dlatego trafił na Ziemię. Musisz mu koniecznie pomóc. Nigdy nie widział ludzi, więc lepiej poproś Kocurkę, żeby z nim porozmawiała. Zaraz kogoś po niego wyślę. Nie pozwólcie mu odlecieć, bo się całkiem zgubi.

Niu przycupnęła na rogu kanapy i pogłaskała kocie futerko.
- Proszę, poproś Smoka Bibliotecznego, żeby się rozgościł. Już teraz, nie udawaj, że mnie nie słyszysz. Mów do niego!

Jakoś w środku monologu wróżki Biblioteczny sfrunął na podłogę i poczłapał w kierunku biblioteki. Kocurka biegła za mim. Wesoło pomiaukiwała i zwijała ogon w spiralę. Niu spoglądała z ciekawością. Po chwili domyśliła się, że dwa nieziemskie stwory rozmawiają o czymś wesoło, ale nie słyszała zupełnie ani słowa. Za to wyraźnie zobaczyła, że jej ostatnia pusta półka zapełnia się kolorowymi grzbietami wielkich ksiąg. Już była gotowa biec, żeby je podziwiać, ale powstrzymało ją ciche skrobanie do drzwi. Spodziewała się jakiegoś gołębia pocztowego albo może wędrownego żurawia, ale za drzwiami stał okazały, najprawdziwszy smok.

- Witam wróżkę! Jestem Smofesor – smok ze Smoczej Wyspy. Przybyłem po swego ucznia Smobibla. Mam nadzieję, że nie opuścił tego domostwa?
Niu zaniemówiła. – Yyyyy… - wyjąkała. – Zapraszam.

I wtedy kieszeń Smofesora zatrzęsła się. Smok wyjął pokaźnych rozmiarów coś, co odezwało się głosem Lusi: - No i jak? Wszystko pod kontrolą?

- Oczywiście, Królowo! Jakże by inaczej! Zaraz wracamy!

Smobibl jakoś nie był uradowany widokiem Smofesora. Nie najlepiej się sprawił. Zgubił się. Wypadł fatalnie. Już smoki sobie z niego pokpią. Martwił się nie na żarty mały Biblioteczny. Wtedy odezwał się Smofesor:

- No moje gratulacje! Twoja pierwsza wyprawa - i od razu na Ziemię! Brawo! No i do tego doskonała materializacja bestselerów! Od dziś będziesz przewodnikiem innych uczących się smoków w czasie podroży poza granice Archipelagów. Jestem z ciebie dumny!

Smobibl zaniemówił. Jego turkusowa pelerynka całkiem pobladła. Uszy stały się fuksjowe, a oczy nagle się spociły. Gdyby Pani Kotka nie trzymała go za łapkę, chyba by zemdlał. Kiedy jednak usłyszał radosny głos wróżki, uspokoił się na dobre.

- No i znów sprawdza się przysłowie, że podróże kształcą! Jednak bez telefonu, jakby trochę mniej… Dlatego mam dla ciebie Smobiblu turkusowy telefon o nielimitowanych rozmowach na Ziemię. Dzwoń, kiedy chcesz.
- I wpadaj do nas nawet bez zapowiedzi - dorzuciła Pani Kotka.
- Bez zapowiedzi? Dlaczego? Przecież dostałem właśnie pierwszy telefon! Będę dzwonił codziennie. I wpadał!
- Ojoj… - zaniepokoiła się wróżka.
- Mruaaa! – skwitowała Kotka.

Bajka bez zasięgu (Telefoniczne bajki 3.)

- Ułaaaa! Ułaaa! – wydzierał się telefon, skrzecząc jak ranny pterodon. Pani Kotka zerkała w jego kierunku podejrzliwie, szczególnie gdy zaczynał się trząść, jak zmarznięta ptaszyna na gałązce.
- Wystarczy, że troszeczkę podskoczę… i już go mam! – marzyła, wylegując się na kanapie.
- Kocurko! Czemu nie odbierasz? – zażartowała jak zwykle Niu! - Może to jakaś ważna wiadomość!
- Ważna? – zdumiała się kotka. – Ważne to jest najwyżej to, że moja miseczka świeci pustkami od jakiejś godziny… Całkiem urażona odwróciła zawiedziony pyszczek w stronę okna.
- Haloooo! Halo! – krzyczała Niu. – To ty siostro? Nic nie słyszę! Odłożę na chwilę słuchawkę i spróbuję do Ciebie oddzwonić, może to zadziała! Niu wybrała numer siostry, za chwilę znowu i za jakiś czas ponownie… i nic!
- Naprawdę nie ma zasięgu? - dziwiła się. – Przecież to się nie zdarza w dużym mieście! Prawie nigdy!
Niu posmutniała. Miała zamiar opowiedzieć wszystko, co się wydarzyło od wczoraj, a tu zabrakło niezastąpionej słuchaczki!
- To jakby odebrać mi mowę albo klawiaturę komputera, albo tablet i komórkę jednocześnie.
Mijały godziny, a telefon milczał, to znów dzwonił, ale był całkiem głuchy. Niu straciła humor, zapomniała o swoich ulubionych piosenkach, o ciasteczkach nawet nie wspominając. Napełniła pospiesznie miseczkę Pani Kotki, ale nic miłego przy tym nie powiedziała ani nie wyciągnęła ręki, by pogłaskać lśniące futerko. Atmosfera była arktyczna.
Pani Kotka miała tego dość. Obiecała sobie wprawdzie, że w nic nie będzie się wtrącać, ale marudna wróżka całkiem jej nie pasowała. Poderwała się więc, wyprężyła grzbiet, żeby nie wyglądać na futrzastą przytulankę i z lekka stukając pazurkami w podłogę, zbliżyła się do Niu, nad którą unosił się gęsty obłok smutku i rezygnacji.
- Miauuu… Mrauuu… Wrejjj… - zaczęła nieśmiało.
- O co chodzi kocie?
- Kocie? – to już nie Pani Kotko ani Kocurko, tylko kocie!
- Mrauuuu! – wrzasnęła naprawdę urażona, a zamyślona wróżka podskoczyła, jak przebudzona z głębokiego, kolczastego snu i spojrzała na nią bardziej przytomnie. Kotka natychmiast wykorzystała tę chwilę i zaczęła:
- Nie bardzo rozumiem, w czym rzecz! Po co wpatrywać się w milczący ekran albo wydzierać się do głuchego telefonu. Przecież mamy magiczny portal pod dwoma wierzbami. Można się tam spotkać, z kim się chce. I to natychmiast. Przy akompaniamencie szumu zielonych listków można opowiedzieć cały dzień nawet tysiąc razy! Więc po co te nerwy, no po co?
Niu otworzyła szeroko oczy. Podniosła się jak sprężyna i natychmiast wybiegła z domu. Zanim Pani Kotka doczłapała do drzwi, okolicę rozświetlił blask wierzbowego portalu. Wróżka Niu i Kolorowa Królowa radośnie się uścisnęły, usiadły na trawie i się zaczęło…
Kocurka też zasiadła na pobliskiej gałęzi i rozpoczęła kulturalną rozmowę z Panem Kotem – mieszkańcem Kociej Wyspy z Archipelagów Szafirowego Jeziora. Oni wiedzieli najlepiej, że telefon to przeżytek, liczą się tylko spotkania trzeciego stopnia:)

08 marca, 2023

Bajka na przykład (Telefoniczne bajki 2.)



I nagle… dziwny telefon zaczął się trząść, jakby dopadł go paniczny strach, a potem to już tylko śpiewał słodko i zielono. Niu patrzyła jak zaczarowana. Minęła dłuższa chwila, zanim wyciągnęła dłoń w kierunku tych hałasów. Starczyło, że musnęła czubkiem palców gładki kształt, a już usłyszała:
- Niuńka, co robiłaś, czemu nie odbierasz?
- Czemu nie odbieram? A może najpierw powiesz mi, o co tu chodzi… Jestem… Jestem całkiem zagubiona…
- Nie przesadzaj, wszystko jest dobrze, nie masz powodów do narzekania! Masz teraz za to dużo miejsca, możesz gości przyjmować i co chcesz robić, i w ogóle…
- Przestań gadać! Jesteś jakąś królową?
- E tam, jaką królową, to zwykły Archipelag jest, nic szczególnego! Są lepsze przecież dookoła! Ale nie o tym chciałam mówić. Chciałam ci powiedzieć, że tutaj już wszystko kwitnie! Wszędzie są kwiaty!
- Jak to możliwe? Mamy marzec!
- Ach, gdy tylko wróciłam…
- Wróciłaś? To Ty już tam byłaś?
- … W zasadzie tak, ale nie o tym… oj, przerywasz mi! Chcę ci powiedzieć, że od razu wydałam rozkaz, żeby każdy mieszkaniec Archipelagów zasadził jedną kwiatową cebulkę! Pomysł chwycił i teraz mamy kolorowe dywany kwiatów! Jest przepięknie! Ty też tak zrób!
- Ja? Niby jak? - odrzekła zdumiona Niu i rozejrzała się. Zewsząd patrzyły na nią błękitne oczy setek okien. Każde z nich to rzeczywiście człowiek, a nawet kilkoro ludzi… jednak… 
-Wiesz Lusiu, chyba nie dam rady ich zachęcić, ale zawsze mogę dać przykład:)
- Tak zrób! Podrzucę ci trochę kwiatowych cebulek.
Kiedy Lusia mówiła ostatnie słowa, na kuchennym stole Niu pojawił się koszyk pełen obiecanych kwiatków przyszłości.
- Dzięki, zawołała Niu, która powoli przestawała się czemukolwiek dziwić. - Ruszam do pracy!
- Super! Ty zawsze masz świetne pomysły! No to do później, pa!
- Pa! – zawołała Niu, ale telefon już zasnął, a cebulki kwiatów wierciły się zniecierpliwione, więc szybko zebrała narzędzia, chwyciła koszyk i ruszyła dawać przykład.
- A nuż się uda! Któż to wie! Ludzie są nieprzewidywalni. Szczególnie, gdy im nikt nic nie każe:)

07 marca, 2023

Bajka Lusi i Niu (Telefoniczne bajki 1.)


Pewnie nie uwierzysz, ale tak było i już. Zaraz z samego rana wszystko jakoś zaczęło inaczej wyglądać. Lusia patrzyła i oczom nie wierzyła. Zupełnie. Przez samiuśki środek kuchni płynęła smużka czegoś błyszczącego i pachnącego morelowo. Schyliła się, chwyciła to coś w dłoń… i nic… Nic zupełnie nie chwyciła!  - Ja chyba śnię! Położę się na chwilkę. Pomyślała i natychmiast zajęła najwygodniejsze miejsce na granatowej kanapie. Kątem oka zerkała na kuchnię, a tam szumiała już rzeka tego czegoś! Cóż to będzie? Niu jeszcze się zgubi w tej mgle, gdy wróci. Muszę coś zrobić, natychmiast! Zerwała się na równe nogi i podbiegła do okna. Zerknęła i zamarła… No nie… nie jestem żadną Dorotką, to nie dzieje się naprawdę! I nawet psa nie mam!

Lusia krzyczała coś, ale nikt jej nie słyszał, bo dom szybował już w chmurach, jakby rzeczywiście leciał do Krainy Oz! Ze zdumieniem stwierdziła, że w dole nie pozostał żaden lej, dziura ani zburzone fundamenty! W dole stał drugi dom, taki sam jak ten, którym właśnie odlatywała! Dostrzegła nawet Niu, która wchodziła po schodach i dziwnie się rozglądała!

- To nie dzieje się naprawdę! Zaraz się obudzę! – prawie krzyczała Lusia!

- To nie dzieje się naprawdę! Chyba śnię! – szeptała Niu, która właśnie weszła do domu wypełnionego morelowym czymś. Rozejrzała się i oczy zrobiły jej się za ciasne. Wszystkie rzeczy Lusi zniknęły! Nawet granatowej kanapy nie było… Ani książek, ani kwiatów, ani nawet szklanych i malowanych ptaków. Cały dom wypełnił się tylko jej rzeczami.

Niespodziewanie, błyszcząca smużka zwinęła się jak kłębek włóczki, zamigotała ciepłym światłem i wyświetliła hologram dziwnej postaci. Najpierw rozległo się mruczenie, potem coś zagwizdało, zagrało jakiś kawałek znanej piosenki, aż w końcu chropowaty głos przemówił:

- Fajnie, nie? I udało się za pierwszym razem! Nawet bałaganu nie ma! Czad!

- Kim jesteś i co zrobiłeś z moją siostrą? Mów, bo zaraz cię…

- Spokojnie, po co te nerwy! Kolorowa Królowa została wezwana do stolicy! A my przy okazji testujemy podróże w domach! Ekstra, co?

- Jacy my? Jaka Królowa! Coś ci się pomieszało! Wysłałeś w kosmos moją siostrę Lusię!

- Ojojoj! To ty nic nie wiesz! Bidulko! No nie ja jestem od tajemnic Archipelagów, więc wybacz! Acha, masz tu telefon, taki bardziej magiczny! Możesz z niego dzwonić do Kolorowej Królowej! Kiedy tylko chcesz! No tak mi się wydaje przynajmniej… To nara!

- Stop! Jakie „Nara”! Wracaj tu! Ale już! - Niu wydzierała się, jednak po dziwnym hologramie nie było już śladu i po morelowej kuli też… Wpatrywała się w płaski przedmiot, który absolutnie w żadnym sensie nie przypominał telefonu…  Jednak tylko on był niezaprzeczalnym dowodem na to, co się właśnie stało…

- I co teraz będzie… szepnęła bliska płaczu Niu, rozglądając się po starym-nowym domu…

I nagle... Ale to już całkiem inna historia:)