04 stycznia, 2023

Bajka w piernikowej chatce (Ciasteczkowe bajki 12.)


Mistrz Milander Śmietanko objął w posiadanie Cynamonową Wyspę już dobry rok temu. Używał z namysłem magicznego zaklęcia, żeby żadnej prośby nie zmarnować na bzdurki. Jego miasto nie miało sobie równych. W żadnym zakątku żadnego ze światów ciekawski podróżnik nie znalazłby czegoś podobnego. Każda z uliczek lśniła innym lukrowym kolorem. Była Błękitna, Indygo, Pomarańczowa, Złota, Czerwona, Śnieżnobiała i… Ach, ach! I jakie tylko chcecie. Wszystkie kamieniczki nie tylko pachniały, ale też były całkiem zaczarowane. Można było odłamać kawałek cynamonowej okiennicy, skubnąć lukru, chrupnąć słuszny kawałek czekoladowej klamki, a po chwili wszystko było na powrót nienaruszone i świeżutko pachnące. To był jeden z najlepszych pomysłów na cynamonowe zaklęcie, jakie Mistrz Śmietanko stworzył.

Właśnie mijał rok od niezwykłych wydarzeń ostatniego Festiwalu Ciasteczek „Mniam!”. Mistrz Milander nie musiał już z nikim rywalizować! Od tego roku był jurorem oceniającym ciasteczkowe popisy innych cukierników. To sprawiało, że spodziewał się tłumu świątecznych turystów, którzy już przybywali z najdalszych archipelagów, by podziwiać jego Cynamonową Wyspę.

Oczywiste było, że wszystkie kolorowe, lukrowane uliczki były wszystkim dobrze znane! Szafirnet roił się od cudownych zdjęć milionów podróżników, którzy uwielbiali robić sobie selfi w cynamonowych zaułkach. Milander potrzebował więc nowości! Postanowił, że sam wypiecze kolejne budowle i ani razu nie użyje zaklęcia. Oczywiście, z wyjątkiem tego końcowego, które będzie odświeżało konstrukcje. Głowił się już od lata, aż w końcu olśniła go myśl, że najlepsze pomysły mieszkają najbliżej! Wyciągnął tekturowe pudło pełne zapomnianych prawie fotografii z dzieciństwa. Tak! Znalazł! To było to! Tego potrzebował!

Ze starych fotografii radośnie zerkały na niego czekoladowe oczy PIERNIKOWYCH CHATEK! Tak! Miał tych zdjęć niemało! Sam je zrobił! A właściwie robił je każdego roku, gdy dostawał taki słodki prezent od wróżki Niu! Najpierw zdjęcie, a potem podjadanie! Niu wypełniała chatkę słodyczami, więc zanim odłupało się kawałek daszku, można było wydobywać słodkie żelki, orzeszki w czekoladzie, rodzynki w lukrze i truflowe kulki ukryte we wnętrzu domku!

Wróżko Niu! Dzięki! To będzie moja nowa uliczka! Uliczka Piernikowych Chatek Wróżki Niu. Nazwa może trochę przydługa, ale trudno! Musi taka być! Milander ruszył do pracy. Nie minął tydzień, a nieopodal sosnowego zagajnika, wzdłuż rzeczki goździkowego lukru – rozgościły się cudowne piernikowe chatki. Nowy zapach przebił wszystkie dotychczasowe, a właściwie uzupełnił je i wzmocnił. Piernikowa nuta rozsnuła się po wszystkich zakątkach Wyspy. Każdy turysta, który na nią wkroczył, widział najszczęśliwsze chwile swojego dzieciństwa. Pojawiały się jak lekka mgiełka otulająca piernikowe chatki. Wszyscy widzieli tę mgiełkę, ale każdy dostrzegał w niej własne, zapomniane czasem chwile szczęścia, które powracały wraz ze wspaniałymi słodyczami wypełniającymi chatki.

Milander był szczęśliwy! Udało mu się! Każdego dnia przechadzał się wzdłuż piernikowych chatek i z radością dodawał nowe słodycze. A to mięciutkie marcepanowe gwiazdki, a to srebrne i różowe lizaczki albo marmoladki w cukrze. Nie muszę dodawać, że sława Cynamonowej Wyspy sięgnęła tego roku krańców kosmosu. Pojawiło się nawet nowe powiedzonko oznaczające stan błogości, spokoju i szczęścia: Jestem w piernikowej chatce! Czy Mistrz Milander potrzebował w życiu czegoś więcej? No cóż, wszyscy znają odpowiedź!