Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dzieci. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dzieci. Pokaż wszystkie posty

08 lutego, 2024

Bajka na stoku (Zimowe bajki 7.)


Liściasty kopczyk Pana Jeżyka trząsł się w posadach. - Cóż to będzie, gdy uszkodzą się ściany zimowego domostwa? – myślał gospodarz. Przecież nie wyprowadzę się do letniego siedliska, gdy jest mroźno… Po chwili przypomniał sobie jednak, że przybyła dziś z wizytą Pani Zima i z uśmiechem przygląda się śnieżnemu szaleństwu Bajek, czyli wszystko jest pod kontrolą, nie ma co się martwić na zapas. No i przecież jakby co, wszystkie przeprowadzki odbywają się z pomocą wróżek, więc po co te troski? Cóż, Pan Jeżyk już tak miał.

A Bajkom ani w głowie było się martwić o cokolwiek! One po prostu szalały na czym się dało. Nartusia czuwała nad wszystkim. Pilnowała kolejki zjazdów, poprawiała zapięcia, otrzepywała szale i chwaliła każdego na potęgę! Bajki piszczały z radości, nawoływały się głośno i mknęły w dół po zboczu liściastej rezydencji. Najbardziej lubiły wjazd na górę. Zapewniała go Pogodowa Wróżka. Lekko dmuchała na puszysty śnieg i po chwili pojawiał się iskrzący srebrzystymi gwiazdkami fotel magicznego wyciągu. Bajki natychmiast wskakiwały z gracją i mknęły na górkę jak wicher.

Twórca Wielkiej Księgi Bajek przyglądał się wszystkiemu, stojąc bezpiecznie na ganku. Dostrzegła go kątem oka Pani Zima i rozwinęła nad jego głową chmurkę prószącą drobnym śnieżkiem. Jeżyk otrząsnął się, prychnął i już miał się ukryć wewnątrz, gdy usłyszał:

- Teraz Pana kolej! Zapraszamy! Sanki czy narty? A może deska? – wołały Bajki.

- Ja… tego… no… nie bawię się od lat… jestem już sta… Ten wywód przerwała Nartusia.

– Nie ma co się opierać! Droga wolna! Nikt nie zjeżdża! Czekamy!

Pan Jeżyk rozejrzał się i zobaczył wlepione w siebie, błyszczące oczy wszystkich Bajek, wróżek, no i Pani Zimy.

- O…, to nie żarty… Będą o tym opowiadać każdego wieczoru… Potem zwrócił się do Nartusi: - Mam własny sposób zjeżdżania…

I zanim ktokolwiek zdążył zapytać jaki to sposób, Pan Jeżyk podskoczył całkiem żwawo, zwinął się w kłębek i wykonał fikołka w przód, a potem poleciał jak wystrzelony z procy! Sztywne i gładkie kolce okazały się fantastyczną siłą napędową. Po chwili zdumione Bajki zobaczyły, jak ich gospodarz ląduje hen… hen pod wielkim krzakiem berberysu, wysuwa łapki i wyraźnie onieśmielony otrzepuje futerko ze śniegu.

Zapanowała zupełna cisza, a potem Bajka trzech płatków śniegu wrzasnęła: - Mistrz! Po prostu M-I-S-T-RZ! To rekord! Brawo! Wybuchł radosny zgiełk i harmider. Każdy chciał uścisnąć łapkę i dotknąć cudownych kolców. Jeżyk wzbraniał się i był absolutnie zawstydzony. Uratowała go Pogodowa Wróżka podsyłając fotelik śnieżnego wyciągu. Na szczycie czekała już Pani Zima z Kryształowym Orderem Mistrza Sportów Zimowych. Zwycięzca był oszołomiony i szczęśliwy. Pod pretekstem zawieszenia orderu w gablocie zbiegł po schodkach prosto do salonu i otarł pot z czoła. 
- Ojoj, a to dopiero…, widzieliście państwo, no, no… - mruczał pod nosem, wzdychał cichutko i chichotał całkiem jak dziecko. Zanim wszystkie Bajki zdążyły się wyjeździć, przygotował pyszną czekoladę z bitą śmietaną i biszkopciki w kształcie śnieżnych gwiazdek! Dla wszystkich! 
To był dzień, jakich mało! Nikt go nie zapomni! Przenigdy! Szczególnie Mistrz Sportów Zimowych, oczywiście:)






06 stycznia, 2024

Bajka w słoju z piernikami (Ciasteczkowe bajki 13.)





              Tegoroczny  Festiwal „Mniam” – to jest coś! A właściwie COŚ! Wszystkie światy już o nim wiedzą! Zapytacie - czemu? Otóż, odpowiedź jest niesamowita! Wyobraźcie sobie, że Wróżka Tysiąca Emocji  i Mistrz Milander Śmietanko zaprosili do pracy w komisji konkursowej nowych jurorów, którymi są wyłącznie dzieci! Magiczne wypieki oceniają: 

Natusia, Nella, Klarcia, Pączuś, Niunia, a także Liluś.

- Może damy wszystkim nagrody? – zaproponował smok Pączuś, który spróbował już wszystkich pyszności i niczego nie miał dosyć.

- Ktoś musi wygrać! Mieszkańcy światów będą testować najlepszy przepis przez cały rok.  Nikt nie zapamięta wszystkich receptur ani nie zdoła upiec tylu pyszności! - martwiła się Niunia.

- Więc niech każdy piecze, co zechce, co lubi! Każdy ma przecież inny gust! – przekonywała Natusia, a Liluś potakiwał z przekonaniem.

Tej dyskusji przysłuchiwały się z uwagą lukrowane pierniczki, oczekujące na werdykt w wielkim, szklanym słoju.

- Czarno to widzę… - westchnął renifer Rudi.

- Oj tak, oj tak… wtórował mu pomarańczowy dzwoneczek.

- Żebyśmy tyko nie wygrali. Zaraz będą nas obwozić, pokazywać, wąchać, ale na pewno nie zawieszą na żadnej pachnącej choince w uroczym domu… - martwiła się lukrowana choinka.

- Mam pomysł! – krzyknął mały jelonek. Zawołajmy tę najmniejszą dziewczynkę i poprośmy, żeby nas wszystkich uwolniła i zawiesiła na choince w swoim domu! Przecież nikt właściwie nie pytał, czy chcemy na jakiś konkurs…

- Tak! Tak zróbmy! Świetnie! – przekrzykiwały się pierniczki. Natychmiast spytajmy, czy jest wróżką! Zróbmy to! Ten zgiełk ucichł na słowa Natusi:

- Sprawdźmy, które słodkości ludzie zechcą wziąć do domów. Zwyciężą te, które znikną najszybciej! Co wy na to?

- To świetny plan! – przytaknęli ochoczo wszyscy - i jurorzy, i pierniczki.

Nella i Liluś napisali wielkie ogłoszenie z postanowieniem jurorów i umieścili je na tle rozgwieżdżonego nieba.

Wtedy właśnie niezauważona przez nikogo Klarcia podeszła do wielkiego, wspaniałego słoja z piernikami, które nęciły ją od samego początku Festiwalu "Mniam" zapachem i kolorami.

- Cześć! - powiedziała. Jesteście cudowne, ja też chciałabym was natychmiast zabrać do domu… Mam piękną choinkę, na której mogłybyście zamieszkać…

- No my bardzo chętnie! – krzyknęła śnieżnobiała gwiazdka - ale nasz słój może otworzyć tylko wróżka! Czy ty nią jesteś?

- Ja nie…

- Jak to nie? – zdumiał się Pączuś. Przecież masz skrzydła i tak dalej…

- Ja? Skrzydła? I tak dalej… - jąkała się Klarcia, kątem oka zerkała zdumiona na swój cień drżący na śniegu i naprawdę, ale to na n-a-p-r-a-w-d-ę widziała zarys wróżkowych skrzydeł. Powoli zakręciła się, podskoczyła… i poczuła, że się unosi! Zachwycona zerknęła w dół.  Ujrzała machające do niej wróżki. Były wszystkie!

- To prezent na Gwiazdkę! – zawołała wróżka Niu!  Możesz teraz otworzyć zaczarowany słój z piernikami!

Klarcia wzniosła rękę tak samo jak Nella i poczuła w niej własną, cudowną różdżkę. Machnęła w górę i w dół. Słój otworzył się cichutko a całą Ciasteczkową Wyspę otulił słodki, piernikowy zapach.  Nie muszę dodawać, że był to zapach zwycięskich słodyczy. Festiwal „Mniam” jeszcze nigdy nie zanotował takiego popytu na jeden wypiek. W tym roku wszystkie choinki i gwiazdkowe chatki  wszystkich światów roziskrzyły się pierniczkową radością.

A Klarcia, Natusia, Nella, Niunia, Pączuś i Liluś… Ale to już całkiem inna historia:)



10 października, 2023

Bajka tajemnic Domku Marzeń (Smocze bajki 13.)



Wróżka Nella miała pełne ręce roboty. Właśnie wczoraj otrzymała od Kolorowej Królowej swoją magiczną różdżkę! Tak! Cały wieczór tańczyła ze wszystkimi sławnymi wróżkami na leśnej polanie pod błyszczącymi chmurkami cudownych świetlików! Ach! To było magiczne! E - Wróżka zdradziła jej wiele sekretów skutecznego rzucania zaklęć. Inne wróżki też były bardzo miłe.  

- Życie wróżki jest naprawdę dla mnie! – myślała Nella.

Z samego rana okazało się, że nie znała całej prawdy. Obudziło ją nagłe i natarczywe pukanie do okna. To wilga Leon dobijał się z jakąś depeszą w dziobku.

- Wstawaj! Masz pierwsze zadanie! I to nie byle jakie! Natychmiast musisz wyruszyć na Wyspę Marzeń w Smoczym Archipelagu! Oto depesza!

- Zadanie? Serio?  Dla mnie?

- Ojoj… - zniecierpliwił się Leon. Nie gadaj tyle. Zrzucił list na sekretarzyk i odleciał.

Nella otworzyła kopertę i przeczyta:

                                                                                                   Kwiatowa Wyspa,
Dzień Tęczowej Herbatki

Droga Nellu!

Oto pierwsze wróżkowe zadanie dla Ciebie. Udaj się na Wyspę Marzeń w Smoczym Archipelagu. Podobno przy domku Królika Maksia pojawił się jakiś nieznany smok, więc zapanował zupełny chaos. Sprawdź, co się tam dzieje, porozmawiaj z tym smokiem i natychmiast, gdy rozwiążesz problem, wyślij do mnie depeszę z informacją. Żółtobrzuszek czeka na nią obok króliczego Domku Marzeń.

                                                                             Liczę na Ciebie, Kolorowa Królowa

Nella spakowała różdżkę i magiczny pyłek do plecaka, chwyciła podróżny klucz… i już miała otworzyć drzwi do Wyspy Marzeń, gdy nagle w jej pokoju pojawiła się Mama z Klarcią.

- Nellu, musisz dziś zaopiekować się siostrą. Dbaj o nią. Wrócę najszybciej, jak się da!

Mama nie dała nawet szansy na wyjaśnienia, że to absolutnie niemożliwe... Po prostu wyszła.

- Jestem dobrą siostrą! – Pomyślała na głos Nella. Chwyciła Klarę za rękę i  po chwili stały już pod drzwiami Maksia.

- Królik wyraźnie na nie czekał, bo natychmiast rozległ się cichy dźwięk dzwoneczka i drzwi otworzyły się szeroko. Dziewczynki pokonały 123 stopnie (zupełnie jak królewna Apolejka) i po chwili witały się z Królikiem. Ten bez zbędnych ceregieli poprowadził je do małego okienka na tyłach domku i wskazał ręką na wielki konar, na którym siedział dziwny smok i rozglądał się niepewnie po okolicy.

- Królik nadmienił, że z jego powodu wszystko stanęło na głowie. Żaba siedzi na ławce przed domem razem z Lisem, bo boją się hasać w zaroślach. Żółw też nie wyleguje się nad jeziorkiem, tylko dzielnie trzyma wartę. Żółtobrzuszki tak drżą ze strachu, że aż całe drzewo Domku Marzeń wibruje. Nawet marchewki w skrzyni przestały plotkować, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Jedynie Myszka Sza buja się beztrosko w hamaku, a Kot Czaruś czyta sobie spokojnie i uśmiecha się, jakby coś wiedział.

Jako że był dzień Tęczowej Herbatki, Królik przywołał Imbryk, który wypełnił ich filiżanki cudownym naparem. Klarcia natychmiast chwyciła Imbryk za ucho i bujała się na nim jak na huśtawce. Imbryk fukał niezadowolony, ale ani Królik, ani Nella nie mieli teraz czasu, by go ratować.

Debiutująca Wróżka wzmocniona magiczną herbatką rozwinęła swoje skrzydełka, powtórzyła zaklęcie uczące rozumienia smoczej mowy i wyfrunęła przez okno. Zbliżyła się do smoka i zaczęła:

- Masz piękne skrzydła. Większe od moich! Co tu robisz?

- Witaj, jestem Smoczycą. Przyleciałam tu z Ziemi. Myślałam, że znajdę inne smoki, ale widzę tylko żaby, żółwie, ptaki i wielkiego królika. No i zupełnie obojętnego kota. Nikt tu nie chce ze mną rozmawiać. Chyba mnie nie lubią. Mówię do nich, a oni uciekają albo trzęsą się tak, że nic nie mogą powiedzieć. Czy ja naprawdę tak strasznie wyglądam? Na Ziemi wszyscy za mną przepadali…

- Ach! - wykrzyknęła Nella. Zatem nikt Cię tu po prostu nie rozumie! Więc wszystko jasne. Natychmiast machnęła trzy razy swoją różdżką w kierunku Smoka, a potem urządziła sobie rajd od jednego mieszkańca Wyspy Marzeń do drugiego. Wszędzie rozpylała magiczny pyłek poliglotów zapewniający rozumienie istot ze wszystkich wszechświatów. Po kilku minutach problem był rozwiązany. Smok siedział na ławeczce obok Lisa i Żaby przed króliczym Domkiem Marzeń, a wokół niego tłoczyli się mieszkańcy wyspy. Wszyscy chcieli poznać historię niezwykłego gościa. Okazało się, że przybrał smocze imię Smokot i dzięki mapie Kota Czarusia i Myszki Szy zaraz wyruszy na Smoczą Wyspę.

W międzyczasie Klarcia wdrapała się Smokotowi na kolana, wspięła się na paluszki coś wyszeptała mu do ucha. Smokot z kolei szepnął coś do Nelli, ta skinęła głową i wtedy zaszumiały wielkie skrzydła! Smokot okrążył trzy razy Domek Marzeń z Klarą na grzbiecie. Potem posadził ją delikatnie na ławeczce obok drzwi, zaryczał na pożegnanie i odleciał.

Teraz rozległy się brawa i wiwaty na cześć wróżki Nelli. Wszyscy ściskali się, popijali tęczową herbatkę z miodem od pracowitych pszczółek, a Pani Sowa spisywała ostatnie wydarzenia w Wielkiej Kronice Wyspy Marzeń. Nella kłaniała się wszystkim grzecznie i dziękowała, a w ręku trzymała już list do Królowej.

                                                                                                              Wyspa Marzeń,
Dzień Tęczowej Herbatki

Szanowna Kolorowa Królowo!

Zadanie wykonane! Magiczny pyłek poliglotów rozwiązał problem. Po prostu nikt tu nie znał smoczego języka! Ach, jak cudownie jest być wróżką i pomagać innym! Dziękuję za moje pierwsze zadanie!

                                                                                Przesyłam ukłony, wróżka Nella

PS

Klarcia też pragnie być wróżką, czy mogę ją zabierać na nasze spotkania? Mama by się ucieszyła:)


04 stycznia, 2023

Bajka w piernikowej chatce (Ciasteczkowe bajki 12.)


Mistrz Milander Śmietanko objął w posiadanie Cynamonową Wyspę już dobry rok temu. Używał z namysłem magicznego zaklęcia, żeby żadnej prośby nie zmarnować na bzdurki. Jego miasto nie miało sobie równych. W żadnym zakątku żadnego ze światów ciekawski podróżnik nie znalazłby czegoś podobnego. Każda z uliczek lśniła innym lukrowym kolorem. Była Błękitna, Indygo, Pomarańczowa, Złota, Czerwona, Śnieżnobiała i… Ach, ach! I jakie tylko chcecie. Wszystkie kamieniczki nie tylko pachniały, ale też były całkiem zaczarowane. Można było odłamać kawałek cynamonowej okiennicy, skubnąć lukru, chrupnąć słuszny kawałek czekoladowej klamki, a po chwili wszystko było na powrót nienaruszone i świeżutko pachnące. To był jeden z najlepszych pomysłów na cynamonowe zaklęcie, jakie Mistrz Śmietanko stworzył.

Właśnie mijał rok od niezwykłych wydarzeń ostatniego Festiwalu Ciasteczek „Mniam!”. Mistrz Milander nie musiał już z nikim rywalizować! Od tego roku był jurorem oceniającym ciasteczkowe popisy innych cukierników. To sprawiało, że spodziewał się tłumu świątecznych turystów, którzy już przybywali z najdalszych archipelagów, by podziwiać jego Cynamonową Wyspę.

Oczywiste było, że wszystkie kolorowe, lukrowane uliczki były wszystkim dobrze znane! Szafirnet roił się od cudownych zdjęć milionów podróżników, którzy uwielbiali robić sobie selfi w cynamonowych zaułkach. Milander potrzebował więc nowości! Postanowił, że sam wypiecze kolejne budowle i ani razu nie użyje zaklęcia. Oczywiście, z wyjątkiem tego końcowego, które będzie odświeżało konstrukcje. Głowił się już od lata, aż w końcu olśniła go myśl, że najlepsze pomysły mieszkają najbliżej! Wyciągnął tekturowe pudło pełne zapomnianych prawie fotografii z dzieciństwa. Tak! Znalazł! To było to! Tego potrzebował!

Ze starych fotografii radośnie zerkały na niego czekoladowe oczy PIERNIKOWYCH CHATEK! Tak! Miał tych zdjęć niemało! Sam je zrobił! A właściwie robił je każdego roku, gdy dostawał taki słodki prezent od wróżki Niu! Najpierw zdjęcie, a potem podjadanie! Niu wypełniała chatkę słodyczami, więc zanim odłupało się kawałek daszku, można było wydobywać słodkie żelki, orzeszki w czekoladzie, rodzynki w lukrze i truflowe kulki ukryte we wnętrzu domku!

Wróżko Niu! Dzięki! To będzie moja nowa uliczka! Uliczka Piernikowych Chatek Wróżki Niu. Nazwa może trochę przydługa, ale trudno! Musi taka być! Milander ruszył do pracy. Nie minął tydzień, a nieopodal sosnowego zagajnika, wzdłuż rzeczki goździkowego lukru – rozgościły się cudowne piernikowe chatki. Nowy zapach przebił wszystkie dotychczasowe, a właściwie uzupełnił je i wzmocnił. Piernikowa nuta rozsnuła się po wszystkich zakątkach Wyspy. Każdy turysta, który na nią wkroczył, widział najszczęśliwsze chwile swojego dzieciństwa. Pojawiały się jak lekka mgiełka otulająca piernikowe chatki. Wszyscy widzieli tę mgiełkę, ale każdy dostrzegał w niej własne, zapomniane czasem chwile szczęścia, które powracały wraz ze wspaniałymi słodyczami wypełniającymi chatki.

Milander był szczęśliwy! Udało mu się! Każdego dnia przechadzał się wzdłuż piernikowych chatek i z radością dodawał nowe słodycze. A to mięciutkie marcepanowe gwiazdki, a to srebrne i różowe lizaczki albo marmoladki w cukrze. Nie muszę dodawać, że sława Cynamonowej Wyspy sięgnęła tego roku krańców kosmosu. Pojawiło się nawet nowe powiedzonko oznaczające stan błogości, spokoju i szczęścia: Jestem w piernikowej chatce! Czy Mistrz Milander potrzebował w życiu czegoś więcej? No cóż, wszyscy znają odpowiedź!

14 listopada, 2022

Bajka gąsienicy Kari (Misiowe bajki 7.)


- Uwaga! Uwaga! Pociąg Gąsienicowy wjeżdża na stację! - Podróżni! – Szykować się! -wrzeszczy na cały dom Kari. Jej kolorowe łapki przebierają najszybciej, jak mogą.

-Tia! – odkrzykuje radośnie Panna-Dziewczynka i zajmuje szybciutko miejsce gdzieś między fioletowym, a czerwonym. Oczywiście, musi też wsiadać miś Chrapuś, pajacyk Senek i ma się rozumieć Kocurka. Ale Kocurki nie ma! Nie ma i nie ma! Kari postanawia więc ruszać bez niej. Daje sygnał i wolniutko rusza z miejsca, a potem coraz szybciej robi kilka tras wokół domu, aż do momentu, gdy Nati zainteresowana czymś, co dostrzegła po drodze, wyskakuje z pędzącej gąsienicy i rozpoczyna nową zabawę.

- Kiedy przychodzi czas na jedzonko, Nati niesie w misiowej miseczce na przykład owoce. Wtedy Kari natychmiast pierwsza dopada do czerwonego stoliczka i kładzie na nim grzecznie pyszczek. Czeka, ale rzadko udaje jej się to czekanie.

- Skubnę tylko troszeczkę… dwie borówki, kawałeczek mango… przecież muszę mieć siłę na te podróże… - usprawiedliwia się przed samą sobą. Ale nie musi! Nati uwielbia jeść ze swoimi zabawkami, to takie misiowe!

Czytanie bajek też jest misiowe, najbardziej na świecie. Tej przyjemności nie opuszcza nikt. Natusia wybiera książeczki, sadowi się na kolanach babci, a wszystkie zabawki tłoczą się, żeby dobrze widzieć obrazki. Jest taki gwar, śmiechy i piski, że musi paść pierwsze słowo, żeby się wszyscy uciszyli. Kari wieczorem przysięga, że gdy babcia czyta, ona widzi, jak słowa zamieniają się w kolorowe obrazki i płyną niczym chmurki po niebie w pogodny dzień. Jest jasne jak słońce, że każda chmurka paraduje przed Natalią i przed gąsienicą też, przeczcież, oczywiście…

Dziś z samego rana wybuchła nowa awanturka. Kari przechwalała się jak co dzień:

- A wczoraj, to w czasie przejażdżki odkryłyśmy z Nati kryjówkę Pani Kotki! O tam! Za zasłoną!

- Chyba zmyślasz - zawołał dywanik - przecież Pani Kotka ma swój domek w rogu pokoju, nie musi szukać kryjówek.

- No chyba że przed tobą - zawołała wesoło piłka Mania.

- Nie jesteś, Kari, najważniejsza! – przekrzykują się puzzle.

- My też jesteśmy ważne! I my! I my! – wołają układanki, pluszaki i kredki. Ale Kari się nie przejmuje i nie słucha ich. Po prostu wie swoje i już!

Wieczorem, gdy cały świat ziewa i  czeka na słodkie sny, a potem razem z nimi zasypia bezpiecznie w łóżeczku, gąsienica przywołuje Panią Kotkę. Uwielbia słuchać jej cichego mruczenia. Czasem nawet przeprasza za codzienne przechwałki…

Pani Kotka tylko się uśmiecha, zna przecież dobre serce Kari. Więc w absolutnej zgodzie układają się wygodnie w fotelu i czekają na następny, niezwykły, Nataliowy dzień.


16 października, 2022

Bajka Pogodnego Miasteczka (Pogodowe bajki 9.)


Kredkowanie Świata przeminęło. Liście rozlokowały się już na Jesiennej Wyspie. Teraz wszyscy rozprawiali o nowych, śnieżnych kożuszkach. Brzozy przechwalały się, że tylko one noszą zawsze lekkie jak puch wdzianka, znacznie piękniejsze od ciężkich kapot jodełek i sosen.

Jeżyk Tuptuś uśmiechał się, słysząc te przechwałki. Sam też szykował się do zimy. Wyciągnął przed domek wielki kufer z zimową odzieżą i dokładnie sprawdzał, czy wszystko jest w należytym porządku. Kiedy wziął do łapek kurtkę z kapturem, pojawiła się Pani Kotka.

- Co tam, Tuptusiu? Dziś bez myszki?

- No tak, Sza przenosi się do miasta. Wróżka Niu podarowała jej trochę magicznego pyłku, więc błyskawicznie poradziła sobie z przeprowadzką. Przyznam, że nudno tu bez niej, zawsze coś wesoło opowiada i nigdy nie strzela fochów, lubię ją za to.

- A co to za fikuśna kurteczka, zainteresowała się pani Kotka, żeby zmienić niewesoły temat.

- Ach, zaśmiał się jeżyk, to niezła historia jest! Kiedyś na Pogodnej Wyspie dla żartu kupiliśmy z kolegami te kurtki, które mają kapturki w kształcie czerwonych jabłuszek. Gdy jeżyk zakłada taki strój, wygląda, jakby dźwigał na grzbiecie wielkie jabłko. Kiedyś, gdy wracaliśmy z Pogodnego Miasteczka, jakiś człowiek nas dojrzał i rozpowiedział natychmiast, że nosimy na grzbietach jabłka! Co za historia! Ludzie powtarzają ją od lat, mimo że to przecież niemożliwe, dziwię się, że są tacy łatwowierni!

- Ja się tam nie dziwię, mieszkam z jedną taką ludźką, naprawdę czasem mnie zdumiewa! Ale cóż, przywiązałam się do niej, więc łykam wszystkie bajki, jakie wypisuje!

- No wiesz, w naszym świecie wszystko jest bajką!

- No, no, ale filozof z ciebie! Lepiej powiedz, jak z biletami do Pogodnego Miasteczka. Słyszałam, że idą jak woda!

- To prawda, zima nadchodzi sroga, więc każdy pragnie tam pojechać. I podobno wróżki pracowały całe lato, więc będzie piękniej niż kiedykolwiek. Miasteczko rozrosło się wspaniale i zajmuje już całą Pogodną Wyspę! Zawsze słońce, temperatura idealna dla wszystkich, śpiew ptaków, szum wody, motyle, kwiaty, relaksująca muzyka i wszystko czego dusza zapragnie. Żadnych ulew, zamieci, powodzi, gradobicia ani piorunów. I błota, oczywiście. Nieustające wczesne lato z truskawkami, malinami i papierówkami… - rozmarzył się Tuptuś.

- Papierówkami? A cóż to takiego? – zdziwiła się Kocurka.

- To wczesne kruche jabłuszka, mniam, mniam…

- No ja nie przepadam w zasadzie, ale powąchać mogę… - bez przekonania stwierdziła Kotka.

Jeżyk wyciągnął z kufra plik zdjęć z wypraw do Pogodnego Miasteczka! Tylko popatrz! Jakie kolorowe domki, aż chce się w nich zamieszkać!

- To prawda, ale... ach! Co widzę! - krzyknęła Kotka a jej oczy zrobiły się wielkie i okrągłe, zupełnie jak namalowane:)

- Koty! Tam były koty! Pewnie dzikie… Ale pewności nie ma… czyli może i my, domowe koty też możemy starać się o bilety do Pogodnego Miasteczka? – Kotka była wyraźnie poruszona.

- A czemu nie! Jesteście zwierzakami jak wszystkie inne, a że mieszkacie z ludźmi… Cóż, nikt nie jest doskonały…

- Tuptusiu, jesteś prawdziwym przyjacielem, dziękuję! Baaaardzo….

I tyle ją jeżyk widział.

- Nuf, nuf – zamyślił się… - Ale co ona zrobi ze swoją ludźką, jeśli wyjedzie?

08 czerwca, 2022

Bajka truskawkowa (Owocowe bajki 7.)

    Było upalnie. Turyści wpadali do Czereśniowej Spiżarni i wypadali, ale jakoś wolniej, bo wśród regałów chłodzonych magiczną mgiełką było bardzo przyjemnie. Mimo to Pani Kotka co chwila wydzierała się wniebogłosy, bo przecież futra zdjąć nie mogła. A szkoda, myślała, wciskając się prawie pod nogi Pana Schowka. Senna atmosfera doturlała się do samiutkiego południa. Gdy zegar z wilgą wybił 12, rozległ się świdrujący dźwięk zgrzytającego w zamku klucza. Przed oczami Spiżarnian zawirowało potężne tornado barw i zapachów. Cóż to było? Oczywiście, wróżka Niu we własnej piękności:) spłynęła na środek Spiżarni, uciszyła zgrzytanie i dała ręką znak, że chce przemówić. Przynajmniej tak się wszystkim wydawało. Przez chwilę Niu lewitował blisko kąta Pana Schowka. Potem jej szafirowa różdżka wykonała jakiś dziwny taniec i stało się. Obok lewego regału pojawiły się przedziwne, barwne drzwi, które z wolna zaczęły się uchylać. Wtedy Niu zaśpiewała lub wyszeptała, trudno to było ocenić.

-Zapraszam do Truskawkowej Lodziarni!

Wszystkie oczy wlepiły się w jeden punkt. Zza otwartych drzwi wyfrunął elegancki jak zawsze wilga Leon i krzyknął:

- Proszę zamawiać! Mamy dziś same truskawkowe smakowitości! Dla kogo sorbet? Komu lody z kawałkami najsłodszych truskawek? Kto chce mrożony mus? A może niezrównaną frużelinę w białej czekoladzie z miętową nutą?

  Tego już było za wiele. Gdy pod sufitem zaczęły wirować truskawkowe babeczki - pani Kotka zaszlochała, bo zupełnie nie wiedziała, co wybrać! Reszta miejscowych dołączyła do niej i zamiast szału radości, o półki rozbijały się fale rozpaczy. Gdy środkiem zaczął płynąć porywisty strumień łez, Niu klasnęła w dłonie i nagle do wszystkich, ale to dosłownie do wszystkich podpłynęły niewielkie tace, a na nich malusieńkie porcje każdego cudownego specjału w przezroczystych minipucharkach. Kocurka wrzasnęła i z szałem rzuciła się najpierw na sorbet, bo tak pachniał, że nie dało się myśleć o niczym innym. Pozostali ruszyli w jej ślady. No i tłum turystów, niczym barwny, wijący się wąż, natarł szturmem po truskawkową zdobycz.

Niu lewitowała i uśmiechała się, jak to ona. Nieśmiały Pan Schowek wyczarował dla niej bransoletkę z błyszczących kamieni, które wyglądały jak najświeższe truskawki tylko co zerwane z krzaka. Oprawione w misterne, srebrne oploty, stały się w jednej chwili najcenniejszym skarbem wróżki.

18 maja, 2022

Bajka czereśniowa (Owocowe bajki 6.)


    To było coś, czego jeszcze nie było! Nigdy! Nigdy – w Czereśniowej Spiżarni! Właściwie jak zawsze zaczęło się od nieustannego marudzenia Pani Kotki, która pomiaukiwała, mruczała głośno jak lew i nic nie chciała mówić. Pan Schowek był już bardzo zniecierpliwiony, gdy niespodziewanie odezwał się słój z Eliksirem Młodości:

- Muszę przyznać, że mam takie samo zdanie jak Pani Kotka…

- I ja też! I ja! I ja! Zaczęli się wszyscy przekrzykiwać.

- Nic z tego nie rozumiem. O co Wam chodzi – prawie wykrzyknął Pan Schowek.

- Mówcie po kolei. Najpierw Pan Eliksir, proszę!

- No bo… no bo ja… no….

- Ojoj! -wykrzyknęła Pani Cytrynka. - To już ja powiem! Strasznie tu u nas… tak samo. To znaczy... chyba... nudno! Stale te konfitury i soki, i marmolady… A my byśmy chcieli jak gwiazdy! Jakiś pokaz mody, premierę czegoś albo chociaż przedstawienie…

        Gdy Pani Cytrynka kończyła mówić, coś zaszumiało i jakby poturlało się. Za plecami Pana Schowka otworzył się magiczny portal, w którym coś zachichotało! Wszyscy odwrócili się jak na komendę i ujrzeli niezwykle kolorowych i radosnych gości wpadających wprost na środek Czereśniowej Spiżarni. Zanim ktokolwiek otworzył usta, by o coś zapytać, rozległ się radosny chórek:


To my - Czereśnie czerwcowe!
Bardzo modne i światowe!
Na pokaz mody Was zapraszamy,
Bo odlotowe kreacje mamy!

Z nami kolczyki założysz na uszy,
Z nami każdy kapelusz Cię wzruszy!

Zieloną sukienkę zamówisz i glany,
Na całej wyspie staniesz się znany!

Aaaaa! Iiiiiiii! Uuuu! Ach, ach!
Być modnym - to żaden strach!

Spiżarnia zamarła po prostu. Czereśnie płynęły pod samym sufitem jak obłoczki, zdejmowały kolorowe kapelutki, machały nimi, szeleściły zielonymi, liściastymi falbanami i filuternie puszczały oczka do oniemiałych Spiżarnian. Nikt nie mógł oderwać wzroku od wspaniałych, czereśniowych kolczyków i zawieszek, które błyszczały jak żywe. I jeszcze pierścienie! Tak, czereśniowe pierścienie! Piękniejsze od drogocennych, królewskich kamieni.

Hałasy i muzyka sprawiły, że do Czereśniowej Spiżarni zaczęli zbiegać się mieszkańcy Owocowej Wyspy i turyści. Nie wiadomo skąd zjawili się najsłynniejsi dziennikarze ze wszystkich Archipelagów Szafirowego Jeziora! Flesze błyskały jak fajerwerki w sylwestra!

Eliksir Młodości szepnął do Nalewki Pigwowej:

- Założę się, szanowna Sąsiadko,  że Wróżka Niu i, ma się rozumieć, Wróżka Tysiąca Emocji lada chwila do nas dołączą!

Oczywiście, Eliksir się nie mylił. Wróżki zjawiły się po jakimś kwadransie. Natychmiast pochwyciły bajeczne, czereśniowe kolczyki i liściaste chusty, żeby pięknie wirować w tańcu.

Zabawa rozkręciła się w najlepsze! Pan Schowek wyczarował na skwerku przed wejściem do Spiżarni wielką podłogę do tańca, a Pani Kotka niespodziewanie przybrała pseudonim DJ Pantera i miksowała w najlepsze!

Tylko   Pani Cytrynka nie mogła się zrelaksować, bo cały czas myślała o tym, jak to możliwe, że tylko co pomyśleli o wielkiej imprezie, a ona sama do nich przyfrunęła, wpadła, wdarła się, wturlała i zawirowała… ta impreza… To znowu czary jakieś chyba… Serio…


Bajka jagodowa (Owocowe bajki 5.)


             Zbliżało się lato, wszyscy zajadali się truskawkami, czereśniami i wczesnym agrestem. Było ciepło, radośnie, smacznie i bardzo spokojnie. Aż tu niespodziewanie pojawił się Gołąb Zbyszek z ważną wiadomością od Kolorowej Królowej. Natychmiast potrzebna jest wielka dostawa jagód i borówek. Na Kwiatową Wyspę już za trzy dni przybywają z oficjalną wizytą władcy okolicznych światów i pragną skosztować słynnych jagodzianek, a w królewskiej kuchni tylko truskawki i czereśnie! Pan Schowek natychmiast zorganizował wyprawę na Jagodowe Polany. Znał dobrze Jagodowego Króla, więc wierzył, że przywiezie to, czego potrzebowali na Kwiatowej Wyspie.

              Minęły dwa dni, a Pana Schowka ani widu, ani słychu. Wszyscy martwili się, ale nikt nie narzekał, żeby nie zapeszyć. Dopiero wczesnym rankiem trzeciego dnia wyprawa z Jagodowych Polan powróciła. Czereśniowa Spiżarnia ożyła w jednej chwili. Wszystkie wolne miejsca zapełniły kosze jagód i borówek.  Błyszczały na nich jeszcze krople porannej rosy, więc wyglądały jak wystrojone na bal.

O zmierzchu przybył Pan Pączuś - Królewski Cukiernik. Jednym mały machnięciem ręki stworzył wejście do zaczarowanej królewskiej kuchni i się zaczęło. Panny Jagodzianki i panny Borówczanki uwijały się jak pszczółki. Razem z Mistrzem Pączusiem wyczarowały cudowne, pachnące i puszyste drożdżówki. Napełniły wielkie butle gęstym, jagodowym sokiem, a pękate słoje - konfiturami jagodowymi. Oczywiście, nasypały też do płóciennych woreczków suszonych owoców, bo wszyscy wiedzą, że napar z nich jest najlepszy na bolące brzuszki.

Pani Kotka krążyła wokół magicznych drzwi i zaglądała do środka, miaucząc dość donośnie. Martwiła się, czy aby wystarczy tych smakołyków dla ich Czereśniowej Spiżarni! Na całej Owocowej Wyspie roznosił się bowiem zapach słodkich, jagodowych drożdżówek, więc kolejka łasuchów wiła się jak Wisła na równinach. Na szczęście, gdy Mistrz Pączuś ruszył ku królewskiej Kwiatowej Wyspie – półki Czereśniowej Spiżarni zapełniły się przysmakami dnia! Natychmiast też znikały jak kamfora z półek, zapełniając spiżarnianą kasę.

    Aaaa, cieszyli się wszyscy, teraz Pan Schowek na pewno natychmiast kupi nam wygodniejsze półki i kosze… Ale Pan Schowek jak zwykle gdzieś się schował i nie było wiadomo nawet, czy usłyszał, o czym marzą  Spiżarnianie. 

02 lutego, 2022

Bajka jabłkowa (Owocowe bajki 1.)

Królewskie Spiżarnie były znane nie tylko na Archipelagach Szafirowego Jeziora. Chętnie odwiedzali je Ziemianie i inni kosmici. Cudowny zapach słodkich marmoladek, konfitur, miodu i suszonych śliwek uwielbiali wszyscy. Jednak największą popularnością cieszyły się nisze ze świeżymi owocami. Gdy na Ziemi rządziła zima, nie brakowało chętnych, którzy pragnęli zapachu jabłek, malin albo poziomek. Wpadali na Spiżarnianą Wyspę z tęsknoty za agrestowym, miętowym latem.

Inaczej było z mieszkańcami Spiżarnianej Wyspy. Słodkie gruszki i dorodne jabłuszka stale miały rajskie wakacje. Opowiadały więc sobie o czarodziejskiej, ziemskiej zimie i o puszystym śniegu. Pani Śliweczka twierdziła, że nie ma nic pyszniejszego od zmrożonych, śnieżnych gwiazdeczek. Można je zajadać jak krem bezowy, gdy spadają wolniutko z nieba wprost do ust! Jabłuszko Grinn od razu postanowiło poprosić wróżkę Niu o wyczarowanie tego smakołyku. Wróżka najpierw śmiała się radośnie z tego pomysłu, ale na koniec postanowiła urządzić ciekawskim owocom pokaz.

 Grinn dostało kożuszek z bezowej pianki i szal z dorodnych, dębowych liści. Znalazł się też kapelusz ze słonecznikowych kiełków, więc od razu się spociło. Gdy wielkie, szafirowe wrota Owocowej Spiżarni się uchyliły, poczuło, że bieleje jak lodowe tapety salonu z sorbetami. Otulił je chłód i nagle nie było w stanie turlać się dalej! Wróżka Niu dmuchnęła lekko i okrągłą, ciekawską buzię  otoczyła mgiełka cudownych, ażurowych gwiazdek. Na delikatnej skórce Grinn śnieżynki topiły się i po chwili zamarzały, więc Jabłuszko wyglądało jak polukrowane. Miało wrażenie, że pokrywa je szklany pancerz, więc zaczęło machać szalem i wołać do wróżki:

 - Już dość! Chcę wracać! Zaraz przemeldują mnie do Spiżarni Mrożonek! Aaaaaaaaaaa!

Wróżka, jak to ona, zawirowała, zaśpiewała i… Jabłuszko ocknęło się na swojej półce, wygodnie ułożone w mięciutkich wiórkach. Rozejrzało się i zrozumiało, że wszyscy czekają na relację…

-Kochani! Te gwizdki są naprawdę niejadalne! Do tego to jakieś Supergwiazdki, bo mają moc zamrażania! Ledwo udało mi się ujść z życiem z tej lodowej zbroi, w którą mnie zakuły! Cieszmy się swoim ciepłem i zapachami! Niech żyje Krem Bezowy! I Marmoladki! I Konfitury! i….  cała Owocowa Spiżarnia! No!


05 stycznia, 2022

Bajka cynamonowego miasteczka (Ciasteczkowe bajki 11.)

        Pan Milander Śmietanko zwyczajnie miał pecha. Chciał ostatni raz przygotować swoje specjały na Festiwal Ciasteczek – „Mniam!” i odejść na zasłużoną i wyczekiwaną emeryturę. Ale nic z tego! Akurat dziś musiał się zdrzemnąć po śniadaniu! Wszystko było elegancko spakowane i sprawdzone sto razy. Właściwie to problem tkwił w tym, że było gotowe za wcześnie! Do popołudnia trzeba było czymś wypełnić kilka godzin, więc Pan Śmietanko postanowił się zdrzemnąć. Z błogiego snu wyrwały go eksplozje sztucznych ogni na niebie i wielki, błyszczący nad Ciasteczkową Wyspą, werdykt, obwieszczający kolejny sukces jego serdecznej przyjaciółki – Maliny.

    Pewnie myślicie, że Mistrz był rozżalony, zły a może nawet wściekły na siebie? Nic z tych rzeczy! Na rumianej twarzy cukiernika pojawił się szczery uśmiech.

- Ach, no bardzo dobrze! Doskonale nawet! Teraz ja wkroczę do akacji! Tak pomyślał Milander i dziarskim krokiem ruszył ku swojemu pojazdowi. Po chwili był już przy festiwalowych stoiskach. Najpierw pobiegł do Maliny, żeby jej pogratulować i spróbować zwycięskich przysmaków. Oczywiście, był zachwycony, poprosił o zapakowanie kilku rurek na wynos i pospiesznie wrócił do swojego auta. Otworzył je i jednym zgrabnym: -hokus-pokus! – wypakował swoje wypieki na miodowe stoisko przygotowane właśnie dla niego.

-Oj, spóźniłeś się, drogi Milandrze, krzyknęła bez troski w głosie Biaszka Babeczkowa.

-Ależ skąd, jestem w samą porę! – odkrzyknął Milander i otworzył pudła ze swoimi wypiekami. Wyspa znieruchomiała. Cudowny zapach cynamonu, wanilii i orzechowego lukru wypełnił nawet najmniejsze zakątki.

- Co to? – Co tak przecudnie pachnie? Zapytała Malina i tak jak wszyscy rzuciła się ku stoisku Milandra Śmietanki. Widok ją oczarował, a może trzeba powiedzieć: zaczarował. Ujrzała cudowne, kręte uliczki, błyszczące dachami lukrowanych kamieniczek, radosne jak stado wełnianek brykających po Smoczej Wyspie. Stały jak żywe. Miało się wrażenie, że w oknach błyszczą światła, kominy snują smużki ciepłego dymu, a powietrze przepełnione jest radosnym zapachem. Można było się przyglądać bez końca, bo niezwykłe, cynamonowe miasteczko ukazywało wciąż nowe oblicze, jak przesuwana palcem mapa Google.

     Zaczarowani cudownym widokiem Ciasteczkowianie nie zauważyli nawet królewskiego orszaku, który pojawił się nagle, nie wiadomo skąd. Para królewska pochyliła się nad zaczarowanym, cynamonowym miasteczkiem i wtedy rozległy się cichutkie szepty, a nawet chichoty. Tak! To hałasowały kamieniczki! Popychały się, zmieniały bieg uliczek i każda wyciągała szyję strychu, by dostrzec wszystkie cudowne wróżki z orszaku. Królową i króla widziały w całym malachitowym majestacie.

    Milander Śmietanko skłonił się nisko i bardzo elegancko, a Kolorowa Królowa przemówiła.
- To zaszczyt podziwiać Twoje cukiernicze arcydzieła - Milandrze. One nie są jak żywe! One żyją! Dlatego właśnie za radą Królewskiego Cukiernika – Pana Pączusia - postanowiliśmy stworzyć nową wyspę Słodkiego Archipelagu. Zamieszkają tam wszystkie cynamonowe kamieniczki i domki. A Ty, drogi Milandrze, będziesz ich doglądał i strzegł. Otrzymujesz od nas „cynamonowe zaklęcie”, którym stworzysz na swojej wyspie wszystko, czego zapragniesz!

Milander zaniemówił ze wzruszenia i pomyślał:
- Zawsze przeczuwałem, że najważniejsza w życiu jest smaczna drzemka😊

04 stycznia, 2022

Bajka nadziewanych rurek (Ciasteczkowe bajki 10.)


Na Ciasteczkowej Wyspie panował istny galimatias. Wszyscy pędzili z pakunkami, rozglądali się, czy nie są czasami śledzeni, a nawet latali na inne archipelagi po zakupy, żeby tylko nikt nie odkrył, jaki smakołyk mają zamiar przygotować na Festiwal Ciasteczek – „Mniam!”.

Malina zupełnie nie miała pomysłu, co upiec. Wszystko już było!

- Chyba w tym roku dam sobie spokój. Już mam przecież ostanie trzy „Złote Puchary Mniam, Mniam”. Trzeba dać szansę innym… - głośno myślała.

- Co takiego? - zadrżała Pani Kotka!  - Co to, to nie! Absolutnie – Nie! I Nie!

Pewnie dziwi Was oburzenie Kocurki, która rzadko jada słodycze. Otóż, niesłusznie. Od słynnej „błękitnej zimy”, kiedy to nadmiar słodyczy okazał się zabójczy dla żołądków Ciasteczkowian, Kolorowa Królowa  zdecydowała, że każdy „Puchar Mniam, Mniam” będzie wypełniony dla równowagi pachnącą, smakowitą szyneczką. Pani Kotka wiedziała o tym doskonale! To właśnie ona dostawała przecież zawartość pucharów wygrywanych przez Malinę. I nagle miałaby to wszystko stracić? Zrezygnować bez walki? Nigdy!

Natychmiast jak szalona rozpoczęła akcję ratunkową -  „Inspiracja”. Wyskoczyła na środek kuchni i rozpoczęła pantomimiczny popis! Pani Kuchnia zamarła ze zdziwienia. Nawet Malina po chwili zaczęła bacznie obserwować Kotkę.

- O Królowo! Z Kocurką niedobrze! Strasznie się miota! Może to grypa… - martwiła się.

- Albo - co gorsza – dorzucił Pan Piekarnik – jakaś wirussss… - ostanie słowo wysyczał, ze strachu, żeby nie obudzić Licha.

- Co Wy, jaki wirus, jaka grypa, toż to INSPIRACJA!

- Widzę, że pora na magiczną mąkę. – zawyrokowała Pani Torebka i zdmuchnęła nieco białego pyłu na Kocurkę…

Wtedy rozległo się donośne: - Co za głąby, nie znają się na sztuce, czy coś…

Wszyscy wstrzymali oddech, a Malina rozpromieniła się absolutnie! - O, moja Pani Kotka znów mówi!

- Znów! Ja zawsze mówię! Tylko wy nic bez czarów nie pojmujecie. A ja przecież Was rozumiem… wreszcie widać, kto tu jest wyjątkowy i genialny…

- Tak, zgoda, jesteś genialna. – ucięła te przechwałki Malina. A co właściwie chcesz nam powiedzieć?

- Ja mam pomysł… Doskonały! Szybko wskoczyła na oparcie wiklinowego fotela i zaczęła coś szeptać do ucha Maliny. Wiadomo, tajemnica musiała być.  

        Już po chwili Pani Kuchnia wirowała cudownie jak kłębek włóczki utkany z trawiastej mgiełki i złocistych, polnych, pachnących kwiatów. Dało się też bez wątpienia wyczuć nutę morską i  wyraźny akcent warzywny. Nie minęła godzinka i pudła  smakołyków na Festiwal Ciasteczek – „Mniam!” stały gotowe do podróży.

        Stoisko Maliny zawsze było oblegane, ale tego roku rozgrzało Ciasteczkowian do czerwoności mimo zimy. Przed oczami degustatorów pyszniły się cudowne stosiki złotych i zielonych NADZIEWANYCH RUREK!

- Ale dlaczego są zielone? – zastanawiali się Państwo Rogalikowie.

- A cóż w tym dziwnego? – oburzała się Pani Babeczkowa – ja od lat robię zielony makaron z orzeszkami pistacjowymi…

- Ależ moja droga, toż to festiwal ciasteczek!

      Te komentarze przerwało nadejście Królewskiego Cukiernika – Pana Pączusia. Stoisko Maliny było ostanie, więc wolno sięgnął najpierw po złocistą, nadziewaną rurkę… Zapadła cisza.

     Pani Babeczkowa jęknęła: - Oj, coś ma nietęgą minę… Tak, ja wygram! Ja dziś wygram! Na pewno! Malina nie dała rady! Zwykłe rurki… też mi coś…

    Wtedy Mistrz Pączuś podniósł do ust zieloną rureczkę… Nie wiedzieć skąd, wystrzeliły pod niebo sztuczne ognie! Złote iskry ozłociły stoisko Maliny.

- Nie! No za co? Za rurki?! – wykrzykiwała pani Babeczkowa, a jej łzy spadały na ziemię jak szklane paciorki.

      W tej właśnie chwili na niebie ukazał się werdykt: „Złoty Puchar Mniam, Mniam za cudowne połączenie słodkiego ze słonym, pikantnego z łagodnym, kruchego z kremowym i szmaragdowego ze złotym”.

       Wszyscy rzucili się do stoiska Maliny, by dostać po jednym z tych cudeniek. Wróżka Tysiąca Emocji od razu zaczęła rozsnuwać błogość, zadowolenie, zachwyt i ogólne: MNIAM, MNIAM!😊 Nawet Pani Babeczkowa musiała przyznać, choć z niechęcią, że rukolowe rurki z delikatnym kremem z łososia i piniowe  z nasturcjowym nadzieniem - to był strzał w dziesiątkę!

A wszystko to dzięki łakomstwu Pani Kotki! I już! Mniam, Mniam!

01 stycznia, 2022

Bajka smakowitych gwiazdek z nieba (Ciasteczkowe bajki 9.)

            W kuchni Maliny o zmierzchu pojawił się wieczory gość. To Niebo rozsiadło się wygodnie w wiklinowym fotelu, a jego szafirowy płaszcz rozbłysnął milionem złotych, migoczących gwiazdek. Zrobiło się  bardzo jasno i miło, jakby wnętrze wypełniły ciepłe płomyki świec.

       Malina przygotowała owocową herbatę, a do maleńkich miseczek nałożyła słodkich konfitur z owoców mango. Cała kuchnia zasłuchała się w opowieści o nieziemskim, księżycowym dworze i najnowszym, kosmicznym pokazie mody. Wszystkich ogarnął zachwyt, tylko Pani Waza najwyraźniej wcale nie słuchała. Wpatrywała się w migoczące złotem gwiazdki, które lśniły na szafirowym płaszczu prześlicznie ustrojone w szale ze srebrnego księżycowego pyłu.

- Ach! - westchnęła wreszcie, zbyt głośno, jak na taką magiczną chwilę. – Ja co dnia oglądam tylko zupy, zupy i wciąż zupy. A mnie się marzą wesolutkie, pachnące gwiazdki wprost z nieba, które wypełniają mnie po samą pokrywkę. Bez przerwy wiercą się, gubią złoty i srebrny pył, a zawsze są wesołe i rozgadane, nie to, co bulgocące pomidorówki, rosoły i ogórkowe.

- Ach! Powtórzyło jak echo Niebo. Wzruszyła mnie Pani opowieść - Pani Wazo! Zaraz coś zaradzę! Tylko proszę już się nie martwić. Uśmiech! O uśmiech proszę! I Niebo poszeptało coś do gwiazdek, które zachichotały i zaczęły radośnie podskakiwać. Gdy tak tańczyły, podrygiwały i pląsały, złoty i srebrny pył popłynął wprost do wnętrza Pani Wazy. Wtedy niebo machnęło połą swojego olbrzymiego płaszcza i kuchnię wypełnił zapach lukru, czekolady i najpyszniejszego, miodowego ciasta. Wszyscy zobaczyli piętrzące się w Pani Wazie lukrowane gwiazdki tak piękne i radosne, jak te prawdziwe. Tak samo wierciły się, podskakiwały i radośnie opowiadały o magicznych mocach Nieba.

        Pani Waza wprost szalała z zachwytu. Nagadywała się z gwiazdkami bez końca! Dostała też honorowe miejsce na samym środku stołu w magicznej kuchni Maliny. Od tego wieczoru, była misą na smakowite gwiazdki z nieba, a nie Wazą na zupę. Była po prostu szczęśliwa! 

28 grudnia, 2021

Bajka orzechowych pierniczków (Ciasteczkowe bajki 8.)


         Na Ciasteczkowej Wyspie wszyscy szykowali się do słynnego Święta Pierniczków. Wyspa pachniała jak ledwo otwarte pudełko świeżutkich smakołyków. Każdy najmniejszy zakątek i zaułek wypełniony był cudowną wonią goździków, cynamonu, prażonych orzeszków i słodkiego lukru. Któż by tego nie uwielbiał! Ciasteczkowa Wyspa pełna była turystów z najdalszych wysp Bajkanii, ale też z odległych planet. Ulice zdobiły kolorowe neony w kształcie serc, gwiazdek i reniferów. Girlandy światełek do złudzenia przypominających piernikowe bałwanki i mikołaje, rozświetlały wieczorny mrok. Każdy turysta polował na najpyszniejsze smaki i nowe kształty. W każdej kawiarence można było napić się czekolady z piankami i dokonać degustacji pierników.

       Cukiernicy walczyli o doroczną nagrodę Malachitowego Króla – słynną „Szarfę Malachitowego Pierniczka”. Każdy pragnął ją zdobyć, bo gwarantowała całoroczne dostawy na królewską - Kwiatową Wyspę. Takie zwycięstwo zapewniało dobrobyt i sławę zwycięskiemu cukiernikowi. Oprócz Szarfy Króla, można było też zdobyć „Piernikowe Serce Bajkanii” przyznawane przez mieszkańców wszystkich Archipelagów Szafirowego Jeziora. Ta nagroda zapewniała  sławę i pozycję profesorską w najlepszych ciasteczkowych akademiach Bajkanii.

      Do konkursu szykowały się też jelenie królewskie - Elafus i jego żona Ceri – którzy od lat prowadzili kawiarenkę „Pod Złotym Żołędziem” dla mieszkańców bajkańskich kniei. Przez lata doskonalili swoje przepisy tak, by były nie tylko przepyszne, ale też bardzo zdrowe dla Leśnych. W tym roku wspólnie postanowili wziąć udział w pierniczkowym konkursie. Piekli kolejne blachy pierniczków z wymyślnymi składnikami, ale zawsze coś było nie tak… Pierniczki okazywały się za twarde, za miękkie, zbyt kruche albo szczypiące w język. Bywało, że bolały po nich brzuszki. Wyobraźcie sobie, że Elafus był bliski rezygnacji z konkursu. Cóż z tego, że ich lukier lśnił, jak gwiazdka z nieba, cóż z tego, że gdy podnosiło się ciasteczko do ust, rozlegały się dźwięki tak słodkie, jak miód… Brakowało, niestety, czegoś… jednak ani Elafus, ani Ceri, nie wiedzieli, czego. I nagle, nie wiedzieć skąd, pojawiła się w ich kawiarence wróżka Niu. Szepnęła coś do ucha Ceri, zawirowała zamaszyście i zaśpiewała, a przed oczami zdziwionych jeleni ukazał się nieduży woreczek, który pachniał orzechowo i smacznie. Ceri zerknęła ukradkiem na Elafusa i zawirowała jak Pani Zima w czasie zamieci.

- Jak to, kochana Cerisiu, bez mąki! Pierniczki bez maki! Zdyskwalifikują nas! Zobaczysz! Chyba pochopnie zawierzyłaś wróżce Niu… - martwił się nie na żarty Elafus.

-  Kochany Eli, ależ mamy mąkę! Tylko orzechową! Skoro jest mąka ryżowa, gryczana, kukurydziana i migdałowa, przecież może też być orzechowa!

- Ale nawet jeśli masz rację, to pierniczki nie zdążą zmięknąć do czasu degustacji… - znów zaczął swoje marudzenie Elafus.

- Już przestań, te, będą od razu miękkie, mają przecież cudowną, orzechową recepturę, cokolwiek to znaczy:) – odrzekła rozradowana Ceri.  

      Kiedy pierniczki zaczęły wyskakiwać z piekarnika, całą Ciasteczkową Wyspę wypełnił zapach tak pyszny i bajecznie słodki, że kto żyw pędził do kawiarenki „Pod Złotym Żołędziem”, żeby dostać choć jeden smakołyk. Elafus i Ceri zatrudnili kilka wykwalifikowanych wiewiórek i wspólnie dekorowali pierniczki kwaskowymi powidłami, miodową marmoladą i czekoladą w kilku smakach. Nie zapomnieli też o kropelkach magicznego lukru.

         Do wieczora konkurs był w zasadzie rozstrzygnięty. Pierniczki orzechowe od Elafusa i Ceri podbiły serca wszystkich turystów i mieszkańców Bajkanii. Na ścianie kawiarenki „Pod Złotym Żołędziem” zawisła „Szarfa Malachitowego Pierniczka” oraz „Piernikowe Serce Bajkanii”. To był wielki sukces! Nikt dotąd nie zdobył tych dwóch trofeów jednocześnie!

      Na pamiątkę sukcesu jeleni – cukierników, mieszkańcy wszystkich, nawet najodleglejszych światów stawiają obok talerza z miękkimi pierniczkami z orzechowej mąki, figurki Elafusa i Ceri.

Bajka nadziewanych orzeszków (Ciasteczkowe bajki 7.)


  Takiej awantury na Archipelagach Szafirowego Jeziora nie pamiętały najstarsze wróżki ani nawet mieszkańcy Smoczego Drzewa. A wszystko zapowiadało się spokojnie, słodko, miło i ciasteczkowo, jak to w grudniu bywa, ma się rozumieć.

   Zaczęło się od zaproszenia od Kolorowej Królowej, które spłynęło niespodziewanie na parapet Maliny z samego śnieżnego ranka. Malina obwieściła wszystkim mieszkańcom kuchni, że wieczorem zapewne upieką coś pysznego, bo Królowa zaprosiła ją na NADZIEWANE ORZESZKI, a ona - Malina nigdy ich nie piekła. Liczyła więc na to, że wróci z pudłem pyszności i nowym przepisem. Potem zawirowała, zaszumiała i tyle ją wszyscy widzieli.

  Kuchnia nudziła się baaaardzo, więc gdy na parapecie pojawił się listonosz - gołąb Franek z wiadomością od wiewiórek Basi i Kasi, uradowała się szczerze. Wiewiórki pisały, ze kończą im się w Magicznej Wytwórni Pyszności Panien Jarzębianek zapasy orzeszków laskowych, więc pojawią się za kilka dni po kolejną dostawę. Do listu dołączyły paczuszkę marmoladek obtaczanych w pyle z płatków róż, czyli specjalność fabryki, w której pracowały.

  Pan Okap i Pani Kuchenka odpisali życzliwie, że worki orzeszków czekają gotowe do odbioru. Dodali też, że współczują wiewiórkom rozgryzania twardych skorupek orzechów, kiedy Kolorowa Królowa wypieka pyszne, mięciutkie, nadziewane słodką marmoladą i kremem - orzeszki. Gołąb odleciał i dzień znowu drzemał sobie w najlepsze.

  Po kilku kwadransach na parapet zaczęły spływać coraz to nowe depesze. Od oburzonych wiewiórek z Magicznej Wytwórni Pyszności, od wiewiórek z Jesiennej Wyspy, od wiewiórek z Orzechowego Zacisza … i tak dalej! Stos listów piętrzył się na stole i powoli zasypywał całą podłogę!

- Co się dzieje? Dziwiła się Pani Kuchenka.

- Może przeczytajmy kilka, to się dowiemy. – rezolutnie podpowiedziała Pani Makutra.

- Tak, zróbmy to! – odrzekła pani Kuchenka i zaczęła od najbliższej kartki.

„My, wiewiórki z Jesiennej Wyspy żądamy dostaw mięciutkich, nadziewanych orzeszków! Mamy dość rozgryzania twardych skorupek! Wciąż bolą nas zęby! Żądamy też, żeby krem był orzechowy, a marmolada śliwkowa!”

Treść pozostałych listów była mniej więcej taka sama. Niektóre wiewiórki groziły też zaprzestaniem pracy w magicznych fabrykach, jeśli ich żądania nie zostaną spełnione. Pani Kuchenka, całkiem załamana, jęknęła: - No to narobiłam! Trzeba się było w język ugryźć!

- To fakt! – mruknął pan Okap i dodał: - A tu już kolejne protesty nadlatują z magicznych fabryk, w których wiewiórki urządziły strajk.

  Czarny nastrój wypełnił kuchnię. Groza fruwała pod sufitem bezkarnie, a poczucie winy wyjadało z powodu stresu rodzynki ze słoja. Tylko Pani Kotka chrapała w najlepsze, bo zupełnie o niczym nie wiedziała.

 Tę katastroficzną scenę przerwał powrót Maliny, której towarzyszyła wróżka Niu. Gdy Niu zobaczyła kłębiące się czarne emocje, od progu krzyknęła: - Dajcie spokój, już wszystko jest pod kontrolą! Kolorowa Królowa wie przecież wszystko! Każda, nawet najmniejsza wiewióreczka, dostała kosz mięciutkich orzeszków! I oczywiście zaklęcie, które ten kosz będzie stale uzupełniało!

- Ale ja nie chciałam… jąkała się Pani Kuchenka!

- Nie zrobiłaś nic złego! Uśmiechnij się! Dla ciebie też mamy magiczną formułę, dzięki której zrobisz porcję pysznych orzeszków w sekundę!

- Ach, dziękuję bardzo! Zawsze potraficie mnie uszczęśliwić!

I znów zapanowała bajkowa radość w niezwykłym domu Maliny na Ciasteczkowej Wyspie.