Pokazywanie postów oznaczonych etykietą smoczyca. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą smoczyca. Pokaż wszystkie posty

10 października, 2023

Bajka tajemnic Domku Marzeń (Smocze bajki 13.)



Wróżka Nella miała pełne ręce roboty. Właśnie wczoraj otrzymała od Kolorowej Królowej swoją magiczną różdżkę! Tak! Cały wieczór tańczyła ze wszystkimi sławnymi wróżkami na leśnej polanie pod błyszczącymi chmurkami cudownych świetlików! Ach! To było magiczne! E - Wróżka zdradziła jej wiele sekretów skutecznego rzucania zaklęć. Inne wróżki też były bardzo miłe.  

- Życie wróżki jest naprawdę dla mnie! – myślała Nella.

Z samego rana okazało się, że nie znała całej prawdy. Obudziło ją nagłe i natarczywe pukanie do okna. To wilga Leon dobijał się z jakąś depeszą w dziobku.

- Wstawaj! Masz pierwsze zadanie! I to nie byle jakie! Natychmiast musisz wyruszyć na Wyspę Marzeń w Smoczym Archipelagu! Oto depesza!

- Zadanie? Serio?  Dla mnie?

- Ojoj… - zniecierpliwił się Leon. Nie gadaj tyle. Zrzucił list na sekretarzyk i odleciał.

Nella otworzyła kopertę i przeczyta:

                                                                                                   Kwiatowa Wyspa,
Dzień Tęczowej Herbatki

Droga Nellu!

Oto pierwsze wróżkowe zadanie dla Ciebie. Udaj się na Wyspę Marzeń w Smoczym Archipelagu. Podobno przy domku Królika Maksia pojawił się jakiś nieznany smok, więc zapanował zupełny chaos. Sprawdź, co się tam dzieje, porozmawiaj z tym smokiem i natychmiast, gdy rozwiążesz problem, wyślij do mnie depeszę z informacją. Żółtobrzuszek czeka na nią obok króliczego Domku Marzeń.

                                                                             Liczę na Ciebie, Kolorowa Królowa

Nella spakowała różdżkę i magiczny pyłek do plecaka, chwyciła podróżny klucz… i już miała otworzyć drzwi do Wyspy Marzeń, gdy nagle w jej pokoju pojawiła się Mama z Klarcią.

- Nellu, musisz dziś zaopiekować się siostrą. Dbaj o nią. Wrócę najszybciej, jak się da!

Mama nie dała nawet szansy na wyjaśnienia, że to absolutnie niemożliwe... Po prostu wyszła.

- Jestem dobrą siostrą! – Pomyślała na głos Nella. Chwyciła Klarę za rękę i  po chwili stały już pod drzwiami Maksia.

- Królik wyraźnie na nie czekał, bo natychmiast rozległ się cichy dźwięk dzwoneczka i drzwi otworzyły się szeroko. Dziewczynki pokonały 123 stopnie (zupełnie jak królewna Apolejka) i po chwili witały się z Królikiem. Ten bez zbędnych ceregieli poprowadził je do małego okienka na tyłach domku i wskazał ręką na wielki konar, na którym siedział dziwny smok i rozglądał się niepewnie po okolicy.

- Królik nadmienił, że z jego powodu wszystko stanęło na głowie. Żaba siedzi na ławce przed domem razem z Lisem, bo boją się hasać w zaroślach. Żółw też nie wyleguje się nad jeziorkiem, tylko dzielnie trzyma wartę. Żółtobrzuszki tak drżą ze strachu, że aż całe drzewo Domku Marzeń wibruje. Nawet marchewki w skrzyni przestały plotkować, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Jedynie Myszka Sza buja się beztrosko w hamaku, a Kot Czaruś czyta sobie spokojnie i uśmiecha się, jakby coś wiedział.

Jako że był dzień Tęczowej Herbatki, Królik przywołał Imbryk, który wypełnił ich filiżanki cudownym naparem. Klarcia natychmiast chwyciła Imbryk za ucho i bujała się na nim jak na huśtawce. Imbryk fukał niezadowolony, ale ani Królik, ani Nella nie mieli teraz czasu, by go ratować.

Debiutująca Wróżka wzmocniona magiczną herbatką rozwinęła swoje skrzydełka, powtórzyła zaklęcie uczące rozumienia smoczej mowy i wyfrunęła przez okno. Zbliżyła się do smoka i zaczęła:

- Masz piękne skrzydła. Większe od moich! Co tu robisz?

- Witaj, jestem Smoczycą. Przyleciałam tu z Ziemi. Myślałam, że znajdę inne smoki, ale widzę tylko żaby, żółwie, ptaki i wielkiego królika. No i zupełnie obojętnego kota. Nikt tu nie chce ze mną rozmawiać. Chyba mnie nie lubią. Mówię do nich, a oni uciekają albo trzęsą się tak, że nic nie mogą powiedzieć. Czy ja naprawdę tak strasznie wyglądam? Na Ziemi wszyscy za mną przepadali…

- Ach! - wykrzyknęła Nella. Zatem nikt Cię tu po prostu nie rozumie! Więc wszystko jasne. Natychmiast machnęła trzy razy swoją różdżką w kierunku Smoka, a potem urządziła sobie rajd od jednego mieszkańca Wyspy Marzeń do drugiego. Wszędzie rozpylała magiczny pyłek poliglotów zapewniający rozumienie istot ze wszystkich wszechświatów. Po kilku minutach problem był rozwiązany. Smok siedział na ławeczce obok Lisa i Żaby przed króliczym Domkiem Marzeń, a wokół niego tłoczyli się mieszkańcy wyspy. Wszyscy chcieli poznać historię niezwykłego gościa. Okazało się, że przybrał smocze imię Smokot i dzięki mapie Kota Czarusia i Myszki Szy zaraz wyruszy na Smoczą Wyspę.

W międzyczasie Klarcia wdrapała się Smokotowi na kolana, wspięła się na paluszki coś wyszeptała mu do ucha. Smokot z kolei szepnął coś do Nelli, ta skinęła głową i wtedy zaszumiały wielkie skrzydła! Smokot okrążył trzy razy Domek Marzeń z Klarą na grzbiecie. Potem posadził ją delikatnie na ławeczce obok drzwi, zaryczał na pożegnanie i odleciał.

Teraz rozległy się brawa i wiwaty na cześć wróżki Nelli. Wszyscy ściskali się, popijali tęczową herbatkę z miodem od pracowitych pszczółek, a Pani Sowa spisywała ostatnie wydarzenia w Wielkiej Kronice Wyspy Marzeń. Nella kłaniała się wszystkim grzecznie i dziękowała, a w ręku trzymała już list do Królowej.

                                                                                                              Wyspa Marzeń,
Dzień Tęczowej Herbatki

Szanowna Kolorowa Królowo!

Zadanie wykonane! Magiczny pyłek poliglotów rozwiązał problem. Po prostu nikt tu nie znał smoczego języka! Ach, jak cudownie jest być wróżką i pomagać innym! Dziękuję za moje pierwsze zadanie!

                                                                                Przesyłam ukłony, wróżka Nella

PS

Klarcia też pragnie być wróżką, czy mogę ją zabierać na nasze spotkania? Mama by się ucieszyła:)


23 kwietnia, 2021

Bajka smoczej przyszłości (Smocze bajki 10.)

-Miałeś rację Człapusiu. Tu w górach jest znacznie spokojniej. Taka wycieczka to dla mnie wytchnienie. I bardzo ci jestem wdzięczny, że ten plecak…

-Ach, już daj spokój Strachusiu. Wszystko jest smoczo i kieł!

-A myślisz, że królowa coś by może zaradziła?

-Może, ale to wstyd zaprzątać jej głowę takimi rzeczami.

-Rzeczami? U nas nie da się żyć po prostu. Już lepiej było, gdy smoczyce się gniewały. Każda siedziała u siebie i wtedy nawet swoje myśli słyszałeś przy chińczyku.

-Nie marudź, miło że się bawią i to w zgodzie, a że troszkę hałaśliwie… cóż, radość ma swoje prawa…

-Ja myślałem, że młodość.

-To też! Smoczaki dorastają… I one stają się coraz bardziej hałaśliwe, czyli nie wszystko jest winą smoczyc. Musisz też przyznać, że poranki są u nas całkiem w porządku. Wszędzie cichutko, spokojnie, porządnie…

-Ej, Człapuś, co to?

-Gdzie?

-No tam, w dolince pod kardikami…

-A niech mnie… to chyba nie są… no nie wierzę… to już tyle czasu minęło?

I smoki wzbiły się w powietrze, żeby szybciej dotrzeć do kardikowego zagajnika. Zdyszane, zasapane i spocone z emocji miękko osiadły w zacisznej dolince. Było tam cieplej niż wokół a w uszach dzwonił znany dobrze wszystkim smokom dźwięk. Nie było wątpliwości.

-Są! Znowu są! Mamy je! I to ile! I to jakie! -pokrzykiwali wędrowcy. Zaraz też powiadomili o odkryciu cały klan Smoczego Drzewa i oczywiście królewski dwór.

Gdy wszyscy przybyli, Strachuś rzucił się Lilce na szyję i wrzasnął do osłupiałych smoczyc: -Dziękuję wam za te hałasy! Bez nich jeszcze długo nie odkrylibyśmy tego skarbu!

-No już dobrze, Strachusiu, wszystko doskonale, ale zejdź z mojego ogona, bo stracę cierpliwość… -syknęła  Lilka.

Smoczaki po prostu szalały. Wreszcie skończyło się ich dzieciństwo! Będą młodsi na posyłki!

-Tak! Tak! Tak! -wydzierał się Smobasek. Pora na dorosłe imię! Od dziś będę…

-Hola, hola mój młodzieńcze, zawołał Smofesor. Imię nada ci starszyzna. I nie ty jesteś dziś najważniejszy.

Ta przygana ostudziła nastroje. Ponadto nagły wicher zapowiedział przylot Kolorowej Królowej i Malachitowego Króla, którzy w oficjalnych strojach i tylko z orszakiem wróżek przybyli, by wspólnie ze smokami świętować to wyjątkowe zdarzenie.

Królowa podeszła do znaleziska pierwsza. Świdrujący dźwięk ucichł i dało się słyszeć piskliwe:

-To już? Już możemy? -Chyba nie… -Bądź cicho…

-Nie byłoby nic dziwnego w tym dialogu, gdyby nie to, że wydobywał się z przepięknych, legendarnych, smoczych jaj…

-Drogie smoki! To niezwykły dzień! Na nasz Archipelag Szafirowego Jeziora przybyły nie lada osobistości. Patrzmy razem…

-Dwa szkarłatne jaja górskiego smoka, lazurowe jajo smoganta morskiego, błękitne jajo burzowego…

-A to czarne pewnie węglowego- krzyknął Smobelek…

-Królowa spojrzała na niego rozbawiona i kontynuowała: -czarne jajo smoka bibliotecznego:)

-Ach…- westchnęły zachwycone smoki…

-A to najmniejsze, czyje? Dopytywała się panna Kocurka…

-To najmniejsze? Naprawdę nie wiem. Odrzekła zbita z tropu Królowa.

-Ja też nigdy takiego nie widziałem…-dodał Smofesor.

-No to teraz to będzie się smooooczo działo! – zawołała Niuńka i wszystkie smoki wzbiły się w powietrze, żeby szalonym tańcem uczcić ten niezwykły dzień.

Co było potem? No cóż, to już całkiem inna historia…

Bajka mecenas Szpileczki (Smocze bajki 9.)


 -A właściwie, to ona, ta Szpileczka, to czemu tu u nas zamieszkała?

-A bo ja wiem… mówią, że przepracowana była. Pragnęła kontaktu z naturą…

-Serio?

-No.

-To ok, ale żeby różowe kwiatki… i to do czerwonych szpilek…

-Ty, Smobas, a może zrzucimy się dla niej na jakieś trapery!

-Czerwone?

-Oj weź, wygodne przecież!

-Dobra myśl!

-A nie obrazi się?

-Czy ja wiem, mecenaską jest, trudno przewidzieć...

Kocurka była absolutnie pewna, że Smobas i Znikuś plotkują o niej- sławnej asystentce mecenas Szpileczki. Była już wyczerpana tym plewieniem odrastających chwastów, spryskiwaniem trawnika i sprzątaniem segregatorów, które zamyślona Szpileczka zostawiała w całym ogrodzie, a altanę to zupełnie nimi zastawiła. Widok leniących się smoków od razu przywiał do niej myśl, że przecież żal, żeby taki potencjał smoczej siły - do tego skrzydlatej - się marnował, więc postanowiła to natychmiast zmienić.

-A wy co, panowie, już weekend? We wtorek?

-A ty co, chcesz dołączyć panno Kocurko?

-Chętnie, ale najpierw muszę przejrzeć dokumentację do nowej umowy z Cyfryzatorem Koronnym, który ma na waszej wyspie urządzić wielki park ziemskich, komputerowych rozrywek. Ale to tajemnica, więc…-ciiii, nikomu ani słowa…

Smobas poderwał się na równe skrzydła, a Znikuś kilka razy zamigotał pasmowo. Spojrzeli na siebie i wszystko było jasne.

-Ej, panno Kotko, my w zasadzie chętnie pomożemy. Nuda nas po prostu zabija.

I w ten oto sposób Kocurka zdobyła dwóch pracowników, którym nie dawała chwili wytchnienia. Gdy już nadarzała się okazja, żeby smoki mogły odpocząć i rozejrzeć się za tajnymi planami, wyskakiwało nowe zadanie. I tak w kółko.

Szpileczka doskonale widziała, co wyczynia jej asystentka, ale nie miała zamiaru przeszkadzać kociej poczwarze w radzeniu sobie z nadmiarem obowiązków. Poza tym, nie miała do tego głowy. Przybyła tu przecież z tajną misją, o której wiedziała tylko Kolorowa Królowa i ona- Szpileczka. Większość nocy poświęcała na pracę, a w dzień pielęgnowała ogród. Upodobała sobie różowe malwy. Były dumne i dobrze się czuły w grupie. A ona była absolutną solistką i chyba to przeciwieństwo tak jej się spodobało.

Mieszkańcy Smoczego Drzewa nie zakłócali jej spokoju, ale wiedziała dobrze, że przyglądają się jej z uwagą. Pewnego piątku, gdy Szpileczka robiła sobie selfi na tle ściany malw i myślała, że warto by się zdrzemnąć przed nadchodzącymi godzinami pracy, coś zasłoniło jej światło i w szumie smoczych skrzydeł na wprost jej altany wylądowały trzy roześmiane smoczyce.

-Cześć Szpileczko, przyleciałyśmy się zaprzyjaźnić- wypaliła Niuńka i to dosłownie, osmalając przy tym pień dorodnego miziuka.

-No- dodała inteligentnie Malina.

-Mamy wszystko, co potrzeba – zakończyła Lilka.

-Ale w zasadzie to czegoś potrzeba? -wyjąkała oszołomiona Szpileczka.

-Nawet nie wiesz czego i jak bardzo! -dodała Niuńka i błyskawicznie rozłożyła pokaźny stolik, na którym, nie wiedzieć skąd, zmaterializowały się tony kosmetyków. A potem, to się dopiero działo! Pazurki, polerowanie łusek, kręcenie ogonów, wybielanie kłów, przymierzanie szpilek! Mecenas miała ich 123 pary i wszystkie w odcieniach czerwieni. Oj… A do tego smoczyce potrafiły sprawić, że każda para dopasowywała się do rozmiaru stóp- mierzącej!

Zapadał zmierzch, a po wyspie niosło się echo radosnego śmiechu czterech smoczyc. Kiedy księżyce oświetliły ogród, Lilka dała hasło do odlotu. Malina przysiadła na dachu altany i czekała na przyjaciółki. W pewnej chwili spadająca gwiazdka wpadła jej do oka. Smoczyca zawyła, wystrzeliła w górę, ale że  oko piekło i łzawiło, wpadła w korkociąg i jak długa runęła na dach altany. Z potężną siłą wpikowała do środka i uderzyła w drewnianą podłogę, która zatrzeszczała i załamała się pod nią.

Gdy przyjaciółki przedarły się do środka, zamarły ze zdumienia. Pod podłogą altany była mała piwniczka a w niej trzy stare, zakurzone, opieczętowane królewskimi pieczęciami skrzynie, na których właśnie wylądowała spadająca Malina.

-Dziewczyny! Ależ to odkrycie mojego życia! Dzięki! Od tygodni szukam najmniejszego choćby śladu tych skrzyń- wyszeptała oszołomiona i wzruszona Szpileczka!

Jednak nowe koleżanki nie podzielały jej entuzjazmu.

-Chwileczkę? Co ty mówisz? To ty nie odpoczywasz u nas, nie poświęcasz się pielęgnowaniu ogrodu? -wyjąkała Malina?

-Oszukujesz nas? No powiedzmy to otwarcie- kłamiesz po prosu! -nie na żarty rozzłościła się Lilka.

- A my tu do ciebie z lakierem na dłoni… z polerką… ach… daj żyć…- zachlipała Niuńka. Kiwnęła na przyjaciółki i tyle je Szpileczka widziała.

Tajemnicze skrzynie uratowały podobno jakąś ważną misję międzygalaktyczną. Szpileczka wyjechała. Niektórzy mówili, że każdego weekendu wraca do swojego tajemniczego domu w Zaułku Malw, jak nazwali jej posiadłość mieszkańcy Smoczego Drzewa. Podobno też, co piątek zostawia pod drzwiami niedoszłych przyjaciółek eleganckie pudła z nowymi szpilkami, ale nikt nie widział, by smoczyce je zakładały.

-Będzie dobrze -pociesza Szpileczkę kocia poczwara. Trzeba tylko poczekać kilka dekad, aż im złość minie.


22 kwietnia, 2021

Bajka smoczych skarbców (Smocze bajki 8.)


Na Smoczej Wyspie czas wyraźnie przyspieszył. Człapuś został oficjalnie Koronnym Strażnikiem Królewskich Skarbców. Złoty nie chciał nawet o tym słyszeć. Odmówił, zanim go o to poproszono. Zajął się byciem szczęśliwym. Trudno go było spotkać na Smoczej Wyspie. Odnalazł pasję w bajkańskiej modzie. Chyba dlatego, że wiele wieków spędził tylko w naszyjniku. Był stałym bywalcem atelier Makowych Panien, zaprzyjaźnił się też z Lisią-Alisią, a na Wyspie Magicznego Zamku miał nawet własny apartament stworzony prze samego Amka.

No i tu jest początek tej historii. Otóż, Złoty pokochał zapachy. Panny Narcyzówny tworzyły dla niego w swoich „Wodospadach Zapachów” wciąż nowe, doskonalsze perfumy. W końcu wpadły na pomysł, który natychmiast wprowadziły w czyn. Złoty został aktorem reklamowym. Pozował w nowych garniturach, obwieszony klejnotami i otoczony flakonami nowych nut zapachowych. Na efekty tej medialnej akcji nie trzeba było długo czekać. O Złotym Smoku, Królewskich Skarbcach i bajkańskiej modzie dowiedziały się wszystkie galaktyki. Ziemianie też znaleźli nową pasję. Dzień i noc szukali drogi do smoczych skarbów.

Jak zawsze, z pomocą przyszli kot i pies. Olaf sprowadził na wyspę swojego pana - Wojtka. Ten, błyskawicznie nad wszystkim zapanował. Razem z Cyfryzatorem Koronnym stworzyli silne zabezpieczenia przed niechcianymi gośćmi. Smocza Wyspa dostała też swoje maskowanie. Gdy zbliżałeś się do brzegów, na niebie ukazywał się potężnych rozmiarów hologram ukazujący walczące smoki. Był tak realistyczny, że nawet wracający z wojaży Złoty czasem się nabierał.

Kiedy zaczęło się wydawać, że sytuacja jest opanowana, Człapuś przyniósł niepokojące wieści. W Skarbcach działo się coś dziwnego. Smofesor, Wojtek i Znikuś udali się tam z nim natychmiast. Rzeczywiście. W kątach Pocztowego Skarbca, przy skrzyniach wypełnionych klejnotami i przygotowanych do wysyłki na Kwiatową Wyspę, od czasu do czasu coś jakby błyskało, może szumiało, trudno to było ocenić. Jednak Wojtek od razu rozpoznał te ciasteczkowe ślady. Bez wątpienia, ludzie znaleźli cyfrową drogę na wyspę.

Człapuś wraz ze smoczkami wartowali na zmianę w skarbcu, ale oprócz błysków i szumu nic nie wyśledzili.

Koło soboty Wojtek obwieścił, że po godzinach analiz, pracy koncepcyjnej i projektowej, dzięki wsparciu innych tęgich i zaufanych głów- Cyfryzatora Koronnego i Borisa, zagadka została rozwiązana.

Jak wiecie, archipelavią nie dało się oficjalnie podróżować z Ziemi na Bajkanię i na odwrót. Wszystkie przyloty baalotem były kontrolowane i nikt z Ziemian nie schodził w ich trakcie na wyspę. Nie było więc szans, żeby ktoś dostał się w okolice skarbców bez wiedzy smoków.

Ale pomysłowość ludzi nie zna granic, więc szczęśliwcy dotarli w upragnione miejsce za pomocą magicznych urządzeń zwanych komputerami. Stworzyli coś jakby grę, w czasie której namierzali skarbiec i gdy ich sygnał znalazł się nad zamkniętym, podziemnym pomieszczeniem, robili zrzut z ekranu uwieczniający błyszczący na mapie punkt- dowód ich wizyty.

Zdjęcia były unikatowe, więc zaczęto nimi handlować. Ceny rosły w magicznym wprost tempie. Robienie tych zdjęć nazwano „Dragonowym Błyskiem”. Posiadacze najlepszych komputerów, zdolnych dotrzeć na bajkański Archipelag Szafirowego Jeziora, stali się bogaczami.

Rada Bajkanii uznała, że skoro ludzie tylko wirtualnie docierają na Smoczą Wyspę, to wystarczą stałe, kontrolowane zabezpieczenia i po sprawie. Wojciech i Boris czuwali nad bezpieczeństwem i tworzyli coraz to nowe utrudnienia dla ziemskich poszukiwaczy skarbów. Dostali też unikatowe, VIP-owskie  klucze do archipelavii, dzięki którym mogli w rzeczywistym czasie przemieszczać się między Ziemią i Bajkanią. Nikt o tym nie wiedział i na pewno się nie dowie, bo na tych dwóch Ziemianach można polegać jak na Człapusiu. 

20 kwietnia, 2021

Bajka smoczego spokoju (Smocze bajki 4.)


-Oj… -westchnął Strachuś.

-Ojoj, nawet. -dodał Człapuś.

-No, to fakt. -potwierdził Strachuś. -A już myślałem, że wszystko załatwione, gdy udało nam się zatrudnić mecenas Szpileczkę! Tak dobrze szło! Ej, te smoooooczyce!

-No i smoczusie… Też pragną sławy, baalotu Ziemian na naszym niebie i smok wie, czego jeszcze.

-Ale wiesz, Człapusiu, jakoś nie mogę uwierzyć, że panna Kocurka im pomaga. Bo niby dlaczego miałaby.

-Któż to wie! Za kotem nie trafisz! -dodał filozoficznie Strachuś.

Gdy tak niespiesznie gawędzili, nagle, na niebie, na wprost ich smoczych nosów pojawił się wielki, powiewający na wietrze, imponujący baner i zaczęły się na nim pojawiać obrazy smoków:

-Malina w locie i napis: „Niepokonana mistrzyni smoczych walk!”

-Niuńka błyskająca pazurkami i napis:  „To na ciebie ostrzy pazurki!”

-Lilka z podpisem: „Ona stale ma cię na oku!"

-Smofesor nad księgami i oczywiście hasło: „Smocza mądrość to ON!”

Małe smoczątka z uroczym komentarzem: „O takim przyjacielu zawsze marzyłeś!”

Po tym obrazie wystrzeliły zdjęcia Smoczej Wyspy tak piękne, że zdumionym przyjaciołom zaparło dech w piersiach.

-Jest co podziwiać, nie ma co. Szepnął jakoś przybity Człapuś i wbił wzrok w swoje wielkie, smocze stopy.

-Ej, patrz! -zawołał Strachuś.

Człapuś podniósł głowę i zobaczył… samego siebie… Naprawdę wyglądał znakomicie! Jak prawdziwy bohater! Napis głosił: „Wielki Strażnik Smoczej Wyspy- czuwa!"

Po chwili rozbłysnął w całej okazałości połyskujący złotem wizerunek Strachusia opatrzony komentarzem: „Smoczy Władca Tajemnic - przed nim nic się nie ukryje!”

Potem pokazano błękitny portret Chlapacego, ale ani Strachuś, ani Człapuś nie zdążyli przeczytać hasła: "Smoczy władca Głębin- znajdzie cię nawet w kropli wody!" -bo ich po prostu zamurowało.

-Ale że my… na niebie… jak bohaterowie Smoczej Wyspy… tacy wspaniali, tacy groźni, tacy ważni i potrzebni…

Zapadło milczenie. Wokół smoki wiwatowały, bo przygotowania do prezentacji Smoczej Wyspy zostały zakończone. Smofesor wszystkim gratulował. Obwieścił też, że mecenas Szpileczka kończy negocjacje z Kolorową Królową i być może odbędzie się tylko jeden pokaz smoczych walk dla Ziemian.

Strachuś i Człapuś poderwali się na równe nogi. - Ale czemu? -Wszystko dobrze wygląda! -Rozmyśliliśmy się w zasadzie… te pokazy to w końcu nic złego…

-Smofesor zaniemówił. Smoki swoim zwyczajem znieruchomiały ze zdumienia…

-No co? -Trzeba umieć przyznać się do błędu… -I zmienić zdanie, kiedy trzeba… -jąkali się przyjaciele, którzy przed oczami wciąż mieli obrazy własnych, szlachetnych i doskonałych wizerunków.