Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pogodowe bajki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pogodowe bajki. Pokaż wszystkie posty

18 października, 2022

Bajka pogody ducha (Pogodowe bajki 10.)





Wróżka Tysiąca Emocji uwija się od rana. Cóż to za dzień! Wszyscy potrzebują pomocy. Ponury nastrój snuje się nad polaną jak przykre wspomnienie, gorzka pigułka, a może nawet jak niemiłe słowa. Motylki przycupnięte w suchych zakamarkach nie trzepoczą barwnymi skrzydełkami. Pszczółki zgromadziły się przy wlocie do ula i wypatrują jesiennego słonka. Nawet żaby schroniły się pod wielkimi liśćmi łopianu i liczą smętnie krople deszczu skapujące z wierzbowych gałązek. Rybkom w stawie też taka pogoda nie pasuje.

Jedynie zaczarowany pyłek z różdżki wróżki rozprasza na moment te szarochwile i budzi radosne wspomnienia. Żeby smutek nie otulił całego swiata, na pomoc ruszają Wróżka Niu i E-Wróżka. Tańczą w kroplach deszczu i wesoło śpiewają, więc świat oczywiście pięknieje na moment.

Ale cóż to? Wszyscy nastawiają uszu i przecierają oczy ze zdumienia. Z oddali słychać wesołą piosenkę! Ktoś śpiewa i zanosi się od śmiechu! Bez czarodziejskiej pomocy, zupełnie! Co jest? Te oczywiste pytania odpędzają deszczowe odrętwienie.

Radosny śpiew przybliża się… i nagle! Ach! Co za widok! Przed oczami zdumionych obserwatorów pojawia się kolorowa, płynąca w powietrzu plama, potem widać jakieś podrygujące nóżki w żółtych jak lipcowe słońce kaloszach! I wreszcie… Wszyscy słyszą wyraźnie:

Nic nas nie zasmuci, nic nas nie rozmaże,
Bo znamy najlepiej szczęścia korytarze.
W naszych sercach przyjaźń rządzi,
Z nią nikt w smutku nie pobłądzi!

Tra-la-la, tra-la-la!
Myszka szczęście ma!
Tra-la-la, tra-la-la!
Jeżyk szczęście ma!

Więc wszyscy już wiedzą i widzą! Pod kwiatowym parasolem spaceruje uśmiechnięta myszka Sza i jej przyjaciel Tuptuś! Każdy chce do nich dołączyć i też się tak cieszyć bez powodu! Ale przecież się nie zmieszczą! Aż tu nagle zapala się radosny promyk słońca, który śpiewa: - Tra-la-la, tra-la-la! Krople deszczu błyszczą jak reflektory! Deszczowa chmura uśmiecha się od ucha do ucha i odpływa, machając wszystkim na pożegnanie.

Pani Kumka patrzy na to wszystko i nie wierzy. A niech to, taka radość to ma moc! Wszyscy skaczą po kałużach, strząsają ostatnie krople z gałęzi i przekrzykują się wesoło. Więc żaba też, no bo czemu nie?

Niu, E, i TE - oczarowane mocą POGODY DUCHA zapraszają wszystkich do swojego zamku na Wyspie Wróżek. Pani Kotka, która nie wiedzieć skąd pojawia się pod krzaczkiem, aż wzdycha ze zdziwienia i przysiada z emocji.

Tylko Sza i Tuptuś niczemu się nie dziwią. Jeżyk zakłada rolki, myszka wskakuje na deskę i mimo błota są po chwili na Wyspie Wróżek! Żadnej smętnej nieśmiałości! Sama czysta radość!

16 października, 2022

Bajka Pogodnego Miasteczka (Pogodowe bajki 9.)


Kredkowanie Świata przeminęło. Liście rozlokowały się już na Jesiennej Wyspie. Teraz wszyscy rozprawiali o nowych, śnieżnych kożuszkach. Brzozy przechwalały się, że tylko one noszą zawsze lekkie jak puch wdzianka, znacznie piękniejsze od ciężkich kapot jodełek i sosen.

Jeżyk Tuptuś uśmiechał się, słysząc te przechwałki. Sam też szykował się do zimy. Wyciągnął przed domek wielki kufer z zimową odzieżą i dokładnie sprawdzał, czy wszystko jest w należytym porządku. Kiedy wziął do łapek kurtkę z kapturem, pojawiła się Pani Kotka.

- Co tam, Tuptusiu? Dziś bez myszki?

- No tak, Sza przenosi się do miasta. Wróżka Niu podarowała jej trochę magicznego pyłku, więc błyskawicznie poradziła sobie z przeprowadzką. Przyznam, że nudno tu bez niej, zawsze coś wesoło opowiada i nigdy nie strzela fochów, lubię ją za to.

- A co to za fikuśna kurteczka, zainteresowała się pani Kotka, żeby zmienić niewesoły temat.

- Ach, zaśmiał się jeżyk, to niezła historia jest! Kiedyś na Pogodnej Wyspie dla żartu kupiliśmy z kolegami te kurtki, które mają kapturki w kształcie czerwonych jabłuszek. Gdy jeżyk zakłada taki strój, wygląda, jakby dźwigał na grzbiecie wielkie jabłko. Kiedyś, gdy wracaliśmy z Pogodnego Miasteczka, jakiś człowiek nas dojrzał i rozpowiedział natychmiast, że nosimy na grzbietach jabłka! Co za historia! Ludzie powtarzają ją od lat, mimo że to przecież niemożliwe, dziwię się, że są tacy łatwowierni!

- Ja się tam nie dziwię, mieszkam z jedną taką ludźką, naprawdę czasem mnie zdumiewa! Ale cóż, przywiązałam się do niej, więc łykam wszystkie bajki, jakie wypisuje!

- No wiesz, w naszym świecie wszystko jest bajką!

- No, no, ale filozof z ciebie! Lepiej powiedz, jak z biletami do Pogodnego Miasteczka. Słyszałam, że idą jak woda!

- To prawda, zima nadchodzi sroga, więc każdy pragnie tam pojechać. I podobno wróżki pracowały całe lato, więc będzie piękniej niż kiedykolwiek. Miasteczko rozrosło się wspaniale i zajmuje już całą Pogodną Wyspę! Zawsze słońce, temperatura idealna dla wszystkich, śpiew ptaków, szum wody, motyle, kwiaty, relaksująca muzyka i wszystko czego dusza zapragnie. Żadnych ulew, zamieci, powodzi, gradobicia ani piorunów. I błota, oczywiście. Nieustające wczesne lato z truskawkami, malinami i papierówkami… - rozmarzył się Tuptuś.

- Papierówkami? A cóż to takiego? – zdziwiła się Kocurka.

- To wczesne kruche jabłuszka, mniam, mniam…

- No ja nie przepadam w zasadzie, ale powąchać mogę… - bez przekonania stwierdziła Kotka.

Jeżyk wyciągnął z kufra plik zdjęć z wypraw do Pogodnego Miasteczka! Tylko popatrz! Jakie kolorowe domki, aż chce się w nich zamieszkać!

- To prawda, ale... ach! Co widzę! - krzyknęła Kotka a jej oczy zrobiły się wielkie i okrągłe, zupełnie jak namalowane:)

- Koty! Tam były koty! Pewnie dzikie… Ale pewności nie ma… czyli może i my, domowe koty też możemy starać się o bilety do Pogodnego Miasteczka? – Kotka była wyraźnie poruszona.

- A czemu nie! Jesteście zwierzakami jak wszystkie inne, a że mieszkacie z ludźmi… Cóż, nikt nie jest doskonały…

- Tuptusiu, jesteś prawdziwym przyjacielem, dziękuję! Baaaardzo….

I tyle ją jeżyk widział.

- Nuf, nuf – zamyślił się… - Ale co ona zrobi ze swoją ludźką, jeśli wyjedzie?

Bajka Kredkowej Jesieni ( Pogodowe bajki 8.)



-To chyba niemożliwe… - szepnął zdumiony jeżyk Tuptuś, gdy wyjrzał rankiem ze swojego domku pod trzema brzózkami. Świat przed mim mienił się kolorami. Cały trawnik był jak puszysty, barwny dywanik. Tuptuś biegał od purpurowego liścia do bursztynowego, to znowu do miodowego, do ciemnozielonego i brązowego… Nigdy nie mógł się nadziwić tym cudom.

- Co cię tak zachwyca, Tuptusiu? – zawołała wesoło myszka Sza.

- Jak zawsze, te cudowne kolory! Zdawało mi się, że jeszcze wczoraj świat był zielony, a tu, proszę, takie czary!

- Wiesz, mogę ci to wyjaśnić. Wszystkie drzewa bardzo troszczą się o swoje liście, które muszą odlecieć na Jesienną Wyspę. Wszystko planują, a nawet mają takie komputery, które włączają akcję odcumowywania liści od gałęzi! Wiem to, bo mieszkałam zimą…

- Tak, tak, mówiłaś – u jednego naukowca, który…

- O, pamiętasz, więc ten naukowiec badał drzewa i wydawało mu się, że wszystko o nich wie, ale nic nie wiedział! Bo drzewa nie zdradziły mu najważniejszego - Tajemnicy Kredkowej Jesieni.

- Ja też jej nie znam! Chyba coś zmyślasz!

- No wiesz! Czy kiedyś cię okłamałam? Obraziłabym się, ale szkoda na to czasu, więc wszystko ci powiem. Pamiętaj jednak, że nie możesz niczego zdradzić żadnemu człowiekowi. Oni wierzą komputerom, toteż nic by pewnie nie zrozumieli i zaraz chcieliby wszystko sprawdzać, badać, zapisywać i drukować w książkach… Same problemy z tymi ludźmi…

- Tu masz rację…

- A zatem, kiedy drzewa przygotowują liście do odlotu na Jesienną Wyspę, świat szarzeje, wysycha, a liście tracą swój soczysty kolor. Tak musi być, inaczej nie odcumowałyby wcale od gałęzi. Kolorowej Królowej znudziło się wysłuchiwanie narzekań na szary, ponury świat i razem z Panią Jesienią zaplanowały Święto Kredkowania Świata! Jakoś tak na początku października wszystkie kredki ze wszystkich światów kolorują wszystkie drzewa i krzewy, i kwiaty, i trawy! Każdy listek może dostać takie nowe ubranko, jakiego pragnie. Natura zaczyna wyglądać, jakby stroiła się na wielki bal! A to tylko uroczy, pożegnalny prezent od Królowej i wróżek dla odlatujących liści! No i marudzących ludzi!

- No i co, to dzieci nie widzą, że ich kredki gdzieś znikają jesienią?

- No nie, bo Święto Kredkowania Świata odbywa się nocami, kiedy dzieci śpią! Gdy kredki wracają do pudełek i szuflad, są na nowo zaostrzone i błyszczące! To wszystko czary kochanej E-Wróżki!

Jeżyk Tuptuś zamyślił się, pomruczał: -nuf, -nuf,- nuf… i podreptał pędem do swojego domku.

- Dokąd to? – krzyknęła zdumiona myszka Sza.

- Jak to dokąd? Idę spać! Nocą będę oglądał Kredkowanie Świata!

28 września, 2022

Bajka oszroniona (Pogodowe bajki 7.)


- Ale ekstra! Tato! Tato! Dziadek przyjechał! Chodź szybko! - wydzierał się Ronek wniebogłosy. - Już, już! Idę! – odpowiedział tato Przymrozek i zamyślił się. Jakiż to powód sprowadza Ojca tak wcześnie z wizytą. Spodziewali się go dopiero za dwa, trzy miesiące. Zaciekawiony wyszedł na podwórko i zobaczył piękny Ojcowski  śnieżnobiały płaszcz, który w porannym słońcu lśnił jak milion diamentów rozsypanych po świecie. A i mały Ron już zdążył z radości oszronić wszystkie drzewa, krzewy i samochody sąsiadów. Było pięknie!

- Ojcze! Co Cię sprowadza do nas o tej porze - spytał z troską w głosie Przymrozek. Pani Zima nawet jeszcze nie szykuje się do drogi. Wczoraj na herbatce była u nas jej siostra - Pani Jesień!

- A czy coś musi się stać. Przecież to nie nowość, że wpadam czasem z wizytą. Przed nadejściem zimy mam więcej czasu, a na królewskim dworze nic się teraz nie dzieje. Zapasy śnieżynek gotowe, nowe mroźne wzory zaprojektowane. Więc cóż robić! Zatęskniłem za wnukiem, moim małym Szronkiem! Zostanę do południa, jeśli pozwolicie.

- Ależ zapraszamy! - Tak Dziadku, zapraszamy! – wołał Ronek.  Wszyscy na pewno ucieszą się, że tak cudownie upiększyliśmy świat, bo letnie i jesienne kolory całkiem już wyblakły!

- No nie wiem, nie wiem, szkrabie… - uśmiechnął się pod wąsem Dziadek.

Ronek posiedział z dorosłymi w domu, a potem postanowił zobaczyć, czy efekty przyjazdu Dziadka zachwyciły wszystkich wokół. Jakież było jego zdziwienie, gdy uszy wypełniła mu błyskawicznie lawina narzekań. Ludzie byli wściekli, w środku jesieni musieli oskrobywać szyby samochodów z mroźnych śladów i cudownych efektów radości Ronka! Szron na szybach w żadnym razie ich nie zachwycał. Mówili coś o zmianie opon, skandalicznie wczesnych opadach i tak dalej. Ron płakał, a jego  łzy zastygały jak kryształowe sopelki na wszystkich krzewach i płotach. Jak ja to powiem Dziadkowi, będzie mu przykro, że nikt nas tu nie lubi. Nawet ptaki spomarańczowiałe z nagłego zimna i zacietrzewione wydzierają się w swoich językach.

Wtedy niespodziewanie i zupełnie nie wiadomo skąd pojawiła się E-Wróżka! Usiadła obok Ronka na ceglanym murku i powiedziała: - Nie martw się, ludzie stale narzekają, zawsze coś im w pogodzie nie pasuje. A to za gorąco, a to za zimno, a to znów zbyt często pada… Nie zmienią się nagle. Ale zaraz zobaczysz, że  jak zwykle i dziś szybko spojrzą na świat z innej perspektywy.

I rzeczywiście, po chwili Pani Pomponikowa orzekła, że powietrze jest rześkie, zupełnie wiosenne, a świat wygląda jak po solidnej kąpieli! Jej sąsiad - pan Pętelka - uśmiechnięty zawołał do żony: - Rozruszałem się i całkiem mi ciepło. Nagle jakoś chce mi się coś robić! Jak mogłem siedzieć od tylu dni przed telewizorem.

Tylko dzieci wcale nie miały z niczym problemu, piszczały na widok śniegu i szronu, robiły sobie selfi na tle upiększonych przez Ronka krzewów i natychmiast chciały wyciągać z piwnicy sanki, mimo że jesień była w pełni.

Przymrozek Ronek uśmiechnął się szeroko, spojrzał na drzewa. Ptaki zdążyły ochłonąć i znów wyglądały jak najpiękniejsze broszki drzew i to śpiewające!  A wszystko dzięki wizycie Dziadka!


Bajka w chmurach (Pogodowe bajki 6.)



Jesień rozgościła się na dobre. Wszystko jest inne. Jakby pierwszy raz świat wystroił się w wełniany szal skłębionych chmur. Ale co tam świat! To one - jesienne chmury wreszcie mogą zagrać główną rolę w teatrze kolorów i światła. Bawią się doskonale. Wieczorami lubią tworzyć stado, zanim słońce zajdzie. Na przykucnięte na ziemi domy, rzeki, stawy i lasy leje się wtedy cudowne szafirowe światło przetykane pasmami głębokiego cynamonu i pomarańczy.

Stratuś jest jeszcze całkiem małą chmurką i tylko obserwuje popisy starszych chmur. Zawsze z zachwytem patrzy na to, jak świat w jednej chwili zmienia się całkowicie, jakby ludzie błyskawicznie go przemalowali, zmienili dachówki swoich domów na turkusowe albo złociste, albo purpurowe, albo nawet czarne jak smoła.  Razem z Lusią, chmurką deszczową żeglują po niebie na grzbiecie wiatrowego rumaka. Raz nawet udało im się pokropić znienacka dzieciaki na placu zabaw. Ale było śmiechu i radości! Dzieci wirowały jak szalone, podnosiły głowy do góry, łapały krople deszczu w dłonie i wołały radośnie do Lusi i Stratusia: - Ekstra! – Super! – Czadowo! - Deszczyk jak na wiosnę! -  Jeszcze! - Jeszcze!

To porównanie do słabiutkich wiosennych deszczyków wcale się chmurkom nie spodobało! Przecież one są jesienne! Groźne! Kłębiaste! Deszczowe! Ale co tam! Szkoda czasu na obrażanie się, bo wiaterek już czeka, gotowy zabrać przyjaciół w kolejną podróż. Pędzą więc i oczom nie wierzą, że ich lot przemienia świat, otula cieniem i głaszcze wpuszczanymi nagle promieniami zachodzącego słońca. Wszystko wybucha tysiącem nowych barw. Chmurki podziwiają magiczny pokaz mody, który udaje im się stworzyć. Zupełnie jakby były dorosłymi, jesiennymi chmurami.

10 kwietnia, 2019

Bajka z tęczą (Pogodowe bajki 5.)





Piątek obudził się pogodny, chyba wstał prawą nogą, więc i wilgi miały dobry humor. Wczorajszy burzowy dzień był bardzo emocjonujący, no i E-Wróżka w końcu okazała się bardzo herbatkowa:)

W czasie śniadania Lodzia zauważyła niezwykły ptasi ruch wokół pustych tego lata gniazd. Wyglądało to tak, jakby się ktoś wprowadzał, co o tej porze roku było dość dziwne i niespotykane. Leon też zauważył to zamieszanie. Niespodziewanie podfrunęła do ich gniazda jakaś obca wilga i poprosiła o pomoc w naprawie gniazda. Leon zgodził się chętnie. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że właśnie w ich strony sprowadziła się rodzina Loli. Seniorka rodu pakowała koszyk piknikowy, taki sam, jaki miał Ojejek i wyjaśniała, że górska okolica choć piękna, nie służyła im, bo wilgi przecież wolą niziny. Gdy Lola opowiedziała im o tym lesie i pustych gniazdach z zeszłego roku, postanowili się przeprowadzić. Leon z Ludwikiem- bratem Loli- naprawiali gniazdo, a Lola z koszem wypełnionym przysmakami poleciała do Lodzi. Radości było po same chmury.

Gdy nadleciał Wiatr, roboty remontowe były ukończone, przysmaki zjedzone, a humory lepsze niż kiedykolwiek. Piątkowa podróż okazała się niezwykła. Prosto z gniazda ptaki trafiły w jakąś trąbę powietrzną, która z każdą chwilą robiła się coraz bardziej kolorowa. Wilgi wirowały i czuły, jak otaczają je tęczowe, przezroczyste kokony. Niespodziewanie wszystko się uspokoiło, ptaki unosiły się swobodnie w powietrzu, jakby płynęły na chmurkach. Żadne z nich nie mogło rozpoznać tego miejsca, dopiero gdy na tęczowej chmurce, w tęczowym, połyskującym kokonie spłynęła do nich E-Wróżka, zrozumieli, że są na Tęczowej Wyspie, a właściwie wewnątrz niej!

Leon stwierdził, ze mogli się tego domyślić, bo przecież wczoraj i przez całą noc była burza, padał deszcz, a od rana świeci słońce, więc to najlepsza pora na spotkanie z Tęczą. Lola przyniosła dla wróżki koszyczek czereśni, co wywołało zachwyt ich opiekunki.

Spotkanie z tęczą nie było podobne do żadnej wcześniejszej wyprawy. Ptaki unosiły się w swoich kokonach, a właściwie płynęły przez wypełnione barwami przestworza. Kolory mieszały się ze sobą, rozlewały i przenikały, tworząc nowe. Wróżka pozwoliła wilgom wyskoczyć z kokonów, a wtedy przekonały się, że i bez nich unoszą się w tęczowych przestworzach. Lodzia wypatrzyła coś wysoko, podpłynęli tam i ujrzeli wirujące, kolorowe bajki. Przed ich oczami przesuwała się powoli Bajka Czerwona, popijając hibiskusową herbatkę. Lola dostrzegła Pomarańczową, która była bardzo zajęta rozmową z jakąś małą Bajkanką o pomarańczowej skórze i czarnych czułkach. –O, patrzcie tam, przepływa chyba Bajka Żółta, buja się na hamaku! Super! Zachwycał się Leon. Gdy nadpłynęła Bajka Herbatkowa, zatrzymała się, rozwinęła przed podróżnikami magiczną serwetę i zaproponowała przepyszne herbatki na jeszcze lepszy humor. To było nadzwyczajne. Leon wybrał migdałową, Lola malinową, Lodzia limonkową, a wróżka zieloną.

Niestety, nadszedł czas pożegnania. E-Wróżka przekazała wilgom list od Kolorowej Królowej i oznajmiła, że ten sam się otworzy i odczyta po poniedziałkowym śniadaniu. Nic więcej nie chciała zdradzić, przytuliła małych przyjaciół i przyrzekła, że jeszcze nie raz się spotkają.

Niespodziewanie wszystko zgasło, a wilgi dostrzegły, że siedzą na gałęziach swojego drzewa. Babcia Loli nawoływała słodko na obiadek, bo właśnie zrobiła pierożki z jagodami! Trudno o lepsze zakończenie takiego dnia.

Bajka z burzą (Pogodowe bajki 4.)





Lola nie mogła spać całą noc. Wierciła się i kręciła, żaden sen jej nie odwiedził, aż w końcu poderwała się z gniazda i krzyknęła prosto do ucha Lodzi. –Wracam do domu. To z tęsknoty nie mogę spać. Wrócę niebawem, paaaa! Zanim Lodzia zdążyła otworzyć dziób, już jej nie było. Nie zabrała podróżnej torby w kratę, ani żółtej pelerynki w czarne grochy, to znaczy, że wróci, myślała Lodzia, ale z tego wszystkiego nie mogła znów zasnąć, więc zaczęła zastanawiać się, jaka to podróż czeka ich dzisiaj, no i co będzie w przyszłym tygodniu.

O świcie gęste chmury zakrywały niebo, więc tylko ptasie wrzaski oznajmiały początek dnia. Lodzia nie miała humoru. Leon na wieść o powrocie Loli do domu też miał kwaśną minę, po prostu nic nie szło tak, jak powinno.

Gdy zjawiła się E-Wróżka, nie było lepiej. Miała groźną minę i świeciła troszeczkę, jakby połknęła żarówkę. Lola nawet zachichotała na ten widok, ale zaraz zamilkła spłoszona. Wróżka, nic nie mówiąc, wyjęła różdżkę, wykonała kilka magicznych ruchów i po chwili ptaki zostały otoczone bąblami pola ochronnego. Było ono na tyle magiczne, że mogli swobodnie rozmawiać z E-Wróżką, ale nikt dziś nie był rozmowny, więc milczeli.

Wiatrowe rumaki ruszyły z kopyta. Po krótkim locie znaleźli się na wielkiej chmurze wiszącej nad pustym polem. Gdzieniegdzie widoczne były samotne drzewa, miedze i dywaniki zboża, jak to zwykle w takich miejscach bywa. Wróżka skinęła różdżką i chmury ruszyły ku sobie. Zasłoniły niebo. Leon zanurkował nad samą ziemię. Było bardzo cicho i spokojnie. Nawet trawka nie zakołysała się na wietrze. Ptaki pochowały się w lesie. Owady ukryły się w pustych słomkach i zakamarkach drzew. Cisza płynęła nad polami jak latający dywan. Trwało wielkie oczekiwanie. No tak, pomyślał Leon, będzie burza!

Rzeczywiście, po jakimś czasie ruszyły Wiaterki, machały do wilg i goniły płynące chmury. Leon pofrunął ku górze i poczuł chłód. Skierował się jeszcze wyżej, ku chmurze wróżki, tam było ciepło. Wróżka pozwoliła teraz Leonowi pokropić małym deszczykiem pola. Zrobił to z przyjemnością i bardzo porządnie. Potem wiatry porwały go na bezpieczną chmurę i razem z Lodzią mogli obejrzeć przedstawienie burzowego teatru. Ciepłe i zimne chmury zaczęły ze sobą walczyć, mocować się, aż leciały iskry, a nawet strzelały pioruny. Robiło się jaśniutko, a potem znowu ciemniało. E-Wróżka rozpalała kolejne błyskawice, ale starała się, by niczego nie zniszczyły. Samotne drzewa bały się, listki im drżały na wietrze, Lodzia chciała pocieszyć gruszę i sfrunąć w jej koronę, ale wróżka powstrzymała ją i przypomniała, że burza to nie zabawa i trzeba uważać. Pozwoliła jednak wilgom otworzyć worki z ulewą, a nawet rozsypać trochę gradu z wnętrza największej chmury.

Kiedy ulewa ucichła, nad polami brykał jeszcze malutki deszczyk. Wielkie chmury pozbawione ładunku deszczu i gradu rozbiegły się po niebie, jak spłoszone stado. Słonko wyjrzało ze swojego pałacu i to była ostatnia scena tego spektaklu.

Bajka z wiatrem (Pogodowe bajki 3.)








Na Szafirowym Jeziorze Kolorowej Królowej jest wiele niezwykłych wysp. Niektóre należą do E-Wróżki, ponieważ potrzebuje ona miejsca dla swoich żywiołów. Ma wyspę Deszczową, Mgielną, Wiatrową, Burzową, Tęczową i oczywiście tę najważniejszą- Wyspę Dobrej Pogody, gdzie ma swój zamek. Każdy chciałby zobaczyć chociaż jedną z nich. Z wilgami było podobnie.

Lodzia martwiła się, że po przygodzie z mżawką, szansa na wizytę u E-Wróżki przepadła. Jednak Lola przysięgała, że ona tak naprawdę jest bardzo miła, i że na pewno wszyscy troje się o tym przekonają. Leon już był absolutnie przekonany, on uwielbiał E-Wróżkę.

W środę rano nie musieli zbyt długo czekać. O świcie zjawił się Wiatr i porwał wilgi w dal. Z wysoka dostrzegły, że płyną nad jezioro Kolorowej Królowej. Ptaki były tam przecież już wcześniej, ale to miejsce nadal miało wiele tajemnic. Nikt tak naprawdę nie wiedział, gdzie leży ani też ile zaczarowanych wysp wystawia z niego swoje łysiny. Podobno tylko wróżki, magowie i inni władcy bajek znali do niego drogę.

Wiatr zwolnił gdzieś bardziej na północ. Zniżył lot i zniknął. Wilgi sfrunęły na piaszczysty brzeg wyspy, która wydawała się niezamieszkała. Wszędzie, jak okiem sięgnąć tylko wydmy i hektary złotego piasku, zaczarowane muszle kąpiące się w szafirowych falach i cisza albo raczej szum, szumiący szum.

Wilgi przysiadły na koronie jedynego krzewu w okolicy i czekały. Czuły, jak łaskocze je delikatny wietrzyk, to znowu owiewa ciepły wiatr, a czasem wietrzysko szarpie ich piórka. Znienacka coś zaczęło się zmieniać, ptaki nie zdążyły nawet wymienić uwag na temat tej wyjątkowej przemiany, gdy dookoła pojawiły się zabudowania stadniny. W boksach powiewały grzywy wszystkich wiatrów świata. E-Wróżka zbliżała się, galopując na statecznym pasacie- ciepłym wietrze. Wilgi wreszcie zobaczyły piękne, końskie sylwetki wiatrów, które nie stały się zupełnie widoczne, więc wyglądały jak szklane. Były przepiękne.

Wróżka przywitała się z wilgami i nawet słowem nie wspomniała o deszczowej przygodzie. Najpierw zabrała podróżników na wyprawę po wyspie. Pokazała boksy morskiej bryzy, pasatów, monsunów, wiatrów dolinnych i górskich, i wszystkich innych, które mieszkały w jej stadninie. Boksy falowały, bo wróżka nie zdjęła z nich całkiem czaru niewidzialności, dla bezpieczeństwa, oczywiście. Najciekawsze okazało się obserwowanie wiatrowych wybiegów, którymi były wydmy i plaże. Wiatry ćwiczyły tam starty, powiewy, kręcenie, kołowanie, owiewanie, rozwiewanie i wszystkie inne wiatrowe umiejętności.

Lodzia i Lola zaprzyjaźniły się z małymi wietrzykami, bo wróżka pozwoliła im na wspólny trening. Wilgi co chwilę spadały z wiatrowych grzbietów i pikowały dziobami w dół bez tchu, ale zawsze nad ziemią przechwytywały je wiaterki, że nawet nie musiały rozwijać skrzydeł.

Pod wieczór Lodzia przysięgała, że też staje się przezroczysta i powiewa nad wyspą, więc wesoły śmiech wszystkich przyjaciół wciąż ścigał się z szumem wiatrów i magicznych muszli.

Bajka z mżawką (Pogodowe bajki 2.)





Słonko było już wysoko na niebie. Wilgi nawoływały niewesoło. Leon denerwował się, że ludzie zbierający grzyby, słysząc ich śpiew, od razu myślą, że będzie deszcz, a to przecież nieprawda. Lodzia wspominała, jak to bywało wesoło, gdy podróżowali z Ojejkiem. Wszystko, no prawie wszystko było wiadome. Śniadanie, pakowanie, lot… To było życie. E-Wróżka wyraźnie za nimi nie przepadała. Od rana żadnego Wietrzyku z wiadomością, nie mówiąc już o samej E-Wróżce.

Te czarne myśli trzymały wilgi w gnieździe. Lola, która trochę tęskniła za swoim domem przy Źródełku, poczuła nagle świeży powiew, zupełnie taki, jak nad Rzeką. Poderwała się do lotu i krzyknęła: –Jest! Leci do nas! Naprawdę! –Kto? –Zapytał niechętnie Leon. –No, ONA! I wtedy wszyscy troje otworzyli dzioby ze zdumienia. Na brzegu ich gniazda przysiadła E-Wróżka. Miała na sobie przezroczystą pelerynę, która połyskiwała błękitem, a w ręku trzymała coś jakby… Dalszą gonitwę myśli wilg przerwało zdecydowane: –Do dzieła! To E-Wróżka położyła przed każdym z ptaków pelerynkę podobną do swojej. Lodzia ubrała się błyskawicznie, a za nią pozostali. –W drogę! Usłyszeli kolejną komendę. Lecieli nad Ogród Kwiatowy.

Zatrzymali się na dość dużej wysokości, z której grządki kwiatowe wydawały się tylko kolorowymi plamami. E-Wróżka nie zamierzała nic tłumaczyć. Krzyknęła: –Za mną! Rozłożyła szeroko ręce i zaczęła opadać w dół. Przy tym wirowała powoli, a wtedy jej peleryna zamieniła się w mżawkę, drobniutki deszczyk, który czasem nawet trudno dostrzec, ale czuje się go na nosie. Wilgi też ruszyły. Leon wirował jak Mistrzyni, a pomarańczowe nagietki, nad którymi zawisł, uśmiechały się do niego i czyściły zakurzone nieco listki. Wczesne astry wychylały ku górze swoje twarzyczki, a fuksje dzwoniły radośnie różowymi kielichami.

Lola i Lodzia ruszyły razem. Lot je zachwycał! Wirowały coraz szybciej! Spod ich pelerynek wystrzelił deszcz! Prawdziwy deszcz, nie jakaś tam mżawka! Dalie były zachwycone. Lilie trochę się bały, że za chwilę będzie ulewa, ale niepotrzebnie się martwiły. Pelerynki Loli i Lodzi rozpłynęły się jak mgła. E-Wróżka, widząc, co się dzieje, rzeczowo wyjaśniła, że zbyt szybkie wirowanie zużyło cały zapas mżawki i teraz muszą czekać na trawie, aż pelerynkowe baterie się naładują. Wilgi próbowały coś mówić, że gdyby wiedziały… Jednak nikt ich nie słuchał.

Dalsza część dnia upłynęła na ćwiczeniach Leona. Odświeżył mżawką wszystkie kwiaty, zioła w warzywniku, a nawet krowy na pastwisku. Na koniec dostał zgodę, by pokropić dzieciaki w piaskownicy. Bawił się doskonale.

Tylko dziewczyny nie miały szans na te przyjemności, bo E-Wróżka nie wspomniała, że ładowanie baterii trwa tydzień.


Bajka z mgłą (Pogodowe bajki 1.)





Stawik siedział sobie spokojnie za wsią. Sąsiadów miał miłych. Lubił gadać z Panią Łąką, a Strach na Wróble często wieczorkiem, gdy ptaki już spały, wpadał, by popatrzeć, jak w wodzie przeglądają się wesołe gwiazdki. Staw najbardziej lubił swoje kaczki. Te dzikie mieszkały u niego całe lato. Te ze wsi, o perłowych piórkach, codziennie wpadały z wizytą. Jedne i drugie bardzo się lubiły, pływały całymi dniami po lśniącej tafli Stawu i cieszyły się, że nie muszą wędrować nad Jezioro mieszkające po drugiej stronie Łąki. Z żabami, sprawa była bardziej skomplikowana. Ponieważ Staw był mały i płyciutki, ludzie nie przychodzili się w nim kąpać ani też nie mieszkały tu ryby. Dlatego żaby całymi dniami ogłaszały tu swoją władzę, kłócąc się o nią z komarami, ważkami i innymi walecznymi hordami owadów. Żaby szczególnie hałaśliwe stawały się wieczorem, kiedy kaczki układały się do snu. 

Wokół stawu nie rosły tatarakowe szuwary, ale bujne kępy łąkowych traw, które były doskonałym schronieniem dla wszystkich mieszkańców tego stawikowego miasta. Gdy Księżyc przychodził podziwiać swoją cudowną sylwetkę w lustrze Stawu, ten układał się spokojnie do snu, czekając, że nad ranem, gdy stanie się chłodniej, okryje go, cieplutka i miękka jak kaczy puch, kołderka z mgły. 

Właśnie ten Staw stał się celem pierwszej wyprawy E-Wróżki i wilg. Balon Ojejka wcale nie był potrzebny, bo ptaki mogły przecież płynąć z wietrzykiem jak szybowce. Lubiły to bardzo. Rankiem, zaraz po brzasku, gdy szykowały się do porannego nawoływania, usłyszały szumiący szept. – Wyprawa się zaczyna! Zapraszam. Wilgi bez namysłu rozpostarły skrzydła i… poleciały. Były trochę rozczarowane, że E-Wróżka sama nie przybyła do ich Lasu.

Kiedy poczuły, że wiatr zniknął, rozejrzały się dookoła, ale okolica nie wydała im się znajoma. Leon głośno myślał: - Można by przyjąć, że to mgła, ale takiej białej jak mleko nigdy w żadnym lesie ani w mieście nie widziałem, i ani jeden wieżowiec się z niej nie wyłania… Lodzia zanurkowała w tę watę cukrową, ale po chwili wystrzeliła w górę, oznajmiając, że są nad jakąś wodą, ale to na pewno nie jest znane im Jezioro.

I wtedy się zaczęło. Usłyszeli najpierw coś jakby cichy szum albo szept. Mleczna spódnica Ziemi zafalowała od lekkiego wiaterku i na scenę wpłynęły kolory, najpierw różowawy, a potem złocisty. Słońce ukryte za waniliowymi chmurkami wyciągnęło długi promyk, chwyciło puszystą kołderkę i zaczęło wolno podciągać ją ku górze. Potem inne promyki zaczęły powoli przeświecać przez liliowe, kremowe i szare pasma. Niebo pobłękitniało, a na nim wolno stawała się widoczna E-Wróżka – przezroczysta jak lizak. Tym razem Lola zanurkowała i po chwili usłyszeli jej krzyk: -Widzę chyba ten Sad, o którym mi opowiadaliście i Łąkę! Wilgi spojrzały w kierunku E-Wróżki i dostrzegły korony swojego własnego Lasu. –Ach, to tu! Mgła powoli stawała się przejrzysta, rozpływała się, odkrywając kolory znanej wilgom okolicy. Na koniec wszyscy badacze dostrzegli uśmiechniętą twarz Stawiku. Dzikie kaczki witały się ze Słonkiem, wesołym -kwa-kwa. Żaby zmęczone wieczornym koncertowaniem pojedynczo pozdrawiały dzień, a owady nie chciały podziwiać teatru mgieł, bo świetnie go znały. Tylko roślinki brały prysznic w porannej rosie pozostawionej przez mgłę.

E-Wróżka spłynęła na kępę traw i spytała: -Podobało się? Odpowiedź była oczywista.