Pokazywanie postów oznaczonych etykietą radość. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą radość. Pokaż wszystkie posty

23 kwietnia, 2024

Bajka w gnieździe (Wiosenne bajki 4.)



   Państwo Świergotkowie wracali właśnie ze spotkania u pani Sowy. Byli niezwykle poruszeni wieściami, które przyniosła Jaskółka Bonia. W drodze do domu pan Świergotek rozmyślał na głos:

- A może rzeczywiście byłoby wygodniej nie budować gniazda, tylko zająć takie zawieszone przez ludzi. Bonia przysięgała, że są piękne, kolorowe i czasem mają nawet wygląd ludzkich domów! Mój Boże, czego ci ludzie nie wymyślą!

- Dajże spokój, Gotuś, nie ma nic piękniejszego niż budowanie własnego gniazdka! Widziałeś kiedy wygodniejsze od naszego?

Pan Gotuś miał już obmyśloną odpowiedź, ale wtedy właśnie, nie wiadomo skąd, pojawił się pan Kukułka. Wydawał się poruszony.

- No i co tam u pani Sowy? Jakie wieści? Ajaj, spóźniłem się znowu!

- O, właściwie to było coś w sam raz dla was. Skoro nie budujecie swojego gniazda, moglibyście zamieszkać w mieście, gdzie są domki dla ptaków zbudowane przez ludzi! Tak, to naprawdę w sam raz dla was!

- Racja, Wierciu, że też o tym nie pomyślałem! To doskonały pomysł!  Co pan na to?

- Czy ja wiem, trudno tak zmienić przyzwyczajenia, no i las kochamy najbardziej… - jąkał się pan Kukułka, zerkając w kierunku zagajnika, z którego po chwili wyleciała jak z procy pani Kukułkowa i dołączyła do towarzystwa.

-Witam, co to za wieści niesiecie? – zapytała wesoło.

- Ach, to już mąż pani powie, my spieszymy do naszych skarbów! Niedługo się wyklują!

- To nie przeszkadzamy, powodzenia! – zawołała pani Zazula Kukułkowa, patrząc za odlatującymi.

- No i jak, udało się? – zapytał niecierpliwie pan Ulek, gdy tylko zostali sami.

- Ależ jak zawsze! Nasze ostatnie jajo złożyłam w ich gnieździe!

- Może pora na jakąś zmianę, państwo Pliszkowie też są bardzo mili, i państwo Piegżowie, i Kopciuszkowie… A ty tylko Świergotkowie i Świergotkowie…

- Nie marudź, przecież i ty i ja wychowaliśmy się w świergotkowych gniazdach i nawet piórko nam z głowy nie spadło… Nie ma co eksperymentować, to nasza rodzinna tradycja…

Byli już blisko Polany Narad, gdy usłyszeli  spokojny głos pani Sowy.

- W tym roku stawiamy na piękno! Szukamy najpiękniejszego gniazda w naszym Rozlewisku. Zgłaszajcie swoje kandydatury. Jutro spotkamy się wieczorem i ogłosimy werdykt. Jurorami będą państwo Kukułkowie, którzy nie budują gniazda, więc zapewne zachowają obiektywizm. Zgoda?

- Zaskoczeni Kukułkowie przytaknęli natychmiast, żeby nie budzić jakichkolwiek podejrzeń. Ktoś mógłby pomyśleć, że będą zazdrościć pięknych siedzib innym ptakom, więc wybiorą najbrzydsze, czy coś… Albo jeszcze gorzej, na przykład, że mają coś do ukrycia...

- Dziękuję bardzo, pomogę w analizowaniu zgłoszonych projektów, zaoferowała się pani Sowa, a Zazula i Ulek przyjęli tę ofertę z ulgą.

   Następnego dnia panował ogromny harmider. Furgotały skrzydła, plątało się świergotanie a całą Szafirową Dolinę wypełniała prawdziwa radość. Co tam radość! Euforia po prostu! Gdy zapadł zmierzch, Polanę Narad otulił bursztynowy blask świetlików  przetykany srebrnymi pasmami księżycowej poświaty. Było naprawdę magicznie… Cały skrzydlaty świat Rozlewiska tu był! Wszyscy zajęli spokojnie wygodne miejsca i wtedy przemówiła pani Sowa.

- Nie wiem, od czego zacząć… Dziś wydarzyło się coś niezwykłego i bardzo pięknego. Posłuchajcie tylko. Oto werdykt państwa Kukułków.

Pani Zazula drżącym głosem odczytała:

Szafirowa Dolina, wiosna

Werdykt Wiosennego Konkursu na najpiękniejsze gniazdo Szafirowej Doliny 

w Ptasim Rozlewisku

   Do Konkursu zgłoszono zgodnie z przyjętymi zasadami aż 8 przepięknych gniazd. Niektóre z nich usytuowane są poza naszą Doliną, ale ich mieszkańcy spędzają tutaj całe dnie, poszukując pożywienia i uczestnicząc aktywnie w życiu ptasiej społeczności, więc takie zgłoszenia również przyjęliśmy.

 Oto lista zgłoszeń w kolejności alfabetycznej

gniazdo bocianów – majestatyczne, stworzone na wysokim pniu uschniętego drzewa, wielowarstwowe i potężne,  punkt orientacyjny dla wszystkich   zbłąkanych;

 gniazdo jaskółek – pieczołowicie zbudowane pod dachem ludzkiej siedziby, gładkie i lśniące jak rzeźba, kawałek Szafirowej Doliny w świecie ludzi;

 gniazdo kaczek – ukryte w trawie jak skarb, płaskie jak twarz księżyca, wykończone miękkim puchem, komfortowe;

 gniazdo sowy – lokum nie z tego świata, doskonale wyposażana dziupla, elegancka, z widokiem, centrum naszego świata;

 gniazdo szpaków – gniazdo w budce lęgowej zawieszonej przez ludzi, mięciutko wymoszczone, egzotyczne, tajemnicze, bardzo nowoczesne;

 gniazdo remizów – zawieszone jak księżyc na niebie, wyhaftowane jak nasz staw o zachodzie słońca, dzieło sztuki samo w sobie;

 gniazdo wilg – ukryte wśród liści wierzchołka drzewa, uplecione misternie jak koszyczek na grzyby, stanowiące jedność z gałęziami;

 gniazdo żurawi – prawdziwe siedlisko, solidnie osadzone na ziemi jak na żurawi dom przystało, pachnące szczęściem, proste - więc piękne.

Każda ze zgłoszonych siedzib jest niepowtarzalna i na swój sposób piękna, szczególnie dzięki temu, że idealnie pasuje do gospodarzy. W tej sytuacji nie widzimy innego wyjścia niż przyznanie 8 równorzędnych nagród! Piękno ma różne oblicza a nam wszystkie one przypadły do gustu. (No i pani Sowa się zgodziła…)

                                                Podpisano: Zazula i Ulek Kukułkowie  

Przez chwilę panowała cisza, a potem wybuchł entuzjazm. Ptaki ruszyły w tan radości. Fruwały, podskakiwały, dreptały, kręciły piruety, szybowały, zataczały koła, nurkowały i przy tym wesoło śpiewały tak, jak umiały najpiękniej.

A państwo Kukułkowie? O, na chwilę odetchnęli z ulgą, bo wszyscy ich uwielbiali. Ale najlepsze jest to, że oni naprawdę zachwycili się tymi wszystkimi siedzibami:)

20 marca, 2024

Bajka w Międzywymiarowym Teatrze Tańca (Wiosenne bajki 3.)




   Wieczór Powitania Wiosny zbliżał się wielkimi krokami. W tym roku wypadał dzień wcześniej niż w poprzednich latach, o czym chyba niektórzy zapomnieli. Pani Hania Borsukowa wydziergała na drutach zielone sweterki i porcięta wszystkim pociechom, bo ze starych powyrastały, ale swojej sukni, niestety, nie skończyła. Całe szczęście, że panny Wiewiórczanki - Basia i Kasia – przyszły jej z pomocą. Wprawnie wyhaftowały białe paski na fascynatorze, dodały do sukni orzechowe zapinki wzdłuż pleców, a całość wykończyły puszystym otokiem. Pani Hania nie mogła się ich nachwalić. Z wdzięczności obdarował je koszem wypełnionym kolekcją miejscowych orzechów.

   W siedlisku Państwa Grusów też kotłowało się od rana. Stroje wprawdzie były gotowe, ale pani Flora nadwyrężyła sobie skrzydło i najstarsza pociecha – Gracja – miała ją zastąpić. Ćwiczyły więc od kilkunastu godzin. Próbowały wprawdzie się zdrzemnąć, ale emocje już po chwili otwierały im oczy, więc zamiast leżeć i gapić się w sufit, wolały ćwiczyć. Nie ma co ukrywać, ta sytuacja zmartwiła cały klan żurawi. Wszyscy byli już gotowi do występów, ale miny mieli nietęgie, bo wiedzieli, że nie ma lepszej tancerki od pani Flory. Niespodziewanie z odsieczą przybyła Kolorowa Królowa a z nią wróżka Niu. Wszystkim udzielił się ich pogodny spokój. Dzieci zjadły wreszcie wczesny podwieczorek, dorośli wypili po filiżance naparu z sitowia, a w tym czasie wróżka w magiczny sposób spakowała do skrzyni stroje i przetransportowała je do garderoby na tyłach Międzywymiarowego Teatru Tańca, przed którym zbierali się już goście ze wszystkich archipelagów i galaktyk. Niu dostrzegła tuż przy wejściu świetne ziemskie tancerki - Kasię i Natalię. Była pewna, że ich relacja z wiosennej inauguracji podbije nie tylko ziemski Internet, ale też bajkański Szafirnet. W głowie rozbłysła jej też myśl, że można by je poprosić o krótką taneczną etiudę na zakończenie spektaklu. Te rozmyślania przerwała muzyka oznajmiająca przybycie orszaku Pani Wiosny, która wśród radosnych wiwatów zajęła z wdziękiem miejsce w pierwszym rzędzie obok Kolorowej Królowej, Malachitowego Króla i orszaku ich wróżek.

   Gdy wszyscy widzowie usadowili się na swoich miejscach, świetliki okryły się szafirowymi pelerynami i zapanował mrok. Wtedy władzę przejęła muzyka. Rozlegające się dźwięki były słodkie i rześkie jak przedwiosenny poranek. Świetliki wzbiły się pod samo sklepienie i po chwili oświetliły scenę, na której wirowały już wspaniale  wystrojone, zwiewne jak wiosenny wiaterek - żurawie. Ich pląsy i muzyka stanowiły jedność. Kolejne pary wzbijały się z gracją w górę i trzepotały skrzydłami, sprawiając, że ich doskonałe ogony falowały jak nigdy. Tak sugestywnie opowiadały tańcem historię Szafirowej Doliny, że wzruszanie widzów sięgnęło zenitu. W kulminacyjnej scenie utworzyły pod sklepieniem krąg i na przemian nurkowały, wykonując przy tym miękkie salta. Kiedy wszyscy sądzili, że to koniec spektaklu, z góry spłynęła Gracja, która genialnym solowym popisem zmieniła historię Teatru Tańca. Możliwe, że miał na to także wpływ towarzyszący jej śpiew kuzyna Benka, który zawsze wzbudzał entuzjazm widzów.

   Kiedy owacje widowni i bisy żurawi dobiegły końca, na scenę wpłynęła przecudna Pani Wiosna i zapowiedziała gościnny występ mieszkanek Ziemi – Kasi i Natalii. Rozległa się, egzotyczna dla mieszkańców Szafirowej Doliny, muzyka. Na widowni zapanowała absolutna cisza i wtedy się zaczęło. Dziewczyny wykonały niezwykły, dynamiczny układ taneczny i zaprosiły wszystkich widzów do wspólnej zabawy. Po kilku próbach tancerki, inni artyści, goście i miejscowi widzowie wspólnie wykonali ziemski taniec. Ptaki wirowały w powietrzu, a zwierzęta na parkiecie, w który wróżka Niu zamieniła widownię.

   To była magiczna Inauguracja! Pisały o niej portale wszystkich wymiarów! Spektakl żurawi stał się międzygalaktycznym wiralem, a ziemski taniec bardzo długo królował na parkietach nawet najodleglejszych światów.

   Pan Florian wraz z panią Florą wzruszali się jeszcze długo na samą myśl o niezwykłym debiucie ich słodkiej Gracji. Ach, tego Powitania Wiosny długo nikt nie zapomni! To pewne!

04 stycznia, 2023

Bajka w piernikowej chatce (Ciasteczkowe bajki 12.)


Mistrz Milander Śmietanko objął w posiadanie Cynamonową Wyspę już dobry rok temu. Używał z namysłem magicznego zaklęcia, żeby żadnej prośby nie zmarnować na bzdurki. Jego miasto nie miało sobie równych. W żadnym zakątku żadnego ze światów ciekawski podróżnik nie znalazłby czegoś podobnego. Każda z uliczek lśniła innym lukrowym kolorem. Była Błękitna, Indygo, Pomarańczowa, Złota, Czerwona, Śnieżnobiała i… Ach, ach! I jakie tylko chcecie. Wszystkie kamieniczki nie tylko pachniały, ale też były całkiem zaczarowane. Można było odłamać kawałek cynamonowej okiennicy, skubnąć lukru, chrupnąć słuszny kawałek czekoladowej klamki, a po chwili wszystko było na powrót nienaruszone i świeżutko pachnące. To był jeden z najlepszych pomysłów na cynamonowe zaklęcie, jakie Mistrz Śmietanko stworzył.

Właśnie mijał rok od niezwykłych wydarzeń ostatniego Festiwalu Ciasteczek „Mniam!”. Mistrz Milander nie musiał już z nikim rywalizować! Od tego roku był jurorem oceniającym ciasteczkowe popisy innych cukierników. To sprawiało, że spodziewał się tłumu świątecznych turystów, którzy już przybywali z najdalszych archipelagów, by podziwiać jego Cynamonową Wyspę.

Oczywiste było, że wszystkie kolorowe, lukrowane uliczki były wszystkim dobrze znane! Szafirnet roił się od cudownych zdjęć milionów podróżników, którzy uwielbiali robić sobie selfi w cynamonowych zaułkach. Milander potrzebował więc nowości! Postanowił, że sam wypiecze kolejne budowle i ani razu nie użyje zaklęcia. Oczywiście, z wyjątkiem tego końcowego, które będzie odświeżało konstrukcje. Głowił się już od lata, aż w końcu olśniła go myśl, że najlepsze pomysły mieszkają najbliżej! Wyciągnął tekturowe pudło pełne zapomnianych prawie fotografii z dzieciństwa. Tak! Znalazł! To było to! Tego potrzebował!

Ze starych fotografii radośnie zerkały na niego czekoladowe oczy PIERNIKOWYCH CHATEK! Tak! Miał tych zdjęć niemało! Sam je zrobił! A właściwie robił je każdego roku, gdy dostawał taki słodki prezent od wróżki Niu! Najpierw zdjęcie, a potem podjadanie! Niu wypełniała chatkę słodyczami, więc zanim odłupało się kawałek daszku, można było wydobywać słodkie żelki, orzeszki w czekoladzie, rodzynki w lukrze i truflowe kulki ukryte we wnętrzu domku!

Wróżko Niu! Dzięki! To będzie moja nowa uliczka! Uliczka Piernikowych Chatek Wróżki Niu. Nazwa może trochę przydługa, ale trudno! Musi taka być! Milander ruszył do pracy. Nie minął tydzień, a nieopodal sosnowego zagajnika, wzdłuż rzeczki goździkowego lukru – rozgościły się cudowne piernikowe chatki. Nowy zapach przebił wszystkie dotychczasowe, a właściwie uzupełnił je i wzmocnił. Piernikowa nuta rozsnuła się po wszystkich zakątkach Wyspy. Każdy turysta, który na nią wkroczył, widział najszczęśliwsze chwile swojego dzieciństwa. Pojawiały się jak lekka mgiełka otulająca piernikowe chatki. Wszyscy widzieli tę mgiełkę, ale każdy dostrzegał w niej własne, zapomniane czasem chwile szczęścia, które powracały wraz ze wspaniałymi słodyczami wypełniającymi chatki.

Milander był szczęśliwy! Udało mu się! Każdego dnia przechadzał się wzdłuż piernikowych chatek i z radością dodawał nowe słodycze. A to mięciutkie marcepanowe gwiazdki, a to srebrne i różowe lizaczki albo marmoladki w cukrze. Nie muszę dodawać, że sława Cynamonowej Wyspy sięgnęła tego roku krańców kosmosu. Pojawiło się nawet nowe powiedzonko oznaczające stan błogości, spokoju i szczęścia: Jestem w piernikowej chatce! Czy Mistrz Milander potrzebował w życiu czegoś więcej? No cóż, wszyscy znają odpowiedź!

14 listopada, 2022

Bajka gąsienicy Kari (Misiowe bajki 7.)


- Uwaga! Uwaga! Pociąg Gąsienicowy wjeżdża na stację! - Podróżni! – Szykować się! -wrzeszczy na cały dom Kari. Jej kolorowe łapki przebierają najszybciej, jak mogą.

-Tia! – odkrzykuje radośnie Panna-Dziewczynka i zajmuje szybciutko miejsce gdzieś między fioletowym, a czerwonym. Oczywiście, musi też wsiadać miś Chrapuś, pajacyk Senek i ma się rozumieć Kocurka. Ale Kocurki nie ma! Nie ma i nie ma! Kari postanawia więc ruszać bez niej. Daje sygnał i wolniutko rusza z miejsca, a potem coraz szybciej robi kilka tras wokół domu, aż do momentu, gdy Nati zainteresowana czymś, co dostrzegła po drodze, wyskakuje z pędzącej gąsienicy i rozpoczyna nową zabawę.

- Kiedy przychodzi czas na jedzonko, Nati niesie w misiowej miseczce na przykład owoce. Wtedy Kari natychmiast pierwsza dopada do czerwonego stoliczka i kładzie na nim grzecznie pyszczek. Czeka, ale rzadko udaje jej się to czekanie.

- Skubnę tylko troszeczkę… dwie borówki, kawałeczek mango… przecież muszę mieć siłę na te podróże… - usprawiedliwia się przed samą sobą. Ale nie musi! Nati uwielbia jeść ze swoimi zabawkami, to takie misiowe!

Czytanie bajek też jest misiowe, najbardziej na świecie. Tej przyjemności nie opuszcza nikt. Natusia wybiera książeczki, sadowi się na kolanach babci, a wszystkie zabawki tłoczą się, żeby dobrze widzieć obrazki. Jest taki gwar, śmiechy i piski, że musi paść pierwsze słowo, żeby się wszyscy uciszyli. Kari wieczorem przysięga, że gdy babcia czyta, ona widzi, jak słowa zamieniają się w kolorowe obrazki i płyną niczym chmurki po niebie w pogodny dzień. Jest jasne jak słońce, że każda chmurka paraduje przed Natalią i przed gąsienicą też, przeczcież, oczywiście…

Dziś z samego rana wybuchła nowa awanturka. Kari przechwalała się jak co dzień:

- A wczoraj, to w czasie przejażdżki odkryłyśmy z Nati kryjówkę Pani Kotki! O tam! Za zasłoną!

- Chyba zmyślasz - zawołał dywanik - przecież Pani Kotka ma swój domek w rogu pokoju, nie musi szukać kryjówek.

- No chyba że przed tobą - zawołała wesoło piłka Mania.

- Nie jesteś, Kari, najważniejsza! – przekrzykują się puzzle.

- My też jesteśmy ważne! I my! I my! – wołają układanki, pluszaki i kredki. Ale Kari się nie przejmuje i nie słucha ich. Po prostu wie swoje i już!

Wieczorem, gdy cały świat ziewa i  czeka na słodkie sny, a potem razem z nimi zasypia bezpiecznie w łóżeczku, gąsienica przywołuje Panią Kotkę. Uwielbia słuchać jej cichego mruczenia. Czasem nawet przeprasza za codzienne przechwałki…

Pani Kotka tylko się uśmiecha, zna przecież dobre serce Kari. Więc w absolutnej zgodzie układają się wygodnie w fotelu i czekają na następny, niezwykły, Nataliowy dzień.


28 września, 2022

Bajka oszroniona (Pogodowe bajki 7.)


- Ale ekstra! Tato! Tato! Dziadek przyjechał! Chodź szybko! - wydzierał się Ronek wniebogłosy. - Już, już! Idę! – odpowiedział tato Przymrozek i zamyślił się. Jakiż to powód sprowadza Ojca tak wcześnie z wizytą. Spodziewali się go dopiero za dwa, trzy miesiące. Zaciekawiony wyszedł na podwórko i zobaczył piękny Ojcowski  śnieżnobiały płaszcz, który w porannym słońcu lśnił jak milion diamentów rozsypanych po świecie. A i mały Ron już zdążył z radości oszronić wszystkie drzewa, krzewy i samochody sąsiadów. Było pięknie!

- Ojcze! Co Cię sprowadza do nas o tej porze - spytał z troską w głosie Przymrozek. Pani Zima nawet jeszcze nie szykuje się do drogi. Wczoraj na herbatce była u nas jej siostra - Pani Jesień!

- A czy coś musi się stać. Przecież to nie nowość, że wpadam czasem z wizytą. Przed nadejściem zimy mam więcej czasu, a na królewskim dworze nic się teraz nie dzieje. Zapasy śnieżynek gotowe, nowe mroźne wzory zaprojektowane. Więc cóż robić! Zatęskniłem za wnukiem, moim małym Szronkiem! Zostanę do południa, jeśli pozwolicie.

- Ależ zapraszamy! - Tak Dziadku, zapraszamy! – wołał Ronek.  Wszyscy na pewno ucieszą się, że tak cudownie upiększyliśmy świat, bo letnie i jesienne kolory całkiem już wyblakły!

- No nie wiem, nie wiem, szkrabie… - uśmiechnął się pod wąsem Dziadek.

Ronek posiedział z dorosłymi w domu, a potem postanowił zobaczyć, czy efekty przyjazdu Dziadka zachwyciły wszystkich wokół. Jakież było jego zdziwienie, gdy uszy wypełniła mu błyskawicznie lawina narzekań. Ludzie byli wściekli, w środku jesieni musieli oskrobywać szyby samochodów z mroźnych śladów i cudownych efektów radości Ronka! Szron na szybach w żadnym razie ich nie zachwycał. Mówili coś o zmianie opon, skandalicznie wczesnych opadach i tak dalej. Ron płakał, a jego  łzy zastygały jak kryształowe sopelki na wszystkich krzewach i płotach. Jak ja to powiem Dziadkowi, będzie mu przykro, że nikt nas tu nie lubi. Nawet ptaki spomarańczowiałe z nagłego zimna i zacietrzewione wydzierają się w swoich językach.

Wtedy niespodziewanie i zupełnie nie wiadomo skąd pojawiła się E-Wróżka! Usiadła obok Ronka na ceglanym murku i powiedziała: - Nie martw się, ludzie stale narzekają, zawsze coś im w pogodzie nie pasuje. A to za gorąco, a to za zimno, a to znów zbyt często pada… Nie zmienią się nagle. Ale zaraz zobaczysz, że  jak zwykle i dziś szybko spojrzą na świat z innej perspektywy.

I rzeczywiście, po chwili Pani Pomponikowa orzekła, że powietrze jest rześkie, zupełnie wiosenne, a świat wygląda jak po solidnej kąpieli! Jej sąsiad - pan Pętelka - uśmiechnięty zawołał do żony: - Rozruszałem się i całkiem mi ciepło. Nagle jakoś chce mi się coś robić! Jak mogłem siedzieć od tylu dni przed telewizorem.

Tylko dzieci wcale nie miały z niczym problemu, piszczały na widok śniegu i szronu, robiły sobie selfi na tle upiększonych przez Ronka krzewów i natychmiast chciały wyciągać z piwnicy sanki, mimo że jesień była w pełni.

Przymrozek Ronek uśmiechnął się szeroko, spojrzał na drzewa. Ptaki zdążyły ochłonąć i znów wyglądały jak najpiękniejsze broszki drzew i to śpiewające!  A wszystko dzięki wizycie Dziadka!


16 marca, 2021

Bajka Radosna (Emocyjne bajki 8.)


Biegła wzdłuż rzeczki w podskokach. Długie, jasne włosy falowały na wietrze jak kłosy zboża błyszczące w słońcu. Kiedy wiatr łaskotał ją falami ciepła, śmiała się w głos. Wszyscy oglądali się za nią, a radosne uśmiechy same zapalały się na ich twarzach.

-Hej, zatrzymaj się, dokąd pędzisz? -usłyszała Radosna Bajka znienacka. -Jak możesz być taka nieuważna, jeszcze chwila i zdeptałabyś mój domek!

Nusia zatrzymała się w jednej sekundzie i zaczęła szukać miejsca, z którego dochodził głosik.

-Ach, to pan, panie Krecie! Spokojnie, zawsze patrzę pod nogi, choć mogłoby się wydawać, że bujam w obłokach. Ale ma pan rację, pana domek jest słabo widoczny! Trzeba temu zaradzić!

I zanim właściciel okazałego kopca zdążył zebrać rozpierzchłe myśli, Nusia skrzyknęła motyle z orszaku Wróżki Tysiąca Emocji i rozpoczęło się ozdabianie, a raczej oznaczanie kreciego domku. Nad kopcem powstał lekki, ale mocny daszek we wszystkich radosnych kolorach. Wokół rozlokowały się wspaniałe kępy traw, usadowiły się się rodziny kolorowych kwiatów, które Radosna namówiła do przeprowadzki w to miejsce. No naprawdę, wszyscy zobaczą teraz krecie siedlisko z najdalszych krańców wyspy.

Zanim pan Kret zdążył ułożyć sobie jakieś zgrabne podziękowanie w głowie, śmiech Nusi turlał się już z pobliskiej Górki Turlanki. Oczywiście, turlanie się z Radosną było najlepszą zabawą, więc po chwili kto żyw ruszył ku Górce. Mały jeżyk pogubił buciki, a dzieciaki Podekscytowanej Bajki paplały, że za chwalę na pewno wydarzy się coś niezwykłego. No i niezwykłe przygalopowało:) Nie wiadomo skąd, pojawił się sławny pies CD. Na jego grzbiecie siedziała zgrabnie Kocurka, która trzymała mocno wielki, wiklinowy koszyk wyłożony serwetą w truskawkową kratę.

-Hura! -krzyknęła Nusia. Będzie piknik!

-Tylko spokojnie- odezwała się Kocurka. Mamy przesyłkę od Wróżki Niu! Same pyszności! Dla każdego wystarczy! I zgrabnie zeskoczyła na trawiasty pagórek. CD siedział bardzo elegancko i spokojnie, a o tym, że rozpiera go radość, świadczyło energiczne merdanie króciutkiego ogonka.

Nie minęła chwila, a piknik był przygotowany. Na kraciastej serwecie pyszniła się lemoniada, nektar i pyłek w miseczkach, suszone owoce, babeczki dyniowe i ciasto marchewkowe, ale hitem okazały się lizaki z soku malinowego i chrupki gruszkowe. Znalazły się też chrupanki ryżowe dla CD i żelki serowe dla Kici.

Radosnym śmiechem przyjaciół zaraziły się też pagórki, doliny i rzeczki, i stawiki. Cały świat Wyspy Tysiąca Emocji piknikował w najlepsze, rozsyłając na wszystkie archipelagi fale dobrej energii i świetnego samopoczucia.

Jeśli masz dziś doskonały nastrój i czujesz, że mógłbyś przenosić góry, to na pewno dotarła do Ciebie fala piknikowej radości wprost od Nusi- Radosnej Bajki.

12 kwietnia, 2019

Bajka muzycznej szafy (Natchnione bajki 1.)




Słyszała to dobrze. Rozmawiali już o tym nieraz. Najbardziej przeszkadzało im skrzypienie. Nawet oliwili zawiasy, ale pozostawały po tym oliwieniu tylko zacieki, a melodia zostawała. Nic nie rozumieli! Przecież ONA do nich mówiła, czasem krzyczała… i nic. Po prostu głusi jak pnie. Oczywiście, nadeszło w końcu to słynne: I nagle… Stało się. Pewnego dnia została sprzedana. Nie wiedziała, czy się cieszyć, czy martwić. Pewnie kupił mnie ktoś tak wiekowy jak świat! Na pewno. Będzie spał i nawet skrzypienia nie usłyszy. 

A tu, niespodzianka! Ustawiono ją w pokoju pomalowanym we wszystkie z możliwych kolory. W każdym kącie coś się piętrzyło, kłębiło, turlało i podskakiwało. Na środku stała makieta z kolejką elektryczną! Bosko po prostu! Ale najlepsze było to, że kiedy w szafie zamieszkały już te wszystkie piętrzące się skarby i zapanował porządek, do pokoju wpadł jak bomba mały Ktoś! Podszedł do szafy, krzyknął: -Ale czadowa! Cześć! Mogę? I delikatnie chwycił drzwi. Poruszając nimi, komponował najdelikatniejszą, skrzypiącą melodię. Wyraźnie mu się podobało, ba, po prostu był zachwycony! Już bez pytania wszedł do środka i usiadł w kącie. Oparł się o TEN bok… I wszystko zawirowało. Szafa najpierw stała się absolutnie nowoczesna, zawirowała, potrząsnęła grzywą zdobień, włożyła wygodne buty i zawołała. -Trzymaj się! Startujemy! Już nie była szafą ani starą, ani nową. Była kapsułą pędzącą na Archipelagi Szafirowego Jeziora, gdzie, jak wiadomo, mieszkają bajki na raz. 

Cóż to była za wyprawa! Aż się w głowie mąci od wrażeń. I do tego, nie była ostatnią! Czasem razem lecieli w kosmos, czasem jak wóz pancerny wkraczałli do jakiejś gry… No działo się po prostu! 

Wreszcie. Marzyła przecież od lat, że ktoś odnajdzie ukryty w niej klucz do bajek. I całkiem niespodziewanie jej marzenia się spełniły. Ze szczęścia skrzypiała tak głośno, jak nigdy. I nikomu to nie przeszkadzało.

07 kwietnia, 2019

Bajka - Chwila Radosna (Czas 7.)



Radosna Chwila zaczęła się wiercić na swoim foteliku. Jak długo można jechać! Chciała już wyskoczyć z samochodu i rzucić się na szyję ulubionym przyjaciołom! A tu dopiero połowa drogi! Wyjęła torebki ciasteczko od babci i zaczęła chrupać.

Właśnie wtedy to się stało! Najpierw jej ręka jakby zbladła. Potem zauważyła, że kolorowa sukienka straciła wszystkie grochy, a na koniec wydało jej się, że wisi w powietrzu, bo całkiem nie umiała dostrzec swoich stóp!

Kiedy głośno krzyknęła: - Ojojoj! Co się dzieje! Ojojoj! Zniknęła zupełnie! Tak! W powietrzu unosiło się tylko jej żałosne: Ojojoj! Ponieważ, na szczęście, wszystko widziała i czuła, dostrzegła nagły wir unoszonych do góry, przydrożnych, suchych liści. Nie minęła nawet sekunda, gdy w pędzącym samochodzie pojawiła się ONA! TAK! ONA - Wróżka Tysiąca Emocji!

Nowa pasażerka, nie czekając ani chwili, przeszła do rzeczy: 
Kto to widział, żeby Radosna Chwila tak marudziła. Nie zgadzam się na to! Za karę przez tydzień weźmiesz robotę Smutnej Chwili. Daję słowo, że zaraz stracisz chęć do marudzenia i każdy pejzaż za oknem, każda krasula nawet, wydadzą Ci się fascynujące!

Nie było sensu protestować. Dobrze chociaż, że niewidzialność przeszła jak kaszel. Mądra Radość po szkodzie!


Rymowanka na raz

Lubię radości jasne oczy.
Lubię, promienność jej warkoczy.
Po świecie za nią gonię
I od smuteczków stronię!

Zagadka na raz

Ona Cię uśmiecha!
Ona – to zawsze pociecha:)
Z rana wieczorem, w każdy czas,
Zapala szczęście w nas.