Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lato. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lato. Pokaż wszystkie posty

12 października, 2020

Bajka uprzejma (Emocyjne bajki 2.)



        Jesień wprowadziła się do parków. Wszystkie gaiki, rabaty i zarośla otrzymały nowe, soczyste barwy, zrobiło się naprawdę pięknie i bardzo stylowo. W lasach trwały jeszcze przygotowania do jesiennej inauguracji. Niektóre drzewa liściaste narzekały, że muszą na zimę rozbierać się z liściastych kubraczków, zazdrościły Sosenkom i Jodłom, bo im wolno nosić ubrania cały rok. 
-To niesprawiedliwe- złościł się wielki Dąb. 
-To ze sprawiedliwością nie ma nic wspólnego, szepnął do ucha Dębu rezolutny wiaterek Pasi. 
-Bardzo pana przepraszam, ale pana liście są delikatne i nie przetrwałyby mrozów, a igiełki pani Jodły i pani Sosny są grube i solidnie zabezpieczone przed wszystkim w zasadzie, co niebezpieczne. 
-A Ty co, wszystkie rozumy pozjadałeś, że mnie pouczasz- oburzył się Dąb. 
-Ależ skąd, ja tylko chciałem pomóc zrozumieć… 
-No, no, uważaj sobie młokosie!- rozzłościł się Dąb, bo nie lubił, gdy ktoś przyłapywał go na niewiedzy. Pasi wyszeptał więc znowu: 
-Przepraszam… i cichusieńko odpłynął w głąb dębowej alei. Po prawej stronie zauważył ławeczkę, którą całkiem zasypała lawina liści szykujących się do podróży. Pasi zanurkował, jednym wiatrowym skrzydłem porwał liście i zsypał je pod krzakiem czarnego bzu. Przez chwilę gapił się, widząc, jak kolorowa stertka migocze w słońcu niczym skarby Sezamu. Do ławeczki zbliżyła się właśnie para ludzi, nie mogli się nadziwić, że akurat dla nich jedna ławeczka jest czyściutka i gotowa do zajęcia. Wiaterek ucieszył się i już go nie było. Zatrzymał się po dłuższej chwili obok małego pawilonu, z którego dolatywał słodki zapach rurek z kremem. Dojrzał, że dość energicznie, choć z niemałym trudem, z solidnymi, stalowymi drzwiami mocuje się starsza pani. Kiedy już machnęła ręką i miała zrezygnować ze słodkiej przyjemności, niespodziewany podmuch wiatru otworzył przed nią drzwi cukierni na oścież. 
– No proszę, ktoś mi tu dopomógł- ucieszyła się  seniorka. Pasi poczuł się naprawdę potrzebny, jego przyjaciółka Bryzia mówiła mu, że pomaganie jest bardzo miłe, ale dopiero teraz zrozumiał, co miała na myśli.  
        Szczęśliwy wiaterek przysiadł na wiotkich gałązkach dzikiej róży i zajął się obserwowaniem rodzinki jeży. Wyglądały uroczo. Wszystkie miały kamizelki z kolorowych liści i koszyki na jesienne zbiory. Zapewne tuptają pod starą jabłonkę rosnącą na dużym trawniku obok placu zabaw- rozmyślał Pasi. Postanowił wyprzedzić kolczastą rodzinkę i sprawdzić, co tam ciekawego słychać u pani Jabłonki. Po chwili był na już miejscu i delikatnie wplatał skrzydła w gałązki uginające się pod ciężarem dorodnych, pąsowych jabłuszek. Niestety, delikatność na nic się zdała. Dojrzałe jabłka zaczęły pacać na trawę jedno za drugim. Jabłonka zerknęła krzywo spod okazałego sęku na Pasiego i stwierdziła bez większych emocji: 
-Masz szczęście, mały, że te jabłka są dziś naprawdę potrzebne dla gości, którzy tu niebawem przyjdą. Proszę cię, bądź tak miły  i poukładaj je porządnie w tych koszach. Mówiąc to, wskazała najdłuższą gałęzią na obszerny, drewniany stół zastawiony wiklinowymi koszami. 
- Ależ z przyjemnością- zawołał Pasi i zabrał się do roboty. Wiaterek z wysiłku aż głośniej szumiał i pokropiło nawet wokół niego deszczykiem, ale króciutko, a ciepłe słońce błyskawicznie osuszyło wszystko wokół.
-Przepraszam panią, ale co to za goście mają się pojawić? -zapytał Pasi. 
-Nie wiesz? No tak, jesteś bardzo młodym wiaterkiem, zaszumiała wesoło Jabłonka. 
-Poczekaj tu trochę, to się przekonasz, zapraszam na ten konar, z niego jest najlepszy widok. 
Pasi sfrunął na rozłożystą gałąź i rozejrzał się po okolicy. Jabłonka rosła sobie na skraju wielkiego trawnika, który opadał w dół i przechłodził miękko w wielką łąkę otoczoną brzozowym zagajnikiem, ciągnącym się wzdłuż wielkiego, wijącego się wąwozu, hen, aż po horyzont. 
        Trawnik powoli zapełniał się gośćmi. Obok siebie stali ludzie, tłoczyły się przeróżne zwierzęta i nadlatywały ptaki. Kiedy słońce było już liliowo-pomarańczowe,  na konar obok Pasiego sfrunął niezastąpiony mówca- wilga Leon i rzekł:
-Dziś żegnamy panią Lato i witamy kolorową Jesień. Wypełnimy cały świat naszymi cudownymi, wakacyjnymi wspomnieniami, wyślemy je w dal, by cieszyły mieszkańców innych światów i rozpraszały jesienne mroki. 
-Kochani, przypomnijcie sobie wszystkie najpiękniejsze, wakacyjne chwile i wypuście je na wolność, niech szybują swobodnie! 
        Kiedy Leon kończył swoje wystąpienie, wszyscy dostrzegli na niebie orszak Lata spakowany do drogi. Pasi zobaczył zaraz za nim coś jakby kolorowe i zarazem przezroczyste bańki wznoszące się majestatycznie ku górze. Każda z nich dziwnie falowała i jeszcze całkiem blisko ziemi stawała się małym, kolorowym domkiem szybującym w przestworzach! Każdy, ale to każdziutki z nich, był inny. Mieniły się kolorami, mruczały albo może śpiewały coś i  zachwycały radością mieszkańców, wychylających się z okien. Zebrani przy jabłoni machali do swoich odpływających wspomnień, pokrzykiwali: 
-Do zobaczenia za rok! albo: –Było  czadowo! Można też było usłyszeć: -Zostańcie dłużej… 
        Ale wspomnienia-domki oddalały się, malały, ich kształty rozmazywały się i mieszały malowniczo z barwami nieuchronnie zachodzącego słońca. 
        Tak właśnie Lato odeszło na dobre, a za jego orszakiem pospieszył też ciepły wiaterek Pasi, niosąc w kieszeniach soczyste jabłka dla swoich przyjaciół: Huriego i Bryzi.

05 lipca, 2019

Bajka Latawców (Wakacyjne bajki 2.)



Były tak kolorowe, że nie mogły się przestać sobą zachwycać. Śmiały się radośnie, furgotały na wietrze. Jeśli tylko udało im się wystawić kawałeczek puszystego ogona na zewnątrz mięciutkiego, przezroczystego pokrowca, ćwiczyły powiewanie, szybowanie i wirowanie.

Czekały na taki wiatr, który zdoła je zabrać ze sobą do krainy pierzastych chmurek, które z Ziemi wyglądały jak słodki krem w błyszczącej, złocistej polewie. Mniam… 

Latawiec–Smok - wiedział wszystko. Kiedy więc wiatr się wzmógł, zarządził gotowość do lotu. Ptak, Wąż, Słoneczko oraz Krokodyl szybciutko poprawiły ogony, pióropusze, naprężyły listewki i sprawdziły, czy aby sznurki się nie poplątały. Zanim skończyły, już się zaczęło:)

Józio biegł po plaży, a ciepły, porywisty wiatr ze stajni E-Wróżki – porywał w górę Smoka. Ten wznosił się już dość wysoko, gdy wystartowali inni. –Ostrożnie- pokrzykiwał Smok. Niech mały Krokodyl nie patrzy w dół! W górę! Lecimy w górę! No i szybowali. Słonko rozbłysło światłem na ich noskach, gładziło kolorowe stroje i ogony. Zmierzali ku uśmiechniętym chmurkom. Wtedy właśnie wiatr zakołował, szarpnął, próbował nawet pochwycić dzieci, żeby pofrunąć z nimi w górę, ale wyrwał im tylko latawcowe smycze z rąk i…. stado barwnych fruwaczy nagle i niespodziewanie kołysało się w górze zupełnie swobodnie - na wolności.


Z oddali dał się słyszeć świst, jakby nadjeżdżała kolejka szynowa. Latawce ciekawie zerkały wokół. Ze zdumieniem ujrzały chmurki, które dreptały gęsiego i po chwili były już wijącym się wężem wagoników. Z błyszczącej jak lizak lokomotywy buchały zwełnione kółka, które w górze rozpływały się w fantastyczne kształty stworzeń, jakich Latawce nigdy jeszcze nie widziały. Kiedy rozległo się wesołe: -Zapraszamy!- podróżnicy błyskawicznie wpłynęli do wagoników i rozpoczęła się słoneczna podróż. Dzieci patrzyły w niebo, ale widziały już tylko barwne esy-floresy wędrujące po niebie i błyszczące, jak suknia księżniczki na balu. 


Sunęli wprost na zamek Słońca. Chmurkowy pociąg stał się Wielkim Ognistym Podróżnikiem Kosmicznym. Gdy minęli stado puszystych owieczek pasących się wśród gęstych kęp bujnej trawy, szczotkę pierzastych wieżowców i tabun galopujących po łagodnych zboczach rumaków, brama słonecznego zamku była już bardzo blisko. Słonko siedziało na tarasie najwyższej wieży swojego domostwa, bo było już południe. Na widok przybyłych gości uśmiechnęło się pogodnie i rzekło: -Mam nadzieję, że się nie przestraszyłyście. Pragnę zapytać, czy zechciałybyście dla mnie pracować? -Myyyy? -zdziwił się Smok-Latawiec. Co moglibyśmy tu robić? O, jest wiele pracy do wykonania, chmurki i promyki nie dają sobie już rady, westchnęło Słońce. Latawce spojrzały po sobie i po chwili zaczęły się przekrzykiwać:- Tak! Tak! Chcemy! Prosimy! Może być od zaraz! Radości nie było końca. Wszyscy podskakiwali, śmiali się i klaskali, jak kto umiał. 


I tak, Latawce: Smok, Ptak, Wąż, Słoneczko i Krokodyl- zamieszkały w Królestwie Słońca. Kiedy widzisz na niebie tęczę po deszczu- to, oczywiście, patrzysz na kolorowy ogon Latawca-Smoka. 

Gdy brzeżki chmurek złocą się i migają – to Latawiec-Słoneczko płynie wokół nich. 


Jeśli masz wrażenie, że niebo zawisło nisko nad Ziemią i jest całkiem ciemne, możesz być pewien, że to cień Latawca-Ptaka, który rozpostarł swe wielkie skrzydła.


Być może pamiętasz, jak czasem chmurki pędzą po niebie, zmieniają kształty, mienią się lazurem, błękitem i srebrem, mrugają brylantowymi iskierkami- to wtedy Latawce: Wąż i Krokodyl zabawiają chmurki, grając z nimi w berka. 

Taka jest praca Latawców! Nie wierzysz? Spójrz w niebo, wszystko tam jest! Naprawdę! 


11 kwietnia, 2019

Bajka Bławatkowych Ciasteczek(Ciasteczkowe bajki 4.)




Królowa Jesiennej Wyspy miała przed sobą jeszcze spory kawałek panowania. To nie był czas na przejęcie obowiązków przez Panią Zimę. Jednak stęsknione za sobą siostry umówiły się na spotkanie w jednym z miast. Spacerowały alejkami i wesoło się nagadywały. Zima polecała miejsce na odpoczynek po pracy, a Jesień słuchała z zapartym tchem o Archipelagu Zawsze. Jeszcze tam nie była, ale zmieni to! Z radości machnęła ręką, a liście śpiące w stertach na trawnikach zatańczyły na wietrze. Gałęzie entuzjastycznie wybuchły oklaskami, a Słońce zaciekawione tym zamieszaniem chwyciło za rąbek szarej, chmurowej poduszki, na której spało i… z nieba pokropiło deszczem. Zima otrząsnęła się z chłodnych kropli, które zdążyły zamarznąć na jej sukni i spadały z brzękiem jak diamentowe paciorki. –No, dalej siostrzyczko, zawołała radośnie Jesień, zakręciła się i fale deszczu znów pogłaskały świat. Rozbawiona Zima zrobiła to samo. Jednak jej suknia prószyła delikatnymi falami śnieżynek, które zaczęły się bawić w berka z kroplami deszczu. 

Malina spoglądała przez okno. Padał deszcz ze śniegiem. Świat poszarzał. Jesień i zima nie mogą się chyba zdecydować, która powinna odejść, a która zostać… pomyślała bez entuzjazmu. Nie lubiła zimy. Za późną jesienią też nie przepadała. W ogóle nie lubiła pór roku w ich ekstremalnych wersjach. Najlepsza dla niej była złota jesień, skrząca się bielą zima, malachitowa wiosna i chabrowe lato. 

Tak, chabrowe lato… chabrowe lato… CHABROWE… Tak! Ch-a-b-r-o-w-e! Malina poderwała się ze swojego ulubionego fotela i zawirowała jak pogodowe siostry. 

I wtedy się zaczęło! 

Musi najpierw wybrać foremki! Tak! Kwiatek, serduszko i… , i… , i cukierek! Żeby było słodko. Spojrzała na Księgę, a tak zaszeleściła kartkami. Malina spojrzała. To doskonały wybór, moja droga, pochwaliła niezawodną przyjaciółkę. Przepis na ciasto z gotowanymi żółtkami pozwalał wyczarować kruche ciasteczka lekkie, złociste i wyjątkowo smakowite! Doskonałe, żeby przywołać ze wspomnień lato. Malina uwinęła się z pieczeniem raz, dwa! Wybrała okrągłe, szafirowe talerze i poukładała na nich kręgi złocistych cukierków, serpentyny serduszek i spirale kwiatków. Potem, jak wiadomo, na scenę wkroczył Zielony Pędzel, który wiedział, że jest niezastąpiony, więc trochę marudził, bo uwielbiał, kiedy ktoś mu mówił, że bez niego, ani rusz! Malina, oczywiście, zachęcała go do pracy, mówiąc, że dzisiaj będzie smarował ciastka miętowym lukrem, a to takie odświeżające! Pędzel dał się skusić i po chwili wszystkie ciasteczka lśniły jak szczyty wysokich, zawsze ośnieżonych gór. Malina czekała na tę chwilę. Lekko otworzyła pokrywę prążkowanego, szklanego słoika wypełnionego szafirowymi płatkami, które dostała od pani Bławatkowej. Zaczęła sypać je na jeszcze wilgotny lukier i nie mogła się nadziwić małym cudeńkom, jakie tworzyła. 

Kiedy ostatni ciasteczkowy cukierek dostał bławatkowy kubraczek, Malina pognała do szafy. Odszukała szafirową sukienkę i miętowe korale. Wystroiła się, zaparzyła herbatkę z chabrowymi płatkami i usiadła w fotelu przy oknie. Od bławatkowych ciasteczek bił blask, który dostrzegły siostry Jesień i Zima. Natychmiast zawołały Lato i we trzy stanęły pod oknem Maliny. Słońce zajaśniało ciepłym blaskiem i także wysunęło promień po ciastko. Malina zaprosiła niespodziewanych gości na herbatkę. Chabrowe ciasteczka znikały jak wakacyjne dni kąpiące się w Szafirowym Jeziorze. Zima zdradzała gospodyni, jak dostać się na Archipelag Zawsze, gdzie nieustannie jest piękna pogoda. Malina z wdzięczności zapakowała dla każdego gościa chabrowe ciasteczka na drogę i zaprosiła na kolejne, weekendowe łakocie. Promyczek poprosił o większe pudło ciasteczek, wspominając coś o łakomstwie Słońca… Rozbawił tym towarzystwo, bo Słonko ogłosiło niedawno, że razem z Księżycem rozpoczyna dietę CUD i ma zamiar zrzucić zbędne kilogramy. Mimo wszystko ten podstęp udał się Promykowi, bo otrzymał, oczywiście, największe pudło ciasteczek.

Bajka Czarnuszki- Kwiatowe Pożegnanie Lata (Kwiatowe bajki 25.)




Minął sierpień. Na Wyspie Magicznego Zamku zmieniło się wiele. Każdy zakątek tętnił życiem. Nowi mieszkańcy nie byli już tacy nowi, zżyli się, zaprzyjaźnili, przeżyli razem radości i smutki. Amek był bardzo szczęśliwy. Uważał, że ma wyjątkowy dar spotykania na swojej drodze wyłącznie wspaniałych Bajkan. Szykował dla nich niespodziankę na koniec lata. Właściwie jaki koniec? Początek września to ani lato, ani jesień. Słońce przypieka, można jeszcze stale spędzać czas na świeżym powietrzu, ale pachnie już inaczej, nie tak świeżo, wiatrowo i kwietnie, raczej tak śliwkowo i szarlotkowo. 

Kolorowa Królowa wyraziła chęć przybycia na Wyspę. Niespodzianka Amka bardzo jej przypadła do gustu. Zapowiedziała niespodziankę. Przygotowania ruszyły pełną parą. Na początku impreza miała się odbyć w piątek, ostatniego dnia sierpnia, ale w końcu wszyscy zdecydowali się na sobotę, która mimo że już wrześniowa, na pewno będzie lepsza. Bajkanie mając więcej czasu, od rana będą mogli świętować. 

Tulipany rozpoczęły rozwieszanie plakatów z fantastyczną wiadomością dla wszystkich mieszkańców Wyspy Zaczarowanego Zamku. W miejscowym amfiteatrze odbędzie się koncert wszechczasów! Wystąpi Nigella Sativia zwana Czarnuszką, która zaprosiła do wspólnego zaśpiewania kilku piosenek artystkę znaną miejscowym Bajkanom-Talis, czyli Naparstnicę Digitalis Purpureę. 

Od chwili pojawienia się plakatów, wszyscy czuli obecność kogoś obcego. To odczucie nie było wcale fałszywe ani tym bardziej nieuzasadnione. Na wyspę przybył bowiem incognito rycerz Czarnuszki –Orlik Ileg wraz z giermkiem Aku. Od dłuższego już czasu zaglądali w najodleglejsze zakątki wyspy i szukali zagrożeń, żeby zawczasu je wyeliminować. Orlik miał też sekretny plan na ten koncert. Marzył, by ułożyło mu się jak Filomenie. Zapewne z Czarnuszką! Czyż nie? 

W sobotnie przedpołudnie na wyspie wrzało. Wszystkie modne suknie z pracowni Panien i Panienek Makowych zostały wyprzedane. W Wodospadach Zapachów Arc i Cyz dwoiły się i troiły, by zrealizować wszystkie, nawet najdziwniejsze zamówienia. Największe powodzenie miał zapach „Piksele Jesieni”. Od razu stał się kultowy. Nawet Kolorowa Królowa i E-Wróżka zamówiły po flakonie. Wróżka Niu, jak zawsze, inaczej niż wszyscy, zamówiła zapach „Nagły Zachwyt”, który tak spodobał się Wróżce Tysiąca Emocji, że zrezygnowała ze swojego ulubionego i też postanowiła pachnieć w ten sposób. Satilla nie myślała o perfumach, ona wraz z armią pomocników szykowała słodkie i słone przekąski. Ważki zgromadziły przy wejściu do amfiteatru i rozdawały widzom świetlikowe latarenki wykonane z precyzją przez Kąkole i Bławatki. Właśnie armia świetlików zapełniała siatki umieszczone na leszczynowych witkach. Każda dziesiątka świetlistych robaczków otrzymywała prowiant od Satilli, żeby nie stracić blasku do końca koncertu. 

Do wieczora amfiteatr wypełnił się po brzegi. Nad widownią sączył się blask satynowego światła świetlików. W loży dla gości zasiadła królewska para, dworzanie i zaproszeni goście. Wszystko przenikały subtelne nuty zachwycających zapachów. Gdy światła reflektorów przygasły na scenę wyszedł Amek i we wzruszającym przemówieniu wyznał, że jest najszczęśliwszym władcą najpiękniejszej wyspy. Zapowiedział występ zaproszonych artystek, ale przed nim poprosił na scenę Kolorową Królową. Władczyni uśmiechając się, przemówiła: 

-Drodzy Bajkanie, poprosiłam malarkę Alis, by namalowała portret nadchodzącej Jesieni. Zainspirowana Alis zgodziła się i postanowiła pożyczyć od Arc i Cyz nazwę „Piksele Jesieni” dla swojego dzieła. Artystka zwraca się z prośbą do Was wszystkich, byście przesyłali jej magiczne znaki tej miedzianej pory roku. Na koniec września odbędzie się wernisaż prac Alis na Jesiennej Wyspie. Już dziś Was na to wydarzenie zapraszam. Publiczność zaczęła skandować: -Alis! Alis! Alis!... Władczyni uciszyła zebranych i wyjawiła, że artystka bierze udział w plenerze malarskim na Malachitowej Wyspie i na razie nie może tu przybyć. Wszyscy zdziwili się i od razu z ust do ust zaczęto przekazywać sobie plotkę, że Alis, to po prostu pseudonim Kolorowej Królowej. W zasadzie nikt w to nie wierzył, ale też nie było nikogo, kto by nie sądził, że to jednak możliwe! I w ten oto sposób wrześniowy projekt rozpalił wyobraźnię mieszkańców Wyspy Zaczarowanego Zamku. 

Koncert rozbrzmiewał niczym muzyka kosmicznych galaktyk. Czarnuszka spływała na scenę w obłoczkach coraz piękniejszych kreacji. Razem z Talis wykonały kilka hitów, a publiczność śpiewała z nimi wszystkie piosenki. Wykonały też przebój Czarnuszki- „Aksamitny szum szczęścia”. Na finał artystki poprosiły na scenę wszystkie przybyłe kwiaty: Stokrotkę, Bławatka, Kąkola, Barwinka, Powojnika, Maki, Onętka, Anemony, Tulipany, Narcyzy, Sasankę, Dziurawca, Jaskra, Dzwonki, Kosaćce, Zimowity, Bratki, Cynie, Orlika i Konwalie! To był dopiero chór! Kwiaty wykonały taniec synchroniczny, którego wyuczyły się pod okiem Konwalii i Anemonów. Widzowie wstali z miejsc i tańczyli z kwiatami. Wróżki zamieniły ławki widowni w podłogę do tańca i rozpoczęła się najbardziej kolorowa, pachnąca, bujająca się w rytmie wspaniałej muzyki, zabawa. 

I tak zakończył się sierpień, a z nim bujne, kwiatowe lato. Archipelagi Szafirowego Jeziora poszybowały ku jesieni.

10 kwietnia, 2019

Bajka Stokrotki (Kwiatowe bajki 2.)




Kiedy usłyszała ten dźwięk, od razu straciła humor. Żeby tylko chodziło o humor! Po prostu była wściekła! Co to za obyczaje jak w wojsku przed laty. A może ona nie ma ochoty na zmianę fryzury, a może ONA wie lepiej, kiedy powinna pójść do fryzjera. Od dawna zapuszcza swoje listki i kwiatki są już pięknie ułożone, no, może niektóre ze stu płatków zaczynają opadać, więc podcięcie końcówek by im nie zaszkodziło. Jednak ktoś powinien zapytać ją o zdanie, to jest pewne. 

Stokrotka zaczęła nasłuchiwać. Oceniła, że kosiarka pojawi się na jej trawniku za jakiś kwadrans. Postanowiła użyć starej sztuczki. Szepnęła coś na ucho Wiaterkowi, który buszował w krzewach rosnących za trawnikiem. Po chwili długi promyk Słonka zaczął głaskać listki Stokrotki. Z gorąca położyły się na trawie, więc gdy pojawił się człowiek z kosiarką, listki i młode kwiatki Stokrotki pozostały nietknięte. Rosnące obok na rabatce Niezapominajki i Lilie podziwiały swoją przyjaciółkę. -Ale Ty to potrafisz postawić na swoim. –Cóż, moje drogie, trzeba mieć swoje zdanie. Wtedy odezwała się trawa. –Zupełnie nie rozumiem, o co Ci chodzi. Bez strzyżenia byłybyśmy słabe i mniej piękne! –No może Ty tak, ale ja wolę zapuszczać piękne wysmukłe listki. Starczą mi jedne na cały sezon. 

–Trochę się wymądrzasz. Jak teraz podniesiesz swoje listki? –Bez problemu! Jestem przecież słynną na całym świecie Stokrotką. Wyśpiewują o mnie piosenki. Harcerze, to są mną po prostu oczarowani! Mój urok ich zachwyca, nie kłamię! Jeśli chcecie, zapytajcie moją kuzynkę Stokrotkę Doniczkową. 

-Dobrze, już dobrze, zawołajmy razem, że potrzebujemy deszczu, może E-Wróżka, opiekunka pogody nam pomoże. I zawołali. Niestety, nic się nie stało. Stokrotka zawołała po raz drugi Wiatr, a ten obiecał tylko, że sprowadzi pomoc i odleciał. Trawnik, na którym rosła Stokrotka, lśnił krótkim jeżykiem przystrzyżonej czuprynki. Rozejrzał się i stwierdził, że zaraz cień jabłoni osłoni stokrotkę, więc poczuje się lepiej. Tak się rzeczywiście stało. 

Razem z cieniem jabłonki na trawniku pojawiły się dzieci. Od razu wypatrzyły Stokrotkę wśród króciutkich źdźbeł trawy. Wojtek przyniósł konewkę z wodą i urządziły prysznic Stokrotce, trawnikowi i rabatowym kwiatkom. Mama początkowo nie była z tego zadowolona, bo nie podlewa się kwiatków w południe, ale gdy zobaczyła podnoszące się łodyżki stokrotki, zachwyciła się. 

-Ale śliczna, westchnęła Martynka. Stokrotka spojrzała na przyjaciół i z pełnym przekonaniem w głosie stwierdziła: -A nie mówiłam?!