12 października, 2020

Bajka uprzejma (Emocyjne bajki 2.)



        Jesień wprowadziła się do parków. Wszystkie gaiki, rabaty i zarośla otrzymały nowe, soczyste barwy, zrobiło się naprawdę pięknie i bardzo stylowo. W lasach trwały jeszcze przygotowania do jesiennej inauguracji. Niektóre drzewa liściaste narzekały, że muszą na zimę rozbierać się z liściastych kubraczków, zazdrościły Sosenkom i Jodłom, bo im wolno nosić ubrania cały rok. 
-To niesprawiedliwe- złościł się wielki Dąb. 
-To ze sprawiedliwością nie ma nic wspólnego, szepnął do ucha Dębu rezolutny wiaterek Pasi. 
-Bardzo pana przepraszam, ale pana liście są delikatne i nie przetrwałyby mrozów, a igiełki pani Jodły i pani Sosny są grube i solidnie zabezpieczone przed wszystkim w zasadzie, co niebezpieczne. 
-A Ty co, wszystkie rozumy pozjadałeś, że mnie pouczasz- oburzył się Dąb. 
-Ależ skąd, ja tylko chciałem pomóc zrozumieć… 
-No, no, uważaj sobie młokosie!- rozzłościł się Dąb, bo nie lubił, gdy ktoś przyłapywał go na niewiedzy. Pasi wyszeptał więc znowu: 
-Przepraszam… i cichusieńko odpłynął w głąb dębowej alei. Po prawej stronie zauważył ławeczkę, którą całkiem zasypała lawina liści szykujących się do podróży. Pasi zanurkował, jednym wiatrowym skrzydłem porwał liście i zsypał je pod krzakiem czarnego bzu. Przez chwilę gapił się, widząc, jak kolorowa stertka migocze w słońcu niczym skarby Sezamu. Do ławeczki zbliżyła się właśnie para ludzi, nie mogli się nadziwić, że akurat dla nich jedna ławeczka jest czyściutka i gotowa do zajęcia. Wiaterek ucieszył się i już go nie było. Zatrzymał się po dłuższej chwili obok małego pawilonu, z którego dolatywał słodki zapach rurek z kremem. Dojrzał, że dość energicznie, choć z niemałym trudem, z solidnymi, stalowymi drzwiami mocuje się starsza pani. Kiedy już machnęła ręką i miała zrezygnować ze słodkiej przyjemności, niespodziewany podmuch wiatru otworzył przed nią drzwi cukierni na oścież. 
– No proszę, ktoś mi tu dopomógł- ucieszyła się  seniorka. Pasi poczuł się naprawdę potrzebny, jego przyjaciółka Bryzia mówiła mu, że pomaganie jest bardzo miłe, ale dopiero teraz zrozumiał, co miała na myśli.  
        Szczęśliwy wiaterek przysiadł na wiotkich gałązkach dzikiej róży i zajął się obserwowaniem rodzinki jeży. Wyglądały uroczo. Wszystkie miały kamizelki z kolorowych liści i koszyki na jesienne zbiory. Zapewne tuptają pod starą jabłonkę rosnącą na dużym trawniku obok placu zabaw- rozmyślał Pasi. Postanowił wyprzedzić kolczastą rodzinkę i sprawdzić, co tam ciekawego słychać u pani Jabłonki. Po chwili był na już miejscu i delikatnie wplatał skrzydła w gałązki uginające się pod ciężarem dorodnych, pąsowych jabłuszek. Niestety, delikatność na nic się zdała. Dojrzałe jabłka zaczęły pacać na trawę jedno za drugim. Jabłonka zerknęła krzywo spod okazałego sęku na Pasiego i stwierdziła bez większych emocji: 
-Masz szczęście, mały, że te jabłka są dziś naprawdę potrzebne dla gości, którzy tu niebawem przyjdą. Proszę cię, bądź tak miły  i poukładaj je porządnie w tych koszach. Mówiąc to, wskazała najdłuższą gałęzią na obszerny, drewniany stół zastawiony wiklinowymi koszami. 
- Ależ z przyjemnością- zawołał Pasi i zabrał się do roboty. Wiaterek z wysiłku aż głośniej szumiał i pokropiło nawet wokół niego deszczykiem, ale króciutko, a ciepłe słońce błyskawicznie osuszyło wszystko wokół.
-Przepraszam panią, ale co to za goście mają się pojawić? -zapytał Pasi. 
-Nie wiesz? No tak, jesteś bardzo młodym wiaterkiem, zaszumiała wesoło Jabłonka. 
-Poczekaj tu trochę, to się przekonasz, zapraszam na ten konar, z niego jest najlepszy widok. 
Pasi sfrunął na rozłożystą gałąź i rozejrzał się po okolicy. Jabłonka rosła sobie na skraju wielkiego trawnika, który opadał w dół i przechłodził miękko w wielką łąkę otoczoną brzozowym zagajnikiem, ciągnącym się wzdłuż wielkiego, wijącego się wąwozu, hen, aż po horyzont. 
        Trawnik powoli zapełniał się gośćmi. Obok siebie stali ludzie, tłoczyły się przeróżne zwierzęta i nadlatywały ptaki. Kiedy słońce było już liliowo-pomarańczowe,  na konar obok Pasiego sfrunął niezastąpiony mówca- wilga Leon i rzekł:
-Dziś żegnamy panią Lato i witamy kolorową Jesień. Wypełnimy cały świat naszymi cudownymi, wakacyjnymi wspomnieniami, wyślemy je w dal, by cieszyły mieszkańców innych światów i rozpraszały jesienne mroki. 
-Kochani, przypomnijcie sobie wszystkie najpiękniejsze, wakacyjne chwile i wypuście je na wolność, niech szybują swobodnie! 
        Kiedy Leon kończył swoje wystąpienie, wszyscy dostrzegli na niebie orszak Lata spakowany do drogi. Pasi zobaczył zaraz za nim coś jakby kolorowe i zarazem przezroczyste bańki wznoszące się majestatycznie ku górze. Każda z nich dziwnie falowała i jeszcze całkiem blisko ziemi stawała się małym, kolorowym domkiem szybującym w przestworzach! Każdy, ale to każdziutki z nich, był inny. Mieniły się kolorami, mruczały albo może śpiewały coś i  zachwycały radością mieszkańców, wychylających się z okien. Zebrani przy jabłoni machali do swoich odpływających wspomnień, pokrzykiwali: 
-Do zobaczenia za rok! albo: –Było  czadowo! Można też było usłyszeć: -Zostańcie dłużej… 
        Ale wspomnienia-domki oddalały się, malały, ich kształty rozmazywały się i mieszały malowniczo z barwami nieuchronnie zachodzącego słońca. 
        Tak właśnie Lato odeszło na dobre, a za jego orszakiem pospieszył też ciepły wiaterek Pasi, niosąc w kieszeniach soczyste jabłka dla swoich przyjaciół: Huriego i Bryzi.

2 komentarze:

  1. przepiekna bajkka o jesieni Pasi cudowny czekamy na nastepna

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, może się uda coś jeszcze jesienią stworzyć:)

    OdpowiedzUsuń