Pokazywanie postów oznaczonych etykietą natura. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą natura. Pokaż wszystkie posty

22 maja, 2025

Bajka sukienek lekkich jak puch (Wiosenne bajki 6.)


Pani Wiosna rozgościła się na dobre. Cały świat pachniał i szumiał. Ptaki dawały niekończące się koncerty. Wszystko było zaplanowane i ustalone, o każdej godzinie dyżurował inny śpiewak. Czasem słychać było solo Szpaka, czasem jego duet z panią Wilgą, a zdarzało się, że cały ptasi chór świergotał w najlepsze.  Te cudowne trele ustawały nieco, gdy przylatywali goście z Wiatrowej Wyspy i zapowiadali zbliżający się deszcz. Ludzie wyciągali wtedy kolorowe parasole, dzieci wkładały kalosze i czekały na kałuże, do których można by było wskoczyć. Ale dało się też słyszeć narzekania nadąsanych kwitnących drzew.

- Jak to? Znowu będzie padać? A moja suknia jest teraz właśnie najpiękniejsza! Bladoróżowa! Jak puch po prostu! I ma się zmarnować? – prawie płakała Panna Wisienka.

- Ja protestuję! Ja się tak nie bawię! – wykrzykiwała Pani Jabłoń i machała najmłodszymi gałązkami jak szalona.

- Spokojnie dziewczyny. – wtrącił się Pan Kasztanowiec. – Z tych nerwów same sobie te piękne suknie poniszczycie!

- A Pan się nie martwi, Panie Kasztanowcu? – zdziwiła się Panna Wisienka. – Przecież Pan też ma piękny kwiatowy garnitur.

- Nie, nie martwię się. Ja nawet czekam na ten deszcz i wiatr. Już się nie mogę doczekać, kiedy kwiaty opadną i pojawią się moje piękne, kolczaste skarby. A wy nie czekacie na dorodne wisienki i jabłuszka.

- Czekamy, czekamy, ale sukni szkoda! – wymamrotała Pani Jabłoń.

- Mam pomysł! – zawołał Szpak Pituś, który mieszkał w domku u Pana Kasztanowca. – Zaprośmy wróżkę Niu, zrobi wam magiczną sesję zdjęciową i do następnej zimy będziecie mogły oglądać swoje kwiatowe suknie do woli.

- Mówisz i masz! – rozległ się niespodziewanie nie wiadomo skąd radosny głos wróżki.

- Ooooo! – zakrzyknęły panie. – A niech mnie! – dołączył Pan Kasztanowiec. Toż to wróżka Niu! Skąd wiedziałaś, że cię potrzebujemy! – zapytał zdumiony Pituś.

- Cóż to za pytanie! Jestem wróżką! Wiem wszystko! Zakrzyknęła wesoło Niu i unosząc się w powietrzu, zaczęła fotografować falujące lekko jak puch, cudowne wprost suknie Wisienki i Jabłoni. Nie zapomniała też o Kasztanowcu.

- A teraz lekko kołyszemy gałązkami! Huri - lekki powiew prosimy! - pokrzykiwała Niu. Mały wiaterek okrążał więc drzewa i sprawiał, że kwiatowe suknie falowały cudownie, błyszczały i lśniły w słońcu nieziemsko. Pan Kasztanowiec prostował się, prezentował butonierkę z kiściami stożkowatych kwiatów, a nawet zawadiacko zarzucił jedną gałąź na czoło i wydał się wszystkim tak przystojny, jak jakiś muszkieter w kapeluszu z piórami!

Ach, co to była za sesja! Wszystkie okoliczne drzewa też chciały takich zdjęć, więc wróżka miała pełne ręce roboty. Zakończyła pracę, gdy pierwsze krople deszczu spadły na obiektyw. Wokół pociemniało, pomiędzy gałęzie drzew wpadły młode wicherki i zanim ulewa rozciągnęła srebrzyste pasma swoich warkoczy nad ogrodem, delikatne kwiaty spłynęły jak płatki śniegu na trawę.

- A niech to! Patrzcie dziewczyny! – zawołał pan Kasztanowiec. Mamy pod nogami puszysty dywan kwiatów! Jakie to piękne!   

- Nie da się ukryć, szepnęła zachwycona Wisienka!

- Uwielbiam to! – zawołała Niu i delikatnie przebiegła na paluszkach po puszystym dywanie kwiatów. - Urządzę wam wystawę! Przygotujcie się na rozdawanie autografów, moje kochane drzewa! – zawołała radośnie i tyle ją widzieli.

Ty też możesz jak wróżka Niu zrobić sesję zdjęciową jakimś pięknym kwitnącym drzewom. Będą zachwycone!

10 października, 2024

Bajka w przewodniku turystycznym (Pasjonackie bajki 4.)

- Halo, Halo! Tu Bzunia! Otwieram „Miodowy Skarbiec! Już można pędzić po smakołyki! Dziś otwarte do zachodu słońca!

Pracowita pszczółka była z siebie dumna, no, może - bardzo zadowolona. Lato okazało się upalne, kwiatów zatrzęsienie, więc spiżarnia i sklepik wypełniły się po brzegi. Na całą zimę wystarczy:)

- Muszę zostawić skrzyneczkę dżemu z purpurowych liści z pyłkiem lipowym dla pani mrówki i panien mrówczanek. Zawsze po niego przybiegają!  O, nadchodzi właśnie panna Hania! Ale czemu dźwiga plecak, wydaje się pełny i ciężki, gdzie zmieści słoje?

- Dzień dobry pani Bzuniu! Nie było tu jeszcze świerszcza Jana?

- No nie, ale zapraszam po dżem!

- Dziś, to nie dam rady. Skoro lato odeszło, ludzi mniej, nawet po grzyby rzadko przychodzą, a mrowisko przygotowane do zimy, to świetny czas, by wreszcie wyruszyć w jakąś podróż! Przyniosłam w plecaku wszystkie przewodniki po Lesie, które dostałam od Królowej! Będziemy je z Janem przeglądać. Przy jego muzyce wszystko wydaje się łatwe!

- Da radę grać i przeglądać? – zdziwiła się Bzunia.

- Pewnie, on wszystko potrafi.

- O, widzę Jana, jest bez plecaka! – ucieszyła się pszczółka.

Za Janem przyfrunął motyl Zenek. Bardzo rozemocjonowany. Przyczłapał też żuczek Marian i przyniósł album ze zdjęciami najdziwniejszych miejsc, jakie udało mu się zobaczyć. Po krótkiej naradzie, za zgodą pani Bzuni, usadowili się na dachu jej spiżarni wyglądającej zupełnie jak dorodny prawdziwek. Trzeba dodać, że solidna budowla złamała niejeden ząb leśnych żarłoków:) Pszczółka przyfrunęła ze słojem sosnowego miodu i zaczęło się oglądanie!

- Może wyruszymy do Wrzosowej Polany, tam jest ślicznie…  spójrzcie!- zaczęła Hania.

- Wrzosy słabo mi się kojarzą, kiedyś zaczepiłem nogą o jeden, przewróciłem się na grzbiet i gdyby nie przechodził tamtędy kuzyn, mój żuczkowy los… nawet nie chcę myśleć…

- Ja, ja wiem! - krzyknął Zenek. Wybierzmy się nad Liliowy Stawik. Tam jest tak uroczo! Zobaczcie sami! I pokazał wszystkim cudowne zdjęcia. – Możemy tam urządzić bal! Powiem świetlikom, żeby z nami poleciały!

- Nie przepadam za wodą… - mruknął Jan. Kiedyś zamoczyłem sobie skrzydełka i trzy dni spędziłem w łóżku. Co za męka! Dobrze, że obyło się bez przyjazdu Ważkowego Pogotowia! Na samo wspomnienie gubię rytm i plączę melodię…

- Pani Bzunia uśmiechnęła się nieśmiało. Pofrunęła po konfitury i suszone jagody dla podróżników, ale zanim je przyniosła, pogawędziła z Ziutkiem - mazurkiem, który przyleciał po ciasteczka z laskowymi orzechami… Nie mieli wątpliwości, że na przeglądaniu przewodników skończy się ta wielka narada:) Jednak byli w błędzie, bo na koniec odbyła się wielka sesja fotograficzna. Najlepszą modelką okazała się, oczywiście, mrówczanka Hania:)


29 września, 2024

Bajka w modrzewiowym domu (Telefoniczne bajki 7.)

- Ach, znowu się pomyliłam… Jaki to był numer… A! Już pamiętam! 11-XY-##-00! Tak! Sójka Celinka aż zatrzepotała z radości skrzydłami i rozłożyła swój wyjątkowy, błękitny ogonek.

- Pani Sowa? Nareszcie!

- Co tam, Celino? Czemu wydzwaniasz z samego rana?

- Musimy zwołać dziś naradę przy modrzewiowym domu! Koniecznie!

- O, chyba mamy już nowych mieszkańców? Tak? - ucieszyła się pani Sowa.

- Tak! Tak! Właśnie! Nareszcie!

No i się zaczęło… Po zachodzie słońca w Malachitowym Lesie rozdzwoniły się wszystkie telefony. Wieść o tym, że na polankę obok modrzewiowego domu przybędą wszystkie wróżki z dworu Kolorowej Królowej, no i że będą też E-Wróżka i El-Mag – zelektryzowała wszystkich.

Wiewiórki Basia i Kasia dzwoniły do siebie co kilka minut, w końcu postanowiły włożyć kożuszki wyszywane złotą nitką i naszyjniki z buczynowych orzeszków. Zające umówiły się, że na sygnał rozpoczęcia imprezy wyskoczą na środek i odtańczą zajęczy taniec radości. Nawet niedźwiedź Bartłomiej konsultował kilka razy oświetlenie sceny z Antonim jeleniem. Cały las brzęczał radosnymi dzwonkami.

Kiedy słońce ułożyło się wygodnie na wierzchołkach drzew, wszystko było gotowe. Szum wiatrowych rumaków uciszył zebranych, którzy w zachwycie obserwowali nieziemski orszak z królewskiego dworu sunący po zielonym dywanie z mchu. Odświętne stroje, unoszące się w powietrzu wzruszenie, radość, zaciekawienie i euforia migotały magicznie wraz ze światłem świetlików. Gdy wszyscy zajęli swoje miejsca, na scenę sfrunęła pani Sowa.

- Kochani! – uciszyła machnięciem skrzydła rozemocjonowanych zebranych. Rozpoczynamy akcję „Modrzewiowy Dom”! Niech ludzie poczują się u nas jak w domu!

Na te słowa rozległy się brawa, calutka widownia rozbłysła światełkami telefonów, a zaraz po zajęczym tańcu obok pani Sowy stanął El-Mag i rzekł:

- Przygotowaliśmy z E-Wróżką dla nowych mieszkańców, jak zawsze, pakiet powitalny: ilekroć wyjdą przed dom, nadpłyną z Wiatrowej Wyspy orzeźwiające fale lekkich powiewów, potem promienie słońca zagrają w berka między gałązkami brzóz a wokół rozsnuje się woń fiołków z zieloną sosnową nutą. Dodaliśmy też brylantowe iskierki kropel rosy na kiściach dojrzałych jarzębin i purpurę błyszczących głogów. Ten niezwykły pokaz będzie uruchamiany przez dyżurujące ptaki za pomocą magicznego przycisku umieszczonego na wierzchołku dębu.

Wróżka Tysiąca Emocji, która stanęła bezszelestnie obok El-Maga, dodała:

- Ja, ukryłam wśród bursztynowych kwiatów wzruszenie, a spokój w szumie przelatujących ptaków. Nieustającą radość rozpięłam na świetlistych chmurkach strzegących modrzewiowego domostwa. Na koniec roztoczyła wokół cudowną tęczę przyjaźni i poczucie bliskości, więc szczęśliwi mieszkańcy lasu zaczęli tańczyć i śpiewać ulubione piosenki z kultowego repertuaru szpaka Szelki i  wilgi Leona.

Pani Sowa, nie przerywając zabawy, poleciła na wszelki wypadek wyświetlić na rozgwieżdżonym niebie alarmowy numer telefonu El-Maga.

Tylko myszka Sza nie była zadowolona. Złożyła już dawno u pani Sowy projekt „Z myszką - jak w dym!”. Pragnęła zamieszkać w uroczej norce wygryzionej pod schodami prowadzącymi na piętro modrzewiowego domu i wspólnie z nowymi mieszkańcami Malachitowego Lasu relaksować się na obszernej sofie, słuchając nagranych po mistrzowsku przez smoka Bibliotecznego - „Mysich opowieści”. Niestety, znowu się nie udało. Podobno Wróżka Tysiąca Emocji orzekła, że to projekt zbyt radykalny.

- A myślałam, że się przyjaźnimy… - ponura myśl wdarła się bez pytania do zawiedzionej mysiej główki i nie zamierzała się wynieść. Absolutnie.   


20 marca, 2024

Bajka powracających żurawi (Wiosenne bajki 2.)



   Rodzina państwa Grusów właśnie dotarła na miejsce. Wszyscy byli wyczerpani, ale orzeźwiające powietrze sprawiło, że szybko odzyskali siły. Ich rezydencja, pozostawiona jesienią pod opieką zaprzyjaźnionej rodziny myszek, czekała w dość dobrym stanie.

- Kilka napraw i będzie jak nowa! - cieszył się pan Florian Grus – głowa rodziny żurawi. Pani Flora już się krzątała, uprzątała pokoje i szykowała z entuzjazmem pierwszy tej wiosny posiłek. Z siedliska rozciągał się widok na łąki połyskujące jeszcze dość mocno śnieżnymi pierzynkami. Niezrażone zimową aurą słoneczne światło kołysało się łagodnie na wierzbowych gałązkach i paplało o czymś radośnie z uroczą Panią Wiosną, która wpadła na chwilę w bardzo ważnej sprawie. I właśnie z powodu TEJ sprawy jakoś koło południa zaroiło się na polanie od mieszkańców Szafirowej Doliny.

Przyleciały perkozy, czaple, cyranki i wszelkie ptactwo, które zdążyło powrócić lub zimowało w Dolinie. Przytuptały myszki, nornice, jeże i kreciki, przyczłapały borsuki, bobry a nawet łosie, przykicały zające, ale to nie był koniec, bo na polanę wciąż przybywali kolejni lokalsi. Gdy polana się wypełniła, Pani Wiosna ukłoniła się grzecznie i przywitała zabranych. Miała na sobie lekki kożuszek, ale we włosach świeży wianek z pierwszych przebiśniegów i zimowitów, co zachwyciło wszystkich.

- Moi drodzy, mam dla was niezwykłą wiadomość. Uroczystość mojego Pierwszego Dnia Panowania odbędzie się w waszym Międzywymiarowym Teatrze Tańca. Mamy niewiele czasu, czy zdążycie wszystko przygotować?

Wśród zebranych wybuchł entuzjazm! Wszyscy wiwatowali, podfruwali, podskakiwali wesoło i kręcili piruety. Grupa żurawi wykonała króciutką etiudę baletową przygotowaną na tę właśnie chwilę. Ptaki z gracją krążyły wokół siebie, wyciągały szyje, zaplatały skrzydła i wzbijały się lekko ku górze, a ich ogony falujące na wietrze wyglądały wprost kosmicznie. Rozległy się okrzyki zachwytu, posypały się rzęsiste brawa i szczere komplementy. Pani Wiosna też kiwała z aprobatą głową. Po chwili radości zapanowała cisza, którą przerwał łoś Seba.

- Mieliśmy wielką nadzieję, że w tym roku się uda i to u nas odbędzie się Powitanie Wiosny, więc wspólnymi siłami wyremontowaliśmy Teatr. Jest już zupełnie gotowy. Żurawie mogą zaczynać próby choćby dziś!

- To fantastycznie! Brawo! Jestem zachwycona! – wykrzyknęła Wiosna, a żurawie skłoniły się wszystkim nisko. Głos zabrał wzruszony pan Florian Grus - senior rodu żurawi.
- I my żyliśmy nadzieją, że tej wiosny nasz taneczny spektakl doczeka się międzywymiarowej premiery. Ćwiczyliśmy z dziećmi cały sezon i przedstawienie jest gotowe. Lekkie i radosne wzleci do gwiazd na cześć budzącej się do życia natury!

Te słowa znów wywołały aplauz i przywołały Wróżkę Tysiąca Emocji, która aż z Kwiatowej Wyspy dostrzegła gołym okiem wybuch nieopanowanej radości. Mieszkańcy Szafirowej Doliny bawili się do zmierzchu razem z Panią Wiosną, wróżkami i innymi gośćmi, których zwabił blask szczęścia.

05 marca, 2024

Bajka pożegnania z zimą (Zimowe bajki 9.)

   Panował jeszcze aksamitny mrok. Przez małe okienka wpadał do siedziby Pana Jeżyka miękki blask latarni. Gospodarz wstał już, ale Bajki spały smacznie, zmęczone po wieczornych lotach dobranockowych. Było cicho i miło. Aż nagle…
- Aaaaaaaaaaaaa! Co to? O Matko Naturo! Cóż to się dzieje? - wydzierała się niemożliwie Bajka w czapce. W ręce trzymała kubek z herbatką malinową, pod pachą miała cztery czapki wybrane w garderobie na dziś i wpatrywała się uporczywie w podłogę. Pan Jeżyk rzucił się na ratunek, bo nie mógł pojąć, co się stało. Po chwili już wiedział. To ONA! To WIOSNA robi już swoje magiczne sztuczki, żeby dać siostrze Zimie do zrozumienia, że pora na odpoczynek na ciepłej, Zimowej Wyspie. Na samym środku Jeżykowego salonu wprost z podłogi wyrastała po prostu jakaś pokaźna roślina! Puszysta podłoga utkana była z mchu i paproci, więc samo pojawienie się na niej rośliny nie powinno nikogo dziwić. Ale Bajkę zdziwiło. Zdumiona obserwowała wyraźnie zarysowany wśród liści imponujący pąk jasnego kwiatu.

- Czyżby to przebiśnieg? A może hiacynt? – głośno myślał Jeżyk. Jego słowa jednak nie uspokoiły odkrywczyni.

- Ale jak to możliwe? W naszym salonie? Światła słonecznego tu nie ma zbyt dużo!

- Może i na razie nie ma, ale mój zimowy dom to jesienne liście ułożone w okazały stosik! Niebawem Pan Gospodarz zgrabi je wszystkie i wtedy również inne kwiatki wychylą piękne główki ku słońcu!

- A co z nami! Co teraz? Co z garderobą? Pokojami? Ze wszystkim?

- Ależ spokojnie! To Twoja pierwsza zima u nas, więc jeszcze nie wiesz. Uśmiechnął się szeroko Jeżyk. - Pamiętasz bałwankowy odlot? No to my też się przeniesiemy, ale najpierw na Wiosenną Wyspę, a potem wrócimy do letniej rezydencji. Wróżki już nad nią pracują, żeby była dla nas wszystkich wygodna i pozwalała na ekspresowe, dobranockowe loty. Pij spokojnie herbatkę, najpewniej po południu odlatujemy!

   Co to był za rwetes. Bajki powstawały wcześniej, zbudzone okrzykami przyjaciółki. Porządkowały swoje historie, sprzątały pokoje w Wielkiej Księdze Bajek i paplały radośnie, podekscytowane mającą nastąpić zmianą. Zmiany często nie najlepiej się kojarzą, bo czasem to I NAGLE! nie jest tym, na co czekamy, ale wyjazd na Wiosenną Wyspę to było coś wspaniałego, więc to oczywiste, że zapanowała powszechna, nieustająca radość i euforia! A nowe zbliżało się galopem:)

18 października, 2022

Bajka pogody ducha (Pogodowe bajki 10.)





Wróżka Tysiąca Emocji uwija się od rana. Cóż to za dzień! Wszyscy potrzebują pomocy. Ponury nastrój snuje się nad polaną jak przykre wspomnienie, gorzka pigułka, a może nawet jak niemiłe słowa. Motylki przycupnięte w suchych zakamarkach nie trzepoczą barwnymi skrzydełkami. Pszczółki zgromadziły się przy wlocie do ula i wypatrują jesiennego słonka. Nawet żaby schroniły się pod wielkimi liśćmi łopianu i liczą smętnie krople deszczu skapujące z wierzbowych gałązek. Rybkom w stawie też taka pogoda nie pasuje.

Jedynie zaczarowany pyłek z różdżki wróżki rozprasza na moment te szarochwile i budzi radosne wspomnienia. Żeby smutek nie otulił całego swiata, na pomoc ruszają Wróżka Niu i E-Wróżka. Tańczą w kroplach deszczu i wesoło śpiewają, więc świat oczywiście pięknieje na moment.

Ale cóż to? Wszyscy nastawiają uszu i przecierają oczy ze zdumienia. Z oddali słychać wesołą piosenkę! Ktoś śpiewa i zanosi się od śmiechu! Bez czarodziejskiej pomocy, zupełnie! Co jest? Te oczywiste pytania odpędzają deszczowe odrętwienie.

Radosny śpiew przybliża się… i nagle! Ach! Co za widok! Przed oczami zdumionych obserwatorów pojawia się kolorowa, płynąca w powietrzu plama, potem widać jakieś podrygujące nóżki w żółtych jak lipcowe słońce kaloszach! I wreszcie… Wszyscy słyszą wyraźnie:

Nic nas nie zasmuci, nic nas nie rozmaże,
Bo znamy najlepiej szczęścia korytarze.
W naszych sercach przyjaźń rządzi,
Z nią nikt w smutku nie pobłądzi!

Tra-la-la, tra-la-la!
Myszka szczęście ma!
Tra-la-la, tra-la-la!
Jeżyk szczęście ma!

Więc wszyscy już wiedzą i widzą! Pod kwiatowym parasolem spaceruje uśmiechnięta myszka Sza i jej przyjaciel Tuptuś! Każdy chce do nich dołączyć i też się tak cieszyć bez powodu! Ale przecież się nie zmieszczą! Aż tu nagle zapala się radosny promyk słońca, który śpiewa: - Tra-la-la, tra-la-la! Krople deszczu błyszczą jak reflektory! Deszczowa chmura uśmiecha się od ucha do ucha i odpływa, machając wszystkim na pożegnanie.

Pani Kumka patrzy na to wszystko i nie wierzy. A niech to, taka radość to ma moc! Wszyscy skaczą po kałużach, strząsają ostatnie krople z gałęzi i przekrzykują się wesoło. Więc żaba też, no bo czemu nie?

Niu, E, i TE - oczarowane mocą POGODY DUCHA zapraszają wszystkich do swojego zamku na Wyspie Wróżek. Pani Kotka, która nie wiedzieć skąd pojawia się pod krzaczkiem, aż wzdycha ze zdziwienia i przysiada z emocji.

Tylko Sza i Tuptuś niczemu się nie dziwią. Jeżyk zakłada rolki, myszka wskakuje na deskę i mimo błota są po chwili na Wyspie Wróżek! Żadnej smętnej nieśmiałości! Sama czysta radość!

16 października, 2022

Bajka Pogodnego Miasteczka (Pogodowe bajki 9.)


Kredkowanie Świata przeminęło. Liście rozlokowały się już na Jesiennej Wyspie. Teraz wszyscy rozprawiali o nowych, śnieżnych kożuszkach. Brzozy przechwalały się, że tylko one noszą zawsze lekkie jak puch wdzianka, znacznie piękniejsze od ciężkich kapot jodełek i sosen.

Jeżyk Tuptuś uśmiechał się, słysząc te przechwałki. Sam też szykował się do zimy. Wyciągnął przed domek wielki kufer z zimową odzieżą i dokładnie sprawdzał, czy wszystko jest w należytym porządku. Kiedy wziął do łapek kurtkę z kapturem, pojawiła się Pani Kotka.

- Co tam, Tuptusiu? Dziś bez myszki?

- No tak, Sza przenosi się do miasta. Wróżka Niu podarowała jej trochę magicznego pyłku, więc błyskawicznie poradziła sobie z przeprowadzką. Przyznam, że nudno tu bez niej, zawsze coś wesoło opowiada i nigdy nie strzela fochów, lubię ją za to.

- A co to za fikuśna kurteczka, zainteresowała się pani Kotka, żeby zmienić niewesoły temat.

- Ach, zaśmiał się jeżyk, to niezła historia jest! Kiedyś na Pogodnej Wyspie dla żartu kupiliśmy z kolegami te kurtki, które mają kapturki w kształcie czerwonych jabłuszek. Gdy jeżyk zakłada taki strój, wygląda, jakby dźwigał na grzbiecie wielkie jabłko. Kiedyś, gdy wracaliśmy z Pogodnego Miasteczka, jakiś człowiek nas dojrzał i rozpowiedział natychmiast, że nosimy na grzbietach jabłka! Co za historia! Ludzie powtarzają ją od lat, mimo że to przecież niemożliwe, dziwię się, że są tacy łatwowierni!

- Ja się tam nie dziwię, mieszkam z jedną taką ludźką, naprawdę czasem mnie zdumiewa! Ale cóż, przywiązałam się do niej, więc łykam wszystkie bajki, jakie wypisuje!

- No wiesz, w naszym świecie wszystko jest bajką!

- No, no, ale filozof z ciebie! Lepiej powiedz, jak z biletami do Pogodnego Miasteczka. Słyszałam, że idą jak woda!

- To prawda, zima nadchodzi sroga, więc każdy pragnie tam pojechać. I podobno wróżki pracowały całe lato, więc będzie piękniej niż kiedykolwiek. Miasteczko rozrosło się wspaniale i zajmuje już całą Pogodną Wyspę! Zawsze słońce, temperatura idealna dla wszystkich, śpiew ptaków, szum wody, motyle, kwiaty, relaksująca muzyka i wszystko czego dusza zapragnie. Żadnych ulew, zamieci, powodzi, gradobicia ani piorunów. I błota, oczywiście. Nieustające wczesne lato z truskawkami, malinami i papierówkami… - rozmarzył się Tuptuś.

- Papierówkami? A cóż to takiego? – zdziwiła się Kocurka.

- To wczesne kruche jabłuszka, mniam, mniam…

- No ja nie przepadam w zasadzie, ale powąchać mogę… - bez przekonania stwierdziła Kotka.

Jeżyk wyciągnął z kufra plik zdjęć z wypraw do Pogodnego Miasteczka! Tylko popatrz! Jakie kolorowe domki, aż chce się w nich zamieszkać!

- To prawda, ale... ach! Co widzę! - krzyknęła Kotka a jej oczy zrobiły się wielkie i okrągłe, zupełnie jak namalowane:)

- Koty! Tam były koty! Pewnie dzikie… Ale pewności nie ma… czyli może i my, domowe koty też możemy starać się o bilety do Pogodnego Miasteczka? – Kotka była wyraźnie poruszona.

- A czemu nie! Jesteście zwierzakami jak wszystkie inne, a że mieszkacie z ludźmi… Cóż, nikt nie jest doskonały…

- Tuptusiu, jesteś prawdziwym przyjacielem, dziękuję! Baaaardzo….

I tyle ją jeżyk widział.

- Nuf, nuf – zamyślił się… - Ale co ona zrobi ze swoją ludźką, jeśli wyjedzie?

Bajka Kredkowej Jesieni ( Pogodowe bajki 8.)



-To chyba niemożliwe… - szepnął zdumiony jeżyk Tuptuś, gdy wyjrzał rankiem ze swojego domku pod trzema brzózkami. Świat przed mim mienił się kolorami. Cały trawnik był jak puszysty, barwny dywanik. Tuptuś biegał od purpurowego liścia do bursztynowego, to znowu do miodowego, do ciemnozielonego i brązowego… Nigdy nie mógł się nadziwić tym cudom.

- Co cię tak zachwyca, Tuptusiu? – zawołała wesoło myszka Sza.

- Jak zawsze, te cudowne kolory! Zdawało mi się, że jeszcze wczoraj świat był zielony, a tu, proszę, takie czary!

- Wiesz, mogę ci to wyjaśnić. Wszystkie drzewa bardzo troszczą się o swoje liście, które muszą odlecieć na Jesienną Wyspę. Wszystko planują, a nawet mają takie komputery, które włączają akcję odcumowywania liści od gałęzi! Wiem to, bo mieszkałam zimą…

- Tak, tak, mówiłaś – u jednego naukowca, który…

- O, pamiętasz, więc ten naukowiec badał drzewa i wydawało mu się, że wszystko o nich wie, ale nic nie wiedział! Bo drzewa nie zdradziły mu najważniejszego - Tajemnicy Kredkowej Jesieni.

- Ja też jej nie znam! Chyba coś zmyślasz!

- No wiesz! Czy kiedyś cię okłamałam? Obraziłabym się, ale szkoda na to czasu, więc wszystko ci powiem. Pamiętaj jednak, że nie możesz niczego zdradzić żadnemu człowiekowi. Oni wierzą komputerom, toteż nic by pewnie nie zrozumieli i zaraz chcieliby wszystko sprawdzać, badać, zapisywać i drukować w książkach… Same problemy z tymi ludźmi…

- Tu masz rację…

- A zatem, kiedy drzewa przygotowują liście do odlotu na Jesienną Wyspę, świat szarzeje, wysycha, a liście tracą swój soczysty kolor. Tak musi być, inaczej nie odcumowałyby wcale od gałęzi. Kolorowej Królowej znudziło się wysłuchiwanie narzekań na szary, ponury świat i razem z Panią Jesienią zaplanowały Święto Kredkowania Świata! Jakoś tak na początku października wszystkie kredki ze wszystkich światów kolorują wszystkie drzewa i krzewy, i kwiaty, i trawy! Każdy listek może dostać takie nowe ubranko, jakiego pragnie. Natura zaczyna wyglądać, jakby stroiła się na wielki bal! A to tylko uroczy, pożegnalny prezent od Królowej i wróżek dla odlatujących liści! No i marudzących ludzi!

- No i co, to dzieci nie widzą, że ich kredki gdzieś znikają jesienią?

- No nie, bo Święto Kredkowania Świata odbywa się nocami, kiedy dzieci śpią! Gdy kredki wracają do pudełek i szuflad, są na nowo zaostrzone i błyszczące! To wszystko czary kochanej E-Wróżki!

Jeżyk Tuptuś zamyślił się, pomruczał: -nuf, -nuf,- nuf… i podreptał pędem do swojego domku.

- Dokąd to? – krzyknęła zdumiona myszka Sza.

- Jak to dokąd? Idę spać! Nocą będę oglądał Kredkowanie Świata!

28 września, 2022

Bajka w chmurach (Pogodowe bajki 6.)



Jesień rozgościła się na dobre. Wszystko jest inne. Jakby pierwszy raz świat wystroił się w wełniany szal skłębionych chmur. Ale co tam świat! To one - jesienne chmury wreszcie mogą zagrać główną rolę w teatrze kolorów i światła. Bawią się doskonale. Wieczorami lubią tworzyć stado, zanim słońce zajdzie. Na przykucnięte na ziemi domy, rzeki, stawy i lasy leje się wtedy cudowne szafirowe światło przetykane pasmami głębokiego cynamonu i pomarańczy.

Stratuś jest jeszcze całkiem małą chmurką i tylko obserwuje popisy starszych chmur. Zawsze z zachwytem patrzy na to, jak świat w jednej chwili zmienia się całkowicie, jakby ludzie błyskawicznie go przemalowali, zmienili dachówki swoich domów na turkusowe albo złociste, albo purpurowe, albo nawet czarne jak smoła.  Razem z Lusią, chmurką deszczową żeglują po niebie na grzbiecie wiatrowego rumaka. Raz nawet udało im się pokropić znienacka dzieciaki na placu zabaw. Ale było śmiechu i radości! Dzieci wirowały jak szalone, podnosiły głowy do góry, łapały krople deszczu w dłonie i wołały radośnie do Lusi i Stratusia: - Ekstra! – Super! – Czadowo! - Deszczyk jak na wiosnę! -  Jeszcze! - Jeszcze!

To porównanie do słabiutkich wiosennych deszczyków wcale się chmurkom nie spodobało! Przecież one są jesienne! Groźne! Kłębiaste! Deszczowe! Ale co tam! Szkoda czasu na obrażanie się, bo wiaterek już czeka, gotowy zabrać przyjaciół w kolejną podróż. Pędzą więc i oczom nie wierzą, że ich lot przemienia świat, otula cieniem i głaszcze wpuszczanymi nagle promieniami zachodzącego słońca. Wszystko wybucha tysiącem nowych barw. Chmurki podziwiają magiczny pokaz mody, który udaje im się stworzyć. Zupełnie jakby były dorosłymi, jesiennymi chmurami.

20 czerwca, 2022

Bajka poziomkowa (Owocowe bajki 10.)

      Zbliżały się urodziny Pani Kotki. Tak, była czasem marudna i rządziła się bardzo, ale cóż, nikt nie wyobrażał sobie bez niej Czereśniowej Spiżarni. Dlatego właśnie wszyscy chcieli przygotować dla niej jakąś wyjątkową niespodziankę. W sobotni wieczór Pajęczyca spytała niby przypadkiem:

- Marzysz czasem o niespodziankach?

- Pewnie. Najczęściej myślę o tym, że wyleguję się na leśnej polanie pełnej cudownie pachnących krzaków poziomek. Wiesz, jak lubię poziomki, prawda? No więc leżę sobie, sięgam łapką, potrącam lekko cudowny owoc, a on sam turla się do mojego pyszczka… Ach, co za magia…

I Kocurka rozmarzyła się w najlepsze, a Pani Pajęczyca zdębiała!

- Poziomki? - Kot? - No chyba nie wierzę!

Mimo to opowiedziała całej reszcie o dokonanym odkryciu bardzo dokładnie i po wieczornej naradzie wszystko było ustalone. Pan Schowek swoimi magicznymi kanałami namówił mieszkańców Poziomkowej Wioski, aby przyjęli zaproszenie do Czereśniowej Spiżarni na ten jeden wyjątkowy wieczór.

W Dniu Kocich Urodzin Pani Kotka udała się do Generała Agresta, który przysięgał, że ma dla niej ważne, strategiczne zadanie. To był właśnie ten moment, kiedy Poziomki pojawiły się w Spiżarni. Miękki, zielony i bajecznie pachnący dywan otulił dosłownie wszystko. Myszka całkiem zniknęła w gąszczu, a Pajęczyca tylko świeciła oczami z górnej półki.

Gdy Pani Kotka wróciła, miauknęła ze zdumienia! Od słodkiego, poziomkowego zapachu zakręciło jej się w głowie, więc czmychnęła pod regał i oszołomiona, całkiem straciła i głos, i odwagę. Dopiero gdy rozległo się chóralne: „Sto lat!”, zaczęła ostrożnie rozglądać się wokół. Było naprawdę jak w kocich marzeniach! Wszędzie dorodne krzaki poziomek! Wystarczył ruch łapką i… wiecie co dalej:)

To były urodziny, jakich świat nie widział! Wszyscy turlali się po poziomkowych dywanach, a one znosiły to z godnością.

Pod wieczór rozniosło się po Wyspie, co i jak, więc inni też zapragnęli zaproszenia do Czereśniowej Spiżarni. Jednak Pan Schowek zgodził się wyłącznie na Kwietną Łąkę, ale, niestety, musiała ulokować się na Agrestowych Poligonach. Jak się okazało, dla nikogo nie była to przeszkoda. Spiżarnianie i Łąka byli zachwyceni!

A wszystko dzięki marzeniom Pani Kotki. I urodzinom, oczywiście. I przyjaciołom, ma się rozumieć:)



13 czerwca, 2022

Bajka porzeczkowa (Owocowe bajki 9.)





    Pan Schowek był bledszy niż zwykle. Wszyscy to zauważyli. Częściej też wychodził do ogrodu i przesiadywał nad rzeką z Generałem Agrestem. Pajęczyca Achne podobno widziała wczoraj,  jak Szef ociera pot z czoła i odpoczywa co chwila. Nie było dobrze. To pewne. Nic a nic. Acha, nie wiecie pewnie, że pani Cytrynowa z dzieciakami i państwo Pigwowie wyruszyli w planowaną od dawna podróż po Afryce, więc nie było szans na herbatę z cytryną ani też z pigwą w cukrze, na poprawę kondycji i samopoczucia, ma się rozumieć.

    Pani Kotka wezwała nadwornego medyka i wróżki, więc wszyscy czekali na nich niecierpliwie. Tylko Pan Schowek niczego się nie domyślał i trząsł się z zimna w swoim kącie za regałem, mimo że klimatyzacja była wyłączona. Jakoś pod wieczór zjawili się goście z Kwiatowej Wyspy. Nadworny medyk - Pan Witaminka bez zbędnych ceregieli obejrzał Pana Schowka, osłuchał go, a wróżki notowały uwagi. Potem długo się naradzali i rozmawiali z kimś przez telefon. Na koniec doktor przemówił:

- Trzeba działać szybko. Organizm Pana Schowka potrzebuje witamin.
- Jakich? - Miauknęła Pani Kotka.

- Jak to jakich? - wykrzyknęły chórem wróżki. Oczywiście, C, B, K i tak dalej, cały alfabet by się nadał. Nie ma wprawdzie Pani Cytrynki i pani Pigwy, ale już wezwałyśmy pomoc.

    Wszyscy zerknęli ku magicznemu oknu, w którym coś cudownie błyszczało na złoto, granatowo i czerwono. Po chwili na środku spiżarni zmaterializowała się radosna, zielona filiżanka i filuternie mrugnęła do wszystkich. Wróżki jak zwykle zamachały swoimi różdżkami i wnętrze wypełniło się aromatem smacznej świeżości. Wróżka Szczęśliwego Jedzenia uchyliła wielkie, szklane drzwi i wpuściła do środka zastępy Żółtych, Czerwonych i Czarnych Porzeczek, które rapowały w najlepsze.

Jesteśmy Porzeczki, o ciebie zadbamy,
Rzekę witamin jak zawsze mamy.
Cytryny i Pigwy zastąpimy doskonale,
Bo potrafimy pomagać wspaniale.

- Chyba się przechwalają – szepnęła Pani Kotka do Myszki Szy, która pojawiła się, żeby sprawdzić, co słychać w Spiżarni.

- Oj tam! Są świetne! Prawdę mówią! Więc raczej się nie przechwalają!

    Kocurka trochę się nadąsała, słysząc taką odpowiedź, ale po chwili już o tym nie pamiętała, bo przy wielkim, magicznym oknie stały już Czerwone Porzeczki z wielkim, zielonym dzbanem i wlewały do filiżanki napar z liści i owoców. Spiżarnię wypełnił orzeźwiający i aksamitny aromat, w którym dominowała nuta czarnych porzeczek.

    Wypełnioną po brzegi filiżankę podano Panu Schowkowi, a ten wypił wszystko powoli.

    Kuracja trwała kilka dni i przyniosła rewelacyjne efekty. Chory już się nie słaniał na nogach. Wróciły mu zdrowe rumieńce i chęć do wszystkiego. Od razu zaczął też wymyślać plan na początek ziemskich wakacji i napływ wielkiej fali turystów, ale to już całkiem inna historia…

08 czerwca, 2022

Bajka agrestowa (Owocowe bajki 8.)

       Pan Agrest był niezastąpiony. Z nim Czereśniowa Spiżarnia była bezpieczna. Zajmował niewielkie pomieszczenie przy spiżarnianych ogrodach rozciągających się aż do rzeki. Pan Schowek często tam zaglądał i zawsze z wielkim szacunkiem tytułował gospodarza Generałem. A i Pani Kotka patrzyła na Generała Agresta z zachwytem. Fascynowała ją kosmata zbroja w maskujących kolorach bladego moro. W ogrodach co rano trwały ćwiczenia bojowe. Szeregi Agrestian wzmacniały kondycję i wszechstronne umiejętności. Myliłby się ten, kto by pomyślał, że dzielni wojowie są doskonali jedynie w sztukach walki. Otóż, Generał Agrest lubił wyjątkowe treningi, więc czasem wszystkie oddziały pląsały w tańcu synchronicznym. To była tajna broń, którą generał podpatrzył, oglądając pogodne filmy familijne.

     Nie wszyscy wiedzieli, że Generał ma poza tańcem też inne pasje i talenty. Pierwsza szepnęła o nich wróżka Niu, w czasie jakiegoś balu. Okazało się, że słabością Generała jest sztuka kulinarna. Z pasją potrafił upiec tartę agrestową pod pierzynką z bezy! To jest jeden z ulubionych deserów na królewskiej wyspie. Kolorowa Królowa odznaczyła nawet Generała Agresta Orderem Złotej Blachy za ten smakołyk, ale nagrodzony nie był zachwycony. Trochę się wstydził, że jego jedyny order nie został przyznany za zasługi bojowe.

   Pani Kotka pocieszała swojego idola, przypominając mu, że brak upragnionego odznaczenia to dobry znak, oznacza przecież, że panuje pokój i nikogo nie trzeba zwalczać. Generał wypogadzał się wtedy na chwilę, ale była to tylko mała chwilka. Po takiej rozmowie Agrest biegł do swojej kwatery i gotował cudowny kompot agrestowy, bo tylko on gasił jego pragnienie sławy.

    Wiedzieliście, że Czereśniowa Spiżarnia ma takich obrońców, zupełnie jak angielska królowa na Ziemi? Ja nie, nic, a nic. Wiem to od Pani Kotki, przed którą nic się nie ukryje. Pani Kotka nie przywiązuje się też zanadto do tajemnic i chętnie rozdaje je wokół tym, którzy chcą słuchać:)

27 maja, 2021

Bajka wąsatki (Ptasie bajki 10.)


Cynamonek wychylił się z gniazdka i patrzył w lustro jeziora. Gniazdko kołysało się lekko wraz z trzcinami, do których było przymocowane. Ponieważ odbicie małego wąsatka falowało, więc pisklakowi wydawało się, że jest wielki i potężny. Kątem oka dostrzegł kołującą w pobliżu, mlecznoczekoladową sylwetkę mamy. Jeszcze zanim wylądowała, już krzyczała do synka:

-Nie wychylaj się, zacząłeś dopiero loty, możesz wpaść do wody!

-Oj, mamo, daj spokój… mam już przecież 13 dni! Latam najlepiej ze wszystkich wąsatek! Tato tak mówił wczoraj… Tym słowom Cynamonka towarzyszyło jednak miłe uczucie, że mama stale się o niego troszczy, bo go uwielbia:)

-Już dobrze, nie dąsaj się! Zaraz będzie obiad!

Cynamonek postanowił poćwiczyć przed obiadem loty, żeby wracający do domu tato znowu go pochwalił. Szło mu naprawdę znakomicie. Niespodziewanie jednak przyfrunęły inne młode wąsatki -Jasiek i Adam.

-Hej Cynamo! Co robisz?

-A nie widać! I zaświstał -Ptiu, ptiu, pci, pti… pti, pti- sfruwając na najniższy liść, prawie dotykający wody, ale właśnie wtedy usłyszał:

-Cynamonie, synu! Nie jesteś zbyt ostrożny! Za bardzo uwierzyłeś w swoje umiejętności! Uczyłem cię przecież, że trzeba zawsze być przezornym i myśleć przed szkodą.

-Co? Przezornym? Przed szkodą? -Nic nie rozumiem!- dziwił się Adam.

Cynamuś zezłościł się! -A niech to! Akurat teraz musieli przylecieć i mnie prowokować! No może mnie i nie prowokowali, sam chciałem się popisać… Słabo! Bardzo słabo! A tak chciałem, żeby tato był ze mnie dumny.

-Zawsze jestem z ciebie dumny-synku! To nie znaczy jednak, że będziesz słyszał tylko pochwały!

-O matko! Tata umie czytać w myślach! To pewne!- nie na żarty zaniepokoił się wąsatek. W ogóle jest wyjątkowy! Ma wspaniałe wąsy! Wszyscy go po nich od razu poznają. Dlatego właśnie jesteśmy rodziną WĄSATKÓW:)

Jego rozmyślania przewał pisk sióstr: -Ptiu, ptiu, pci, pti… pti, pti, ptiu…,  które cieszyły się na wieść o poobiedniej, wspólnej z rodzicami wyprawie do lasu.

Cynamonek zapytał grzecznie kolegów, czy wybiorą się z nimi, a oni zgodzili się chętnie, bo przepadali za pannami wąsatkami, więc popołudnie zapowiadało się znakomicie.

-Bycie wąsatką jest najlepsze na świecie!- cieszył się Cynamonek.

14 maja, 2021

Bajka świergotka drzewnego (Ptasie bajki 8.)


Antoś biegł jak tylko mógł najszybciej. Wśród gęstych traw porastających brzegi spokojnej rzeczki wcale nie było go widać. Szarobrązowe piórka były niezłym maskowaniem. Mały świergotek nikomu nie powiedział, że zamierza ćwiczyć loty i oddalił się od gniazdka, zanim wrócili rodzice. Oj, już on wie, co się będzie działo, gdy odkryją, że go nie ma. No, nie najlepiej to wszystko wymyślił. Do tego przestraszył się, gdy w locie dostrzegł nad sobą cienie ptasich rozbójników, których nazwisk wolał nie wymawiać. Truchtał więc szybciutko ptasią ścieżką, mając nadzieję, że uda mu się wrócić do gniazdka przed rodzicami. Aż tu nagle….

-Oj, ojoj, aj! – Co robisz, co? Co się dzieje? Aaaaa! -wrzeszczał przerażony świergotek Antek, na którego z rozpędem wpadło coś wielkiego i futrzastego.

-O! To ty, Antośku! Cudownie! Cały las cię szuka! Rodzice szaleją z rozpaczy! A to ja, ja cię znalazłam! Huraaaaa! -cieszyła się myszka Pikusia i dokładnie otrzepywała zabrudzone futerko.

-O, cześć, trochę mnie przestraszyłaś… -wysapał zdumiony Antek, który z emocji wystrzelił w górę i zaświstał: -sip sip.. sip sip.. siiaaaa siiaaaa…

-Co tam! Wskakuj na mój grzbiet, pogalopujemy do twojego gniazdka! Tylko trzymaj się mocno!

Antoś podfrunął na grzbiet Pikusi i myślał tylko o tym, co za chwilę nastąpi… -Mam przefruwane… Niech to kawki wezmą… -pozwolił sobie nawet na taką złość!

Gniazdko państwa Świergotków Drzewnych było doskonale ukryte i zamaskowane wśród bujnych traw w zagłębieniu ziemi, tuż przy zboczu rzeki. Obok rosła kępa berberysów, które zapewniały niezłą ochronę domostwu. Było ono zupełnie niewidoczne, nawet jeśli ktoś stał bardzo blisko. Tego dnia jednak, panował wokół gniazda wielki ruch. Pani Świergotkowa dzwoniła już nawet do państwa Kawków, sugerując, że pewnie ich synkowie coś wiedzą o małym Antosiu, ale dowiedziała się jedynie, że tymi podejrzeniami obraziła rodziców małych rozrabiaków.

I właśnie wtedy na niewielką, nadrzeczną polankę przygalopowała strasznie zdyszana Pikusia z Antosiem na grzbiecie. W jednej chwili zrobiło się zupełnie cicho. Nikt nawet nie ćwierknął. Świergotek po prostu czuł, jak wszystkie piórka jeżą mu się na grzbiecie ze strachu. I wtedy usłyszał:

-Jest! Jest nasz najsłodszy synek! Antosiu, słonko, skarbie, jesteś! Siiaaaa siiaaaa… sip sip.. sip sip.. sip sip..

-No to, to już całkiem namieszało w głowie ptaszynie. Zanim cokolwiek powiedział, już mama zawstydzała go przytulasami i nawet tato głaskał go po głowie. Co chwila też podfruwał z radości w górę i biegał ze szczęścia tam i z powrotem po konarze pobliskiego klonu.

Nagle ogólną radość przerwało pojawienie się rodzinki Kawków. Wylądowali tuż obok wejścia do gniazdka państwa Świergotków i pan Kawka bez zbędnych wstępów rzekł:

-Nasi synkowie mają coś do powiedzenie. No już… dalej…

-Bo my… bo wtedy… no bo…. – jąkały się małe Kawki.

-Ach, zniecierpliwiła się pani Kawkowa. -No miała pani rację! Widzieli Antka, gdy się oddalał i tylko go nastraszyli, zamiast zawrócić do domu. Mają karę! I…

-Niech sami powiedzą. – Wtrącił się pan Kawka.

- No bo my będziemy teraz Antka pilnować, żeby już nie uciekał. Zawsze.

Antek oniemiał. -No to ze mną koniec. Mam przefruwane, niech to… I postanowił walczyć.

-Mamo, tato, ja już nigdy nie będę, słowo daję, nie trzeba mnie pilnować… zupełnie… -błagał.

Pani Świrgotkowa uśmiechnęła się łagodnie, - ależ skarbie, będziesz miał nowych przyjaciół! To cudowne.

-Aaaaaaaale… podjął ostatnia próbę mały świergotek, na nic się to jednak zdało, bo mama już niosła napoje oraz przekąski i wcale nie chciała słuchać marudzenia synka.

-No tak, a o mnie wszyscy zapomnieli. -martwiła się myszka Pikusia. – Miałam być bohaterką, idolką całego lasu… A tu co? Nic… Taka jest ptasia wdzięczność.

Myszka nie wiedziała jednak, że całą sytuację obserwuje ubrana w pelerynę niewidzialności wróżka Niu, która dostrzegła bohaterstwo Pikusi i miała dla niej wspaniałą niespodziankę:)

Ale to już całkiem inna historia…

12 maja, 2021

Bajka świstunki leśnej (Ptasie bajki 7.)


Robiło się coraz jaśniej, świt odsuwał powoli aksamitną kurtynę ciemności. Las poprawiał swój zielony kubrak i otrząsał z rosy listeczki. Pukał cichutko do wszystkich ptasich gniazdek i zajęczych norek, zajrzał do dziupli sowy i do wiewiórek. Miał mnóstwo pracy!

-Ojoj, jak tu pięknie! Już o tym zupełnie zapomniałam. W Afryce też było świetnie, ale tu… tu, to co innego… Urocza świstunka Sibila zerwała się do lotu i śmigała wśród drzew, jak seledynowo - biały płomyk, radośnie świstając: -Ip-sip-sip... sirrr! Ip-sip-sip... sirrr! Ip-sip-sip... sirrr!

Leciała od drzewa do drzewa i wołała:

-Dzień dobry!, Dzień dobry! Witam! To ja, świstunka Sibila! Tak się cieszę, że ma pan nowe gniazdko, panie Szpaku! Ależ mamy przepiękny Wielki Zielony Las! Witam panią, pani Świergotko! Ip-sip-sip... sirrr! Ip-sip-sip... sirrr!

-Witam, witam, pani Sibilo! Chętnie pomogę w zagospodarowaniu się. -proponował pan Wilga.

-Mamy dla pani niespodziankę! -krzyknęła pani Drozdowa. -W naszym lesie zamieszkało wiele nowych ptasich rodzin. Przyleciało także kilkoro świstunek! Już o panią pytali! Koniecznie proszę ich odwiedzić! Koniecznie! Zamieszkali przy trzech dębach za Starą Polaną.

-Dzięki, już do nich lecę!

I poleciała. Po drodze pośpiewała z małym, mieszanym chórem witającym dzień, napiła się kryształowej rosy i znalazła kilka miejsc z doskonałymi materiałami do naprawy gniazdka.

Tuż za trzema dębami usłyszała znajomą melodię. Między mgiełką seledynowych listków dostrzegła uwijające się, znajome postacie. Tak, to naprawdę świstunki!

Powitania były bardzo serdeczne, wszyscy mówili naraz, podfruwali, zataczali ukośne kręgi i oblatywali pobliskie drzewa dookoła. Sibila od razu została serdecznie zaproszona do zamieszkania w pobliżu, gdzie czekało na nią doskonale urządzone gniazdko, znacznie lepsze od tego, które miała reperować. Zgodziła się bez wahania, więc wszyscy radośnie zaświstali w chórze:

- Ip-sip-sip... sirrr! - Ip-sip-sip... sirrr! - Ip-sip-sip... sirrr! - Ip-sip-sip... sirrr! - Ip-sip-sip... sirrr!

A echo pląsało wokół… I tak minął pierwszy wiosenny dzień świstunki Sibili w Wielkim Zielonym Lesie.

20 lutego, 2021

Bajka Śnieżnobiała Weekendowa (Kolorowe bajki 10.)


Jest bliską kuzynką Białej Bajki. To oczywiste. Mimo to, różni je absolutnie wszystko. Biała jest cicha, skromna, ale niezastąpiona i niezbędna każdego dnia. Śnieżnobiała to gwiazda, królewna i celebrytka- pojawiająca się od święta. Uwielbia światło reflektorów i popularność. Zyskała ją przede wszystkim dzięki Śnieżce. To wraz z nią dowiedziała się, czym jest popularność. Wędrują razem od książeczki do książeczki, odwiedzają coraz to nowsze filmy, gry i fabryki zabawek.

Śnieżnobiała uważa się za wyjątkową także dlatego, że bez niej nie byłoby wirującego puchu, bałwana śniegowego i cudownych kożuszków, w które stroją się zimą domy, drzewa, krzewy i cały świat! Jest przekonana, że Święta, które zimą celebruje wielu ludzi, są na nic bez jej obecności. Ale to, to już zwyczajnie, przechwałki! Takie same jak te, że jest najlepszą przyjaciółką Mikołaja i szefową wszystkich elfów, i że bez niej żaden prezent pod choinką by się nie zjawił! Uwierzycie?

Muszę też dodać, że Śnieżnobiała kocha modę. Często paraduje po wybiegach w Atelier Makowych Panien i przyjaźni się z Lisią-Alisią. Rzadko się zdarza, by opuściła jakiś ślub, suknie panien młodych to jej konik!

Domyślacie się zapewne, że śnieżna biel zobowiązuje, więc na całym Archipelagu Bajki na Raz nie znajdziecie większej czyścioszki niż nasza Śnieżnobiała! Łazienka i pralnia to w jej domu największe pomieszczenia! Biblioteka jest pełna poradników z patentami na wywabianie plam i przywracanie wszystkiemu śnieżnej bieli. Trzeba przyznać, że jest w tym dobra! Dlatego właśnie jest czyściutka, pachnie nieziemsko i wygląda jak z najpiękniejszego obrazka! W tym akurat możecie zawsze brać z niej przykład, daję słowo, że poczujecie się bajecznie!

17 lutego, 2021

Bajka Puszystka (Ptakoteka 10.)


Od czasu kultowej już wizyty na Ptasiej Wyspie psa-Olafa minęło sporo czasu i właściwie wszystko się zmieniło. Stale napływały fale turystów, którzy pragnęli poznać wszystkie tajemnice tego miejsca. Pan Sztachetka mówił, że podobna popularność zdarzyła się wtedy, gdy na wyspie powstał Ptasi Zegar, który do dziś jest popularny, ale teraz przybysze chcą także bawić się w Ptakotece, słuchać koncertów pana Czikczirika, odwiedzać teatr, studio nagrań i szkołę. Profesor Piórchotek zorganizował nawet letnie warsztaty empatii, które cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem.

W tych okolicznościach, nikogo nie zdziwiło zanadto, że na Wyspę przybył autolotem Kropaczka dziennikarz Puszytek. Myszka Szarusia wiedziała od kuzynki Szy, że jest on dobrym znajomym Lisi-Alisi i dlatego zdecydował się przyjąć zlecenie wprost z królewskiego dworu, na nakręcenie filmu o dokonaniach mieszkańców Ptasiej Wyspy.

Gdy tylko Puszystek opuścił autolot, powiało elegancją. Miał na sobie nienagannie skrojony, cytrynowy garnitur w prążki, białą koszulę z żabotem, wymyślnie ufiokowany czubek i pachniał, jak nie wiem co… Wszyscy sądzili, że będzie wyniosły i zarozumiały, bo przybył w końcu z Królewskiej Kwiatowej Wyspy, ale nic z tych rzeczy. Puszystek był naturalnie miły i naprawdę ciekawy każdego wyspianina. Ujął jednak najbardziej wszystkich tym, że umiał słuchać, jak nikt inny. Zadawał niby proste i oczywiste pytania, ale takie, które pozwalały mówić wszystko prosto z serca.

Jakiś czas po przyjeździe, Puszystek odwiedził profesora Piórchotka. Rozmawiali bardzo długo i obmyślili wspólny projekt. Okazało się, że mieszkańcy Ptasiej Wyspy, opowiadając swoje historie, stworzyli mimochodem kronikę wydarzeń, sięgającą daleko poza pamięć najstarszych jej mieszkańców. Przypominali sobie stare rodzinne opowieści, jakieś legendy i anegdoty, znajdowali na strychach zapomniane zdjęcia, nagrania i pamiątki. Było tego mnóstwo. Puszystka aż rozbolała głowa na myśl o ogromie pracy, jaki by ich czekał, gdyby chcieli spisać to wszystko, ale dyrektor szkoły tylko się uśmiechał.

W programie Uniwersytetu Piórchotek miał szkolenie z podstaw magii, o czym prawie nikt na Wyspie nie wiedział. Teraz wszystkie czarodziejskie umiejętności okazały się bezcenne. Zanim Puszystek zdążył się zdziwić, na wielkim biurku piętrzyły się pięknie zapisane i wspaniale ozdobione karty Kroniki Ptasiej Wyspy ułożone w porządku chronologicznym. Profesor magicznie zadbał też o właściwą i elegancką oprawę dzieła, które czekało na debiut w czasie pierwszego pokazu filmu Puszystka.

Jak się domyślacie, zarówno film, jak i kronika stały się bestselerami i rozsławiły Ptasią Wyspę w najodleglejszych nawet zakątkach Archipelagu Bajki na Raz. Puszystek spędził cały rok na podróżach, w czasie których dzielił się z Bajkanami swoimi doświadczeniami zdobytymi w czasie pracy nad filmem i kroniką.

Pewnie myślicie, że kariera i sukces przewróciły Puszystkowi w głowie i zapomniał o przyjaciołach z Ptasiej Wyspy. Myszka Szarusia twierdzi, że nic bardziej mylnego… Ponoć wie z najpewniejszych źródeł, że jesienią elegant powróci. I podobno wie też, dlaczego…