20 marca, 2020

Bajka czupurnych sikorek (Zimowe bajki 3.)


Było naprawdę mroźno. Czubatek spał sobie z głową ukrytą pod skrzydełkiem. Co jakiś czas budził się, otwierał lewe oko i zerkał przez piórka na świat. Właśnie znowu to zrobił i… sen błyskawicznie go opuścił. Wyprężył się ze zdumienia tak zamaszyście, że gałązka, na której spał, rozkołysała się i musiał zatrzepotać skrzydełkami, by się na niej utrzymać. 

-Cóż to jest! Przecież, gdy zasypiałem, była zima! Mróz nawet! Co? Jak… 

Wokół Czubatka kipiały kolory późnej wiosny;) Leciutko szumiały całkiem dorosłe, soczysto zielone listki lipy, na której siedział. Pachniało świeżo i kwietnie. Rześkie ciepło wykluczało zimę! Dzika wisienka rosnąca za drogą sypała bladoróżowym pyłem opadających kwiatków. 

-Nie słyszę… Nie słyszę ich… Czemu nikogo nie ma! – Błękitku! Żółtobrzuszko!- wołał zdumiony i nieco już przestraszony Czubatek. Jednak słyszał tylko szum liści, plusk strumyka i chyba bzyczenie owadów, ale takie jakieś inne, grubsze i głośniejsze. Od czasu do czasu dał się też słyszeć jakiś dziwny dźwięk, jakby obracanie się koła, zgrzyt sprężyny zegara albo coś podobnego. 

Polecę za drogę- pomyślał Czubatek i rozpostarł skrzydełka… A wtedy stało się coś jeszcze bardziej zdumiewającego… Z każdym uderzeniem skrzydeł świat się zmieniał. Obrazy falowały. Czubatek miał wrażenie, że to co widzi, to ruchome obrazy z ludzkich domów, które czasem podglądali przez okno. Czasem nawet odwiedzali jaskółki, które w oknach ludzkich domów budowały gniazdka i mogły, leżąc wygodnie, oglądać malutkie światy uwięzione przez ludzi w pudełkach. 

Teraz jednak, to było coś zupełnie innego. Niby lipa ta sama, rzeka też i dzika wisienka za drogą jak zawsze, ale inna…bo… inna była pora roku! W jednej chwili wiosna znikała a Czubatek widział rdzawe i złote liście wirujące na wietrze, czuł zacinający jesienny deszcz, a po chwili kurczył się od podmuchów lodowatego zimna i nic nie widział wśród szalejącej zamieci! Gdy tylko uniósł skrzydła, wracała wiosna, a z kolejnym łopotem- letni żar lał się z nieba. 

Czubatek zadrżał. Wszystko jest nie tak! Chyba Pory Roku potrzebują pomocy! Coś musiało się stać. Błyskawicznie obmyślił plan. Zaczął machać skrzydłami najwolniej, jak umiał. Gdy przed jego oczami pojawiała się falująca, zielona wiosna, wołał na pomoc przyjaciół, śpiących wśród gałęzi berberysu. -Błękitku, Żółtobrzuszko, na pomoc! Obudźcie się! Hej! Przecież sikorki nie śpią tak mocno! Pobudka!- wrzeszczał na cały dziób. W końcu się udało! Żółtobrzuszka dołączyła pierwsza, a po niej całkiem zaspany Błękitek, który wymamrotał:- No tak, znowu Ty szalejesz- Czubatek. I normalnym ptakom spać nie dajesz… jeszcze nie skończył, gdy Żółtobrzuszka odkryła, co się dzieje i zarządziła. –Lecimy na Zieloną Polanę, tam są drzwi do Zamku Czterech Sióstr. –Ale po co?- zdziwił się Błękitek, nie wyspałem się. Jeszcze mała drzemka… Przyjaciele wcale go nie słuchali, byli już daleko przed nim, więc rozpostarł skrzydełka i… dowiedział się, o co chodzi:) Ze zdumienia pokrzykiwał w sikorczym języku, aż Czubatek musiał przywołać go do porządku…to znaczy- do ciszy. 

Już w brzozowym zagajniku dostrzegli wielkie poruszenie na polanie, zwierzęta, ptaki i owady tłoczyły się przy bramie Zamku Czterech Sióstr. Słychać było głęboki głos Zimy, jednak sikorki jeszcze nic nie słyszały. Podfrunęły więc najbliżej jak się dało i usiadły na niedużym, rozłożystym klonie. –Co jest grane? – spytała bez ogródek Żółtobrzuszka. –Klon wyraźnie zmartwiony odrzekł tylko:- Słuchajcie, zamiast gadać, to się dowiecie. 

Zima mówiła bardzo poruszona: -Kochani, potrzebujemy Waszej pomocy! Dziś w nocy zepsuł się nasz Zegar Czterech Pór Roku! Nasze panowanie trwa jedną chwilę. Świat pędzi jak oszalały. Użyłam zaklęcia Malachitowej Królowej, żeby się zatrzymać, ale mój czas się kończy. Wrota do naszego Zamku zostają otwarte. Czekamy na śmiałka, który naprawi Zegar i nas uwolni. Po tych słowach zniknęła i znów Pory Roku zaczęły migotać jak w kalejdoskopie. 

Zapadła cisza. Nikt nie znał się na zegarach! A już na pewno nie na TAKICH ZEGARACH! Zające zaczęły popłakiwać, Bobry szlochały w głos, ptaki zaczęły szeptać, a owady gdzieś się pochowały. 

Wtedy odezwał się cicho Błękitek:- Może ja… To znaczy… mógłbym… Właściwie kiedyś próbowałem i do tego mój dziadek…. Ale nikt go nie słuchał, z wyjątkiem Żółtobrzuszki:) 

-Tak! –Tak jest!- wrzasnęła. -Cisza! –Cisza!- mówię! Wszyscy umilkli. – No, teraz mów Błękitku! – zwróciła się do przyjaciela, ale ten zawstydził się i zamilkł, a głowę ukrył pod skrzydełkiem. – Oj- westchnęła Żółtobrzuszka… -No to ja Wam powiem. Przodek Błękitka mieszkał przy oknie Wielkiego Zegarmistrza i zapisał w Wielkiej Księdze, kiedy powstał Zegar Czterech Pór Roku, kiedy go nakręcać i jak naprawiać! 

-Po Księgę! Wrzasnął tłum i już wszyscy chcieli ruszyć w drogę, gdy Błękitek przemógł wstyd i krzyknął: -Nie trzeba… po księgę… Ja to wiem, dziadek mnie nauczył. Zapanowała cisza, którą przerwał rozkaz Żółtobrzuszki:- No to do dzieła, bracie! I trójka przyjaciół ruszyła ku bramie Zamku. 

W Sali Tronowej od razu dostrzegli wielki Zegar. Był wyraźnie zajęty rozmową z kimś, chyba z lampą. Zanim jednak sikorki podfrunęły do niego, odezwał się Tron Panującej Pory Roku: -To wszystko przez nią i wskazał na okazałą Panią Lampę! Wystroiła się w modny abażur i miesza mu w głowie, więc nie pamięta o swoich obowiązkach! 

-Chyba nie masz racji- wtrącił się Czubatek. Zegar jest chory! Błękitek nic nie powiedział, tylko podfrunął do zegara. Przez uchylone, szklane drzwiczki wleciał do wnętrza mechanizmu i zniknął całkiem. Zapanowała chwila milczenia. Zegar zaczął mrugać, chrząkać, obracać wskazówkami i tykać w różnym tempie. Wydawało się, że było coraz gorzej. Nie trzeba już było machać skrzydłami, by zmieniła się pora roku. Świat wirował i migotał wszystkimi, nieustającymi kolorami natury. Sikorkom wydawało się, że trwa to wieczność. 

W końcu rozległ się zgrzyt, kilka głośnych bimbań i wreszcie w ciszy dał się słyszeć cykający, rytmiczny odgłos. Świat zafalował, a na Tronie Panującej Pory Roku pojawiła się Zima. Obok stała uśmiechnięta Wiosna. Zima podziękowała ptakom za pomoc i skinęła dłonią na znak, że mogą odlecieć. 

-Ale jak to! Co to jest! Gdzie Błękitek! Czemu go nie ma! – wrzeszczała Żółtobrzuszka. Królowa spokojnie odrzekła, że Błękitek został Wielkim Zegarmistrzem i pojawi się za chwilę przy bramie. 

Sikorki posmutniały. –I po co nam to było!- złościła się Żółtobrzuszka. -Mogliśmy oglądać te galopujące pory roku do końca życia! Mnie to nie przeszkadzało! Wszystko przez Ciebie, Czubatku! 

Kiedy jednak przyjaciel przyfrunął przed bramę, okazało się, że ma dobre wieści. Pory Roku zgodziły się, by wszystkie sikorki w nagrodę zamieszkały na magicznej Zielonej Polanie. Wybuchła nieopisana radość. 

-Od razu wiedziałam, że tak się to skończy- rzekła z pewnością w głosie Żółtobrzuszka. Ekstra! A wszyscy zaczęli się turlać, podfruwać, kołysać i pląsać, oczywiście ze śmiechu!