W świecie Ziemian i na
archipelagach Bajkan zapanowała jesień. Największy ruch rozpoczął się na
Wiatrowej Wyspie. E-Wróżka szykowała swoje rumaki do jesiennych porządków.
Wszystkie dorosłe wiatry pracowały bez wytchnienia. Wylatywały do pracy z
samego rana i wracały wraz z zachodzącym słońcem. Każda wyprawa była starannie
zaplanowana. E-Wróżka otrzymywała komunikaty o aktualnym stanie przygotowań
do zimowego odpoczynku i opracowywała grafik wiatrowych przelotów.
W
wichrowej szkole zrobiło się nudno. Nie było treningów z mistrzami ani ćwiczeń
polowych, tylko wykłady i wykłady… Nuda… Najgorzej znosił to Huri, dzielny
kandydat do roli huraganu. Uwielbiał, gdy coś się działo, a ponieważ działo się
mało, postanowił jednoosobowo to zmienić. Małe wagarki nikomu nie zaszkodzą-
myślał. Nawet nie zauważą, że mnie nie ma, tacy są znudzeni. Co zaplanował,
natychmiast zrealizował. Wyleciał cichutko przez uchylone okno sali wykładowej,
rozpostarł lekkie i zwiewne ramiona i już wirował wśród chmur. O, matko, jak on
to uwielbiał! Nawet nie zauważył, kiedy pokonał granicę między Bajkanią i Ziemią.
Dostrzegł kolorowe miasta, rzeki i wstążeczki dróg. Zanurkował w gąszcz domów
wielkiego miasta i zawisł bez ruchu nad placem zabaw dla dzieci. Było wcześnie,
więc nikogo tu jeszcze nie było. W piaskownicy samotnie leżały porozrzucane
kolorowe zabawki. Huri lubił porządek. Natychmiast postanowił zaprowadzić tu
ład. Zawirował, porwał z niemałym trudem plastikowe przedmioty w górę i miękko przeniósł
do usytuowanego w rogu placu kosza. Wtedy usłyszał głośne brawa i poświstywania
ptaków siedzących na pobliskim krzewie.
-No wreszcie ktoś zrobił z tym
porządek!
-Należało im się!
-Nigdy nie sprzątają zabawek!
-Gdy je zobaczą w koszu na
śmieci, to się zjeżą!
W koszu na śmieci? Przeraził się
Huri nie na żarty. Myślał, że to kosz na zabawki! A to pech! Zanim ptaki zdążyły
cokolwiek ćwierknąć, już wpadł do kosza i z wielkim wysiłkiem wywiał z niego
wszystko na piach i trawę. To była jeszcze większa katastrofa. Zabawki kłębiły
się ze stosem papierków po cukierkach, pustych opakowań po ciasteczkach i
innych takich tam…śmieci! Ptaki wybuchnęły śmiechem.
-Ale czad! No teraz to już luz!
Nie tkną tych zabawek i będzie spokój!
Huri słuchał tego ze zgrozą. Te
ptaki to potwory! Cieszą się z jego niefortunnych akcji porządkowych! Dmuchnął
w kierunku chmary i wszystkie fruwacze z głośnym świergotem rozpierzchły się po
okolicy.
Pomaganie to
naprawdę trudna sprawa. Pomyślał Huri, ale że był optymistą, postanowił się nie
poddawać. Po kolei chwytał małe papierki i unosił je lekko do kosza. W pewnej
chwili usłyszał z pobliskiego balkonu okrzyk:
-Mamo, chodź tu prędko, papierki
same wskakują do kosza!
Tak, tak, widzisz, jakie
porządne, musisz wziąć z nich przykład i namówić swoje zabawki, żeby się
poukładały w twoim pokoju!
-Uf, jak dobrze, że dorośli ludzie nie potrafią patrzeć na świat tak jak dzieci. Naprawdę lepiej, że nie wierzą w bajki- pomyślał Huri i dokończył pracę. Potem przywołał mżawkę, która zrobiła prysznic foremkom, łopatkom, wiaderkom i ciężarówkom. NO, dałem radę!- ucieszył się huraganek.
W drodze powrotnej zdmuchnął jeszcze liście na pokaźne stertki i krzyknął do jeży: -Panowie, zimowe pokoje gotowe, a te potuptały galopem do bezpiecznych domków. Na skraju Ziemi, przy wrotach do bajkańskich archipelagów otrząsnął leszczynę, obok której mieszkały w nowej dziupli dębu wiewiórki- Basia i Kasia. Grad orzechów zwabił kitki, które radośnie zaczęły machać ogonkami i pokrzykiwać do odlatującego wietrzyku: -Dzięki Huri, jesteś Wielki!
Otrząsanie
orzechów całkiem wyczerpało wiaterek. Słońce zrobiło się już pomarańczowe, więc
z wielkim prawdopodobieństwem na granicy światów powinien pojawić się za chwilę
rydwan E-Wróżki- myślał pracowity wagarowicz.
I tak też się
stało. Wielki, wieczorny szum poprzedził pojawienie się wiatrowego zaprzęgu.
Huri podfrunął w górę i zręcznie uchwycił
grzywę jednego z rumaków. Pomyślał: - Jestem zaczęty! Naprawdę, jestem
mistrzem! I właśnie wtedy rozległo się głębokie: -Huri! Porozmawiamy sobie w
domu!
OJ, to nie
było miłe, zanosiło się na niezłą burzę…