Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kot. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kot. Pokaż wszystkie posty

10 października, 2023

Bajka tajemnic Domku Marzeń (Smocze bajki 13.)



Wróżka Nella miała pełne ręce roboty. Właśnie wczoraj otrzymała od Kolorowej Królowej swoją magiczną różdżkę! Tak! Cały wieczór tańczyła ze wszystkimi sławnymi wróżkami na leśnej polanie pod błyszczącymi chmurkami cudownych świetlików! Ach! To było magiczne! E - Wróżka zdradziła jej wiele sekretów skutecznego rzucania zaklęć. Inne wróżki też były bardzo miłe.  

- Życie wróżki jest naprawdę dla mnie! – myślała Nella.

Z samego rana okazało się, że nie znała całej prawdy. Obudziło ją nagłe i natarczywe pukanie do okna. To wilga Leon dobijał się z jakąś depeszą w dziobku.

- Wstawaj! Masz pierwsze zadanie! I to nie byle jakie! Natychmiast musisz wyruszyć na Wyspę Marzeń w Smoczym Archipelagu! Oto depesza!

- Zadanie? Serio?  Dla mnie?

- Ojoj… - zniecierpliwił się Leon. Nie gadaj tyle. Zrzucił list na sekretarzyk i odleciał.

Nella otworzyła kopertę i przeczyta:

                                                                                                   Kwiatowa Wyspa,
Dzień Tęczowej Herbatki

Droga Nellu!

Oto pierwsze wróżkowe zadanie dla Ciebie. Udaj się na Wyspę Marzeń w Smoczym Archipelagu. Podobno przy domku Królika Maksia pojawił się jakiś nieznany smok, więc zapanował zupełny chaos. Sprawdź, co się tam dzieje, porozmawiaj z tym smokiem i natychmiast, gdy rozwiążesz problem, wyślij do mnie depeszę z informacją. Żółtobrzuszek czeka na nią obok króliczego Domku Marzeń.

                                                                             Liczę na Ciebie, Kolorowa Królowa

Nella spakowała różdżkę i magiczny pyłek do plecaka, chwyciła podróżny klucz… i już miała otworzyć drzwi do Wyspy Marzeń, gdy nagle w jej pokoju pojawiła się Mama z Klarcią.

- Nellu, musisz dziś zaopiekować się siostrą. Dbaj o nią. Wrócę najszybciej, jak się da!

Mama nie dała nawet szansy na wyjaśnienia, że to absolutnie niemożliwe... Po prostu wyszła.

- Jestem dobrą siostrą! – Pomyślała na głos Nella. Chwyciła Klarę za rękę i  po chwili stały już pod drzwiami Maksia.

- Królik wyraźnie na nie czekał, bo natychmiast rozległ się cichy dźwięk dzwoneczka i drzwi otworzyły się szeroko. Dziewczynki pokonały 123 stopnie (zupełnie jak królewna Apolejka) i po chwili witały się z Królikiem. Ten bez zbędnych ceregieli poprowadził je do małego okienka na tyłach domku i wskazał ręką na wielki konar, na którym siedział dziwny smok i rozglądał się niepewnie po okolicy.

- Królik nadmienił, że z jego powodu wszystko stanęło na głowie. Żaba siedzi na ławce przed domem razem z Lisem, bo boją się hasać w zaroślach. Żółw też nie wyleguje się nad jeziorkiem, tylko dzielnie trzyma wartę. Żółtobrzuszki tak drżą ze strachu, że aż całe drzewo Domku Marzeń wibruje. Nawet marchewki w skrzyni przestały plotkować, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Jedynie Myszka Sza buja się beztrosko w hamaku, a Kot Czaruś czyta sobie spokojnie i uśmiecha się, jakby coś wiedział.

Jako że był dzień Tęczowej Herbatki, Królik przywołał Imbryk, który wypełnił ich filiżanki cudownym naparem. Klarcia natychmiast chwyciła Imbryk za ucho i bujała się na nim jak na huśtawce. Imbryk fukał niezadowolony, ale ani Królik, ani Nella nie mieli teraz czasu, by go ratować.

Debiutująca Wróżka wzmocniona magiczną herbatką rozwinęła swoje skrzydełka, powtórzyła zaklęcie uczące rozumienia smoczej mowy i wyfrunęła przez okno. Zbliżyła się do smoka i zaczęła:

- Masz piękne skrzydła. Większe od moich! Co tu robisz?

- Witaj, jestem Smoczycą. Przyleciałam tu z Ziemi. Myślałam, że znajdę inne smoki, ale widzę tylko żaby, żółwie, ptaki i wielkiego królika. No i zupełnie obojętnego kota. Nikt tu nie chce ze mną rozmawiać. Chyba mnie nie lubią. Mówię do nich, a oni uciekają albo trzęsą się tak, że nic nie mogą powiedzieć. Czy ja naprawdę tak strasznie wyglądam? Na Ziemi wszyscy za mną przepadali…

- Ach! - wykrzyknęła Nella. Zatem nikt Cię tu po prostu nie rozumie! Więc wszystko jasne. Natychmiast machnęła trzy razy swoją różdżką w kierunku Smoka, a potem urządziła sobie rajd od jednego mieszkańca Wyspy Marzeń do drugiego. Wszędzie rozpylała magiczny pyłek poliglotów zapewniający rozumienie istot ze wszystkich wszechświatów. Po kilku minutach problem był rozwiązany. Smok siedział na ławeczce obok Lisa i Żaby przed króliczym Domkiem Marzeń, a wokół niego tłoczyli się mieszkańcy wyspy. Wszyscy chcieli poznać historię niezwykłego gościa. Okazało się, że przybrał smocze imię Smokot i dzięki mapie Kota Czarusia i Myszki Szy zaraz wyruszy na Smoczą Wyspę.

W międzyczasie Klarcia wdrapała się Smokotowi na kolana, wspięła się na paluszki coś wyszeptała mu do ucha. Smokot z kolei szepnął coś do Nelli, ta skinęła głową i wtedy zaszumiały wielkie skrzydła! Smokot okrążył trzy razy Domek Marzeń z Klarą na grzbiecie. Potem posadził ją delikatnie na ławeczce obok drzwi, zaryczał na pożegnanie i odleciał.

Teraz rozległy się brawa i wiwaty na cześć wróżki Nelli. Wszyscy ściskali się, popijali tęczową herbatkę z miodem od pracowitych pszczółek, a Pani Sowa spisywała ostatnie wydarzenia w Wielkiej Kronice Wyspy Marzeń. Nella kłaniała się wszystkim grzecznie i dziękowała, a w ręku trzymała już list do Królowej.

                                                                                                              Wyspa Marzeń,
Dzień Tęczowej Herbatki

Szanowna Kolorowa Królowo!

Zadanie wykonane! Magiczny pyłek poliglotów rozwiązał problem. Po prostu nikt tu nie znał smoczego języka! Ach, jak cudownie jest być wróżką i pomagać innym! Dziękuję za moje pierwsze zadanie!

                                                                                Przesyłam ukłony, wróżka Nella

PS

Klarcia też pragnie być wróżką, czy mogę ją zabierać na nasze spotkania? Mama by się ucieszyła:)


18 lutego, 2022

Bajka gruszkowa (Owocowe bajki 2.)



Co to się działo! Chyba od czasu awantury z myszką Pi, nie było takiego zamieszania. Przyjechały nocą. Wystrojone jak na bal. Wcale nie przejęły się, że wszyscy śpią, tylko od razu zaczęły wykrzykiwać:

Jesteśmy gruszki z Lublina

Stąd nasza dumna mina!

Smak, zapach i boskie figury,

Czynią z nas cuda natury!

Musisz nas wielbić, znosić kosze róż!

Pozwalamy ci na to, no już!

Pan Schowek nie lubił takich popisów. Na wszelki wypadek wsunął się w kąt za regał i czekał, jak się sytuacja rozwinie. A sytuacja turlała się gładko.

- Hej, wy! – krzyknął pan Słój z Dżemem Cukiniowym - sam wygląd nie wystarczy, pokażcie, co potraficie.

- Naprawdę musimy? Przecież cały świat o nas wszystko wie!

- Jak nie, to nie, musu nie ma!

- Jak to nie ma! Jest mus! - krzyknęła Gruszka Kuleczka!

I zanim jakakolwiek myśl zdążyła się zmaterializować w słowach, Czereśniowa Spiżarnia rozświetliła się jak pieczara Złotego Smoka. Rozległy się ciche, rytmiczne dźwięki, Gruszki zamruczały, powierciły się i…

- Hej, pani Kocurko! – krzyknęła Gruszka Niunia – odpal zielone reflektory, zaczynamy!

Kocurka zjeżyła się i na wszelki wypadek przycupnęła pod regałem, ale oświetliła swoimi ślepiami środek Czereśniowej Spiżarni. Żeby nie było problemu, oczywiście.

Gruszki uformowały krąg i zaczął się popis. Wprost nad nimi pojawiały się pachnące hologramy. Najpierw mus z imbirem, potem przecier z delikatnymi, różanymi płatkami, gruszki w syropie miętowym, kompot z nutą goździków, kandyzowane gruszkowe listki, dżem z soczystymi kawałkami gruszek konferencyjnych, konfitura z gościnnymi występami agrestu, wiklinowy kosz ulęgałek i …. I nie było końca tego przedstawienia. Gruszki co rusz zmieniały się w inny, zaczarowany, owocowy przysmak, przy tym tańczyły z gracją i podśpiewywały radośnie, jakby te czarodziejskie sztuczki były dla nich najłatwiejsze na świecie. W końcu opadły do skrzyneczki i zapadła cisza. Trwała dość długo. W świetle kocich reflektorów brzęczała jak pszczoły nad kwietną łąką.

Wreszcie odezwał się Pan Cukier: – Brawo! Uwielbiam Was! Jesteście najlepsze! Gruszki rządzą! Natychmiast dołączył do niego chór pozostałych lokatorów Spiżarni Pana Schowka. Wszyscy wiwatowali i cieszyli się, a niektórzy nawet próbowali ściskać artystów i prosić o autografy.

Pan Schowek cyknął kilka fotek i odetchnął z ulgą. Teraz już na pewno o jego Czereśniowej Spiżarni usłyszą wszyscy. Tak.  

23 kwietnia, 2021

Bajka smoczej przyszłości (Smocze bajki 10.)

-Miałeś rację Człapusiu. Tu w górach jest znacznie spokojniej. Taka wycieczka to dla mnie wytchnienie. I bardzo ci jestem wdzięczny, że ten plecak…

-Ach, już daj spokój Strachusiu. Wszystko jest smoczo i kieł!

-A myślisz, że królowa coś by może zaradziła?

-Może, ale to wstyd zaprzątać jej głowę takimi rzeczami.

-Rzeczami? U nas nie da się żyć po prostu. Już lepiej było, gdy smoczyce się gniewały. Każda siedziała u siebie i wtedy nawet swoje myśli słyszałeś przy chińczyku.

-Nie marudź, miło że się bawią i to w zgodzie, a że troszkę hałaśliwie… cóż, radość ma swoje prawa…

-Ja myślałem, że młodość.

-To też! Smoczaki dorastają… I one stają się coraz bardziej hałaśliwe, czyli nie wszystko jest winą smoczyc. Musisz też przyznać, że poranki są u nas całkiem w porządku. Wszędzie cichutko, spokojnie, porządnie…

-Ej, Człapuś, co to?

-Gdzie?

-No tam, w dolince pod kardikami…

-A niech mnie… to chyba nie są… no nie wierzę… to już tyle czasu minęło?

I smoki wzbiły się w powietrze, żeby szybciej dotrzeć do kardikowego zagajnika. Zdyszane, zasapane i spocone z emocji miękko osiadły w zacisznej dolince. Było tam cieplej niż wokół a w uszach dzwonił znany dobrze wszystkim smokom dźwięk. Nie było wątpliwości.

-Są! Znowu są! Mamy je! I to ile! I to jakie! -pokrzykiwali wędrowcy. Zaraz też powiadomili o odkryciu cały klan Smoczego Drzewa i oczywiście królewski dwór.

Gdy wszyscy przybyli, Strachuś rzucił się Lilce na szyję i wrzasnął do osłupiałych smoczyc: -Dziękuję wam za te hałasy! Bez nich jeszcze długo nie odkrylibyśmy tego skarbu!

-No już dobrze, Strachusiu, wszystko doskonale, ale zejdź z mojego ogona, bo stracę cierpliwość… -syknęła  Lilka.

Smoczaki po prostu szalały. Wreszcie skończyło się ich dzieciństwo! Będą młodsi na posyłki!

-Tak! Tak! Tak! -wydzierał się Smobasek. Pora na dorosłe imię! Od dziś będę…

-Hola, hola mój młodzieńcze, zawołał Smofesor. Imię nada ci starszyzna. I nie ty jesteś dziś najważniejszy.

Ta przygana ostudziła nastroje. Ponadto nagły wicher zapowiedział przylot Kolorowej Królowej i Malachitowego Króla, którzy w oficjalnych strojach i tylko z orszakiem wróżek przybyli, by wspólnie ze smokami świętować to wyjątkowe zdarzenie.

Królowa podeszła do znaleziska pierwsza. Świdrujący dźwięk ucichł i dało się słyszeć piskliwe:

-To już? Już możemy? -Chyba nie… -Bądź cicho…

-Nie byłoby nic dziwnego w tym dialogu, gdyby nie to, że wydobywał się z przepięknych, legendarnych, smoczych jaj…

-Drogie smoki! To niezwykły dzień! Na nasz Archipelag Szafirowego Jeziora przybyły nie lada osobistości. Patrzmy razem…

-Dwa szkarłatne jaja górskiego smoka, lazurowe jajo smoganta morskiego, błękitne jajo burzowego…

-A to czarne pewnie węglowego- krzyknął Smobelek…

-Królowa spojrzała na niego rozbawiona i kontynuowała: -czarne jajo smoka bibliotecznego:)

-Ach…- westchnęły zachwycone smoki…

-A to najmniejsze, czyje? Dopytywała się panna Kocurka…

-To najmniejsze? Naprawdę nie wiem. Odrzekła zbita z tropu Królowa.

-Ja też nigdy takiego nie widziałem…-dodał Smofesor.

-No to teraz to będzie się smooooczo działo! – zawołała Niuńka i wszystkie smoki wzbiły się w powietrze, żeby szalonym tańcem uczcić ten niezwykły dzień.

Co było potem? No cóż, to już całkiem inna historia…

25 marca, 2021

Bajka Harmonijna (Emocyjne bajki 12.)



Emocjanie doskonale się rozumieli. Nawet jeśli Natchniona Bajka trochę czasem namieszała, to zawsze znalazł się ktoś, kto ją wsparł i pomógł wrócić do rzeczywistości z krainy natchnienia. Ten idealny stan Wyspa Tysiąca Emocji zawdzięczała w dużej mierze Harmonijnej Bajce zwanej Monią.

Za namową Wróżki Tysiąca Emocji Monia stworzyła Chór Doskonały. Śpiewali w nim wszyscy Emocjanie. Każdego wieczoru, gdy Emocyjne Bajki odpoczęły w swoich ogrodowych hamakach, rozpoczynało się kojące śpiewanie. Każda rodzina pozostawała w swoim domu, ale za sprawą szafirnetu, głosy muzykujących łączyły się w wielkie pasma cudownych dźwięków, które otulały Wyspę i snuły się w dal po gładkich wodach Szafirowego Jeziora.

To wspólne śpiewanie leczyło wszystkie konflikty. Emocjanie czuli więź ze sobą, a ona nie pozwalała im na chowanie urazy z byle powodu.

Zdarzyło się kiedyś, że na Wyspę Tysiąca Emocji przybyła Kolorowa Królowa wraz z Malachitowym Królem, całym orszakiem wróżek, zwiadowców i awatarów wysp z Archipelagów Bajki na Raz. Na Polanie Stu Jarzębin od rana dźwięczały radosne nuty pieśni, które wyśpiewywali wspólnie Emocjanie i ich goście. Dumna Bajka rozdawała foldery z fotografiami dokonań swoich rodaków, Natchniona wyświetlała właśnie film nakręcony podczas ostatniego wernisażu jej prac. Radosna płynęła nad głowami zebranych i rozsiewała dobry nastrój. Bezpieczna uważnie przyglądała się wszystkim, by w porę zareagować, gdyby ktoś potrzebował jej pomocy. Towarzyszyła jej Troskliwa, która przygotowała koce i poduszki dla utrudzonych, no i piknikowe kosze, które zdecydowanie pomagają w śpiewie. Życzliwa rozdawała gościom karteczki z informacjami, wskazującymi gościnne domostwa, które przyjmą przybyłych u siebie. Wzruszająca i Podekscytowana robiły zdjęcia i kręciły materiał filmowy, który miała zmontować Natchniona.

Jakoś koło południa na polanie zapanował ruch. Niedźwiedzie ustawiły między dwoma jarzębinami wielkie drzwi w kolorze malachitu, a obok nich umieściły kosz z mnóstwem identycznych, błyszczących kluczy.

Zaraz potem obok tych drzwi zjawiła się Kolorowa Królowa i obwieściła, że właśnie rozpoczyna się wielka współpraca z Ziemianami, a malachitowe drzwi to portal do ich świata, bo przecież archipelavii na Ziemi nie znają. Obok Kolorowej Królowej stała Dumna Bajka, a po chwili dołączyła Harmonijna i obie opowiedziały o planach współpracy z Ziemianami. Kiedy wszyscy znali już szczegóły tego kontaktu, wielkie drzwi rozbłysły, zaśpiewały cicho, a Emocjanie wtórowali im bardzo wzruszeni. Gdy melodia ucichła drzwi otworzyły się. Stanął w nich pies Olaf, a także niezawodna panna Kocurka. Przywitali się radośnie i przekazali Kolorowej Królowej listy od Ziemian. Zebrani na polanie otoczyli przybyłych z Ziemi gości, bo każdy chciał poznać wieści z innego świata. Nikt się jednak nie przepychał ani nie dokuczał innym, bo Harmonijna Bajka nasyciła świat wzajemną życzliwością i dobrem.

Kiedy czujesz się doskonale, jesteś życzliwy i radosny, kiedy tworzysz nowe dzieła albo podekscytowany rozpoczynasz jakąś podróż, to znaczy, że właśnie wróciłeś poprzez malachitowe drzwi z Wyspy Tysiąca Emocji, która wypełniła cię wrażliwością i dobrem. Nie pamiętasz tego? No jasne, że nie! Musisz uwierzyć na słowo, że tam właśnie podróżujesz, gdy odpoczywasz, zamyślasz się lub gdy przez dłuższą chwilę zachwycasz się pięknem natury. Chciałbyś pamiętać swoje wyprawy? Nic łatwiejszego! Musisz tylko poprosić psa Olafa i pannę Kocurkę o jeden z tych błyszczących kluczy z wielkiego, wiklinowego kosza i odnaleźć malachitowe drzwi na ziemskiej Polanie Soczystych Jeżyn. Powodzenia!

19 marca, 2021

Bajka Natchniona (Emocyjne bajki 10.)


Czasem miała ochotę przysiąść z innymi Emocjami pod drzewem w wyspowym parku, ale od razu rezygnowała. Jeszcze powie coś zabawnego albo zaśmieje się zbyt wesoło i wszyscy zaczną ją traktować jak innych, a nie – WYJĄTKOWO! A przecież ona- Natchniona Bajka- nie może być- jak wszyscy! Absolutnie- nie!

Mieszkańcy Wyspy Tysiąca Emocji mimo wszystkich dziwactw Natchnionej- uwielbiali ją. Dzięki niej zasłynęli na Archipelagach. Galeria Tysiąca Emocji wypełniała się każdego dnia tłumami turystów, którzy marzyli tylko o tym, by zobaczyć na żywo, a nie tylko w szafirnecie, kolejną instalację artystki. Dobrze, że archipelavia działała bez awarii, bo takiej lawiny gości, żadna wyspa by nie przetrzymała.

Nikt nawet się nie domyślał, że każda nowa wystawa to dla Naty koszmar. Ręka omdlewała jej od tysięcy złożonych autografów. Uśmiech tak mocno przyklejał się do twarzy, że jeszcze kilka dni po wernisażu nie znikał. Jednak były też te cudowne chwile spotkań z fanami. Myślicie może, że z którymś z nich Nata się zaprzyjaźniała? Nic z tych rzeczy! Ona tylko chłonęła inspiracje! Czasem jakaś kolorowa bluza, czasem piegowaty nos albo wyjątkowo matowy tembr głosu- stawały się małym ziarnkiem, z którego wyrastało niebawem nowe dzieło!

Kiedy świeciło słońce- ona malowała deszcz z wyobraźni, a kiedy padało- domalowywała kroplom deszczu słoneczne pyszczki! Nikt by za nią nie trafił! Naprawdę była INNA!

Ach- rozmyślała czasem Nata- dzień dziś ponury, niebo chmurzaste, noc będzie ciemna, w sam raz na malowanie głębi kosmosu albo głębin jeziornych ewentualnie. Po zmierzchu zapalała w ogrodzie lampiony i do świtu tworzyła. Cały czas zapisywała też pomysły na dzwonkową melodię, która za nią chodziła od jakiegoś czasu. Będzie doskonałym uzupełnieniem kosmicznych dzieł- myślała.

Ulubionym zajęciem Naty było sprawdzanie, który obraz nie przetrwał próby czasu. Zwykle w piątkowe popołudnia udawała się do atelier i zaczynała przeglądanie dzieł, które akurat nie były wystawiane, lub których postanowiła nie sprzedawać. Ustawiała je naprzeciwko okna, siadała w wiklinowym, bujanym fotelu i kontemplowała. Zdarzało się, że nie mogła sobie przypomnieć, co poruszyło jej serce, gdy tworzyła. I ta chwila była dla dzieła złą wiadomością, bowiem Nata, upewniwszy się, że przestało z nią rezonować, bez sentymentów chwytała je i udawała się do pralni usytułowanej na tyłach domu. Zmywała energicznie wszystko, co nie wydawało jej się już wystarczająco dobre. Obraz piszczał, wiercił się i w głos narzekał, że szalona artystka szarpie jego kanwę… Na nic zdały się jednak te krzyki, bo po chwili blejtram stał już na sztalugach, czekając na kolejną chwilę natchnienia. Tak… Tak właśnie robiła Nata…

Nikt na wyspie nie wiedział, że piątek jest dniem, kiedy Natchniona spotyka się z psem Olafem i Kocurką. Nie byli może przyjaciółmi, ale na pewno dobrymi znajomymi. Pis i kot uwielbiali piątkowe kąpiele obrazów, mogli bezkarnie się chlapać i roznosić na łapkach tysiące barw po całym domu. Kocurka przysięgała, że w atelier Naty stoi kilka obrazów z jej podobizną, ale CD wiedział swoje! To on ma przecież swój portret, a nie Kocurka!


11 lutego, 2021

Bajka w Ptakotece (Ptakoteka 1.)


To nawet trudno pojąć! I prawie nie sposób uwierzyć! Tak! Stało się! Przyjechał! Przybył ON i jego aksamitne, miodowe uszy! Na Ptasiej Wyspie zawrzało radosnym świergotem. Każdy ptak chciał uścisnąć łapę Olafa-psa, który ukończył właśnie Uniwersytet Wspaniałych Stworzeń.

Po burzliwej naradzie ustalono, że spotkanie z idolem całej Bajkanii odbędzie się w „Ptakotece”. Miejsca dużo, dobre światło i oczywiście- scena! Niewielka wprawdzie, ale na wywiad i wręczenie upominków wydzierganych własnymi dziobami, a także wokalne popisy państwa Słowików- wystarczy.

Wczesnym sobotnim popołudniem przed „Ptakoteką” zgromadziły się tłumy. Długa kolejka fanów Olafa wiła się od drzwi wejściowych aż po Lisią Polanę. Ptaki i inne stworzenia, znane z kultury osobistej i troski o innych, zachowywały należyty dystans i starały się nie otwierać dziobów. Niektóre dla pewności, znając własne gadulstwo, zawiesiły na nich kwiaty lub upominek i tak pilnowały się, żeby nie ćwierkolić.

Kiedy stojący w kolejce mijał trzy brzózki, dostrzegał wnętrze „Ptakoteki”, ach, co to był za magiczny widok! U sufitu kręciła się błyszcząca, świetlista kula, która mrugała wokół brylantowymi smugami światła!  Olaf witał wszystkich bardzo grzecznie, machał króciutkim ogonkiem, czasem polizał kogoś nieśmiało w skrzydło, czasem zaszczekał, ale dyskretnie, zdarzyło się raz czy dwa, że nawet pochwalił czyjąś kreację lub modną czuprynkę. Niektóre ptaki chciały od razu rzucać się bohaterowi na szyję, ale na szczęście pan Długoptak w porę reagował.

Ku zdumieniu zebranych przybyła też Kocurka, a przecież każdy wie, jak narozrabiała ostatnio. Nie uszło uwadze żadnego ptaka, że panna Kotka ustroiła swój czarny ogon czerwoną kokardą i udawała, że nic a nic się nie przejmuje. Zajęła miejsce przy panu Sztachetce i prezentowała wymyślne ćwiczenia rozciągające. Przyprowadziła ze sobą myszkę Szarusię, żeby pokazać, jak się zmieniła i jaka jest przemiła. Z dala trzymał się też Ptakodziób Czarny.   Przestępował z nogi na nogę, drapiąc przy tym deski pana Sztachetki, był zawstydzony, bo nie wykonał żadnego upominku.  Pan Sztachetka nie bardzo chciał przebywać w tym towarzystwie, ale był kulturalnym płotem, więc tylko zmrużył oczy i wymownie milczał.

Kiedy już wszyscy zajęli swoje miejsca, przemówił wilga Leon. Powitał wszystkich, machnął skrzydłem i… zaczęło się! Najpierw rozległy się ciche świsty, potem powietrze zafalowało, rozbłysły ciepłe, miodowo-złote światła i wszyscy zebrani aż krzyknęli z zachwytu! Błyszcząca kula zawirowała i „Ptakoteka” zmieniła się w Salę Tronową Zamku Kolorowej Królowej! Wszystkie miejsca zostały zajęte! Pojawiły się wróżki, zwiadowcy i pary królewskie wszystkich wysp Archipelagu Bajki na Raz. Wróżka Tysiąca Emocji wirowała pod sklepieniem, rozsiewając radość, zachwyt i euforię!

Olaf oniemiał. Nie wiedział, co się dzieje! Nie zrozumiał z wrażenia ani słowa z przemówienia Królowej i nawet nie śmiał spojrzeć na swoją szyję, na której pojawił się Magiczny Medal Bajkanii. Zerkał na piętrzące się stosy prezentów, które za sprawą E-Wróżki spłynęły deszczykiem na scenę. Mało brakował, a nie wydobyłby z siebie głosu, ale wróżka Niu dodała mu otuchy, pogłaskała czule i Olaf przemówił. Skłonił się przed Kolorową Królową, podziękował cudownym ptakom, zachwycił się magią wróżek i ogłosił, że wszystkie  szaliki, nauszniki i podpórki do książek, które dostał, będą jego skarbami!

Na koniec dał znak Leonowi, który podał mu plik kopert. Zapadła cisza, tylko w powietrzu słychać było cichy szum skrzydeł oddziału ważek pilnujących bezpieczeństwa. Olaf drżącym głosem, poszczekując z radości od czasu do czasu, ogłosił: Oto zaproszenia do udziału w zajęciach Uniwersytetu Wspaniałych Stworzeń! A potem odczytał listę szczęśliwców! Na sali zapanował zgiełk, każdy chciał się uczyć, żeby być tak wspaniałym jak Olaf!

Kiedy koperty odebrali już: Czubopiórka, Puszystek, Zielonak, Piskluszka, Kropaczek, Trelifiolka, Płaskuszek, Piórchotek, Czarnielot i  wiele innych wspaniałych stworzeń, w łapie bohatera pozostała ostatnia koperta. Każdy pragnął tego zaproszenia. Każdy- z wyjątkiem Kocurki, która na wszelki wypadek przysiadła obok drzwi, żeby prysnąć, jakby co. I wtedy stało się to, czego rozpieszczona Panna Kotka obawiała się tak bardzo. Olaf z wyraźnym zachwytem odczytał: Panna Kocurka… z wielu dziobów i pyszczków wyrwał się głos zawodu, a z kociego gardełka wystrzeliło wysokie: MIAAAAAU! Nie było jednak ratunku. Nad drzwiami zawisł komar Bzykulek, odcinając drogę ucieczki, a wróżka Niu błyskawicznie pochwyciła kotkę i w jednej chwili przeniosła wszystkich wyróżnionych zaproszeniami, na Uniwersytet Wspaniałych Stworzeń.

Podróż była krótka, ale Kocurkę i tak zdążyła dopaść przerażająca myśl, że czas szczęścia i nieustannego relaksu w domu wróżki Niu, dobiegł końca.

16 września, 2020

Bajka z konfiturami (Jesienne bajki 9.)

        Słońce ostatnio dało sobie spokój z wylewaniem w kosmos całymi wiadrami kłującego, białego żaru. Było cudownie ciepłe. Złote pasma miękkich promyków otulały całą ziemię. Tkały  z babim latem magiczne dywany jesieni. Kocurka wylegiwała się pod krzakiem berberysu obsypanym ciemnoczerwonymi kropelkami cierpkich owoców. Miała cały ogród na oku. Widziała dobrze, że Żaba przysiadła obok fontanny i z przejęciem udawała kamienny posążek. Zdradzały ją, oczywiście, wielkie, łypiące w różne strony oczy. Robiła tę sztuczkę tak często, że wróżka Niu  czasem dla żartu mówiła do gości: -Mam obok fontanny kamienną żabę, widzieliście? A żaba zastygała wtedy w jeszcze większym bezruchu i prezentowała się obserwującym ją ludziom, którzy dziwili się, że jest jak żywa i nawet przysięgali, że dostrzegli jej poruszające się oczy:) No jasne, że się poruszały, bo obok przefruwały motyle i Żaba nie mogła się powstrzymać przed zapamiętywaniem toru ich lotu. Paskudna, planowała polowanie, Kocurka o tym dobrze wiedziała. Żałowała nawet, że nie ma w pobliżu CD o Aksamitnych Uszach, już on pogoniłby Żabie kota!

Tymczasem Czas płynął wolno pomarańczowym balonem od Dzisiaj do Jutra.  Patrzył z zachwytem na pianę pomarańczowo- złotych drzew w dole, na zielono-czekoladowe dywaniki łąk, pól, na kolorowe klocki domów poustawiane w ogrodach i wśród sadów. Dziś był wyjątkowy dzień, miał umówione spotkanie z wróżką Niu w jej ogrodzie. Właśnie przez lornetkę dostrzegł wróżkowe domostwo i rozpoczął manewr zniżania. Tak się cieszył ze spotkania z Niu, że coś zrobił nie tak, balon za szybko obniżył lot i zamiast wylądować na trawniku przy altanie, zawisł na szczycie jabłoni. Niespodziewane poruszenie gałęzi sprawiło, że na trawę posypały się gradem złote renety. Jabłonka krzyknęła: -Och! I zaniemówiła z oburzenia. Inne drzewa rozszumiały się, wołając na pomoc wróżkę. Niu pojawiła się natychmiast. Czas spłynął już na ziemię, więc przywitali się serdecznie. Zanim ktokolwiek zdążył o coś zapytać, Niu swoim zwyczajem zawirowała wraz z motylami i po chwili naprawiony balon leżał na trawniku w całkiem sprawnej gotowości do dalszej podróży, a złote renety wędrowały gęsiego do wiklinowych koszy ustawionych pod drzewem. Czas od razu wyznał, że nie zostanie długo, bo Jutro czeka i przecież musi nadejść, a on- Czas jest za to odpowiedzialny.

Niu wysłuchała wyjaśnień gościa, uśmiechnęła się ciepło i poprowadziła go do altany, gdzie czekała już malinowa herbatka, babeczki dyniowe z limonkowym kremem, konfitury z róży i oczywiście placek ze śliwkami. W tych pysznych okolicznościach nie mogło być mowy o pośpiechu. Do tego było wiele spraw do omówienia: zorganizowanie eskorty dla odlatujących na Jesienną Wyspę ptaków, negocjacje z E-wróżką na temat ilości deszczu i burz, które zaplanowała na nadchodzące tygodnie, no i pomoc w organizacji Tygodnia Spadających Kasztanów. Rozmowy toczyły się nieśpiesznie, wokół pachniało wanilią i słodkimi owocami.

Kocurka i Żaba usadowiły się pod schodami altany, żeby wszystko słyszeć i być niezawodnym źródłem ważnych, jesiennych informacji dla każdego. Żaba nawet wyjęła dyktafon, żeby wszystko elegancko nagrać, ale piorunujący wzrok Kocurki uratował ją przed popełnieniem takiego nietaktu.

Jeśli czasem masz wrażenie, że czas się wlecze albo zupełnie stoi w miejscu, i że kompletnie nic się nie dzieje, możesz mieć pewność, że to właśnie wtedy Czas z wróżką Niu planują przyszłość przy malinowej herbatce.

 

05 czerwca, 2020

Bajka Na serio? (Kocie bajki 4.)

       Czy można traktować na serio kogoś, kto mówi Ludziowie? Albo Ludź! Do tego kogoś, kto ma żółte futro! I wypija wodę szanowanym kotom, czyli mnie, Kocurce, która mieszka z wróżką Niu! To znaczy wróżka, żeby była jasność, mieszka ze mną, czyli u mnie, po prostu…

        W zasadzie to wszystko byłoby nic, ale żeby plotkować? Z gołębiami? No to, to już nie! Dziś od rana wysłuchuję, jak to się podobno chowam przed CD w szafie albo wśród kabli za regałem… Też coś… Ja przecież tylko znajduję sobie świetne miejsce obserwacyjne, żeby w razie czego pędzić na pomoc Niu! Ratować ją przed tymi podskokami, piskami, lizaniem bez opamiętania! Fujka, brrrrrr… No i to wycie i ujadanie! W szafie, zwyczajnie, mniej słychać… A ja jestem taka wrażliwa. Wojtek to potwierdza, zawsze!

    Wiem, kiedy się pojawi. Zwykle zaraz potem, gdy poczuję zbliżającego się właściciela ogromnych, podobno a-k-s-a-m-i-t-n-y-ch uszu, wróżka wystawia dużą tacę i kładzie na niej błyszczącą miskę, do której wlewa wodę. Muszę w końcu powiedzieć, że ta miska jest dużo większa niż moja. Czy tak może być? Czy to sprawiedliwe? Jeszcze gorsze jest to, że gdy miodowy huragan wdziera się do naszego domu, wcale się tą miską nie interesuje, nie docenia ani trochę starań Niu, przesadnych dodam, bo przecież ma mnie do starania się… No więc, właściciel kusego ogonka galopuje prosto do MOJEJ miski i kilkoma łykami pochłania MOJĄ wodę! Zgroza! Ale tylko ja się oburzam. Ludziowie, to znaczy… Ludzie są zachwyceni! Że taki przebojowy, towarzyski, chętny do przyjaźni z kotkiem, który gdzieś zniknął! Jak zawsze! O, nie mogę! To ponad moje mruczące siły!

      Dziś rano, postanowiłam stanąć do walki. Tak, podniosłam rzuconą rękawicę i wezwałam gołębie. Powiedziałam im, że CD ma ukochaną, którą zła wróżka zamieniła w kamień, więc Żółty cierpi i pewnie wyruszy w świat, na poszukiwanie Kamiennej Żaby!

        Co to się zaczęło dziać, cały ptasi świat zawirował, rozćwierkał się i pofrunął w cztery strony świata! Nie sądziłam, że ta wiadomość tak wszystkich zelektryzuje. Pszczoły i muchy, mrówki i pająki, koty i psy, krzaczki i drzewa nie mówiły o niczym innym! Nie minął kwadrans, gdy usłyszałam, jak CD zawył z wściekłości… Oj, chyba przesadziłam… Wróżka już raz mnie wysłała za karę do magicznej szkoły, z fotelem Foróżem! Martwię się, że plotkowania mi nie wybaczy. Ale mam coś na swoją obronę, Kamienna Żaba naprawdę istnieje! Na serio! Kto wie, kim może się stać, gdy się ją trochę… poczaruje…




30 kwietnia, 2019

Bajka kocia odnaleziona w fotelu (Kocie bajki 2.)


Wszystkiemu była winna wróżka Niu. Namieszała w głowie albo raczej w nogach- fotelowi w kwiatki. Był dotąd całkiem spokojny. Innym mieszkańcom pokoju kazał mówić do siebie Foróż, tak z francuska, żeby było elegancko i dystyngowanie, ale to było jego jedyne szaleństwo.

Niu znalazła go w małej pracowni mistrza Tapi. Zachwyciły ją od razu opływowe linie, niewysokie nóżki, ale przede wszystkim delikatne kwiatki, które wygodnie rozsiadły się na powierzchni tkaniny. Wiedziała, gdzie będzie pasował najlepiej. Mistrz Tapi dostarczył fotel jeszcze tego samego dnia i ustawił we wskazanym pokoju. A był to pokój skarbów wróżki Niu.

Stale coś niezwykłego się tam działo. A to motyle przylatywały po kolory, a to pszczoły szukały sposobów, by uczynić miód diamentowo-bursztynowym, to znów niezapominajki wpadały z chichotem po błękit, który pod koniec lata tracił moc lub narcyzy po nowe naszyjniki. Zawsze było gwarno, wesoło i kolorowo. 

Wszystko zmieniło się w pewien poniedziałek, kiedy Niu wróciła do domu z kotem swojej znajomej z Ciasteczkowej Wyspy. Malina wyjechała na Archipelag Smaków i dlatego jej Fopa załapał się na turnus wczasowy do Niu. Odtąd nic nie było już takie jak dawniej w tym domu. 

Uwagę kota od razu przyciągnął Foróż. Niepewnie, napięty jak łuk, zaczął przechadzać się obok fotela. Zatrzymywał się, wąchał kwiaty, niespodziewanie odwrócił głowę w bok, wyciągnął łapkę uzbrojoną w całkiem pokaźnie pazurki i drapnął bok fotela z całej siły. Rozległo się –Ooooj!- w wykonaniu fotela i Yyyyy? – w wykonaniu kota.
-Co robisz? Odejdź! Zaciągasz mi nitki!- pokrzykiwał Foróż.
- No wiesz, a któż to rozkłada kolczaste kwiaty na siedzisku? Muszę je zrzucić, bo pora na popołudniową drzemkę. 

Fotel zaczął podskakiwać ze śmiechu. No tak, nie wskakuj tu, pokłujesz się kolcami- szydził z kota. Jednak Fopa postanowił zaryzykować. Wyprężył się i poszybował… zacisnął oczy i pyszczek, by znieść to, co nastąpi… a tu nic, mięciutko, zacisznie, pachnąco… Do końca dnia wylegiwał się na fotelu, jakby co najmniej miał do tego prawo. Fotel zaczął kichać, bo sierść łaskotała bezlitośnie. Poskarżył się więc wróżce Niu i poprosił, by sprawiła kotu inny fotel. Ona zaś w odpowiedzi zawirowała, zaśpiewała coś, wykonała kilka tanecznych figur i po wszystkim. Fotel patrzył zdziwiony, bo nic się nie stało. 

-Poczekaj, aż Fopa zaśnie, wtedy zobaczysz- zaśmiała się Niu i już jej nie było. 

Kot pojawił się o zmierzchu. Zwinął się w kłębek i fotel mógłby przysiąc, że po chwili już chrapał. Nic się nie działo. Jak zwykle futrzak wyciągnął łapy, a pazurkami zaczepił je o kwiatową gałązkę. Wtedy coś zaszumiało, jak nagle włączony odkurzacz. Foróż poczuł, że pęd powietrza wypycha go w górę! Kot stanął na dwóch łapkach i przechylając się na boki, jak akrobata, sterował lotem. Lotem? Jakim lotem, do stu uszaków pluszowych! Fotel był w szoku.
Nagle skręcili gwałtownie w jakieś zarośla. Między kępami traw coś się poruszyło. Kot rozpoczął pogoń. Na odrzutowym fotelu, oczywiście. Po chwili zawrócili gwałtownie i zagrodzili drogę uciekinierce- małej myszce. O nie! Nie będzie tu mowy o zjadaniu kogokolwiek. To szczęśliwa bajka:) Fopa zagrał myszy na nosie, odtańczył kaczuszki i zaintonował: 
-Malutka mycha, przed kotem czmycha!

I znów zagrał na nosie. Mysz wywiesiła kieszonkową, białą flagę i zasmucona przegraną poczłapała do norki. 

Wieczorem wróciła Niu. –Podobało się? – krzyknęła nie wiadomo do kogo. –Nie podobało… odkrzyknął fotel. Cały bok mam upaprany trawą. –Co takiego? Zdziwiła się wróżka. -Skąd trawa w domu. –W domu? To przez te dzikie podróże ze śpiącym kotem! –Coś wymyślasz, Foróż! Zaczarowałam tylko kota! 

Mimo zapewnień wróżki, szalone podróże w marzeniach sennych kota trwały w najlepsze. A to ścigali się z żabą, która oczywiście była druga na mecie i zasłużyła na kocią pieśń zwycięstwa: 
-Żabka za kotem daleko, rech-rech!- Znowu przegrała, ależ to pech! 

To znowu pokonali tor przeszkód z Reksem i po przybyciu na metę odśpiewali mu chórem: 
-Reks, jak wygrać, kombinuje, ale na mecie kot triumfuje! 

Zdarzało się, że szybowali w obłokach w ślad za jaskółkami i oczywiście zawsze ich kółka były najwyższe i najdoskonalsze, a kotek rapował: 
-Hej jaskółka! Słabe kręcisz kółka! 

Trzeba przyznać, że po kilku szalonych wyścigach Foróż już tak nie protestował. Nawet dało się zauważyć, że niecierpliwie czeka na kocie, senne podróże po zwycięstwo.

Nic jednak nie trwa wiecznie. Niespodziewanie, wcześniej wróciła wróżka. Bez słowa wzięła kota na kolana, lekko machnęła ręką i pazurki zwierzaka skróciły się tak, żeby nie mógł już wczepiać ich w fotel i zabierać go na wyprawy. Potem surowo stwierdziła: -wszyscy się skarżą, że im dokuczacie, że Fopa jest niemiły i naśmiewa się z nich. -Koniec z tym! 

-Jak to? -wyjąkał Foróż. -To oni naprawdę się z nami ścigali? Myślałem, że to hologramy! 
-Oj Foróż, jak Ty nic nie rozumiesz… -westchnęła wróżka Niu. -Od jutra zaczynasz naukę w mojej szkole. Kot zachichotał, a wróżka dodała: -I ty, kocie-też! 
-Miauuuuuuuu!!!