Pokazywanie postów oznaczonych etykietą smocze drzewo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą smocze drzewo. Pokaż wszystkie posty

10 października, 2023

Bajka tajemnic Domku Marzeń (Smocze bajki 13.)



Wróżka Nella miała pełne ręce roboty. Właśnie wczoraj otrzymała od Kolorowej Królowej swoją magiczną różdżkę! Tak! Cały wieczór tańczyła ze wszystkimi sławnymi wróżkami na leśnej polanie pod błyszczącymi chmurkami cudownych świetlików! Ach! To było magiczne! E - Wróżka zdradziła jej wiele sekretów skutecznego rzucania zaklęć. Inne wróżki też były bardzo miłe.  

- Życie wróżki jest naprawdę dla mnie! – myślała Nella.

Z samego rana okazało się, że nie znała całej prawdy. Obudziło ją nagłe i natarczywe pukanie do okna. To wilga Leon dobijał się z jakąś depeszą w dziobku.

- Wstawaj! Masz pierwsze zadanie! I to nie byle jakie! Natychmiast musisz wyruszyć na Wyspę Marzeń w Smoczym Archipelagu! Oto depesza!

- Zadanie? Serio?  Dla mnie?

- Ojoj… - zniecierpliwił się Leon. Nie gadaj tyle. Zrzucił list na sekretarzyk i odleciał.

Nella otworzyła kopertę i przeczyta:

                                                                                                   Kwiatowa Wyspa,
Dzień Tęczowej Herbatki

Droga Nellu!

Oto pierwsze wróżkowe zadanie dla Ciebie. Udaj się na Wyspę Marzeń w Smoczym Archipelagu. Podobno przy domku Królika Maksia pojawił się jakiś nieznany smok, więc zapanował zupełny chaos. Sprawdź, co się tam dzieje, porozmawiaj z tym smokiem i natychmiast, gdy rozwiążesz problem, wyślij do mnie depeszę z informacją. Żółtobrzuszek czeka na nią obok króliczego Domku Marzeń.

                                                                             Liczę na Ciebie, Kolorowa Królowa

Nella spakowała różdżkę i magiczny pyłek do plecaka, chwyciła podróżny klucz… i już miała otworzyć drzwi do Wyspy Marzeń, gdy nagle w jej pokoju pojawiła się Mama z Klarcią.

- Nellu, musisz dziś zaopiekować się siostrą. Dbaj o nią. Wrócę najszybciej, jak się da!

Mama nie dała nawet szansy na wyjaśnienia, że to absolutnie niemożliwe... Po prostu wyszła.

- Jestem dobrą siostrą! – Pomyślała na głos Nella. Chwyciła Klarę za rękę i  po chwili stały już pod drzwiami Maksia.

- Królik wyraźnie na nie czekał, bo natychmiast rozległ się cichy dźwięk dzwoneczka i drzwi otworzyły się szeroko. Dziewczynki pokonały 123 stopnie (zupełnie jak królewna Apolejka) i po chwili witały się z Królikiem. Ten bez zbędnych ceregieli poprowadził je do małego okienka na tyłach domku i wskazał ręką na wielki konar, na którym siedział dziwny smok i rozglądał się niepewnie po okolicy.

- Królik nadmienił, że z jego powodu wszystko stanęło na głowie. Żaba siedzi na ławce przed domem razem z Lisem, bo boją się hasać w zaroślach. Żółw też nie wyleguje się nad jeziorkiem, tylko dzielnie trzyma wartę. Żółtobrzuszki tak drżą ze strachu, że aż całe drzewo Domku Marzeń wibruje. Nawet marchewki w skrzyni przestały plotkować, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Jedynie Myszka Sza buja się beztrosko w hamaku, a Kot Czaruś czyta sobie spokojnie i uśmiecha się, jakby coś wiedział.

Jako że był dzień Tęczowej Herbatki, Królik przywołał Imbryk, który wypełnił ich filiżanki cudownym naparem. Klarcia natychmiast chwyciła Imbryk za ucho i bujała się na nim jak na huśtawce. Imbryk fukał niezadowolony, ale ani Królik, ani Nella nie mieli teraz czasu, by go ratować.

Debiutująca Wróżka wzmocniona magiczną herbatką rozwinęła swoje skrzydełka, powtórzyła zaklęcie uczące rozumienia smoczej mowy i wyfrunęła przez okno. Zbliżyła się do smoka i zaczęła:

- Masz piękne skrzydła. Większe od moich! Co tu robisz?

- Witaj, jestem Smoczycą. Przyleciałam tu z Ziemi. Myślałam, że znajdę inne smoki, ale widzę tylko żaby, żółwie, ptaki i wielkiego królika. No i zupełnie obojętnego kota. Nikt tu nie chce ze mną rozmawiać. Chyba mnie nie lubią. Mówię do nich, a oni uciekają albo trzęsą się tak, że nic nie mogą powiedzieć. Czy ja naprawdę tak strasznie wyglądam? Na Ziemi wszyscy za mną przepadali…

- Ach! - wykrzyknęła Nella. Zatem nikt Cię tu po prostu nie rozumie! Więc wszystko jasne. Natychmiast machnęła trzy razy swoją różdżką w kierunku Smoka, a potem urządziła sobie rajd od jednego mieszkańca Wyspy Marzeń do drugiego. Wszędzie rozpylała magiczny pyłek poliglotów zapewniający rozumienie istot ze wszystkich wszechświatów. Po kilku minutach problem był rozwiązany. Smok siedział na ławeczce obok Lisa i Żaby przed króliczym Domkiem Marzeń, a wokół niego tłoczyli się mieszkańcy wyspy. Wszyscy chcieli poznać historię niezwykłego gościa. Okazało się, że przybrał smocze imię Smokot i dzięki mapie Kota Czarusia i Myszki Szy zaraz wyruszy na Smoczą Wyspę.

W międzyczasie Klarcia wdrapała się Smokotowi na kolana, wspięła się na paluszki coś wyszeptała mu do ucha. Smokot z kolei szepnął coś do Nelli, ta skinęła głową i wtedy zaszumiały wielkie skrzydła! Smokot okrążył trzy razy Domek Marzeń z Klarą na grzbiecie. Potem posadził ją delikatnie na ławeczce obok drzwi, zaryczał na pożegnanie i odleciał.

Teraz rozległy się brawa i wiwaty na cześć wróżki Nelli. Wszyscy ściskali się, popijali tęczową herbatkę z miodem od pracowitych pszczółek, a Pani Sowa spisywała ostatnie wydarzenia w Wielkiej Kronice Wyspy Marzeń. Nella kłaniała się wszystkim grzecznie i dziękowała, a w ręku trzymała już list do Królowej.

                                                                                                              Wyspa Marzeń,
Dzień Tęczowej Herbatki

Szanowna Kolorowa Królowo!

Zadanie wykonane! Magiczny pyłek poliglotów rozwiązał problem. Po prostu nikt tu nie znał smoczego języka! Ach, jak cudownie jest być wróżką i pomagać innym! Dziękuję za moje pierwsze zadanie!

                                                                                Przesyłam ukłony, wróżka Nella

PS

Klarcia też pragnie być wróżką, czy mogę ją zabierać na nasze spotkania? Mama by się ucieszyła:)


29 października, 2021

Bajka smoczego letniska (Smocze bajki 12.)


Wakacyjną Smoczą Wyspę można było wziąć za bezludną. Trzeba było się dobrze przyjrzeć, żeby wśród lesistych wzgórz wypatrzeć smocze domy porozwieszane na wspaniałych drzewach. Wszyscy wybrali sobie zaciszne miejsca z dala od innych, bo każdy chciał spokojnie wypocząć. Tymon zamieszkał na wielkiej sośnie. Jedynie pod wieczór schodził do Gadającej Doliny na wieczorne opowieści. Po drodze spotykał zwykle Antoniego, Gromusia i Sebastiana, którzy stali się nierozłącznymi przyjaciółmi.

Z najmłodszymi smokami dokazywał Fabian, młodszy braciszek Seby, który całkiem niedawno wraz z rodzicami przybył na Wakacyjną Wyspę. Mieli wprawdzie tylko odebrać Sebastiana, ale spokój tego miejsca tak ich urzekł, że postanowili właśnie tu spędzić swoje wakacje. Ta decyzja uszczęśliwiła wszystkich.

Pewnego dnia, gdy Tymon siedział sobie spokojnie przed swoim domkiem i gawędził niespiesznie z salamandrą Gienią o cukierniczych, magicznych zaklęciach, których potrzebowali, żeby przyrządzić sobie jakiś deser. Wtedy nadbiegła smoczyca Malina i sapiąc niemiłosiernie, obwieściła, że właśnie przyleciał baalot z Ziemi a w nim jakieś tajemnicze paczki zaadresowane do Smofesora.

-Skoro do Smofesora, to czemu przybiegłaś do mnie? I dlaczego nie używasz skrzydeł, dziewczyno, strasznie się zasapałaś.

-No bo my z dziewczynami postanowiłyśmy chodzić piechotą, żeby poprawić kondycję przed walkami… i, no… tego…

-No mówże wreszcie…. – niecierpliwił się Tymon.

- No bo Smofesor boi się otwierać te paczki… Twierdzi, że nic nie zamawiał.

Tymon i Malina poczłapali więc do Zagajnika Trzech Zagadek i już z daleka dostrzegli wielkie zgromadzenie. Jednak zanim dotarli do gondoli baalotu, usłyszeli Sebastiana, który próbował przekrzyczeć smoki, ale bez skutku, bo te z emocji ryczały i co rusz, zionęły ogniem.

Tymon przecisnął się ku Smofesorowi. Tuż za nim podążały Malina, Niuńka i Lilka, która niosła na grzbiecie zadowolonego Fabisia i co rusz podfruwała, żeby zrobić maluchowi przyjemność.

Podróżny obejrzał paczki i pochylił się, żeby wysłuchać, co mówi Sebastian. Z każdym słowem chłopca, smoczy pysk rozjaśniał coraz szerszy uśmiech. Wreszcie wzbił się ekspresowo w powietrze i ryknął:

-Dość tego zamieszania! Dostaliśmy prezent z Kwiatowej Wyspy. Każdy otrzyma kolorową huśtawkę i zapas królewskich deserów! Za chwilę Tobiasz, Anatol i Kuksi rozdadzą wszystkim paczki. Proszę się nie tłoczyć, dla każdego wystarczy.

Gdy już wszyscy odfrunęli z pakunkami, przybyła Wróżka Tysiąca Emocji i rozpyliła nad wyspą same cudowne uczucia. Z różnych stron dało się słyszeć pomruki absolutnego zadowolenia i radosne chichoty.

Nawet starszyzna smoczego rodu: Smofesor, Chlapacy, Człapuś Złoty Smok i Strachuś bujali się na swoich huśtawkach z pucharkami kremu bezowego.

To były niezapomniane wakacje, smoki i ludzie naprawdę się zaprzyjaźnili i przyrzekli sobie, że każdego roku będą przyjeżdżać na lato właśnie tu, na Smoczą Wakacyjną Wyspę!

Bajka smoczej podróży (Smocze bajki 11.)


Cała Smocza Wyspa brzęczała, błyszczała jęzorami ognia i aż drżała od galopów jej najmłodszych mieszkańców. Smofesor sam nie radził sobie z tą rozbrykaną gromadką, więc Kolorowa Królowa przysłała mu do pomocy słynnego podróżnika – smoka Tymona, który znał tysiące ciekawych historii i zabawy z najodleglejszych Archipelagów Szafirowego Jeziora. Był także miłośnikiem książek. Gdy dowiedział się, że będzie współpracował ze słynnym Smofesorem i pomoże w nauczaniu Antka - nowego smoka bibliotecznego, nie wahał się ani chwili. Spakował do podróżnej torby, podręczny zestaw do transportu członków dalekich wypraw, lornetkę, kilka ksiąg i nie zwlekając, wyruszył.

I tu właśnie rozpoczyna się nowa smocza historia.

Tymon bardzo szybko zaprzyjaźnił się ze wszystkimi mieszkańcami Smoczego Drzewa, ba, nawet całej wyspy. Wełnianki wprost za nim przepadały. Gdy nadchodził zmierzch, wszyscy gromadzili się na polance przy kardikowym zagajniku i słuchali opowieści Tymona o niezwykłych światach i zwyczajach ich mieszkańców. Najmłodsze smoki uwielbiały opowieści o ludzkich wakacjach. Smoczy podróżnik niezliczoną ilość razy musiał opowiadać o planowaniu wypraw, pakowaniu, wyjazdach nad morze, w góry, nad jeziora i na pustynie. Smoki były pewne, że to tylko zwykłe bajki, ale wszystko się zmieniło wraz z pojawieniem się na Smoczej Wyspie Sebastiana zwanego Sebą.

Ten niezwykły Ziemianin przybył na wycieczkę nad Smoczą Wyspę i zawołał do latających, małych smoków:

-Hej, chłopaki, zabierzcie mnie ze sobą, tak bym chciał poznać waszą wyspę. Proszę! Smobas, który nosił teraz dorosłe imię Tobiasz, pokręcił przecząco głową, ale gdy odleciał, ni stąd, ni zowąd pojawili się Antek i Gromuś – smok burzowy.

-Wskakuj, wrzasnął Antek, więc Seba nie namyślając się ani przez chwilę, przeskoczył burtę gondoli i zniknął na smoczym grzbiecie wśród ognistych smug tańczących smoczyc.

Co to się działo! Szafirnet dudnił, a pocztowe gołębie lądowały jeden po drugim. Kolorowa Królowa na prośbę ludzi poleciła zorganizować ekipę poszukiwawczą, więc kto żyw szukał zaginionego Sebastiana. Antek i Gromuś początkowo mieli ubaw, ale gdy zobaczyli, że wszyscy się martwią, opowiedzieli co i jak Tymonowi i Smofesorowi. To, co usłyszeli, nie było miłe. Po jakimś czasie, Kolorowa Królowa przysłała wiadomość, że w ramach przeprosin zaprosiła na swój dwór rodziców Sebastiana i jego małego braciszka, więc na czas ich wizyty, Seba może pozostać na Smoczej Wyspie.

Ta wiadomość spowodowała wybuch entuzjazmu. Małe smoki szalały z radości. Nigdy nie przebywał u nich na dłużej taki mały Ziemianin! Były bardzo ciekawe, czego się dowiedzą o ludzkim świecie.

Już pierwszego wieczoru smoki i wełnianki zasypały Sebastiana pytaniami. Chciały wiedzieć, czy ludzie naprawdę wyjeżdżali kiedyś na wakacje. Sebastian zdziwił się.

-Jak to wyjeżdżali! Przecież cały czas wyjeżdżają! Ja z rodzicami i z Fabianem też wyjeżdżamy na wakacje! Latem i zimą! I to było wyznanie, które pociągnęło lawinę! Smoczki zapragnęły wakacji! Natychmiast! Tak jak ludzie!

Tymon zwołał smoczą starszyznę i zaprosił na naradę Sebastiana. Długo się naradzali. Przyglądali się planom smoka podróżnika, słuchali Seby, który opowiadał i pokazywał jakieś obrazki w ziemskim Internecie, a smoki kiwały głowami i co jakiś czas wysyłały gołębie do Kolorowej Królowej.

Kolejnego dnia zapadła decyzja. Królowa podarowała smokom Wakacyjną Wyspę! Początkowo wszyscy mieli się tam udać archipelavią, ale Sebastian podpowiedział, że przecież mają skrzydła, więc mogą polecieć. Będą mogli podziwiać bajeczne widoki.

Tak się też stało. Tymon spakował torbę podróżną, w której zasiadły też najmłodsze smoczki. Wykorzystał też swój podręczny zestaw do transportu członków dalekich wypraw. Zmieścił na nim wszystkie smocze domki. Leciał tak żwawo, jakby bagaże, które dźwigał były zrobione z gołębiego puchu. Towarzyszyły mu zachwycone wyprawą smoczyce i cały korowód mieszkańców Smoczego Drzewa.

Tylko wełnianki zdecydowały się na podróż archipelavią, więc były na miejscu długo przed smokami i zdążyły wybrać sobie najlepszą trawiastą łączkę blisko cienistego zagajnika, groty skalnej i kryształowego źródełka.

23 kwietnia, 2021

Bajka smoczej przyszłości (Smocze bajki 10.)

-Miałeś rację Człapusiu. Tu w górach jest znacznie spokojniej. Taka wycieczka to dla mnie wytchnienie. I bardzo ci jestem wdzięczny, że ten plecak…

-Ach, już daj spokój Strachusiu. Wszystko jest smoczo i kieł!

-A myślisz, że królowa coś by może zaradziła?

-Może, ale to wstyd zaprzątać jej głowę takimi rzeczami.

-Rzeczami? U nas nie da się żyć po prostu. Już lepiej było, gdy smoczyce się gniewały. Każda siedziała u siebie i wtedy nawet swoje myśli słyszałeś przy chińczyku.

-Nie marudź, miło że się bawią i to w zgodzie, a że troszkę hałaśliwie… cóż, radość ma swoje prawa…

-Ja myślałem, że młodość.

-To też! Smoczaki dorastają… I one stają się coraz bardziej hałaśliwe, czyli nie wszystko jest winą smoczyc. Musisz też przyznać, że poranki są u nas całkiem w porządku. Wszędzie cichutko, spokojnie, porządnie…

-Ej, Człapuś, co to?

-Gdzie?

-No tam, w dolince pod kardikami…

-A niech mnie… to chyba nie są… no nie wierzę… to już tyle czasu minęło?

I smoki wzbiły się w powietrze, żeby szybciej dotrzeć do kardikowego zagajnika. Zdyszane, zasapane i spocone z emocji miękko osiadły w zacisznej dolince. Było tam cieplej niż wokół a w uszach dzwonił znany dobrze wszystkim smokom dźwięk. Nie było wątpliwości.

-Są! Znowu są! Mamy je! I to ile! I to jakie! -pokrzykiwali wędrowcy. Zaraz też powiadomili o odkryciu cały klan Smoczego Drzewa i oczywiście królewski dwór.

Gdy wszyscy przybyli, Strachuś rzucił się Lilce na szyję i wrzasnął do osłupiałych smoczyc: -Dziękuję wam za te hałasy! Bez nich jeszcze długo nie odkrylibyśmy tego skarbu!

-No już dobrze, Strachusiu, wszystko doskonale, ale zejdź z mojego ogona, bo stracę cierpliwość… -syknęła  Lilka.

Smoczaki po prostu szalały. Wreszcie skończyło się ich dzieciństwo! Będą młodsi na posyłki!

-Tak! Tak! Tak! -wydzierał się Smobasek. Pora na dorosłe imię! Od dziś będę…

-Hola, hola mój młodzieńcze, zawołał Smofesor. Imię nada ci starszyzna. I nie ty jesteś dziś najważniejszy.

Ta przygana ostudziła nastroje. Ponadto nagły wicher zapowiedział przylot Kolorowej Królowej i Malachitowego Króla, którzy w oficjalnych strojach i tylko z orszakiem wróżek przybyli, by wspólnie ze smokami świętować to wyjątkowe zdarzenie.

Królowa podeszła do znaleziska pierwsza. Świdrujący dźwięk ucichł i dało się słyszeć piskliwe:

-To już? Już możemy? -Chyba nie… -Bądź cicho…

-Nie byłoby nic dziwnego w tym dialogu, gdyby nie to, że wydobywał się z przepięknych, legendarnych, smoczych jaj…

-Drogie smoki! To niezwykły dzień! Na nasz Archipelag Szafirowego Jeziora przybyły nie lada osobistości. Patrzmy razem…

-Dwa szkarłatne jaja górskiego smoka, lazurowe jajo smoganta morskiego, błękitne jajo burzowego…

-A to czarne pewnie węglowego- krzyknął Smobelek…

-Królowa spojrzała na niego rozbawiona i kontynuowała: -czarne jajo smoka bibliotecznego:)

-Ach…- westchnęły zachwycone smoki…

-A to najmniejsze, czyje? Dopytywała się panna Kocurka…

-To najmniejsze? Naprawdę nie wiem. Odrzekła zbita z tropu Królowa.

-Ja też nigdy takiego nie widziałem…-dodał Smofesor.

-No to teraz to będzie się smooooczo działo! – zawołała Niuńka i wszystkie smoki wzbiły się w powietrze, żeby szalonym tańcem uczcić ten niezwykły dzień.

Co było potem? No cóż, to już całkiem inna historia…

Bajka mecenas Szpileczki (Smocze bajki 9.)


 -A właściwie, to ona, ta Szpileczka, to czemu tu u nas zamieszkała?

-A bo ja wiem… mówią, że przepracowana była. Pragnęła kontaktu z naturą…

-Serio?

-No.

-To ok, ale żeby różowe kwiatki… i to do czerwonych szpilek…

-Ty, Smobas, a może zrzucimy się dla niej na jakieś trapery!

-Czerwone?

-Oj weź, wygodne przecież!

-Dobra myśl!

-A nie obrazi się?

-Czy ja wiem, mecenaską jest, trudno przewidzieć...

Kocurka była absolutnie pewna, że Smobas i Znikuś plotkują o niej- sławnej asystentce mecenas Szpileczki. Była już wyczerpana tym plewieniem odrastających chwastów, spryskiwaniem trawnika i sprzątaniem segregatorów, które zamyślona Szpileczka zostawiała w całym ogrodzie, a altanę to zupełnie nimi zastawiła. Widok leniących się smoków od razu przywiał do niej myśl, że przecież żal, żeby taki potencjał smoczej siły - do tego skrzydlatej - się marnował, więc postanowiła to natychmiast zmienić.

-A wy co, panowie, już weekend? We wtorek?

-A ty co, chcesz dołączyć panno Kocurko?

-Chętnie, ale najpierw muszę przejrzeć dokumentację do nowej umowy z Cyfryzatorem Koronnym, który ma na waszej wyspie urządzić wielki park ziemskich, komputerowych rozrywek. Ale to tajemnica, więc…-ciiii, nikomu ani słowa…

Smobas poderwał się na równe skrzydła, a Znikuś kilka razy zamigotał pasmowo. Spojrzeli na siebie i wszystko było jasne.

-Ej, panno Kotko, my w zasadzie chętnie pomożemy. Nuda nas po prostu zabija.

I w ten oto sposób Kocurka zdobyła dwóch pracowników, którym nie dawała chwili wytchnienia. Gdy już nadarzała się okazja, żeby smoki mogły odpocząć i rozejrzeć się za tajnymi planami, wyskakiwało nowe zadanie. I tak w kółko.

Szpileczka doskonale widziała, co wyczynia jej asystentka, ale nie miała zamiaru przeszkadzać kociej poczwarze w radzeniu sobie z nadmiarem obowiązków. Poza tym, nie miała do tego głowy. Przybyła tu przecież z tajną misją, o której wiedziała tylko Kolorowa Królowa i ona- Szpileczka. Większość nocy poświęcała na pracę, a w dzień pielęgnowała ogród. Upodobała sobie różowe malwy. Były dumne i dobrze się czuły w grupie. A ona była absolutną solistką i chyba to przeciwieństwo tak jej się spodobało.

Mieszkańcy Smoczego Drzewa nie zakłócali jej spokoju, ale wiedziała dobrze, że przyglądają się jej z uwagą. Pewnego piątku, gdy Szpileczka robiła sobie selfi na tle ściany malw i myślała, że warto by się zdrzemnąć przed nadchodzącymi godzinami pracy, coś zasłoniło jej światło i w szumie smoczych skrzydeł na wprost jej altany wylądowały trzy roześmiane smoczyce.

-Cześć Szpileczko, przyleciałyśmy się zaprzyjaźnić- wypaliła Niuńka i to dosłownie, osmalając przy tym pień dorodnego miziuka.

-No- dodała inteligentnie Malina.

-Mamy wszystko, co potrzeba – zakończyła Lilka.

-Ale w zasadzie to czegoś potrzeba? -wyjąkała oszołomiona Szpileczka.

-Nawet nie wiesz czego i jak bardzo! -dodała Niuńka i błyskawicznie rozłożyła pokaźny stolik, na którym, nie wiedzieć skąd, zmaterializowały się tony kosmetyków. A potem, to się dopiero działo! Pazurki, polerowanie łusek, kręcenie ogonów, wybielanie kłów, przymierzanie szpilek! Mecenas miała ich 123 pary i wszystkie w odcieniach czerwieni. Oj… A do tego smoczyce potrafiły sprawić, że każda para dopasowywała się do rozmiaru stóp- mierzącej!

Zapadał zmierzch, a po wyspie niosło się echo radosnego śmiechu czterech smoczyc. Kiedy księżyce oświetliły ogród, Lilka dała hasło do odlotu. Malina przysiadła na dachu altany i czekała na przyjaciółki. W pewnej chwili spadająca gwiazdka wpadła jej do oka. Smoczyca zawyła, wystrzeliła w górę, ale że  oko piekło i łzawiło, wpadła w korkociąg i jak długa runęła na dach altany. Z potężną siłą wpikowała do środka i uderzyła w drewnianą podłogę, która zatrzeszczała i załamała się pod nią.

Gdy przyjaciółki przedarły się do środka, zamarły ze zdumienia. Pod podłogą altany była mała piwniczka a w niej trzy stare, zakurzone, opieczętowane królewskimi pieczęciami skrzynie, na których właśnie wylądowała spadająca Malina.

-Dziewczyny! Ależ to odkrycie mojego życia! Dzięki! Od tygodni szukam najmniejszego choćby śladu tych skrzyń- wyszeptała oszołomiona i wzruszona Szpileczka!

Jednak nowe koleżanki nie podzielały jej entuzjazmu.

-Chwileczkę? Co ty mówisz? To ty nie odpoczywasz u nas, nie poświęcasz się pielęgnowaniu ogrodu? -wyjąkała Malina?

-Oszukujesz nas? No powiedzmy to otwarcie- kłamiesz po prosu! -nie na żarty rozzłościła się Lilka.

- A my tu do ciebie z lakierem na dłoni… z polerką… ach… daj żyć…- zachlipała Niuńka. Kiwnęła na przyjaciółki i tyle je Szpileczka widziała.

Tajemnicze skrzynie uratowały podobno jakąś ważną misję międzygalaktyczną. Szpileczka wyjechała. Niektórzy mówili, że każdego weekendu wraca do swojego tajemniczego domu w Zaułku Malw, jak nazwali jej posiadłość mieszkańcy Smoczego Drzewa. Podobno też, co piątek zostawia pod drzwiami niedoszłych przyjaciółek eleganckie pudła z nowymi szpilkami, ale nikt nie widział, by smoczyce je zakładały.

-Będzie dobrze -pociesza Szpileczkę kocia poczwara. Trzeba tylko poczekać kilka dekad, aż im złość minie.


22 kwietnia, 2021

Bajka smoczych skarbców (Smocze bajki 8.)


Na Smoczej Wyspie czas wyraźnie przyspieszył. Człapuś został oficjalnie Koronnym Strażnikiem Królewskich Skarbców. Złoty nie chciał nawet o tym słyszeć. Odmówił, zanim go o to poproszono. Zajął się byciem szczęśliwym. Trudno go było spotkać na Smoczej Wyspie. Odnalazł pasję w bajkańskiej modzie. Chyba dlatego, że wiele wieków spędził tylko w naszyjniku. Był stałym bywalcem atelier Makowych Panien, zaprzyjaźnił się też z Lisią-Alisią, a na Wyspie Magicznego Zamku miał nawet własny apartament stworzony prze samego Amka.

No i tu jest początek tej historii. Otóż, Złoty pokochał zapachy. Panny Narcyzówny tworzyły dla niego w swoich „Wodospadach Zapachów” wciąż nowe, doskonalsze perfumy. W końcu wpadły na pomysł, który natychmiast wprowadziły w czyn. Złoty został aktorem reklamowym. Pozował w nowych garniturach, obwieszony klejnotami i otoczony flakonami nowych nut zapachowych. Na efekty tej medialnej akcji nie trzeba było długo czekać. O Złotym Smoku, Królewskich Skarbcach i bajkańskiej modzie dowiedziały się wszystkie galaktyki. Ziemianie też znaleźli nową pasję. Dzień i noc szukali drogi do smoczych skarbów.

Jak zawsze, z pomocą przyszli kot i pies. Olaf sprowadził na wyspę swojego pana - Wojtka. Ten, błyskawicznie nad wszystkim zapanował. Razem z Cyfryzatorem Koronnym stworzyli silne zabezpieczenia przed niechcianymi gośćmi. Smocza Wyspa dostała też swoje maskowanie. Gdy zbliżałeś się do brzegów, na niebie ukazywał się potężnych rozmiarów hologram ukazujący walczące smoki. Był tak realistyczny, że nawet wracający z wojaży Złoty czasem się nabierał.

Kiedy zaczęło się wydawać, że sytuacja jest opanowana, Człapuś przyniósł niepokojące wieści. W Skarbcach działo się coś dziwnego. Smofesor, Wojtek i Znikuś udali się tam z nim natychmiast. Rzeczywiście. W kątach Pocztowego Skarbca, przy skrzyniach wypełnionych klejnotami i przygotowanych do wysyłki na Kwiatową Wyspę, od czasu do czasu coś jakby błyskało, może szumiało, trudno to było ocenić. Jednak Wojtek od razu rozpoznał te ciasteczkowe ślady. Bez wątpienia, ludzie znaleźli cyfrową drogę na wyspę.

Człapuś wraz ze smoczkami wartowali na zmianę w skarbcu, ale oprócz błysków i szumu nic nie wyśledzili.

Koło soboty Wojtek obwieścił, że po godzinach analiz, pracy koncepcyjnej i projektowej, dzięki wsparciu innych tęgich i zaufanych głów- Cyfryzatora Koronnego i Borisa, zagadka została rozwiązana.

Jak wiecie, archipelavią nie dało się oficjalnie podróżować z Ziemi na Bajkanię i na odwrót. Wszystkie przyloty baalotem były kontrolowane i nikt z Ziemian nie schodził w ich trakcie na wyspę. Nie było więc szans, żeby ktoś dostał się w okolice skarbców bez wiedzy smoków.

Ale pomysłowość ludzi nie zna granic, więc szczęśliwcy dotarli w upragnione miejsce za pomocą magicznych urządzeń zwanych komputerami. Stworzyli coś jakby grę, w czasie której namierzali skarbiec i gdy ich sygnał znalazł się nad zamkniętym, podziemnym pomieszczeniem, robili zrzut z ekranu uwieczniający błyszczący na mapie punkt- dowód ich wizyty.

Zdjęcia były unikatowe, więc zaczęto nimi handlować. Ceny rosły w magicznym wprost tempie. Robienie tych zdjęć nazwano „Dragonowym Błyskiem”. Posiadacze najlepszych komputerów, zdolnych dotrzeć na bajkański Archipelag Szafirowego Jeziora, stali się bogaczami.

Rada Bajkanii uznała, że skoro ludzie tylko wirtualnie docierają na Smoczą Wyspę, to wystarczą stałe, kontrolowane zabezpieczenia i po sprawie. Wojciech i Boris czuwali nad bezpieczeństwem i tworzyli coraz to nowe utrudnienia dla ziemskich poszukiwaczy skarbów. Dostali też unikatowe, VIP-owskie  klucze do archipelavii, dzięki którym mogli w rzeczywistym czasie przemieszczać się między Ziemią i Bajkanią. Nikt o tym nie wiedział i na pewno się nie dowie, bo na tych dwóch Ziemianach można polegać jak na Człapusiu. 

20 kwietnia, 2021

Bajka Złotego Smoka (Smocze bajki 7.)


Na Smoczą Wyspę powrócił spokój. Mieszkańcy przywykli do nowych zadań i ról. Nie musieli już tak dużo ćwiczyć, więc zdarzały się poranki tak ciche i wolno płynące jak ten.

Smoki spały w najlepsze. Nawet nie chrapały zanadto. Co chwila tylko jakiś sen wypływał obłoczkiem przez okno, spłoszony nie wiadomo czym.

Na schodkach przysiadł Człapuś. On był strażnikiem. Nie wypadało mu spać po świcie. Gapił się więc jak zawsze na ostanie schodki i błądził wzrokiem za smugą słońca, którą tak lubił…

Zaraz, zaraz! Jakiego słońca! Przecież poranek był pochmurny! Człapuś zerwał się na równe nogi i zadrżał. -O mój Smoku kochany! Co jest? Teraz uświadomił sobie, że całymi dniami śledził światło, które nie mogło być słoneczne!

-Aaaaa! -wrzasnął. Natychmiast jednak zasłonił usta, żeby nie pobudzić reszty.

Zszedł na dół i pochylił się, żeby zajrzeć, skąd właściwie wydobywa się złota smuga. Nic jednak nie dostrzegł. Chcąc nie chcąc, poczłapał pod okno Smofesora, poczuł zapach naparu z miziuka, więc zrelacjonował szeptem, co i jak.

Po godzinie wszystkie smoki przepychały się, żeby zobaczyć dziwne zjawisko. Lilka przysięgała, że wcześniej niczego takiego nie było.

Jakoś koło południa Smofesor nieco potargany i ubrany w kraciastą piżamę, przydźwigał starą księgę, rozłożył ją na wielkim kamieniu i otworzył  na stronie 222. Smoki pochyliły się, a Smofesor odczytał w starosmoczym narzeczu: Tajemnice smoczych drzew. Zapadło milczenie. Wszyscy spojrzeli na ich ukochany dom, jakby widzieli go po raz pierwszy.

-Tajemnice? Ale ekstra! -wrzasnął Smobas.

-Chyba nie wiesz, co mówisz. -skarciła go Lilka.

Cały dzień Smofesor, Chlapacy i Człapuś tłumaczyli tajemniczy tekst ze strony 222.

Następnego dnia rano wybuchła sensacja. Smofesor zgromadził wszystkich na odległej Polanie Stu Tysięcy Tańczących Wełninek i obwieścił: -Kochani, chyba mamy podziemnego sąsiada…

-Co?, -Kogo?, -Jak to? -nieśmiało zareagowały smoki.

-Otóż, to światło, które dostrzegł Człapuś, może oznaczać tylko jedno! Pod naszym drzewem są smocze pieczary i mają zapewne swojego lokatora…

-?????? – zdziwienie pootwierało usta wszystkim. Wszystkim, ma się rozumieć, oprócz Człapusia i Strachusia, bo oni znali już nowinę.

-Musimy zorganizować akcję poszukiwawczo-ratunkową! W podziemnych pieczarach może być uwięziony od wieków Złoty Smok…

-Ale to bajki! Złoty Smok nie istnieje!- zakrzyknęła Niuńka.

-Mimo to, smoczy honor nakazuje nam sprawdzić, jak jest. – kontynuował Smofesor.

Smoki zgodziły się, choć niechętnie. Każdy otrzymał swoje zadanie i po krótkich przygotowaniach rozpoczęło się poszukiwanie wejścia do podziemnych pieczar. Znalazł je Bryzuś, który podświetlił magicznym ogniem każdy centymetr Smoczego Drzewa.

Stare drzwi wcale nie wydawały się stare i ani trochę nie skrzypiały. Gdy się wreszcie szeroko otworzyły, buchnął z nich złoty blask tysiąca słońc.

Zanim ktokolwiek zdążył pochwycić jakieś słowo stosowne do takiej chwili, w progu stanął Złoty Smok o pogodnym obliczu.

-Co tak późno, czekam i czekam! Już nawet zjadłem z tonę diamentów dla zabicia czasu!

Na coś takiego nie istniała w zasadzie właściwa reakcja. Bo i cóż można było powiedzieć? Ktoś jednak znalazł odpowiednie słowa…

-O stary! Ale fajowy żakiecik! No i naszyjnik! Wymiatasz! Co masz w na czole? To trzecie oko? Weź…

-Niuńka! Opanuj się! Wykrztusił zawstydzony Smofesor. Nasz czcigodny gość od tysięcy lat żyje w samotności! Potrzebuje spokoju…

-Chyba szanowny Smok mnie nie słuchał. -odrzekł Złoty. -Umęczył mnie właśnie spokój! Miła pani smoczyco, witam! Mam dla pani skrzynię klejnotów!

Niuńka zawirowała z zachwytu, a Lilka i Malina co chwila gasiły wybuchające płomienie złości. Zupełnie niepotrzebnie, bo odkryte pieczary były pełne skarbów, którymi można by obdzielić kilka galaktyk.

Pojawienie się Złotego Smoka zmartwiło Smofesora. Wiedział, że skarby, to nic dobrego. 

Bajka smoka Chlapacego (Smocze bajki 6.)

Wszystko szło doskonale. Smoki przywykły już do wycieczek z Ziemi. Smoczyce doskonaliły swój taniec. Pojawianie się  na koniec pokazu małych smoków było hitem, dlatego życzliwa wszystkim istotom wróżka Niu postanowiła obdarować smoczątka mocą znikania. Początkowo Znikuś trochę się dąsał, że przestał być wyjątkowy. Kiedy jednak przekonał się, jak świetnie można się bawić ze znikającymi przyjaciółmi, dał sobie spokój z fochami.  

Smoki stały się na archipelagach supergwiazdami. I wszystkie puchły wprost z dumy. Żaden nie przyznałby się, że nie wierzył w powodzenie przedsięwzięcia.

Smofesor był w stałym kontakcie z Kolorową Królową. Obmyślili, że sprowadzą Ziemianina Borisa, który podobno niejeden raz brał udział w wyprawach nad Smoczą Wyspę.

Młody naukowiec był mistrzem matematyki i gier komputerowych, co smokom wydawało się równie wartościowe, jak posiadanie magicznych mocy.

-Ale po co właściwie go zatrudniają. Sami smoczo dajemy sobie radę… - rozmyślał Człapuś.

-Wiesz, z czasem wszystko się zaczyna nudzić, więc chcą zmieniać smocze pokazy. -wyjaśniał spokojnie Chlapacy.

-No tak… -westchnął Strachuś. -Tylko żebym ja nie musiał frunąc do tego baalotu, bo chyba umrę.

-Spoko bracie, chętnych do pokazów u nas w bród. Nawet wełnianki chcą być porywane. Zobacz jaka kolejka stoi przed hamakiem Smofesora.

-No, właśnie się zastanawiałem, o co im chodzi… - zamyślił się Strachuś.

To smocze marudzenie przerwało nagłe pojawienie się zaaferowanego Smobasa, który przyniósł sensacyjne wieści o tym, że umowa  z Borisem,  przygotowana przez mecenas Szpileczkę z kancelarii „Ze mną wygrasz wszystko”, została podpisana wraz z klauzulą poufności.

-Z czym? -dopytywał się Człapuś.

-Nie z czym, tylko obiecał, że nie piśnie o nas nikomu. I Smobas teatralnym gestem przekręcił niewidoczny kluczyk tuż przy swoim pysku.

-Aaaa, trzeba tak było od razu…

-Ale co on właściwie będzie robił?

-Podobno wyliczył, ile razy musi zawirować Malina, żeby ludzie myśleli, że przemienia się w smugę dymu!

-Oooo! -zdumiały się smoki.

-Lilka mówi, że planuje nowe ewolucje dla tancerek i podobno chce włączyć popisy jakiegoś nowego smoka.

-Wiedziałem…-jęknął załamany Strachuś.

-Bez nerwów! Chyba się nie nadasz, bo szukają kogoś, kto ma podwójne moce.

-To luz!. -ucieszył się Strachuś.

I wtedy pojawiła się Niuńka. -Chlapacy, Smofesor Cię wzywa.

 -Nigdzie nie idę! Mógłbym całkiem wyschnąć, a wiesz, że moja…

-Przestań! Ziemianin już odleciał! Nie ma się czego bać. A poza tym, to bardzo przysiadalny młodzieniec! Serio!

Pod wieczór tego dnia okazało się, że Smocza Wyspa ma nową gwiazdę.

-Jak mogliśmy to przeoczyć? -dziwił się Znikuś.

-To fakt, niezłe z nas bystrzaki:) Nawet nie zauważyliśmy, że Bryzuś robi to samo. -dodał Człapuś.

Otóż, dopiero Ziemianin zauważył, że ogień Chlapacego pali się nawet w wodzie, choć nikt nie wiedział, jak to się dzieje. Po prostu Chlapacy ział magicznym ogniem! No i potrafił sam zamieniać się w fontannę wodną, ale to akurat, wszyscy wiedzieli od zawsze.

Odtąd wodny smok wynurzający się w chmurze ognia z jeziora był główną atrakcją popisów.

Boris jeszcze wiele razy pomagał smokom, ale przyrzeczonej tajemnicy nie zdradził nawet swojej siostrze, chociaż ta i tak wiedziała o Smoczej Wyspie  więcej, niż się komukolwiek na Ziemi i w Bajkanii śniło.

Bajka smoczego tryumfu (Smocze bajki 5.)



Wreszcie nadszedł ten dzień. Od kilku godzin na wyspie gościła już E-Wróżka, która wraz z wiatrowymi rumakami, błyskawicami, ulewą, burzą i wszystkim, czym władała, miała zapewnić nieziemską oprawę smoczemu pokazowi dla Ziemian.

Wokół Smoczego Drzewa wszystko lekko falowało rozedrganymi emocjami, które pędziły od jednego krańca wyspy, do drugiego. Smofesor czuwał nad wszystkim, więc sukces był murowany.

W samo południe na horyzoncie pojawiła się szara kropeczka ziemskiego baalotu, która rosła i nabierała kolorów z chwili na chwilę. To był ten moment, w którym przedstawienie musiało się rozpocząć.

Najpierw dało się słyszeć dudniące głucho grzmoty, a niebo rozdarły błyskawice, mimo że słońce stało w zenicie. Potem zaczęło mżyć, kropić, aż w końcu lunęło i wyspę otuliła mglista zasłona, na której jak w kinie rozbłysły wizerunki smoków i ich reklamy. Płynący baalotem ludzie wstrzymali oddech. Niejeden myślał, że ta przerażająca wyprawa była jego najgorszym pomysłem i powoli żegnał się ze światem. Podróżniczka Mija znalazła sobie wygodne miejsce w rogu baalotowej gondoli i przez niewielkie okienko wszystko bacznie obserwowała. Była pewna, że nic jej nie przerazi, bo o smokach wiedziała wszystko.

Gdy zbliżyli się do wyspy tak, że mogli już dostrzec Smocze Drzewo, nagle z szafirowej wody wystrzeliło coś błyszczącego błękitnie i błyskawicznie okrążyło baalot. Świdrujące złote oko spojrzało wprost w okienko Mii i na dodatek rozległ się potężny ryk. Dziewczynka mogłaby przysiąc, że to smocza wersja hitu „Spontan”, ale przecież to było niemożliwe!

Te myśli skutecznie rozpędził szum szkarłatnych skrzydeł. Malinowy smok pędził za błękitno-metalicznym i trzymał w gotowości napięte pazury. Po chwili dopadł przeciwnika i pochwycił w szpony. Oba zaczęły wirować i zataczać kręgi. Ryczały przy tym i miotały huraganami ognia. W pewnej chwili niebieski wyrwał się z żelaznego uścisku wroga, chwycił go za ogon i szkarłatny zniknął. Zapadła cisza. Trwała chwilę a potem, jak trąba powietrzna, pokonany przeciwnik pojawił się nie wiedzieć skąd. Walka była zażarta. Gondola baalotu była doszczętnie osmalona smoczymi płomieniami, a ludzie na dobre stracili wiarę w to, że uda im się wrócić do domu. Tylko Mija przez swoje okienko dostrzegła, że smoki po każdym starciu przybijają sobie piąteczkę, a błękitny to chyba puścił do niej oczko i uśmiechnął się na swój smoczy sposób. Dziewczynka szarpnęła brata za rękaw i zdradziła te rewelacje, ale chłopak tylko spojrzał na nią i zrobił zdziwioną minę.

Gdy niebieski zniknął po raz trzeci, nie wiadomo skąd pojawił się przerażający liliowy smok i okrążył malinowego. Błyskawicznie pochwycił go i wyrzucił w niebo. Potem zaryczał zwycięsko, a nad wyspą rozszalała się burza. Wiatrowe rumaki przypędziły ciemne, skłębione chmury, znów zaczęło mocniej smagać wiatrem i deszczem. Baalot zbliżył się niebezpiecznie do wód Szafirowego Jeziora. W gondoli rozległy się piski, krzyki, a nawet ciche modlitwy…

Wiatr wzmógł się. W ciemnościach pojawiło się światło utkane z błyskawic. To wiaterek Huri pędził i oświecał drogę Ziemianom. Gdy wznieśli się na bezpieczną wysokość niespodziewanie przy zachodniej burcie zaczęły się pojawiać i znikać małe smoki baraszkujące wesoło. Ziemianie znieruchomieli ze zdziwienia prawie jak smoki.  Maluchy jak szybko się pojawiły, tak szybko zniknęły i po wyprawie nikt nie wierzył podróżnikom, że widzieli je naprawdę.

Tryumf smoków był absolutny. Wszystko doskonale się udało. Smobas bardzo martwił się jednak, że zanadto przestraszyli podróżników z Ziemi i ci nie będą mieli ochoty na dalsze wyprawy nad Smoczą Wyspę. Okazało się, że był w błędzie. Podobno, jak donosi pies Olaf, ludzie uwielbiają się bać. Wyprawa nad przerażającą Smoczą Wyspę stała się hitem. Producenci gier komputerowych zaczęli bankrutować, ponieważ wszyscy ludzie postawili na smocze wycieczki i przestali inwestować w sprzęt komputerowy oraz nowe gry…

-Coś takiego… -mruczał Strachuś. Ludzie to dziwny gatunek. Warto im się przyjrzeć.

-No… Jak można grać w coś innego niż w bierki i chińczyka- zamyślił się Człapuś…

Bajka smoczego spokoju (Smocze bajki 4.)


-Oj… -westchnął Strachuś.

-Ojoj, nawet. -dodał Człapuś.

-No, to fakt. -potwierdził Strachuś. -A już myślałem, że wszystko załatwione, gdy udało nam się zatrudnić mecenas Szpileczkę! Tak dobrze szło! Ej, te smoooooczyce!

-No i smoczusie… Też pragną sławy, baalotu Ziemian na naszym niebie i smok wie, czego jeszcze.

-Ale wiesz, Człapusiu, jakoś nie mogę uwierzyć, że panna Kocurka im pomaga. Bo niby dlaczego miałaby.

-Któż to wie! Za kotem nie trafisz! -dodał filozoficznie Strachuś.

Gdy tak niespiesznie gawędzili, nagle, na niebie, na wprost ich smoczych nosów pojawił się wielki, powiewający na wietrze, imponujący baner i zaczęły się na nim pojawiać obrazy smoków:

-Malina w locie i napis: „Niepokonana mistrzyni smoczych walk!”

-Niuńka błyskająca pazurkami i napis:  „To na ciebie ostrzy pazurki!”

-Lilka z podpisem: „Ona stale ma cię na oku!"

-Smofesor nad księgami i oczywiście hasło: „Smocza mądrość to ON!”

Małe smoczątka z uroczym komentarzem: „O takim przyjacielu zawsze marzyłeś!”

Po tym obrazie wystrzeliły zdjęcia Smoczej Wyspy tak piękne, że zdumionym przyjaciołom zaparło dech w piersiach.

-Jest co podziwiać, nie ma co. Szepnął jakoś przybity Człapuś i wbił wzrok w swoje wielkie, smocze stopy.

-Ej, patrz! -zawołał Strachuś.

Człapuś podniósł głowę i zobaczył… samego siebie… Naprawdę wyglądał znakomicie! Jak prawdziwy bohater! Napis głosił: „Wielki Strażnik Smoczej Wyspy- czuwa!"

Po chwili rozbłysnął w całej okazałości połyskujący złotem wizerunek Strachusia opatrzony komentarzem: „Smoczy Władca Tajemnic - przed nim nic się nie ukryje!”

Potem pokazano błękitny portret Chlapacego, ale ani Strachuś, ani Człapuś nie zdążyli przeczytać hasła: "Smoczy władca Głębin- znajdzie cię nawet w kropli wody!" -bo ich po prostu zamurowało.

-Ale że my… na niebie… jak bohaterowie Smoczej Wyspy… tacy wspaniali, tacy groźni, tacy ważni i potrzebni…

Zapadło milczenie. Wokół smoki wiwatowały, bo przygotowania do prezentacji Smoczej Wyspy zostały zakończone. Smofesor wszystkim gratulował. Obwieścił też, że mecenas Szpileczka kończy negocjacje z Kolorową Królową i być może odbędzie się tylko jeden pokaz smoczych walk dla Ziemian.

Strachuś i Człapuś poderwali się na równe nogi. - Ale czemu? -Wszystko dobrze wygląda! -Rozmyśliliśmy się w zasadzie… te pokazy to w końcu nic złego…

-Smofesor zaniemówił. Smoki swoim zwyczajem znieruchomiały ze zdumienia…

-No co? -Trzeba umieć przyznać się do błędu… -I zmienić zdanie, kiedy trzeba… -jąkali się przyjaciele, którzy przed oczami wciąż mieli obrazy własnych, szlachetnych i doskonałych wizerunków.

14 kwietnia, 2021

Bajka smoczych tajemnic (Smocze bajki 3.)


-Bryzuś, przestań robić te prysznice, bo mi całkiem zapalarka zawilgnie -złościł się Smobas.

-Jasne, wyschnę i dostanę wysypki! Ale tobie przecież nic się nie stanie… taki przyjaciel to…

-Lepiej nie kończ -syknął Smobas i obaj zamilkli, bo to się znowu stało!

Wzdłuż głównej ścieżki coś jakby przemknęło, ale widać było tylko iskrzenie, złotawe migotanie i powiew słodkiego, cudownego zapachu. Przyjaciele natychmiast zaczęli robić zdjęcia, a Znikuś po prostu mknął za tym czymś i kręcił film!

-O, bracie, to jest sensacja! -jęknął Bryzuś, otwierając kolejną butelkę wody.

-Ale co to za sensacja? Ja nic nie widzę, nawet tego zapachu już chyba nie czuję.

-Ja czuję, a jakże, wzdychał Smobas.

Tę fascynującą rozmowę przerwało pojawienie się Znikusia, który zdyszany do granic możliwości sapał, jak Wawelski dźwigający wełnianki.

-Już wiem…, wiem…, mamy to…. -wytrząsał z siebie słowa.

-Przez otwarte okno Smofesora dało się usłyszeć rozmowę, z której…

-Ej, co ty Znikuś? Podsłuchiwałeś? -oburzył się Smobelek, który właśnie w smoczym przedszkolu dowiedział się, że podsłuchiwać nie należy.

-Weź przestań! To stan wyższej konieczności! Otóż, na Smoczą Wyspę przybyła Smoczyca Szpileczka!

-Ta Szpileczka? -Ta? Ta z kancelarii „Ze mną wygrasz wszystko”? -rozwrzeszczały się smoczki.

-Ta sama! Bez kitu! Od razu powinienem poznać wyższe sfery po tym boskim zapachu!

-Do rzeczy Znikuś! Po co przybyła? Mów wreszcie! –niecierpliwili się przyjaciele.

-Czyli już ci nie przeszkadza, mały, że podsłuchiwałem? -trochę się droczył Znikuś.

-No marudzisz jak Dawid! -wrzasnął Smobas, więc zwiadowca zaczął wyjaśnienia.

-Wyobraźcie sobie, że starszyzna naszego Smoczego Drzewa zatrudniła Szpileczkę, żeby negocjowała z Kolorową Królową odwołanie tych ludzkich wycieczek. Podobno chcemy spokoju i marchewek... -cokolwiek by to znaczyło…

-Co, nie pojawią się baaloty z Ziemi? -ale  słabo…, -no…, a ja tak czekałem…, to katastrofa…

-Smoki znieruchomiały ze smutku smoczym zwyczajem.

I nagle, wśród- płynącego wolno jak Niuńka z zakupami- zaskoczenia i rozczarowania,  coś zaczęło iskrzyć wprost nad głowami smoczych detektywów.

Bezruch natychmiast się pogłębił i w pewnej chwili można było sądzić, że to nie są żywe smoki, a kamienne posągi ustawione na Polanie Wielkich Czynów. Z odrętwienia wyrwał je świdrujący głosik: -Co z Wami? Żyjecie?

Smobas otworzył jedno oko i mógłby przysiąc, że widzi czarną głowę Szczerbatka. Jednak ten, raczej ze swojej bajki nie wyskoczył, więc cóż, a raczej któż to do nich gada?

-Nie poznajecie mnie? Niemożliwe! To ja - Kocurka!

Wszystkie posągi natychmiast ożyły. 

-Co tu robisz panno Kotko? I gdzie nauczyłaś się tego błyszczenia i znikania?

-To długa historia. Szkoda na nią czasu. Dość powiedzieć, że jestem teraz asystentką sławnej Szpileczki, która nazywa mnie Kocią Poczwarą, więc do tej wyspy pasuję jak ulał!

Zapadło niezręczne milczenie.

-No co ty nie powiesz? Czyli jesteśmy dla ciebie poczwarami? -wysyczał naprawdę urażony Bryzuś i przygotował mineralkę do ataku.

-Ej, co wy, ja tylko tak żartowałam, nie żeby…

-Dajcie spokój, nie będziemy się teraz o epitety spierać, mów, co wiesz! -rezolutnie zażegnał konflikt Smobas.

-No więc, chcę poznać wasze zdanie w kwestii wycieczek Ziemian. Przedstawię je na pewno Kolorowej Królowej, towarzysząc mecenas Szpileczce. Coś czuję, że jesteście gotowi na przygodę i macie dość wełniankowej nudy.

-Wyobraź sobie, że nie jesteśmy osamotnieni! Smoczyce też są gotowe ze swoim tańcem do spotkań trzeciego stopnia z mieszkańcami Ziemi. -dodał Smobas.

-Wyśmienicie! To do roboty!- emocjonował się Znikuś.

-Chwila, chwila. Spokojnie! Wszystko po kolei. Najpierw musimy coś zjeść, bo to migoczące znikanie strasznie mnie wyczerpuje… miauknęła omdlewająco Kocurka.

I tak, planując swoją intrygę, udali się niespiesznie do McSmoka na przepyszne, smocze specjały.



09 kwietnia, 2021

Bajka smoczego tańca (Smocze bajki 2.)


Niuńka i Lilka wylegiwały się na słońcu. Niuńka polerowała pazurki, żeby w tańcu błyszczały jak stal.

-Dlaczego Smofesor robi jakieś tajemnice?- myślała na głos Lilka. Tylko narady, spotkania i szepty…

-Ojoj, daj spokój! -wrzasnęła w przelocie Malina. -Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie! Teraz ćwicz, zamiast paplać!

-O, przepraszam, ja nie paplę, ja kontempluję ważne sprawy… - odparła urażona Lilka.

-Czemu plujesz? -zapytała zdumiona Niuńka, która była zajęta sobą i nie przysłuchiwała się uważnie  rozmowie przyjaciółek.

-O masz!- jęknęła Lilka. Nie pluję, tylko kontempluję, rozmyślam, analizuję, rozważam…

-No wystarczy, już daj spokój, zrozumiałam- odrzekła nieco urażona Niuńka. Spojrzała w górę na szalone piruety, nurkowanie i korkociągi Maliny. Musiała przyznać, że nikt nie dorówna przyjaciółce. Była świetna. I jakby spojrzeć na to z boku, to nawet dość groźnie się prezentuje. Niuńka nerwowo kończyła polerowanie pazurków i miała zamiar też poćwiczyć podniebne akrobacje.

Aż tu nagle ni stąd, ni zowąd pojawił się na ich Wzgórzu Trzech Smoczyc Starszy Gołąb Pocztowy Maniek. -Cześć dziewczyny, wrzasnął jeszcze w locie. -Mam przesyłeczkę! -Plissss! I zrzucił wprost do rąk Niuńki dość dużą, turkusową kopertę. W zasadzie to ciemnoturkusową. Wszystkie trzy głowy smoczyc natychmiast pochyliły się nad listem.

-Od kogo to?- dopytywała się zdyszana Malina.

-Chwila, muszę otworzyć- nie?- denerwowała się Niuńka, bo nie lubiła, gdy ją ktoś popędzał. Ale żeby było szybciej, rozerwała kopertę i zaczęły czytać.

-No tak!

-Super!

-Tego nam było trzeba!

-Jesteśmy uratowane!

-Do dzieła, dziewczynki!

I wszystkie trzy wzbiły się w niebo. To co pokazały, zaparło dech w piersiach wszystkim wełniankom. Najpierw pędziły za sobą i miotały zapalarkami. Potem jedna udawała, że jest trafiona, wykonywała kilka koziołków w powietrzu, lądowała na łączce, zjadała złocisty kwiatek rosnący tylko na ich wyspie i znowu wzbijała się w powietrze. Gdy trzeci raz została celnie zaatakowana, tuż nad ziemią znikała i już się nie pojawiała. Ostatnia na polu walki, a raczej tańca, otrzymywała koszyk złotych kwiatów, który niby to sam do niej podpływał, ale tak naprawdę taszczyła go niewidzialna przyjaciółka. Zwyciężczyni pożerała kwiaty, ryczała, rozpościerała skrzydła i biła nimi na znak zwycięstwa, a jej łuski błyszczały szczerym złotem. W tym blasku rozpływała się i to był koniec pokazu.

-No super to Olaf wymyślił! Chyba same nie wpadłybyśmy na ten pomysł z trzema życiami!- zachwycała się Malina.

-Z tego co słyszałam, to on tego nie wymyślił, tylko ludź, z którym mieszka.

-Nie ludź, tylko człowiek… poprawiła Lilka.

-Ludź- Olaf tak mówi, a on wie najlepiej! W końcu zna ludziów!

-No nie wiem- mruknęła zrezygnowana Lilka, ale słyszałam, że ten c-zł-o-w-i-e-k podobno zna jakieś tajne sposoby walki przetrenowane w grach.

-W jakich grach? W bierkach ani w chińczyku nie ma nic o walkach- jęknęła Niuńka.

-Za dużo myślisz Niuńka, krzyknęła Malina i wzbiła się w powietrze.

06 kwietnia, 2021

Bajka Smoczego Drzewa (Smocze bajki 1.)

-No to klops… -jęknął Strachuś.

-No, klops- potwierdziła Niuńka.

-To wszystko przez Wawelskiego! Zachciało mu się owieczki porywać i na naszej wyspie osiedlać…

-Ale to ci ludzie jacyś mało kumaci! Wyobrażać sobie, że ktoś pożre wełnianę z kopytkami? Też coś! - wymądrzał się Smobas.

-To prawda, narobił nam bigosu! Cała wyspa aż się roi od jego przyjaciółek, gdzie się nie obejrzysz, wełnianka strzyże trawnik!

-Nie narzekaj Człapuś, nie musisz sam dbać o zieleń, a przecież wszyscy wiedzą, że ostatnia prawdziwa kosiarka odfrunęła z naszej wyspy jakieś 1000 lat temu!

-No fakt!

-My tu o owieczkach, a lada moment nad naszym Smoczym Drzewem zawiśnie baalot z Ziemianami żądnymi odkryć kryjówkę strasznych smoków!

-Wiem, - wrzasnął Bombasek- zrobimy sobie z gałęzi straszne kły i stoczymy w powietrzu walkę, żeby mieli dowód, że jesteśmy naprawdę przerażającymi smokami... odlecą wtedy ze strachu!

-A kto niby miałby walczyć? Spytał Smofesor. Jesteśmy łagodnym, rodzinnym gatunkiem i co najwyżej moglibyśmy na ciasto marchewkowe ich zaprosić.

-Ja mogę dla nich zatańczyć- zgłosiła się Malina.

-I ja! – krzyknęła Lilka.

-Moi państwo, - rzekł cicho Smofesor- to jest chyba myśl! Ludzie nigdy w życiu nie odróżnią smoczego tańca od walki, a jeszcze gdy Malina użyje swojej zapalarki, sukces murowany!

No i wszystkie smoki zaczęły wiwatować, cieszyć się i z tej radości zaśpiewały swoją ulubioną piosenkę:

Kiedy smutek cię obrasta,

Smoka wezwij, no i basta!

W mig rozproszy smutki twe,

Bo smok szczęścia wszystkich chce!

I tak wesoło śpiewając, smoki objadały się galaretką owocową i marmoladkami w cukrze, grały w koci-koci łapki i robiły na zimę wełniane szaliki dla wszystkich stworzeń na wyspie, a muszę dodać, że robótki ręczne były ich pasją.

Późnym wieczorem, Człapuś, Smofesor i Chlapacy odbyli tajną szafirnetową konferencję z Kocurką i psem Olafem. O czym radzili, nikt nie wiedział, bo owce już spały, a reszta smoków grała w chińczyka i bierki…