20 kwietnia, 2021

Bajka Złotego Smoka (Smocze bajki 7.)


Na Smoczą Wyspę powrócił spokój. Mieszkańcy przywykli do nowych zadań i ról. Nie musieli już tak dużo ćwiczyć, więc zdarzały się poranki tak ciche i wolno płynące jak ten.

Smoki spały w najlepsze. Nawet nie chrapały zanadto. Co chwila tylko jakiś sen wypływał obłoczkiem przez okno, spłoszony nie wiadomo czym.

Na schodkach przysiadł Człapuś. On był strażnikiem. Nie wypadało mu spać po świcie. Gapił się więc jak zawsze na ostanie schodki i błądził wzrokiem za smugą słońca, którą tak lubił…

Zaraz, zaraz! Jakiego słońca! Przecież poranek był pochmurny! Człapuś zerwał się na równe nogi i zadrżał. -O mój Smoku kochany! Co jest? Teraz uświadomił sobie, że całymi dniami śledził światło, które nie mogło być słoneczne!

-Aaaaa! -wrzasnął. Natychmiast jednak zasłonił usta, żeby nie pobudzić reszty.

Zszedł na dół i pochylił się, żeby zajrzeć, skąd właściwie wydobywa się złota smuga. Nic jednak nie dostrzegł. Chcąc nie chcąc, poczłapał pod okno Smofesora, poczuł zapach naparu z miziuka, więc zrelacjonował szeptem, co i jak.

Po godzinie wszystkie smoki przepychały się, żeby zobaczyć dziwne zjawisko. Lilka przysięgała, że wcześniej niczego takiego nie było.

Jakoś koło południa Smofesor nieco potargany i ubrany w kraciastą piżamę, przydźwigał starą księgę, rozłożył ją na wielkim kamieniu i otworzył  na stronie 222. Smoki pochyliły się, a Smofesor odczytał w starosmoczym narzeczu: Tajemnice smoczych drzew. Zapadło milczenie. Wszyscy spojrzeli na ich ukochany dom, jakby widzieli go po raz pierwszy.

-Tajemnice? Ale ekstra! -wrzasnął Smobas.

-Chyba nie wiesz, co mówisz. -skarciła go Lilka.

Cały dzień Smofesor, Chlapacy i Człapuś tłumaczyli tajemniczy tekst ze strony 222.

Następnego dnia rano wybuchła sensacja. Smofesor zgromadził wszystkich na odległej Polanie Stu Tysięcy Tańczących Wełninek i obwieścił: -Kochani, chyba mamy podziemnego sąsiada…

-Co?, -Kogo?, -Jak to? -nieśmiało zareagowały smoki.

-Otóż, to światło, które dostrzegł Człapuś, może oznaczać tylko jedno! Pod naszym drzewem są smocze pieczary i mają zapewne swojego lokatora…

-?????? – zdziwienie pootwierało usta wszystkim. Wszystkim, ma się rozumieć, oprócz Człapusia i Strachusia, bo oni znali już nowinę.

-Musimy zorganizować akcję poszukiwawczo-ratunkową! W podziemnych pieczarach może być uwięziony od wieków Złoty Smok…

-Ale to bajki! Złoty Smok nie istnieje!- zakrzyknęła Niuńka.

-Mimo to, smoczy honor nakazuje nam sprawdzić, jak jest. – kontynuował Smofesor.

Smoki zgodziły się, choć niechętnie. Każdy otrzymał swoje zadanie i po krótkich przygotowaniach rozpoczęło się poszukiwanie wejścia do podziemnych pieczar. Znalazł je Bryzuś, który podświetlił magicznym ogniem każdy centymetr Smoczego Drzewa.

Stare drzwi wcale nie wydawały się stare i ani trochę nie skrzypiały. Gdy się wreszcie szeroko otworzyły, buchnął z nich złoty blask tysiąca słońc.

Zanim ktokolwiek zdążył pochwycić jakieś słowo stosowne do takiej chwili, w progu stanął Złoty Smok o pogodnym obliczu.

-Co tak późno, czekam i czekam! Już nawet zjadłem z tonę diamentów dla zabicia czasu!

Na coś takiego nie istniała w zasadzie właściwa reakcja. Bo i cóż można było powiedzieć? Ktoś jednak znalazł odpowiednie słowa…

-O stary! Ale fajowy żakiecik! No i naszyjnik! Wymiatasz! Co masz w na czole? To trzecie oko? Weź…

-Niuńka! Opanuj się! Wykrztusił zawstydzony Smofesor. Nasz czcigodny gość od tysięcy lat żyje w samotności! Potrzebuje spokoju…

-Chyba szanowny Smok mnie nie słuchał. -odrzekł Złoty. -Umęczył mnie właśnie spokój! Miła pani smoczyco, witam! Mam dla pani skrzynię klejnotów!

Niuńka zawirowała z zachwytu, a Lilka i Malina co chwila gasiły wybuchające płomienie złości. Zupełnie niepotrzebnie, bo odkryte pieczary były pełne skarbów, którymi można by obdzielić kilka galaktyk.

Pojawienie się Złotego Smoka zmartwiło Smofesora. Wiedział, że skarby, to nic dobrego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz