29 maja, 2020

Bajka CD (Kocie bajki 3.)


Od razu wiedziałem, że to Ludziowie dla mnie. Aż przysiadłem ze zdumienia na swoim kusym ogonku, gdy usłyszałem to o uszach. Stali przy furtce i zachwycali się jakimiś uszami, że śliczne, że uroczy żółty kolor i tak dalej. Rozejrzałem się. W pobliżu poza mną były tylko kury, a te, jak wiadomo żadnych uszu światu nie ukazują. Tak myślę, że może ich po prostu wcale nie mają. Koty też gdzieś przepadły, więc z uszami byłem tylko ja! A po chwili zdarzyło się coś, za czym przepadam do dziś, każdego dnia tak samo! Zbliżyli się i mniejszy Ludź wyciągnął łapkę, a potem przejechał nią kilka razy po moim futerku! To było cudowne. Postanowiłem galopować za nimi, gdziekolwiek by poszli. Ale nie musiałem. Ostatecznie zabrali mnie ze sobą. Niestety, Ludziowie mają tylko dwie łapy do chodzenia, szybko się męczą, raczej nie galopują, więc jeżdżą czymś, co nazywają samochodami. Ja za tym zupełnie nie przepadam. Ale to zupełnie. Nawet nie chcę opowiadać, co czuję, gdy połyka nas samochód. Ale to można przeżyć, najważniejsze, że wybrałem sobie najfajniejszych Ludziów na świecie.

Mój ulubiony Ludź, to Wojtek. Jest super. Gdy zamieszaliśmy razem, podarował mi kurczaki. Z początku trochę się zdziwiłem, bo nie przepadam za tymi gdakaczami bez uszu, którym się wydaje, że potrafią fruwać. Jednak te nowe nie gdakały. Nie fruwały i w ogóle były jakieś inne. Od razu postanowiłem je troszkę postraszyć i chwyciłem takiego chudego za nogę. Trochę zaszeleścił i nic! Przyłożyłem się za mocno i zobaczyłem, że niechcący odgryzłem mu nogę, ale kurczak się nie przejął, milczał uporczywie, więc przeprosiłem grzecznie i zostawiłem go w spokoju. U moich Ludziów wszystko jest niezwykłe, nawet kurczaki!

Wojtek jest bardzo pracowity. Każdego dnia kilka razy ćwiczy swoje dwie nogi i wędruje krętymi alejkami. Zawsze zabiera mnie ze sobą. Czasem poleżałbym sobie spokojnie, ale nie chcę mu tego robić, więc zawsze zgłaszam gotowość do wyjścia. Wiem, że bez czterech łap jest ciężko, więc biegnę i ciągnę go za sobą, żeby się nie zmęczył. Wiem, że jest szczęśliwy, gdy tak sobie pędzi za mną bez trudu, jak latawiec na wietrze! Cóż, uwielbiam mojego Wojciecha, więc robię dla niego, co tylko mogę!

Ludziowie mnie podziwiają. Wiem to na pewno, bo ostatnio zapisali się nawet do takiej specjalnej szkoły, w której uczą, jak najlepiej naśladować zachowanie psa. Nie chciałem, żeby poczuli się samotni, więc zgodziłem się chodzić razem z nimi. Ale te lekcje są śmiechu warte! Na przykład, jak chodzić z psem. Ja przecież skaczę, skradam się, galopuję, a oni udawali, że tego nie widzą i próbowali chodzić prosto i wolno, porażka, zachęcali mnie nawet, żebym też tak człapał przy ich nodze, ale co to, to nie! Muszę być sobą. To oni muszą się postarać. Nie najlepiej poszło im też z nauką psiego siadania. Próbowali mnie nawet przekupić smakołykami, żebym pokazał im, jak to robię. Wołali: Siad! Olaf! Siad!, ale ja byłem nieugięty, przecież nie wolno podpowiadać! Muszą się sami nauczyć. Nawet podawanie łapy było dla nich wyzwaniem, wyciągali wyprostowaną dłoń, zamiast unieść łapkę delikatnie jak kwiat na łące. No cóż! I tak ich kocham!

Po tych zajęciach trochę humorki im zblakły, więc postanowiłem zaprosić gołębie, żeby ich rozweseliły. Zawsze przylatują, gdy zaszczekam głośno trzy razy. Moi Ludziowie wybiegają od razu radośnie na balkon, machają rękami, jak skrzydłami i udają, że też mogą pofrunąć. Namówiłem gołębie, żeby zostawały dłużej, wtedy Ludziowie wymyślają coraz to nowe układy gimnastyczne, na przykład z miotłą. Ale oni chyba się nie domyślają, że to dzięki mnie tak się bawią. Żeby tylko nie polubili tych gołębi bardziej ode mnie, to by było nie fair.

Tajemnicą pozostaje dla mnie, czemu nadali mi ksywkę CD? Podobno to dlatego, że jestem szalonym psem. Też coś! Jeśli tak, to powinno być SP, czy może czegoś nie rozumiem?