Pokazywanie postów oznaczonych etykietą żółty. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą żółty. Pokaż wszystkie posty

19 lipca, 2021

Bajka ciekawskich kolorów (Misiowe bajki 3.)

Panna-Dziewczynka miała mnóstwo zajęć. Obserwowała właśnie tańczące nad jej łóżeczkiem koty, chmurki i inne cuda, z którymi się jeszcze nie zapoznała. Wszystko wydawało jej się miłe i szepczące. W ten sielankowy spokój wkradł się jednak niepokojący głos:

-No posuń się!

-Ja też chcę zobaczyć!

-To ty się rozpychasz!

-Uspokójcie się, musimy mieć plan. A ja jak zwykle mam pomysł… prawie krzyknął Czerwony, wpływając jak obłoczek wprost przed oczy Panny-Dziewczynki.

-Cześć, jestem Czerwony, a to moi przyjaciele: Zielony, Czarny, Biały, Niebieski, Żółty, Pomarańczowy i Różowy. Jesteśmy K-O-L-O-R-A-M-I.

-Na pewno z którymś z nas zaprzyjaźnisz się najbardziej, bardzo chcemy już dziś wiedzieć, z którym…- dodał Zielony.

Natusia patrzyła i zastanawiała się, kto to tak tańczy przed jej oczkami i jeszcze coś śpiewa, ale nie tak jak rodzice. Bardziej szumi albo może gulgocze? 

-Wiem! –krzyknął Czarny, będziemy po kolei stawać przed Nati, kłaniać się i mówić pięknie o sobie coś ważnego. Jeśli się do któregoś z nas uśmiechnie, to ten wygrywa!

-To my o coś gramy? -zdumiał się Pomarańczowy.

-No nie, tak tylko powiedziałem, żeby było tajemniczo i filmowo…

-Już dobrze. -zakończył dyskusję Biały. Pomysł świetny, zaczynajmy! I zaczął.

-Witam cię Natalio, jestem Biały. Zimą wszystko pożycza ode mnie kolor. Jest wtedy czyściutko i śnieżnobiało.

Wystąpienie Białego sprawiło, że Nati machnęła rączką, ale nic więcej.

-Cześć, jestem Czerwony jak soczyste jabłuszko i jak zabawki przy Twoim wózeczku.

Pląsający czerwony obłoczek wydał się Natusi bardzo cieplutki, więc zamachała do niego radośnie i uśmiechnęła się słodko. Pomarańczowy ledwo dostrzegła. Nie wiedziała czym jest pomarańcza, o której coś szeptał. Żółtego słonka też nie widziała. Wiedziała tylko, że może być ciemno lub jasno, ale słoneczka i cytrynki jeszcze jej nie odwiedzały. Podobnie było z zieloną trawką, błękitnym morzem i różową sukienką.

Gdy pojawił się Czarny, wystrojony elegancko, od razu wiedziała, że jest kimś ważnym wśród gadających chmurek, więc przyjrzała mu się uważnie i pokazała język.

Czarny był w siódmym niebie. -Mnie, mnie wyróżniła. I ze wzruszenia byłby się całkiem rozczulił, ale gdy zobaczył smutne minki przyjaciół, od razu zawołał:

-Hola koledzy, nic nie spada z nieba, musimy troszkę popracować, potańcować przed Nastusią, poopowiadać jej bajki i to codziennie, a na pewno wszystkich nas polubi! Jesteśmy w końcu radosnymi kolorami!

-No Ty -Czarny, to chyba nie bardzo… -fuknął Niebieski.

-Dajcie spokój, do roboty! –zawołał Pomarańczowy i wszystkie kolory zatańczyły nad łóżeczkiem. Zmieniały się w baloniki, kwiatki, chmurki na wietrze i falujące wstążki.

Natusia nie mogła od nich oderwać oczu. Była tak zajęta kolorowym pokazem, że aż mama przyszła sprawdzić, co się dzieje, że w pokoiku jest tak cichutko.

29 maja, 2020

Bajka CD (Kocie bajki 3.)


Od razu wiedziałem, że to Ludziowie dla mnie. Aż przysiadłem ze zdumienia na swoim kusym ogonku, gdy usłyszałem to o uszach. Stali przy furtce i zachwycali się jakimiś uszami, że śliczne, że uroczy żółty kolor i tak dalej. Rozejrzałem się. W pobliżu poza mną były tylko kury, a te, jak wiadomo żadnych uszu światu nie ukazują. Tak myślę, że może ich po prostu wcale nie mają. Koty też gdzieś przepadły, więc z uszami byłem tylko ja! A po chwili zdarzyło się coś, za czym przepadam do dziś, każdego dnia tak samo! Zbliżyli się i mniejszy Ludź wyciągnął łapkę, a potem przejechał nią kilka razy po moim futerku! To było cudowne. Postanowiłem galopować za nimi, gdziekolwiek by poszli. Ale nie musiałem. Ostatecznie zabrali mnie ze sobą. Niestety, Ludziowie mają tylko dwie łapy do chodzenia, szybko się męczą, raczej nie galopują, więc jeżdżą czymś, co nazywają samochodami. Ja za tym zupełnie nie przepadam. Ale to zupełnie. Nawet nie chcę opowiadać, co czuję, gdy połyka nas samochód. Ale to można przeżyć, najważniejsze, że wybrałem sobie najfajniejszych Ludziów na świecie.

Mój ulubiony Ludź, to Wojtek. Jest super. Gdy zamieszaliśmy razem, podarował mi kurczaki. Z początku trochę się zdziwiłem, bo nie przepadam za tymi gdakaczami bez uszu, którym się wydaje, że potrafią fruwać. Jednak te nowe nie gdakały. Nie fruwały i w ogóle były jakieś inne. Od razu postanowiłem je troszkę postraszyć i chwyciłem takiego chudego za nogę. Trochę zaszeleścił i nic! Przyłożyłem się za mocno i zobaczyłem, że niechcący odgryzłem mu nogę, ale kurczak się nie przejął, milczał uporczywie, więc przeprosiłem grzecznie i zostawiłem go w spokoju. U moich Ludziów wszystko jest niezwykłe, nawet kurczaki!

Wojtek jest bardzo pracowity. Każdego dnia kilka razy ćwiczy swoje dwie nogi i wędruje krętymi alejkami. Zawsze zabiera mnie ze sobą. Czasem poleżałbym sobie spokojnie, ale nie chcę mu tego robić, więc zawsze zgłaszam gotowość do wyjścia. Wiem, że bez czterech łap jest ciężko, więc biegnę i ciągnę go za sobą, żeby się nie zmęczył. Wiem, że jest szczęśliwy, gdy tak sobie pędzi za mną bez trudu, jak latawiec na wietrze! Cóż, uwielbiam mojego Wojciecha, więc robię dla niego, co tylko mogę!

Ludziowie mnie podziwiają. Wiem to na pewno, bo ostatnio zapisali się nawet do takiej specjalnej szkoły, w której uczą, jak najlepiej naśladować zachowanie psa. Nie chciałem, żeby poczuli się samotni, więc zgodziłem się chodzić razem z nimi. Ale te lekcje są śmiechu warte! Na przykład, jak chodzić z psem. Ja przecież skaczę, skradam się, galopuję, a oni udawali, że tego nie widzą i próbowali chodzić prosto i wolno, porażka, zachęcali mnie nawet, żebym też tak człapał przy ich nodze, ale co to, to nie! Muszę być sobą. To oni muszą się postarać. Nie najlepiej poszło im też z nauką psiego siadania. Próbowali mnie nawet przekupić smakołykami, żebym pokazał im, jak to robię. Wołali: Siad! Olaf! Siad!, ale ja byłem nieugięty, przecież nie wolno podpowiadać! Muszą się sami nauczyć. Nawet podawanie łapy było dla nich wyzwaniem, wyciągali wyprostowaną dłoń, zamiast unieść łapkę delikatnie jak kwiat na łące. No cóż! I tak ich kocham!

Po tych zajęciach trochę humorki im zblakły, więc postanowiłem zaprosić gołębie, żeby ich rozweseliły. Zawsze przylatują, gdy zaszczekam głośno trzy razy. Moi Ludziowie wybiegają od razu radośnie na balkon, machają rękami, jak skrzydłami i udają, że też mogą pofrunąć. Namówiłem gołębie, żeby zostawały dłużej, wtedy Ludziowie wymyślają coraz to nowe układy gimnastyczne, na przykład z miotłą. Ale oni chyba się nie domyślają, że to dzięki mnie tak się bawią. Żeby tylko nie polubili tych gołębi bardziej ode mnie, to by było nie fair.

Tajemnicą pozostaje dla mnie, czemu nadali mi ksywkę CD? Podobno to dlatego, że jestem szalonym psem. Też coś! Jeśli tak, to powinno być SP, czy może czegoś nie rozumiem?

10 kwietnia, 2019

Bajka Żółta Weekendowa (Kolorowe bajki 3.)


Żółta Bajka już w piątek przygotowywała się na weekend. Sprawdziła hamak, ustawiła przy drzwiach leżaki, wypolerowała wiklinę piknikowego koszyka. Nie obyło się też bez pieczenia cytrynowych ciasteczek, bursztynowej szarlotki i robienia lemoniady z miętą oraz plasterkami cytryny. Żółta wybrała też wspaniały złocisty strój kąpielowy, słomkowy kapelusz i oczywiście napompowała szafranowo – topazowy materac do zadań specjalnych. Pod wieczór zostało jeszcze przygotować miejsca w ogrodzie dla domowych kanarków, by również poczuły weekendowy, wakacyjny nastrój.

Rankiem Żółta przecierała oczy ze zdumienia. Za oknem LAŁO! Tak, LAAAŁO! Słońce nawet nie próbowało rozpraszać bladymi, bananowymi promykami gęstych chmur. Pewnie drzemało otulone puszystą kołderką. Żółta już miała zamiar zaprosić na gorzką czekoladę Czarną Rozpacz, gdy jej wzrok zatrzymał się na pustym tarasie. Wtedy do domu wpadł jak burza Dobry Nastrój. Po chwili hamak bujał się między belkami, na ogrodowym stoliku pyszniły się wszystkie słoneczne smakołyki. Klatka z kanarkami stanęła na parapecie kuchennego okna. Przydał się nawet dmuchany materac, na który wskoczył od razu biszkoptowy labrador Szafran. Kiedy rozbłysły, jak dziesiątki małych słońc, ogrodowe lampki, dzień stał się słoneczny, a dzięki deszczowi powietrze było świeże i pachnące ogrodem. Cudownie!

Żółta Bajka, bujając się na hamaku, nasłuchiwała nawoływań żółciutkich wilg, które często przylatywały do miasta z lasu. Błądząc wzrokiem po kobaltowym niebie, dostrzegła dziwny stożkowaty cień, który płynął dość szybko na północ. To jakieś złudzenie optyczne - pomyślała.

Prawda była inna. To, co zobaczyła Żółta, było statkiem bajkańskim z archipelagu Szafran. Na pokładzie podróżował z tajną misją Ran, badacz zamieszkałych archipelagów. Ran realizował zadanie zlecone naukowcom przez Kolorową Królową. Żeby nie wzbudzać sensacji, uaktywnił maskowanie, czyniące jego statek przezroczystym. Patrzącym, na jego widok, wydaje się, że to cień jakiejś chmury. Ran skierował statek w sobie wiadome miejsca. W drodze powrotnej miał zabrać z Kwietnej Wyspy zwiadowcę Ojejka, który wyruszał dzisiaj w podróż po kilku archipelagach. To właśnie Ojejek miał odebrać wyniki badań Rana, Owej z archipelagu Cynamon i jeszcze kilku innych badaczy z różnych zamieszkałych rejonów Archipelagów Szafirowego Jeziora.

Przelatując nad miastem, Ran poczuł cudowny zapach. Wyszukał jego źródło. Tak! Ciasteczka! Ludzkie, cytrynowe ciasteczka. Błyskawicznie włączył transporter małego kalibru i oto piętrzyła się przed nim sterta złocistych, okrąglutkich smakołyków z cytrynowym lukrem i płatkami bławatka:) Te wyprawy są… nieziemskie!

Żółta zerknęła z hamaka na stolik. No nie! Szafran, żarłoczny piesku, dlaczego pochłonąłeś. wszystkie ciasteczka!