Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dziecko. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dziecko. Pokaż wszystkie posty

10 października, 2024

Bajka w przewodniku turystycznym (Pasjonackie bajki 4.)

- Halo, Halo! Tu Bzunia! Otwieram „Miodowy Skarbiec! Już można pędzić po smakołyki! Dziś otwarte do zachodu słońca!

Pracowita pszczółka była z siebie dumna, no, może - bardzo zadowolona. Lato okazało się upalne, kwiatów zatrzęsienie, więc spiżarnia i sklepik wypełniły się po brzegi. Na całą zimę wystarczy:)

- Muszę zostawić skrzyneczkę dżemu z purpurowych liści z pyłkiem lipowym dla pani mrówki i panien mrówczanek. Zawsze po niego przybiegają!  O, nadchodzi właśnie panna Hania! Ale czemu dźwiga plecak, wydaje się pełny i ciężki, gdzie zmieści słoje?

- Dzień dobry pani Bzuniu! Nie było tu jeszcze świerszcza Jana?

- No nie, ale zapraszam po dżem!

- Dziś, to nie dam rady. Skoro lato odeszło, ludzi mniej, nawet po grzyby rzadko przychodzą, a mrowisko przygotowane do zimy, to świetny czas, by wreszcie wyruszyć w jakąś podróż! Przyniosłam w plecaku wszystkie przewodniki po Lesie, które dostałam od Królowej! Będziemy je z Janem przeglądać. Przy jego muzyce wszystko wydaje się łatwe!

- Da radę grać i przeglądać? – zdziwiła się Bzunia.

- Pewnie, on wszystko potrafi.

- O, widzę Jana, jest bez plecaka! – ucieszyła się pszczółka.

Za Janem przyfrunął motyl Zenek. Bardzo rozemocjonowany. Przyczłapał też żuczek Marian i przyniósł album ze zdjęciami najdziwniejszych miejsc, jakie udało mu się zobaczyć. Po krótkiej naradzie, za zgodą pani Bzuni, usadowili się na dachu jej spiżarni wyglądającej zupełnie jak dorodny prawdziwek. Trzeba dodać, że solidna budowla złamała niejeden ząb leśnych żarłoków:) Pszczółka przyfrunęła ze słojem sosnowego miodu i zaczęło się oglądanie!

- Może wyruszymy do Wrzosowej Polany, tam jest ślicznie…  spójrzcie!- zaczęła Hania.

- Wrzosy słabo mi się kojarzą, kiedyś zaczepiłem nogą o jeden, przewróciłem się na grzbiet i gdyby nie przechodził tamtędy kuzyn, mój żuczkowy los… nawet nie chcę myśleć…

- Ja, ja wiem! - krzyknął Zenek. Wybierzmy się nad Liliowy Stawik. Tam jest tak uroczo! Zobaczcie sami! I pokazał wszystkim cudowne zdjęcia. – Możemy tam urządzić bal! Powiem świetlikom, żeby z nami poleciały!

- Nie przepadam za wodą… - mruknął Jan. Kiedyś zamoczyłem sobie skrzydełka i trzy dni spędziłem w łóżku. Co za męka! Dobrze, że obyło się bez przyjazdu Ważkowego Pogotowia! Na samo wspomnienie gubię rytm i plączę melodię…

- Pani Bzunia uśmiechnęła się nieśmiało. Pofrunęła po konfitury i suszone jagody dla podróżników, ale zanim je przyniosła, pogawędziła z Ziutkiem - mazurkiem, który przyleciał po ciasteczka z laskowymi orzechami… Nie mieli wątpliwości, że na przeglądaniu przewodników skończy się ta wielka narada:) Jednak byli w błędzie, bo na koniec odbyła się wielka sesja fotograficzna. Najlepszą modelką okazała się, oczywiście, mrówczanka Hania:)


29 września, 2024

Bajka w modrzewiowym domu (Telefoniczne bajki 7.)

- Ach, znowu się pomyliłam… Jaki to był numer… A! Już pamiętam! 11-XY-##-00! Tak! Sójka Celinka aż zatrzepotała z radości skrzydłami i rozłożyła swój wyjątkowy, błękitny ogonek.

- Pani Sowa? Nareszcie!

- Co tam, Celino? Czemu wydzwaniasz z samego rana?

- Musimy zwołać dziś naradę przy modrzewiowym domu! Koniecznie!

- O, chyba mamy już nowych mieszkańców? Tak? - ucieszyła się pani Sowa.

- Tak! Tak! Właśnie! Nareszcie!

No i się zaczęło… Po zachodzie słońca w Malachitowym Lesie rozdzwoniły się wszystkie telefony. Wieść o tym, że na polankę obok modrzewiowego domu przybędą wszystkie wróżki z dworu Kolorowej Królowej, no i że będą też E-Wróżka i El-Mag – zelektryzowała wszystkich.

Wiewiórki Basia i Kasia dzwoniły do siebie co kilka minut, w końcu postanowiły włożyć kożuszki wyszywane złotą nitką i naszyjniki z buczynowych orzeszków. Zające umówiły się, że na sygnał rozpoczęcia imprezy wyskoczą na środek i odtańczą zajęczy taniec radości. Nawet niedźwiedź Bartłomiej konsultował kilka razy oświetlenie sceny z Antonim jeleniem. Cały las brzęczał radosnymi dzwonkami.

Kiedy słońce ułożyło się wygodnie na wierzchołkach drzew, wszystko było gotowe. Szum wiatrowych rumaków uciszył zebranych, którzy w zachwycie obserwowali nieziemski orszak z królewskiego dworu sunący po zielonym dywanie z mchu. Odświętne stroje, unoszące się w powietrzu wzruszenie, radość, zaciekawienie i euforia migotały magicznie wraz ze światłem świetlików. Gdy wszyscy zajęli swoje miejsca, na scenę sfrunęła pani Sowa.

- Kochani! – uciszyła machnięciem skrzydła rozemocjonowanych zebranych. Rozpoczynamy akcję „Modrzewiowy Dom”! Niech ludzie poczują się u nas jak w domu!

Na te słowa rozległy się brawa, calutka widownia rozbłysła światełkami telefonów, a zaraz po zajęczym tańcu obok pani Sowy stanął El-Mag i rzekł:

- Przygotowaliśmy z E-Wróżką dla nowych mieszkańców, jak zawsze, pakiet powitalny: ilekroć wyjdą przed dom, nadpłyną z Wiatrowej Wyspy orzeźwiające fale lekkich powiewów, potem promienie słońca zagrają w berka między gałązkami brzóz a wokół rozsnuje się woń fiołków z zieloną sosnową nutą. Dodaliśmy też brylantowe iskierki kropel rosy na kiściach dojrzałych jarzębin i purpurę błyszczących głogów. Ten niezwykły pokaz będzie uruchamiany przez dyżurujące ptaki za pomocą magicznego przycisku umieszczonego na wierzchołku dębu.

Wróżka Tysiąca Emocji, która stanęła bezszelestnie obok El-Maga, dodała:

- Ja, ukryłam wśród bursztynowych kwiatów wzruszenie, a spokój w szumie przelatujących ptaków. Nieustającą radość rozpięłam na świetlistych chmurkach strzegących modrzewiowego domostwa. Na koniec roztoczyła wokół cudowną tęczę przyjaźni i poczucie bliskości, więc szczęśliwi mieszkańcy lasu zaczęli tańczyć i śpiewać ulubione piosenki z kultowego repertuaru szpaka Szelki i  wilgi Leona.

Pani Sowa, nie przerywając zabawy, poleciła na wszelki wypadek wyświetlić na rozgwieżdżonym niebie alarmowy numer telefonu El-Maga.

Tylko myszka Sza nie była zadowolona. Złożyła już dawno u pani Sowy projekt „Z myszką - jak w dym!”. Pragnęła zamieszkać w uroczej norce wygryzionej pod schodami prowadzącymi na piętro modrzewiowego domu i wspólnie z nowymi mieszkańcami Malachitowego Lasu relaksować się na obszernej sofie, słuchając nagranych po mistrzowsku przez smoka Bibliotecznego - „Mysich opowieści”. Niestety, znowu się nie udało. Podobno Wróżka Tysiąca Emocji orzekła, że to projekt zbyt radykalny.

- A myślałam, że się przyjaźnimy… - ponura myśl wdarła się bez pytania do zawiedzionej mysiej główki i nie zamierzała się wynieść. Absolutnie.   


06 września, 2024

Bajka w Sowiej Szkółce (Wakacyjne bajki 9.)

Pani Sowa uwielbiała zachód słońca. Siadała przed drzwiami swojej dziupli, zamykała oczy i wygrzewała się w ciepłym blasku. Gdy tylko słońce niknęło za lasem, szykowała się do zajęć. Na polanie obok jej domu przez całe lato działała Sowia Szkółka. Każdy mógł wziąć udział w zajęciach, więc na polanie zbierały się tłumy. Każdego dnia pani Sowa wyświetlała film o niebezpieczeństwach czyhających na mieszańców lasu w lecie, a potem wszyscy dyskutowali, jak ich unikać. Na koniec dnia zajęć rozpoczynała się radosna zabawa w świetlikowym blasku, przy dźwiękach ptasich treli. Wszyscy to uwielbiali.

- Hej, pani Sowo! Wszystko gotowe! – zawołał podróżnik Ojejek i włączył nowoczesny projektor. Z dziobków i pyszczków zebranych wyrwały się okrzyki zdumienia. Na pierwszym slajdzie widoczne były kolorowe, okrągłe i podłużne przedmioty leżące pod krzakami paproci i na ścieżce, którą idzie się do stawu. Niektóre były dziwnie przezroczyste, z niektórych sączyła się jakiś ciecz, jeszcze inne przypominały strony Wielkiej Księgi Lasu, ale były zwinięte i pogniecione.

- Ja widziałem coś takiego! – zawołał mały zajączek Długie Uszko. I nawet leciutko polizałem tę wodę, była słodziutka i pyszna.

- O! Zawołała pani Sowa! I tego nie wolno robić! Nie wiadomo, jak długo takie rzeczy leżą w lesie, więc wszystko w ich środku może być nieświeże. A do tego jedzenie ludzi ma wiele dodatków, których nie możemy jeść! Zobaczcie! Ojejek przesunął slajd i ukazały się zdjęcia, które zrobił w czasie swoich podróży. Ludzie widoczni na nich przyrządzali jedzenie i sypali do niego różne dodatki. Białe, czarne i czerwone. Pani Sowa powiedziała, że dla leśnych stworzeń wszystkie one są szkodliwe, szczególnie sól, cukier i ostre przyprawy. Małe zajączki, sarenki i wilgi wyraźnie posmutniały. Nie wiedziały, że trzeba rzeczy pozostawione przez ludzi omijać z daleka.

- Moi kochani! - zawołała pani Sowa. Nasz przyjaciel Ojejek pomoże nam szybciutko posprzątać te wszystkie śmieci, żeby nasze maluchy nie ucierpiały. Bierzcie worki, rękawiczki i szczypce! Zaraz tu będzie bezpiecznie!

Robiło się już ciemno, więc świetliki oświetlały całą drogę do wodopoju, a i pan Księżyc pomagał jak mógł, a z nim wszystkie Gwiazdki. Nie minęło wiele czasu, a pękate worki ze śmieciami zostały złożone obok koszy, które ludzie ustawili na Piknikowej Polanie.

- Właściwie to nie rozumiem, czemu robimy to wieczorem, w dzień byłoby łatwiej. – zastanawiała się wiewiórka Basia.

- Naprawdę wyobrażasz sobie, że taszczymy worki śmieci na oczach zbierających grzyby ludzi? – zawołał Ojejek. Zaraz byłaby sensacja, a tak, rano ludzie pomyślą, że to ktoś z nich posprzątał i może zechcą zachować się podobnie.

- Ach, więc to taki podstęp! – wykrzyknęła kukułka Gienia.

- Rzeczywiście, tak to wygląda:) – uśmiechnął się Ojejek i pędem ruszył na Sowią Polanę, żeby przygotować wszystko do wieczornej zabawy. 

Gdybyście trafili w to magiczne miejsce, na pewno bawilibyście się świetnie przy śpiewie ptaków, akompaniamencie owadów i wesołym podśpiewywaniu podróżnika Ojejka. Moglibyście też wziąć udział w konkursie tańca, który ostatnio wygrali w pięknym stylu - Łoś Antoś i Sarenka Niunia. Oczywiście, już od teraz możecie naśladować uczniów Sowiej Szkółki i dbać o czystość miejsca, w którym wypoczywacie!  


24 sierpnia, 2024

Bajka upalna (Wakacyjne bajki 8.)

Było samo południe. Kawka Pianka sfrunęła na pożółkły przedwcześnie, ledwo dyszący trawnik i spojrzała na ulicę. Nie było deszczu, a asfalt parował! – Co jest? – zdziwiła się całkiem serio. Z tego gorąca w oczach mi coś … nie tego…? Ruszyła wolnym krokiem ku drodze, chociaż wiedziała od mamy, że to słaby pomysł, ale ciekawość zwyciężyła. Gdy tylko postawiła jedną łapkę na krawężniku … - Ajaj! Parzy! - wrzasnęła aż stado srok poderwało się do lotu. Zerknęła jeszcze raz i wyraźnie dostrzegła falujące pasma przezroczystego czegoś. Było dziwnie cicho, świat tańczył, a spokój i pustka trochę przerażały. - To wszystko z gorąca, dość eksperymentów, muszę się natychmiast ochłodzić, no i poszukać wszystkich, a może, o zgrozo, już się rozpłynęli zupełnie? Odpędziła tę natrętną myśl, wzbiła się w powietrze i po chwili dostrzegła nieopodal szumiącą osiedlową fontannę. Wylądowała zbyt gwałtownie na dość szerokim, kamiennym obrzeżu i znowu wrzasnęła, bo ono parzyło tak samo jak asfalt. Zszokowana wskoczyła do wody, otrzepała piórka, zanurzyła dziobek… - Ale miło… tego mi było trzeba… Woda była wprawdzie trochę za ciepła, ale nie można mieć wszystkiego! Kąpiel szła w najlepsze! Po dobrej chwili orzeźwiona poczłapała w szuwary obrastające fontannę i zaczęła czyścić piórka. Schyliła głowę i wtedy dostrzegła pod kępą traw panią Żabkę, która wachlowała się liściem mniszka. - Chyba jest zbyt sucha, jak na żabę… - zamyśliła się Pianka. Zerknęła w górę, a tam, w zwiniętych listkach lilii tygrysiej dostrzegła rodzinę pajączków, które zdążyły już zamontować wokół cienistego miejsca swoje sieci. W głębi, na pniu rosnącego pod murem cisu przycupnęły muchy i gdyby nie to, że od czasu do czasu podfruwały i cicho brzęczały, nikt nie zauważyłaby ich na pewno. – A gdzie ptaki? Też znalazły kryjówki? I nie pochwaliły się? – myślała w popłochu.

- Ej, Pianka! Dawaj do nas! Fajne wietrzenie tu mamy:) Gdzie byłaś, szukaliśmy cię!

- Ja? Ja widziałam coś strasznego! Cały świat faluje, chyba zaraz się rozpłynie! I co my teraz zrobimy? – darła się z dołu podróżniczka.

- Oj tam, oj tam… zwykły upał, gorące powietrze unosi się w górę i wydaje ci się, że świat płynie… Nie słuchało się na lekcjach pana Kruka?

- Ja… No, ja… Ja akurat na jego lekcjach musiałam ratować małe robaczki, które zagubiły się w trawie… I muchy… i …

Głośny śmiech kawek rozdarł powietrze i sprawił, że cały ptasi, płazi, no i owadzi świat wystrzelił w górę, ale po chwili wszyscy wrócili do swoich kryjówek, nawet nie trzeba było nic mówić, konfabulacje Pianki były przecież legendarne:)

– Nic się nie bój, z nami nie zginiesz, no dalej! – popisywał się jej kolega Dziubuś.

Pianka usadowiła się obok przyjaciół, ale do końca dnia strzelała fochy, bo wydawało jej się, że o tej kompromitacji to już nigdy nie dadzą jej zapomnieć. A wszystko przez ten upał!

12 sierpnia, 2024

Bajka w podróży (Wakacyjne bajki 7)



Lato panowało w najlepsze. Rozwijało kwiaty, pachniało, powiewało i bujało się na huśtawce. Sprawiało, że wszyscy byli w ruchu i byli szczęśliwi! Ojoj, chyba jednak nie wszyscy! Zdecydowanie – nie! Lato zerkało kątem oka na kolorowe panny Kamieniczki widoczne po drugiej stronie rzeki. Patrzyło, jak odbijały się w wodzie, błyszczały, falowały lekko i wyglądały po prostu uroczo. Czy mogły nie być szczęśliwe? Chyba mogły… Spoglądały skrzydłami okien w dół i wcale nie błyskały radośnie.

- Co robić? – szepnęło Lato całkiem do siebie, zupełnie zbite z tropu, bo przecież chciało uszczęśliwić wszystkich.

- No jak to, co? To oczywiste! – zawołała zabawna postać w oryginalnych turkusowych trampkach i w słomianym kapeluszu.

- Kim jesteś? – zapytało zdumione Lato.

- Ja? Naprawdę nie wiesz?! Jestem Bajką w podróży!

- Aaaaa, no to wszystko jasne! Jaki masz pomysł? Przecież nie wyczarujemy Kamieniczkom nóg i plecaków, bo z miasteczka zostałyby fundamenty!

- No pewnie, że nie. Tyle czasu stoją w jednym miejscu, że sama nauka chodzenia potrwałaby do przyszłej wiosny!

- To fakt! Więc co robimy?

- Zatrudnimy specjalnych korespondentów podróżnych!

- Ludzi chcesz w to mieszać? Słabo to widzę!

- Gdzież tam ludzi! Chyba by nie zrozumieli…

- No to kogo... - Lato przerwało, podniosło głowę i zdumiało się. Słońce świeciło przecież w najlepsze, na niebie ani chmurki, a wszystko nagle pociemniało.

- Szanowne Lato, przedstawiam Wakacyjne Cienie Podróżne!

- A witam, witam! Co u Was? I jak możecie pomóc?

- Ja opowiem! – wyrwała się Bajka.

- Niech one mówią! Ogarnij się! – Lato skarciło Bajkę, ale nie mogło ukryć radosnego uśmiechu.

Docenione przez Lato Cienie zbiły się w gładki kłębek. Najgłębszy z nich przemówił:

- Kiedy Słońce będzie biegło po niebie i my pobiegniemy z dachów kamieniczek na sam koniec miasta. Wrócimy razem ze Zmierzchem na wszystkie uliczki i opowiemy pannom Kamieniczkom, co widziałyśmy. Zapytamy też, co mamy zaobserwować następnego dnia!

- To świetny plan! Do dzieła!

Od tego dnia wieczorami słychać w każdym miasteczku wesołe szepty, śmiechy i nawet pokrzykiwania, jakby echo rozmawiało samo ze sobą. A to właśnie Cienie i Kamieniczki rozprawiają o wszystkim, co się właśnie zdarzyło. Ostatnio nawet Ptaki zaczęły wtrącać do opowieści swoje trzy ziarnka:), bo przecież podróżują dalej niż Cienie, więc mają mnóstwo ciekawostek do wyśpiewania:)

A Lato buja się jak co dzień, zerka ciekawie spod oka na złote błyski radosnych Kamieniczek i niczego mu więcej do szczęścia nie trzeba.

02 lipca, 2024

Bajka z siatką na motyle (Wakacyjne bajki 5.)



Słońce świeciło w sam raz. Wiaterek głaskał gałązki drzew i płatki kwiatów. Motyle płynęły jak statki gdzieś na horyzoncie. Lekko spływały z chmurki na chmurkę. Trzeba było leżeć wygodnie w trawie, żeby móc je podziwiać. Wróżka Niu obserwowała je od rana, a one obsypywały jej suknię kolorowym pyłem. Świerszcze cykały tak słodko, że aż! Było magicznie…

I nagle!

- Co to? Kto to? Co teraz? – przeraziły się motyle i rozpierzchły się nad łąką, bo hałas potężniał.

- Tup! Tup! Tup!

- MOTYLE! MOTYLE!

- Tup! Tup! Tup!

- ILE ICH!

- ŁAPMY JE!

- Tup! Tup! Tup!

- MASZ SŁOIK?

- RÓB ZAMACH!

- Tup! Tup! Tup!

- TA SIATKA JEST JAKŚ DZIURAWA CZY JAK?

Wróżka Niu rozpostarła skrzydła, wzbiła się w górę, przysiadła na najwyższym liściu dziewanny i spojrzała na swoją Motylową Łąkę.

- Słoik na motyle?! No co to, to już nie! Hej, E! – zawołała donośnie, całkiem niewróżkowo.

- Co to? - Grzmi?  Przecież świeci słońce! - Cały dzień miała być pogoda! – przekrzykiwały się dzieci.

W jednej chwili pociemniało, chmury spłynęły nisko nad ziemię i dał się słyszeć galop pędzących gości z Wiatrowej Wyspy. Niu dostrzegła zaprzęg E-Wróżki.

- Cześć Niu! Co tam?

- Mam tu takich bohaterów, którzy chcą wyłapać motyle i wpakować je do szklanych słoików!

- O, to coś w sam raz dla mnie! – roześmiała się E-Wróżka i w tej samej chwili błysnęło, potem rozległ się grzmot, a na koniec lunął rzęsisty deszcz. Na szczęście motyle zdążyły się już ukryć w bezpiecznych kryjówkach.

- Uważaj! -  zawołała Niu, żeby dzieci się za bardzo nie przestraszyły!

- Jasne, ale ciepły letni deszczyk im nie zaszkodzi, roześmiała się E i rozpyliła wokół miliony kryształowych kropli.

- Ej, zgubiłem gdzieś słoik! I siatka zniknęła zupełnie jak zaczarowana! – przekrzykiwały się dzieci!

- Ale okropny dzień!

-  Ohydny!

- Najgorszy!

Wróżki spojrzały na siebie, uśmiechnęły się i delikatnie rozpostarły na niebie cudowną tęczę… letni deszczyk kropił, słoneczko świeciło. Cały  świat błyszczał i mienił się jak skarby piratów w wielkiej skrzyni.

- Ale czad…

- No, ekstra…

- Ja nie mogę…

- Ach!

- Super!

- Mega!

Dzieci zaczęły biegać, śmiać się, strząsać na siebie ciepłe kropelki deszczu z gałązek wysokich traw. W jednej chwili zapomniały o łowieni motyli.

Deszczyk szumiał, wróżki rozsnuły w powietrzu cudowny letni zapach maciejki i groszku. Zaczarowana suknia Niu i peleryna jej przyjaciółki falowały na wietrze i migotały jak promyki słońca przeświecające przez gęstwinę liści. W końcu deszcz ustał i motyle przyłączyły się do tańca wróżek. Dzieci od razu je dostrzegły.

- Patrzcie! Są!

- O tam! W górze!

- MOTYYYLE!

- Wyglądają na szczęśliwe!

- I są takie piękne!

- Nigdy nie widziałam ich tylu naraz!

- Chyba tańczą!

- No co ty! Motyle nie tańczą! Co najwyżej kołują, bujają się, płyną… czy coś…

Niu spojrzała w dół zadziwiona.

- Tyle prób, taka choreografia, a oni widzą tylko bujanie i kołowanie? No nie mogę! Ach, ci ludzie…

23 kwietnia, 2024

Bajka w gnieździe (Wiosenne bajki 4.)

   Państwo Świergotkowie wracali właśnie ze spotkania u pani Sowy. Byli niezwykle poruszeni wieściami, które przyniosła Jaskółka Bonia. W drodze do domu pan Świergotek rozmyślał na głos:

- A może rzeczywiście byłoby wygodniej nie budować gniazda, tylko zająć takie zawieszone przez ludzi. Bonia przysięgała, że są piękne, kolorowe i czasem mają nawet wygląd ludzkich domów! Mój Boże, czego ci ludzie nie wymyślą!

- Dajże spokój, Gotuś, nie ma nic piękniejszego niż budowanie własnego gniazdka! Widziałeś kiedy wygodniejsze od naszego?

Pan Gotuś miał już obmyśloną odpowiedź, ale wtedy właśnie, nie wiadomo skąd, pojawił się pan Kukułka. Wydawał się poruszony.

- No i co tam u pani Sowy? Jakie wieści? Ajaj, spóźniłem się znowu!

- O, właściwie to było coś w sam raz dla was. Skoro nie budujecie swojego gniazda, moglibyście zamieszkać w mieście, gdzie są domki dla ptaków zbudowane przez ludzi! Tak, to naprawdę w sam raz dla was!

- Racja, Wierciu, że też o tym nie pomyślałem! To doskonały pomysł!  Co pan na to?

- Czy ja wiem, trudno tak zmienić przyzwyczajenia, no i las kochamy najbardziej… - jąkał się pan Kukułka, zerkając w kierunku zagajnika, z którego po chwili wyleciała jak z procy pani Kukułkowa i dołączyła do towarzystwa.

-Witam, co to za wieści niesiecie? – zapytała wesoło.

- Ach, to już mąż pani powie, my spieszymy do naszych skarbów! Niedługo się wyklują!

- To nie przeszkadzamy, powodzenia! – zawołała pani Zazula Kukułkowa, patrząc za odlatującymi.

- No i jak, udało się? – zapytał niecierpliwie pan Ulek, gdy tylko zostali sami.

- Ależ jak zawsze! Nasze ostatnie jajo złożyłam w ich gnieździe!

- Może pora na jakąś zmianę, państwo Pliszkowie też są bardzo mili, i państwo Piegżowie, i Kopciuszkowie… A ty tylko Świergotkowie i Świergotkowie…

- Nie marudź, przecież i ty i ja wychowaliśmy się w świergotkowych gniazdach i nawet piórko nam z głowy nie spadło… Nie ma co eksperymentować, to nasza rodzinna tradycja…

Byli już blisko Polany Narad, gdy usłyszeli  spokojny głos pani Sowy.

- W tym roku stawiamy na piękno! Szukamy najpiękniejszego gniazda w naszym Rozlewisku. Zgłaszajcie swoje kandydatury. Jutro spotkamy się wieczorem i ogłosimy werdykt. Jurorami będą państwo Kukułkowie, którzy nie budują gniazda, więc zapewne zachowają obiektywizm. Zgoda?

- Zaskoczeni Kukułkowie przytaknęli natychmiast, żeby nie budzić jakichkolwiek podejrzeń. Ktoś mógłby pomyśleć, że będą zazdrościć pięknych siedzib innym ptakom, więc wybiorą najbrzydsze, czy coś… Albo jeszcze gorzej, na przykład, że mają coś do ukrycia...

- Dziękuję bardzo, pomogę w analizowaniu zgłoszonych projektów, zaoferowała się pani Sowa, a Zazula i Ulek przyjęli tę ofertę z ulgą.

   Następnego dnia panował ogromny harmider. Furgotały skrzydła, plątało się świergotanie a całą Szafirową Dolinę wypełniała prawdziwa radość. Co tam radość! Euforia po prostu! Gdy zapadł zmierzch, Polanę Narad otulił bursztynowy blask świetlików  przetykany srebrnymi pasmami księżycowej poświaty. Było naprawdę magicznie… Cały skrzydlaty świat Rozlewiska tu był! Wszyscy zajęli spokojnie wygodne miejsca i wtedy przemówiła pani Sowa.

- Nie wiem, od czego zacząć… Dziś wydarzyło się coś niezwykłego i bardzo pięknego. Posłuchajcie tylko. Oto werdykt państwa Kukułków.

Pani Zazula drżącym głosem odczytała:

Szafirowa Dolina, wiosna

Werdykt Wiosennego Konkursu na najpiękniejsze gniazdo Szafirowej Doliny 

w Ptasim Rozlewisku

   Do Konkursu zgłoszono zgodnie z przyjętymi zasadami aż 8 przepięknych gniazd. Niektóre z nich usytuowane są poza naszą Doliną, ale ich mieszkańcy spędzają tutaj całe dnie, poszukując pożywienia i uczestnicząc aktywnie w życiu ptasiej społeczności, więc takie zgłoszenia również przyjęliśmy.

 Oto lista zgłoszeń w kolejności alfabetycznej

gniazdo bocianów – majestatyczne, stworzone na wysokim pniu uschniętego drzewa, wielowarstwowe i potężne,  punkt orientacyjny dla wszystkich   zbłąkanych;

 gniazdo jaskółek – pieczołowicie zbudowane pod dachem ludzkiej siedziby, gładkie i lśniące jak rzeźba, kawałek Szafirowej Doliny w świecie ludzi;

 gniazdo kaczek – ukryte w trawie jak skarb, płaskie jak twarz księżyca, wykończone miękkim puchem, komfortowe;

 gniazdo sowy – lokum nie z tego świata, doskonale wyposażana dziupla, elegancka, z widokiem, centrum naszego świata;

 gniazdo szpaków – gniazdo w budce lęgowej zawieszonej przez ludzi, mięciutko wymoszczone, egzotyczne, tajemnicze, bardzo nowoczesne;

 gniazdo remizów – zawieszone jak księżyc na niebie, wyhaftowane jak nasz staw o zachodzie słońca, dzieło sztuki samo w sobie;

 gniazdo wilg – ukryte wśród liści wierzchołka drzewa, uplecione misternie jak koszyczek na grzyby, stanowiące jedność z gałęziami;

 gniazdo żurawi – prawdziwe siedlisko, solidnie osadzone na ziemi jak na żurawi dom przystało, pachnące szczęściem, proste - więc piękne.

Każda ze zgłoszonych siedzib jest niepowtarzalna i na swój sposób piękna, szczególnie dzięki temu, że idealnie pasuje do gospodarzy. W tej sytuacji nie widzimy innego wyjścia niż przyznanie 8 równorzędnych nagród! Piękno ma różne oblicza a nam wszystkie one przypadły do gustu. (No i pani Sowa się zgodziła…)

                                                Podpisano: Zazula i Ulek Kukułkowie  

Przez chwilę panowała cisza, a potem wybuchł entuzjazm. Ptaki ruszyły w tan radości. Fruwały, podskakiwały, dreptały, kręciły piruety, szybowały, zataczały koła, nurkowały i przy tym wesoło śpiewały tak, jak umiały najpiękniej.

A państwo Kukułkowie? O, na chwilę odetchnęli z ulgą, bo wszyscy ich uwielbiali. Ale najlepsze jest to, że oni naprawdę zachwycili się tymi wszystkimi siedzibami:)

20 marca, 2024

Bajka w Międzywymiarowym Teatrze Tańca (Wiosenne bajki 3.)

Wieczór Powitania Wiosny zbliżał się wielkimi krokami. W tym roku wypadał dzień wcześniej niż w poprzednich latach, o czym chyba niektórzy zapomnieli. Pani Hania Borsukowa wydziergała na drutach zielone sweterki i porcięta wszystkim pociechom, bo ze starych powyrastały, ale swojej sukni, niestety, nie skończyła. Całe szczęście, że panny Wiewiórczanki - Basia i Kasia – przyszły jej z pomocą. Wprawnie wyhaftowały białe paski na fascynatorze, dodały do sukni orzechowe zapinki wzdłuż pleców, a całość wykończyły puszystym otokiem. Pani Hania nie mogła się ich nachwalić. Z wdzięczności obdarował je koszem wypełnionym kolekcją miejscowych orzechów.

   W siedlisku Państwa Grusów też kotłowało się od rana. Stroje wprawdzie były gotowe, ale pani Flora nadwyrężyła sobie skrzydło i najstarsza pociecha – Gracja – miała ją zastąpić. Ćwiczyły więc od kilkunastu godzin. Próbowały wprawdzie się zdrzemnąć, ale emocje już po chwili otwierały im oczy, więc zamiast leżeć i gapić się w sufit, wolały ćwiczyć. Nie ma co ukrywać, ta sytuacja zmartwiła cały klan żurawi. Wszyscy byli już gotowi do występów, ale miny mieli nietęgie, bo wiedzieli, że nie ma lepszej tancerki od pani Flory. Niespodziewanie z odsieczą przybyła Kolorowa Królowa a z nią wróżka Niu. Wszystkim udzielił się ich pogodny spokój. Dzieci zjadły wreszcie wczesny podwieczorek, dorośli wypili po filiżance naparu z sitowia, a w tym czasie wróżka w magiczny sposób spakowała do skrzyni stroje i przetransportowała je do garderoby na tyłach Międzywymiarowego Teatru Tańca, przed którym zbierali się już goście ze wszystkich archipelagów i galaktyk. Niu dostrzegła tuż przy wejściu świetne ziemskie tancerki - Kasię i Natalię. Była pewna, że ich relacja z wiosennej inauguracji podbije nie tylko ziemski Internet, ale też bajkański Szafirnet. W głowie rozbłysła jej też myśl, że można by je poprosić o krótką taneczną etiudę na zakończenie spektaklu. Te rozmyślania przerwała muzyka oznajmiająca przybycie orszaku Pani Wiosny, która wśród radosnych wiwatów zajęła z wdziękiem miejsce w pierwszym rzędzie obok Kolorowej Królowej, Malachitowego Króla i orszaku ich wróżek.

   Gdy wszyscy widzowie usadowili się na swoich miejscach, świetliki okryły się szafirowymi pelerynami i zapanował mrok. Wtedy władzę przejęła muzyka. Rozlegające się dźwięki były słodkie i rześkie jak przedwiosenny poranek. Świetliki wzbiły się pod samo sklepienie i po chwili oświetliły scenę, na której wirowały już wspaniale  wystrojone, zwiewne jak wiosenny wiaterek - żurawie. Ich pląsy i muzyka stanowiły jedność. Kolejne pary wzbijały się z gracją w górę i trzepotały skrzydłami, sprawiając, że ich doskonałe ogony falowały jak nigdy. Tak sugestywnie opowiadały tańcem historię Szafirowej Doliny, że wzruszanie widzów sięgnęło zenitu. W kulminacyjnej scenie utworzyły pod sklepieniem krąg i na przemian nurkowały, wykonując przy tym miękkie salta. Kiedy wszyscy sądzili, że to koniec spektaklu, z góry spłynęła Gracja, która genialnym solowym popisem zmieniła historię Teatru Tańca. Możliwe, że miał na to także wpływ towarzyszący jej śpiew kuzyna Benka, który zawsze wzbudzał entuzjazm widzów.

   Kiedy owacje widowni i bisy żurawi dobiegły końca, na scenę wpłynęła przecudna Pani Wiosna i zapowiedziała gościnny występ mieszkanek Ziemi – Kasi i Natalii. Rozległa się, egzotyczna dla mieszkańców Szafirowej Doliny, muzyka. Na widowni zapanowała absolutna cisza i wtedy się zaczęło. Dziewczyny wykonały niezwykły, dynamiczny układ taneczny i zaprosiły wszystkich widzów do wspólnej zabawy. Po kilku próbach tancerki, inni artyści, goście i miejscowi widzowie wspólnie wykonali ziemski taniec. Ptaki wirowały w powietrzu, a zwierzęta na parkiecie, w który wróżka Niu zamieniła widownię.

   To była magiczna Inauguracja! Pisały o niej portale wszystkich wymiarów! Spektakl żurawi stał się międzygalaktycznym wiralem, a ziemski taniec bardzo długo królował na parkietach nawet najodleglejszych światów.

   Pan Florian wraz z panią Florą wzruszali się jeszcze długo na samą myśl o niezwykłym debiucie ich słodkiej Gracji. Ach, tego Powitania Wiosny długo nikt nie zapomni! To pewne!

Bajka powracających żurawi (Wiosenne bajki 2.)



   Rodzina państwa Grusów właśnie dotarła na miejsce. Wszyscy byli wyczerpani, ale orzeźwiające powietrze sprawiło, że szybko odzyskali siły. Ich rezydencja, pozostawiona jesienią pod opieką zaprzyjaźnionej rodziny myszek, czekała w dość dobrym stanie.

- Kilka napraw i będzie jak nowa! - cieszył się pan Florian Grus – głowa rodziny żurawi. Pani Flora już się krzątała, uprzątała pokoje i szykowała z entuzjazmem pierwszy tej wiosny posiłek. Z siedliska rozciągał się widok na łąki połyskujące jeszcze dość mocno śnieżnymi pierzynkami. Niezrażone zimową aurą słoneczne światło kołysało się łagodnie na wierzbowych gałązkach i paplało o czymś radośnie z uroczą Panią Wiosną, która wpadła na chwilę w bardzo ważnej sprawie. I właśnie z powodu TEJ sprawy jakoś koło południa zaroiło się na polanie od mieszkańców Szafirowej Doliny.

Przyleciały perkozy, czaple, cyranki i wszelkie ptactwo, które zdążyło powrócić lub zimowało w Dolinie. Przytuptały myszki, nornice, jeże i kreciki, przyczłapały borsuki, bobry a nawet łosie, przykicały zające, ale to nie był koniec, bo na polanę wciąż przybywali kolejni lokalsi. Gdy polana się wypełniła, Pani Wiosna ukłoniła się grzecznie i przywitała zabranych. Miała na sobie lekki kożuszek, ale we włosach świeży wianek z pierwszych przebiśniegów i zimowitów, co zachwyciło wszystkich.

- Moi drodzy, mam dla was niezwykłą wiadomość. Uroczystość mojego Pierwszego Dnia Panowania odbędzie się w waszym Międzywymiarowym Teatrze Tańca. Mamy niewiele czasu, czy zdążycie wszystko przygotować?

Wśród zebranych wybuchł entuzjazm! Wszyscy wiwatowali, podfruwali, podskakiwali wesoło i kręcili piruety. Grupa żurawi wykonała króciutką etiudę baletową przygotowaną na tę właśnie chwilę. Ptaki z gracją krążyły wokół siebie, wyciągały szyje, zaplatały skrzydła i wzbijały się lekko ku górze, a ich ogony falujące na wietrze wyglądały wprost kosmicznie. Rozległy się okrzyki zachwytu, posypały się rzęsiste brawa i szczere komplementy. Pani Wiosna też kiwała z aprobatą głową. Po chwili radości zapanowała cisza, którą przerwał łoś Seba.

- Mieliśmy wielką nadzieję, że w tym roku się uda i to u nas odbędzie się Powitanie Wiosny, więc wspólnymi siłami wyremontowaliśmy Teatr. Jest już zupełnie gotowy. Żurawie mogą zaczynać próby choćby dziś!

- To fantastycznie! Brawo! Jestem zachwycona! – wykrzyknęła Wiosna, a żurawie skłoniły się wszystkim nisko. Głos zabrał wzruszony pan Florian Grus - senior rodu żurawi.
- I my żyliśmy nadzieją, że tej wiosny nasz taneczny spektakl doczeka się międzywymiarowej premiery. Ćwiczyliśmy z dziećmi cały sezon i przedstawienie jest gotowe. Lekkie i radosne wzleci do gwiazd na cześć budzącej się do życia natury!

Te słowa znów wywołały aplauz i przywołały Wróżkę Tysiąca Emocji, która aż z Kwiatowej Wyspy dostrzegła gołym okiem wybuch nieopanowanej radości. Mieszkańcy Szafirowej Doliny bawili się do zmierzchu razem z Panią Wiosną, wróżkami i innymi gośćmi, których zwabił blask szczęścia.

05 marca, 2024

Bajka pożegnania z zimą (Zimowe bajki 9.)

   Panował jeszcze aksamitny mrok. Przez małe okienka wpadał do siedziby Pana Jeżyka miękki blask latarni. Gospodarz wstał już, ale Bajki spały smacznie, zmęczone po wieczornych lotach dobranockowych. Było cicho i miło. Aż nagle…
- Aaaaaaaaaaaaa! Co to? O Matko Naturo! Cóż to się dzieje? - wydzierała się niemożliwie Bajka w czapce. W ręce trzymała kubek z herbatką malinową, pod pachą miała cztery czapki wybrane w garderobie na dziś i wpatrywała się uporczywie w podłogę. Pan Jeżyk rzucił się na ratunek, bo nie mógł pojąć, co się stało. Po chwili już wiedział. To ONA! To WIOSNA robi już swoje magiczne sztuczki, żeby dać siostrze Zimie do zrozumienia, że pora na odpoczynek na ciepłej, Zimowej Wyspie. Na samym środku Jeżykowego salonu wprost z podłogi wyrastała po prostu jakaś pokaźna roślina! Puszysta podłoga utkana była z mchu i paproci, więc samo pojawienie się na niej rośliny nie powinno nikogo dziwić. Ale Bajkę zdziwiło. Zdumiona obserwowała wyraźnie zarysowany wśród liści imponujący pąk jasnego kwiatu.

- Czyżby to przebiśnieg? A może hiacynt? – głośno myślał Jeżyk. Jego słowa jednak nie uspokoiły odkrywczyni.

- Ale jak to możliwe? W naszym salonie? Światła słonecznego tu nie ma zbyt dużo!

- Może i na razie nie ma, ale mój zimowy dom to jesienne liście ułożone w okazały stosik! Niebawem Pan Gospodarz zgrabi je wszystkie i wtedy również inne kwiatki wychylą piękne główki ku słońcu!

- A co z nami! Co teraz? Co z garderobą? Pokojami? Ze wszystkim?

- Ależ spokojnie! To Twoja pierwsza zima u nas, więc jeszcze nie wiesz. Uśmiechnął się szeroko Jeżyk. - Pamiętasz bałwankowy odlot? No to my też się przeniesiemy, ale najpierw na Wiosenną Wyspę, a potem wrócimy do letniej rezydencji. Wróżki już nad nią pracują, żeby była dla nas wszystkich wygodna i pozwalała na ekspresowe, dobranockowe loty. Pij spokojnie herbatkę, najpewniej po południu odlatujemy!

   Co to był za rwetes. Bajki powstawały wcześniej, zbudzone okrzykami przyjaciółki. Porządkowały swoje historie, sprzątały pokoje w Wielkiej Księdze Bajek i paplały radośnie, podekscytowane mającą nastąpić zmianą. Zmiany często nie najlepiej się kojarzą, bo czasem to I NAGLE! nie jest tym, na co czekamy, ale wyjazd na Wiosenną Wyspę to było coś wspaniałego, więc to oczywiste, że zapanowała powszechna, nieustająca radość i euforia! A nowe zbliżało się galopem:)

26 stycznia, 2024

Bajka w czapce (Zimowe bajki 6.)



       Bajka w śnieżnej zaspie zadomowiła się na dobre w Wielkiej Księdze Bajek Pana Jeżyka. Jej imię było bardzo długie, więc wszyscy używali zdrobnień i ostatecznie jakoś tak wyszło, że przylgnęło do niej imię Zasi. Trzeba przyznać, że spodobało jej się i nawet sama zaczęła myśleć o sobie w ten sposób. Czas mijał tak milo i szybko. Każdego dnia Bajka poznawała jakiś nowy zakątek przyjaznego liściastego domku.

   Ostatnim jej odkryciem była wielka garderoba mieszcząca się na samym początku długaśnego korytarza. Dowiedziała się o niej przypadkiem od Bajki na nartach zwanej Nartusią, która po wieczornych odwiedzinach u dzieci dostrzegła jej zaczerwienione od mrozu uszy.

- Zasi, nasza garderoba jest pełna puszystych, cieplutkich czapek, wybierz jakąś, koniecznie! Mogę pomóc, chcesz? Zasi chciała. Obie ruszyły więc bez marudzenia ku dość szerokim drzwiom w kolorze dojrzałej pomarańczy. Gdy już, już miały nacisnąć klamkę, usłyszały donośny głos dobiegający ze środka.

- Chyba żartujecie! Tylko beret sprawdzi się w czasie siarczystego mrozu. Jest doskonały! Ciepły, a najważniejsze – modny! Najlepiej z antenką!

- No nie mogę! Beret! Serio? Przecież leży pan tu od zeszłej zimy i jakoś nie widzę, żeby Bajki walczyły o pana! – zawołał wysoki, radosny glos.

- No nie może pani widzieć, Pani Czapko z Pomponem, bo ten pompon zasłania pani cały widok. Zasłoniłby pewnie i oczy Bajkom. Jeszcze do jakiejś strasznej katastrofy by doszło w powietrzu! I skoro tak mnie pani widzi cały czas, to chyba też nie jest pani hitem sezonu! – odparował bez skrępowania Beret z Antenką.

- Chyba musimy wkroczyć, bo jeszcze sobie nitki ze splotów powyszarpują… - szepnęła Zasi i nacisnęła energicznie klamkę.

- Ach… szepnęła, gdy drzwi ustąpiły miękko, ukazując niezliczone półki pełne najbardziej wymyślnych nakryć głowy. Nartusia z wyraźną radością chwyciła Zasi za rękę i stanęły na środku tego magicznego wnętrza. W garderobie wykorzystano nowatorski pomysł Królewskiego Konstruktora zastosowany przy planowaniu Zamku. Polegał na tym, że wystarczyło powiedzieć, jakiej części budynku się szuka, a ona natychmiast się ukazywała. Zasi i Nartusia przywołały w ten sposób salę z puchowymi kurkami, salę z zimowymi butami, salę z szalikami, salę z torebkami i z mufkami, i z rękawiczkami, i …. ze wszystkim! Gdyby czas w świecie bajek nie płynął w magicznym tempie, spędziłyby tam chyba z rok.

    Ostatecznie, żeby położyć kres kłótniom nakryć głowy, Zasi wybrała czapkę z pomponem w morskim kolorze, cieniowany, szmaragdowy beret, oczywiście z antenką, ciemnoturkusowe futerko z wielkimi kieszeniami, szare kozaki z błękitnymi sznurowadłami, szal w paski w podobnej tonacji i cudną turkusową mufkę! Ach! Teraz była naprawdę gotowa do wieczornych dobranockowych lotów. Wzruszało ją, że istnieje takie niezwykłe miejsce pełne piękna. Była bez wątpienia absolutnie szczęśliwa!

14 stycznia, 2024

Bajka w śnieżnej zaspie (Zimowe bajki 5.)



Zimowa Bajka była bardzo zadowolona. Toczyła się wesoło i gładko. Mimo zimy pędziła wesołymi zielonymi dróżkami, zaprzyjaźniła się z zajączkiem, krecikiem i kawką, zarwała kilka bławatków i zjadła trzy gałki malinowych lodów. Już, już widziała radosny napis - KONIEC! Aż tu nagle…

- A psik! A psik! Aaaaa….

I wtedy wyrwane z drzemki okienko otworzyło się, zawiał wiatr…. i Bajka pofrunęła jak latawiec… Na mróz! Na nie wiadomo co! Próbowała zawrócić, wołała nawet do Wiatru, żeby ją zwiał z powrotem do miłego pokoiku wypełnionego ciepłym światłem, zapachami wanilii i słodkim głosem, który ją wymyślał… Ale Pan Wiatr pędził przed siebie, co chwila wykrzykiwał: - Ahoj przygodo! I nie w głowie mu było rozglądać się za szybującymi wokół Bajkami na Dobranoc.

- Bajkami? No tak, to oczywiste! Wieczorne niebo jest ich pełne. Fruwają od okna do okna i czekają, że te miłe głosy zerkną w ich kierunku i pochwycą pomysł na nową opowieść.

     Jednak na latawcującą Bajkę nikt nowy nie zerknął, nie pochwycił jej przygody zachwycony, nikt nie usłyszał jej wołania: - Oj! Ojoj! Ojojoj! więc po chwili wirowania wylądowała miękko na niewielkim ośnieżonym wzniesieniu. Zrobiło jej się cieplutko, powierciła się chwilkę i odetchnęła z ulgą. Pomyślała, że jest jej na pewno całkiem do twarzy w tym puszystym kożuszku, rozejrzała się, no i wtedy dostrzegła parę błyszczących oczu wpatrujących się w nią uparcie.

- Dzień dobry… wieczór… wyszeptała nieśmiało… To ja, Zimowa Bajka …

- No teraz, to już raczej  Bajka w Zaspie… wymruczał pod nosem właściciel świdrujących oczu i nieoczekiwanie zniknął, ale po chwili pojawił się znowu i nieśmiało wyjąkał: - Proszę… bardzo proszę… zapraszam… no już! Bo całkiem Pani przemarznie, Pani Bajko Zimowa.    

Ponieważ kożuszek okazał się być krewnym lodów malinowych, więc Bajka  ochoczo ruszyła ku nieśmiałemu głosowi. Dostrzegła solidną drabinę, a na niej otulonego wielkim szalem w kratkę - Pana Jeżyka, który trzymał w podniesionej łapce piękną zieloną lampę, uśmiechając się niepewnie. Bajka szybciutko pokonała 123 stopnie (😊) drabiny  i po chwili stała na środku uroczego saloniku. Rozejrzała się ciekawie. Wszystkie ściany były pokryte kilimami gęsto tkanymi z jesiennych liści, wszystkie  sprzęty wydawały się misternie wyplecione z wysuszonych gałązek. Wzdłuż korytarza wisiały na ścianach portrety dumnych Jeżykowych przodków. W głębi Bajka dostrzegła obszerne pomieszczenie  pełne wesoło rozprawiających o czymś postaci. Ruszyła za Panem Jeżykiem w ich kierunku. Gdy stanęli w progu, natychmiast wszystkie oczy zwróciły się ku nim, a gospodarz z nieustającą nieśmiałością rzekł:

- Oto Zimowa Bajka, która sfrunęła dziś wprost w moją zaspę! Proszę, drodzy przyjaciele, zaopiekujcie się nią, bo chyba zostanie z nami na dłużej.

Zawstydzona Zimowa Bajka odruchowo ukryła się za plecami swojego wybawcy, ale wystarczył kwadrans, by  znała prawie wszystkich. To były INNE BAJKI NA DOBRANOC! Miały tu swój dom! Każda mieszkała na jednej stronie Wielkiej Jeżykowej Księgi Bajek. Co wieczór wyfruwały na świat, by zaglądać do okien ludzi i opowiadać im swoje niezwykłe historie.

- Skoro mieszkacie tu od dawna, czemu nigdy do Was nie trafiłam?

- No bo Ty jesteś Nową Bajką, ale Mistrz Jeżyk już szykuje Ci pokój w Wielkiej Księdze, więc teraz wreszcie się zaprzyjaźnimy.

Zimowa Bajka nie mogła wyobrazić sobie większego szczęścia. Otrzymała wspaniałą, śnieżnobiałą wywieszkę na swoje drzwi: Bajka w śnieżnej zaspie. Co dzień wyfruwała wspólnie z przyjaciółmi, by inspirować wieczornych opowiadaczy. Czasem dorzucała przygody innych Bajek, bo poznała je wszystkie i bardzo polubiła.

Jeśli zamkniecie oczy, to na pewno zobaczycie salon Mistrza Jeżyka pełen Bajek, które Was uszczęśliwią.


06 stycznia, 2024

Bajka w słoju z piernikami (Ciasteczkowe bajki 13.)





              Tegoroczny  Festiwal „Mniam” – to jest coś! A właściwie COŚ! Wszystkie światy już o nim wiedzą! Zapytacie - czemu? Otóż, odpowiedź jest niesamowita! Wyobraźcie sobie, że Wróżka Tysiąca Emocji  i Mistrz Milander Śmietanko zaprosili do pracy w komisji konkursowej nowych jurorów, którymi są wyłącznie dzieci! Magiczne wypieki oceniają: 

Natusia, Nella, Klarcia, Pączuś, Niunia, a także Liluś.

- Może damy wszystkim nagrody? – zaproponował smok Pączuś, który spróbował już wszystkich pyszności i niczego nie miał dosyć.

- Ktoś musi wygrać! Mieszkańcy światów będą testować najlepszy przepis przez cały rok.  Nikt nie zapamięta wszystkich receptur ani nie zdoła upiec tylu pyszności! - martwiła się Niunia.

- Więc niech każdy piecze, co zechce, co lubi! Każdy ma przecież inny gust! – przekonywała Natusia, a Liluś potakiwał z przekonaniem.

Tej dyskusji przysłuchiwały się z uwagą lukrowane pierniczki, oczekujące na werdykt w wielkim, szklanym słoju.

- Czarno to widzę… - westchnął renifer Rudi.

- Oj tak, oj tak… wtórował mu pomarańczowy dzwoneczek.

- Żebyśmy tyko nie wygrali. Zaraz będą nas obwozić, pokazywać, wąchać, ale na pewno nie zawieszą na żadnej pachnącej choince w uroczym domu… - martwiła się lukrowana choinka.

- Mam pomysł! – krzyknął mały jelonek. Zawołajmy tę najmniejszą dziewczynkę i poprośmy, żeby nas wszystkich uwolniła i zawiesiła na choince w swoim domu! Przecież nikt właściwie nie pytał, czy chcemy na jakiś konkurs…

- Tak! Tak zróbmy! Świetnie! – przekrzykiwały się pierniczki. Natychmiast spytajmy, czy jest wróżką! Zróbmy to! Ten zgiełk ucichł na słowa Natusi:

- Sprawdźmy, które słodkości ludzie zechcą wziąć do domów. Zwyciężą te, które znikną najszybciej! Co wy na to?

- To świetny plan! – przytaknęli ochoczo wszyscy - i jurorzy, i pierniczki.

Nella i Liluś napisali wielkie ogłoszenie z postanowieniem jurorów i umieścili je na tle rozgwieżdżonego nieba.

Wtedy właśnie niezauważona przez nikogo Klarcia podeszła do wielkiego, wspaniałego słoja z piernikami, które nęciły ją od samego początku Festiwalu "Mniam" zapachem i kolorami.

- Cześć! - powiedziała. Jesteście cudowne, ja też chciałabym was natychmiast zabrać do domu… Mam piękną choinkę, na której mogłybyście zamieszkać…

- No my bardzo chętnie! – krzyknęła śnieżnobiała gwiazdka - ale nasz słój może otworzyć tylko wróżka! Czy ty nią jesteś?

- Ja nie…

- Jak to nie? – zdumiał się Pączuś. Przecież masz skrzydła i tak dalej…

- Ja? Skrzydła? I tak dalej… - jąkała się Klarcia, kątem oka zerkała zdumiona na swój cień drżący na śniegu i naprawdę, ale to na n-a-p-r-a-w-d-ę widziała zarys wróżkowych skrzydeł. Powoli zakręciła się, podskoczyła… i poczuła, że się unosi! Zachwycona zerknęła w dół.  Ujrzała machające do niej wróżki. Były wszystkie!

- To prezent na Gwiazdkę! – zawołała wróżka Niu!  Możesz teraz otworzyć zaczarowany słój z piernikami!

Klarcia wzniosła rękę tak samo jak Nella i poczuła w niej własną, cudowną różdżkę. Machnęła w górę i w dół. Słój otworzył się cichutko a całą Ciasteczkową Wyspę otulił słodki, piernikowy zapach.  Nie muszę dodawać, że był to zapach zwycięskich słodyczy. Festiwal „Mniam” jeszcze nigdy nie zanotował takiego popytu na jeden wypiek. W tym roku wszystkie choinki i gwiazdkowe chatki  wszystkich światów roziskrzyły się pierniczkową radością.

A Klarcia, Natusia, Nella, Niunia, Pączuś i Liluś… Ale to już całkiem inna historia:)