Pokazywanie postów oznaczonych etykietą motyle. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą motyle. Pokaż wszystkie posty

02 lipca, 2024

Bajka z siatką na motyle (Wakacyjne bajki 5.)



Słońce świeciło w sam raz. Wiaterek głaskał gałązki drzew i płatki kwiatów. Motyle płynęły jak statki gdzieś na horyzoncie. Lekko spływały z chmurki na chmurkę. Trzeba było leżeć wygodnie w trawie, żeby móc je podziwiać. Wróżka Niu obserwowała je od rana, a one obsypywały jej suknię kolorowym pyłem. Świerszcze cykały tak słodko, że aż! Było magicznie…

I nagle!

- Co to? Kto to? Co teraz? – przeraziły się motyle i rozpierzchły się nad łąką, bo hałas potężniał.

- Tup! Tup! Tup!

- MOTYLE! MOTYLE!

- Tup! Tup! Tup!

- ILE ICH!

- ŁAPMY JE!

- Tup! Tup! Tup!

- MASZ SŁOIK?

- RÓB ZAMACH!

- Tup! Tup! Tup!

- TA SIATKA JEST JAKŚ DZIURAWA CZY JAK?

Wróżka Niu rozpostarła skrzydła, wzbiła się w górę, przysiadła na najwyższym liściu dziewanny i spojrzała na swoją Motylową Łąkę.

- Słoik na motyle?! No co to, to już nie! Hej, E! – zawołała donośnie, całkiem niewróżkowo.

- Co to? - Grzmi?  Przecież świeci słońce! - Cały dzień miała być pogoda! – przekrzykiwały się dzieci.

W jednej chwili pociemniało, chmury spłynęły nisko nad ziemię i dał się słyszeć galop pędzących gości z Wiatrowej Wyspy. Niu dostrzegła zaprzęg E-Wróżki.

- Cześć Niu! Co tam?

- Mam tu takich bohaterów, którzy chcą wyłapać motyle i wpakować je do szklanych słoików!

- O, to coś w sam raz dla mnie! – roześmiała się E-Wróżka i w tej samej chwili błysnęło, potem rozległ się grzmot, a na koniec lunął rzęsisty deszcz. Na szczęście motyle zdążyły się już ukryć w bezpiecznych kryjówkach.

- Uważaj! -  zawołała Niu, żeby dzieci się za bardzo nie przestraszyły!

- Jasne, ale ciepły letni deszczyk im nie zaszkodzi, roześmiała się E i rozpyliła wokół miliony kryształowych kropli.

- Ej, zgubiłem gdzieś słoik! I siatka zniknęła zupełnie jak zaczarowana! – przekrzykiwały się dzieci!

- Ale okropny dzień!

-  Ohydny!

- Najgorszy!

Wróżki spojrzały na siebie, uśmiechnęły się i delikatnie rozpostarły na niebie cudowną tęczę… letni deszczyk kropił, słoneczko świeciło. Cały  świat błyszczał i mienił się jak skarby piratów w wielkiej skrzyni.

- Ale czad…

- No, ekstra…

- Ja nie mogę…

- Ach!

- Super!

- Mega!

Dzieci zaczęły biegać, śmiać się, strząsać na siebie ciepłe kropelki deszczu z gałązek wysokich traw. W jednej chwili zapomniały o łowieni motyli.

Deszczyk szumiał, wróżki rozsnuły w powietrzu cudowny letni zapach maciejki i groszku. Zaczarowana suknia Niu i peleryna jej przyjaciółki falowały na wietrze i migotały jak promyki słońca przeświecające przez gęstwinę liści. W końcu deszcz ustał i motyle przyłączyły się do tańca wróżek. Dzieci od razu je dostrzegły.

- Patrzcie! Są!

- O tam! W górze!

- MOTYYYLE!

- Wyglądają na szczęśliwe!

- I są takie piękne!

- Nigdy nie widziałam ich tylu naraz!

- Chyba tańczą!

- No co ty! Motyle nie tańczą! Co najwyżej kołują, bujają się, płyną… czy coś…

Niu spojrzała w dół zadziwiona.

- Tyle prób, taka choreografia, a oni widzą tylko bujanie i kołowanie? No nie mogę! Ach, ci ludzie…

10 kwietnia, 2019

Bajka Powojnika (Kwiatowe bajki 7.)



Był tu od dawna, właściwie od zawsze. Już kiedy wyspa wyłaniała się z Magicznego Szafirowego Jeziora, tkwił w ziemi. To znaczy jego korzenie i pączki tam tkwiły. Czuł ciepło lata, ale jakoś nie chciało mu się ruszyć. Amek, nie miał pojęcia, że w ziemi, pod jego ulubionymi drzewami śpi sobie takie piękno. 

Kiedy na wyspę Amka przybyła Winka, która barwinkowym dywanem okryła ziemię pod drzewami, gospodarz wyspy zapragnął zrobić jej przyjemność i wyczarował na jej sukni mnóstwo szafirowych kwiatów. Użył do tego magicznej mocy, a ta, zachęciła wszystkie nasiona, cebulki i kłącza, by wyjrzały na świat. 

Na wyspie wstawał nowy dzień. Okolicę patrolował oddział ważek dowodzony przez niezastąpionego Donata. Cały szyk błyszczał w słońcu metalicznym blaskiem kobaltowych skrzydełek. Ten niebieskawy kolor był widoczny już z daleka, jak migoczące światła karetki pogotowia. Donat podprowadził strażników do konaru drzewa, które najwidoczniej jakoś się zmieniło. Szybko wydał rozkazy, włożył wielkie, czarne okulary i dzięki kamerom umocowanym w ich oprawce, zaczął transmitować na żywo przekaz z niezwykłego, nawet jak na bajkę, zdarzenia. Amek, Szaa i Pido oglądali wszystko w Sali Tronowej. Zobaczyli, że Winka śpi smacznie, listki lekko się unoszą, a kwiatki jeszcze nie wychyliły się ku Słońcu. Za to drzewo o imieniu Endro, pod którym miała swój dom, wierciło się okropnie. Podrapywało się i sapało, a w końcu zaczęło chichotać. Od dołu pnia coś wpełzało ku górze. Widać było zielone listki, które ciekawie rozglądały się po świecie. –Wiem, znam go- to Arwek, powojnik polny, ale będziemy mieć pięknie! –No, i to nie tylko przy ziemi. 

Rzeczywiście, powojnik, na którego spłynęła część magii, wdrapał się już dość wysoko i ciągle chciał być wyżej, ale na wysokości 2 metrów zabrakło mu siły na dalszą wspinaczkę. Endro, odetchną z ulgą, bo nie chciał, żeby jego okazały pień w całości zatopił się w pianie zieleni powojnika. Powojnik wyprostował zwoje swojego fraczka, zerknął na puszystą gęstwinę listków i bardzo zadowolony poczuł, że rozkwita tysiącem bladoróżowych kwiatków. To było magiczne. Dla wszystkich. W Sali Tronowej myszka Szaa przysięgała, że potrafi wspinać się po takich pędach powojnika na sam jego szczyt, a potem równie swobodnie wracać na dół. Pido opowiadał, jak wspaniale jest bawić się w kolorowej gęstwinie powojnika. Zwłaszcza w chowanego. Najbardziej cieszył się Amek, gdyż kamera Donata pokazywała dziesiątki rozkwitających wokół nowych kwiatów. 

Powojnik Endro z każdą chwilą przekonywał się, iż trafił na niezwykłą wyspę. Zdążył już zawrzeć znajomość z barwinkiem o imieniu Winka, która była po prostu urocza. Zjadł drugie śniadanie z chmurką motyli, a motyl Pido od razu stał się jego przyjacielem, podobnie jak myszka Szaa i sam Zamek o zabawnym imieniu Amek. Trochę obawiał się oddziału ważek, bo zawsze miał respekt dla munduru, ale gdy poznał dowódcę Donata – grono jego nowych przyjaciół znów powiększyło się. 

Motyl Pido lubił się trochę wywyższać z powodu piękna swoich skrzydeł, ale tutaj nie miał na to szans ani też nie czuł takiej potrzeby. Na wyspie Amka zagościło kwiatowe piękno i to nie tylko nisko nad ziemią, ale i całkiem wysoko. Dla motyla, to było po prostu szczęście.

Bajka Barwinka (Kwiatowe bajki 6.)




Za pniem drzewa coś mignęło jakoś tak pomarańczowo albo może jasnoczerwono. Winka jak co dzień wylegiwała się w cieniu pod parasolem wielkiej lipy. Przymknęła oczy i zerkała z ukosa, a tu znowu: myk, myk, smyr, smyr, a może frrrr, już nie wiedziała. Uniosła nieco wiotką rączkę i zawołała: - Pido, jesteś tam gdzieś? Przyleć no tu szybciutko! Po chwili na jednej z jej długich i smukłych rąk wylądował motyl Pido. Miał na skrzydłach wielkie koła w szafirowym kolorze, takie same jak kwiaty Winki w maju. –Cześć Winka, co tam się stało, czemu tak krzyczysz? –Krzyczę? No wiesz! Ja po prostu zaobserwowałam, jak prosiłeś, dziwne zjawisko, więc wołam. –Ach, przepraszam, jestem taki rozkojarzony, podobno w naszej okolicy grasuje Fioletowa Czarodziejka, która za motylami nie przepada, więc rozumiesz… -Nie bardzo, to co widziałam, było raczej pomarańczowe lub jasnoczerwone, z pewnością nie było fioletowe. Zresztą sam wiesz, że ja, jak każdy barwinek, mam suknię z samych szafirowych kwiatków, więc fioletowy nie rzuciłby mi się w oczy. –No tak, -przytaknął Pido, ale jest sierpień, więc widzę, że Twoja suknia jest zupełnie i tylko zielona. Przysiadł na jednym z błyszczących listków Winki. Spojrzał w koło, cała ziemia pod starą lipą była pokryta puszystym dywanikiem zielonego Barwinka. Wijące się pędy miały ciemnozielony odcień, wyglądały na bardzo zdrowe i wypoczęte. Pido zamyślił się. Zapanowała cisza i wtedy to się stało. 

Znienacka usłyszeli świt, suknia winki wzbiła się do góry, jak wtedy, gdy wiatry szarpią wszystko, zapowiadając burzę. Jednak słonko przygrzewała nie tak mocno, w nocy padało, powietrze było rześkie, o burzy raczej nie mogło być mowy. Cóż to więc? Pido ukrył się pod jednym z większych liści Winki i czekali. Po chwili spośród pobliskich zarośli wybiegła nieduża mysz ubrana w pomarańczową czapkę z daszkiem i wielkie przeciwsłoneczne okulary w czerwonych oprawkach. –Cześć wszystkim! –Cześć, to my się znamy?- zapytał niepewnie Pido. –No jasne, jestem Szaa, byliśmy przecież razem na pięćdziesiątce Bajki na Raz, nie pamiętasz? –Aaaa, coś sobie przypominam, bez przekonania odparł Pido. –Albo mi się wydaje, albo macie jakiś problem? Bardziej stwierdziła, niż zapytała Szaa. –Oj, mamy- westchnęła Winka. –Jakaś Fioletowa Czarodziejka czyha na Pida i jego kumpli, więc rozumiesz. –A co, widzieliście ją? –No nie, ale inne motyle widziały dziś od rana parę razy jakąś fioletową smugę, Winka widziała pomarańczową, to chyba Ciebie po prostu. – Oj, ale jazda! Zawołała, śmiejąc się radośnie, Szaa. –W nocy padało, więc gdy Wiatr Północny mnie tu przywiózł, miałam na sobie fioletową pelerynkę, więc, gdy biegałam po okolicy i szukałam Barwinka, mogliście pomyśleć, że to Fioletowa Cza… ci… nie mówmy o niej, wiem od Księżyca, że obecnie poleciała z wizytą na archipelag Wasabi i zabawi tam do zimy, więc nie musicie się martwić. –Uff… odetchnął Pido. –Zaraz, zaraz, co ty powiedziałaś? Że mnie szukałaś? Zapytała zdumiona Winka. –No tak. Bo wiesz, ja teraz mieszkam z jednym Zamkiem na wyspie, której nie dostała jeszcze żadna bajka. Ten Zamek jest bardzo przyjacielski, ma na imię Amek i chce, żeby wszystko u niego było najfajniejsze i najmilsze, dlatego zaprasza Ciebie, żebyś zamieszkała w jego ogrodzie. Są tam już piękne, wielkie drzewa, będziesz miała dużo cienia i świeżą wodę, a u Amka nawet szafirowe kwiaty cały rok, bo to zaczarowany Zamek i zaczarowana wyspa! 

Winka nie namyślała się ani chwili, zostawiła jedną łodyżkę pod lipą, że rozrosła się w nowy barwinkowy dywan, a sama zwinęła się w wielką zieloną kulę i wturlała się do zaczarowanego plecaka myszki. Gdy już przyleciał Wiatr Północny i obie pasażerki usadowiły się wygodnie między pasmami podmuchów, usłyszały ciche: -A ja, to znaczy, my? Spojrzały w górę. Na jednym z konarów przysiadła chmurka kolorowych motyli. Głosik należał oczywiście do Pida. Szaa uśmiechnęła się radośnie: -Nie śmiałam proponować, ale jeśli chcecie, zapraszam! Motyle tylko czekały na te słowa. Błyskawicznie wiatrowe fale pokryły się wszystkimi kolorami tęczy. –W drogę! Zawołała Szaa, uradowana jak nigdy. 

Pod wieczór zamkowe ogrody Amka pokrywał szafirowo-zielony dywan Barwinka. Gdzieniegdzie kwiaty stawały się białe, to znów różowawe. –Winka była szczęśliwa, myślała, że na następną ozdobę sukni będzie czekała do wiosny, a tu… już… ma… kwitnie na potęgę! Amek nie mógł się nagadać z myszką, Winką i motylami. Nowi przyjaciele od razu przypadli mu do serca. Moja wyspa jest już prawie gotowa na nowych lokatorów, pięknieje z chwili na chwilę -myślał.

Bajka Okrągła Weekendowa Jubileuszowa (Kształtne bajki 2.)

Motyl Pido zwoływał wszystkich swoich kumpli. –E, chłopaki, lecimy nad Bajkę na Raz! Mają dziś okrąglutki jubileusz. Pięćdziesiąta bajkowa wyspa pojawiła się w ich archipelagu! -Super! –W takim razie będzie i ONA! –No pewnie! Szykujcie skrzydełka, będą nowe kolorki! 

Rój motyli rozsnuł się nad archipelagiem Bajka na Raz. Wszystkie wyspy włożyły dziś świąteczny filtr i wyglądały jak urodzinowe torty. To było odlotowe! Pido odszukał pięćdziesiątą, która mrugała kolorowymi światełkami i rozbłyskiwała fontannami dobrego nastroju, zabawy i radości. Motyle pokonały mgliste firanki filtru i pokryły cały bajkowy ogród wachlarzami swoich kolorowych skrzydeł. Było magicznie! 

Na piknikowym trawniku, który powiększał się w razie potrzeby, zbierali się mieszkańcy czterdziestu dziewięciu wysp archipelagu Bajka na Raz. Oczywiście, w samo południe miała się pojawić też Kolorowa Królowa wraz ze swoim dworem. 

Wesoły gwar przygotowań przerwało nagle jakieś zamieszanie w chmurach, blokowane filtrowym parasolem. Wszyscy przerwali swoje zajęcia i zgromadzili się nieopodal wielkiej jabłoni, nad którą ktoś nadlatywał. Po chwili dał się słyszeć zniecierpliwiony głos: -Do stu dziurawych latawców! Już nigdy cię nie wynajmę! I reklamację złożę! -Ależ wróżko Heleno, nie uprzedzałaś, że będziesz miała nadbagaaaż!!!!!! I w samej tej chwili konary jabłonki zatrzeszczały, na zielony trawnik posypały się rumiane jabłka, a na gałęzi tuż nad ziemią zawisła ciotka Helena we własnej osobie, wróżka z archipelagu Cynamon! Wszyscy pospieszyli z pomocą i po paru sekundach ciotka siedziała w wiklinowym fotelu, oceniając spustoszenie w swoim piknikowym koszyku. Rozbił się jeden słoik konfitur morelowych, a reszta ocalała, tylko bułeczki cynamonowe trochę się zgniotły, ale smaku nie straciły. Ciotka odetchnęła. Latawiec transportowy stał ze spuszczoną głową. Jedną część powłoki miał pękniętą, ręczny hamulec naderwany i minę nietęgą, bo obawiał się, co też ciotka naopowiada jego szefowi. 

I wtedy pojawiła się ONA. Motyle zatrzepotały tysiącem kolorów, ptaki rozpoczęły pieśń z tych najsłodszych, mysz Sza biegła, wskazując drogę, a wszyscy goście stanęli kręgiem, by niczego nie przeoczyć. Oczywiście, Radosna Chwila i wszystkie kolorowe bajki leciały jak chmurki w orszaku. 

Osobą, która wzbudzała od rana tyle emocji, była Wróżka Niu, siostra Kolorowej Królowej. Miała na sobie zwiewną suknię mieniącą się wszystkimi odcieniami zieleni. Widać było, że uwielbiała biżuterię, bo pobrzękiwała okrągłymi bransoletami i długimi kolczykami w kształcie motylich skrzydeł. –Wiesz, szepnęła wilga Lola do Lodzi, ona ma podobno milion sukienek i tonę ozdób. –No co ty, to nawet w bajkach raczej niemożliwe. –A widzisz, powiedziałaś: raczej… Te szepty przerwał słodki głos Niu: - Droga Heleno, jakże jestem szczęśliwa, widząc cię! Pozwól, że zajmę się Twoim środkiem transportu. Zanim Helena zdążyła chwycić jakąś myśl i zamienić ją w słowo, latawiec transportowy został opancerzony, dostał kabinę z miejscem dla pasażera i luk bagażowy bez limitu wagowego, powiedzmy szczerze, zamienił się w statek międzyarchipelagowy. –O rany, teraz to ja otworzę własną firmę komunikacyjną- cieszył się latawiec! Ciotka westchnęła: -Dzięki Niunia, właśnie tego mi było trzeba- pomysłu po prostu, bo wiesz, moje myśli są tak niesforne, że brykają gdzieś poza moją głową i nie mogę ich połapać! Pido szepnął do swojego kolegi Optera: -No magia na Cynamonie to raczej słaba. –Kto wie, jedna ciotka jeszcze o niczym nie świadczy, podobno jej siostrzeniec Ojejek- zwiadowca, to jest ktoś! –No tak, zapomniałem. 

Kosz przysmaków z archipelagu Cynamon poszybował na stoły i rozpakował się. Motyle od razu dostały miseczki z nektarem i konfiturami, które ustawiono przy rabatach, więc trawa zrobiła się kolorowa. Zbliżało się południe, słychać już było nawet świst wiatrowych rumaków niosących królewską parę, ale Niu postanowiła przed przyjęciem zająć się trochę motylami. Widziała, że to uwielbiały. Uniosła do góry ręce, zawirowała i poszybowała w górę. Motyle zrobiły wokół niej barwny, trzepoczący wianek, który wraz z kolejnymi obrotami stawał się bardziej migotliwy. Niu rozdawała dziś na skrzydła hologramy barwnych planet, księżyców, gwiazd i pierścieni. Motyle stawały się jakby przezroczyste i bardziej kolorowe niż zwykle, bo wzory na skrzydłach płynęły i zmieniały się. Zapanowała euforia! –A nie mówiłem! Cieszył się Pido. Wiedział, że nowy wzór utrzyma się do kolejnego spotkania z wróżką Niu. Sam Czas bił brawo, a Wróżka skromnie dziękowała za pochwały. 

Kiedy wszyscy goście już byli, Królowa wzniosła toast sokiem malinowym i stwierdziła, że polubiła archipelag Bajka na Raz, bo pokazuje magię i piękno tego świata, w którym każdy żyje i docenia też każdą istotę z Archipelagów Szafirowego Jeziora i całego kosmosu. Potem bohaterowie czterdziestu dziewięciu bajek wznosili toasty sokami w coraz to nowych smakach, a pięćdziesiąta Bajka pokroiła wielki tort z cyfrą pięćdziesiąt i razem z motylem Pido częstowała przybyłych, oczywiście, na koniec odpalili fajerwerki. 

Niu dała znak, by ptaki rozpoczęły śpiewy, przy których można było pląsać do samego rana. 

I ja tam byłam, sok i nektar piłam, z wieloma gośćmi się zaprzyjaźniłam:)