Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podróże Ojejka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podróże Ojejka. Pokaż wszystkie posty

10 kwietnia, 2019

Bajka - Ojejek na wyspie (Podróże Ojejka 10.)





Nadszedł piątek. Ojejek obiecał wilgom, że polecą na wyspę. Jednak nic nie poszło tak, jak trzeba. Wilgi, przejęte zbliżającą się wyprawą, hałasowały już od świtu, aż Pani Sowa je zbeształa, przypominając, że takie wykrzykiwanie trudno nazwać śpiewem! Leon zatem zdecydował, że polecą na drzewo przy domu Ojejka i tam zaczekają. Jakież było ich zdziwienie, kiedy na miejscu okazało się, że Ojejek właśnie odlatuje! - Stop, a my? - Wrzasnęła Lola. - Spokojnie, dogonimy go, wycedził przez dziób Leon, ledwo panując nad sobą. Po chwili siedzieli już na burcie balonowego kosza. – Cześć! Ładnie to tak uciekać? – zaczęła Lodzia. -O, jesteście, niestety, nasza wyprawa odwołana… Wezwała mnie Kolorowa Królowa, a na JEJ wyspę trzeba mieć specjalną przepustkę. Bardzo się spieszę, bo za kwadrans muszę być na miejscu. Balon wąchał super- ekstra-turbo lemoniadę, więc powinienem zdążyć. Obiecuję, że poproszę Kolorową Królową o przepustki dla was, ale teraz musicie wracać. Możecie zjeść śniadanie w moim ogródku:) Ojejek uśmiechnął się i tyle go widzieli. Balon zniknął, jakby rozpłynął się we mgle. Wilgi markotne wróciły do domu Ojejka i bez entuzjazmu usiadły do śniadania. Cóż, muszą czekać. Muszą, nie muszą… Lola już miała plan w głowie.

Ojejek był na czas. Znowu ogarnął go zachwyt, gdy lądował na dziedzińcu pałacu, który stał na Kwiecistej Wyspie oblanej wodami ogromnego Szafirowego Jeziora. Mury otaczające dziedziniec mieniły się na zielono, a każda wieżyczka i każde skrzydło zamku wyglądało jak kwiat. Dachy tworzyły magiczny bukiet, który dodatkowo dzięki strzelistości płatków pełnił funkcję obronną. Cały zamek otoczony był nieziemską, żółtawo-zieloną poświatą, która sprawiała, że każda niewtajemniczona istota bez przepustki widziała tylko wyspę porośniętą lasem.

Sala tronowa Kolorowej Królowej była wypełniona. Ojejek zdziwił się, bo oczekiwał osobistej audiencji. Jak się okazało, był ostatnią wezwaną osobą, więc Królowa po krótkiej naradzie z Malachitowym Królem, odezwała się pełnym smutku głosem. – Dochodzą do mnie wieści, że coraz gorzej dzieje się w naturze. Ludzie zaśmiecają świat, mącą rzeki ściekami, niszczą lasy i polują na zwierzęta. W związku z tym postanowiłam wysłać Ojejka – doskonałego zwiadowcę naszego Królestwa z tajną misją, o której jeszcze nie mogę mówić. Balonowe ekspedycje Ojejka w świecie ludzi zaplanowane na cały lipiec, będzie w przyszłym tygodniu, a może i dłużej, kontynuowała E- Wróżka, która nie musi się martwić, bo przecież będzie miała trójkę wspaniałych pomocników. - Nie chowajcie się już, możecie podfrunąć do mnie, wiem o wszystkich Waszych wyczynach. Oczom zgromadzonych wróżek, magów, dzielnych kwiatowych rycerzy i innych niezwykłych postaci ukazały się trzy małe wilgi wolno sfruwające ku tronowi. Malachitowy Król, słynący z miłości do ptaków, których głosy potrafił bezbłędnie rozpoznawać, a i też naśladować – przywołał je do siebie i pozwolił usiąść na oparciu tronu. Wilgi miały zamęt w głowach, bo spodziewały się raczej lochu! Kolorowa Królowa zwróciła się do E- Wróżki: - Z nimi naprawdę nie zginiesz! Nie potrzebują magii ani turbo-lemoniady, żeby czynić to, co niemożliwe! Cała sala wypełniła się radosnym śmiechem zebranych.

Dalsza część narady była tajna, więc o niej nie napiszę, ale mogę zdradzić, że Królowa ogłosiła ostateczne spotkanie w sprawie Ziemian, na ostatni dzień lipca.

Bajka - Ojejek przy ujściu rzeki (Podróże Ojejka 9.)





Wyprawa do źródła rzeki sprawiła wielką przyjemność wilgom. Zaprosiły do siebie kilkoro kuzynów i następnego dnia okazało się, że mają gościa. Właściwie gościa mieli już od wczoraj, ale nic o tym nie wiedzieli. Ich kuzynka Lola tak zachwyciła się wyprawami wilg z Ojejkiem, że postanowiła nie czekać, ukryła się w schowku balonowym i przybyła do miasta. Noc spędziła na pobliskim drzewie obok domu Ojejka, zaś rano poleciała do lasu nad rzeką, by odnaleźć Leona i Lodzię. Ojejek nic o tym nie wiedział, a przynajmniej tak się wydawało Loli. 

Po śniadaniu wyznaczyli trasę podróży nad morze, była to daleka wyprawa, więc Ojejek przygotował lemoniadę turbo, zapasy piknikowe, śpiwory na ewentualny nocleg i polecieli. Lola dziwiła się wszystkiemu, a Lodzia mogła wreszcie nie być najmniej doświadczoną, więc stale pouczała kuzynkę, przyjmując ton starszej siostry. Wyruszyli wzdłuż znanej sobie rzeki, pomachali z baonu przyjaciołom w niej mieszkającym i tym z Łąki, i z Lasu, i z Jeziora, i ze wszystkich innych, znajomych miejsc. Kiedy znaleźli się nad większą rzeką, do której wpływała ich przyjaciółka, stwierdzili, że wody stały się mętne. Ryby już tak ochoczo w niej nie pluskały, a i żaby gdzieś się zniknęły. Roślinność na brzegach była jednak zielona i bujna. Lola liczyła mosty i mostki, a Lodzia zachwycała się małymi, piaszczystymi plażami, na których odpoczywali ludzie. Niespodziewanie zerwał się wiatr i balon przyspieszył. Ojejek rzekł, że to na pewno robota E-Wróżki. Lola powiedział wtedy, że zna E-Wróżkę bardzo dobrze, bo w każdy piątek pije herbatkę ze Źródłem i Słonkiem. Omawiają wtedy ważne dla natury sprawy. Lodzia zaniemówiła, po dłuższej chwili zapytała: - To Ty znasz E-Wróżkę i nic nie mówisz! – Jak to nic! Przecież mówię. Nawet czasem rozmawiamy, E-Wróżka pyta, jak nam się żyje i takie tam… A teraz leci przed nami! Zobacz, Lodziu! Tam! I wskazała ma różowawą chmurkę, Leokadia spojrzała, ale jakoś nic nie mogła dojrzeć.

Gdy znaleźli się nad główną w tej okolicy rzeką, która wpada do morza, nie było najlepiej. Czasem wody były spienione i bure, a rośliny całkiem słabe, żółtawe i rachityczne. – Teraz rozumiem, czemu Źródełko tak się martwi. Jego kryształowe wody całkiem tu znikły! - zmartwiła się Lola. - Ojejku, co możemy zrobić, jak pomóc? -Sam nie wiem, chyba każdy musi robić to, co może: nie wyrzucać śmieci do rzeki, nie myć w niej samochodów, nie wypuszczać ścieków z fabryk i tak dalej, ale każdy musi chcieć! -Wiem, wiem! Emocjonowała się Lodzia, będziemy ludzi zabierać na takie wycieczki: Od źródła do ujścia! –To zawsze może pomóc. – A nie mógłbyś rzucić jakiegoś czaru? – Spytała Lola. –Cóż, nie da się zaczarować wszystkich! Uśmiechnął się Ojejek. -Na szczęście, są piękne odcinki rzeki, zadbane brzegi, czystsze wody, łódki, kajaki, leżaki na brzegach. – Ale jeśli ktoś zanieczyści wody w górnym biegu, to nie da się w dolnym tego tak od razu naprawić. – To prawda, przytaknął słowom Leona Ojejek.

Dyskutując, nawet nie zauważyli, że podróż minęła i znaleźli się nad miejscem, w którym rzeka wpływała do morza. Właściwie wyglądało to tak, jakby nigdzie nie wpływała, tylko była częścią morza. Lodzia oczekiwała jakiegoś wodospadu, szumu, a tu nic takiego. Gdyby nie to, że patrzyli na wszystko z góry, trudno byłoby coś dojrzeć. Pomogła też zaczarowana lornetka Ojejka. Ona pokazywała, które wody są słone, czyli morskie, a które słodkie, czyli rzeczne. - Słodkie, to znaczy, że są posłodzone? - Nie, odpowiedział Leon – to znaczy, że mają dużo mniej soli niż morskie, więc, żyją w nich inne ryby niż w morzu. Spojrzeli w kierunku horyzontu. Słonko już chyliło się ku zachodowi, ale było bardzo ciepło. I wtedy Ojejej pokazał im przez lornetkę małą zatoczkę, w której na chmurce pływała sobie E-Wróżka! Zaczęli do niej machać i krzyczeć, a ONA… Też im pomachała! Zapanowała wielka radość, a nawet euforia! Wtedy poczuli powiew wiatru od morza i wiedzieli, że pora wracać.

Bajka - Ojejek przy źródle (Podróże Ojejka 8.)


Niezwykła podróż balonowa ciotki Heleny nad rzekę, zaciekawiła Leona. Poprosił więc Ojejka, by wybrali się tam, gdzie rzeka się zaczyna. Pomysł spodobał się wszystkim. Zatem ruszyli. Dzień nie był najpiękniejszy, więc Ojejek musiał otoczyć balon magicznym bąblem dobrej pogody. Lecieli wolniej, ale za to mogli podziwiać krajobrazy błyszczące od ciepłego deszczu. Gdy na horyzoncie zaczęły pojawiać się zarysy gór, byli blisko! Leokadia znów widziała nad szczytem góry E-Wróżkę, a Ojejek stwierdził, że to bardzo możliwe, bo są blisko ŹRÓDŁA.

Wylądowali na puszystej sukni Kwietnej Łąki. Przywitali się grzecznie, poprosili o popilnowanie balonu i wyruszyli w górę. Ojejek szedł pierwszy, pilnując zielonego szlaku, a wilgi latały w głąb lasu i zarośli, by przywitać się z kuzynostwem mieszkającym tutaj. Ścieżka wiła się śliskimi kamieniami, więc Ojejek musiał bardzo uważać, tym bardziej, że rozpraszała go Lodzia, przynosząca nowinki dotyczące Źródła. – Kuzynka Lola mówi, że Ono jest bardzo zarozumiałe. Przepędza ptaki i złości się, że mącą jego kryształowe wody. – A Dziunia wspominała, że całymi dniami przegląda się w strumieniu wypływającym spod jego stóp i podśpiewuje coś takiego, że jest piękne, że młode, że daje ochłodę… i takie tam…. Ojejek słuchał i tylko kręcił głową.

Niespodziewanie, blisko szczytu góry wyszli na polankę, która wznosiła się ku zachodowi. Wśród porośniętych mchem wielkich głazów lśniło lusterko Źródła. – To Źródełko, Źródełeczko! – chichotała wilga. – Ojejku, ruszajmy dalej, przecież to maleństwo nie może stworzyć rzeki! I wtedy kryształowa woda wypływająca spośród kamieni zaszumiała i dał się słyszeć wyraźny szept: - Wszyscy mnie lekceważą! Mówią: - Maleństwo! - Źródełko! Mącą moje wody i gaszą brylantowe strugi wyruszające ku morzu. To przecież ja zabieram, jak motorniczy do tramwaju, wody małych rzeczek, by płynęły wraz z moimi wprost do morza! – Mówiłam, że się przechwala - szepnęła Lodzia. Źródło usłyszało ten szept i sprostowało z oburzeniem, że przecież powiedziało prawdę. Ono daje początek rzece, bez niego nie byłoby tych pięknych meandrów, ptasich siedzib w tatarakach, pluskających ryb i tych żabich chórów wieczorami. Lodzia się zawstydziła. – Przepraszam Cię, ale to nie brzmi najlepiej, kiedy stale mówisz o sobie. Pozwól, by inni Cię pochwalili. I Nie przepędzaj ptaków! One przylatują do Ciebie, bo masz najczystsze wody- to jak komplement przecież! – Nie myślę o tym w ten sposób… wyszeptało Źródło.

Ojejek przysłuchiwał się rozmowie i robił pamiątkowe zdjęcia. Leokadia przeprowadziła poważną rozmowę z kuzynostwem, po której odbyła się długa debata Źródła z okolicznymi mieszkańcami. Po południu byli już dobrymi przyjaciółmi. Ptaki pilnowały porządku, nie mąciły wód, a Źródło przestało gderać i mówić tylko o sobie. Goście pożegnali się serdecznie i wilgi ruszyły ku balonowi. Teraz one były pierwsze i czekały na Ojejka, który przyjaźnie pogadywał sobie z rosnącym w siłę strumykiem. Na Kwietnej Łące płynęła już pokaźna rzeczka. Ciekawe, jaka będzie na końcu?

Bajka - Ojejek nad rzeką (Podróże Ojejka 7.)

Od tygodnia w domu Ojejka gościła ciotka Helka. Wpadła z wizytą na niedzielną herbatkę i jakoś tak została, a dzień wyjazdu nie nadchodził. Ciotka usmażyła konfitury morelowe, zrobiła mus gruszkowy z szafranem i orzekła, że tylko ONA potrafi wyczarować powidła śliwkowe, bez których kruche ciasteczka na Boże Narodzenie po prostu nie istnieją. Ojejek zaniepokoił się taką perspektywą obecności ciotki, ale że lubił gości, uśmiechnął się tylko i pomyślał, niech się dzieje, co chce!

We wtorkowy poranek obudził go łomot w okno. To Leon machał za szybą skrzydłami, cały naczupurzony. Wskazywał na niebo i po prostu nie mógł przemówić, a Lodzia pękała ze śmiechu, trzymając się za brzuch. Zanim Ojejek otworzył okno, dostrzegł na niebie swój ulubiony balon. Mknął, jakby poczuł lemoniadę turbo. – Co się dzieje, zapytał wilgi. – To… to….ooooo….OOONA! To CIOTKA! Rzeczywiście, z gondoli balonu wychylała się ciotka Helka i coś wykrzykiwała. Wiatr znosił balon nad rzekę, więc trzeba było działać szybko.

Ojejek zadzwonił do kuzynki Owej, która właśnie odpoczywała na archipelagu "Bajki na raz", w nadziei, że ta archiportuje się do balonu i sprowadzi ciotkę na ziemię. Jednak Owa nie potrafiła archiportować się na pojazd, który jest w ruchu, więc trzeba było szukać innego sposobu. Wilgi postanowiły zawiadomić mieszkańców rzeki, by przygotowywali się do akcji ratowania ciotki, gdyby balon zniżył niebezpiecznie loty. Oddziały żab przygotowały tratwę z tataraków, szczupaki czekały w pogotowiu, by holować ciotkę do brzegu, gdyby tratwa żab była za daleko. Bobry zbudowały szybko tamę spiętrzającą wodę tak, aby mogła swobodnie ruszyć motorówka ratunkowa. 

A w tym czasie ciotka… wychylała się z balonu i krzyczała: - Ojejku, nie martw się, skończyłam kurs pilotażu balonu, więc lecę sobie podziwiać tutejszą cudowną rzekę…. Nikt jednak na ziemi tego nie słyszał. Wilgi podjęły bohaterską próbę pościgu za balonem, ale wiatr był szybszy. Ciotka żwawo żeglowała po niebie, podziwiała cudowne meandry rzeki i brzegi porośnięte kępami zieleni. Wyszperała w ekwipunku lornetkę Ojejka, więc mogła obserwować pluskające w wodzie okonie i płotki. Wąsate sumy trochę ją niepokoiły, bo płynęły jak jej straż przyboczna i miała wrażenie, że obserwują ją, gdy wykonują nagły plusk!. Dały się też wypatrzeć szczupaki towarzyszące sumom i węgorze. To dziwne, pomyślała Hela, że tak płyną i nie boją się cienia balonu! Dostrzegła też na horyzoncie świeżą tamę bobrów, które pracowały, jak szalone. Z zamyślenia wyrwało ją znajome wołanie wilgi. Leon całkiem bez ducha dopadł gondoli i zawołał: - Ciocia żyje? Ratunek jest blisko, wszyscy w pogotowiu… Wtedy zobaczył, że ciotka sprawnie kieruje balon ku mieliźnie na rzece i nie ma problemu z wylądowaniem! - Martwiliście się? Czemu? Przecież krzyczałam, że skończyłam kurs pilotażu balonu!

Bajka - Ojejek w sadzie (Podróże Ojejka 6.)

Wstał kolejny, słoneczny, wakacyjny dzień. To był poniedziałek. Ojejek sprawdził zapasy w swojej spiżarni i zdecydował, że już czas na przygotowanie pyszności na zimę. Właśnie dojrzewały różowe maliny, koralowe truskawki i bordowe wiśnie. Ojejek poczuł już zapach truskawkowych i agrestowych konfitur, soku malinowego najlepszego na przeziębienie i przepysznego dżemu morelowo-jabłkowego. 

Spakował kosze na owoce, bukłak lemoniadowego paliwa i wystartował. Nad lasem dołączyły wilgi. Leon nawet się nie przywitał, tylko od razu powiedział, że Sad ma kłopoty. Właśnie gołąb przyniósł wiadomość od Stracha na Wróble, że ten nie daje już rady ochraniać Sadu przed watahami żarłocznych ptaków zza Rzeki. Owoce znikają jak kamfora! - Jak co? Spytała Lodzia. - Nie, jak co? Tylko bardzo szybko! Odrzekł zdenerwowany Leon. Ojejek wyjął magiczny komunikator międzyarchipelagowy i wybrał jakiś dziwny numer. Po chwili wszyscy usłyszeli słodkie ćwierkanie. Ojejek odpowiedział bardzo szybko właśnie w tym ptasim języku używanym w archipelagu Anyż. – Problem rozwiązany! - oznajmił. W tej samej chwili na dnie gondoli balonu zmaterializowała się dziwna, okrągła paczka przypominająca jajo. Ojejek rozpakował ją i zaczął wysypywać za burtę zawartość. Nie wiadomo skąd, wokół zaroiło się od ptaków, które w locie wyłapywały magiczne ziarno i odlatywały za Rzekę. Lodzia przysięgała, że w czasie odlotu ptaków, widziała za słońcem rąbek liliowej sukni E-Wróżki, ale nikt oprócz niej tego nie dostrzegł. 

Gdy podróżnicy dotarli na miejsce, Strach machał do nich radośnie. Uradowany Sad poprawił peleryn - Ojejku, uratowałeś moje owocowe skarby. Jesteś dobrym przyjacielem. Zapraszam, wybieraj, co chcesz! Strach pomoże Ci napełnić koszyki. 

Ojejek i wilgi spędzili z Sadem i Strachem cale przedpołudnie. Zebrali agrest, porzeczki i maliny. Najedli się dojrzałych czereśni i moreli. Na jabłka, gruszki i śliwki węgierki jeszcze nie nadszedł czas, więc nie zrywali ich. Na każdym krzaku i drzewie zostawiali trochę owoców na czubkach, żeby ptaki też mogły się posilić, gdy zgłodnieją. Taki pomysł spodobał się Strachowi i wróblom, które mieszkały w jego rękawach. Całe popołudnie Ojejek z pomocą Leona, Lodzi i ciotki Helki robił soki, marmoladę i konfitury na zimę. To był bardzo smaczny dzień:)

Bajka - Ojejek w warzywniku (Podróże Ojejka 5.)


Leokadia ustaliła plan podróży, z którego wynikało, że nadszedł dzień wyprawy nad warzywnik. Leon trochę się krzywił, bo przecież warzywa zna każdy, nawet jeśli ich nie hoduje. Ojejek przypomniał mu jednak, że przecież sam uznał pola zbóż za magiczne, więc z pewnością się nie rozczaruje. Wyruszyli zatem bez dalszego marudzenia.

Warzywnik był usytuowany między polami uprawnymi a sadem. Już z daleka zadziwił wszystkich. – Co za kolory! Zachwycała się Lodzia. – Rzeczywiście, godne fotografii -potwierdził Ojejek. Leon pofrunął w dół i zanim Ojejek wyjął zaczarowaną lornetkę, wrócił, krzycząc: - Dzieje się coś złego! Spójrzcie! Rzeczywiście, wszystkie warzywa stały z opuszczonymi głowami, zielone ręce i nogi powyginały się, jakby były z gumy! – Co się dzieje? -krzyknęła Lodzia. - Zaczarował ich ktoś? – Obawiam się, że prawda jest prostsza! To susza! – No tak! To susza. -Potwierdził Leon. – No to lećmy nad jezioro po wodę - zaproponowała Lodzia. – To słaby pomysł- musielibyśmy latać i latać.

Ojejek wyjął z kieszeni magiczny gwizdek. –To nasz ratunek. Wzywa taką wróżkę, która akurat może pomóc. Stwierdził i zagwizdał. W tej samej chwili pociemniało, zaszumiało i nagle nad chmurami pojawiła się ONA– E–Wróżka! W ręce trzymała złocistą różdżkę i wykonywała nią tajemnicze ruchy. Chmury zrobiły się granatowe i jakby gęste. Powoli zaczęły spadać wielkie krople deszczu. Leokadia myślała nawet, ze to grad, ale za chwilę okazało się, że to naprawdę deszcz! Marchewki podniosły pióropusze, buraczki uniosły łopatki swoich bordowych liści. Ogórki zaczęły radośnie podskakiwać i chyba troszkę urosły. Dynie machały swoimi długimi dłońmi, krzycząc: - To cud! Dzięki Ojejku! Dzięki wilgi! Dzięki szanowna E-Wróżko! Wszyscy spojrzeli w górę, ale wróżki już nie było…

09 kwietnia, 2019

Bajka - Ojejek wśród pól (Podróże Ojejka 4.)





O poranku Ojejek usłyszał wołanie wilgi Leona. Podchodząc do okna, na parapecie ujrzał niespodziewanie dwa ptaki! -Kto to? Zapytał Leona, gdy otworzył okiennice. – O! Z przyjemnością przedstawiam swoją siostrę Leokadię! Przywitaj się Lodzia! – Czołem! Krzyknęła Lodzia, gdyż była bardzo bezpośrednią i wesołą wilgą. – Lataliśmy dziś dla zdrowia nad polami, tam musisz dziś polecieć! Jest magicznie! – Ja będę pilotem!- zdecydowała Leokadia. 

Po kwadransie balon zmierzał ku polom. Z daleka wyglądały jak kolorowa plansza do gry. Na miedzach przysiadły kępy krzewów. Gdzieniegdzie sterczały samotne grusze i topole. Ojejek otworzył atlas roślin uprawnych! Wszystko tam było. Rozpoczęli obserwację lornetkową. Pszenica złociła się w słońcu, a Ojejek już myślał o chrupiących bułeczkach:) -To zielonkawe - to żyto na chlebek - cieszyła się Leokadia. Rozpoznali jeszcze pole owsa na owsiankę, łan rzepaku na olej - żółciutki jak słoneczko i brązowo - białe pole gryki na pyszną kaszę. Po godzinie obserwacji poczuli głód, bo bez przerwy mówili o jedzeniu! 

Już mieli zawracać, gdy Leon szepnął ściszonym głosem: - spójrzcie w górę, wśród chmur mignęła mi chyba postać E-Wróżki… Ojejek wyraźnie się ożywił. -Chyba coś widzę, ale słońce mnie oślepia. – Lodzia zapytała szeptem: - „E”- dlatego że internetowa, czy z jakimiś konserwantami? –Co Ty pleciesz! – krzyknął Leon. - „E”- to magiczna litera- oznacza MOC WRÓŻKI! - Acha…- odrzekła Leokadia. –Tak, potwierdził Ojejek. - E-Wróżka ma Moc Władania Żywiołami Natury! –Czyli co? - dopytywała się Lodzia. –Może sprowadzić deszcz, rozpętać burzę, ale i wyczarować słoneczny dzień, jak dziś! – Ojejku! 

Każdy z podróżników w drodze powrotnej marzył, że może uda im się kiedyś naprawdę zobaczyć E - Wróżkę i może nawet spotkać się z NIĄ!

Bajka - Ojejek na jeziorem (Podróże Ojejka 3.)









Czwartek okazał się najlepszym dniem na wyprawę nad Jezioro. Ojejek czekał już tylko na wilgę, która okazała się Leonem. Jezioro zamieszkiwało wspaniałą dolinę nieopodal Kwietnej Łąki, przyjaciółki podróżników. Balon był świeżo wyremontowany. Lepszym od odrzutowego, okazał się napęd lemoniadowy. Ojejek przed każdą wyprawą sporządzał domową lemoniadę z plasterkami cytryny i listkami mięty, no i łyżeczką miodu, oczywiście. Balon, gdy tylko wyczuwał jej zapach, od razu rwał się do lotu.

W czwartkowe upalne przedpołudnie wzięli więc kurs na Jezioro. Patrząc przez zaczarowaną lornetkę, dostrzegli szmaragdowo– błękitną głębię. Usłyszeli też beztroski żabi chór, który miał moc wywoływania wesołego nastroju! Gdy obniżyli pułap lotu, Ojejek dostrzegł, przez tataraki porastające brzegi jeziora, kolorowe, pluskające rybki i plotkujące z nimi żaby. Nad wodą jak helikoptery unosiły się przezroczyste ważki – strażniczki wód.

Leon - który pofrunął na rekonesans, wrócił z ciekawą informacją. Otóż, okazało się, że z powodu wczesnej pory, nie było jeszcze ludzi, którzy robią zawsze hałas i sprawiają, że ryby kryją się w głębinach, a żaby w tatarakach, więc chmurki zaprosiły mieszkańców Jeziora na przejażdżkę po niebie. Rybki wskakiwały na chmurki, żeglowały chwilę po błękicie, a potem jak z trampoliny skakały do wody. Żaby trochę się bały, więc chmurki spływały jak mgiełka nad samą taflę wody i pozwalały im na niegroźny pluuusssssssk :) Jezioro śmiało się radośnie, a na powierzchni robiły się fale tak, że aż motyle i ważki uciekały.

Ojejek i wilga Leon żeglowali spokojnie wzdłuż brzegów i przez magiczną lornetkę podziwiali podwodne życie. Zrobili sobie też kilka selfi z Jeziorem, które zawsze było niezadowolone z efektu i poprawiało tatarakowy frak albo też układało marszczenia na szerokich błękitnych spodniach. Było wiele śmiechu i radości. Kiedy w oddali pojawiły się pierwsze samochody z letnikami, Ojejek wiedział, że pora wracać do Najmilszego Miejsca na Ziemi.

Bajka Ojejek na łące (Podróże Ojejka 2.)





Kolejny piękny dzień otworzył wrota wakacyjnych wędrówek Ojejka. Zaraz po śniadaniu podróżnik sprawdził dokładnie poszycie balonu i uzupełnił ekwipunek. Zapakował kosz piknikowy, bo dziś wybierał się na ŁĄKĘ. Niebo było czyste i błękitne. Lekki wiaterek zachęcał do rozpoczęcia wyprawy. Ojejek zerknął jeszcze na wysprzątany domek i z radością pomyślał, że miło będzie wracać do lśniącego czystością, Najmilszego Miejsca na Ziemi.

Gdy wystartował, usłyszał znajome trele i zobaczył, że jego ptasi przewodnik po Lesie przybył, by i dziś mu towarzyszyć. To było bardzo miłe. Po chwili widzieli już całą okolicę, jakby leżała na talerzu. Kolorowe budynki miasteczka, ciemna plama lasu, a bardziej na zachód - cudowna, pachnąca ŁĄKA.

Ojejek już wiedział, że widzi ten, kto chce zobaczyć, więc, gdy wylądowali na skraju łąki, kucnął i wytężył wzrok. Po chwili ją zobaczył. Była przepiękna! Wspaniałe, płowe włosy traw falowały na wietrze. Zielona, mocno namarszczona suknia układała się pięknie aż po horyzont. Ojejek oniemiał z zachwytu na widok kolorowych kwiatów, które ją zdobiły. Delikatne główki dmuchawców już gdzieniegdzie wyłaniały się spomiędzy słonecznych twarzyczek mniszka. Nad kwiatami unosiły się różnobarwne, brzęczące owady i majestatyczne motyle. Leśny ptak, który okazał się wilgą, szepnął.: - Spójrz tam! Ojejek powiódł wzrokiem we wskazanym kierunku. Między kępami traw dostrzegł kopiec kreta i okrągłe wejście do domku myszy polnej.

Autostradą między kąkolami i bławatkami sunęły ślimaki, a biedronki plotkowały po liśćmi babki lekarskiej. Dwa żuki odpoczywały pod parasolami kopru. –Słyszysz - zapytał Ojejek. - Tak, To konik polny - najlepszy muzyk w orkiestrze Pani Łąki. I właśnie wtedy spostrzegli, że Łąka kieruje na nich swoje szmaragdowe oczy. – Zapraszam, mam dla Was miejsce na piknik - i wskazała zakątek obok strzelistej kępy zieloności. –Dziękujemy bardzo – odrzekł Ojejek i rozłożył na trawie kolorowy koc w kratę. Na posiłek zbiegli się co odważniejsi mieszkańcy łąki. Żaby jedna przez drugą opowiadały o ostatnich wydarzeniach z udziałem trzmieli, os i pszczół. Było tak bzycząco, że sama Pani Łąka musiała ich godzić. Rozmowom i śmiechom nie było końca!

W miłej atmosferze, przy dźwiękach łąkowej muzyki czas szybko mijał. Gdy słońce zaczęło schodzić w dół, ku swojemu popołudniowemu domowi, Pani Łąka pożegnała się, mówiąc, że teraz ona i jej dwór potrzebują czasu na odpoczynek. Ojejek wraz z wilgą wrócili więc do czyściutkiego domku, żeby planować kolejne wyprawy.


Bajka - Ojejek w lesie (Podróże Ojejka 1.)

Ojejek wypatrzył przez lornetkę majaczący w oddali LAS. Ciemnozielona linia horyzontu falowała na wietrze. To coś na dziś! Lecę tam! Pomyślał i skierował swój balon z napędem odrzutowym ku samemu sercu lasu. Ustawił ostrość lornetki i za chwilę dostrzegł sploty konarów i gęstwinę liści w różnych odcieniach zieleni. E, pomyślał, to nic szczególnego, z góry wygląda zupełnie jak peruka, której używałem w przedstawieniu o Królu Czasie.

Już miał odlatywać, gdy usłyszał ptasie trele, o dziwo, zrozumiał je! - Ej, Ojejek, coś złą perspektywę przyjąłeś, zaraz Ci to wyjaśnię. Widziałeś kiedyś wieżowiec, w którym żyją ludzie? - No jasne - odkrzyknął Ojejek. – No to z lasem jest podobnie. Musisz lecieć z góry w dół lub na odwrót i wtedy zrozumiesz, jakim jest niezwykłym miejscem. Jeśli chcesz, będę Twoim przewodnikiem. -Doskonale, tyko zacumuję balon przy chmurce i włożę odrzutowy plecak. - Jasne, czekam w gnieździe na topoli.

Gdy Ojejek zbliżył się do gniazda swojego przewodnika, ze zdumieniem dostrzegł, że jest w ptasim mieście. W koronach drzew, na każdej większej gałęzi mieściły się jakieś niezwykłe gniazda. Ptaki wylatywały z nich i nurkowały w dół ku krzewom, na których było w bród dojrzałych owoców. -To piętro, to nasza stołówka! Widząc posilające się ptaki, Ojejek sięgnął po laskowy orzech, ale ten był jeszcze niedojrzały, więc wyruszyli w dalszą podróż. Zrobiło się ciemniej, gęste paprocie bujnie porastały ziemię.

Na miękkim mchu dobrze było widać granatowe jagody i czerwone poziomki. A potem usłyszeli trzask… Ojejek odwrócił się i stanął oko w oko z Zającem! – Cześć - krzyknął szarak i już go nie było. Za to Lis – stały mieszkaniec tego piętra lasu miał czas na pogawędkę! Ojejek, stojąc na ściółce, dostrzegł czekoladowe kapelusze borowików i czerwone sylwetki koźlarzy. –Ale pięknie, westchnął! Podniósł głowę do góry i ujrzał uśmiechniętą twarz Pana Lasu - jego włosy powiewały na wietrze, zielony kubrak miał piękne kalinowe guziki, a buty wyglądały jak krzaki jagód. Wokół krążyły kolorowe ptaki, a z kieszeni wyglądały Wiewiórki. -Ojoj! To naprawdę udana podróż!