Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wilga. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wilga. Pokaż wszystkie posty

12 maja, 2021

Bajka świstunki leśnej (Ptasie bajki 7.)


Robiło się coraz jaśniej, świt odsuwał powoli aksamitną kurtynę ciemności. Las poprawiał swój zielony kubrak i otrząsał z rosy listeczki. Pukał cichutko do wszystkich ptasich gniazdek i zajęczych norek, zajrzał do dziupli sowy i do wiewiórek. Miał mnóstwo pracy!

-Ojoj, jak tu pięknie! Już o tym zupełnie zapomniałam. W Afryce też było świetnie, ale tu… tu, to co innego… Urocza świstunka Sibila zerwała się do lotu i śmigała wśród drzew, jak seledynowo - biały płomyk, radośnie świstając: -Ip-sip-sip... sirrr! Ip-sip-sip... sirrr! Ip-sip-sip... sirrr!

Leciała od drzewa do drzewa i wołała:

-Dzień dobry!, Dzień dobry! Witam! To ja, świstunka Sibila! Tak się cieszę, że ma pan nowe gniazdko, panie Szpaku! Ależ mamy przepiękny Wielki Zielony Las! Witam panią, pani Świergotko! Ip-sip-sip... sirrr! Ip-sip-sip... sirrr!

-Witam, witam, pani Sibilo! Chętnie pomogę w zagospodarowaniu się. -proponował pan Wilga.

-Mamy dla pani niespodziankę! -krzyknęła pani Drozdowa. -W naszym lesie zamieszkało wiele nowych ptasich rodzin. Przyleciało także kilkoro świstunek! Już o panią pytali! Koniecznie proszę ich odwiedzić! Koniecznie! Zamieszkali przy trzech dębach za Starą Polaną.

-Dzięki, już do nich lecę!

I poleciała. Po drodze pośpiewała z małym, mieszanym chórem witającym dzień, napiła się kryształowej rosy i znalazła kilka miejsc z doskonałymi materiałami do naprawy gniazdka.

Tuż za trzema dębami usłyszała znajomą melodię. Między mgiełką seledynowych listków dostrzegła uwijające się, znajome postacie. Tak, to naprawdę świstunki!

Powitania były bardzo serdeczne, wszyscy mówili naraz, podfruwali, zataczali ukośne kręgi i oblatywali pobliskie drzewa dookoła. Sibila od razu została serdecznie zaproszona do zamieszkania w pobliżu, gdzie czekało na nią doskonale urządzone gniazdko, znacznie lepsze od tego, które miała reperować. Zgodziła się bez wahania, więc wszyscy radośnie zaświstali w chórze:

- Ip-sip-sip... sirrr! - Ip-sip-sip... sirrr! - Ip-sip-sip... sirrr! - Ip-sip-sip... sirrr! - Ip-sip-sip... sirrr!

A echo pląsało wokół… I tak minął pierwszy wiosenny dzień świstunki Sibili w Wielkim Zielonym Lesie.

10 kwietnia, 2019

Bajka Sali Tronowej (Ptasie bajki 6.)





Wreszcie nadszedł ten dzień. Ostatni dzień lipca. Wszystko było gotowe. Sala Tronowa nerwowo rozejrzała się wokół. Niby wszystko było w porządku, ale… Dlaczego właściwie nie może jej zobaczyć każdy, kto chce. Dlaczego nie widać tych błysków, kolorów, drżenia magii, falowania uczuć. Mewy mówią, że z góry całe zaczarowane jezioro wygląda jak ściana pełna najróżniejszych Ptasich Zegarów. Nie ma prasy, dziennikarzy, telewizji… Mamrotanie Sali Tronowej zwróciło uwagę myszki Szy. -Ej, co się tak martwisz? Jesteś wystrojona, będziesz dziś najważniejsza i masz problem? –No wiesz, chyba się mnie wstydzą… -Wstydzą? Co Ty gadasz? Nie o Ciebie tu chodzi, chodzi o bezpieczeństwo. Złe czarownice nie mogą się o niczym dowiedzieć! –Ach, to o to chodzi! Ucieszyła się Sala. -No to kamień z serca!

Rozmowę Sali Tronowej i myszy przerwało pojawienie się kolorowych bajek. Zajęły miejsca w powietrzu, dookoła tronu. Tworzyły barwną tęczę. Najpierw Czerwona, potem, Pomarańczowa, Żółta, Herbatkowa, Zielona, Niebieska, Granatowa i Fioletowa na koniec. Szeptały wesoło, były dumne, że Kolorowa Królowa miała dla nich takie ważne miejsce.

Przed tronem po lewej stronie zasiadł Czas i wszystkie jego chwile, dni i pory. Jutro, Dzisiaj i Wczoraj błyszczały i migotały szczególnie, bo tyle się działo, że nie mogły przecież przestać pracować. Miejsca zajęte przez Czas bez przerwy się zmieniały. Wystarczyło odwrócić głowę i po chwili obraz był zupełnie inny. –To jest normalne, czas tak ma- stwierdził wilga Leon, sadowiąc się na oparciu królewskiego tronu. Wilgi rozejrzały się. Byli już chyba wszyscy. Ojejek siedział razem z innymi zwiadowcami. O dziwo, była też ciotka Helena, która okazała się najpotężniejszą wróżką z archipelagu Cynamon. Wszystkie wróżki białej, dobrej magii zajmowały kolejny sektor miejsc. Także wszystkie ważne miejsca odwiedzane przez Ojejka i wilgi przysłały swoje awatary.

Kiedy ostatnie miejsce zostało zajęte, Sala Tronowa powiadomiła Malachitowego Króla, że już czas. Królowa wpłynęła na tron, niesiona przez Wiatry ze stadniny E-Wróżki, która unosiła się pod sklepieniem, mając w pogotowiu swoje żywioły. Wraz z Królową przybyła Wróżka Tysiąca Emocji i od razu rozpłynęła się po wypełnionym wnętrzu.

Gdy Królowa zajęła miejsce, El-Mag dał znak i za tronem Królowej ukazał się Ptasi Zegar, co wywołało entuzjazm zebranych. Królowa przemówiła:

-Kochani, z radością potwierdzam, obecność Ptasiego Zegara to dowód powodzenia naszej Misji. Oto jej efekty. Natura przetrwa na pewno! Jako pierwsi przedstawią efekty swoich badań przedstawiciele wszystkich Archipelagów Szafirowego Jeziora.

Latający fotel zatrzymał się przy Owej z archipelagu Cynamon. Owa usiadła i uruchomiła ekran, na którym wyświetliła wyniki swoich badań. -Dzieci, które obserwowałam, kochają swoją naturę, uwielbiają się bawić w parkach, na placach zabaw, nad jeziorami i rzekami. Szanują te miejsca, w których żyją i dbają o nie. Kiedy ktoś naśmieci albo coś zniszczy, zawsze pojawiają się tacy, którzy reagują i pomagają naprawić szkody. No i do tego dzieci czytają książki, a ktoś, kto czyta, nie może być zły dla natury. Ja daję małej ludzkości wielki plus. Mój wujek Ojejek i jego ciocia Helenka, też coś dodadzą.

-To prawda, rzekł Ojejek. Ludzie kochają naturę, która ich otacza. Pielęgnują sady, ogrody, dbają o stawiki, jeziorka i lasy. Niestety, nie zawsze pamiętają o całej planecie. Najważniejsze jest to, że widzą swoje błędy i starają się czyścić rzeki, zbierać śmieci w górach, ograniczać wyrzucanie śmieci w miejsca inne niż wyznaczone. Ja jestem na tak. Ludzi szanujących naturę i reagujących na niszczycielskie działania jest więcej, to jest optymistyczne.

Następnie zabrał głos Ran z archipelagu Szafran, opowiedział, jak ludzie dbają o plaże. Dodał, że zabrali się też za planowanie oczyszczania oceanów i mórz, co sprawia, że trzeba dać im szansę. Nilia z archipelagu Wanilia dodała, że jest nawet plan zbierania śmieci z kosmosu, w czym oni obiecują pomagać. Kosmita Łowca z archipelagu Jałowiec był dumny, że ludzie mają program ratowania lasów przed zagładą, są w stanie narazić własne życie, by ocalić życie drzew. Dobrych ludzi jest więcej, zatem Łowca też był na tak. Mon z archipelagu Kardamon wyjawił, że ludzie coraz zdrowiej się odżywiają, jedzą dużo warzyw i owoców, a przede wszystkim uczą już małe dzieci, że na przykład zdrowe jest picie wody mineralnej. Mon przyznał, że jedzenie przygotowywane przez ludzi jest zdrowe i pyszne, dlatego jest na tak. Ostatnim zwiadowcą był Uma z archipelagu Sumak. Poinformował o tym, że ludzie potrafią się cieszyć, tworzą sztukę, która zachwyca ich, a najważniejsze, że czyni wszystkich lepszymi.

W końcu przyszedł czas na film wilg. Wszyscy wysłuchali w skupieniu wszystkich wypowiedzi ptaków. Wszyscy transmitowali na żywo na swoje archipelagi ten wspaniały pokaz. Padło, niestety, wiele gorzkich słów pod adresem ludzi, ale wszystkie ptaki zgodnym chórem podkreśliły, że dobrych ludzi jest więcej, a ptaki mogą zawsze liczyć na czyjąś pomoc. Wilgi bez wątpienia były bohaterkami dnia. Królowa otworzyła jedną z kieszeni swojej magicznej sukni i wszyscy ujrzeli wyfruwającego z niej wróbelka Kajtusia. Rozległy się brawa, zapanowało poruszenie. Wszyscy czekali na przemowę Królowej.

Królowa wstała, uciszyła zebranych i rzekła. –Bardzo Wam dziękuję, za trud i pasję poznawania dobrych i złych stron ludzkości. Cieszę się, że mówicie zgodnym chórem. Nie ma światów, w których wszystko byłoby idealne. Ludzie naprawdę się starają. A sami wiecie, że zło czyha wszędzie. Nasz świat, też musi z nim walczyć. Dlatego ogłaszam wielką akcję „Ziemia na TAK”, w której będziemy wspierać najlepszych ludzi w ich staraniach, by chronić naturę i czynić ją piękniejszą. Rozległy się brawa, wiwaty i wesołe okrzyki aprobaty.

Tę ogólną radość uzupełniły dźwięki muzyki. To Lila, nowa mieszkanka archipelagu fioletowych bajek zaśpiewała przygotowaną na tę okazję piosenkę.

Sala Tronowa aż drżała z dumy, tym bardziej, że Królowa zaprosiła mewy, by wzięły udział w uroczystości. To koniec kłopotów, pomyślała Sala i otworzyła drzwi do swojej siostrzyczki- Sali Balowej. To dopiero było coś! Rozpoczęły się tańce wszystkich archipelagów, błękitna mżawka orzeźwiała zebranych, a ciasteczka opowiadały bajki. Acha, dodam, że Lila doskonale bawiła się w towarzystwie Uma z archipelagu Sumak, który zachwycał się jej niewyczerpaną wyobraźnią!

I tak minął kolejny miesiąc. Które chwile z jutra wybierzemy na następny?

Bajka Zamku (Kwiatowe bajki 1.)


Zamek nie wiedział, co o tym myśleć. Niby miał być najlepszy na świcie, lepszy nawet, niż główny Zamek Kolorowej Królowej. Ale mewy, które latają nad jeziorem, wcale tego nie potwierdzają. Mówią, że mały jakiś, taki, jak chatka zwykłej wróżki, gdzie mu tam do prawdziwych zamków. Prawdziwych... no tak, tak to właśnie wygląda.

Zamek naprawdę się martwił. Na co tyle sal, skoro przez całe lata będą w ukryciu. Jeśli żaden gość nie zechce przeczytać książki, nikt nie dowie się, jaką on-Zamek ma doskonałą bibliotekę. A jest w niej każda książka, jaką napisały istoty wszystkich archipelagów. Albo basen, kto zobaczy basen, kto o nim pomyśli, żeby mógł się objawić. Te smutne rozważania przerwało Zamkowi nagłe i niespodziewane pytanie. Zamek nie mógł się zorientować, skąd dobiega głos. Zadzierał dach, zaglądał w lustro jeziora, otwierał okiennice i nic. Minęła chwila i znów rozległo się pytanie: -Co mam zrobić, żeby trafić do Twojej kuchni, stoję tu już kwadrans, wyobrażam sobie te kosze z serem, a tu NIC! - Kosze z serem? To musi być mysz! Zamek zaczął zaglądać w szpary, dziurki, których było bardzo mało, bo był przecież NOWY. Po chwili więc ją zobaczył. Stała przy fosie, za bramą. I to właśnie był sekret! Żeby przywołać wnętrza, trzeba było znaleźć się za bramą Zamku. Bez tego ani rusz!

-Cześć, powiedział nieśmiało Zamek, skąd się tu wzięłaś? Na mojej wyspie? -Mieszkam tu. Na każdej wyspie mieszkają nie tylko zamki i rośliny. Na nowej wyspie od razu są ptaki, zwierzęta, owady. Wszystko jest, jak trzeba. Ta wiadomość ucieszyła Zamek. –Skoro WSZYSTKO jest jak trzeba, to znaczy, że wystarczy mucha, która wleci do Zamku i ożywi każdą moją komnatę! -No, czy mucha, to nie wiem, ale JA, na pewno, odrzekła z przekonaniem w głosie mysz.

Zamek natychmiast opuścił zwodzony most i zaprosił myszkę do siebie. –Jestem Szaa. –A ja Amek. Bardzo mi miło. Jeśli masz ochotę na serek, zmruż oczy i wyobraź sobie kuchnię! W tej samej chwili Szaa i Amek znaleźli się w kuchni. Rzeczywiście na stole piętrzyły się stosy cudownych serów. Szaa poczęstowała się kawałkiem, a potem wyruszyli na wyprawę. Najpierw trafili do tej biblioteki, o której wspominał Amek. Szaa pomyślała o książkach, których bohaterkami są myszy i po chwili piętrzył się przed nią stos kolorowych dzieł. To było coś! Potem pojawił się basen, Szaa wyobraziła sobie materac w kształcie żaglowca i przez chwilę bawiła się w marynarza. Potem odświeżyła się w łazience z prysznicem, w łazience z wanną, w łazience z jakuzzi, w… Zamek zaczął się martwić, że futerko jego przyjaciółki całkiem wyblaknie, więc zakończyli przywoływanie łazienek. Odwiedzili za to komnaty gościnne, słynną garderobę królowej, salę ćwiczeń, korty tenisowe, boiska, bieżnie i plac zabaw. Oczywiście, otworzyli salę balową, w której stale grała muzyka, salę konferencyjną i gabinet do pracy. Zmaterializowali nawet pralnię, zajrzeli do piwnic i garaży na wszystkie występujące na archipelagach pojazdy. Na koniec znaleźli się w sali tronowej. Byli onieśmieleni. No jutro, to się tu będzie działo- pomyślał Amek.

Niespodziewanie dla Szy, okazało się, że możliwych do przywołania komnat jest jeszcze kilka tysięcy. -No cóż, rzekł z nadzieją w głosie Amek, chyba muszę Cię prosić, żebyś u mnie zamieszkała na jakiś czas, wtedy każda z komnat będzie mogła się pojawić i mewy w końcu przestaną źle o mnie mówić. Zamek nie zdążył dokończyć swojej przemowy, a Szaa już wyczarowała sobie królewskie, mysie komnaty nieopodal miejsca, gdzie najłatwiej przywoływało się kuchnię.

Kolorowa Królowa uśmiechnęła się, słysząc tę rozmowę, bo wiedziała o wszystkim, co działo się na jej jeziorze i na wszystkich wyspach.

Bajka - Ptak na Tak (Ptasie bajki 5.)





Aż do zachodu słońca wilgi pracowały nad zebranymi materiałami. Przygotowały wszystkie informacje, o które prosiła Kolorowa Królowa. Nie miały nawet czasu, by zjeść przygotowany przez babcię posiłek. Kajtuś fruwał dookoła ich gniazda i ćwierkał coś bez przerwy, ale nikt nie zwracał na niego uwagi.

Kiedy na niebie rozsnuły się pasma pomarańczu i złota, a słonko zniknęło za horyzontem, praca była zakończona. Leon rozejrzał się dookoła, coś było nie tak, ale nie wiedział co. Lodzia też nasłuchiwała, aż w końcu zawołała: -Co tu tak cicho? Rzeczywiście, nie było słychać żadnego nawoływania, żadnego kląskania ani świstów. -Gdzie są wszystkie ptaki? –Najlepiej lećmy na Ptasią Wyspę, może się stęsknili i tam spędzają wieczór- zaproponowała Lola. –E, tam… -niepewnie odrzekł Leon, ale dziewczyny już szybowały w górze. Poleciał więc i on.

Już z dala zobaczyli bijące światła reflektorów. Na trawniku obok kępy krzewów ustawiono scenę. Wokół unosiły się ptaki wszystkich gatunków. Gdy wilgi zbliżyły się do ogrodu, podpłynęła chmurka przywiana przez ich przyjaciela, więc szybciutko się na niej usadowiły i zajęły miejsce naprzeciwko sceny. Po chwili sfrunęła sowa, dała znak, by wszyscy się uciszyli i przemówiła. Dziękowała wilgom, że tak wspaniale zajęły się sprawami wszystkich ptaków. Mówiła, że nigdy jeszcze się nie zdarzyło, żeby skrzydlaci mieszkańcy świata dowiedzieli się tyle o sobie wzajemnie. Ogłosiła rozpoczęcie koncertu: „Ptak na TAK”. To była oszałamiająca impreza. Ptaki kolejno pojawiały się na scenie i wykonywały swoje popisowe pieśni.

Już po pierwszym występie w tyle sceny coś zaczęło błyszczeć, po kolejnym wyraźnie zarysowała się okrągła, błyszcząca tarcza. Wśród publiczności powstało poruszenie. Wszyscy podfruwali w górę, by nie przegapić tego, co się jeszcze wydarzy. Gdy zaśpiewał szczygieł, ptaki ujrzały, jak na scenie obok mistrza pojawia się wirująca w tańcu sylwetka E- Wróżki! To było dopiero coś! Publiczność z otwartymi dziobami przyglądała się pląsom tej niezwykłej postaci. Nikt nie zauważył więc, że na połyskującej tarczy zaczęły się pojawiać wskazówki zegara. Wreszcie, gdy dwunasty śpiewak zakończył swój popis, tarcza zamigotała i rozbłysła jak neon. Dwanaście ptaków-śpiewaków- poderwało się do lotu i zajęło miejsca cyfr. Tak! To był magiczny Ptasi Zegar. Powrócił!

Gdy muzyka umilkła, E-Wróżka popłynęła nad sceną i zwróciła się do zebranych: -Kochani, to WY uruchomiliście magiczny Ptasi Zegar. Od dziś, będzie dla Was i dla całej Natury wydłużał chwile szczęśliwe i dobre, a przyspieszał te gorsze.

Wiwatom nie było końca. Po koncercie zegar uniósł się w powietrze i zawisł nad ziemią zaraz obok Pana Księżyca. Czegoś takiego nie widziała dotąd nawet babcia Loli. Ciekawe, co powie na to Kolorowa Królowa.

Bajka - ptasie miasta (Ptasie bajki 4.)




To było niesamowite! Jeszcze przed świtem ptaki zgromadziły się wokół gniazd wilg. Leon poprosił wróble, żeby poprowadziły wszystkich nad miasto. Najbardziej cieszył się z tego zadania Kajtuś. Od razu zarządził zachowanie ciszy, bo tylko wtedy wyprawa miała sens. Oczywiście, miał rację. Gdy Słonko wstało, ze zdumienia wyciągnęło promyki do samej ziemi. Lodzia orzekła, że takie ciepło od rana, to na pewno burza po południu. Wilgi rozejrzały się, szukając cienia E-Wróżki, ale nigdzie jej nie dostrzegły, więc ruszyli.

Z wysoka świat wydawał się kolorowym, ruchomym obrazem. Ptaki patrzyły na domy zanurzone w zielonej pianie drzew i krzewów. Budowle wyglądały tak, jakby przykucnęły w lesie. Już z daleka rozległy się tony śpiewu drozdów, które machały do badaczy z wierzchołków drzew. Przelatując nad parkiem, usłyszeli słodkie podzwanianie rudzików. Dał się słyszeć też poranny śpiew kosów, bardzo miły. Lola usłyszała od razu znajome nawoływanie swoich krewniaczek, było dość wilgotno, więc głos wilg niósł się, jak wspaniały śpiew. Z wysoka ptasi chór brzmiał jak radosne powitanie dnia. –Zupełnie jak w lesie- zachwycała się Lola, - nie wiedziałam, że w mieście mieszka tyle ptaków z lasu!

Po krótkim odpoczynku w koronach drzew, Kajtuś poprowadził ptaki w dół, między domy. Tutaj też wszędzie widać było skrzydlatych mieszkańców. W krzewach ukrywały się gniazdka wróbelków, w zakamarkach i przy oknach można było dostrzec gniazdka jaskółek i jerzyków. Na drzewach wszędzie wisiały budki dla skrzydlatych lokatorów. Na niższych konarach siedziały sroki, które lubiły plotkować, więc musiały wszystko wiedzieć. Czasem któraś z nich podrywała się do lotu, skrzecząc przeraźliwie na widok jakiegoś błyszczącego znaleziska. Wszędzie fruwały kawki, było ich naprawdę dużo. Nie bardzo lubiły się z gołębiami, które przechwalały się, że to one są ptakami z miasta, więc inne powinny ich słuchać. Mówiły też, że ludzie lubią je najbardziej na świecie i przynoszą im jedzenie nawet na główne place miast. Gołębie pracują dla ludzi, roznoszą wiadomości i biorą udział w słynnych na całym świecie Zawodach Lotów Pocztowych Gołębi. No i ludzie piszą o nich wiersze, np. coś takiego: jeden za pierwszym, drugi za trzecim, czy coś podobnego. Malują je na obrazach, a czasem zatrudniają jako statystów do filmów. Nie było to do końca prawdą, babcia Loli mówi, że ludzie czasem mają dość wizyt gołębi, które nie znają umiaru i przylatują z wizytą na balkony całkiem niezaproszone.

Po powrocie na Ptasią Wyspę wszyscy byli pod wrażeniem. Peleryna Wróżki Tysiąca Emocji migała jak szalona. Nawet te ptaki, które mieszkają w mieście, nie miały pojęcia, że jest tu aż tak ptasio, kolorowo i śpiewnie.

Całe popołudnie upłynęło ptakom na głośnych rozmowach, omawianiu wszystkiego, co się przydarzyło od poniedziałku. Wszyscy chcieli pomagać w montowaniu nagrań, niejeden pytał, czy może polecieć z wilgami na wyspę Kolorowej Królowej. Wtedy Lodzia szybko odmawiała, powtarzając historię Ojejka o potrzebnych przepustkach.

Dzień mijał, a ptaki nie zamierzały odlatywać. Zareagowały dopiero na dudniący odgłos burzowego nawoływania E-Wróżki i pierwsze krople zbliżającej się ulewy. Całe chmary skrzydlatych odkrywców podrywały się do lotu, by wreszcie powrócić do swoich gniazd.

Gdy E-Wróżka wylała z chmur cały zapas deszczu, spłynęła do wilg i wspólnie wypili głogową herbatkę, zupełnie jak najlepsi przyjaciele.

Ptasie pola (Ptasie bajki 3.)





Środowe przedpołudnie upłynęło ptakom na pełnej emocji dyskusji. Słońce przygrzewało, ale jego blask stał się jakiś metaliczny. Ptasi zegar był już tak widoczny, że nie znalazł się nikt, kto by go nie dostrzegał, więc wszyscy oczekiwali na wielkie: I NAGLE… Jednak chwilowo jedynym magicznym zdarzeniem była przerwa na cudowne smakołyki babci Ludwiki:)

Po południu szczygły poprowadziły całą wyprawę na pola. Na skraju lasu, w małym zagajniku gnieździła się cała ich kolonia. Wszędzie można było dostrzec okrągłe, uszczelnione mchem gniazda i usłyszeć wszechobecne szczygle melodie. Młode szczygiełki przygotowały artystyczne popisy. Wszystkich zachwycił ich śpiew. Szpaki nawet dołączyły do nich w refrenie. Szczygieł Szczepan pokazał, jak wydziobują nasiona z kolczastych główek ostów rosnących na miedzach. Wszyscy byli zadziwieni. Kilka ptaków nawet próbowało tego samego, ale żadnemu się nie udało. Szczepan wyznał, że rzadko latają do miasta, bo ludziom dawniej zdarzało się łapać je, zamykać w klatkach i zmuszać do śpiewu. Całe szczęście, że już nie wolno tego robić. Ludzie pomagają szczygłom zimą, zawsze mogą się pożywić w karmnikach ustawionych na skraju lasu.

Jemiołuszki też pokazały swoje gniazda. Zaznaczyły, że lubią te strony. Zawsze się tu zatrzymują, gdy lecą do siebie. Szczygieł Szczepan stwierdził lekceważąco, że ptaki przelotne nie powinny się odzywać, skoro to nie ich strony. Wilgi zapobiegły kłótni, przypominając, że na przykład one zawsze odlatują na zimę, ale te strony, to też ich dom. Wtedy odezwała się sikorka. Stwierdziła, że to dobre miejsce, bo jej krewni bardzo często tu zimują i wtedy pożywienie najczęściej znajdują blisko wsi lub miast. Teraz jest bardzo wielu ludzi, którzy wysypują ptakom w zimie dobre jedzenie, prawdziwe, zdrowe nasiona, ale czasem sikorki chorują, gdy ludzie wyrzucają im swoje jedzenie z solą i innymi niezdrowymi dodatkami. Trzeba ostrzegać wszystkie ptaki, żeby nie jadły ludzkiego jedzenia, niektóre są bardzo łakome i zupełnie nie myślą.

Lodzia i Lola były przygotowane na ten moment, przefruwały z koszykiem wzdłuż pól, gdzie na drobnych krzewach i dorodnych chwastach siedziały ptaki. Rozdawały im naklejki z przekreślonym na czerwono chlebem i makaronem. Niektóre ptaki nie chciały się przyznać, że już jadły coś takiego i nie czuły się potem najlepiej. We wszystkim pomagał wilgom Kajtuś. Był bardzo pomocny. Podobnie jak kuzyni Loli, którzy zgromadzili już niezłą dokumentację tego projektu.

Ptasie słońce ruszyło wreszcie w kierunku swojego zachodniego domu. Teraz można było dostrzec sylwetki ptaków na tarczy. Zaczęło się pokrzykiwanie: -Jest sowa -na szóstej! –A dudek, dudek na dwunastej, -a sikorka, jest sikorka? – nie widzę! –Nie wiem, ale widzę sójkę, o, i jemiołuszkę! Dalsze wypatrywanie nie maiło sensu, bo słońce z tarczą ptasiego zegara zrobiło się pomarańczowe, czerwone nawet, a potem schowało się za horyzontem. Ptaki zerwały się do lotu, by wrócić do gniazd, zanim w granatowej pelerynie nadejdzie Pan Wieczór.

Bajka - Ptasia Wyspa (Ptasie bajki 2.)





W ogrodzie Ojejka było gwarno jak przed odlotem do ciepłych krajów. Nad drzewami kołowały stada kolorowych ptaków. Szum skrzydeł niósł się daleko, aż ludzie idący ulicą zaglądali przez płot. Odkąd wiatr przyniósł wiadomość, że Ojejek zgadza się, żeby wilgi w jego ogrodzie urządziły studio nagrań ptasich wywiadów, wszystko potoczyło się błyskawicznie. Pod wielką jabłonią Leon urządził stanowisko dla siebie i dziewczyn. Lola z pomocą swoich kuzynów roznosiła po okolicy wieści o prośbie Kolorowej Królowej. Ptaki były ogromnie zaciekawione tym niezwykłym wydarzeniem. Natychmiast zaczęły nazywać ogród Ojejka Ptasią Wyspą. Niektóre od razu przeprowadziły się w korony Ojejkowych drzew lub w gęstwinę krzewów. Para dudków znalazła nawet pustą dziuplę w starym kasztanowcu. Wilgi zaczęły się niepokoić, że sytuacja może wymknąć się spod kontroli, choć tak naprawdę nie do końca wiedziały, co miałoby to oznaczać. Na wszelki wypadek babcia Loli przygotowała kosze smakołyków, bo pyszne jedzenie przywołuje Dobry Nastrój.

Przed południem wszystkie gałęzie drzew były zajęte przez ciekawe dalszych wydarzeń ptaki. Niespodziewanie mały wróbelek Kajtuś krzyknął coś i zaczął wskazywać na niebo. Zapadła cisza, nikt nie mógł uwierzyć własnym oczom, bo słońce wyglądało jak magiczna tarcza słynnego ptasiego zegara! Niektórzy nie dowierzali, mówiąc, że to, co widać, to raczej jakiś kwiat albo kosmiczna dziura! Atmosfera zrobiła się magicznie namagiowana.

Gdy nieco się uciszyło, przemówił Leon. Wyjaśnił zebranym ptakom, że mają jedyną i niepowtarzalną okazję, żeby powiedzieć o swoich sprawach, radościach, smutkach, propozycjach. Ostatniego dnia lipca, Kolorowa Królowa dowie się od wilg o wszystkich ptasich problemach i spróbuje je rozwiązać. Lodzia, która miała przyjmować zapisy mówców, niestety, nic nie zapisała, bo nikt się nie zgłosił. Zapanowała niezręczna cisza. Aż w końcu się zaczęło!

Na miejsce dla gościa sfrunął dudek. Był bardzo zdenerwowany, Mówił, że ludzie posypują pola jakimś proszkiem, który ma pomagać roślinom, może i tak jest, ale na pewno szkodzi ptakom, które potem chorują. Dudek żalił się też, że szpaki zajmują jego krewnym dziuple i oni muszą gnieździć się na polach lub w kamieniskach. Dudek Dionizy dodał na koniec, że ludzie wiedzą o trudnej sytuacji jego gatunku i otoczyli go ochroną. Kuzyni Loli nagrywali wystąpienia ptaków.

Pierwsza wypowiedź ośmieliła zaspaną sowę, która pokonała lęk i sfrunęła na środek. Powiedziała, że to ludzie docenili mądrość sów, ale też ludzie uważają, że wołanie sowy, to znak czegoś złego, a przecież to nieprawda. Na te słowa zapanował wśród ptaków harmider. Jedne oburzały się na ludzi, inne twierdziły, że też tak myślą. To zamieszanie przerwał głośny stukot. To pan dzięcioł uciszał zebranych słowami: - Z nami jest podobnie! Dla ludzi dzięcioł to raczej ktoś niezbyt mądry, a my ciężko pracujemy, zjadamy korniki, wykuwamy dziuple, także dla innych ptaków, nie tylko dla siebie, ale nikt nas nie docenia.

W tej samej chwili kuzyn Loli dał znak, że czas na dzisiejsze wywiady się zakończył. Ptaki były rozczarowane, ale cóż było robić! Trzeba czekać do jutra, na dalszą część debaty. Na szczęście, Lodzię otoczyła chmara skrzydlatych istot, które postanowiły też się jutro wypowiedzieć. Zapisy trwały do wieczora. Środa zapewne będzie niesamowita!

Bajka - ptasi poniedziałek (Ptasie bajki 1.)





W poniedziałkowy poranek wilgi nie były w stanie spokojnie przygotować śniadania. Lola przyniosła coś od babci, więc jedli, ale cały czas wpatrywali się też w ustawiony na półce pojemnik z listem od Kolorowej Królowej. Gdy słonko było już dość wysoko, usłyszeli ciche brzęczenie. Tuba z wiadomością zaczęła się lekko unosić i kręcić. Wirowała coraz szybciej, aż w końcu zmieniła kształt i stała się prostokątną, błyszczącą tabliczką, podobną do telewizorów jakie mają ludzie, tylko że była mniejsza i przezroczysta. Gdy w końcu zatrzymała się bez ruchu, ukazała się na niej, zupełnie jak na ekranie, twarz Kolorowej Królowej. Władczyni uśmiechnęła się i przemówiła:

-Drogie wilgi: Leonie, Leokadio i Dolores, ważne dla Królestwa sprawy zmusiły mnie do powierzenia E-Wróżce innych zadań. Jednak misja zwiadowcy Ojejka zaplanowana na cały lipiec nie zostanie zakończona. Zebraliście już wiele ważnych informacji o naturze, o niezwykłych miejscach, o zjawiskach pogodowych, ale ja potrzebuję jeszcze informacji o życiu Waszych krewnych, czyli ptaków. Powierzam Wam misję wypraw do świata ptaków. Zbierzcie jak najwięcej informacji o ich potrzebach i problemach. Spotkamy się ostatniego dnia lipca na mojej nowej wyspie, którą właśnie przygotowuję na to wydarzenie. Zostawiam Wam Wiatr, będzie pomocny, wystarczy, że go zawołacie.

Obraz zniknął. Lodzia spojrzała na Lolę i zapytała zdumiona: -Dolores? –No co? Sama czasem zapominam, że tak mam na imię! Nikt nie używa tej oficjalnej wersji! Skąd ta Królowa wie o niej? -Hej! -krzyknął Leon. -Tylko taki macie problem? Niepokoi mnie, dlaczego Królowa nie powiedziała, do jakich zadań skierowała E-Wróżkę. No i dlaczego my z nią nie mogliśmy pracować?. Lola, oczywiście, znała powód. –Moja babcia mówi, że zawsze, kiedy na Magicznym Jeziorze pojawia się nowa wyspa, Kolorowa Królowa buduje zamek, urządza go, zaprasza wszystkich na pierwsze spotkanie, a potem decyduje, jaka bajka tam zamieszka. Potrzebuje E-Wróżki, by wyposażyła zamek w magiczne moce i pomogła w urządzaniu wnętrz. –To ten zamek już stoi? -dopytywała się Lodzia. –No jeszcze nie, a właściwie teraz powstaje. Babcia mówi, ze Kolorowa Królowa poprosiła o pomoc samego El-Maga! Naprawdę?! –krzyknęli jednocześnie Lodzia i Leon. –No tak! Babcia wspominała, że El-Mag jest prawą ręką Królowej. Zawsze, gdy władczyni urządza nową wyspę, to ON robi projekty, planuje tajne komnaty, no i negocjuje umowy z bajkami, którym królowa powierza to miejsce, tak, żeby nie powstała możliwość sprowadzenia na wyspy złych mocy. Tym razem El-Mag podobno planuje dla Królowej kosmiczną garderobę, która będzie się pojawiała na zamku, ilekroć królowa w nim zagości. Tworzy magiczne szafy. Gdy tylko królowa zbliży się do którejś i pomyśli o jakimś stroju, ten od razu pojawi się przed nią. –Ciekawe, zamyśliła się Lola, czy na tej wyspie pojawi się słynny ptasi zegar, który potrafi cudownie wydłużać i skracać czas. –E, to plotki pewnie- powątpiewała Lodzia. –Może -stwierdziła Lola, ale babcia mówi, że El-Mag nie takie rzeczy potrafi stworzyć, podobno, gdy wybiera się w podróż, umie wyczarować każdy pojazd i nawet sam pilotuje statki archipelagowe! –O matko! -ze zdumienia westchnęła Lodzia. –A jeszcze Wam powiem, że podobno E-Wróżkę i El-Maga coś łączy… -No to, to już chyba plotki -oburzył się Leon, a Lola prawie się na niego obraziła.

Czas biegł, a wilgi nie mogły się nagadać. Ostatecznie ustaliły, że przeznaczą poniedziałek na ułożenie planu misji pod hasłem „Ptasie sprawy", a od wtorku rozpoczną działania operacyjne.

Bajka z tęczą (Pogodowe bajki 5.)





Piątek obudził się pogodny, chyba wstał prawą nogą, więc i wilgi miały dobry humor. Wczorajszy burzowy dzień był bardzo emocjonujący, no i E-Wróżka w końcu okazała się bardzo herbatkowa:)

W czasie śniadania Lodzia zauważyła niezwykły ptasi ruch wokół pustych tego lata gniazd. Wyglądało to tak, jakby się ktoś wprowadzał, co o tej porze roku było dość dziwne i niespotykane. Leon też zauważył to zamieszanie. Niespodziewanie podfrunęła do ich gniazda jakaś obca wilga i poprosiła o pomoc w naprawie gniazda. Leon zgodził się chętnie. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że właśnie w ich strony sprowadziła się rodzina Loli. Seniorka rodu pakowała koszyk piknikowy, taki sam, jaki miał Ojejek i wyjaśniała, że górska okolica choć piękna, nie służyła im, bo wilgi przecież wolą niziny. Gdy Lola opowiedziała im o tym lesie i pustych gniazdach z zeszłego roku, postanowili się przeprowadzić. Leon z Ludwikiem- bratem Loli- naprawiali gniazdo, a Lola z koszem wypełnionym przysmakami poleciała do Lodzi. Radości było po same chmury.

Gdy nadleciał Wiatr, roboty remontowe były ukończone, przysmaki zjedzone, a humory lepsze niż kiedykolwiek. Piątkowa podróż okazała się niezwykła. Prosto z gniazda ptaki trafiły w jakąś trąbę powietrzną, która z każdą chwilą robiła się coraz bardziej kolorowa. Wilgi wirowały i czuły, jak otaczają je tęczowe, przezroczyste kokony. Niespodziewanie wszystko się uspokoiło, ptaki unosiły się swobodnie w powietrzu, jakby płynęły na chmurkach. Żadne z nich nie mogło rozpoznać tego miejsca, dopiero gdy na tęczowej chmurce, w tęczowym, połyskującym kokonie spłynęła do nich E-Wróżka, zrozumieli, że są na Tęczowej Wyspie, a właściwie wewnątrz niej!

Leon stwierdził, ze mogli się tego domyślić, bo przecież wczoraj i przez całą noc była burza, padał deszcz, a od rana świeci słońce, więc to najlepsza pora na spotkanie z Tęczą. Lola przyniosła dla wróżki koszyczek czereśni, co wywołało zachwyt ich opiekunki.

Spotkanie z tęczą nie było podobne do żadnej wcześniejszej wyprawy. Ptaki unosiły się w swoich kokonach, a właściwie płynęły przez wypełnione barwami przestworza. Kolory mieszały się ze sobą, rozlewały i przenikały, tworząc nowe. Wróżka pozwoliła wilgom wyskoczyć z kokonów, a wtedy przekonały się, że i bez nich unoszą się w tęczowych przestworzach. Lodzia wypatrzyła coś wysoko, podpłynęli tam i ujrzeli wirujące, kolorowe bajki. Przed ich oczami przesuwała się powoli Bajka Czerwona, popijając hibiskusową herbatkę. Lola dostrzegła Pomarańczową, która była bardzo zajęta rozmową z jakąś małą Bajkanką o pomarańczowej skórze i czarnych czułkach. –O, patrzcie tam, przepływa chyba Bajka Żółta, buja się na hamaku! Super! Zachwycał się Leon. Gdy nadpłynęła Bajka Herbatkowa, zatrzymała się, rozwinęła przed podróżnikami magiczną serwetę i zaproponowała przepyszne herbatki na jeszcze lepszy humor. To było nadzwyczajne. Leon wybrał migdałową, Lola malinową, Lodzia limonkową, a wróżka zieloną.

Niestety, nadszedł czas pożegnania. E-Wróżka przekazała wilgom list od Kolorowej Królowej i oznajmiła, że ten sam się otworzy i odczyta po poniedziałkowym śniadaniu. Nic więcej nie chciała zdradzić, przytuliła małych przyjaciół i przyrzekła, że jeszcze nie raz się spotkają.

Niespodziewanie wszystko zgasło, a wilgi dostrzegły, że siedzą na gałęziach swojego drzewa. Babcia Loli nawoływała słodko na obiadek, bo właśnie zrobiła pierożki z jagodami! Trudno o lepsze zakończenie takiego dnia.

Bajka z burzą (Pogodowe bajki 4.)





Lola nie mogła spać całą noc. Wierciła się i kręciła, żaden sen jej nie odwiedził, aż w końcu poderwała się z gniazda i krzyknęła prosto do ucha Lodzi. –Wracam do domu. To z tęsknoty nie mogę spać. Wrócę niebawem, paaaa! Zanim Lodzia zdążyła otworzyć dziób, już jej nie było. Nie zabrała podróżnej torby w kratę, ani żółtej pelerynki w czarne grochy, to znaczy, że wróci, myślała Lodzia, ale z tego wszystkiego nie mogła znów zasnąć, więc zaczęła zastanawiać się, jaka to podróż czeka ich dzisiaj, no i co będzie w przyszłym tygodniu.

O świcie gęste chmury zakrywały niebo, więc tylko ptasie wrzaski oznajmiały początek dnia. Lodzia nie miała humoru. Leon na wieść o powrocie Loli do domu też miał kwaśną minę, po prostu nic nie szło tak, jak powinno.

Gdy zjawiła się E-Wróżka, nie było lepiej. Miała groźną minę i świeciła troszeczkę, jakby połknęła żarówkę. Lola nawet zachichotała na ten widok, ale zaraz zamilkła spłoszona. Wróżka, nic nie mówiąc, wyjęła różdżkę, wykonała kilka magicznych ruchów i po chwili ptaki zostały otoczone bąblami pola ochronnego. Było ono na tyle magiczne, że mogli swobodnie rozmawiać z E-Wróżką, ale nikt dziś nie był rozmowny, więc milczeli.

Wiatrowe rumaki ruszyły z kopyta. Po krótkim locie znaleźli się na wielkiej chmurze wiszącej nad pustym polem. Gdzieniegdzie widoczne były samotne drzewa, miedze i dywaniki zboża, jak to zwykle w takich miejscach bywa. Wróżka skinęła różdżką i chmury ruszyły ku sobie. Zasłoniły niebo. Leon zanurkował nad samą ziemię. Było bardzo cicho i spokojnie. Nawet trawka nie zakołysała się na wietrze. Ptaki pochowały się w lesie. Owady ukryły się w pustych słomkach i zakamarkach drzew. Cisza płynęła nad polami jak latający dywan. Trwało wielkie oczekiwanie. No tak, pomyślał Leon, będzie burza!

Rzeczywiście, po jakimś czasie ruszyły Wiaterki, machały do wilg i goniły płynące chmury. Leon pofrunął ku górze i poczuł chłód. Skierował się jeszcze wyżej, ku chmurze wróżki, tam było ciepło. Wróżka pozwoliła teraz Leonowi pokropić małym deszczykiem pola. Zrobił to z przyjemnością i bardzo porządnie. Potem wiatry porwały go na bezpieczną chmurę i razem z Lodzią mogli obejrzeć przedstawienie burzowego teatru. Ciepłe i zimne chmury zaczęły ze sobą walczyć, mocować się, aż leciały iskry, a nawet strzelały pioruny. Robiło się jaśniutko, a potem znowu ciemniało. E-Wróżka rozpalała kolejne błyskawice, ale starała się, by niczego nie zniszczyły. Samotne drzewa bały się, listki im drżały na wietrze, Lodzia chciała pocieszyć gruszę i sfrunąć w jej koronę, ale wróżka powstrzymała ją i przypomniała, że burza to nie zabawa i trzeba uważać. Pozwoliła jednak wilgom otworzyć worki z ulewą, a nawet rozsypać trochę gradu z wnętrza największej chmury.

Kiedy ulewa ucichła, nad polami brykał jeszcze malutki deszczyk. Wielkie chmury pozbawione ładunku deszczu i gradu rozbiegły się po niebie, jak spłoszone stado. Słonko wyjrzało ze swojego pałacu i to była ostatnia scena tego spektaklu.

Bajka z wiatrem (Pogodowe bajki 3.)








Na Szafirowym Jeziorze Kolorowej Królowej jest wiele niezwykłych wysp. Niektóre należą do E-Wróżki, ponieważ potrzebuje ona miejsca dla swoich żywiołów. Ma wyspę Deszczową, Mgielną, Wiatrową, Burzową, Tęczową i oczywiście tę najważniejszą- Wyspę Dobrej Pogody, gdzie ma swój zamek. Każdy chciałby zobaczyć chociaż jedną z nich. Z wilgami było podobnie.

Lodzia martwiła się, że po przygodzie z mżawką, szansa na wizytę u E-Wróżki przepadła. Jednak Lola przysięgała, że ona tak naprawdę jest bardzo miła, i że na pewno wszyscy troje się o tym przekonają. Leon już był absolutnie przekonany, on uwielbiał E-Wróżkę.

W środę rano nie musieli zbyt długo czekać. O świcie zjawił się Wiatr i porwał wilgi w dal. Z wysoka dostrzegły, że płyną nad jezioro Kolorowej Królowej. Ptaki były tam przecież już wcześniej, ale to miejsce nadal miało wiele tajemnic. Nikt tak naprawdę nie wiedział, gdzie leży ani też ile zaczarowanych wysp wystawia z niego swoje łysiny. Podobno tylko wróżki, magowie i inni władcy bajek znali do niego drogę.

Wiatr zwolnił gdzieś bardziej na północ. Zniżył lot i zniknął. Wilgi sfrunęły na piaszczysty brzeg wyspy, która wydawała się niezamieszkała. Wszędzie, jak okiem sięgnąć tylko wydmy i hektary złotego piasku, zaczarowane muszle kąpiące się w szafirowych falach i cisza albo raczej szum, szumiący szum.

Wilgi przysiadły na koronie jedynego krzewu w okolicy i czekały. Czuły, jak łaskocze je delikatny wietrzyk, to znowu owiewa ciepły wiatr, a czasem wietrzysko szarpie ich piórka. Znienacka coś zaczęło się zmieniać, ptaki nie zdążyły nawet wymienić uwag na temat tej wyjątkowej przemiany, gdy dookoła pojawiły się zabudowania stadniny. W boksach powiewały grzywy wszystkich wiatrów świata. E-Wróżka zbliżała się, galopując na statecznym pasacie- ciepłym wietrze. Wilgi wreszcie zobaczyły piękne, końskie sylwetki wiatrów, które nie stały się zupełnie widoczne, więc wyglądały jak szklane. Były przepiękne.

Wróżka przywitała się z wilgami i nawet słowem nie wspomniała o deszczowej przygodzie. Najpierw zabrała podróżników na wyprawę po wyspie. Pokazała boksy morskiej bryzy, pasatów, monsunów, wiatrów dolinnych i górskich, i wszystkich innych, które mieszkały w jej stadninie. Boksy falowały, bo wróżka nie zdjęła z nich całkiem czaru niewidzialności, dla bezpieczeństwa, oczywiście. Najciekawsze okazało się obserwowanie wiatrowych wybiegów, którymi były wydmy i plaże. Wiatry ćwiczyły tam starty, powiewy, kręcenie, kołowanie, owiewanie, rozwiewanie i wszystkie inne wiatrowe umiejętności.

Lodzia i Lola zaprzyjaźniły się z małymi wietrzykami, bo wróżka pozwoliła im na wspólny trening. Wilgi co chwilę spadały z wiatrowych grzbietów i pikowały dziobami w dół bez tchu, ale zawsze nad ziemią przechwytywały je wiaterki, że nawet nie musiały rozwijać skrzydeł.

Pod wieczór Lodzia przysięgała, że też staje się przezroczysta i powiewa nad wyspą, więc wesoły śmiech wszystkich przyjaciół wciąż ścigał się z szumem wiatrów i magicznych muszli.

Bajka z mżawką (Pogodowe bajki 2.)





Słonko było już wysoko na niebie. Wilgi nawoływały niewesoło. Leon denerwował się, że ludzie zbierający grzyby, słysząc ich śpiew, od razu myślą, że będzie deszcz, a to przecież nieprawda. Lodzia wspominała, jak to bywało wesoło, gdy podróżowali z Ojejkiem. Wszystko, no prawie wszystko było wiadome. Śniadanie, pakowanie, lot… To było życie. E-Wróżka wyraźnie za nimi nie przepadała. Od rana żadnego Wietrzyku z wiadomością, nie mówiąc już o samej E-Wróżce.

Te czarne myśli trzymały wilgi w gnieździe. Lola, która trochę tęskniła za swoim domem przy Źródełku, poczuła nagle świeży powiew, zupełnie taki, jak nad Rzeką. Poderwała się do lotu i krzyknęła: –Jest! Leci do nas! Naprawdę! –Kto? –Zapytał niechętnie Leon. –No, ONA! I wtedy wszyscy troje otworzyli dzioby ze zdumienia. Na brzegu ich gniazda przysiadła E-Wróżka. Miała na sobie przezroczystą pelerynę, która połyskiwała błękitem, a w ręku trzymała coś jakby… Dalszą gonitwę myśli wilg przerwało zdecydowane: –Do dzieła! To E-Wróżka położyła przed każdym z ptaków pelerynkę podobną do swojej. Lodzia ubrała się błyskawicznie, a za nią pozostali. –W drogę! Usłyszeli kolejną komendę. Lecieli nad Ogród Kwiatowy.

Zatrzymali się na dość dużej wysokości, z której grządki kwiatowe wydawały się tylko kolorowymi plamami. E-Wróżka nie zamierzała nic tłumaczyć. Krzyknęła: –Za mną! Rozłożyła szeroko ręce i zaczęła opadać w dół. Przy tym wirowała powoli, a wtedy jej peleryna zamieniła się w mżawkę, drobniutki deszczyk, który czasem nawet trudno dostrzec, ale czuje się go na nosie. Wilgi też ruszyły. Leon wirował jak Mistrzyni, a pomarańczowe nagietki, nad którymi zawisł, uśmiechały się do niego i czyściły zakurzone nieco listki. Wczesne astry wychylały ku górze swoje twarzyczki, a fuksje dzwoniły radośnie różowymi kielichami.

Lola i Lodzia ruszyły razem. Lot je zachwycał! Wirowały coraz szybciej! Spod ich pelerynek wystrzelił deszcz! Prawdziwy deszcz, nie jakaś tam mżawka! Dalie były zachwycone. Lilie trochę się bały, że za chwilę będzie ulewa, ale niepotrzebnie się martwiły. Pelerynki Loli i Lodzi rozpłynęły się jak mgła. E-Wróżka, widząc, co się dzieje, rzeczowo wyjaśniła, że zbyt szybkie wirowanie zużyło cały zapas mżawki i teraz muszą czekać na trawie, aż pelerynkowe baterie się naładują. Wilgi próbowały coś mówić, że gdyby wiedziały… Jednak nikt ich nie słuchał.

Dalsza część dnia upłynęła na ćwiczeniach Leona. Odświeżył mżawką wszystkie kwiaty, zioła w warzywniku, a nawet krowy na pastwisku. Na koniec dostał zgodę, by pokropić dzieciaki w piaskownicy. Bawił się doskonale.

Tylko dziewczyny nie miały szans na te przyjemności, bo E-Wróżka nie wspomniała, że ładowanie baterii trwa tydzień.


Bajka z mgłą (Pogodowe bajki 1.)





Stawik siedział sobie spokojnie za wsią. Sąsiadów miał miłych. Lubił gadać z Panią Łąką, a Strach na Wróble często wieczorkiem, gdy ptaki już spały, wpadał, by popatrzeć, jak w wodzie przeglądają się wesołe gwiazdki. Staw najbardziej lubił swoje kaczki. Te dzikie mieszkały u niego całe lato. Te ze wsi, o perłowych piórkach, codziennie wpadały z wizytą. Jedne i drugie bardzo się lubiły, pływały całymi dniami po lśniącej tafli Stawu i cieszyły się, że nie muszą wędrować nad Jezioro mieszkające po drugiej stronie Łąki. Z żabami, sprawa była bardziej skomplikowana. Ponieważ Staw był mały i płyciutki, ludzie nie przychodzili się w nim kąpać ani też nie mieszkały tu ryby. Dlatego żaby całymi dniami ogłaszały tu swoją władzę, kłócąc się o nią z komarami, ważkami i innymi walecznymi hordami owadów. Żaby szczególnie hałaśliwe stawały się wieczorem, kiedy kaczki układały się do snu. 

Wokół stawu nie rosły tatarakowe szuwary, ale bujne kępy łąkowych traw, które były doskonałym schronieniem dla wszystkich mieszkańców tego stawikowego miasta. Gdy Księżyc przychodził podziwiać swoją cudowną sylwetkę w lustrze Stawu, ten układał się spokojnie do snu, czekając, że nad ranem, gdy stanie się chłodniej, okryje go, cieplutka i miękka jak kaczy puch, kołderka z mgły. 

Właśnie ten Staw stał się celem pierwszej wyprawy E-Wróżki i wilg. Balon Ojejka wcale nie był potrzebny, bo ptaki mogły przecież płynąć z wietrzykiem jak szybowce. Lubiły to bardzo. Rankiem, zaraz po brzasku, gdy szykowały się do porannego nawoływania, usłyszały szumiący szept. – Wyprawa się zaczyna! Zapraszam. Wilgi bez namysłu rozpostarły skrzydła i… poleciały. Były trochę rozczarowane, że E-Wróżka sama nie przybyła do ich Lasu.

Kiedy poczuły, że wiatr zniknął, rozejrzały się dookoła, ale okolica nie wydała im się znajoma. Leon głośno myślał: - Można by przyjąć, że to mgła, ale takiej białej jak mleko nigdy w żadnym lesie ani w mieście nie widziałem, i ani jeden wieżowiec się z niej nie wyłania… Lodzia zanurkowała w tę watę cukrową, ale po chwili wystrzeliła w górę, oznajmiając, że są nad jakąś wodą, ale to na pewno nie jest znane im Jezioro.

I wtedy się zaczęło. Usłyszeli najpierw coś jakby cichy szum albo szept. Mleczna spódnica Ziemi zafalowała od lekkiego wiaterku i na scenę wpłynęły kolory, najpierw różowawy, a potem złocisty. Słońce ukryte za waniliowymi chmurkami wyciągnęło długi promyk, chwyciło puszystą kołderkę i zaczęło wolno podciągać ją ku górze. Potem inne promyki zaczęły powoli przeświecać przez liliowe, kremowe i szare pasma. Niebo pobłękitniało, a na nim wolno stawała się widoczna E-Wróżka – przezroczysta jak lizak. Tym razem Lola zanurkowała i po chwili usłyszeli jej krzyk: -Widzę chyba ten Sad, o którym mi opowiadaliście i Łąkę! Wilgi spojrzały w kierunku E-Wróżki i dostrzegły korony swojego własnego Lasu. –Ach, to tu! Mgła powoli stawała się przejrzysta, rozpływała się, odkrywając kolory znanej wilgom okolicy. Na koniec wszyscy badacze dostrzegli uśmiechniętą twarz Stawiku. Dzikie kaczki witały się ze Słonkiem, wesołym -kwa-kwa. Żaby zmęczone wieczornym koncertowaniem pojedynczo pozdrawiały dzień, a owady nie chciały podziwiać teatru mgieł, bo świetnie go znały. Tylko roślinki brały prysznic w porannej rosie pozostawionej przez mgłę.

E-Wróżka spłynęła na kępę traw i spytała: -Podobało się? Odpowiedź była oczywista.

Bajka - Ojejek na wyspie (Podróże Ojejka 10.)





Nadszedł piątek. Ojejek obiecał wilgom, że polecą na wyspę. Jednak nic nie poszło tak, jak trzeba. Wilgi, przejęte zbliżającą się wyprawą, hałasowały już od świtu, aż Pani Sowa je zbeształa, przypominając, że takie wykrzykiwanie trudno nazwać śpiewem! Leon zatem zdecydował, że polecą na drzewo przy domu Ojejka i tam zaczekają. Jakież było ich zdziwienie, kiedy na miejscu okazało się, że Ojejek właśnie odlatuje! - Stop, a my? - Wrzasnęła Lola. - Spokojnie, dogonimy go, wycedził przez dziób Leon, ledwo panując nad sobą. Po chwili siedzieli już na burcie balonowego kosza. – Cześć! Ładnie to tak uciekać? – zaczęła Lodzia. -O, jesteście, niestety, nasza wyprawa odwołana… Wezwała mnie Kolorowa Królowa, a na JEJ wyspę trzeba mieć specjalną przepustkę. Bardzo się spieszę, bo za kwadrans muszę być na miejscu. Balon wąchał super- ekstra-turbo lemoniadę, więc powinienem zdążyć. Obiecuję, że poproszę Kolorową Królową o przepustki dla was, ale teraz musicie wracać. Możecie zjeść śniadanie w moim ogródku:) Ojejek uśmiechnął się i tyle go widzieli. Balon zniknął, jakby rozpłynął się we mgle. Wilgi markotne wróciły do domu Ojejka i bez entuzjazmu usiadły do śniadania. Cóż, muszą czekać. Muszą, nie muszą… Lola już miała plan w głowie.

Ojejek był na czas. Znowu ogarnął go zachwyt, gdy lądował na dziedzińcu pałacu, który stał na Kwiecistej Wyspie oblanej wodami ogromnego Szafirowego Jeziora. Mury otaczające dziedziniec mieniły się na zielono, a każda wieżyczka i każde skrzydło zamku wyglądało jak kwiat. Dachy tworzyły magiczny bukiet, który dodatkowo dzięki strzelistości płatków pełnił funkcję obronną. Cały zamek otoczony był nieziemską, żółtawo-zieloną poświatą, która sprawiała, że każda niewtajemniczona istota bez przepustki widziała tylko wyspę porośniętą lasem.

Sala tronowa Kolorowej Królowej była wypełniona. Ojejek zdziwił się, bo oczekiwał osobistej audiencji. Jak się okazało, był ostatnią wezwaną osobą, więc Królowa po krótkiej naradzie z Malachitowym Królem, odezwała się pełnym smutku głosem. – Dochodzą do mnie wieści, że coraz gorzej dzieje się w naturze. Ludzie zaśmiecają świat, mącą rzeki ściekami, niszczą lasy i polują na zwierzęta. W związku z tym postanowiłam wysłać Ojejka – doskonałego zwiadowcę naszego Królestwa z tajną misją, o której jeszcze nie mogę mówić. Balonowe ekspedycje Ojejka w świecie ludzi zaplanowane na cały lipiec, będzie w przyszłym tygodniu, a może i dłużej, kontynuowała E- Wróżka, która nie musi się martwić, bo przecież będzie miała trójkę wspaniałych pomocników. - Nie chowajcie się już, możecie podfrunąć do mnie, wiem o wszystkich Waszych wyczynach. Oczom zgromadzonych wróżek, magów, dzielnych kwiatowych rycerzy i innych niezwykłych postaci ukazały się trzy małe wilgi wolno sfruwające ku tronowi. Malachitowy Król, słynący z miłości do ptaków, których głosy potrafił bezbłędnie rozpoznawać, a i też naśladować – przywołał je do siebie i pozwolił usiąść na oparciu tronu. Wilgi miały zamęt w głowach, bo spodziewały się raczej lochu! Kolorowa Królowa zwróciła się do E- Wróżki: - Z nimi naprawdę nie zginiesz! Nie potrzebują magii ani turbo-lemoniady, żeby czynić to, co niemożliwe! Cała sala wypełniła się radosnym śmiechem zebranych.

Dalsza część narady była tajna, więc o niej nie napiszę, ale mogę zdradzić, że Królowa ogłosiła ostateczne spotkanie w sprawie Ziemian, na ostatni dzień lipca.

Bajka - Ojejek przy ujściu rzeki (Podróże Ojejka 9.)





Wyprawa do źródła rzeki sprawiła wielką przyjemność wilgom. Zaprosiły do siebie kilkoro kuzynów i następnego dnia okazało się, że mają gościa. Właściwie gościa mieli już od wczoraj, ale nic o tym nie wiedzieli. Ich kuzynka Lola tak zachwyciła się wyprawami wilg z Ojejkiem, że postanowiła nie czekać, ukryła się w schowku balonowym i przybyła do miasta. Noc spędziła na pobliskim drzewie obok domu Ojejka, zaś rano poleciała do lasu nad rzeką, by odnaleźć Leona i Lodzię. Ojejek nic o tym nie wiedział, a przynajmniej tak się wydawało Loli. 

Po śniadaniu wyznaczyli trasę podróży nad morze, była to daleka wyprawa, więc Ojejek przygotował lemoniadę turbo, zapasy piknikowe, śpiwory na ewentualny nocleg i polecieli. Lola dziwiła się wszystkiemu, a Lodzia mogła wreszcie nie być najmniej doświadczoną, więc stale pouczała kuzynkę, przyjmując ton starszej siostry. Wyruszyli wzdłuż znanej sobie rzeki, pomachali z baonu przyjaciołom w niej mieszkającym i tym z Łąki, i z Lasu, i z Jeziora, i ze wszystkich innych, znajomych miejsc. Kiedy znaleźli się nad większą rzeką, do której wpływała ich przyjaciółka, stwierdzili, że wody stały się mętne. Ryby już tak ochoczo w niej nie pluskały, a i żaby gdzieś się zniknęły. Roślinność na brzegach była jednak zielona i bujna. Lola liczyła mosty i mostki, a Lodzia zachwycała się małymi, piaszczystymi plażami, na których odpoczywali ludzie. Niespodziewanie zerwał się wiatr i balon przyspieszył. Ojejek rzekł, że to na pewno robota E-Wróżki. Lola powiedział wtedy, że zna E-Wróżkę bardzo dobrze, bo w każdy piątek pije herbatkę ze Źródłem i Słonkiem. Omawiają wtedy ważne dla natury sprawy. Lodzia zaniemówiła, po dłuższej chwili zapytała: - To Ty znasz E-Wróżkę i nic nie mówisz! – Jak to nic! Przecież mówię. Nawet czasem rozmawiamy, E-Wróżka pyta, jak nam się żyje i takie tam… A teraz leci przed nami! Zobacz, Lodziu! Tam! I wskazała ma różowawą chmurkę, Leokadia spojrzała, ale jakoś nic nie mogła dojrzeć.

Gdy znaleźli się nad główną w tej okolicy rzeką, która wpada do morza, nie było najlepiej. Czasem wody były spienione i bure, a rośliny całkiem słabe, żółtawe i rachityczne. – Teraz rozumiem, czemu Źródełko tak się martwi. Jego kryształowe wody całkiem tu znikły! - zmartwiła się Lola. - Ojejku, co możemy zrobić, jak pomóc? -Sam nie wiem, chyba każdy musi robić to, co może: nie wyrzucać śmieci do rzeki, nie myć w niej samochodów, nie wypuszczać ścieków z fabryk i tak dalej, ale każdy musi chcieć! -Wiem, wiem! Emocjonowała się Lodzia, będziemy ludzi zabierać na takie wycieczki: Od źródła do ujścia! –To zawsze może pomóc. – A nie mógłbyś rzucić jakiegoś czaru? – Spytała Lola. –Cóż, nie da się zaczarować wszystkich! Uśmiechnął się Ojejek. -Na szczęście, są piękne odcinki rzeki, zadbane brzegi, czystsze wody, łódki, kajaki, leżaki na brzegach. – Ale jeśli ktoś zanieczyści wody w górnym biegu, to nie da się w dolnym tego tak od razu naprawić. – To prawda, przytaknął słowom Leona Ojejek.

Dyskutując, nawet nie zauważyli, że podróż minęła i znaleźli się nad miejscem, w którym rzeka wpływała do morza. Właściwie wyglądało to tak, jakby nigdzie nie wpływała, tylko była częścią morza. Lodzia oczekiwała jakiegoś wodospadu, szumu, a tu nic takiego. Gdyby nie to, że patrzyli na wszystko z góry, trudno byłoby coś dojrzeć. Pomogła też zaczarowana lornetka Ojejka. Ona pokazywała, które wody są słone, czyli morskie, a które słodkie, czyli rzeczne. - Słodkie, to znaczy, że są posłodzone? - Nie, odpowiedział Leon – to znaczy, że mają dużo mniej soli niż morskie, więc, żyją w nich inne ryby niż w morzu. Spojrzeli w kierunku horyzontu. Słonko już chyliło się ku zachodowi, ale było bardzo ciepło. I wtedy Ojejej pokazał im przez lornetkę małą zatoczkę, w której na chmurce pływała sobie E-Wróżka! Zaczęli do niej machać i krzyczeć, a ONA… Też im pomachała! Zapanowała wielka radość, a nawet euforia! Wtedy poczuli powiew wiatru od morza i wiedzieli, że pora wracać.

Bajka - Ojejek przy źródle (Podróże Ojejka 8.)


Niezwykła podróż balonowa ciotki Heleny nad rzekę, zaciekawiła Leona. Poprosił więc Ojejka, by wybrali się tam, gdzie rzeka się zaczyna. Pomysł spodobał się wszystkim. Zatem ruszyli. Dzień nie był najpiękniejszy, więc Ojejek musiał otoczyć balon magicznym bąblem dobrej pogody. Lecieli wolniej, ale za to mogli podziwiać krajobrazy błyszczące od ciepłego deszczu. Gdy na horyzoncie zaczęły pojawiać się zarysy gór, byli blisko! Leokadia znów widziała nad szczytem góry E-Wróżkę, a Ojejek stwierdził, że to bardzo możliwe, bo są blisko ŹRÓDŁA.

Wylądowali na puszystej sukni Kwietnej Łąki. Przywitali się grzecznie, poprosili o popilnowanie balonu i wyruszyli w górę. Ojejek szedł pierwszy, pilnując zielonego szlaku, a wilgi latały w głąb lasu i zarośli, by przywitać się z kuzynostwem mieszkającym tutaj. Ścieżka wiła się śliskimi kamieniami, więc Ojejek musiał bardzo uważać, tym bardziej, że rozpraszała go Lodzia, przynosząca nowinki dotyczące Źródła. – Kuzynka Lola mówi, że Ono jest bardzo zarozumiałe. Przepędza ptaki i złości się, że mącą jego kryształowe wody. – A Dziunia wspominała, że całymi dniami przegląda się w strumieniu wypływającym spod jego stóp i podśpiewuje coś takiego, że jest piękne, że młode, że daje ochłodę… i takie tam…. Ojejek słuchał i tylko kręcił głową.

Niespodziewanie, blisko szczytu góry wyszli na polankę, która wznosiła się ku zachodowi. Wśród porośniętych mchem wielkich głazów lśniło lusterko Źródła. – To Źródełko, Źródełeczko! – chichotała wilga. – Ojejku, ruszajmy dalej, przecież to maleństwo nie może stworzyć rzeki! I wtedy kryształowa woda wypływająca spośród kamieni zaszumiała i dał się słyszeć wyraźny szept: - Wszyscy mnie lekceważą! Mówią: - Maleństwo! - Źródełko! Mącą moje wody i gaszą brylantowe strugi wyruszające ku morzu. To przecież ja zabieram, jak motorniczy do tramwaju, wody małych rzeczek, by płynęły wraz z moimi wprost do morza! – Mówiłam, że się przechwala - szepnęła Lodzia. Źródło usłyszało ten szept i sprostowało z oburzeniem, że przecież powiedziało prawdę. Ono daje początek rzece, bez niego nie byłoby tych pięknych meandrów, ptasich siedzib w tatarakach, pluskających ryb i tych żabich chórów wieczorami. Lodzia się zawstydziła. – Przepraszam Cię, ale to nie brzmi najlepiej, kiedy stale mówisz o sobie. Pozwól, by inni Cię pochwalili. I Nie przepędzaj ptaków! One przylatują do Ciebie, bo masz najczystsze wody- to jak komplement przecież! – Nie myślę o tym w ten sposób… wyszeptało Źródło.

Ojejek przysłuchiwał się rozmowie i robił pamiątkowe zdjęcia. Leokadia przeprowadziła poważną rozmowę z kuzynostwem, po której odbyła się długa debata Źródła z okolicznymi mieszkańcami. Po południu byli już dobrymi przyjaciółmi. Ptaki pilnowały porządku, nie mąciły wód, a Źródło przestało gderać i mówić tylko o sobie. Goście pożegnali się serdecznie i wilgi ruszyły ku balonowi. Teraz one były pierwsze i czekały na Ojejka, który przyjaźnie pogadywał sobie z rosnącym w siłę strumykiem. Na Kwietnej Łące płynęła już pokaźna rzeczka. Ciekawe, jaka będzie na końcu?

Bajka - Ojejek nad rzeką (Podróże Ojejka 7.)

Od tygodnia w domu Ojejka gościła ciotka Helka. Wpadła z wizytą na niedzielną herbatkę i jakoś tak została, a dzień wyjazdu nie nadchodził. Ciotka usmażyła konfitury morelowe, zrobiła mus gruszkowy z szafranem i orzekła, że tylko ONA potrafi wyczarować powidła śliwkowe, bez których kruche ciasteczka na Boże Narodzenie po prostu nie istnieją. Ojejek zaniepokoił się taką perspektywą obecności ciotki, ale że lubił gości, uśmiechnął się tylko i pomyślał, niech się dzieje, co chce!

We wtorkowy poranek obudził go łomot w okno. To Leon machał za szybą skrzydłami, cały naczupurzony. Wskazywał na niebo i po prostu nie mógł przemówić, a Lodzia pękała ze śmiechu, trzymając się za brzuch. Zanim Ojejek otworzył okno, dostrzegł na niebie swój ulubiony balon. Mknął, jakby poczuł lemoniadę turbo. – Co się dzieje, zapytał wilgi. – To… to….ooooo….OOONA! To CIOTKA! Rzeczywiście, z gondoli balonu wychylała się ciotka Helka i coś wykrzykiwała. Wiatr znosił balon nad rzekę, więc trzeba było działać szybko.

Ojejek zadzwonił do kuzynki Owej, która właśnie odpoczywała na archipelagu "Bajki na raz", w nadziei, że ta archiportuje się do balonu i sprowadzi ciotkę na ziemię. Jednak Owa nie potrafiła archiportować się na pojazd, który jest w ruchu, więc trzeba było szukać innego sposobu. Wilgi postanowiły zawiadomić mieszkańców rzeki, by przygotowywali się do akcji ratowania ciotki, gdyby balon zniżył niebezpiecznie loty. Oddziały żab przygotowały tratwę z tataraków, szczupaki czekały w pogotowiu, by holować ciotkę do brzegu, gdyby tratwa żab była za daleko. Bobry zbudowały szybko tamę spiętrzającą wodę tak, aby mogła swobodnie ruszyć motorówka ratunkowa. 

A w tym czasie ciotka… wychylała się z balonu i krzyczała: - Ojejku, nie martw się, skończyłam kurs pilotażu balonu, więc lecę sobie podziwiać tutejszą cudowną rzekę…. Nikt jednak na ziemi tego nie słyszał. Wilgi podjęły bohaterską próbę pościgu za balonem, ale wiatr był szybszy. Ciotka żwawo żeglowała po niebie, podziwiała cudowne meandry rzeki i brzegi porośnięte kępami zieleni. Wyszperała w ekwipunku lornetkę Ojejka, więc mogła obserwować pluskające w wodzie okonie i płotki. Wąsate sumy trochę ją niepokoiły, bo płynęły jak jej straż przyboczna i miała wrażenie, że obserwują ją, gdy wykonują nagły plusk!. Dały się też wypatrzeć szczupaki towarzyszące sumom i węgorze. To dziwne, pomyślała Hela, że tak płyną i nie boją się cienia balonu! Dostrzegła też na horyzoncie świeżą tamę bobrów, które pracowały, jak szalone. Z zamyślenia wyrwało ją znajome wołanie wilgi. Leon całkiem bez ducha dopadł gondoli i zawołał: - Ciocia żyje? Ratunek jest blisko, wszyscy w pogotowiu… Wtedy zobaczył, że ciotka sprawnie kieruje balon ku mieliźnie na rzece i nie ma problemu z wylądowaniem! - Martwiliście się? Czemu? Przecież krzyczałam, że skończyłam kurs pilotażu balonu!

Bajka - Ojejek w sadzie (Podróże Ojejka 6.)

Wstał kolejny, słoneczny, wakacyjny dzień. To był poniedziałek. Ojejek sprawdził zapasy w swojej spiżarni i zdecydował, że już czas na przygotowanie pyszności na zimę. Właśnie dojrzewały różowe maliny, koralowe truskawki i bordowe wiśnie. Ojejek poczuł już zapach truskawkowych i agrestowych konfitur, soku malinowego najlepszego na przeziębienie i przepysznego dżemu morelowo-jabłkowego. 

Spakował kosze na owoce, bukłak lemoniadowego paliwa i wystartował. Nad lasem dołączyły wilgi. Leon nawet się nie przywitał, tylko od razu powiedział, że Sad ma kłopoty. Właśnie gołąb przyniósł wiadomość od Stracha na Wróble, że ten nie daje już rady ochraniać Sadu przed watahami żarłocznych ptaków zza Rzeki. Owoce znikają jak kamfora! - Jak co? Spytała Lodzia. - Nie, jak co? Tylko bardzo szybko! Odrzekł zdenerwowany Leon. Ojejek wyjął magiczny komunikator międzyarchipelagowy i wybrał jakiś dziwny numer. Po chwili wszyscy usłyszeli słodkie ćwierkanie. Ojejek odpowiedział bardzo szybko właśnie w tym ptasim języku używanym w archipelagu Anyż. – Problem rozwiązany! - oznajmił. W tej samej chwili na dnie gondoli balonu zmaterializowała się dziwna, okrągła paczka przypominająca jajo. Ojejek rozpakował ją i zaczął wysypywać za burtę zawartość. Nie wiadomo skąd, wokół zaroiło się od ptaków, które w locie wyłapywały magiczne ziarno i odlatywały za Rzekę. Lodzia przysięgała, że w czasie odlotu ptaków, widziała za słońcem rąbek liliowej sukni E-Wróżki, ale nikt oprócz niej tego nie dostrzegł. 

Gdy podróżnicy dotarli na miejsce, Strach machał do nich radośnie. Uradowany Sad poprawił peleryn - Ojejku, uratowałeś moje owocowe skarby. Jesteś dobrym przyjacielem. Zapraszam, wybieraj, co chcesz! Strach pomoże Ci napełnić koszyki. 

Ojejek i wilgi spędzili z Sadem i Strachem cale przedpołudnie. Zebrali agrest, porzeczki i maliny. Najedli się dojrzałych czereśni i moreli. Na jabłka, gruszki i śliwki węgierki jeszcze nie nadszedł czas, więc nie zrywali ich. Na każdym krzaku i drzewie zostawiali trochę owoców na czubkach, żeby ptaki też mogły się posilić, gdy zgłodnieją. Taki pomysł spodobał się Strachowi i wróblom, które mieszkały w jego rękawach. Całe popołudnie Ojejek z pomocą Leona, Lodzi i ciotki Helki robił soki, marmoladę i konfitury na zimę. To był bardzo smaczny dzień:)