10 kwietnia, 2019

Ptasie pola (Ptasie bajki 3.)





Środowe przedpołudnie upłynęło ptakom na pełnej emocji dyskusji. Słońce przygrzewało, ale jego blask stał się jakiś metaliczny. Ptasi zegar był już tak widoczny, że nie znalazł się nikt, kto by go nie dostrzegał, więc wszyscy oczekiwali na wielkie: I NAGLE… Jednak chwilowo jedynym magicznym zdarzeniem była przerwa na cudowne smakołyki babci Ludwiki:)

Po południu szczygły poprowadziły całą wyprawę na pola. Na skraju lasu, w małym zagajniku gnieździła się cała ich kolonia. Wszędzie można było dostrzec okrągłe, uszczelnione mchem gniazda i usłyszeć wszechobecne szczygle melodie. Młode szczygiełki przygotowały artystyczne popisy. Wszystkich zachwycił ich śpiew. Szpaki nawet dołączyły do nich w refrenie. Szczygieł Szczepan pokazał, jak wydziobują nasiona z kolczastych główek ostów rosnących na miedzach. Wszyscy byli zadziwieni. Kilka ptaków nawet próbowało tego samego, ale żadnemu się nie udało. Szczepan wyznał, że rzadko latają do miasta, bo ludziom dawniej zdarzało się łapać je, zamykać w klatkach i zmuszać do śpiewu. Całe szczęście, że już nie wolno tego robić. Ludzie pomagają szczygłom zimą, zawsze mogą się pożywić w karmnikach ustawionych na skraju lasu.

Jemiołuszki też pokazały swoje gniazda. Zaznaczyły, że lubią te strony. Zawsze się tu zatrzymują, gdy lecą do siebie. Szczygieł Szczepan stwierdził lekceważąco, że ptaki przelotne nie powinny się odzywać, skoro to nie ich strony. Wilgi zapobiegły kłótni, przypominając, że na przykład one zawsze odlatują na zimę, ale te strony, to też ich dom. Wtedy odezwała się sikorka. Stwierdziła, że to dobre miejsce, bo jej krewni bardzo często tu zimują i wtedy pożywienie najczęściej znajdują blisko wsi lub miast. Teraz jest bardzo wielu ludzi, którzy wysypują ptakom w zimie dobre jedzenie, prawdziwe, zdrowe nasiona, ale czasem sikorki chorują, gdy ludzie wyrzucają im swoje jedzenie z solą i innymi niezdrowymi dodatkami. Trzeba ostrzegać wszystkie ptaki, żeby nie jadły ludzkiego jedzenia, niektóre są bardzo łakome i zupełnie nie myślą.

Lodzia i Lola były przygotowane na ten moment, przefruwały z koszykiem wzdłuż pól, gdzie na drobnych krzewach i dorodnych chwastach siedziały ptaki. Rozdawały im naklejki z przekreślonym na czerwono chlebem i makaronem. Niektóre ptaki nie chciały się przyznać, że już jadły coś takiego i nie czuły się potem najlepiej. We wszystkim pomagał wilgom Kajtuś. Był bardzo pomocny. Podobnie jak kuzyni Loli, którzy zgromadzili już niezłą dokumentację tego projektu.

Ptasie słońce ruszyło wreszcie w kierunku swojego zachodniego domu. Teraz można było dostrzec sylwetki ptaków na tarczy. Zaczęło się pokrzykiwanie: -Jest sowa -na szóstej! –A dudek, dudek na dwunastej, -a sikorka, jest sikorka? – nie widzę! –Nie wiem, ale widzę sójkę, o, i jemiołuszkę! Dalsze wypatrywanie nie maiło sensu, bo słońce z tarczą ptasiego zegara zrobiło się pomarańczowe, czerwone nawet, a potem schowało się za horyzontem. Ptaki zerwały się do lotu, by wrócić do gniazd, zanim w granatowej pelerynie nadejdzie Pan Wieczór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz