Wyglądało jak skrawek nieba wylegujący się na słonecznej polanie albo jak modra tafla jeziora, błyszcząca szkliście. Wokół niego było pusto. Stało samotne. Inne drzewa odeszły w głąb lasu. Wieczorami szumiały o tym, że trzeba się w końcu pozbyć Niebieskiego, bo kto to widział, żeby nie być zielonym, no chociaż seledynowym albo zwyczajnie szarym. Niebieskie jest na nic. Nie ma zgody na nic niebieskiego.
Delikatne, leśne fiołki starały się protestować, że one też są przecież szafirowe, czyli jakby niebieskie i rosną tu od lat bez kłopotu. Nikt jednak nie słuchał ich cichego głosiku. A poza tym, nikt ich tak naprawdę nie dostrzegał w kępach malachitowej trawy i puszystego, ogórkowego mchu. Niebieskie stało opuszczone i samotne. Nikt nie chciał się sprzeciwiać Zielonym, więc nawet ptaki niechętnie lądowały na odpoczynek w cieniu turkusowych liści.
To jednak zmieniło się zupełnie,
kiedy w okolicy pojawiła się pani kraska Garrula. Od razu dostrzegła szafirową
plamę olbrzymiego mieszkańca polany i z impetem wylądowała na grubym konarze
obok dziupli, z której dość dawno wyprowadził się pan dzięcioł.
-No niech mnie, drzewo wprost dla
mnie stworzone- ucieszyła się i zamaszyście nastroszyła swoje granatowe, szafirowe,
błękitne i szaroniebieskie piórka. Te rdzawe i czarne- zostawiła w spokoju. Z
zachwytem rozglądała się po gęstwinie niebieskiego listowia.
Drzewo nigdy nie widziało żadnej
kraski i przez chwilę sądziło, że ma po prostu przywidzenia. Z tego smutku,
oczywiście. Ale pani Garrula nie dała mu szansy na dłuższe rozmyślania.
-Przepraszam, że spytam, czy ta
dziupla jest może do wynajęcia? Bardzo by mi pasowała. I zajrzała do ciemnoszafirowego
wnętrza. O dziwo, panował tam porządek, wszystko było zupełnie gotowe na przyjęcie
nowego mieszkańca.
-No luksus po prostu. Czemu nikt tu nie mieszka- rzuciła chyba do siebie.
-Jak to czemu? Chyba widać? Nie?
-Co widać, co widać! Ja nic nie
widzę! Tylko błękit:) Mów po kolei i powoli -stwierdziła tonem nieznoszącym
sprzeciwu i ułożyła się z wdziękiem na werandzie szafirowej dziupli. Naprawdę
doskonale się tu komponowała. To było jej miejsce. Bez dwóch piór!
Niebieskie zrelacjonowało
wszystko, co doprowadziło je do samotności na zielonej, leśnej polanie. Gdy
kończyło, miało pewność, że pani kraska usnęła, kołysana błękitnym szumem. Gdy
padło: -I to w zasadzie tyle. Od razu otworzyła oczy, zerwała się jakby do
lotu, rozprostowała skrzydła, zatrzepotała nimi, westchnęła przesadnie głośno i
wykrzyknęła:
-Tylko tyle? To twój problem? Cały? Już?
Niebieskie oniemiało. Jak
to: - Tylko tyle! To aż tyle! Całe jego życie! Nie zdążyło się nawet nad sobą porozczulać
wystarczająco dobrze, gdy usłyszało to, co było początkiem całkiem nowej
historii w jego życiu.
-Wiesz, niedawno miałam urodziny.
Jednego prezentu jeszcze nie zużyłam, bo nie było jakoś okazji. A to prezent w
sam raz na tę ochwilę! Trzymaj się! -krzyknęła pani Garrula i wyszeptała coś
skrzekliwym, wronim głosem.
Wszystko zawirowało, pociemniało
i zrobiło się jakby cieplej. Szum i szelest liści trwał chwilę, zupełnie jak w
filmach sf, a potem wszystko się uspokoiło. Drzewo nieśmiało rozejrzało się
wokół. Las zniknął. Właśnie zapadał zmierzch. Pomarańczowy blask zachodzącego
słońca przebijał się przez jakieś dziwne kształty wokół.
–Co to jest? Zdziwiło się Niebieskie.
– Jak to co? Park! W mieście! Tu się nadasz doskonale. I ja też, za lasem nie
przepadam właściwie od zawsze.
Niebieskie rozejrzało się
nieśmiało. Wokół rosły same dziwaki! Drzewo cytrynowe, purpurowe, białe i nawet jakieś takie fioletowe! Jedno, nieduże, świeciło setkami małych świetlików. Inne
też, cała alejka drzew świeciła jak wielka, błyszcząca wstęga! O, matko! Westchnęło Niebieskie. -To jeszcze nic, spójrz
w dół! Rzeczywiście, było na co popatrzeć! Wokół szafirowego pnia układał się
miękko dywanik błękitnych kwiatów! Wśród nich ustawiono dwie niebieskie ławeczki! -Poczekaj tylko do rana! Rzekła
pani kraska i zniknęła we wnętrzu swojej luksusowej dziupli.
Rzeczywiście, rano zrobiło się wokół
nich tłoczno. Wszyscy chcieli zobaczyć nowe drzewo w parku. Zachwytom nie było
końca. Pod wieczór pojawiły się nowe, niebieskie ławeczki, bo wszyscy chcieli
przysiąść choć na chwilę w szafirowym cieniu. Sąsiednie drzewa cały czas coś
mówiły do Niebieskiego, chwaliły, opowiadały o sobie, chciały sobie robić wspólne
selfi i trzymać się za gałązki. Niebieskie było zupełnie oszołomione tą powodzią
życzliwości, sympatii, a nawet, nie wahajmy się powiedzieć, miłości:)
Kiedy wieczorem świat znowu rozbłysnął
ciepłym światłem księżyca i tysiącem małych światełek rozpiętych na drzewach parkowej alejki,
Niebieskie spytało panią Garrulę: -Co to był za prezent? Jak to się mogło
wszystko wydarzyć, przecież drzewa nie podróżują, mają korzenie i tkwią całe życie
w jednym miejscu!
-Po pierwsze, to nie wszystkie
tkwią! Niektóre się przesadza, przenosi czy coś! Ale nam się udało dzięki
prezentowi wróżki Niu. To zaklęcie, które pozwala jeden raz przenieść się w wymarzone
miejsce. A to, przyznasz, jest dla nas wymarzone!
-No! No, naprawdę! Wymarzone, jak
nic! Ale skąd pani wiedziała, że to właśnie to, a nie inne?
-Jak to skąd? Jestem z miasta! Po prostu!