05 stycznia, 2022

Bajka cynamonowego miasteczka (Ciasteczkowe bajki 11.)

        Pan Milander Śmietanko zwyczajnie miał pecha. Chciał ostatni raz przygotować swoje specjały na Festiwal Ciasteczek – „Mniam!” i odejść na zasłużoną i wyczekiwaną emeryturę. Ale nic z tego! Akurat dziś musiał się zdrzemnąć po śniadaniu! Wszystko było elegancko spakowane i sprawdzone sto razy. Właściwie to problem tkwił w tym, że było gotowe za wcześnie! Do popołudnia trzeba było czymś wypełnić kilka godzin, więc Pan Śmietanko postanowił się zdrzemnąć. Z błogiego snu wyrwały go eksplozje sztucznych ogni na niebie i wielki, błyszczący nad Ciasteczkową Wyspą, werdykt, obwieszczający kolejny sukces jego serdecznej przyjaciółki – Maliny.

    Pewnie myślicie, że Mistrz był rozżalony, zły a może nawet wściekły na siebie? Nic z tych rzeczy! Na rumianej twarzy cukiernika pojawił się szczery uśmiech.

- Ach, no bardzo dobrze! Doskonale nawet! Teraz ja wkroczę do akacji! Tak pomyślał Milander i dziarskim krokiem ruszył ku swojemu pojazdowi. Po chwili był już przy festiwalowych stoiskach. Najpierw pobiegł do Maliny, żeby jej pogratulować i spróbować zwycięskich przysmaków. Oczywiście, był zachwycony, poprosił o zapakowanie kilku rurek na wynos i pospiesznie wrócił do swojego auta. Otworzył je i jednym zgrabnym: -hokus-pokus! – wypakował swoje wypieki na miodowe stoisko przygotowane właśnie dla niego.

-Oj, spóźniłeś się, drogi Milandrze, krzyknęła bez troski w głosie Biaszka Babeczkowa.

-Ależ skąd, jestem w samą porę! – odkrzyknął Milander i otworzył pudła ze swoimi wypiekami. Wyspa znieruchomiała. Cudowny zapach cynamonu, wanilii i orzechowego lukru wypełnił nawet najmniejsze zakątki.

- Co to? – Co tak przecudnie pachnie? Zapytała Malina i tak jak wszyscy rzuciła się ku stoisku Milandra Śmietanki. Widok ją oczarował, a może trzeba powiedzieć: zaczarował. Ujrzała cudowne, kręte uliczki, błyszczące dachami lukrowanych kamieniczek, radosne jak stado wełnianek brykających po Smoczej Wyspie. Stały jak żywe. Miało się wrażenie, że w oknach błyszczą światła, kominy snują smużki ciepłego dymu, a powietrze przepełnione jest radosnym zapachem. Można było się przyglądać bez końca, bo niezwykłe, cynamonowe miasteczko ukazywało wciąż nowe oblicze, jak przesuwana palcem mapa Google.

     Zaczarowani cudownym widokiem Ciasteczkowianie nie zauważyli nawet królewskiego orszaku, który pojawił się nagle, nie wiadomo skąd. Para królewska pochyliła się nad zaczarowanym, cynamonowym miasteczkiem i wtedy rozległy się cichutkie szepty, a nawet chichoty. Tak! To hałasowały kamieniczki! Popychały się, zmieniały bieg uliczek i każda wyciągała szyję strychu, by dostrzec wszystkie cudowne wróżki z orszaku. Królową i króla widziały w całym malachitowym majestacie.

    Milander Śmietanko skłonił się nisko i bardzo elegancko, a Kolorowa Królowa przemówiła.
- To zaszczyt podziwiać Twoje cukiernicze arcydzieła - Milandrze. One nie są jak żywe! One żyją! Dlatego właśnie za radą Królewskiego Cukiernika – Pana Pączusia - postanowiliśmy stworzyć nową wyspę Słodkiego Archipelagu. Zamieszkają tam wszystkie cynamonowe kamieniczki i domki. A Ty, drogi Milandrze, będziesz ich doglądał i strzegł. Otrzymujesz od nas „cynamonowe zaklęcie”, którym stworzysz na swojej wyspie wszystko, czego zapragniesz!

Milander zaniemówił ze wzruszenia i pomyślał:
- Zawsze przeczuwałem, że najważniejsza w życiu jest smaczna drzemka😊

04 stycznia, 2022

Bajka nadziewanych rurek (Ciasteczkowe bajki 10.)


Na Ciasteczkowej Wyspie panował istny galimatias. Wszyscy pędzili z pakunkami, rozglądali się, czy nie są czasami śledzeni, a nawet latali na inne archipelagi po zakupy, żeby tylko nikt nie odkrył, jaki smakołyk mają zamiar przygotować na Festiwal Ciasteczek – „Mniam!”.

Malina zupełnie nie miała pomysłu, co upiec. Wszystko już było!

- Chyba w tym roku dam sobie spokój. Już mam przecież ostanie trzy „Złote Puchary Mniam, Mniam”. Trzeba dać szansę innym… - głośno myślała.

- Co takiego? - zadrżała Pani Kotka!  - Co to, to nie! Absolutnie – Nie! I Nie!

Pewnie dziwi Was oburzenie Kocurki, która rzadko jada słodycze. Otóż, niesłusznie. Od słynnej „błękitnej zimy”, kiedy to nadmiar słodyczy okazał się zabójczy dla żołądków Ciasteczkowian, Kolorowa Królowa  zdecydowała, że każdy „Puchar Mniam, Mniam” będzie wypełniony dla równowagi pachnącą, smakowitą szyneczką. Pani Kotka wiedziała o tym doskonale! To właśnie ona dostawała przecież zawartość pucharów wygrywanych przez Malinę. I nagle miałaby to wszystko stracić? Zrezygnować bez walki? Nigdy!

Natychmiast jak szalona rozpoczęła akcję ratunkową -  „Inspiracja”. Wyskoczyła na środek kuchni i rozpoczęła pantomimiczny popis! Pani Kuchnia zamarła ze zdziwienia. Nawet Malina po chwili zaczęła bacznie obserwować Kotkę.

- O Królowo! Z Kocurką niedobrze! Strasznie się miota! Może to grypa… - martwiła się.

- Albo - co gorsza – dorzucił Pan Piekarnik – jakaś wirussss… - ostanie słowo wysyczał, ze strachu, żeby nie obudzić Licha.

- Co Wy, jaki wirus, jaka grypa, toż to INSPIRACJA!

- Widzę, że pora na magiczną mąkę. – zawyrokowała Pani Torebka i zdmuchnęła nieco białego pyłu na Kocurkę…

Wtedy rozległo się donośne: - Co za głąby, nie znają się na sztuce, czy coś…

Wszyscy wstrzymali oddech, a Malina rozpromieniła się absolutnie! - O, moja Pani Kotka znów mówi!

- Znów! Ja zawsze mówię! Tylko wy nic bez czarów nie pojmujecie. A ja przecież Was rozumiem… wreszcie widać, kto tu jest wyjątkowy i genialny…

- Tak, zgoda, jesteś genialna. – ucięła te przechwałki Malina. A co właściwie chcesz nam powiedzieć?

- Ja mam pomysł… Doskonały! Szybko wskoczyła na oparcie wiklinowego fotela i zaczęła coś szeptać do ucha Maliny. Wiadomo, tajemnica musiała być.  

        Już po chwili Pani Kuchnia wirowała cudownie jak kłębek włóczki utkany z trawiastej mgiełki i złocistych, polnych, pachnących kwiatów. Dało się też bez wątpienia wyczuć nutę morską i  wyraźny akcent warzywny. Nie minęła godzinka i pudła  smakołyków na Festiwal Ciasteczek – „Mniam!” stały gotowe do podróży.

        Stoisko Maliny zawsze było oblegane, ale tego roku rozgrzało Ciasteczkowian do czerwoności mimo zimy. Przed oczami degustatorów pyszniły się cudowne stosiki złotych i zielonych NADZIEWANYCH RUREK!

- Ale dlaczego są zielone? – zastanawiali się Państwo Rogalikowie.

- A cóż w tym dziwnego? – oburzała się Pani Babeczkowa – ja od lat robię zielony makaron z orzeszkami pistacjowymi…

- Ależ moja droga, toż to festiwal ciasteczek!

      Te komentarze przerwało nadejście Królewskiego Cukiernika – Pana Pączusia. Stoisko Maliny było ostanie, więc wolno sięgnął najpierw po złocistą, nadziewaną rurkę… Zapadła cisza.

     Pani Babeczkowa jęknęła: - Oj, coś ma nietęgą minę… Tak, ja wygram! Ja dziś wygram! Na pewno! Malina nie dała rady! Zwykłe rurki… też mi coś…

    Wtedy Mistrz Pączuś podniósł do ust zieloną rureczkę… Nie wiedzieć skąd, wystrzeliły pod niebo sztuczne ognie! Złote iskry ozłociły stoisko Maliny.

- Nie! No za co? Za rurki?! – wykrzykiwała pani Babeczkowa, a jej łzy spadały na ziemię jak szklane paciorki.

      W tej właśnie chwili na niebie ukazał się werdykt: „Złoty Puchar Mniam, Mniam za cudowne połączenie słodkiego ze słonym, pikantnego z łagodnym, kruchego z kremowym i szmaragdowego ze złotym”.

       Wszyscy rzucili się do stoiska Maliny, by dostać po jednym z tych cudeniek. Wróżka Tysiąca Emocji od razu zaczęła rozsnuwać błogość, zadowolenie, zachwyt i ogólne: MNIAM, MNIAM!😊 Nawet Pani Babeczkowa musiała przyznać, choć z niechęcią, że rukolowe rurki z delikatnym kremem z łososia i piniowe  z nasturcjowym nadzieniem - to był strzał w dziesiątkę!

A wszystko to dzięki łakomstwu Pani Kotki! I już! Mniam, Mniam!

01 stycznia, 2022

Bajka smakowitych gwiazdek z nieba (Ciasteczkowe bajki 9.)

            W kuchni Maliny o zmierzchu pojawił się wieczory gość. To Niebo rozsiadło się wygodnie w wiklinowym fotelu, a jego szafirowy płaszcz rozbłysnął milionem złotych, migoczących gwiazdek. Zrobiło się  bardzo jasno i miło, jakby wnętrze wypełniły ciepłe płomyki świec.

       Malina przygotowała owocową herbatę, a do maleńkich miseczek nałożyła słodkich konfitur z owoców mango. Cała kuchnia zasłuchała się w opowieści o nieziemskim, księżycowym dworze i najnowszym, kosmicznym pokazie mody. Wszystkich ogarnął zachwyt, tylko Pani Waza najwyraźniej wcale nie słuchała. Wpatrywała się w migoczące złotem gwiazdki, które lśniły na szafirowym płaszczu prześlicznie ustrojone w szale ze srebrnego księżycowego pyłu.

- Ach! - westchnęła wreszcie, zbyt głośno, jak na taką magiczną chwilę. – Ja co dnia oglądam tylko zupy, zupy i wciąż zupy. A mnie się marzą wesolutkie, pachnące gwiazdki wprost z nieba, które wypełniają mnie po samą pokrywkę. Bez przerwy wiercą się, gubią złoty i srebrny pył, a zawsze są wesołe i rozgadane, nie to, co bulgocące pomidorówki, rosoły i ogórkowe.

- Ach! Powtórzyło jak echo Niebo. Wzruszyła mnie Pani opowieść - Pani Wazo! Zaraz coś zaradzę! Tylko proszę już się nie martwić. Uśmiech! O uśmiech proszę! I Niebo poszeptało coś do gwiazdek, które zachichotały i zaczęły radośnie podskakiwać. Gdy tak tańczyły, podrygiwały i pląsały, złoty i srebrny pył popłynął wprost do wnętrza Pani Wazy. Wtedy niebo machnęło połą swojego olbrzymiego płaszcza i kuchnię wypełnił zapach lukru, czekolady i najpyszniejszego, miodowego ciasta. Wszyscy zobaczyli piętrzące się w Pani Wazie lukrowane gwiazdki tak piękne i radosne, jak te prawdziwe. Tak samo wierciły się, podskakiwały i radośnie opowiadały o magicznych mocach Nieba.

        Pani Waza wprost szalała z zachwytu. Nagadywała się z gwiazdkami bez końca! Dostała też honorowe miejsce na samym środku stołu w magicznej kuchni Maliny. Od tego wieczoru, była misą na smakowite gwiazdki z nieba, a nie Wazą na zupę. Była po prostu szczęśliwa!