Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ptasie bajki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ptasie bajki. Pokaż wszystkie posty

27 maja, 2021

Bajka wąsatki (Ptasie bajki 10.)


Cynamonek wychylił się z gniazdka i patrzył w lustro jeziora. Gniazdko kołysało się lekko wraz z trzcinami, do których było przymocowane. Ponieważ odbicie małego wąsatka falowało, więc pisklakowi wydawało się, że jest wielki i potężny. Kątem oka dostrzegł kołującą w pobliżu, mlecznoczekoladową sylwetkę mamy. Jeszcze zanim wylądowała, już krzyczała do synka:

-Nie wychylaj się, zacząłeś dopiero loty, możesz wpaść do wody!

-Oj, mamo, daj spokój… mam już przecież 13 dni! Latam najlepiej ze wszystkich wąsatek! Tato tak mówił wczoraj… Tym słowom Cynamonka towarzyszyło jednak miłe uczucie, że mama stale się o niego troszczy, bo go uwielbia:)

-Już dobrze, nie dąsaj się! Zaraz będzie obiad!

Cynamonek postanowił poćwiczyć przed obiadem loty, żeby wracający do domu tato znowu go pochwalił. Szło mu naprawdę znakomicie. Niespodziewanie jednak przyfrunęły inne młode wąsatki -Jasiek i Adam.

-Hej Cynamo! Co robisz?

-A nie widać! I zaświstał -Ptiu, ptiu, pci, pti… pti, pti- sfruwając na najniższy liść, prawie dotykający wody, ale właśnie wtedy usłyszał:

-Cynamonie, synu! Nie jesteś zbyt ostrożny! Za bardzo uwierzyłeś w swoje umiejętności! Uczyłem cię przecież, że trzeba zawsze być przezornym i myśleć przed szkodą.

-Co? Przezornym? Przed szkodą? -Nic nie rozumiem!- dziwił się Adam.

Cynamuś zezłościł się! -A niech to! Akurat teraz musieli przylecieć i mnie prowokować! No może mnie i nie prowokowali, sam chciałem się popisać… Słabo! Bardzo słabo! A tak chciałem, żeby tato był ze mnie dumny.

-Zawsze jestem z ciebie dumny-synku! To nie znaczy jednak, że będziesz słyszał tylko pochwały!

-O matko! Tata umie czytać w myślach! To pewne!- nie na żarty zaniepokoił się wąsatek. W ogóle jest wyjątkowy! Ma wspaniałe wąsy! Wszyscy go po nich od razu poznają. Dlatego właśnie jesteśmy rodziną WĄSATKÓW:)

Jego rozmyślania przewał pisk sióstr: -Ptiu, ptiu, pci, pti… pti, pti, ptiu…,  które cieszyły się na wieść o poobiedniej, wspólnej z rodzicami wyprawie do lasu.

Cynamonek zapytał grzecznie kolegów, czy wybiorą się z nimi, a oni zgodzili się chętnie, bo przepadali za pannami wąsatkami, więc popołudnie zapowiadało się znakomicie.

-Bycie wąsatką jest najlepsze na świecie!- cieszył się Cynamonek.

Bajka zniczka zwyczajnego (Ptasie bajki 9.)

Wróżka Niu zatęskniła za zapachem sosnowych borów ogrzanych wiosennym słońcem. To uczucie całkiem niespodziewane zachęciło ją do czynu. Była przecież wróżką! Potrafiła podróżować w okamgnieniu wraz z całym domem i ogrodem wszędzie tam, gdzie zapragnęła! I tym razem nie minęła chwila, nim wraz z całym domostwem zalazła się na skraju sosnowego boru.

Rozejrzała się z zachwytem, wciągnęła do płuc świeże, pachnące powietrze. Kątem oka dostrzegła kolorową ptasią smugę i melodię słodko dźwięczących gardełek.

-Ach, westchnęła Niu, skinęła dłonią i całe stadko miękko wylądowało na jej turkusowej okiennicy.

-Witam, witam! Cóż za miłe spotkanie! Widzę, drodzy państwo Zniczkowie, że rodzinka się powiększyła!

-A jakże, a jakże, pisklaki już dorastają, możemy urządzać dalsze wycieczki i trenować loty. I dodam, że nasze nazwisko brzmi: Zniczkowie Zwyczajni, państwo Zniczkowie Zwyczajni.

-Oj, przepraszam, już będę pamiętać. -zawołała zbyt radośnie Niu.

-Zniczki wyglądały naprawdę cudownie. Trochę przypominały owoc kiwi pomalowany przez żartownisia na pomarańczowo, czarno, biało i seledynowo. Były malutkie i zwinne. No i ten słodki, dźwięczny śpiew: -Si si si, si si si, si si si! Coś pięknego.

-Ej, Ignaś, wiejmy stąd! To wróżka! Jeszcze nas zamieni w żaby, czy coś! -wystraszył się nie na żarty Reguś.

-No co wy, to dobra wróżka, w nic nas nie zamieni… No, chyba nie… choć muszę przyznać, że słyszałam coś o kocie i żabie, kamiennej chyba… - zaczynała się martwić Kapilla.

-Dzieciaki, wracajcie do domu, my musimy omówić z wróżką ważne sprawy.

-Ale tato, sami?

-No przecież nasze gniazdko jest tuż za Wróżkowym domem, który wylądował w środku naszej polany. A poza tym, zawsze jesteście bezpieczni! Jesteśmy przecież pod ochroną!

-Ach, no tak! Wszystko mi się pomieszało. -Si si si, si si si, si si si!

I małe zniczki wystrzeliły w górę jak z procy! W powietrzu wyglądały jak małe, pomarańczowe płomyczki. Można je było dostrzec z daleka, gdy leciały. Szybko jednak skryły się w kulistym gniazdku o małym wejściu, ukrytym w gęstwinie krzewów.

Wieczorem stało się jasne, o czym wróżka rozmawiała z państwem Zniczkami Zwyczajnymi. Na polanie odbyło się wielkie spotkanie wróżki z mieszkańcami lasu. Zniczki przysiadły na gałęziach krzewów przy dróżce wiodącej na skraj lasu, więc nikt się nie zgubił, widząc pomarańczowe, pierzaste płomyki w świetle gasnącego dnia.

Wszystkie leśne stworzenia pląsały przy słodkich dźwiękach zaczarowanej muzyki. Wróżka tańczyła wraz z nimi, rozsiewając w krąg magiczne kolory i zapachy. Pisklaki Ignaś, Reguś i Kapilla bawiły się doskonale. Wraz z innymi ptakami formowały artystycznie chmarę i wirowały nad polaną jak barwne tornado, śpiewając wniebogłosy mimo późnej pory.

Wróżka patrząc na te popisy krzyknęła do państwa Zniczków Zwyczajnych: -Na Kolorową Królową! Jesteście nie Zwyczajni, a Nadzwyczajni po prostu!

14 maja, 2021

Bajka świergotka drzewnego (Ptasie bajki 8.)


Antoś biegł jak tylko mógł najszybciej. Wśród gęstych traw porastających brzegi spokojnej rzeczki wcale nie było go widać. Szarobrązowe piórka były niezłym maskowaniem. Mały świergotek nikomu nie powiedział, że zamierza ćwiczyć loty i oddalił się od gniazdka, zanim wrócili rodzice. Oj, już on wie, co się będzie działo, gdy odkryją, że go nie ma. No, nie najlepiej to wszystko wymyślił. Do tego przestraszył się, gdy w locie dostrzegł nad sobą cienie ptasich rozbójników, których nazwisk wolał nie wymawiać. Truchtał więc szybciutko ptasią ścieżką, mając nadzieję, że uda mu się wrócić do gniazdka przed rodzicami. Aż tu nagle….

-Oj, ojoj, aj! – Co robisz, co? Co się dzieje? Aaaaa! -wrzeszczał przerażony świergotek Antek, na którego z rozpędem wpadło coś wielkiego i futrzastego.

-O! To ty, Antośku! Cudownie! Cały las cię szuka! Rodzice szaleją z rozpaczy! A to ja, ja cię znalazłam! Huraaaaa! -cieszyła się myszka Pikusia i dokładnie otrzepywała zabrudzone futerko.

-O, cześć, trochę mnie przestraszyłaś… -wysapał zdumiony Antek, który z emocji wystrzelił w górę i zaświstał: -sip sip.. sip sip.. siiaaaa siiaaaa…

-Co tam! Wskakuj na mój grzbiet, pogalopujemy do twojego gniazdka! Tylko trzymaj się mocno!

Antoś podfrunął na grzbiet Pikusi i myślał tylko o tym, co za chwilę nastąpi… -Mam przefruwane… Niech to kawki wezmą… -pozwolił sobie nawet na taką złość!

Gniazdko państwa Świergotków Drzewnych było doskonale ukryte i zamaskowane wśród bujnych traw w zagłębieniu ziemi, tuż przy zboczu rzeki. Obok rosła kępa berberysów, które zapewniały niezłą ochronę domostwu. Było ono zupełnie niewidoczne, nawet jeśli ktoś stał bardzo blisko. Tego dnia jednak, panował wokół gniazda wielki ruch. Pani Świergotkowa dzwoniła już nawet do państwa Kawków, sugerując, że pewnie ich synkowie coś wiedzą o małym Antosiu, ale dowiedziała się jedynie, że tymi podejrzeniami obraziła rodziców małych rozrabiaków.

I właśnie wtedy na niewielką, nadrzeczną polankę przygalopowała strasznie zdyszana Pikusia z Antosiem na grzbiecie. W jednej chwili zrobiło się zupełnie cicho. Nikt nawet nie ćwierknął. Świergotek po prostu czuł, jak wszystkie piórka jeżą mu się na grzbiecie ze strachu. I wtedy usłyszał:

-Jest! Jest nasz najsłodszy synek! Antosiu, słonko, skarbie, jesteś! Siiaaaa siiaaaa… sip sip.. sip sip.. sip sip..

-No to, to już całkiem namieszało w głowie ptaszynie. Zanim cokolwiek powiedział, już mama zawstydzała go przytulasami i nawet tato głaskał go po głowie. Co chwila też podfruwał z radości w górę i biegał ze szczęścia tam i z powrotem po konarze pobliskiego klonu.

Nagle ogólną radość przerwało pojawienie się rodzinki Kawków. Wylądowali tuż obok wejścia do gniazdka państwa Świergotków i pan Kawka bez zbędnych wstępów rzekł:

-Nasi synkowie mają coś do powiedzenie. No już… dalej…

-Bo my… bo wtedy… no bo…. – jąkały się małe Kawki.

-Ach, zniecierpliwiła się pani Kawkowa. -No miała pani rację! Widzieli Antka, gdy się oddalał i tylko go nastraszyli, zamiast zawrócić do domu. Mają karę! I…

-Niech sami powiedzą. – Wtrącił się pan Kawka.

- No bo my będziemy teraz Antka pilnować, żeby już nie uciekał. Zawsze.

Antek oniemiał. -No to ze mną koniec. Mam przefruwane, niech to… I postanowił walczyć.

-Mamo, tato, ja już nigdy nie będę, słowo daję, nie trzeba mnie pilnować… zupełnie… -błagał.

Pani Świrgotkowa uśmiechnęła się łagodnie, - ależ skarbie, będziesz miał nowych przyjaciół! To cudowne.

-Aaaaaaaale… podjął ostatnia próbę mały świergotek, na nic się to jednak zdało, bo mama już niosła napoje oraz przekąski i wcale nie chciała słuchać marudzenia synka.

-No tak, a o mnie wszyscy zapomnieli. -martwiła się myszka Pikusia. – Miałam być bohaterką, idolką całego lasu… A tu co? Nic… Taka jest ptasia wdzięczność.

Myszka nie wiedziała jednak, że całą sytuację obserwuje ubrana w pelerynę niewidzialności wróżka Niu, która dostrzegła bohaterstwo Pikusi i miała dla niej wspaniałą niespodziankę:)

Ale to już całkiem inna historia…

12 maja, 2021

Bajka świstunki leśnej (Ptasie bajki 7.)


Robiło się coraz jaśniej, świt odsuwał powoli aksamitną kurtynę ciemności. Las poprawiał swój zielony kubrak i otrząsał z rosy listeczki. Pukał cichutko do wszystkich ptasich gniazdek i zajęczych norek, zajrzał do dziupli sowy i do wiewiórek. Miał mnóstwo pracy!

-Ojoj, jak tu pięknie! Już o tym zupełnie zapomniałam. W Afryce też było świetnie, ale tu… tu, to co innego… Urocza świstunka Sibila zerwała się do lotu i śmigała wśród drzew, jak seledynowo - biały płomyk, radośnie świstając: -Ip-sip-sip... sirrr! Ip-sip-sip... sirrr! Ip-sip-sip... sirrr!

Leciała od drzewa do drzewa i wołała:

-Dzień dobry!, Dzień dobry! Witam! To ja, świstunka Sibila! Tak się cieszę, że ma pan nowe gniazdko, panie Szpaku! Ależ mamy przepiękny Wielki Zielony Las! Witam panią, pani Świergotko! Ip-sip-sip... sirrr! Ip-sip-sip... sirrr!

-Witam, witam, pani Sibilo! Chętnie pomogę w zagospodarowaniu się. -proponował pan Wilga.

-Mamy dla pani niespodziankę! -krzyknęła pani Drozdowa. -W naszym lesie zamieszkało wiele nowych ptasich rodzin. Przyleciało także kilkoro świstunek! Już o panią pytali! Koniecznie proszę ich odwiedzić! Koniecznie! Zamieszkali przy trzech dębach za Starą Polaną.

-Dzięki, już do nich lecę!

I poleciała. Po drodze pośpiewała z małym, mieszanym chórem witającym dzień, napiła się kryształowej rosy i znalazła kilka miejsc z doskonałymi materiałami do naprawy gniazdka.

Tuż za trzema dębami usłyszała znajomą melodię. Między mgiełką seledynowych listków dostrzegła uwijające się, znajome postacie. Tak, to naprawdę świstunki!

Powitania były bardzo serdeczne, wszyscy mówili naraz, podfruwali, zataczali ukośne kręgi i oblatywali pobliskie drzewa dookoła. Sibila od razu została serdecznie zaproszona do zamieszkania w pobliżu, gdzie czekało na nią doskonale urządzone gniazdko, znacznie lepsze od tego, które miała reperować. Zgodziła się bez wahania, więc wszyscy radośnie zaświstali w chórze:

- Ip-sip-sip... sirrr! - Ip-sip-sip... sirrr! - Ip-sip-sip... sirrr! - Ip-sip-sip... sirrr! - Ip-sip-sip... sirrr!

A echo pląsało wokół… I tak minął pierwszy wiosenny dzień świstunki Sibili w Wielkim Zielonym Lesie.

10 kwietnia, 2019

Bajka Sali Tronowej (Ptasie bajki 6.)





Wreszcie nadszedł ten dzień. Ostatni dzień lipca. Wszystko było gotowe. Sala Tronowa nerwowo rozejrzała się wokół. Niby wszystko było w porządku, ale… Dlaczego właściwie nie może jej zobaczyć każdy, kto chce. Dlaczego nie widać tych błysków, kolorów, drżenia magii, falowania uczuć. Mewy mówią, że z góry całe zaczarowane jezioro wygląda jak ściana pełna najróżniejszych Ptasich Zegarów. Nie ma prasy, dziennikarzy, telewizji… Mamrotanie Sali Tronowej zwróciło uwagę myszki Szy. -Ej, co się tak martwisz? Jesteś wystrojona, będziesz dziś najważniejsza i masz problem? –No wiesz, chyba się mnie wstydzą… -Wstydzą? Co Ty gadasz? Nie o Ciebie tu chodzi, chodzi o bezpieczeństwo. Złe czarownice nie mogą się o niczym dowiedzieć! –Ach, to o to chodzi! Ucieszyła się Sala. -No to kamień z serca!

Rozmowę Sali Tronowej i myszy przerwało pojawienie się kolorowych bajek. Zajęły miejsca w powietrzu, dookoła tronu. Tworzyły barwną tęczę. Najpierw Czerwona, potem, Pomarańczowa, Żółta, Herbatkowa, Zielona, Niebieska, Granatowa i Fioletowa na koniec. Szeptały wesoło, były dumne, że Kolorowa Królowa miała dla nich takie ważne miejsce.

Przed tronem po lewej stronie zasiadł Czas i wszystkie jego chwile, dni i pory. Jutro, Dzisiaj i Wczoraj błyszczały i migotały szczególnie, bo tyle się działo, że nie mogły przecież przestać pracować. Miejsca zajęte przez Czas bez przerwy się zmieniały. Wystarczyło odwrócić głowę i po chwili obraz był zupełnie inny. –To jest normalne, czas tak ma- stwierdził wilga Leon, sadowiąc się na oparciu królewskiego tronu. Wilgi rozejrzały się. Byli już chyba wszyscy. Ojejek siedział razem z innymi zwiadowcami. O dziwo, była też ciotka Helena, która okazała się najpotężniejszą wróżką z archipelagu Cynamon. Wszystkie wróżki białej, dobrej magii zajmowały kolejny sektor miejsc. Także wszystkie ważne miejsca odwiedzane przez Ojejka i wilgi przysłały swoje awatary.

Kiedy ostatnie miejsce zostało zajęte, Sala Tronowa powiadomiła Malachitowego Króla, że już czas. Królowa wpłynęła na tron, niesiona przez Wiatry ze stadniny E-Wróżki, która unosiła się pod sklepieniem, mając w pogotowiu swoje żywioły. Wraz z Królową przybyła Wróżka Tysiąca Emocji i od razu rozpłynęła się po wypełnionym wnętrzu.

Gdy Królowa zajęła miejsce, El-Mag dał znak i za tronem Królowej ukazał się Ptasi Zegar, co wywołało entuzjazm zebranych. Królowa przemówiła:

-Kochani, z radością potwierdzam, obecność Ptasiego Zegara to dowód powodzenia naszej Misji. Oto jej efekty. Natura przetrwa na pewno! Jako pierwsi przedstawią efekty swoich badań przedstawiciele wszystkich Archipelagów Szafirowego Jeziora.

Latający fotel zatrzymał się przy Owej z archipelagu Cynamon. Owa usiadła i uruchomiła ekran, na którym wyświetliła wyniki swoich badań. -Dzieci, które obserwowałam, kochają swoją naturę, uwielbiają się bawić w parkach, na placach zabaw, nad jeziorami i rzekami. Szanują te miejsca, w których żyją i dbają o nie. Kiedy ktoś naśmieci albo coś zniszczy, zawsze pojawiają się tacy, którzy reagują i pomagają naprawić szkody. No i do tego dzieci czytają książki, a ktoś, kto czyta, nie może być zły dla natury. Ja daję małej ludzkości wielki plus. Mój wujek Ojejek i jego ciocia Helenka, też coś dodadzą.

-To prawda, rzekł Ojejek. Ludzie kochają naturę, która ich otacza. Pielęgnują sady, ogrody, dbają o stawiki, jeziorka i lasy. Niestety, nie zawsze pamiętają o całej planecie. Najważniejsze jest to, że widzą swoje błędy i starają się czyścić rzeki, zbierać śmieci w górach, ograniczać wyrzucanie śmieci w miejsca inne niż wyznaczone. Ja jestem na tak. Ludzi szanujących naturę i reagujących na niszczycielskie działania jest więcej, to jest optymistyczne.

Następnie zabrał głos Ran z archipelagu Szafran, opowiedział, jak ludzie dbają o plaże. Dodał, że zabrali się też za planowanie oczyszczania oceanów i mórz, co sprawia, że trzeba dać im szansę. Nilia z archipelagu Wanilia dodała, że jest nawet plan zbierania śmieci z kosmosu, w czym oni obiecują pomagać. Kosmita Łowca z archipelagu Jałowiec był dumny, że ludzie mają program ratowania lasów przed zagładą, są w stanie narazić własne życie, by ocalić życie drzew. Dobrych ludzi jest więcej, zatem Łowca też był na tak. Mon z archipelagu Kardamon wyjawił, że ludzie coraz zdrowiej się odżywiają, jedzą dużo warzyw i owoców, a przede wszystkim uczą już małe dzieci, że na przykład zdrowe jest picie wody mineralnej. Mon przyznał, że jedzenie przygotowywane przez ludzi jest zdrowe i pyszne, dlatego jest na tak. Ostatnim zwiadowcą był Uma z archipelagu Sumak. Poinformował o tym, że ludzie potrafią się cieszyć, tworzą sztukę, która zachwyca ich, a najważniejsze, że czyni wszystkich lepszymi.

W końcu przyszedł czas na film wilg. Wszyscy wysłuchali w skupieniu wszystkich wypowiedzi ptaków. Wszyscy transmitowali na żywo na swoje archipelagi ten wspaniały pokaz. Padło, niestety, wiele gorzkich słów pod adresem ludzi, ale wszystkie ptaki zgodnym chórem podkreśliły, że dobrych ludzi jest więcej, a ptaki mogą zawsze liczyć na czyjąś pomoc. Wilgi bez wątpienia były bohaterkami dnia. Królowa otworzyła jedną z kieszeni swojej magicznej sukni i wszyscy ujrzeli wyfruwającego z niej wróbelka Kajtusia. Rozległy się brawa, zapanowało poruszenie. Wszyscy czekali na przemowę Królowej.

Królowa wstała, uciszyła zebranych i rzekła. –Bardzo Wam dziękuję, za trud i pasję poznawania dobrych i złych stron ludzkości. Cieszę się, że mówicie zgodnym chórem. Nie ma światów, w których wszystko byłoby idealne. Ludzie naprawdę się starają. A sami wiecie, że zło czyha wszędzie. Nasz świat, też musi z nim walczyć. Dlatego ogłaszam wielką akcję „Ziemia na TAK”, w której będziemy wspierać najlepszych ludzi w ich staraniach, by chronić naturę i czynić ją piękniejszą. Rozległy się brawa, wiwaty i wesołe okrzyki aprobaty.

Tę ogólną radość uzupełniły dźwięki muzyki. To Lila, nowa mieszkanka archipelagu fioletowych bajek zaśpiewała przygotowaną na tę okazję piosenkę.

Sala Tronowa aż drżała z dumy, tym bardziej, że Królowa zaprosiła mewy, by wzięły udział w uroczystości. To koniec kłopotów, pomyślała Sala i otworzyła drzwi do swojej siostrzyczki- Sali Balowej. To dopiero było coś! Rozpoczęły się tańce wszystkich archipelagów, błękitna mżawka orzeźwiała zebranych, a ciasteczka opowiadały bajki. Acha, dodam, że Lila doskonale bawiła się w towarzystwie Uma z archipelagu Sumak, który zachwycał się jej niewyczerpaną wyobraźnią!

I tak minął kolejny miesiąc. Które chwile z jutra wybierzemy na następny?

Bajka - Ptak na Tak (Ptasie bajki 5.)





Aż do zachodu słońca wilgi pracowały nad zebranymi materiałami. Przygotowały wszystkie informacje, o które prosiła Kolorowa Królowa. Nie miały nawet czasu, by zjeść przygotowany przez babcię posiłek. Kajtuś fruwał dookoła ich gniazda i ćwierkał coś bez przerwy, ale nikt nie zwracał na niego uwagi.

Kiedy na niebie rozsnuły się pasma pomarańczu i złota, a słonko zniknęło za horyzontem, praca była zakończona. Leon rozejrzał się dookoła, coś było nie tak, ale nie wiedział co. Lodzia też nasłuchiwała, aż w końcu zawołała: -Co tu tak cicho? Rzeczywiście, nie było słychać żadnego nawoływania, żadnego kląskania ani świstów. -Gdzie są wszystkie ptaki? –Najlepiej lećmy na Ptasią Wyspę, może się stęsknili i tam spędzają wieczór- zaproponowała Lola. –E, tam… -niepewnie odrzekł Leon, ale dziewczyny już szybowały w górze. Poleciał więc i on.

Już z dala zobaczyli bijące światła reflektorów. Na trawniku obok kępy krzewów ustawiono scenę. Wokół unosiły się ptaki wszystkich gatunków. Gdy wilgi zbliżyły się do ogrodu, podpłynęła chmurka przywiana przez ich przyjaciela, więc szybciutko się na niej usadowiły i zajęły miejsce naprzeciwko sceny. Po chwili sfrunęła sowa, dała znak, by wszyscy się uciszyli i przemówiła. Dziękowała wilgom, że tak wspaniale zajęły się sprawami wszystkich ptaków. Mówiła, że nigdy jeszcze się nie zdarzyło, żeby skrzydlaci mieszkańcy świata dowiedzieli się tyle o sobie wzajemnie. Ogłosiła rozpoczęcie koncertu: „Ptak na TAK”. To była oszałamiająca impreza. Ptaki kolejno pojawiały się na scenie i wykonywały swoje popisowe pieśni.

Już po pierwszym występie w tyle sceny coś zaczęło błyszczeć, po kolejnym wyraźnie zarysowała się okrągła, błyszcząca tarcza. Wśród publiczności powstało poruszenie. Wszyscy podfruwali w górę, by nie przegapić tego, co się jeszcze wydarzy. Gdy zaśpiewał szczygieł, ptaki ujrzały, jak na scenie obok mistrza pojawia się wirująca w tańcu sylwetka E- Wróżki! To było dopiero coś! Publiczność z otwartymi dziobami przyglądała się pląsom tej niezwykłej postaci. Nikt nie zauważył więc, że na połyskującej tarczy zaczęły się pojawiać wskazówki zegara. Wreszcie, gdy dwunasty śpiewak zakończył swój popis, tarcza zamigotała i rozbłysła jak neon. Dwanaście ptaków-śpiewaków- poderwało się do lotu i zajęło miejsca cyfr. Tak! To był magiczny Ptasi Zegar. Powrócił!

Gdy muzyka umilkła, E-Wróżka popłynęła nad sceną i zwróciła się do zebranych: -Kochani, to WY uruchomiliście magiczny Ptasi Zegar. Od dziś, będzie dla Was i dla całej Natury wydłużał chwile szczęśliwe i dobre, a przyspieszał te gorsze.

Wiwatom nie było końca. Po koncercie zegar uniósł się w powietrze i zawisł nad ziemią zaraz obok Pana Księżyca. Czegoś takiego nie widziała dotąd nawet babcia Loli. Ciekawe, co powie na to Kolorowa Królowa.

Bajka - ptasie miasta (Ptasie bajki 4.)




To było niesamowite! Jeszcze przed świtem ptaki zgromadziły się wokół gniazd wilg. Leon poprosił wróble, żeby poprowadziły wszystkich nad miasto. Najbardziej cieszył się z tego zadania Kajtuś. Od razu zarządził zachowanie ciszy, bo tylko wtedy wyprawa miała sens. Oczywiście, miał rację. Gdy Słonko wstało, ze zdumienia wyciągnęło promyki do samej ziemi. Lodzia orzekła, że takie ciepło od rana, to na pewno burza po południu. Wilgi rozejrzały się, szukając cienia E-Wróżki, ale nigdzie jej nie dostrzegły, więc ruszyli.

Z wysoka świat wydawał się kolorowym, ruchomym obrazem. Ptaki patrzyły na domy zanurzone w zielonej pianie drzew i krzewów. Budowle wyglądały tak, jakby przykucnęły w lesie. Już z daleka rozległy się tony śpiewu drozdów, które machały do badaczy z wierzchołków drzew. Przelatując nad parkiem, usłyszeli słodkie podzwanianie rudzików. Dał się słyszeć też poranny śpiew kosów, bardzo miły. Lola usłyszała od razu znajome nawoływanie swoich krewniaczek, było dość wilgotno, więc głos wilg niósł się, jak wspaniały śpiew. Z wysoka ptasi chór brzmiał jak radosne powitanie dnia. –Zupełnie jak w lesie- zachwycała się Lola, - nie wiedziałam, że w mieście mieszka tyle ptaków z lasu!

Po krótkim odpoczynku w koronach drzew, Kajtuś poprowadził ptaki w dół, między domy. Tutaj też wszędzie widać było skrzydlatych mieszkańców. W krzewach ukrywały się gniazdka wróbelków, w zakamarkach i przy oknach można było dostrzec gniazdka jaskółek i jerzyków. Na drzewach wszędzie wisiały budki dla skrzydlatych lokatorów. Na niższych konarach siedziały sroki, które lubiły plotkować, więc musiały wszystko wiedzieć. Czasem któraś z nich podrywała się do lotu, skrzecząc przeraźliwie na widok jakiegoś błyszczącego znaleziska. Wszędzie fruwały kawki, było ich naprawdę dużo. Nie bardzo lubiły się z gołębiami, które przechwalały się, że to one są ptakami z miasta, więc inne powinny ich słuchać. Mówiły też, że ludzie lubią je najbardziej na świecie i przynoszą im jedzenie nawet na główne place miast. Gołębie pracują dla ludzi, roznoszą wiadomości i biorą udział w słynnych na całym świecie Zawodach Lotów Pocztowych Gołębi. No i ludzie piszą o nich wiersze, np. coś takiego: jeden za pierwszym, drugi za trzecim, czy coś podobnego. Malują je na obrazach, a czasem zatrudniają jako statystów do filmów. Nie było to do końca prawdą, babcia Loli mówi, że ludzie czasem mają dość wizyt gołębi, które nie znają umiaru i przylatują z wizytą na balkony całkiem niezaproszone.

Po powrocie na Ptasią Wyspę wszyscy byli pod wrażeniem. Peleryna Wróżki Tysiąca Emocji migała jak szalona. Nawet te ptaki, które mieszkają w mieście, nie miały pojęcia, że jest tu aż tak ptasio, kolorowo i śpiewnie.

Całe popołudnie upłynęło ptakom na głośnych rozmowach, omawianiu wszystkiego, co się przydarzyło od poniedziałku. Wszyscy chcieli pomagać w montowaniu nagrań, niejeden pytał, czy może polecieć z wilgami na wyspę Kolorowej Królowej. Wtedy Lodzia szybko odmawiała, powtarzając historię Ojejka o potrzebnych przepustkach.

Dzień mijał, a ptaki nie zamierzały odlatywać. Zareagowały dopiero na dudniący odgłos burzowego nawoływania E-Wróżki i pierwsze krople zbliżającej się ulewy. Całe chmary skrzydlatych odkrywców podrywały się do lotu, by wreszcie powrócić do swoich gniazd.

Gdy E-Wróżka wylała z chmur cały zapas deszczu, spłynęła do wilg i wspólnie wypili głogową herbatkę, zupełnie jak najlepsi przyjaciele.

Ptasie pola (Ptasie bajki 3.)





Środowe przedpołudnie upłynęło ptakom na pełnej emocji dyskusji. Słońce przygrzewało, ale jego blask stał się jakiś metaliczny. Ptasi zegar był już tak widoczny, że nie znalazł się nikt, kto by go nie dostrzegał, więc wszyscy oczekiwali na wielkie: I NAGLE… Jednak chwilowo jedynym magicznym zdarzeniem była przerwa na cudowne smakołyki babci Ludwiki:)

Po południu szczygły poprowadziły całą wyprawę na pola. Na skraju lasu, w małym zagajniku gnieździła się cała ich kolonia. Wszędzie można było dostrzec okrągłe, uszczelnione mchem gniazda i usłyszeć wszechobecne szczygle melodie. Młode szczygiełki przygotowały artystyczne popisy. Wszystkich zachwycił ich śpiew. Szpaki nawet dołączyły do nich w refrenie. Szczygieł Szczepan pokazał, jak wydziobują nasiona z kolczastych główek ostów rosnących na miedzach. Wszyscy byli zadziwieni. Kilka ptaków nawet próbowało tego samego, ale żadnemu się nie udało. Szczepan wyznał, że rzadko latają do miasta, bo ludziom dawniej zdarzało się łapać je, zamykać w klatkach i zmuszać do śpiewu. Całe szczęście, że już nie wolno tego robić. Ludzie pomagają szczygłom zimą, zawsze mogą się pożywić w karmnikach ustawionych na skraju lasu.

Jemiołuszki też pokazały swoje gniazda. Zaznaczyły, że lubią te strony. Zawsze się tu zatrzymują, gdy lecą do siebie. Szczygieł Szczepan stwierdził lekceważąco, że ptaki przelotne nie powinny się odzywać, skoro to nie ich strony. Wilgi zapobiegły kłótni, przypominając, że na przykład one zawsze odlatują na zimę, ale te strony, to też ich dom. Wtedy odezwała się sikorka. Stwierdziła, że to dobre miejsce, bo jej krewni bardzo często tu zimują i wtedy pożywienie najczęściej znajdują blisko wsi lub miast. Teraz jest bardzo wielu ludzi, którzy wysypują ptakom w zimie dobre jedzenie, prawdziwe, zdrowe nasiona, ale czasem sikorki chorują, gdy ludzie wyrzucają im swoje jedzenie z solą i innymi niezdrowymi dodatkami. Trzeba ostrzegać wszystkie ptaki, żeby nie jadły ludzkiego jedzenia, niektóre są bardzo łakome i zupełnie nie myślą.

Lodzia i Lola były przygotowane na ten moment, przefruwały z koszykiem wzdłuż pól, gdzie na drobnych krzewach i dorodnych chwastach siedziały ptaki. Rozdawały im naklejki z przekreślonym na czerwono chlebem i makaronem. Niektóre ptaki nie chciały się przyznać, że już jadły coś takiego i nie czuły się potem najlepiej. We wszystkim pomagał wilgom Kajtuś. Był bardzo pomocny. Podobnie jak kuzyni Loli, którzy zgromadzili już niezłą dokumentację tego projektu.

Ptasie słońce ruszyło wreszcie w kierunku swojego zachodniego domu. Teraz można było dostrzec sylwetki ptaków na tarczy. Zaczęło się pokrzykiwanie: -Jest sowa -na szóstej! –A dudek, dudek na dwunastej, -a sikorka, jest sikorka? – nie widzę! –Nie wiem, ale widzę sójkę, o, i jemiołuszkę! Dalsze wypatrywanie nie maiło sensu, bo słońce z tarczą ptasiego zegara zrobiło się pomarańczowe, czerwone nawet, a potem schowało się za horyzontem. Ptaki zerwały się do lotu, by wrócić do gniazd, zanim w granatowej pelerynie nadejdzie Pan Wieczór.

Bajka - Ptasia Wyspa (Ptasie bajki 2.)





W ogrodzie Ojejka było gwarno jak przed odlotem do ciepłych krajów. Nad drzewami kołowały stada kolorowych ptaków. Szum skrzydeł niósł się daleko, aż ludzie idący ulicą zaglądali przez płot. Odkąd wiatr przyniósł wiadomość, że Ojejek zgadza się, żeby wilgi w jego ogrodzie urządziły studio nagrań ptasich wywiadów, wszystko potoczyło się błyskawicznie. Pod wielką jabłonią Leon urządził stanowisko dla siebie i dziewczyn. Lola z pomocą swoich kuzynów roznosiła po okolicy wieści o prośbie Kolorowej Królowej. Ptaki były ogromnie zaciekawione tym niezwykłym wydarzeniem. Natychmiast zaczęły nazywać ogród Ojejka Ptasią Wyspą. Niektóre od razu przeprowadziły się w korony Ojejkowych drzew lub w gęstwinę krzewów. Para dudków znalazła nawet pustą dziuplę w starym kasztanowcu. Wilgi zaczęły się niepokoić, że sytuacja może wymknąć się spod kontroli, choć tak naprawdę nie do końca wiedziały, co miałoby to oznaczać. Na wszelki wypadek babcia Loli przygotowała kosze smakołyków, bo pyszne jedzenie przywołuje Dobry Nastrój.

Przed południem wszystkie gałęzie drzew były zajęte przez ciekawe dalszych wydarzeń ptaki. Niespodziewanie mały wróbelek Kajtuś krzyknął coś i zaczął wskazywać na niebo. Zapadła cisza, nikt nie mógł uwierzyć własnym oczom, bo słońce wyglądało jak magiczna tarcza słynnego ptasiego zegara! Niektórzy nie dowierzali, mówiąc, że to, co widać, to raczej jakiś kwiat albo kosmiczna dziura! Atmosfera zrobiła się magicznie namagiowana.

Gdy nieco się uciszyło, przemówił Leon. Wyjaśnił zebranym ptakom, że mają jedyną i niepowtarzalną okazję, żeby powiedzieć o swoich sprawach, radościach, smutkach, propozycjach. Ostatniego dnia lipca, Kolorowa Królowa dowie się od wilg o wszystkich ptasich problemach i spróbuje je rozwiązać. Lodzia, która miała przyjmować zapisy mówców, niestety, nic nie zapisała, bo nikt się nie zgłosił. Zapanowała niezręczna cisza. Aż w końcu się zaczęło!

Na miejsce dla gościa sfrunął dudek. Był bardzo zdenerwowany, Mówił, że ludzie posypują pola jakimś proszkiem, który ma pomagać roślinom, może i tak jest, ale na pewno szkodzi ptakom, które potem chorują. Dudek żalił się też, że szpaki zajmują jego krewnym dziuple i oni muszą gnieździć się na polach lub w kamieniskach. Dudek Dionizy dodał na koniec, że ludzie wiedzą o trudnej sytuacji jego gatunku i otoczyli go ochroną. Kuzyni Loli nagrywali wystąpienia ptaków.

Pierwsza wypowiedź ośmieliła zaspaną sowę, która pokonała lęk i sfrunęła na środek. Powiedziała, że to ludzie docenili mądrość sów, ale też ludzie uważają, że wołanie sowy, to znak czegoś złego, a przecież to nieprawda. Na te słowa zapanował wśród ptaków harmider. Jedne oburzały się na ludzi, inne twierdziły, że też tak myślą. To zamieszanie przerwał głośny stukot. To pan dzięcioł uciszał zebranych słowami: - Z nami jest podobnie! Dla ludzi dzięcioł to raczej ktoś niezbyt mądry, a my ciężko pracujemy, zjadamy korniki, wykuwamy dziuple, także dla innych ptaków, nie tylko dla siebie, ale nikt nas nie docenia.

W tej samej chwili kuzyn Loli dał znak, że czas na dzisiejsze wywiady się zakończył. Ptaki były rozczarowane, ale cóż było robić! Trzeba czekać do jutra, na dalszą część debaty. Na szczęście, Lodzię otoczyła chmara skrzydlatych istot, które postanowiły też się jutro wypowiedzieć. Zapisy trwały do wieczora. Środa zapewne będzie niesamowita!

Bajka - ptasi poniedziałek (Ptasie bajki 1.)





W poniedziałkowy poranek wilgi nie były w stanie spokojnie przygotować śniadania. Lola przyniosła coś od babci, więc jedli, ale cały czas wpatrywali się też w ustawiony na półce pojemnik z listem od Kolorowej Królowej. Gdy słonko było już dość wysoko, usłyszeli ciche brzęczenie. Tuba z wiadomością zaczęła się lekko unosić i kręcić. Wirowała coraz szybciej, aż w końcu zmieniła kształt i stała się prostokątną, błyszczącą tabliczką, podobną do telewizorów jakie mają ludzie, tylko że była mniejsza i przezroczysta. Gdy w końcu zatrzymała się bez ruchu, ukazała się na niej, zupełnie jak na ekranie, twarz Kolorowej Królowej. Władczyni uśmiechnęła się i przemówiła:

-Drogie wilgi: Leonie, Leokadio i Dolores, ważne dla Królestwa sprawy zmusiły mnie do powierzenia E-Wróżce innych zadań. Jednak misja zwiadowcy Ojejka zaplanowana na cały lipiec nie zostanie zakończona. Zebraliście już wiele ważnych informacji o naturze, o niezwykłych miejscach, o zjawiskach pogodowych, ale ja potrzebuję jeszcze informacji o życiu Waszych krewnych, czyli ptaków. Powierzam Wam misję wypraw do świata ptaków. Zbierzcie jak najwięcej informacji o ich potrzebach i problemach. Spotkamy się ostatniego dnia lipca na mojej nowej wyspie, którą właśnie przygotowuję na to wydarzenie. Zostawiam Wam Wiatr, będzie pomocny, wystarczy, że go zawołacie.

Obraz zniknął. Lodzia spojrzała na Lolę i zapytała zdumiona: -Dolores? –No co? Sama czasem zapominam, że tak mam na imię! Nikt nie używa tej oficjalnej wersji! Skąd ta Królowa wie o niej? -Hej! -krzyknął Leon. -Tylko taki macie problem? Niepokoi mnie, dlaczego Królowa nie powiedziała, do jakich zadań skierowała E-Wróżkę. No i dlaczego my z nią nie mogliśmy pracować?. Lola, oczywiście, znała powód. –Moja babcia mówi, że zawsze, kiedy na Magicznym Jeziorze pojawia się nowa wyspa, Kolorowa Królowa buduje zamek, urządza go, zaprasza wszystkich na pierwsze spotkanie, a potem decyduje, jaka bajka tam zamieszka. Potrzebuje E-Wróżki, by wyposażyła zamek w magiczne moce i pomogła w urządzaniu wnętrz. –To ten zamek już stoi? -dopytywała się Lodzia. –No jeszcze nie, a właściwie teraz powstaje. Babcia mówi, ze Kolorowa Królowa poprosiła o pomoc samego El-Maga! Naprawdę?! –krzyknęli jednocześnie Lodzia i Leon. –No tak! Babcia wspominała, że El-Mag jest prawą ręką Królowej. Zawsze, gdy władczyni urządza nową wyspę, to ON robi projekty, planuje tajne komnaty, no i negocjuje umowy z bajkami, którym królowa powierza to miejsce, tak, żeby nie powstała możliwość sprowadzenia na wyspy złych mocy. Tym razem El-Mag podobno planuje dla Królowej kosmiczną garderobę, która będzie się pojawiała na zamku, ilekroć królowa w nim zagości. Tworzy magiczne szafy. Gdy tylko królowa zbliży się do którejś i pomyśli o jakimś stroju, ten od razu pojawi się przed nią. –Ciekawe, zamyśliła się Lola, czy na tej wyspie pojawi się słynny ptasi zegar, który potrafi cudownie wydłużać i skracać czas. –E, to plotki pewnie- powątpiewała Lodzia. –Może -stwierdziła Lola, ale babcia mówi, że El-Mag nie takie rzeczy potrafi stworzyć, podobno, gdy wybiera się w podróż, umie wyczarować każdy pojazd i nawet sam pilotuje statki archipelagowe! –O matko! -ze zdumienia westchnęła Lodzia. –A jeszcze Wam powiem, że podobno E-Wróżkę i El-Maga coś łączy… -No to, to już chyba plotki -oburzył się Leon, a Lola prawie się na niego obraziła.

Czas biegł, a wilgi nie mogły się nagadać. Ostatecznie ustaliły, że przeznaczą poniedziałek na ułożenie planu misji pod hasłem „Ptasie sprawy", a od wtorku rozpoczną działania operacyjne.