Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pasjonackie bajki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pasjonackie bajki. Pokaż wszystkie posty

18 lutego, 2025

Bajka z książką (Pasjonackie bajki 5.)


Smok Biblioteczny uwielbiał wyprawy na Ziemię. Bez żalu opuszczał Archipelagi Szafirowego Jeziora. Zwykle zapuszczał się tam, gdzie akurat na Ziemi panowała zima. Dlaczego? To proste! Zimą zmierzch szybko zapada, więc ludzie zostają w domach, a on może wtedy zaglądać przez okna i patrzeć, jak spędzają czas.

Wyprawy na Ziemię były niezwykle emocjonujące. Gdy zbliżał się do wybranego miasteczka lub wioski, rzucał zielony cień, a ludzie patrzyli w górę i mówili: - O, zaraz będzie padał śnieg, niebo tak pociemniało… A Biblioteczny chichotał wtedy cichutko, żeby wyglądało, że zamieć nadciąga. Czasem było mu trochę głupio, że tak straszy ludzi, ale miał w tym swój cel. Wtedy już na pewno nikt nie wybierał się na wieczorny spacer, tylko wszyscy łapali za książki i czytali, popijając rozgrzewające herbatki, a on mógł czytać te książki razem z nimi do woli:)

Niestety, jest i ciemna strona wypraw Bibliotecznego. Otóż, upodobał sobie komiksy! Te kolorowe. Uwielbiał obrazki, które mówiły więcej niż niejedna powieść. Wcale nie musiał się trudzić czytaniem. Oglądanie mu wystarczało. Choć Smofesor wyjaśniał mu, że tekst czasem opowiada to, czego nie widać na obrazkach, to on wiedział swoje. Gdy któryś komiks bardzo mu się spodobał, jak chociażby „Most Heksagon” – pożyczał sobie egzemplarz i oddawał przy najbliższej wizycie. Ludzie mówili wtedy: - Gdzie znów zapodział się mój komiks! I wracali do swoich zajęć, a po tygodniu krzyczeli odkrywczo: - O! Tu jesteś! Czemu Cię wcześniej nie widziałem! Biblioteczny śmiał się wtedy w głos, zachwycony swoim psikusem.

Kiedy na Smoczej Wyspie było dużo zajęć, bo trzeba było siedzieć w bibliotece i od rana do wieczora wypożyczać małym smokom smocze książki, wtedy Biblioteczny tęsknił za swoimi wyprawami. Poprosił więc kiedyś malarkę Alis, żeby namalowała mu miasto okryte jego zielonym cieniem, z mnóstwem złotych światełek w oknach, za którymi ludzie przewracają strony swoich cudownych książek. Obraz zawisł na głównej ścianie Smoczej Biblioteki i stał się ulubioną ścianką do zdjęć małych i dużych smoczych czytelników.

Może i Wam kiedyś zawieruszyła się gdzieś książka? Jeśli tak, to już wiecie, gdzie i z kim była:)  

10 października, 2024

Bajka w przewodniku turystycznym (Pasjonackie bajki 4.)

- Halo, Halo! Tu Bzunia! Otwieram „Miodowy Skarbiec! Już można pędzić po smakołyki! Dziś otwarte do zachodu słońca!

Pracowita pszczółka była z siebie dumna, no, może - bardzo zadowolona. Lato okazało się upalne, kwiatów zatrzęsienie, więc spiżarnia i sklepik wypełniły się po brzegi. Na całą zimę wystarczy:)

- Muszę zostawić skrzyneczkę dżemu z purpurowych liści z pyłkiem lipowym dla pani mrówki i panien mrówczanek. Zawsze po niego przybiegają!  O, nadchodzi właśnie panna Hania! Ale czemu dźwiga plecak, wydaje się pełny i ciężki, gdzie zmieści słoje?

- Dzień dobry pani Bzuniu! Nie było tu jeszcze świerszcza Jana?

- No nie, ale zapraszam po dżem!

- Dziś, to nie dam rady. Skoro lato odeszło, ludzi mniej, nawet po grzyby rzadko przychodzą, a mrowisko przygotowane do zimy, to świetny czas, by wreszcie wyruszyć w jakąś podróż! Przyniosłam w plecaku wszystkie przewodniki po Lesie, które dostałam od Królowej! Będziemy je z Janem przeglądać. Przy jego muzyce wszystko wydaje się łatwe!

- Da radę grać i przeglądać? – zdziwiła się Bzunia.

- Pewnie, on wszystko potrafi.

- O, widzę Jana, jest bez plecaka! – ucieszyła się pszczółka.

Za Janem przyfrunął motyl Zenek. Bardzo rozemocjonowany. Przyczłapał też żuczek Marian i przyniósł album ze zdjęciami najdziwniejszych miejsc, jakie udało mu się zobaczyć. Po krótkiej naradzie, za zgodą pani Bzuni, usadowili się na dachu jej spiżarni wyglądającej zupełnie jak dorodny prawdziwek. Trzeba dodać, że solidna budowla złamała niejeden ząb leśnych żarłoków:) Pszczółka przyfrunęła ze słojem sosnowego miodu i zaczęło się oglądanie!

- Może wyruszymy do Wrzosowej Polany, tam jest ślicznie…  spójrzcie!- zaczęła Hania.

- Wrzosy słabo mi się kojarzą, kiedyś zaczepiłem nogą o jeden, przewróciłem się na grzbiet i gdyby nie przechodził tamtędy kuzyn, mój żuczkowy los… nawet nie chcę myśleć…

- Ja, ja wiem! - krzyknął Zenek. Wybierzmy się nad Liliowy Stawik. Tam jest tak uroczo! Zobaczcie sami! I pokazał wszystkim cudowne zdjęcia. – Możemy tam urządzić bal! Powiem świetlikom, żeby z nami poleciały!

- Nie przepadam za wodą… - mruknął Jan. Kiedyś zamoczyłem sobie skrzydełka i trzy dni spędziłem w łóżku. Co za męka! Dobrze, że obyło się bez przyjazdu Ważkowego Pogotowia! Na samo wspomnienie gubię rytm i plączę melodię…

- Pani Bzunia uśmiechnęła się nieśmiało. Pofrunęła po konfitury i suszone jagody dla podróżników, ale zanim je przyniosła, pogawędziła z Ziutkiem - mazurkiem, który przyleciał po ciasteczka z laskowymi orzechami… Nie mieli wątpliwości, że na przeglądaniu przewodników skończy się ta wielka narada:) Jednak byli w błędzie, bo na koniec odbyła się wielka sesja fotograficzna. Najlepszą modelką okazała się, oczywiście, mrówczanka Hania:)


11 maja, 2019

Bajka hałaśliwych kredek (Pasjonackie bajki 3.)




Pierwszy usłyszał ją Ołówek.

- Przestań, stop! Nie chcę kuracji odchudzającej! Już czuję, że w kartce robi się dziura! - wrzeszczała wniebogłosy Gumka Myszka. Cały rysunek na nic! Katastrofa!

Ołówek nachylił się i krzyknął: - Czerwona! Szybko! Artysta tworzy!

Czerwona Kredka już turlała się po stole. Uwielbiała, gdy coś się działo. Potrafiła w jednej chwili narysować czułe serce albo zachodzące słońce, a nawet płomienie ogniska, ale najchętniej malowała motory, wyścigówki i pojazdy kosmiczne. Zanim Ołówek zdążył się do niej doturlać, już tańczyła w dłoni Twórcy. W dół! W górę! Na boki!

- Ej! Gdzie! Ta kreska jest krzywa! Ja rysuję tylko ślicznie, prościutko, stój!- wydzierała się zupełnie purpurowa ze złości.

Za chwilę wylądowała w pudełku, potrącając Niebieską i Pomarańczową.
- Wiesz Ołówek, ja do tego ręki już nie przyłożę, to bohomaz po prostu.
- Ciiiii, szepnął Ołówek, do pokoju weszła Mama. Podniosła kartkę i westchnęła:

- Po prostu mistrz! Synku, zabieram Twoje dzieło do domowej galerii!

Gumka spojrzała na Ołówek i ochoczo krzyknęła:
- Beze mnie nic by nie stworzył! Czerwona odparła zaczepnie: - Bez Ciebie? Też coś, to ja tak pięęęęknie wypełniłam kadłub tego… czegoś!

- Ołówek spojrzał na nie z góry i stwierdził: -Szkic należy do mnie!

Na te słowa całe pudełko z kredkami zatrzęsło się od wesołego śmiechu.

27 kwietnia, 2019

Bajka odnaleziona w pudelku z farbami (Pasjonackie bajki 2.)

- No wreszcie. Odetchnęła pani Paleta. 
- Już myślałam, że Ręka całkiem zapomniała o swoich obowiązkach. Leni się jak Dyzio na łące. Coś tam pisze, coś tam wywija, a za pędzel to nie chwyci wcale.
Wspomniany Pędzel syknął: - Przestań, nie widzisz, że Fioletowa cała w nerwach? 
– No teraz to widzę! – Co się stało kochaniutka? Wyschłaś, czy coś? Ale Fioletowa farbka rozszlochała się na dobre. Ametystowe łzy kapały jak roztopione lody w upał. Na pomoc ruszyła przebojowa Czerwona. Przyturlała się do brzegu pudełka i podała kuzynce niedużą gąbeczkę do otarcia gorzkich łez. Fiola zerknęła z wdzięcznością i wyjąkała, że już od trzech obrazów jest bezrobotna. Ręka tylko Zielony i Zielony… Czasem Niebieski albo Szary... O niej, o uroczej Fioli nie pamięta w ogóle. Może jej nie lubi po prostu. Wszystkie farbki zaczęły się przekrzykiwać, zaprzeczając i wtedy wkroczył Czarny. Od czasu, gdy obejrzał film o jakichś pingwinach, bez przerwy coś planował i rządził wszystkimi. Nawet Sztalugi zaczynał rozstawiać po kątach, ale raz porządnie szczypnęły go zawiasami i dał im spokój. 

Teraz też miał plan. Szybko wydał krótkie rozkazy. Po krótkiej chwili farbki zaczęły się wiercić w pudełku, jakby tańczyły twista na eleganckim parkiecie. Błyskawicznie wyturlały się z przegródek i po kablu od lampki zjechały jak po strażackiej rurze za komodę. Obok dzbanka z pędzlami i pani Palety została tylko Fiola i jej kuzyni: Błękitek z Szarym. Z boku stała też jak zawsze obowiązkowo pani BBF, czyli Butla Białej Farby. Bez niej ręka niczego by nie stworzyła. Nigdy. Teraz też zaczęła właśnie od niej. Zatrzymała się nad pudełkiem, podniosła pokrywkę, nawet sięgnęła za komodę, ale niespodziewanie machnęła, jakby chciała przepędzić natrętną muchę, zawisła bez ruchu, a potem… chwyciła Fiolę i się zaczęło. Śmigała w prawo, w lewo, w górę w dół i na ukos, czasem sięgała po Szarka, nawet i Błękitek ruszył w tany po blejtramie. Pani BBF co chwila pędziła na spotkanie z Paletą. Nie minęło nawet wiele czasu i przed oczami wyglądających zza komody farbek ukazało się dziwaczne miasto, takie jakieś odbijające się w krzywym lustrze. 
Całkiem, całkiem… Wycedził Czarny. Nie chciał urazić Fioli, ma się rozumieć. Wtedy z kryjówki wystrzelili jak z procy Turkus, Limonka i Stalowy. Zanim dowódca Czarny zdążył zrobić cokolwiek, ręka jak kosmiczny prom wystartowała z odzyskanymi kolorami w górę. Obraz rozpromienił się, zaczął połyskiwać wesoło i soczyście. Fioli to pasowało, bo Limonka to jej kumpela od zawsze, a Turkus... a Turkus to całkiem inna historia:)

I nagle… Czarny jak komandos, bez ceregieli wspiął się po gałkach od komody na samą górę i stanął na baczność przy pani BBF. Ręka była zdziwiona. Nawet Pędzel odłożyła, chwyciła szefa wszystkich farb i zaczęła go przymierzać do różnych części obrazu. Kolory zgrzytały ze złości zakrętkami. –No nie! Zaraz nas zamaluje! Ale nie stało się nic takiego:) Ręka powiesiła obraz na ścianie i postawiła na sztalugach drugi blejtram. Bez trudu wyczarowała to samo miasto, ale zatopione w nocnych ciemnościach. Wszystko tu połyskiwało, błyszczało, a gdzieniegdzie lśniły radośnie iskierki soczystych, rozświetlających noc kolorów. 
- No, czadowo mi znów wyszło! Z dumą ocenił Czarny. Po prostu jestem artystą. No i rękę mam nie najgorszą do pomocy…

12 kwietnia, 2019

Bajka muzycznej szafy (Pasjonackie bajki 1.)





Słyszała to dobrze. Rozmawiali już o tym nieraz. Najbardziej przeszkadzało im skrzypienie. Nawet oliwili zawiasy, ale pozostawały po nim tylko zacieki, a melodia zostawała. Nic nie rozumieli! Przecież ONA do nich mówiła, czasem krzyczała… i nic. Po prostu głusi jak pnie. Oczywiście, nadeszło w końcu to słynne: I nagle… Stało się. Pewnego dnia została sprzedana. Nie wiedziała, czy się cieszyć, czy martwić. Pewnie kupił mnie ktoś tak wiekowy jak świat! Na pewno. Będzie spał i nawet skrzypienia nie usłyszy. 

A tu, niespodzianka! Ustawiono ją w pokoju pomalowanym we wszystkie z możliwych kolory. W każdym kącie coś się piętrzyło, kłębiło, turlało i podskakiwało. Na środku stała makieta z kolejką elektryczną! Bosko po prostu! Ale najlepsze było to, że kiedy w szafie zamieszkały już te wszystkie piętrzące się skarby i zapanował porządek, do pokoju wpadł jak bomba mały Ktoś! Podszedł natychmiast do szafy, krzyknął: - Ale czadowa! Serio! Cześć! Mogę? I delikatnie chwycił drzwi. Poruszając nimi, komponował najdelikatniejszą, skrzypiącą melodię. Wyraźnie mu się podobało, ba, po prostu był zachwycony! Już bez pytania wszedł do środka i usiadł w kącie. Oparł się o TEN bok… I wszystko zawirowało. Szafa najpierw stała się absolutnie nowoczesna, zawirowała, potrząsnęła grzywą zdobień, włożyła wygodne buty i zawołała. -Trzymaj się! Startujemy! Już nie była szafą ani starą, ani nową. Była kapsułą pędzącą na Archipelagi Szafirowego Jeziora, gdzie, jak wiadomo, mieszkają bajki na raz. 

Cóż to była za wyprawa! Aż się w głowie mąci od wrażeń. I do tego, nie była ostatnią! Czasem razem lecieli w kosmos, czasem jak wóz pancerny wkraczali do jakiejś przedziwnej gry… No działo się po prostu! 

Wreszcie. Marzyła przecież od lat, że ktoś niezwykły odnajdzie ukryty w niej klucz do bajek. I całkiem niespodziewanie jej marzenia się spełniły. Ze szczęścia skrzypiała tak głośno, jak nigdy. I nikomu to nie przeszkadzało.