Pokazywanie postów oznaczonych etykietą muzyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą muzyka. Pokaż wszystkie posty

16 lutego, 2021

Bajka Czikczirika (Ptakoteka 9.)

Czikczirik wydawał się niepozorny. Był niewielki, błękitny czubek na jego głowie nie dorównywał innym, a kropki na piórkach gdzieniegdzie rozmazywały się nieciekawie. Większość ptaków mijała go obojętnie, a niektórzy nawet nie odpowiadali: Cześć. Większość mieszkańców Wyspy nie wiedziała, że pan Czikczirik jest dalekim krewnym państwa Słowików. On sam niechętnie się tym chwalił. Żył sobie spokojnie, dużo podróżował i zupełnie nie miał przyjaciół. Gdy wracał z wojaży do domu, lubił bujać się na hamaku w ogrodzie i rozmyślać.

Przez otwarte okna niosła się wtedy po wyspie słodka melodia za melodią, a każda z nich miała niezwykłą moc przywoływania pozytywnych myśli i nietuzinkowych pomysłów. Okoliczni mieszkańcy wprost ją uwielbiali.

Pewnej miłej niedzieli, kiedy to Czikczirik pakował walizki do autolotu Trelifiolki, podfrunął do niego pan Zielonak i zagadnął:

-Jaka szkoda, że sąsiad już wyjeżdża, my z żoną nie możemy się nadziwić, jak ta muzyka, której pan słucha, szybko usypia naszą pisklusię! Szukaliśmy nawet w Szafirnecie, ale nie udało nam się jej znaleźć. Może mógłby sąsiad podesłać link albo może pożyczyć płytę?

Czikczirik wydawał się być zdumiony. Wyglądał, jakby się dziwił, wstydził albo przeżywał coś jeszcze dziwniejszego.

-Ja…, ja naprawdę niczego nie słucham…

- Oj, sąsiedzie, przecież my naprawdę słyszymy tę pańską muzykę! To jakaś tajemnica, czy coś?

-To żadna tajemnica, ja sobie tak tylko nucę dla przyjemności…

-Nucę? To pan tak śpiewa? Naprawdę? No nie mogę…

-No tak, naprawdę, więc nie podeślę linku ani też nie pożyczę płyty… przepraszam, ale Trelifiolka za długo już na mnie czeka. Do widzenia.

-Do widzenia. -odpowiedział oszołomiony pan Zielonak.

Czikczirik nie wracał tym razem jakoś dłużej niż zwykle, więc w Teatrze zwołano naradę. Pan Zielonak opowiedział, co się wydarzyło.

-Mamy prawdziwy talent na kosmiczną skalę!- zawyrokowała Lisia-Alisia.

-Prawda! -krzyknęły chórem ptaki. Długo się naradzały, w końcu napisały petycję do Kolorowej Królowej i gdy Czikczirik wrócił, miały dla niego niespodziankę, która doprowadziła skromnego śpiewaka do łez. Otóż, Królewski Teatr Radości „U Płaskuszka” zyskał, za sprawą Królowej i Wróżki Tysiąca Emocji, najnowocześniejsze studio nagrań. Na wyspę przybyli też fachowcy-artyści, którzy mieli je prowadzić.

I tak oto został odkryty talent, któremu nikt nie był w stanie dorównać. Płyty z muzyką Czikczirika rozchodziły się w astronomicznych nakładach, koncerty gromadziły niespotykane rzesze słuchaczy. Było także coś jeszcze. Kojące melodie sprawiły, że oddziały porządkowe ważek nudziły się jak mopsy! Bajkanie złagodnieli, więcej się uśmiechali, zawsze potrafili przeprosić i wybaczyć, nie nosili urazy i zawsze najpierw myśleli, a potem mówili…

Pan Sztachetka wyrokował nawet, że to Kolorowa Królowa celowo wysłała Czikczirika na Ptasią Wyspę, bo wiedziała, że jej cudowni mieszkańcy odkryją szybko jego talent. Czy tak było? Może i tak. Któż to wie? Nie można tego potwierdzić ani tym bardziej temu zaprzeczyć:)

12 kwietnia, 2019

Bajka muzycznej szafy (Natchnione bajki 1.)




Słyszała to dobrze. Rozmawiali już o tym nieraz. Najbardziej przeszkadzało im skrzypienie. Nawet oliwili zawiasy, ale pozostawały po tym oliwieniu tylko zacieki, a melodia zostawała. Nic nie rozumieli! Przecież ONA do nich mówiła, czasem krzyczała… i nic. Po prostu głusi jak pnie. Oczywiście, nadeszło w końcu to słynne: I nagle… Stało się. Pewnego dnia została sprzedana. Nie wiedziała, czy się cieszyć, czy martwić. Pewnie kupił mnie ktoś tak wiekowy jak świat! Na pewno. Będzie spał i nawet skrzypienia nie usłyszy. 

A tu, niespodzianka! Ustawiono ją w pokoju pomalowanym we wszystkie z możliwych kolory. W każdym kącie coś się piętrzyło, kłębiło, turlało i podskakiwało. Na środku stała makieta z kolejką elektryczną! Bosko po prostu! Ale najlepsze było to, że kiedy w szafie zamieszkały już te wszystkie piętrzące się skarby i zapanował porządek, do pokoju wpadł jak bomba mały Ktoś! Podszedł do szafy, krzyknął: -Ale czadowa! Cześć! Mogę? I delikatnie chwycił drzwi. Poruszając nimi, komponował najdelikatniejszą, skrzypiącą melodię. Wyraźnie mu się podobało, ba, po prostu był zachwycony! Już bez pytania wszedł do środka i usiadł w kącie. Oparł się o TEN bok… I wszystko zawirowało. Szafa najpierw stała się absolutnie nowoczesna, zawirowała, potrząsnęła grzywą zdobień, włożyła wygodne buty i zawołała. -Trzymaj się! Startujemy! Już nie była szafą ani starą, ani nową. Była kapsułą pędzącą na Archipelagi Szafirowego Jeziora, gdzie, jak wiadomo, mieszkają bajki na raz. 

Cóż to była za wyprawa! Aż się w głowie mąci od wrażeń. I do tego, nie była ostatnią! Czasem razem lecieli w kosmos, czasem jak wóz pancerny wkraczałli do jakiejś gry… No działo się po prostu! 

Wreszcie. Marzyła przecież od lat, że ktoś odnajdzie ukryty w niej klucz do bajek. I całkiem niespodziewanie jej marzenia się spełniły. Ze szczęścia skrzypiała tak głośno, jak nigdy. I nikomu to nie przeszkadzało.

10 kwietnia, 2019

Bajka Fioletowa Weekendowa (Kolorowe bajki 8.)

Fioletowa Bajka przybyła tu zaledwie wczoraj. Patrzyła na otaczający ją świat ze zdziwieniem. Nigdy nie widziała nic podobnego, a przecież widziała wiele, a jeszcze więcej sobie wyobrażała. Rozejrzała się za jakimś wygodnym miejscem, w którym mogłaby odpocząć. Długa podróż bardzo ją wyczerpała. Puszyste krzaki lawendy od razu to dostrzegły. Postanowiły się przywitać w najlepszy sposób, jaki przyszedł im do głowy. W okamgnieniu splotły bujany fotel i zawołały: -Zapraszamy! Fiołkowa nie wahała się ani chwili. -Cześć, dzięki! Powiedziała całkiem swobodnie, jakby miły gest lawendy był czymś zupełnie oczywistym. To było super! Lawenda lubiła szczerość i fałszywe komplementy ją drażniły. 

Fioletowa odetchnęła z ulgą, kołysząc się, spoglądała na poranne niebo pomalowane delikatnymi liliowymi pociągnięciami tęczowego pędzla. Spojrzała na swoją poszarzałą sukienkę, a potem rozejrzała się wokoło. Od razu dostrzegła ametystowe dzwonki i delikatne kąkole, które wlepiały w nią paciorki swoich czarnych oczu. Skinęła na nie i zachęcająco szepnęła: -Mogę prosić… Kwiaty natychmiast usadowiły się w falbanach spódnicy i na bufiastych rękawach przybladłej bluzki. Chichotały przy tym pełne oczekiwania, co będzie dalej. Fiołkowa uśmiechnęła się i głośno, by wszyscy wokół usłyszeli, stwierdziła: -Fioletowa Bajka- to tak oficjalnie brzmi. Mówcie mi Lila, tak, Lila. Zapanowała euforia, jeszcze żadna bajka nie była taka miła i bezpośrednia. Chyba Lilia nadaje się na przyjaciółkę od serca. Wysmukłe lilie poczuły się wyróżnione. Od razu pochyliły się i splotły nad swoją prawie imienniczką obszerny, przewiewny parasol. Parasol, dodajmy- pachnący! 

Fioletowy Ktoś zamyślił się. Ledwo przybyła, a już jest królową! Ciekawe, ile czasu zajmie jej znalezienie czaroidowego kwiatu i odkrycie jego mocy. Lila nie przestała zadziwiać nowych przyjaciół. Ponieważ tęskniła za swoją ulubioną psinką, bujała się w fotelu i wyobrażała sobie, jak piesek wdrapuje się na jej kolana. Niespodziewanie usłyszała skomlenie, otworzyła oczy i wybuchnęła śmiechem. Przed nią stał jak żywy jej czworonożny przyjaciel. Futerko miał bardziej puszyste niż zwykle i zupełnie ametystowe. Sierść błyszczała lekko różowym blaskiem i przez to pies wyglądał, jakby unosił się w powietrzu. Lila wzięła go na ręce i pierwszy raz pomyślała, że będzie dobrze.

Pod wieczór postanowiła urządzić przyjęcie powitalne, w końcu spotkało ją tu tyle życzliwości. Miała już wprawę w tworzeniu nowych rzeczy z wyobraźni, więc wyczarowanie pyszności, dekoracji i niespodzianki było bajecznie łatwe. Czuła się lekko i jakoś świeżo. Przymykała oczy i chmury kolorowych motyli spływały na wszystko wokół tak, że cały świat drżał i falował delikatnym pięknem. Niepokoiło ją tylko, że na niebie ukazywały się od czasu do czasu dziwne brązowe gwiazdki. Mogłaby przysiąc, że wyglądały jak anyż gwiaździsty. Ale tu, w liliowym świecie? Na niebie… niemożliwe, zresztą, po co- myślała. 

Jednak Lila nie myliła się. To były statki dyplomatyczne z archipelagu Anyż. Zwiadowca Nyż zmierzał właśnie na nową wyspę Kolorowej Królowej. Fiołkowa twórczość Lili przyciągnęła jego uwagę, bo jeszcze nie widział w nigdy takich wybuchów wyobraźni. Pomyślał, że w drodze powrotnej skręci tam i się przywita.

Nadszedł wieczór, zebrani goście próbowali ciasteczek z lawendą, sałatki z owocami granatu i płatkami róż, a także tęczowych koktajli wymyślonych przez Lilę. Gdy rozbłysły świetliki, Lila wstała, przymknęła oczy i wraz z jej westchnieniem przed jej nowymi przyjaciółmi zmaterializowała się prawdziwa scena. Wszystkie motyle utworzyły aksamitną, nieziemsko mieniącą się kurtynę. Świetliki zbiły się w świecącą kulę i jak reflektor oświetliły deski. Nastrój był uroczysty. Zwiedzeni falbanami i bufkami Lili, zebrani oczekiwali arii albo lirycznej ballady. Niespodziewanie jednak na scenę wbiegła postać w ciemnych okularach, z króciutkimi włosami, ubrana w minispódniczkę z wczesnych wrzosów i utkaną z ametystowej mgiełki tunikę. Rozległa się dynamiczna muzyka. Lila energicznie przemierzała scenę i śpiewała:

Jest bardzo, bardzo fioletowo,
Ametystowo i Liliowo,
Muzyką cały świat tu brzmi,
Dobrze mi, ach, jak dobrze mi!

Zapanował entuzjazm. Wszyscy tańczyli, wywijali listkami, pędami i gałązkami, wkładali ciemne okulary, no i śpiewali z tą niezwykłą przybyszką. Muzyka niosła się w dal. Planety szalały. Statki powietrzne zmieniały kurs, by być bliżej boskiego koncertu. Gwiazdki przepychały się, by mieć najlepsze miejsce na nadpływających zewsząd chmurkach. Wszystko w Archipelagach Szafirowego Jeziora pędziło na spotkanie z muzyką Lili. Konieczna była wreszcie interwencja Kolorowej Królowej, bo przecież mogło dojść do jakiejś kolizji. Na szczęście, w pobliżu był oddział gołębi pocztowych, które błyskawicznie zaczęły kierować ruchem i niebezpieczna sytuacja została zażegnana.

Lila była zachwycona. Wystarczyło, że zaśpiewała pierwszą nutę, a już cała piosenka była gotowa. To było boskie! Jak to zwykle bywa ze świetnymi imprezami, kiedy już cały świat stał się muzyką, koncert dobiegł końca. Wśród braw i wiwatów, świetliki ofiarowały Lili kosz słodkich winogron ozdobiony wielką fiołkową kokardą z połyskującą zawieszką w kształcie kwiatu powojnika. 

Fioletowy Ktoś oniemiał. A niech mnie! Już go ma! Po jednym koncercie. Ów kwiat był największym skarbem Archipelagów, magicznym czaroidem, obiektem pragnień wszystkich wróżek i magów. Lila nawet się nie domyślała, jaka stała się ważna i potężna w tym świecie.