Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wiatr. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wiatr. Pokaż wszystkie posty

12 października, 2020

Bajka uprzejma (Emocyjne bajki 2.)



        Jesień wprowadziła się do parków. Wszystkie gaiki, rabaty i zarośla otrzymały nowe, soczyste barwy, zrobiło się naprawdę pięknie i bardzo stylowo. W lasach trwały jeszcze przygotowania do jesiennej inauguracji. Niektóre drzewa liściaste narzekały, że muszą na zimę rozbierać się z liściastych kubraczków, zazdrościły Sosenkom i Jodłom, bo im wolno nosić ubrania cały rok. 
-To niesprawiedliwe- złościł się wielki Dąb. 
-To ze sprawiedliwością nie ma nic wspólnego, szepnął do ucha Dębu rezolutny wiaterek Pasi. 
-Bardzo pana przepraszam, ale pana liście są delikatne i nie przetrwałyby mrozów, a igiełki pani Jodły i pani Sosny są grube i solidnie zabezpieczone przed wszystkim w zasadzie, co niebezpieczne. 
-A Ty co, wszystkie rozumy pozjadałeś, że mnie pouczasz- oburzył się Dąb. 
-Ależ skąd, ja tylko chciałem pomóc zrozumieć… 
-No, no, uważaj sobie młokosie!- rozzłościł się Dąb, bo nie lubił, gdy ktoś przyłapywał go na niewiedzy. Pasi wyszeptał więc znowu: 
-Przepraszam… i cichusieńko odpłynął w głąb dębowej alei. Po prawej stronie zauważył ławeczkę, którą całkiem zasypała lawina liści szykujących się do podróży. Pasi zanurkował, jednym wiatrowym skrzydłem porwał liście i zsypał je pod krzakiem czarnego bzu. Przez chwilę gapił się, widząc, jak kolorowa stertka migocze w słońcu niczym skarby Sezamu. Do ławeczki zbliżyła się właśnie para ludzi, nie mogli się nadziwić, że akurat dla nich jedna ławeczka jest czyściutka i gotowa do zajęcia. Wiaterek ucieszył się i już go nie było. Zatrzymał się po dłuższej chwili obok małego pawilonu, z którego dolatywał słodki zapach rurek z kremem. Dojrzał, że dość energicznie, choć z niemałym trudem, z solidnymi, stalowymi drzwiami mocuje się starsza pani. Kiedy już machnęła ręką i miała zrezygnować ze słodkiej przyjemności, niespodziewany podmuch wiatru otworzył przed nią drzwi cukierni na oścież. 
– No proszę, ktoś mi tu dopomógł- ucieszyła się  seniorka. Pasi poczuł się naprawdę potrzebny, jego przyjaciółka Bryzia mówiła mu, że pomaganie jest bardzo miłe, ale dopiero teraz zrozumiał, co miała na myśli.  
        Szczęśliwy wiaterek przysiadł na wiotkich gałązkach dzikiej róży i zajął się obserwowaniem rodzinki jeży. Wyglądały uroczo. Wszystkie miały kamizelki z kolorowych liści i koszyki na jesienne zbiory. Zapewne tuptają pod starą jabłonkę rosnącą na dużym trawniku obok placu zabaw- rozmyślał Pasi. Postanowił wyprzedzić kolczastą rodzinkę i sprawdzić, co tam ciekawego słychać u pani Jabłonki. Po chwili był na już miejscu i delikatnie wplatał skrzydła w gałązki uginające się pod ciężarem dorodnych, pąsowych jabłuszek. Niestety, delikatność na nic się zdała. Dojrzałe jabłka zaczęły pacać na trawę jedno za drugim. Jabłonka zerknęła krzywo spod okazałego sęku na Pasiego i stwierdziła bez większych emocji: 
-Masz szczęście, mały, że te jabłka są dziś naprawdę potrzebne dla gości, którzy tu niebawem przyjdą. Proszę cię, bądź tak miły  i poukładaj je porządnie w tych koszach. Mówiąc to, wskazała najdłuższą gałęzią na obszerny, drewniany stół zastawiony wiklinowymi koszami. 
- Ależ z przyjemnością- zawołał Pasi i zabrał się do roboty. Wiaterek z wysiłku aż głośniej szumiał i pokropiło nawet wokół niego deszczykiem, ale króciutko, a ciepłe słońce błyskawicznie osuszyło wszystko wokół.
-Przepraszam panią, ale co to za goście mają się pojawić? -zapytał Pasi. 
-Nie wiesz? No tak, jesteś bardzo młodym wiaterkiem, zaszumiała wesoło Jabłonka. 
-Poczekaj tu trochę, to się przekonasz, zapraszam na ten konar, z niego jest najlepszy widok. 
Pasi sfrunął na rozłożystą gałąź i rozejrzał się po okolicy. Jabłonka rosła sobie na skraju wielkiego trawnika, który opadał w dół i przechłodził miękko w wielką łąkę otoczoną brzozowym zagajnikiem, ciągnącym się wzdłuż wielkiego, wijącego się wąwozu, hen, aż po horyzont. 
        Trawnik powoli zapełniał się gośćmi. Obok siebie stali ludzie, tłoczyły się przeróżne zwierzęta i nadlatywały ptaki. Kiedy słońce było już liliowo-pomarańczowe,  na konar obok Pasiego sfrunął niezastąpiony mówca- wilga Leon i rzekł:
-Dziś żegnamy panią Lato i witamy kolorową Jesień. Wypełnimy cały świat naszymi cudownymi, wakacyjnymi wspomnieniami, wyślemy je w dal, by cieszyły mieszkańców innych światów i rozpraszały jesienne mroki. 
-Kochani, przypomnijcie sobie wszystkie najpiękniejsze, wakacyjne chwile i wypuście je na wolność, niech szybują swobodnie! 
        Kiedy Leon kończył swoje wystąpienie, wszyscy dostrzegli na niebie orszak Lata spakowany do drogi. Pasi zobaczył zaraz za nim coś jakby kolorowe i zarazem przezroczyste bańki wznoszące się majestatycznie ku górze. Każda z nich dziwnie falowała i jeszcze całkiem blisko ziemi stawała się małym, kolorowym domkiem szybującym w przestworzach! Każdy, ale to każdziutki z nich, był inny. Mieniły się kolorami, mruczały albo może śpiewały coś i  zachwycały radością mieszkańców, wychylających się z okien. Zebrani przy jabłoni machali do swoich odpływających wspomnień, pokrzykiwali: 
-Do zobaczenia za rok! albo: –Było  czadowo! Można też było usłyszeć: -Zostańcie dłużej… 
        Ale wspomnienia-domki oddalały się, malały, ich kształty rozmazywały się i mieszały malowniczo z barwami nieuchronnie zachodzącego słońca. 
        Tak właśnie Lato odeszło na dobre, a za jego orszakiem pospieszył też ciepły wiaterek Pasi, niosąc w kieszeniach soczyste jabłka dla swoich przyjaciół: Huriego i Bryzi.

05 października, 2020

Bajka pomocna (Emocyjne bajki 1.)


           Bryzia stała się największą fanką Huriego na całych Archipelagach. Jej wiatrowy pokój był cały wyklejony zdjęciami małego huraganu. W wielkim segregatorze piętrzyły się wywiady, jakie tylko można było znaleźć. Wszyscy chcieli mieć przecież rozmowę z dzielnym wiaterkiem, który stale pomagał potrzebującym i dla każdego miał dobre słowo, więc codziennie pojawiały się nowe teksty. Bryzia też tak chciała. Była jednak tylko przedszkolakiem w grupie morskich bryz. To ją bardzo martwiło. Szukała stale pomysłu, jakby tu zrobić coś dobrego i marzyła, że kiedyś wyruszy na tajemniczą wyprawę razem z huraganem. Ach… w wyobraźni naprawdę nieźle sobie radziła. Gdy bujała się lekko na falach, marzyła, marzyła, marzyła…

Każdego dnia odwiedzała ją mewa Alla, razem buszowały nad wodą, bawiły się w chowanego przy żaglówkach kołyszących się na falach i robiły wyścigi, która pierwsza doleci do kępy traw na brzegu. Mewa była trochę samotna, bo jej koleżanki nie chciały z nią fruwać. Bryzia wiedziała o tym, ale była dyskretna, więc nie dopytywała, co się właściwie stało, że ptak spędza czas sam. Kiedy tylko dolatywały do brzegu, zawsze zaglądały pod uschły konar drzewa. Miała tam norkę Kasz, kuzynka myszki Szy.

Kasz pojawiła się na Wiatrowej Wyspie przez pomyłkę w zasadzie. Kiedyś zaprzęg E-Wróżki porwał ze sobą wszystkie piękne, kolorowe liście z lasu, bo potrzebne były na jesienne bukiety do pałacu. Żaden wiatr nie zauważył, że zabrali ze sobą też małą myszkę, która schowała się pod najpiękniejszym, purpurowym liściem. Kiedy jesienne zdobycze wylądowały w wiklinowym koszu, myszka cichutko wygramoliła się z niego i szybciutko wybiegła na pałacowy dziedziniec. Miejscowe myszy parsknęły śmiechem na jej widok. -Patrzcie, podróżniczka na gapę! -Ale przerażona! – Może smoczek chcesz? -A gdzie mamusia? Żartom nie było końca. Kasz czekała, że ktoś ją o coś zapyta, że pomoże, ale nic takiego się nie stało. Ze spuszczonym ogonkiem przemknęła do bramy i pędem rzuciła się ku brzegowi Szafirowego Jeziora. Przycupnęła na piasku i… nic, nic się nie zdarzyło. Nikt się nie pojawił, żeby ją uratować. Kasz zaczęła pochlipywać cichutko i wtedy zobaczyła delikatne, przezroczyste skrzydła Bryzi. No nie, znowu wiatr, muszę się ukryć! To jakaś tragedia! Te wietrzyska urządziły sobie polowanie na myszy, czy coś!

Od strony lądu nadlatywała mewa. Jej cień przesunął się blisko myszki. -To naprawdę nie jest śmieszne! Nie dość, że wietrzyska na mnie polują, to jeszcze przyplątał się ten skrzydlaty! Nie mam już sił, niech się dzieje co chce, nie wiem gdzie się ukryć! No i rozszlochała się na dobre.

Alla i Kasz rozumiały się bez słów. Cóż zresztą było do gadania. Wokół szlochającej myszki zrobiła się już wielka kałuża łez, trzeba było działać. Kasz delikatnie spłynęła na piasek, żeby nie przestraszyć zwierzątka. Alla przycupnęła niedaleko. Mysz prawie nie oddychała z przerażenia, gdy usłyszała, że wiaterek szepce do niej: - Skąd się tu wzięłaś? Zgubiłaś się? Jak Ci pomóc? Skąd jesteś? Gdzie Twoja mama?

-Ej, Bryzia, nie tyle pytań naraz!- krzyknęła mewa.  Po kolei, bo szarusia ze strachu zatopi całą plażę łzami! -No tak- odrzekła Bryzia i powtórzyła: - Czy potrzebujesz pomocy? I zaraz potem delikatnie pogładziła futerko myszki. To zdecydowanie przełamało lody. Kasz opowiedziała powoli o wszystkim, co się stało, pochlipując od czasu do czasu. -Oj, to przecież nie koniec świata. Zaraz znajdziemy Ci mysi pałac, jak się patrzy! Zawołała Alla! Po chwili wszystkie trzy stały przy wyschłym konarze drzewa, który skrywał obszerną, dobrze zamaskowaną kępami traw, norkę.  Porządki nie trwały długo. Bryzia wywiała śmieci, mewa naznosiła wyrzuconych na brzeg muszli, patyków i innych skarbów, które wykorzystały do urządzenia norki.

Przez kolejne dni Bryzia sprowadzała okolicznych mieszkańców, żeby poznali nową sąsiadkę. W końcu poprosiła też E-Wróżkę, żeby wysłała jakiś wiatr z wiadomością do bliskich Kasz, bo domyślała się, jak są zmartwieni. Wróżka obiecała, że następnego dnia z rana przyśle jeden z wiatrów po wiadomość dla mysich krewnych Kasz. Jakież było zdumienie Bryzi, gdy rankiem dojrzała nadlatującego Huriego. Z wrażenia nie mogła słowa wydusić, ale mewa ją wyręczyła. Przedstawiła Bryzię i myszkę, podając list napisany na brzozowym papierze. Huri schował przesyłkę i zwrócił się do Bryzi: – Słyszałem o Tobie! E-Wróżka daje nam w czasie wykładów Ciebie za przykład. Mówi, że wszyscy powinniśmy uczyć się od ciebie życzliwości! Może polecimy razem na jakąś wyprawę? 

Ponieważ Bryzia całkiem zaniemówiła, Alla odpowiedziała za nią: -Pewnie, obie chętnie polecimy, zawsze tu jesteśmy, wal jak w dym! -I ja też polecę, pisnęła Kasz, ale Huriego już nie było.

20 września, 2020

Bajka pędząca z wiatrem (Jesienne bajki 10.)

 

          W świecie Ziemian i na archipelagach Bajkan zapanowała jesień. Największy ruch rozpoczął się na Wiatrowej Wyspie. E-Wróżka szykowała swoje rumaki do jesiennych porządków. Wszystkie dorosłe wiatry pracowały bez wytchnienia. Wylatywały do pracy z samego rana i wracały wraz z zachodzącym słońcem. Każda wyprawa była starannie zaplanowana. E-Wróżka otrzymywała komunikaty o aktualnym stanie przygotowań do zimowego odpoczynku i opracowywała grafik wiatrowych przelotów.

              W wichrowej szkole zrobiło się nudno. Nie było treningów z mistrzami ani ćwiczeń polowych, tylko wykłady i wykłady… Nuda… Najgorzej znosił to Huri, dzielny kandydat do roli huraganu. Uwielbiał, gdy coś się działo, a ponieważ działo się mało, postanowił jednoosobowo to zmienić. Małe wagarki nikomu nie zaszkodzą- myślał. Nawet nie zauważą, że mnie nie ma, tacy są znudzeni. Co zaplanował, natychmiast zrealizował. Wyleciał cichutko przez uchylone okno sali wykładowej, rozpostarł lekkie i zwiewne ramiona i już wirował wśród chmur. O, matko, jak on to uwielbiał! Nawet nie zauważył, kiedy pokonał granicę między Bajkanią i Ziemią. Dostrzegł kolorowe miasta, rzeki i wstążeczki dróg. Zanurkował w gąszcz domów wielkiego miasta i zawisł bez ruchu nad placem zabaw dla dzieci. Było wcześnie, więc nikogo tu jeszcze nie było. W piaskownicy samotnie leżały porozrzucane kolorowe zabawki. Huri lubił porządek. Natychmiast postanowił zaprowadzić tu ład. Zawirował, porwał z niemałym trudem plastikowe przedmioty w górę i miękko przeniósł do usytuowanego w rogu placu kosza. Wtedy usłyszał głośne brawa i poświstywania ptaków siedzących na pobliskim krzewie.

-No wreszcie ktoś zrobił z tym porządek!

-Należało im się!

-Nigdy nie sprzątają zabawek!

-Gdy je zobaczą w koszu na śmieci, to się zjeżą!

W koszu na śmieci? Przeraził się Huri nie na żarty. Myślał, że to kosz na zabawki! A to pech! Zanim ptaki zdążyły cokolwiek ćwierknąć, już wpadł do kosza i z wielkim wysiłkiem wywiał z niego wszystko na piach i trawę. To była jeszcze większa katastrofa. Zabawki kłębiły się ze stosem papierków po cukierkach, pustych opakowań po ciasteczkach i innych takich tam…śmieci! Ptaki wybuchnęły śmiechem.

-Ale czad! No teraz to już luz! Nie tkną tych zabawek i będzie spokój!

Huri słuchał tego ze zgrozą. Te ptaki to potwory! Cieszą się z jego niefortunnych akcji porządkowych! Dmuchnął w kierunku chmary i wszystkie fruwacze z głośnym świergotem rozpierzchły się po okolicy.

Pomaganie to naprawdę trudna sprawa. Pomyślał Huri, ale że był optymistą, postanowił się nie poddawać. Po kolei chwytał małe papierki i unosił je lekko do kosza. W pewnej chwili usłyszał z pobliskiego balkonu okrzyk:

-Mamo, chodź tu prędko, papierki same wskakują do kosza!

Tak, tak, widzisz, jakie porządne, musisz wziąć z nich przykład i namówić swoje zabawki, żeby się poukładały w twoim pokoju!

-Uf, jak dobrze, że dorośli ludzie nie potrafią patrzeć na świat tak jak dzieci. Naprawdę lepiej, że nie wierzą w bajki- pomyślał Huri i dokończył pracę. Potem przywołał mżawkę, która zrobiła prysznic foremkom, łopatkom, wiaderkom i ciężarówkom. NO, dałem radę!- ucieszył się huraganek. 

       W drodze powrotnej zdmuchnął jeszcze liście na pokaźne stertki i krzyknął do jeży: -Panowie, zimowe pokoje gotowe, a te potuptały galopem do bezpiecznych domków. Na skraju Ziemi, przy wrotach do bajkańskich archipelagów otrząsnął leszczynę, obok której mieszkały w nowej dziupli dębu wiewiórki- Basia i Kasia. Grad orzechów zwabił kitki, które radośnie zaczęły machać ogonkami i pokrzykiwać do odlatującego wietrzyku: -Dzięki Huri, jesteś Wielki!

     Otrząsanie orzechów całkiem wyczerpało wiaterek. Słońce zrobiło się już pomarańczowe, więc z wielkim prawdopodobieństwem na granicy światów powinien pojawić się za chwilę rydwan E-Wróżki- myślał pracowity wagarowicz.

I tak też się stało. Wielki, wieczorny szum poprzedził pojawienie się wiatrowego zaprzęgu. Huri podfrunął w górę i zręcznie uchwycił  grzywę jednego z rumaków. Pomyślał: - Jestem zaczęty! Naprawdę, jestem mistrzem! I właśnie wtedy rozległo się głębokie: -Huri! Porozmawiamy sobie w domu!

OJ, to nie było miłe, zanosiło się na niezłą burzę…


24 września, 2019

Bajka z obiektywem i nietoperzem (Wakacyjne bajki 3.)

Słońce wyciągnęło błyskawicznym ruchem dłoń i mocno chwyciło wełnistą Chmurkę, która brykała z całym stadem po jesiennym niebie. Wcale nie słuchało jej protestów. Szybko przesłoniło schwytaną, wierzgającą zasłoną twarz i jak mogło najciszej szepnęło najdłuższym Promieniem wprost do jaskini ukrytej między pagórkiem a urwistym, morskim zboczem. 

-Hej, Gaci, jest robota… 

-O matko, czemu się drzesz! Wrzasnął mały ktoś, wiszący jak dojrzała gruszka na jednym z korzeni oplatających jaskinię. –Może nie widać, że śpię? Z tobą mi nie po drodze. Świeć sobie, na co chcesz, ale tu jest moje królestwo. Emigruj na swoje niebo, bo się zeźlę.

-Bez nerwów, Gaci. Zaraz się ożywisz. Jest robota do zrobienia, w sam raz dla ciebie. Wiesz, Promyki od kilku dni mnie męczą, że właściwie lato minęło, już nie podróżujemy tak wysoko i daleko, wszyscy ludzie drukują książki z wakacyjnymi zdjęciami, a one ani jednej fotki marnej nie mają. Idą długie wieczory, konfitury są, suszone śliwki też, nawet sok z pomidorów, choć nie wiem, po co. A zdjęcia ani jednego. 

-Do rzeczy, strasznie dziś marudzisz, chyba jesień ci nie służy. 

-Zatem, chodzi o to, że Promyki wymyśliły dziś sesję zdjęciową: „Nieznane twarze Promyków”. No i TY musisz zostać fotografem, bo przecież nikt tak jak TY nie rozumie artystycznych potrzeb innych. 

-A to jacyś artyści będą. 

-O, Planeto! No, Promyki przecież! 

-A, rozumiem. Czyli żadnego żarłocznego ptaka, Lloyda, Kevina, Batmana, czy coś? 

-Żadnego, tylko moje Promyczki! 

-Cóż, nie można mieć wszystkiego. 

-Czyli zgadzasz się? 

-No skoro tylko JA… To ok. 

Na niebie zapanował chaos. Chmurki pędziły w górę, potem spływały nisko nad ziemię, czasem niechcący pokropiły zdumionych ludzi ciepłą jeszcze mżawką. Wszystkie wiatry E-Wróżki przyleciały popatrzeć, więc co chwila przysiadały na drzewach, gnąc w pałąki gałęzie i wzbijając liściasty, kolorowy kurz. Chmurki próbowały wyprosić jakąś pierzastą sesyjkę dla siebie, ale Słońce miało dość zamętu z Promykami i nie chciało nawet słyszeć o kolejnej akcji. Oburzone stada na złość postanowiły zasłonić mu widok i utworzyły gęsty parawan, tak, że wokół pociemniało, jakby zbliżała się noc. W tej sytuacji musiała interweniować Straż Wiatrowa. 

Gaci był zawodowcem. Od razu omówił z Promykami koncepcję sesji. Przygotował zestaw kolorowych filtrów i gdy spojrzał na Słonko przez niebieski- wykrzyknął: - Wiem, moja wystawa będzie nosiła tytuł: Nawet gdy go nie ma, to jest!

-Ale że co, dopytywały się Promyki. 

-No, Słońce, czyli WY. – No to chyba liczba mnoga by się przydała: Nawet, gdy ich nie ma, to są! 

-To się jeszcze pomyśli- odpowiedział Mistrz Gaci, włożył pelerynkę, by zrobić na gapiach większe wrażenie, chwycił sprzęt z obiektywem o tysiącu barwnych filtrach i bezszelestnie wzbił się w powietrze. 

Zebrani śledzili jego lot i błyski flesza, ale poruszał się bezszelestnie i błyskawicznie, więc po chwili nikt nie wiedział, gdzie właściwie jest. Czekając cierpliwie na powrót Mistrza, wszyscy zajęli się swoimi sprawami. Promyki błyskały ciepło i cytrynowo, wiatry przysnęły na trawie i kiedy Słonko naprawdę pomyślało, że Gaci odfrunął w nieznane- usłyszeli: 

-Tadam! Gotowe! 

-Co? Zaczęły dopytywać się Promienie, Chmurki i kto tam jeszcze mógł. 

-Mamy to! Materiał gotowy! 

-Ale jak to? Kiedy? A gdzie: -Spójrz w obiektyw! --Uśmiechnij się! -Pięknie błyszczysz! 

-Najlepsze są naturalne zdjęcia! Jutro wystawa na plaży, u wejścia do mojej jaskini. Każdy dostanie pamiątkowy album! 

Wszystkich zamurowało. – No! Właśnie dlatego Gaci jest najlepszy- powiedziało zadowolone Słonko. 

Wystawa była wielkim sukcesem. Przybyli wszyscy, którzy niby wiedzą o sobie dużo, jak to dobrzy znajomi, ale jakoś na co dzień nie pamiętają na przykład, jakie wspaniałe jest Słońce o każdej porze dnia, że mieni się tysiącem barw, a jego Promyki to mali, niestrudzeni podróżnicy, znający każdy centymetr Ziemi. 

Każdy gość otrzymał album zatytułowany: Nawet gdy go nie ma, to jest! Zachwycone Promyczki nie pamiętały już nawet o liczbie mnogiej w tytule, której się domagały, bo efekt je zachwycił! Jakież było zdziwienie gości, gdy każdy odnalazł w albumie swój portret. 

Trudno się dziwić, przecież Słońce jest niestrudzonym towarzyszem wszystkiego, co tu wyprawiamy:)



10 kwietnia, 2019

Bajka Barwinka (Kwiatowe bajki 6.)




Za pniem drzewa coś mignęło jakoś tak pomarańczowo albo może jasnoczerwono. Winka jak co dzień wylegiwała się w cieniu pod parasolem wielkiej lipy. Przymknęła oczy i zerkała z ukosa, a tu znowu: myk, myk, smyr, smyr, a może frrrr, już nie wiedziała. Uniosła nieco wiotką rączkę i zawołała: - Pido, jesteś tam gdzieś? Przyleć no tu szybciutko! Po chwili na jednej z jej długich i smukłych rąk wylądował motyl Pido. Miał na skrzydłach wielkie koła w szafirowym kolorze, takie same jak kwiaty Winki w maju. –Cześć Winka, co tam się stało, czemu tak krzyczysz? –Krzyczę? No wiesz! Ja po prostu zaobserwowałam, jak prosiłeś, dziwne zjawisko, więc wołam. –Ach, przepraszam, jestem taki rozkojarzony, podobno w naszej okolicy grasuje Fioletowa Czarodziejka, która za motylami nie przepada, więc rozumiesz… -Nie bardzo, to co widziałam, było raczej pomarańczowe lub jasnoczerwone, z pewnością nie było fioletowe. Zresztą sam wiesz, że ja, jak każdy barwinek, mam suknię z samych szafirowych kwiatków, więc fioletowy nie rzuciłby mi się w oczy. –No tak, -przytaknął Pido, ale jest sierpień, więc widzę, że Twoja suknia jest zupełnie i tylko zielona. Przysiadł na jednym z błyszczących listków Winki. Spojrzał w koło, cała ziemia pod starą lipą była pokryta puszystym dywanikiem zielonego Barwinka. Wijące się pędy miały ciemnozielony odcień, wyglądały na bardzo zdrowe i wypoczęte. Pido zamyślił się. Zapanowała cisza i wtedy to się stało. 

Znienacka usłyszeli świt, suknia winki wzbiła się do góry, jak wtedy, gdy wiatry szarpią wszystko, zapowiadając burzę. Jednak słonko przygrzewała nie tak mocno, w nocy padało, powietrze było rześkie, o burzy raczej nie mogło być mowy. Cóż to więc? Pido ukrył się pod jednym z większych liści Winki i czekali. Po chwili spośród pobliskich zarośli wybiegła nieduża mysz ubrana w pomarańczową czapkę z daszkiem i wielkie przeciwsłoneczne okulary w czerwonych oprawkach. –Cześć wszystkim! –Cześć, to my się znamy?- zapytał niepewnie Pido. –No jasne, jestem Szaa, byliśmy przecież razem na pięćdziesiątce Bajki na Raz, nie pamiętasz? –Aaaa, coś sobie przypominam, bez przekonania odparł Pido. –Albo mi się wydaje, albo macie jakiś problem? Bardziej stwierdziła, niż zapytała Szaa. –Oj, mamy- westchnęła Winka. –Jakaś Fioletowa Czarodziejka czyha na Pida i jego kumpli, więc rozumiesz. –A co, widzieliście ją? –No nie, ale inne motyle widziały dziś od rana parę razy jakąś fioletową smugę, Winka widziała pomarańczową, to chyba Ciebie po prostu. – Oj, ale jazda! Zawołała, śmiejąc się radośnie, Szaa. –W nocy padało, więc gdy Wiatr Północny mnie tu przywiózł, miałam na sobie fioletową pelerynkę, więc, gdy biegałam po okolicy i szukałam Barwinka, mogliście pomyśleć, że to Fioletowa Cza… ci… nie mówmy o niej, wiem od Księżyca, że obecnie poleciała z wizytą na archipelag Wasabi i zabawi tam do zimy, więc nie musicie się martwić. –Uff… odetchnął Pido. –Zaraz, zaraz, co ty powiedziałaś? Że mnie szukałaś? Zapytała zdumiona Winka. –No tak. Bo wiesz, ja teraz mieszkam z jednym Zamkiem na wyspie, której nie dostała jeszcze żadna bajka. Ten Zamek jest bardzo przyjacielski, ma na imię Amek i chce, żeby wszystko u niego było najfajniejsze i najmilsze, dlatego zaprasza Ciebie, żebyś zamieszkała w jego ogrodzie. Są tam już piękne, wielkie drzewa, będziesz miała dużo cienia i świeżą wodę, a u Amka nawet szafirowe kwiaty cały rok, bo to zaczarowany Zamek i zaczarowana wyspa! 

Winka nie namyślała się ani chwili, zostawiła jedną łodyżkę pod lipą, że rozrosła się w nowy barwinkowy dywan, a sama zwinęła się w wielką zieloną kulę i wturlała się do zaczarowanego plecaka myszki. Gdy już przyleciał Wiatr Północny i obie pasażerki usadowiły się wygodnie między pasmami podmuchów, usłyszały ciche: -A ja, to znaczy, my? Spojrzały w górę. Na jednym z konarów przysiadła chmurka kolorowych motyli. Głosik należał oczywiście do Pida. Szaa uśmiechnęła się radośnie: -Nie śmiałam proponować, ale jeśli chcecie, zapraszam! Motyle tylko czekały na te słowa. Błyskawicznie wiatrowe fale pokryły się wszystkimi kolorami tęczy. –W drogę! Zawołała Szaa, uradowana jak nigdy. 

Pod wieczór zamkowe ogrody Amka pokrywał szafirowo-zielony dywan Barwinka. Gdzieniegdzie kwiaty stawały się białe, to znów różowawe. –Winka była szczęśliwa, myślała, że na następną ozdobę sukni będzie czekała do wiosny, a tu… już… ma… kwitnie na potęgę! Amek nie mógł się nagadać z myszką, Winką i motylami. Nowi przyjaciele od razu przypadli mu do serca. Moja wyspa jest już prawie gotowa na nowych lokatorów, pięknieje z chwili na chwilę -myślał.

Bajka z wiatrem (Pogodowe bajki 3.)








Na Szafirowym Jeziorze Kolorowej Królowej jest wiele niezwykłych wysp. Niektóre należą do E-Wróżki, ponieważ potrzebuje ona miejsca dla swoich żywiołów. Ma wyspę Deszczową, Mgielną, Wiatrową, Burzową, Tęczową i oczywiście tę najważniejszą- Wyspę Dobrej Pogody, gdzie ma swój zamek. Każdy chciałby zobaczyć chociaż jedną z nich. Z wilgami było podobnie.

Lodzia martwiła się, że po przygodzie z mżawką, szansa na wizytę u E-Wróżki przepadła. Jednak Lola przysięgała, że ona tak naprawdę jest bardzo miła, i że na pewno wszyscy troje się o tym przekonają. Leon już był absolutnie przekonany, on uwielbiał E-Wróżkę.

W środę rano nie musieli zbyt długo czekać. O świcie zjawił się Wiatr i porwał wilgi w dal. Z wysoka dostrzegły, że płyną nad jezioro Kolorowej Królowej. Ptaki były tam przecież już wcześniej, ale to miejsce nadal miało wiele tajemnic. Nikt tak naprawdę nie wiedział, gdzie leży ani też ile zaczarowanych wysp wystawia z niego swoje łysiny. Podobno tylko wróżki, magowie i inni władcy bajek znali do niego drogę.

Wiatr zwolnił gdzieś bardziej na północ. Zniżył lot i zniknął. Wilgi sfrunęły na piaszczysty brzeg wyspy, która wydawała się niezamieszkała. Wszędzie, jak okiem sięgnąć tylko wydmy i hektary złotego piasku, zaczarowane muszle kąpiące się w szafirowych falach i cisza albo raczej szum, szumiący szum.

Wilgi przysiadły na koronie jedynego krzewu w okolicy i czekały. Czuły, jak łaskocze je delikatny wietrzyk, to znowu owiewa ciepły wiatr, a czasem wietrzysko szarpie ich piórka. Znienacka coś zaczęło się zmieniać, ptaki nie zdążyły nawet wymienić uwag na temat tej wyjątkowej przemiany, gdy dookoła pojawiły się zabudowania stadniny. W boksach powiewały grzywy wszystkich wiatrów świata. E-Wróżka zbliżała się, galopując na statecznym pasacie- ciepłym wietrze. Wilgi wreszcie zobaczyły piękne, końskie sylwetki wiatrów, które nie stały się zupełnie widoczne, więc wyglądały jak szklane. Były przepiękne.

Wróżka przywitała się z wilgami i nawet słowem nie wspomniała o deszczowej przygodzie. Najpierw zabrała podróżników na wyprawę po wyspie. Pokazała boksy morskiej bryzy, pasatów, monsunów, wiatrów dolinnych i górskich, i wszystkich innych, które mieszkały w jej stadninie. Boksy falowały, bo wróżka nie zdjęła z nich całkiem czaru niewidzialności, dla bezpieczeństwa, oczywiście. Najciekawsze okazało się obserwowanie wiatrowych wybiegów, którymi były wydmy i plaże. Wiatry ćwiczyły tam starty, powiewy, kręcenie, kołowanie, owiewanie, rozwiewanie i wszystkie inne wiatrowe umiejętności.

Lodzia i Lola zaprzyjaźniły się z małymi wietrzykami, bo wróżka pozwoliła im na wspólny trening. Wilgi co chwilę spadały z wiatrowych grzbietów i pikowały dziobami w dół bez tchu, ale zawsze nad ziemią przechwytywały je wiaterki, że nawet nie musiały rozwijać skrzydeł.

Pod wieczór Lodzia przysięgała, że też staje się przezroczysta i powiewa nad wyspą, więc wesoły śmiech wszystkich przyjaciół wciąż ścigał się z szumem wiatrów i magicznych muszli.

Bajka Herbatkowa Weekendowa (Kolorowe bajki 4.)





Bajka Herbatkowa ma tysiące sukienek. W każdą sobotę i w niedzielę, jest szczególnie zapracowaną Bajką. Wszyscy jej potrzebują jak nigdy, a ona pędzi, by poczuli się magicznie. Oczywiście, sama nie dałaby rady wyczarować wszystkich potrzebnych strojów: czarnych, zielonych, białych, żółtych, naturalnych i z magicznymi dodatkami. Od dawna pomaga jej E- Wróżka. To ona podsyła wietrzyk, by Herbatkowa zdążyła na czas.

Kiedy Bajka wkłada owocowe ozdoby, dołącza do niej Dobry Nastrój i pędzą bawić się razem z dziećmi. Odwiedzają zamki księżniczek, walczą jak rycerze i ratują tych, których historie trochę się popsuły.

Pewnej soboty potrzebna była natychmiast ulubiona, limonkowa sukienka Bajki Herbatkowej. Błyskawicznie pojawiły się cudowne korale i pierścień połyskujący jak dojrzały owoc. Pod bramą zamku czekała kareta w kształcie imbryka zaprzężona w wietrzykowe konie E - Wróżki. Podróż nie trwała długo. Właśnie Wojtek rozpoczynał sobotnią zabawę z zaproszonymi kolegami. Herbatka limonkowa doskonale pasowała do nowej gry, układania klocków i domowych ciasteczek:) Okazało się też, że natychmiast potrzebny jest drugi strój, tym razem pigwowy. To dla rodziców. Oczywiście, Bajka nie zawiodła.

Pewnego razu stało się coś strasznego. Wezwana Bajka, jak zawsze sięgnęła do swojej magicznej torebki, by wyciągnąć potrzebne ozdoby, a tam – PUSTO! Gdzieś za murami zamku rozległo się tylko niezadowolone sapanie Ponurego Nastroju. To on zakradł się i zabrał wszystkie smaki, zapachy, kolory i formy. Bajka Herbatkowa ruszyła w pościg. Po chwili dołączyła do niej E – Wróżka, wilgi i wspaniałe nastroje. Ponury nie miał szans. W dolinie nieopodal zamku porzucił wszystkie skradzione pyszności.

I znów weekend toczył się spokojnie, rozlegał się dźwięk porcelanowych filiżanek odkładanych na spodeczki, brzęk szklanych kubków zabieranych szybko do dziecięcych pokojów, szumiący odgłos napełnianych bidonów, gwizd czajników, czyli rozlewał się po całym świecie cudowny aromat przynoszony przez Herbatkową Bajkę.