Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pomoc. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pomoc. Pokaż wszystkie posty

18 lutego, 2024

Bajka z Bałwankiem (Zimowe bajki 8.)

 

   Wokół leżał jeszcze śnieg, ale w powietrzu czuło się już lekki słoneczny powiew i szum nadciągającego orszaku Pani Wiosny. Naprawdę! Pan Jeżyk stał na ganku i marzył, że właśnie wyrusza do letniej rezydencji. Tak go to ucieszyło, że postanowił z kimś o tym porozmawiać. Najbliżej stał Bałwanek Kuleczka i nawet machał do Jeżyka, więc ten żwawo ruszył ku przyjacielowi. Kiedy jednak był już o krok, Kuleczka zachwiał się, wykonał przedziwny skłon… i poturlał się z górki. Jeżyk widział, jak Bałwanek rozpada się na mnóstwo małych bałwankowych kuleczek i z lawiną mokrego śniegu pędzi na dół. Nie było na co czekać! Zwinął się w swoją kultową kulkę i ruszył na ratunek przyjacielowi. Nie toczył się, a mknął po prostu, wyłapując części Bałwanka i zlepiając je w wielgachną kulę. Wyhamował na trawniku. Otrzepał futerko, poprawił kolce i ogarnął wzrokiem efekt swojej brawurowej akcji ratunkowej. Tuż przed nim piętrzyła się wielgachna kula mokrego śniegu i mruczała coś pod nosem, który sterczał teraz koło guzików na środku brzuszka czy czegoś…

- Ojoj, ojojoj… Gdzie moja głowa? Gdzie mój szalik? Gdzie zgrabne ręce…

Gdy Kuleczka tak lamentował, Pan Jeżyk właśnie kończył z kimś rozmowę telefoniczną. Nie minęła chwila, a niebo pociemniało, poprószyło śniegiem i nad Jeżykową rezydencją zawisł zaprzęg Pani Zimy. Wiatrowe Rumaki przestały wierzgać, bo uspokoiły się pod miękką dłonią Północnego Wiatru i wtedy dały się słyszeć wesołe nawoływania.

- Hej Kuleczko, pora wracać na Zimową Wyspę, jesteś ostatnim bałwankiem wśród ludzi.

Kuleczka spojrzał w górę i zobaczył swoich przyjaciół w saniach Pani Zimy! Jakim cudem zmieścili się tam wszyscy? To musi być magia! – myślał. Zaraz potem odkrzyknął:

- Ja niestety straciłem swoją śnieżną formę, zgubiłem szal i guziki i zgrabne ręce, więc raczej nie odlecę z Wami, chyba się tu rozpłynę…. – i zaszlochał gorzko.

- Po co te łzy? Spytała melodyjnym, trochę szumiącym głosem Pani Zima. Rozwinęła swój płaszcz jak skrzydła, zawirowała wokół Bałwanka tak, że Jeżyk nic nie mógł dostrzec. Niebawem spłynęła na ziemię a wszystko się uspokoiło.

Jeżyk przetarł oczy i zobaczył Kuleczkę w najlepszej formie! Był znowu dumnie wyprostowany, w kraciastym szalu, z nosem na środku uśmiechniętej buzi. Wskakiwał właśnie do sań Pani Zimy, witając radośnie swoich krewnych i przyjaciół.

- Do zobaczenia za rok!

- Miłej podroży!

- Całusy dla Bajek!

- Dziękuję za pomoc, Pani Zimo!

- Dzięki za telefon!

- Jeszcze tu zajrzę parę razy!

Trudno było się zorientować, kto co mówił, bo panował zgiełk i radosny harmider. Wiatrowe Rumaki ruszyły z kopyta, niebo pojaśniało i powróciło miłe wrażenie, że na pewno zbliża się Pani Wiosna. Jeżyk poczłapał na górę, otworzył nieśpiesznie ciemnoturkusowe drzwi i zszedł po 123 stopniach do swojej siedziby. Natychmiast też ukrył się w bibliotece, żeby przygotować nowy pokój dla Bajki z Bałwankiem.

28 marca, 2023

Bajka alarmowa (Telefoniczne bajki 4.)





Telefon podskakiwał, wiercił się i dźwięczał słodką melodyjką wiatrowych dzwonków. Niu słyszała te niecierpliwości doskonale, ale nie mogła się oderwać od kosmicznie ważnego komponowania kolorowych pyłków na wiosenne skrzydełka motyli.

Aż tu niespodziewanie i całkiem nagle spłynęło przez lekko uchylone okno nie wiadomo co w turkusowej pelerynce i zatopiło świdrujące diamenciki oczu w bogu ducha winnej osóbce, która z pośpiechem godnym kolarza torowego rzuciła się do telefonu.

- Niech to będzie Lusia!- powtarzała.
- To Ty, siostro?
- Ja, a któż by inny? - odrzekła zdumiona Lusia.
- Dzwonię i dzwonię, a tu nic i nic. Cóż Ty wyprawiasz, Niuńka!
- Oj, o tym, jeśli pozwolisz, pogadamy później, bo...
- Bo co?
- Jak to co? W mojej kuchni wylądowało coś peleryniastego i łypie na mnie swoimi świdrującym ślepkami. Wygląda, jakby uciekło z twojego świata, daję słowo...

- Ach! No tak! Już Ci wszystko wyjaśniam… Nie całkiem uciekło. Po prostu przyfrunęło, bo właśnie zaczął się sezon na smocze loty, a twój gość to nikt inny, jak Smok Biblioteczny. Niedawno się wykluł i musi trenować loty. Pewnie nie potrafi jeszcze dobrze ocenić odległości i dlatego trafił na Ziemię. Musisz mu koniecznie pomóc. Nigdy nie widział ludzi, więc lepiej poproś Kocurkę, żeby z nim porozmawiała. Zaraz kogoś po niego wyślę. Nie pozwólcie mu odlecieć, bo się całkiem zgubi.

Niu przycupnęła na rogu kanapy i pogłaskała kocie futerko.
- Proszę, poproś Smoka Bibliotecznego, żeby się rozgościł. Już teraz, nie udawaj, że mnie nie słyszysz. Mów do niego!

Jakoś w środku monologu wróżki Biblioteczny sfrunął na podłogę i poczłapał w kierunku biblioteki. Kocurka biegła za mim. Wesoło pomiaukiwała i zwijała ogon w spiralę. Niu spoglądała z ciekawością. Po chwili domyśliła się, że dwa nieziemskie stwory rozmawiają o czymś wesoło, ale nie słyszała zupełnie ani słowa. Za to wyraźnie zobaczyła, że jej ostatnia pusta półka zapełnia się kolorowymi grzbietami wielkich ksiąg. Już była gotowa biec, żeby je podziwiać, ale powstrzymało ją ciche skrobanie do drzwi. Spodziewała się jakiegoś gołębia pocztowego albo może wędrownego żurawia, ale za drzwiami stał okazały, najprawdziwszy smok.

- Witam wróżkę! Jestem Smofesor – smok ze Smoczej Wyspy. Przybyłem po swego ucznia Smobibla. Mam nadzieję, że nie opuścił tego domostwa?
Niu zaniemówiła. – Yyyyy… - wyjąkała. – Zapraszam.

I wtedy kieszeń Smofesora zatrzęsła się. Smok wyjął pokaźnych rozmiarów coś, co odezwało się głosem Lusi: - No i jak? Wszystko pod kontrolą?

- Oczywiście, Królowo! Jakże by inaczej! Zaraz wracamy!

Smobibl jakoś nie był uradowany widokiem Smofesora. Nie najlepiej się sprawił. Zgubił się. Wypadł fatalnie. Już smoki sobie z niego pokpią. Martwił się nie na żarty mały Biblioteczny. Wtedy odezwał się Smofesor:

- No moje gratulacje! Twoja pierwsza wyprawa - i od razu na Ziemię! Brawo! No i do tego doskonała materializacja bestselerów! Od dziś będziesz przewodnikiem innych uczących się smoków w czasie podroży poza granice Archipelagów. Jestem z ciebie dumny!

Smobibl zaniemówił. Jego turkusowa pelerynka całkiem pobladła. Uszy stały się fuksjowe, a oczy nagle się spociły. Gdyby Pani Kotka nie trzymała go za łapkę, chyba by zemdlał. Kiedy jednak usłyszał radosny głos wróżki, uspokoił się na dobre.

- No i znów sprawdza się przysłowie, że podróże kształcą! Jednak bez telefonu, jakby trochę mniej… Dlatego mam dla ciebie Smobiblu turkusowy telefon o nielimitowanych rozmowach na Ziemię. Dzwoń, kiedy chcesz.
- I wpadaj do nas nawet bez zapowiedzi - dorzuciła Pani Kotka.
- Bez zapowiedzi? Dlaczego? Przecież dostałem właśnie pierwszy telefon! Będę dzwonił codziennie. I wpadał!
- Ojoj… - zaniepokoiła się wróżka.
- Mruaaa! – skwitowała Kotka.

29 marca, 2022

Bajka winogronowa (Owocowe bajki 3.)

W Czereśniowej Spiżarni nie działo się najlepiej. Pan Schowek znikał gdzieś na całe dnie, jakby wcale nie był szefem i właścicielem. Wszyscy zatęsknili za czasami Myszki Szy. Ona zawsze była na miejscu. Może się trochę rządziła, ale w końcu była szefową… Chyba mogła? No nie?  

Panna Kotka od dawna nie mogła zmrużyć oka. Bywało, że gdy się zamyśliła, miauczała zupełnie nieświadomie, co nieustannie stresowało mieszkańców tych najniższych i najwyższych półek. Nawet Gruszki w Syropie słyszały dobrze to miauczenie przez grube szkło słoja.  Kocie koncerty trwały już dość długo, aż nagle Kocurka zniknęła.

- No nie! – oburzył się Pan Miodek - chyba sami zajmiemy się interesem! Ani Schowka, ani Kotki!

- A odkąd to Kotka jest naszą szefową? – dość niemiło skomentowała Suszona Mięta.

- Oj tam, nie marudź, wiadomo, że rządzi! Szczególnie, gdy nie ma szefa.

Pan Miodek chciał coś dodać, ale niespodziewanie w kącie za regałem pojawił się Pan Schowek, jakby wcale stamtąd nie zniknął. Zapadła cisza, a on odezwał się dość mocnym głosem, jak nigdy.

- Mamy gości! Przywiozłem ich z daleka! Musiałem się bardzo postarać, żeby chcieli zamieszkać z nami!

I wtedy wkroczyła Pani Kotka, a za nią orszak błyszczących kiści Winogron! Mieniły się najmodniejszymi barwami: granatem, czernią, zielenią i głęboką czerwienią wpadającą w brąz. Było na co popatrzeć! Szły dumne, powiewając zielonymi kapeluszami liści. Zajęły miejsce na środku Spiżarni w honorowej skrzyneczce. Wcale się nie przepychały ani nie kłóciły o miejsca! Wprost przeciwnie, miło się uśmiechały i widać było, że są zespołem. Ba! Przyjaciółmi nawet!

Wszyscy obserwowali gości nieco zazdrośnie. W Czereśniowej Spiżarni nie było źle, ale też każdy zajmował się sobą, niczego nie robili wspólnie. Ach, nie! Wspólnie to oni tylko narzekali! Nieustannie! W świdrującej ciszy rozległ się wreszcie głos Pana Schowka.

- Mieszkańcy Spiżarni! Wiem, że moja nieobecność was niepokoiła! Ale z tym już koniec. Razem z Panią Kotką obmyśliliśmy plan zmian! Chcemy, abyście się lepiej poznali, zaprzyjaźnili i odkryli swoje pasje. Niech zapanuje u nas radość! Wtedy nasi klienci ze wszystkich światów poczują się tu jak w domu i zawsze będą wracać. Wspaniała drużyna Winogron nauczy nas, jak stworzyć więzy przyjaźni, jak się szanować, jak pokonać chęć do plotkowania i zbędnego oceniania. Każdego dnia będziemy organizować zespołowe treningi i planować ciekawe zajęcia.   

- Może przemówią goście? – podpowiedział Chrzan, pełen niepewności, czy ktoś w ogóle zechce się zaprzyjaźnić z nim, najostrzejszym facetem…

Winogrona przemówiły! Były radosne i pełne życzliwości. Opowiedziały bez skrępowania o sobie, o planach, o zabawach i pracy. Zapowiedziały wspólną zmianę wystroju Spiżarni, pokazały skrzynię planszówek i  stroje do ćwiczeń. Przywiozły też pudło filmów familijnych i drugie pełne książek, a na dodatek garnki i patelnie, by wspólnie gotować. Hitem okazały się dmuchane fotele do odpoczynku i huśtawki do zawieszenia pod sufitem. Wszystko było cudowne. Mieszkańcy Czereśniowej Spiżarni nie mogli się nadziwić, że członkowie każdej rodzinnej kiści Winogron wcale się na siebie nie złoszczą ani nie kpią z siebie, a o obrażaniu się nawet mowy nie ma! Doceniali to, że od razu też zainteresowały się mieszkańcami. Przyjaźnie dopytywały wszystkich o zwyczaje panujące w królestwie Pana Schowka i chwaliły, co mogły.

Pani Kotka i Pan Schowek przybili sobie piąteczkę. Nie jest źle! Mamy sukces! Koniec ze znikaniem i miauczeniem! I roześmiali się serdecznie.

05 października, 2020

Bajka pomocna (Emocyjne bajki 1.)


           Bryzia stała się największą fanką Huriego na całych Archipelagach. Jej wiatrowy pokój był cały wyklejony zdjęciami małego huraganu. W wielkim segregatorze piętrzyły się wywiady, jakie tylko można było znaleźć. Wszyscy chcieli mieć przecież rozmowę z dzielnym wiaterkiem, który stale pomagał potrzebującym i dla każdego miał dobre słowo, więc codziennie pojawiały się nowe teksty. Bryzia też tak chciała. Była jednak tylko przedszkolakiem w grupie morskich bryz. To ją bardzo martwiło. Szukała stale pomysłu, jakby tu zrobić coś dobrego i marzyła, że kiedyś wyruszy na tajemniczą wyprawę razem z huraganem. Ach… w wyobraźni naprawdę nieźle sobie radziła. Gdy bujała się lekko na falach, marzyła, marzyła, marzyła…

Każdego dnia odwiedzała ją mewa Alla, razem buszowały nad wodą, bawiły się w chowanego przy żaglówkach kołyszących się na falach i robiły wyścigi, która pierwsza doleci do kępy traw na brzegu. Mewa była trochę samotna, bo jej koleżanki nie chciały z nią fruwać. Bryzia wiedziała o tym, ale była dyskretna, więc nie dopytywała, co się właściwie stało, że ptak spędza czas sam. Kiedy tylko dolatywały do brzegu, zawsze zaglądały pod uschły konar drzewa. Miała tam norkę Kasz, kuzynka myszki Szy.

Kasz pojawiła się na Wiatrowej Wyspie przez pomyłkę w zasadzie. Kiedyś zaprzęg E-Wróżki porwał ze sobą wszystkie piękne, kolorowe liście z lasu, bo potrzebne były na jesienne bukiety do pałacu. Żaden wiatr nie zauważył, że zabrali ze sobą też małą myszkę, która schowała się pod najpiękniejszym, purpurowym liściem. Kiedy jesienne zdobycze wylądowały w wiklinowym koszu, myszka cichutko wygramoliła się z niego i szybciutko wybiegła na pałacowy dziedziniec. Miejscowe myszy parsknęły śmiechem na jej widok. -Patrzcie, podróżniczka na gapę! -Ale przerażona! – Może smoczek chcesz? -A gdzie mamusia? Żartom nie było końca. Kasz czekała, że ktoś ją o coś zapyta, że pomoże, ale nic takiego się nie stało. Ze spuszczonym ogonkiem przemknęła do bramy i pędem rzuciła się ku brzegowi Szafirowego Jeziora. Przycupnęła na piasku i… nic, nic się nie zdarzyło. Nikt się nie pojawił, żeby ją uratować. Kasz zaczęła pochlipywać cichutko i wtedy zobaczyła delikatne, przezroczyste skrzydła Bryzi. No nie, znowu wiatr, muszę się ukryć! To jakaś tragedia! Te wietrzyska urządziły sobie polowanie na myszy, czy coś!

Od strony lądu nadlatywała mewa. Jej cień przesunął się blisko myszki. -To naprawdę nie jest śmieszne! Nie dość, że wietrzyska na mnie polują, to jeszcze przyplątał się ten skrzydlaty! Nie mam już sił, niech się dzieje co chce, nie wiem gdzie się ukryć! No i rozszlochała się na dobre.

Alla i Kasz rozumiały się bez słów. Cóż zresztą było do gadania. Wokół szlochającej myszki zrobiła się już wielka kałuża łez, trzeba było działać. Kasz delikatnie spłynęła na piasek, żeby nie przestraszyć zwierzątka. Alla przycupnęła niedaleko. Mysz prawie nie oddychała z przerażenia, gdy usłyszała, że wiaterek szepce do niej: - Skąd się tu wzięłaś? Zgubiłaś się? Jak Ci pomóc? Skąd jesteś? Gdzie Twoja mama?

-Ej, Bryzia, nie tyle pytań naraz!- krzyknęła mewa.  Po kolei, bo szarusia ze strachu zatopi całą plażę łzami! -No tak- odrzekła Bryzia i powtórzyła: - Czy potrzebujesz pomocy? I zaraz potem delikatnie pogładziła futerko myszki. To zdecydowanie przełamało lody. Kasz opowiedziała powoli o wszystkim, co się stało, pochlipując od czasu do czasu. -Oj, to przecież nie koniec świata. Zaraz znajdziemy Ci mysi pałac, jak się patrzy! Zawołała Alla! Po chwili wszystkie trzy stały przy wyschłym konarze drzewa, który skrywał obszerną, dobrze zamaskowaną kępami traw, norkę.  Porządki nie trwały długo. Bryzia wywiała śmieci, mewa naznosiła wyrzuconych na brzeg muszli, patyków i innych skarbów, które wykorzystały do urządzenia norki.

Przez kolejne dni Bryzia sprowadzała okolicznych mieszkańców, żeby poznali nową sąsiadkę. W końcu poprosiła też E-Wróżkę, żeby wysłała jakiś wiatr z wiadomością do bliskich Kasz, bo domyślała się, jak są zmartwieni. Wróżka obiecała, że następnego dnia z rana przyśle jeden z wiatrów po wiadomość dla mysich krewnych Kasz. Jakież było zdumienie Bryzi, gdy rankiem dojrzała nadlatującego Huriego. Z wrażenia nie mogła słowa wydusić, ale mewa ją wyręczyła. Przedstawiła Bryzię i myszkę, podając list napisany na brzozowym papierze. Huri schował przesyłkę i zwrócił się do Bryzi: – Słyszałem o Tobie! E-Wróżka daje nam w czasie wykładów Ciebie za przykład. Mówi, że wszyscy powinniśmy uczyć się od ciebie życzliwości! Może polecimy razem na jakąś wyprawę? 

Ponieważ Bryzia całkiem zaniemówiła, Alla odpowiedziała za nią: -Pewnie, obie chętnie polecimy, zawsze tu jesteśmy, wal jak w dym! -I ja też polecę, pisnęła Kasz, ale Huriego już nie było.