Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jeżyk. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jeżyk. Pokaż wszystkie posty

18 lutego, 2024

Bajka z Bałwankiem (Zimowe bajki 8.)

 

   Wokół leżał jeszcze śnieg, ale w powietrzu czuło się już lekki słoneczny powiew i szum nadciągającego orszaku Pani Wiosny. Naprawdę! Pan Jeżyk stał na ganku i marzył, że właśnie wyrusza do letniej rezydencji. Tak go to ucieszyło, że postanowił z kimś o tym porozmawiać. Najbliżej stał Bałwanek Kuleczka i nawet machał do Jeżyka, więc ten żwawo ruszył ku przyjacielowi. Kiedy jednak był już o krok, Kuleczka zachwiał się, wykonał przedziwny skłon… i poturlał się z górki. Jeżyk widział, jak Bałwanek rozpada się na mnóstwo małych bałwankowych kuleczek i z lawiną mokrego śniegu pędzi na dół. Nie było na co czekać! Zwinął się w swoją kultową kulkę i ruszył na ratunek przyjacielowi. Nie toczył się, a mknął po prostu, wyłapując części Bałwanka i zlepiając je w wielgachną kulę. Wyhamował na trawniku. Otrzepał futerko, poprawił kolce i ogarnął wzrokiem efekt swojej brawurowej akcji ratunkowej. Tuż przed nim piętrzyła się wielgachna kula mokrego śniegu i mruczała coś pod nosem, który sterczał teraz koło guzików na środku brzuszka czy czegoś…

- Ojoj, ojojoj… Gdzie moja głowa? Gdzie mój szalik? Gdzie zgrabne ręce…

Gdy Kuleczka tak lamentował, Pan Jeżyk właśnie kończył z kimś rozmowę telefoniczną. Nie minęła chwila, a niebo pociemniało, poprószyło śniegiem i nad Jeżykową rezydencją zawisł zaprzęg Pani Zimy. Wiatrowe Rumaki przestały wierzgać, bo uspokoiły się pod miękką dłonią Północnego Wiatru i wtedy dały się słyszeć wesołe nawoływania.

- Hej Kuleczko, pora wracać na Zimową Wyspę, jesteś ostatnim bałwankiem wśród ludzi.

Kuleczka spojrzał w górę i zobaczył swoich przyjaciół w saniach Pani Zimy! Jakim cudem zmieścili się tam wszyscy? To musi być magia! – myślał. Zaraz potem odkrzyknął:

- Ja niestety straciłem swoją śnieżną formę, zgubiłem szal i guziki i zgrabne ręce, więc raczej nie odlecę z Wami, chyba się tu rozpłynę…. – i zaszlochał gorzko.

- Po co te łzy? Spytała melodyjnym, trochę szumiącym głosem Pani Zima. Rozwinęła swój płaszcz jak skrzydła, zawirowała wokół Bałwanka tak, że Jeżyk nic nie mógł dostrzec. Niebawem spłynęła na ziemię a wszystko się uspokoiło.

Jeżyk przetarł oczy i zobaczył Kuleczkę w najlepszej formie! Był znowu dumnie wyprostowany, w kraciastym szalu, z nosem na środku uśmiechniętej buzi. Wskakiwał właśnie do sań Pani Zimy, witając radośnie swoich krewnych i przyjaciół.

- Do zobaczenia za rok!

- Miłej podroży!

- Całusy dla Bajek!

- Dziękuję za pomoc, Pani Zimo!

- Dzięki za telefon!

- Jeszcze tu zajrzę parę razy!

Trudno było się zorientować, kto co mówił, bo panował zgiełk i radosny harmider. Wiatrowe Rumaki ruszyły z kopyta, niebo pojaśniało i powróciło miłe wrażenie, że na pewno zbliża się Pani Wiosna. Jeżyk poczłapał na górę, otworzył nieśpiesznie ciemnoturkusowe drzwi i zszedł po 123 stopniach do swojej siedziby. Natychmiast też ukrył się w bibliotece, żeby przygotować nowy pokój dla Bajki z Bałwankiem.

08 lutego, 2024

Bajka na stoku (Zimowe bajki 7.)


Liściasty kopczyk Pana Jeżyka trząsł się w posadach. - Cóż to będzie, gdy uszkodzą się ściany zimowego domostwa? – myślał gospodarz. Przecież nie wyprowadzę się do letniego siedliska, gdy jest mroźno… Po chwili przypomniał sobie jednak, że przybyła dziś z wizytą Pani Zima i z uśmiechem przygląda się śnieżnemu szaleństwu Bajek, czyli wszystko jest pod kontrolą, nie ma co się martwić na zapas. No i przecież jakby co, wszystkie przeprowadzki odbywają się z pomocą wróżek, więc po co te troski? Cóż, Pan Jeżyk już tak miał.

A Bajkom ani w głowie było się martwić o cokolwiek! One po prostu szalały na czym się dało. Nartusia czuwała nad wszystkim. Pilnowała kolejki zjazdów, poprawiała zapięcia, otrzepywała szale i chwaliła każdego na potęgę! Bajki piszczały z radości, nawoływały się głośno i mknęły w dół po zboczu liściastej rezydencji. Najbardziej lubiły wjazd na górę. Zapewniała go Pogodowa Wróżka. Lekko dmuchała na puszysty śnieg i po chwili pojawiał się iskrzący srebrzystymi gwiazdkami fotel magicznego wyciągu. Bajki natychmiast wskakiwały z gracją i mknęły na górkę jak wicher.

Twórca Wielkiej Księgi Bajek przyglądał się wszystkiemu, stojąc bezpiecznie na ganku. Dostrzegła go kątem oka Pani Zima i rozwinęła nad jego głową chmurkę prószącą drobnym śnieżkiem. Jeżyk otrząsnął się, prychnął i już miał się ukryć wewnątrz, gdy usłyszał:

- Teraz Pana kolej! Zapraszamy! Sanki czy narty? A może deska? – wołały Bajki.

- Ja… tego… no… nie bawię się od lat… jestem już sta… Ten wywód przerwała Nartusia.

– Nie ma co się opierać! Droga wolna! Nikt nie zjeżdża! Czekamy!

Pan Jeżyk rozejrzał się i zobaczył wlepione w siebie, błyszczące oczy wszystkich Bajek, wróżek, no i Pani Zimy.

- O…, to nie żarty… Będą o tym opowiadać każdego wieczoru… Potem zwrócił się do Nartusi: - Mam własny sposób zjeżdżania…

I zanim ktokolwiek zdążył zapytać jaki to sposób, Pan Jeżyk podskoczył całkiem żwawo, zwinął się w kłębek i wykonał fikołka w przód, a potem poleciał jak wystrzelony z procy! Sztywne i gładkie kolce okazały się fantastyczną siłą napędową. Po chwili zdumione Bajki zobaczyły, jak ich gospodarz ląduje hen… hen pod wielkim krzakiem berberysu, wysuwa łapki i wyraźnie onieśmielony otrzepuje futerko ze śniegu.

Zapanowała zupełna cisza, a potem Bajka trzech płatków śniegu wrzasnęła: - Mistrz! Po prostu M-I-S-T-RZ! To rekord! Brawo! Wybuchł radosny zgiełk i harmider. Każdy chciał uścisnąć łapkę i dotknąć cudownych kolców. Jeżyk wzbraniał się i był absolutnie zawstydzony. Uratowała go Pogodowa Wróżka podsyłając fotelik śnieżnego wyciągu. Na szczycie czekała już Pani Zima z Kryształowym Orderem Mistrza Sportów Zimowych. Zwycięzca był oszołomiony i szczęśliwy. Pod pretekstem zawieszenia orderu w gablocie zbiegł po schodkach prosto do salonu i otarł pot z czoła. 
- Ojoj, a to dopiero…, widzieliście państwo, no, no… - mruczał pod nosem, wzdychał cichutko i chichotał całkiem jak dziecko. Zanim wszystkie Bajki zdążyły się wyjeździć, przygotował pyszną czekoladę z bitą śmietaną i biszkopciki w kształcie śnieżnych gwiazdek! Dla wszystkich! 
To był dzień, jakich mało! Nikt go nie zapomni! Przenigdy! Szczególnie Mistrz Sportów Zimowych, oczywiście:)






14 stycznia, 2024

Bajka w śnieżnej zaspie (Zimowe bajki 5.)



Zimowa Bajka była bardzo zadowolona. Toczyła się wesoło i gładko. Mimo zimy pędziła wesołymi zielonymi dróżkami, zaprzyjaźniła się z zajączkiem, krecikiem i kawką, zarwała kilka bławatków i zjadła trzy gałki malinowych lodów. Już, już widziała radosny napis - KONIEC! Aż tu nagle…

- A psik! A psik! Aaaaa….

I wtedy wyrwane z drzemki okienko otworzyło się, zawiał wiatr…. i Bajka pofrunęła jak latawiec… Na mróz! Na nie wiadomo co! Próbowała zawrócić, wołała nawet do Wiatru, żeby ją zwiał z powrotem do miłego pokoiku wypełnionego ciepłym światłem, zapachami wanilii i słodkim głosem, który ją wymyślał… Ale Pan Wiatr pędził przed siebie, co chwila wykrzykiwał: - Ahoj przygodo! I nie w głowie mu było rozglądać się za szybującymi wokół Bajkami na Dobranoc.

- Bajkami? No tak, to oczywiste! Wieczorne niebo jest ich pełne. Fruwają od okna do okna i czekają, że te miłe głosy zerkną w ich kierunku i pochwycą pomysł na nową opowieść.

     Jednak na latawcującą Bajkę nikt nowy nie zerknął, nie pochwycił jej przygody zachwycony, nikt nie usłyszał jej wołania: - Oj! Ojoj! Ojojoj! więc po chwili wirowania wylądowała miękko na niewielkim ośnieżonym wzniesieniu. Zrobiło jej się cieplutko, powierciła się chwilkę i odetchnęła z ulgą. Pomyślała, że jest jej na pewno całkiem do twarzy w tym puszystym kożuszku, rozejrzała się, no i wtedy dostrzegła parę błyszczących oczu wpatrujących się w nią uparcie.

- Dzień dobry… wieczór… wyszeptała nieśmiało… To ja, Zimowa Bajka …

- No teraz, to już raczej  Bajka w Zaspie… wymruczał pod nosem właściciel świdrujących oczu i nieoczekiwanie zniknął, ale po chwili pojawił się znowu i nieśmiało wyjąkał: - Proszę… bardzo proszę… zapraszam… no już! Bo całkiem Pani przemarznie, Pani Bajko Zimowa.    

Ponieważ kożuszek okazał się być krewnym lodów malinowych, więc Bajka  ochoczo ruszyła ku nieśmiałemu głosowi. Dostrzegła solidną drabinę, a na niej otulonego wielkim szalem w kratkę - Pana Jeżyka, który trzymał w podniesionej łapce piękną zieloną lampę, uśmiechając się niepewnie. Bajka szybciutko pokonała 123 stopnie (😊) drabiny  i po chwili stała na środku uroczego saloniku. Rozejrzała się ciekawie. Wszystkie ściany były pokryte kilimami gęsto tkanymi z jesiennych liści, wszystkie  sprzęty wydawały się misternie wyplecione z wysuszonych gałązek. Wzdłuż korytarza wisiały na ścianach portrety dumnych Jeżykowych przodków. W głębi Bajka dostrzegła obszerne pomieszczenie  pełne wesoło rozprawiających o czymś postaci. Ruszyła za Panem Jeżykiem w ich kierunku. Gdy stanęli w progu, natychmiast wszystkie oczy zwróciły się ku nim, a gospodarz z nieustającą nieśmiałością rzekł:

- Oto Zimowa Bajka, która sfrunęła dziś wprost w moją zaspę! Proszę, drodzy przyjaciele, zaopiekujcie się nią, bo chyba zostanie z nami na dłużej.

Zawstydzona Zimowa Bajka odruchowo ukryła się za plecami swojego wybawcy, ale wystarczył kwadrans, by  znała prawie wszystkich. To były INNE BAJKI NA DOBRANOC! Miały tu swój dom! Każda mieszkała na jednej stronie Wielkiej Jeżykowej Księgi Bajek. Co wieczór wyfruwały na świat, by zaglądać do okien ludzi i opowiadać im swoje niezwykłe historie.

- Skoro mieszkacie tu od dawna, czemu nigdy do Was nie trafiłam?

- No bo Ty jesteś Nową Bajką, ale Mistrz Jeżyk już szykuje Ci pokój w Wielkiej Księdze, więc teraz wreszcie się zaprzyjaźnimy.

Zimowa Bajka nie mogła wyobrazić sobie większego szczęścia. Otrzymała wspaniałą, śnieżnobiałą wywieszkę na swoje drzwi: Bajka w śnieżnej zaspie. Co dzień wyfruwała wspólnie z przyjaciółmi, by inspirować wieczornych opowiadaczy. Czasem dorzucała przygody innych Bajek, bo poznała je wszystkie i bardzo polubiła.

Jeśli zamkniecie oczy, to na pewno zobaczycie salon Mistrza Jeżyka pełen Bajek, które Was uszczęśliwią.


18 października, 2022

Bajka pogody ducha (Pogodowe bajki 10.)





Wróżka Tysiąca Emocji uwija się od rana. Cóż to za dzień! Wszyscy potrzebują pomocy. Ponury nastrój snuje się nad polaną jak przykre wspomnienie, gorzka pigułka, a może nawet jak niemiłe słowa. Motylki przycupnięte w suchych zakamarkach nie trzepoczą barwnymi skrzydełkami. Pszczółki zgromadziły się przy wlocie do ula i wypatrują jesiennego słonka. Nawet żaby schroniły się pod wielkimi liśćmi łopianu i liczą smętnie krople deszczu skapujące z wierzbowych gałązek. Rybkom w stawie też taka pogoda nie pasuje.

Jedynie zaczarowany pyłek z różdżki wróżki rozprasza na moment te szarochwile i budzi radosne wspomnienia. Żeby smutek nie otulił całego swiata, na pomoc ruszają Wróżka Niu i E-Wróżka. Tańczą w kroplach deszczu i wesoło śpiewają, więc świat oczywiście pięknieje na moment.

Ale cóż to? Wszyscy nastawiają uszu i przecierają oczy ze zdumienia. Z oddali słychać wesołą piosenkę! Ktoś śpiewa i zanosi się od śmiechu! Bez czarodziejskiej pomocy, zupełnie! Co jest? Te oczywiste pytania odpędzają deszczowe odrętwienie.

Radosny śpiew przybliża się… i nagle! Ach! Co za widok! Przed oczami zdumionych obserwatorów pojawia się kolorowa, płynąca w powietrzu plama, potem widać jakieś podrygujące nóżki w żółtych jak lipcowe słońce kaloszach! I wreszcie… Wszyscy słyszą wyraźnie:

Nic nas nie zasmuci, nic nas nie rozmaże,
Bo znamy najlepiej szczęścia korytarze.
W naszych sercach przyjaźń rządzi,
Z nią nikt w smutku nie pobłądzi!

Tra-la-la, tra-la-la!
Myszka szczęście ma!
Tra-la-la, tra-la-la!
Jeżyk szczęście ma!

Więc wszyscy już wiedzą i widzą! Pod kwiatowym parasolem spaceruje uśmiechnięta myszka Sza i jej przyjaciel Tuptuś! Każdy chce do nich dołączyć i też się tak cieszyć bez powodu! Ale przecież się nie zmieszczą! Aż tu nagle zapala się radosny promyk słońca, który śpiewa: - Tra-la-la, tra-la-la! Krople deszczu błyszczą jak reflektory! Deszczowa chmura uśmiecha się od ucha do ucha i odpływa, machając wszystkim na pożegnanie.

Pani Kumka patrzy na to wszystko i nie wierzy. A niech to, taka radość to ma moc! Wszyscy skaczą po kałużach, strząsają ostatnie krople z gałęzi i przekrzykują się wesoło. Więc żaba też, no bo czemu nie?

Niu, E, i TE - oczarowane mocą POGODY DUCHA zapraszają wszystkich do swojego zamku na Wyspie Wróżek. Pani Kotka, która nie wiedzieć skąd pojawia się pod krzaczkiem, aż wzdycha ze zdziwienia i przysiada z emocji.

Tylko Sza i Tuptuś niczemu się nie dziwią. Jeżyk zakłada rolki, myszka wskakuje na deskę i mimo błota są po chwili na Wyspie Wróżek! Żadnej smętnej nieśmiałości! Sama czysta radość!

16 października, 2022

Bajka Pogodnego Miasteczka (Pogodowe bajki 9.)


Kredkowanie Świata przeminęło. Liście rozlokowały się już na Jesiennej Wyspie. Teraz wszyscy rozprawiali o nowych, śnieżnych kożuszkach. Brzozy przechwalały się, że tylko one noszą zawsze lekkie jak puch wdzianka, znacznie piękniejsze od ciężkich kapot jodełek i sosen.

Jeżyk Tuptuś uśmiechał się, słysząc te przechwałki. Sam też szykował się do zimy. Wyciągnął przed domek wielki kufer z zimową odzieżą i dokładnie sprawdzał, czy wszystko jest w należytym porządku. Kiedy wziął do łapek kurtkę z kapturem, pojawiła się Pani Kotka.

- Co tam, Tuptusiu? Dziś bez myszki?

- No tak, Sza przenosi się do miasta. Wróżka Niu podarowała jej trochę magicznego pyłku, więc błyskawicznie poradziła sobie z przeprowadzką. Przyznam, że nudno tu bez niej, zawsze coś wesoło opowiada i nigdy nie strzela fochów, lubię ją za to.

- A co to za fikuśna kurteczka, zainteresowała się pani Kotka, żeby zmienić niewesoły temat.

- Ach, zaśmiał się jeżyk, to niezła historia jest! Kiedyś na Pogodnej Wyspie dla żartu kupiliśmy z kolegami te kurtki, które mają kapturki w kształcie czerwonych jabłuszek. Gdy jeżyk zakłada taki strój, wygląda, jakby dźwigał na grzbiecie wielkie jabłko. Kiedyś, gdy wracaliśmy z Pogodnego Miasteczka, jakiś człowiek nas dojrzał i rozpowiedział natychmiast, że nosimy na grzbietach jabłka! Co za historia! Ludzie powtarzają ją od lat, mimo że to przecież niemożliwe, dziwię się, że są tacy łatwowierni!

- Ja się tam nie dziwię, mieszkam z jedną taką ludźką, naprawdę czasem mnie zdumiewa! Ale cóż, przywiązałam się do niej, więc łykam wszystkie bajki, jakie wypisuje!

- No wiesz, w naszym świecie wszystko jest bajką!

- No, no, ale filozof z ciebie! Lepiej powiedz, jak z biletami do Pogodnego Miasteczka. Słyszałam, że idą jak woda!

- To prawda, zima nadchodzi sroga, więc każdy pragnie tam pojechać. I podobno wróżki pracowały całe lato, więc będzie piękniej niż kiedykolwiek. Miasteczko rozrosło się wspaniale i zajmuje już całą Pogodną Wyspę! Zawsze słońce, temperatura idealna dla wszystkich, śpiew ptaków, szum wody, motyle, kwiaty, relaksująca muzyka i wszystko czego dusza zapragnie. Żadnych ulew, zamieci, powodzi, gradobicia ani piorunów. I błota, oczywiście. Nieustające wczesne lato z truskawkami, malinami i papierówkami… - rozmarzył się Tuptuś.

- Papierówkami? A cóż to takiego? – zdziwiła się Kocurka.

- To wczesne kruche jabłuszka, mniam, mniam…

- No ja nie przepadam w zasadzie, ale powąchać mogę… - bez przekonania stwierdziła Kotka.

Jeżyk wyciągnął z kufra plik zdjęć z wypraw do Pogodnego Miasteczka! Tylko popatrz! Jakie kolorowe domki, aż chce się w nich zamieszkać!

- To prawda, ale... ach! Co widzę! - krzyknęła Kotka a jej oczy zrobiły się wielkie i okrągłe, zupełnie jak namalowane:)

- Koty! Tam były koty! Pewnie dzikie… Ale pewności nie ma… czyli może i my, domowe koty też możemy starać się o bilety do Pogodnego Miasteczka? – Kotka była wyraźnie poruszona.

- A czemu nie! Jesteście zwierzakami jak wszystkie inne, a że mieszkacie z ludźmi… Cóż, nikt nie jest doskonały…

- Tuptusiu, jesteś prawdziwym przyjacielem, dziękuję! Baaaardzo….

I tyle ją jeżyk widział.

- Nuf, nuf – zamyślił się… - Ale co ona zrobi ze swoją ludźką, jeśli wyjedzie?

Bajka Kredkowej Jesieni ( Pogodowe bajki 8.)



-To chyba niemożliwe… - szepnął zdumiony jeżyk Tuptuś, gdy wyjrzał rankiem ze swojego domku pod trzema brzózkami. Świat przed mim mienił się kolorami. Cały trawnik był jak puszysty, barwny dywanik. Tuptuś biegał od purpurowego liścia do bursztynowego, to znowu do miodowego, do ciemnozielonego i brązowego… Nigdy nie mógł się nadziwić tym cudom.

- Co cię tak zachwyca, Tuptusiu? – zawołała wesoło myszka Sza.

- Jak zawsze, te cudowne kolory! Zdawało mi się, że jeszcze wczoraj świat był zielony, a tu, proszę, takie czary!

- Wiesz, mogę ci to wyjaśnić. Wszystkie drzewa bardzo troszczą się o swoje liście, które muszą odlecieć na Jesienną Wyspę. Wszystko planują, a nawet mają takie komputery, które włączają akcję odcumowywania liści od gałęzi! Wiem to, bo mieszkałam zimą…

- Tak, tak, mówiłaś – u jednego naukowca, który…

- O, pamiętasz, więc ten naukowiec badał drzewa i wydawało mu się, że wszystko o nich wie, ale nic nie wiedział! Bo drzewa nie zdradziły mu najważniejszego - Tajemnicy Kredkowej Jesieni.

- Ja też jej nie znam! Chyba coś zmyślasz!

- No wiesz! Czy kiedyś cię okłamałam? Obraziłabym się, ale szkoda na to czasu, więc wszystko ci powiem. Pamiętaj jednak, że nie możesz niczego zdradzić żadnemu człowiekowi. Oni wierzą komputerom, toteż nic by pewnie nie zrozumieli i zaraz chcieliby wszystko sprawdzać, badać, zapisywać i drukować w książkach… Same problemy z tymi ludźmi…

- Tu masz rację…

- A zatem, kiedy drzewa przygotowują liście do odlotu na Jesienną Wyspę, świat szarzeje, wysycha, a liście tracą swój soczysty kolor. Tak musi być, inaczej nie odcumowałyby wcale od gałęzi. Kolorowej Królowej znudziło się wysłuchiwanie narzekań na szary, ponury świat i razem z Panią Jesienią zaplanowały Święto Kredkowania Świata! Jakoś tak na początku października wszystkie kredki ze wszystkich światów kolorują wszystkie drzewa i krzewy, i kwiaty, i trawy! Każdy listek może dostać takie nowe ubranko, jakiego pragnie. Natura zaczyna wyglądać, jakby stroiła się na wielki bal! A to tylko uroczy, pożegnalny prezent od Królowej i wróżek dla odlatujących liści! No i marudzących ludzi!

- No i co, to dzieci nie widzą, że ich kredki gdzieś znikają jesienią?

- No nie, bo Święto Kredkowania Świata odbywa się nocami, kiedy dzieci śpią! Gdy kredki wracają do pudełek i szuflad, są na nowo zaostrzone i błyszczące! To wszystko czary kochanej E-Wróżki!

Jeżyk Tuptuś zamyślił się, pomruczał: -nuf, -nuf,- nuf… i podreptał pędem do swojego domku.

- Dokąd to? – krzyknęła zdumiona myszka Sza.

- Jak to dokąd? Idę spać! Nocą będę oglądał Kredkowanie Świata!

10 kwietnia, 2019

Bajka Sasanki (Kwiatowe bajki 15.)




Satilla nie lubiła zgiełku. Kiedy przybyła na wyspę, wybrała dla siebie zaciszne wzgórze na końcu zamkowych ogrodów. Amek nalegał wprawdzie, żeby zajęła wolną posiadłość obok Anemonów, ale odmówiła. 

Jej wzgórze było słoneczne. Niedaleko siedliska jałowców znalazło się miejsce na jej gospodarstwo. Babcia Makuchowa, która znała Sasankę od lat, radziła, żeby zamieszkała bliżej siedlisk innych kwiatów, ale Satil ani o tym nie myślała. Miała tajną broń, o której opowiedziała tylko szczypawce Ficu. Była pewna, że jeszcze tego samego dnia dowiedzą się o tym sekrecie wszyscy, nawet ci, którzy nie będą chcieli. Ten podstęp zapewnił Satilii spokój, chociaż nie było nikogo, kto by potwierdzał, że doświadczył czegoś złego od Sasanki, nikt nie ośmielał się jej zaczepiać, tak na wszelki wypadek. –Niech się wszystkim układa jak Filomenie, byle zło trzymali z dala ode mnie- powtarzała zawsze. 

Dom Satilii wyglądał jak namalowany. Był parterowy, otaczały go ozdobione drewnianymi balustradami werandy, kolorowe od donic i skrzyń z kwiatami. Na wschodniej ścianie budynku znajdowały się drzwi do jasnego, przestronnego pomieszczenia, które Satilla przeznaczyła na swój sklepik - „Pulsaris”. Nikt nie wiedział, co oznacza ta nazwa, ale łatwo ją było zapamiętać, bo była, powiedzmy sobie, dziwaczna. Ficu mówił, że jest rodowym nazwiskiem Sasanki, ale nie znalazł na to dowodów. Cóż mogła sprzedawać Sasanka? Wystarczyło się rozejrzeć dookoła. Na drewnianych półkach stały piękne słoje, buteleczki, pudełka, koszyki i ozdobione haftem woreczki. Można tu było kupić konfitury domowej roboty, soki malinowe na przeziębienie, miód o różnych smakach, suszone zioła na wszelkie dolegliwości i takie, których można było użyć jako przypraw, sznurki grzybów, woreczki zapachowe z płatkami róż albo lawendą w środku, herbatki owocowe i dziesiątki innych, zdrowych cudowności przygotowywanych własnoręcznie przez panią domu na wzgórzu. 

Odkąd Satil zamieszkała na Wyspie Magicznego Zamku, jej kuchnia stała się ulubionym miejscem wielu mieszkańców. Można tam było zajrzeć bez zapowiedzi, usiąść w wiklinowym fotelu przy oknie z firankami haftowanymi w trójwymiarowe wizerunki kwiatów, dostać kubek owocowej herbatki i przepędzić wszystkie smutki. Satilla umiała słuchać swoich gości, którym się wydawało, że rozmawiają z nią, ale tak naprawdę tylko się zwierzali. I zawsze jeśli chcieli, dostali dobrą radę, ciekawy pomysł lub prawdziwy komplement. Jednak najważniejsze było to, że pani domu na wzgórzu przenigdy nie zdradzała cudzych sekretów i każdemu była życzliwa. 

Któregoś słonecznego piątku w kuchni pani Sasanki trwał festiwal jeżyn. W wielkim rondlu bulgotały konfitury, na wiklinowych paletach suszyły się najdorodniejsze owoce, a w butlach pysznił się sok jeżynowo -malinowy. Wypucowane butle i słoje czekały na stole. Babcia Makuchowa pomagała dzisiaj i opowiadała o tym, że u niej w domu ciągłe zamieszanie i modowy harmider, więc nie ma miejsca ani czasu na przetwory, a ona tak uwielbia tę pracę. Sasanka uśmiechała się i kiwała głową, gdy nagle rozległ się trzask pękającego słoika. Na podłogę posypały się z półek kolejne szklane pojemniki, a obie panie doskonale usłyszały pisk i tupot małych nóżek. Coś mignęło - szarego albo może gołębiego, może też być, że białego. Zaszurały papierowe torebki na zioła i znienacka na podłogę runął kosz z muślinowymi woreczkami. Coś się w nim kotłowało, mruczało i wyraźnie złościło. Satilla powoli sięgnęła do środka, chwyciła za sznureczki i uniosła do góry malinową torebkę na płatki róż. –A to niespodzianka! Krzyknęła babcia Makuchowa! Satilla ostrożnie położyła woreczek na drewnianej, zdobionej w liliowe kwiaty ławie i pomogła się wygramolić z pułapki niespodziewanym gościom. 

-I cóż, panowie? Zapytała babcia Makuchowa. –My… tego…, -bo, -bo Ficu mówił, że tu na półkach jest wszystko… więc my…, my chcieliśmy znaleźć jakieś pyszności…, kiełbaskę…, słoninkę…, skwareczki… - a tu NIC! – tylko marmolady jakieś i wyschnięte liście… -Mówiłem ci, że Ficu to zmyślacz! Zmyślacz czy nie, już po nas! –My chcemy do domu, niech nas pani nie zamyka w lochu! I dwaj mali zdobywcy kiełbaski uderzyli w płacz. Satilla patrzyła z uśmiechem na myszkę i jeżyka, którzy już zatrzasnęli się w lochu rozpaczy. Postawiła na stole wesołe czerwone miseczki malowane w kolorowe kropki, obok kubeczki, z których wystawały wierzchołki śnieżnobiałej piany posypanej czekoladą, dodała błękitne łyżeczki i ciepłym głosem spytała? –Czy chwilowo zamiast kiełbaski mogą być lody z syropem poziomkowym i kakao z bitą śmietaną? Malcy w jednej chwili przestali płakać, a jeżyk wyjąkał: -Ta… my do miseczek, a pani nas –chaps! I do lochu! – Nie ma głupich! - dodał myszka. Wtedy wkroczyła babcia Makuchowa –Igi, Oguś- do stołu, ale już! –co to za głupoty z tym lochem! –Bo Ficu mówił, że tu stale ktoś wyje w lochu! -Bez przerwy! -A od kiedy to można wierzyć Ficu? -rozzłościła się nie na żarty babcia. Satilla pomyślała, że to jej wina, bo sama postraszyła Fica swoją tajną bronią, wprawdzie o lochu nic nie mówiła, ale wyobraźnia Ficu zrobiła swoje:). 

Autorytet babci Makuchowej zwyciężył i maluchy niepewnie wdrapały się na krzesełka przy stole. Igi najpierw powąchał lody. Ogi liznął śmietankę, a potem nie minęła minuta, a miseczki i kubki lśniły, wylizane do ostatnie kropli! -Ale pycha! –Jest dokładka? -Nie można się objadać, odparła Satilla, ale zapraszam, możecie mnie odwiedzać. Jeśli pomożecie na przykład przy ozdabianiu świec albo napełnianiu różanych woreczków, zawsze możecie liczyć na pyszny deser. 

Opowieść myszki i jeżyka nie wszystkim wydała się prawdziwa. Już coś w tych opowieściach o uwięzionych w lochach musi być, w każdej bajce jest trochę prawdy -mawiali. I chociaż większość mieszkańców wyspy doskonale wiedziała, jak jest prawda, ci, którzy mieli coś na sumieniu, nie przestali się obawiać lochów Satilii i jej tajnej broni.