Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przetwory. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przetwory. Pokaż wszystkie posty

10 kwietnia, 2019

Bajka Sasanki (Kwiatowe bajki 15.)




Satilla nie lubiła zgiełku. Kiedy przybyła na wyspę, wybrała dla siebie zaciszne wzgórze na końcu zamkowych ogrodów. Amek nalegał wprawdzie, żeby zajęła wolną posiadłość obok Anemonów, ale odmówiła. 

Jej wzgórze było słoneczne. Niedaleko siedliska jałowców znalazło się miejsce na jej gospodarstwo. Babcia Makuchowa, która znała Sasankę od lat, radziła, żeby zamieszkała bliżej siedlisk innych kwiatów, ale Satil ani o tym nie myślała. Miała tajną broń, o której opowiedziała tylko szczypawce Ficu. Była pewna, że jeszcze tego samego dnia dowiedzą się o tym sekrecie wszyscy, nawet ci, którzy nie będą chcieli. Ten podstęp zapewnił Satilii spokój, chociaż nie było nikogo, kto by potwierdzał, że doświadczył czegoś złego od Sasanki, nikt nie ośmielał się jej zaczepiać, tak na wszelki wypadek. –Niech się wszystkim układa jak Filomenie, byle zło trzymali z dala ode mnie- powtarzała zawsze. 

Dom Satilii wyglądał jak namalowany. Był parterowy, otaczały go ozdobione drewnianymi balustradami werandy, kolorowe od donic i skrzyń z kwiatami. Na wschodniej ścianie budynku znajdowały się drzwi do jasnego, przestronnego pomieszczenia, które Satilla przeznaczyła na swój sklepik - „Pulsaris”. Nikt nie wiedział, co oznacza ta nazwa, ale łatwo ją było zapamiętać, bo była, powiedzmy sobie, dziwaczna. Ficu mówił, że jest rodowym nazwiskiem Sasanki, ale nie znalazł na to dowodów. Cóż mogła sprzedawać Sasanka? Wystarczyło się rozejrzeć dookoła. Na drewnianych półkach stały piękne słoje, buteleczki, pudełka, koszyki i ozdobione haftem woreczki. Można tu było kupić konfitury domowej roboty, soki malinowe na przeziębienie, miód o różnych smakach, suszone zioła na wszelkie dolegliwości i takie, których można było użyć jako przypraw, sznurki grzybów, woreczki zapachowe z płatkami róż albo lawendą w środku, herbatki owocowe i dziesiątki innych, zdrowych cudowności przygotowywanych własnoręcznie przez panią domu na wzgórzu. 

Odkąd Satil zamieszkała na Wyspie Magicznego Zamku, jej kuchnia stała się ulubionym miejscem wielu mieszkańców. Można tam było zajrzeć bez zapowiedzi, usiąść w wiklinowym fotelu przy oknie z firankami haftowanymi w trójwymiarowe wizerunki kwiatów, dostać kubek owocowej herbatki i przepędzić wszystkie smutki. Satilla umiała słuchać swoich gości, którym się wydawało, że rozmawiają z nią, ale tak naprawdę tylko się zwierzali. I zawsze jeśli chcieli, dostali dobrą radę, ciekawy pomysł lub prawdziwy komplement. Jednak najważniejsze było to, że pani domu na wzgórzu przenigdy nie zdradzała cudzych sekretów i każdemu była życzliwa. 

Któregoś słonecznego piątku w kuchni pani Sasanki trwał festiwal jeżyn. W wielkim rondlu bulgotały konfitury, na wiklinowych paletach suszyły się najdorodniejsze owoce, a w butlach pysznił się sok jeżynowo -malinowy. Wypucowane butle i słoje czekały na stole. Babcia Makuchowa pomagała dzisiaj i opowiadała o tym, że u niej w domu ciągłe zamieszanie i modowy harmider, więc nie ma miejsca ani czasu na przetwory, a ona tak uwielbia tę pracę. Sasanka uśmiechała się i kiwała głową, gdy nagle rozległ się trzask pękającego słoika. Na podłogę posypały się z półek kolejne szklane pojemniki, a obie panie doskonale usłyszały pisk i tupot małych nóżek. Coś mignęło - szarego albo może gołębiego, może też być, że białego. Zaszurały papierowe torebki na zioła i znienacka na podłogę runął kosz z muślinowymi woreczkami. Coś się w nim kotłowało, mruczało i wyraźnie złościło. Satilla powoli sięgnęła do środka, chwyciła za sznureczki i uniosła do góry malinową torebkę na płatki róż. –A to niespodzianka! Krzyknęła babcia Makuchowa! Satilla ostrożnie położyła woreczek na drewnianej, zdobionej w liliowe kwiaty ławie i pomogła się wygramolić z pułapki niespodziewanym gościom. 

-I cóż, panowie? Zapytała babcia Makuchowa. –My… tego…, -bo, -bo Ficu mówił, że tu na półkach jest wszystko… więc my…, my chcieliśmy znaleźć jakieś pyszności…, kiełbaskę…, słoninkę…, skwareczki… - a tu NIC! – tylko marmolady jakieś i wyschnięte liście… -Mówiłem ci, że Ficu to zmyślacz! Zmyślacz czy nie, już po nas! –My chcemy do domu, niech nas pani nie zamyka w lochu! I dwaj mali zdobywcy kiełbaski uderzyli w płacz. Satilla patrzyła z uśmiechem na myszkę i jeżyka, którzy już zatrzasnęli się w lochu rozpaczy. Postawiła na stole wesołe czerwone miseczki malowane w kolorowe kropki, obok kubeczki, z których wystawały wierzchołki śnieżnobiałej piany posypanej czekoladą, dodała błękitne łyżeczki i ciepłym głosem spytała? –Czy chwilowo zamiast kiełbaski mogą być lody z syropem poziomkowym i kakao z bitą śmietaną? Malcy w jednej chwili przestali płakać, a jeżyk wyjąkał: -Ta… my do miseczek, a pani nas –chaps! I do lochu! – Nie ma głupich! - dodał myszka. Wtedy wkroczyła babcia Makuchowa –Igi, Oguś- do stołu, ale już! –co to za głupoty z tym lochem! –Bo Ficu mówił, że tu stale ktoś wyje w lochu! -Bez przerwy! -A od kiedy to można wierzyć Ficu? -rozzłościła się nie na żarty babcia. Satilla pomyślała, że to jej wina, bo sama postraszyła Fica swoją tajną bronią, wprawdzie o lochu nic nie mówiła, ale wyobraźnia Ficu zrobiła swoje:). 

Autorytet babci Makuchowej zwyciężył i maluchy niepewnie wdrapały się na krzesełka przy stole. Igi najpierw powąchał lody. Ogi liznął śmietankę, a potem nie minęła minuta, a miseczki i kubki lśniły, wylizane do ostatnie kropli! -Ale pycha! –Jest dokładka? -Nie można się objadać, odparła Satilla, ale zapraszam, możecie mnie odwiedzać. Jeśli pomożecie na przykład przy ozdabianiu świec albo napełnianiu różanych woreczków, zawsze możecie liczyć na pyszny deser. 

Opowieść myszki i jeżyka nie wszystkim wydała się prawdziwa. Już coś w tych opowieściach o uwięzionych w lochach musi być, w każdej bajce jest trochę prawdy -mawiali. I chociaż większość mieszkańców wyspy doskonale wiedziała, jak jest prawda, ci, którzy mieli coś na sumieniu, nie przestali się obawiać lochów Satilii i jej tajnej broni.