Zimowa Bajka
była bardzo zadowolona. Toczyła się wesoło i gładko. Mimo zimy pędziła wesołymi
zielonymi dróżkami, zaprzyjaźniła się z zajączkiem, krecikiem i kawką, zarwała
kilka bławatków i zjadła trzy gałki malinowych lodów. Już, już widziała radosny
napis - KONIEC! Aż tu nagle…
- A
psik! A psik! Aaaaa….
I
wtedy wyrwane z drzemki okienko otworzyło się, zawiał wiatr…. i Bajka pofrunęła
jak latawiec… Na mróz! Na nie wiadomo co! Próbowała zawrócić, wołała nawet do Wiatru,
żeby ją zwiał z powrotem do miłego pokoiku wypełnionego ciepłym światłem,
zapachami wanilii i słodkim głosem, który ją wymyślał… Ale Pan Wiatr pędził
przed siebie, co chwila wykrzykiwał: - Ahoj przygodo! I nie w głowie mu
było rozglądać się za szybującymi wokół Bajkami na Dobranoc.
-
Bajkami? No tak, to oczywiste! Wieczorne niebo jest ich pełne. Fruwają od okna
do okna i czekają, że te miłe głosy zerkną w ich kierunku i pochwycą pomysł na nową
opowieść.
Jednak
na latawcującą Bajkę nikt nowy nie zerknął, nie pochwycił jej przygody zachwycony, nikt nie usłyszał jej wołania: - Oj! Ojoj! Ojojoj! więc po
chwili wirowania wylądowała miękko na niewielkim ośnieżonym wzniesieniu. Zrobiło
jej się cieplutko, powierciła się chwilkę i odetchnęła z ulgą. Pomyślała, że
jest jej na pewno całkiem do twarzy w tym puszystym kożuszku, rozejrzała się,
no i wtedy dostrzegła parę błyszczących oczu wpatrujących się w nią uparcie.
- Dzień
dobry… wieczór… wyszeptała nieśmiało… To ja, Zimowa Bajka …
- No
teraz, to już raczej Bajka w Zaspie… wymruczał pod nosem właściciel świdrujących oczu i nieoczekiwanie zniknął,
ale po chwili pojawił się znowu i nieśmiało wyjąkał: - Proszę… bardzo proszę…
zapraszam… no już! Bo całkiem Pani przemarznie, Pani Bajko Zimowa.
Ponieważ
kożuszek okazał się być krewnym lodów malinowych, więc Bajka ochoczo ruszyła ku nieśmiałemu głosowi. Dostrzegła
solidną drabinę, a na niej otulonego wielkim szalem w kratkę - Pana Jeżyka,
który trzymał w podniesionej łapce piękną zieloną lampę, uśmiechając się
niepewnie. Bajka szybciutko pokonała 123 stopnie (😊) drabiny i po
chwili stała na środku uroczego saloniku. Rozejrzała się ciekawie. Wszystkie ściany
były pokryte kilimami gęsto tkanymi z jesiennych liści, wszystkie sprzęty wydawały się misternie wyplecione z
wysuszonych gałązek. Wzdłuż korytarza wisiały na ścianach portrety dumnych Jeżykowych
przodków. W głębi Bajka dostrzegła obszerne pomieszczenie pełne wesoło rozprawiających o czymś postaci. Ruszyła
za Panem Jeżykiem w ich kierunku. Gdy stanęli w progu, natychmiast wszystkie
oczy zwróciły się ku nim, a gospodarz z nieustającą nieśmiałością rzekł:
-
Oto Zimowa Bajka, która sfrunęła dziś wprost w moją zaspę! Proszę, drodzy
przyjaciele, zaopiekujcie się nią, bo chyba zostanie z nami na dłużej.
Zawstydzona
Zimowa Bajka odruchowo ukryła się za plecami swojego wybawcy, ale wystarczył kwadrans,
by znała prawie wszystkich. To były INNE
BAJKI NA DOBRANOC! Miały tu swój dom! Każda mieszkała na jednej stronie Wielkiej
Jeżykowej Księgi Bajek. Co wieczór wyfruwały na świat, by zaglądać do okien
ludzi i opowiadać im swoje niezwykłe historie.
-
Skoro mieszkacie tu od dawna, czemu nigdy do Was nie trafiłam?
-
No bo Ty jesteś Nową Bajką, ale Mistrz Jeżyk już szykuje Ci pokój w Wielkiej
Księdze, więc teraz wreszcie się zaprzyjaźnimy.
Zimowa
Bajka nie mogła wyobrazić sobie większego szczęścia. Otrzymała wspaniałą, śnieżnobiałą
wywieszkę na swoje drzwi: Bajka w śnieżnej zaspie. Co dzień wyfruwała wspólnie z
przyjaciółmi, by inspirować wieczornych opowiadaczy. Czasem dorzucała przygody
innych Bajek, bo poznała je wszystkie i bardzo polubiła.
Jeśli
zamkniecie oczy, to na pewno zobaczycie salon Mistrza Jeżyka pełen Bajek, które
Was uszczęśliwią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz