- Ty
tylko usiądziesz i będziesz jechała. Ja zajmę się resztą.
- No,
skoro tak… - pomyślała Niu…
- Pani
Kotka upewniała się, czy aby na pewno nie zabiorą ze sobą telefonów. Ostatni
dzwonek, który zainstalowała Niu, budził w Kocurce przerażenie. Wydzierał się
jak pteranodon! Naprawdę trudno było zachować zimną krew, gdy niespodziewanie
wrzasnął. No i za nic nie mogła pojąć, co można wypisywać całe dnie, a
najważniejsze - do kogo? Przecież ona – Pani Kotka - była stale na miejscu!
Dzień
zapowiadał się pogodny. Na lazurowym niebie nie błąkała się ani jedna chmurka.
Słońce przyjaźnie słało uśmiechy, poranna rosa wyparowała, a z oddali słychać
już było zbliżający się zaprzęg wiatrowych rumaków przysłany przez
E-Wróżkę.
Rzeczywiście,
tak jak powiedziała Lusia, w jednej sekundzie bagaże znalazły się w koszach
podróżnych wiatrowego wehikułu, wszyscy zajęli miejsca i ruszyli z kopyta na
wiosenną wyprawę. Droga się nie dłużyła, bo wszyscy podziwiali mijane wyspy
Archipelagów Szafirowego Jeziora. Gdy zaprzęg zniżył loty i wyraźnie zwolnił,
nawet Kocurka zdziwiła się, że to już.
Tak,
dotarli na Dziką Wyspę. Tylko przyroda i oni! Co za radość! Rozłożyli się na
magicznej polanie pokrytej dywanami wiosennych kwiatów. Lusia odesłała wiatrowe
rumaki i przypomniała, żeby wróciły przed zmierzchem.
Kocurka
jakoś zbyt cicho skradała się wokół polany, na szczęście Niu domyśliła się,
jakie Kotka miała zamiary i wyraźnie zabroniła polować na małe ptaszki i w
ogóle na cokolwiek! To się wyraźnie Kotce nie spodobało, ale ostatecznie
uznała, że obserwowanie też jest ok. Lusia i Niu zbierały do koszyczków krople
rosy, które w słońcu zmieniły się natychmiast w kryształowe i diamentowe cacka. Miały
zamiar zrobić z nich najmodniejsze bransoletki.
Jakoś
koło południa Lusia zauważyła, że zrobiło się dziwnie cicho. Natychmiast
zerknęła w stronę Kotki, ale ta spała w najlepsze i nie w głowie jej było
płoszenie mieszkańców Dzikiej Wyspy. Postanowiła więc zapytać Wróżkę Tysiąca
Emocji, co się dzieje, ale przecież nie miała telefonu. Nawet magiczny pyłek opowiadacz
zostawiła na Kolorowej Wyspie, więc czekanie na czyjąś pomoc nie miało sensu.
Okolica
zmieniła się nie do poznania, wszystko przybrało odcienie kobaltowej szarości.
Gdzieniegdzie przebłyskiwał jakiś malachit czy turkus, ale po sekundzie gasł,
potęgując gęstnienie mroku. Nieprzyjemną ciszę przerwał pisk wiewiórki, która, wychylając się ze swojej dziupli, wrzasnęła:
- Już są!
- Kto?
-dopytywała się Niu? – Kto? - Odpowiadaj!
Lusia nie
musiała pytać. Przypomniała sobie. To przecież ona zeszłego lata pozwoliła, by
na Dzikiej Wyspie urządzać zawody żywiołów. Rywalizację błyskawic, burz, ulew,
wichrów i śnieżyc. Nie sposób odwołać tę zgodę bez telefonów i magicznego
pyłku.
- Co
zrobić? Co robić? - panikowała Lusia.
A na
polanę wtaczały się już całe odziały potężnych żywiołów.
Niespodziewanie
na środek polany, w sam raz w kępę dorodnych fiołków, wyskoczyła jak pantera Pani Kotka i
zawołała dziwnie potężnym głosem:
- Hej! Wichury,
Pasaty, Monsuny, Burze i Błyskawice! Oddajcie honory, miłościwie nam panującej królowej
Bajkanii, Pani Kolorowej Wyspy i wszystkich Archipelagów Szafirowego Jeziora!
-
Królowej? A gdzie jej dwór, wróżki, magowie i te wszystkie inne cudaki? –
zakrzyknął Siarczysty Mróz.
Zapanowała
gęsta cisza. Żywioły potężniały, a niefortunni wycieczkowicze trzęśli się ze
strachu. Emocje sięgały zenitu.
Wtedy w sam
środek tego dziwacznego starcia sfrunęła błyszcząca życzliwością i iskrząca się
empatią Wróżka Tysiąca Emocji.
- Oto ja -
Wróżka Tysiąca Emocji – pragnę powiadomić, że dwór królewski zbliża się, by
podziwiać starcia żywiołów!
- Nikt
nie miał już wątpliwości, że Kotka nie kłamała. Żywioły oddały pokłon, a Wróżka
Tysiąca Emocji szeptała coś przez swój magiczny telefon. Niebawem cały dwór był
na miejscu.
- Napędziłaś
mi strachu co niemiara! – złościł się Malachitowy Król. Czemu nie wezwałaś nas
wcześniej?
- Gdzie twój
telefon? Nie mów, że zapragnęłyście kontaktu z dziewiczą naturą? Telefon to konieczność.
A magiczny pyłek – to już nawet nie powiem co! Telefon to bezpieczeństwo! Znak
rozsądku, a także przezorności i dojrzałości! Na wycieczkę tylko z naładowanym
telefonem i pokaźnym woreczkiem magicznego proszku!
Właśnie gdy Malachitowy Król dopowiadał ostatnie słowa, rozległy się oklaski i wiwaty. Tylko Kocurka siedziała markotna w kępie fiołków. Malachitowy Król przypisał sobie wszystkie zasługi. O bohaterstwie Kocurki nawet nikt nie wspomniał! Ajaj …