-Ach, już daj spokój Strachusiu. Wszystko jest smoczo i kieł!
-A myślisz, że królowa coś by może zaradziła?
-Może, ale to wstyd zaprzątać jej głowę takimi rzeczami.
-Rzeczami? U nas nie da się żyć po prostu. Już lepiej było,
gdy smoczyce się gniewały. Każda siedziała u siebie i wtedy nawet swoje myśli słyszałeś
przy chińczyku.
-Nie marudź, miło że się bawią i to w zgodzie, a że troszkę
hałaśliwie… cóż, radość ma swoje prawa…
-Ja myślałem, że młodość.
-To też! Smoczaki dorastają… I one stają się coraz bardziej hałaśliwe,
czyli nie wszystko jest winą smoczyc. Musisz też przyznać, że poranki są u nas całkiem
w porządku. Wszędzie cichutko, spokojnie, porządnie…
-Ej, Człapuś, co to?
-Gdzie?
-No tam, w dolince pod kardikami…
-A niech mnie… to chyba nie są… no nie wierzę… to już tyle
czasu minęło?
I smoki wzbiły się w powietrze, żeby szybciej dotrzeć do kardikowego
zagajnika. Zdyszane, zasapane i spocone z emocji miękko osiadły w zacisznej
dolince. Było tam cieplej niż wokół a w uszach dzwonił znany dobrze wszystkim
smokom dźwięk. Nie było wątpliwości.
-Są! Znowu są! Mamy je! I to ile! I to jakie! -pokrzykiwali wędrowcy.
Zaraz też powiadomili o odkryciu cały klan Smoczego Drzewa i oczywiście królewski
dwór.
Gdy wszyscy przybyli, Strachuś
rzucił się Lilce na szyję i wrzasnął do osłupiałych smoczyc: -Dziękuję wam za
te hałasy! Bez nich jeszcze długo nie odkrylibyśmy tego skarbu!
-No już dobrze, Strachusiu, wszystko doskonale, ale zejdź z
mojego ogona, bo stracę cierpliwość… -syknęła Lilka.
Smoczaki po prostu szalały. Wreszcie skończyło się ich
dzieciństwo! Będą młodsi na posyłki!
-Tak! Tak! Tak! -wydzierał się Smobasek. Pora na dorosłe
imię! Od dziś będę…
-Hola, hola mój młodzieńcze, zawołał Smofesor. Imię nada ci
starszyzna. I nie ty jesteś dziś najważniejszy.
Ta przygana ostudziła nastroje. Ponadto nagły wicher
zapowiedział przylot Kolorowej Królowej i Malachitowego Króla, którzy w oficjalnych
strojach i tylko z orszakiem wróżek przybyli, by wspólnie ze smokami świętować to
wyjątkowe zdarzenie.
Królowa podeszła do znaleziska pierwsza. Świdrujący dźwięk
ucichł i dało się słyszeć piskliwe:
-To już? Już możemy? -Chyba nie… -Bądź cicho…
-Nie byłoby nic dziwnego w tym dialogu, gdyby nie to, że
wydobywał się z przepięknych, legendarnych, smoczych jaj…
-Drogie smoki! To niezwykły dzień! Na nasz Archipelag Szafirowego
Jeziora przybyły nie lada osobistości. Patrzmy razem…
-Dwa szkarłatne jaja górskiego smoka, lazurowe jajo smoganta
morskiego, błękitne jajo burzowego…
-A to czarne pewnie węglowego- krzyknął Smobelek…
-Królowa spojrzała na niego rozbawiona i kontynuowała:
-czarne jajo smoka bibliotecznego:)
-Ach…- westchnęły zachwycone smoki…
-A to najmniejsze, czyje? Dopytywała się panna Kocurka…
-To najmniejsze? Naprawdę nie wiem. Odrzekła zbita z tropu
Królowa.
-Ja też nigdy takiego nie widziałem…-dodał Smofesor.
-No to teraz to będzie się smooooczo działo! – zawołała Niuńka i
wszystkie smoki wzbiły się w powietrze, żeby szalonym tańcem uczcić ten
niezwykły dzień.
Co było potem? No cóż, to już całkiem inna historia…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz