Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tajemnica. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tajemnica. Pokaż wszystkie posty

15 stycznia, 2025

Bajka z sekretem (Zimowe bajki 10.)

Ta zima okazała się zupełnie inna od poprzednich. Pan Jeżyk nie wrócił niestety z wojaży. Zaproszony przez Kolorową Królową udał się na Kwiatową Wyspę, żeby przedstawić wszystkie Bajki na królewskim dworze. Wielka Księga Bajek rozlokowała się w cudownym skrzydle królewskiej siedziby, które pojawiło się nie wiedzieć skąd i zupełnie nagle. To jakieś czary! Na pewno!

Bajkom było jednak smutno, bo lubiły zabawy z dziećmi i wieczorne loty do pokojów dzieci na opowiadanie swoich przygód. Często pochlipywały gdzieś w kątkach, co w końcu nie uszło uwadze Królowej i wróżek. Szczególnie zmartwiona była wróżka Niu, bo znała pewien sekret… Otóż, gdy bajki płaczą, topnieją po prostu, rozpływają się we łzach i w końcu zupełnie znikają z kart Wielkiej Księgi. Natychmiast trzeba było zaradzić temu nieszczęściu.

Królowa zwołała naradę wróżek i magów. Zarządziła burzę mózgów, więc pomysł wystrzelił jak z procy już po chwili. El-Mag przypomniał, że Ziemianie urządzają stałe wycieczki na Smoczą Wyspę. Można by namówić smoki, żeby rozszerzyły swoja ofertę, wydłużyły kurs wycieczek tak, by mali Ziemianie po spektaklu smoczego tańca, lądowali także na Kwiatowej Wyspie i słuchali bajek.

Ponieważ pomysł wszystkim się bardzo spodobał, zaproszono smoki na negocjacje. Po południu w Turkusowej Sali zjawiła się oficjalna smocza delegacja z Bibliotecznym na czele. W zasadzie nie trzeba było długo debatować. Wszyscy chcieli ratować bajki. Ustalono więc, że każdego dnia, w okolicach popołudniowej herbatki, wycieczki będą przybywać na spotkanie z Bajkami. Natychmiast zamek powiększył się o wspaniałą salę czytelniczą pełną hamaków, miękkich puf, wygodnych siedzisk, uroczych huśtawek i koszy z owocami, które zjawiały się, gdy tylko ktoś o nich pomyślał, owsianych ciasteczek i lizaków z fantastycznym brimuśnym sokiem. W centralnym punkcie sali pojawiły się fotele dla występujących Bajek. Wszystko było gotowe.

Bajki były tak podekscytowane, że głosiki im drżały, a ręce nie przestawały się pocić. Wszystko to jednak ustąpiło natychmiast, gdy do pałacu przybyły dzieci. Pierwsza wizyta okazała się strzałem w dziesiątkę! Bajki były szczęśliwe, bo dzieci nie chciały wracać na Ziemię, pragnęły wciąż nowych opowieści. Uszczęśliwione opowiadały więc, uśmiechały się i po prostu piękniały w oczach.

Pod koniec tygodnia okazało się, że trzeba stworzyć nowe sale czytelnicze, bo ilość wycieczek rośnie lawinowo. Malachitowy Król natychmiast naradził się po cichutku z Królową i uroczyście oznajmili, że Archipelag Szafirowego Jeziora powiększy się o Wyspę Wielkiej Księgi Bajek, ale to już całkiem inna opowieść:)


14 kwietnia, 2021

Bajka smoczych tajemnic (Smocze bajki 3.)


-Bryzuś, przestań robić te prysznice, bo mi całkiem zapalarka zawilgnie -złościł się Smobas.

-Jasne, wyschnę i dostanę wysypki! Ale tobie przecież nic się nie stanie… taki przyjaciel to…

-Lepiej nie kończ -syknął Smobas i obaj zamilkli, bo to się znowu stało!

Wzdłuż głównej ścieżki coś jakby przemknęło, ale widać było tylko iskrzenie, złotawe migotanie i powiew słodkiego, cudownego zapachu. Przyjaciele natychmiast zaczęli robić zdjęcia, a Znikuś po prostu mknął za tym czymś i kręcił film!

-O, bracie, to jest sensacja! -jęknął Bryzuś, otwierając kolejną butelkę wody.

-Ale co to za sensacja? Ja nic nie widzę, nawet tego zapachu już chyba nie czuję.

-Ja czuję, a jakże, wzdychał Smobas.

Tę fascynującą rozmowę przerwało pojawienie się Znikusia, który zdyszany do granic możliwości sapał, jak Wawelski dźwigający wełnianki.

-Już wiem…, wiem…, mamy to…. -wytrząsał z siebie słowa.

-Przez otwarte okno Smofesora dało się usłyszeć rozmowę, z której…

-Ej, co ty Znikuś? Podsłuchiwałeś? -oburzył się Smobelek, który właśnie w smoczym przedszkolu dowiedział się, że podsłuchiwać nie należy.

-Weź przestań! To stan wyższej konieczności! Otóż, na Smoczą Wyspę przybyła Smoczyca Szpileczka!

-Ta Szpileczka? -Ta? Ta z kancelarii „Ze mną wygrasz wszystko”? -rozwrzeszczały się smoczki.

-Ta sama! Bez kitu! Od razu powinienem poznać wyższe sfery po tym boskim zapachu!

-Do rzeczy Znikuś! Po co przybyła? Mów wreszcie! –niecierpliwili się przyjaciele.

-Czyli już ci nie przeszkadza, mały, że podsłuchiwałem? -trochę się droczył Znikuś.

-No marudzisz jak Dawid! -wrzasnął Smobas, więc zwiadowca zaczął wyjaśnienia.

-Wyobraźcie sobie, że starszyzna naszego Smoczego Drzewa zatrudniła Szpileczkę, żeby negocjowała z Kolorową Królową odwołanie tych ludzkich wycieczek. Podobno chcemy spokoju i marchewek... -cokolwiek by to znaczyło…

-Co, nie pojawią się baaloty z Ziemi? -ale  słabo…, -no…, a ja tak czekałem…, to katastrofa…

-Smoki znieruchomiały ze smutku smoczym zwyczajem.

I nagle, wśród- płynącego wolno jak Niuńka z zakupami- zaskoczenia i rozczarowania,  coś zaczęło iskrzyć wprost nad głowami smoczych detektywów.

Bezruch natychmiast się pogłębił i w pewnej chwili można było sądzić, że to nie są żywe smoki, a kamienne posągi ustawione na Polanie Wielkich Czynów. Z odrętwienia wyrwał je świdrujący głosik: -Co z Wami? Żyjecie?

Smobas otworzył jedno oko i mógłby przysiąc, że widzi czarną głowę Szczerbatka. Jednak ten, raczej ze swojej bajki nie wyskoczył, więc cóż, a raczej któż to do nich gada?

-Nie poznajecie mnie? Niemożliwe! To ja - Kocurka!

Wszystkie posągi natychmiast ożyły. 

-Co tu robisz panno Kotko? I gdzie nauczyłaś się tego błyszczenia i znikania?

-To długa historia. Szkoda na nią czasu. Dość powiedzieć, że jestem teraz asystentką sławnej Szpileczki, która nazywa mnie Kocią Poczwarą, więc do tej wyspy pasuję jak ulał!

Zapadło niezręczne milczenie.

-No co ty nie powiesz? Czyli jesteśmy dla ciebie poczwarami? -wysyczał naprawdę urażony Bryzuś i przygotował mineralkę do ataku.

-Ej, co wy, ja tylko tak żartowałam, nie żeby…

-Dajcie spokój, nie będziemy się teraz o epitety spierać, mów, co wiesz! -rezolutnie zażegnał konflikt Smobas.

-No więc, chcę poznać wasze zdanie w kwestii wycieczek Ziemian. Przedstawię je na pewno Kolorowej Królowej, towarzysząc mecenas Szpileczce. Coś czuję, że jesteście gotowi na przygodę i macie dość wełniankowej nudy.

-Wyobraź sobie, że nie jesteśmy osamotnieni! Smoczyce też są gotowe ze swoim tańcem do spotkań trzeciego stopnia z mieszkańcami Ziemi. -dodał Smobas.

-Wyśmienicie! To do roboty!- emocjonował się Znikuś.

-Chwila, chwila. Spokojnie! Wszystko po kolei. Najpierw musimy coś zjeść, bo to migoczące znikanie strasznie mnie wyczerpuje… miauknęła omdlewająco Kocurka.

I tak, planując swoją intrygę, udali się niespiesznie do McSmoka na przepyszne, smocze specjały.



09 kwietnia, 2021

Bajka smoczego tańca (Smocze bajki 2.)


Niuńka i Lilka wylegiwały się na słońcu. Niuńka polerowała pazurki, żeby w tańcu błyszczały jak stal.

-Dlaczego Smofesor robi jakieś tajemnice?- myślała na głos Lilka. Tylko narady, spotkania i szepty…

-Ojoj, daj spokój! -wrzasnęła w przelocie Malina. -Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie! Teraz ćwicz, zamiast paplać!

-O, przepraszam, ja nie paplę, ja kontempluję ważne sprawy… - odparła urażona Lilka.

-Czemu plujesz? -zapytała zdumiona Niuńka, która była zajęta sobą i nie przysłuchiwała się uważnie  rozmowie przyjaciółek.

-O masz!- jęknęła Lilka. Nie pluję, tylko kontempluję, rozmyślam, analizuję, rozważam…

-No wystarczy, już daj spokój, zrozumiałam- odrzekła nieco urażona Niuńka. Spojrzała w górę na szalone piruety, nurkowanie i korkociągi Maliny. Musiała przyznać, że nikt nie dorówna przyjaciółce. Była świetna. I jakby spojrzeć na to z boku, to nawet dość groźnie się prezentuje. Niuńka nerwowo kończyła polerowanie pazurków i miała zamiar też poćwiczyć podniebne akrobacje.

Aż tu nagle ni stąd, ni zowąd pojawił się na ich Wzgórzu Trzech Smoczyc Starszy Gołąb Pocztowy Maniek. -Cześć dziewczyny, wrzasnął jeszcze w locie. -Mam przesyłeczkę! -Plissss! I zrzucił wprost do rąk Niuńki dość dużą, turkusową kopertę. W zasadzie to ciemnoturkusową. Wszystkie trzy głowy smoczyc natychmiast pochyliły się nad listem.

-Od kogo to?- dopytywała się zdyszana Malina.

-Chwila, muszę otworzyć- nie?- denerwowała się Niuńka, bo nie lubiła, gdy ją ktoś popędzał. Ale żeby było szybciej, rozerwała kopertę i zaczęły czytać.

-No tak!

-Super!

-Tego nam było trzeba!

-Jesteśmy uratowane!

-Do dzieła, dziewczynki!

I wszystkie trzy wzbiły się w niebo. To co pokazały, zaparło dech w piersiach wszystkim wełniankom. Najpierw pędziły za sobą i miotały zapalarkami. Potem jedna udawała, że jest trafiona, wykonywała kilka koziołków w powietrzu, lądowała na łączce, zjadała złocisty kwiatek rosnący tylko na ich wyspie i znowu wzbijała się w powietrze. Gdy trzeci raz została celnie zaatakowana, tuż nad ziemią znikała i już się nie pojawiała. Ostatnia na polu walki, a raczej tańca, otrzymywała koszyk złotych kwiatów, który niby to sam do niej podpływał, ale tak naprawdę taszczyła go niewidzialna przyjaciółka. Zwyciężczyni pożerała kwiaty, ryczała, rozpościerała skrzydła i biła nimi na znak zwycięstwa, a jej łuski błyszczały szczerym złotem. W tym blasku rozpływała się i to był koniec pokazu.

-No super to Olaf wymyślił! Chyba same nie wpadłybyśmy na ten pomysł z trzema życiami!- zachwycała się Malina.

-Z tego co słyszałam, to on tego nie wymyślił, tylko ludź, z którym mieszka.

-Nie ludź, tylko człowiek… poprawiła Lilka.

-Ludź- Olaf tak mówi, a on wie najlepiej! W końcu zna ludziów!

-No nie wiem- mruknęła zrezygnowana Lilka, ale słyszałam, że ten c-zł-o-w-i-e-k podobno zna jakieś tajne sposoby walki przetrenowane w grach.

-W jakich grach? W bierkach ani w chińczyku nie ma nic o walkach- jęknęła Niuńka.

-Za dużo myślisz Niuńka, krzyknęła Malina i wzbiła się w powietrze.

15 lutego, 2021

Bajka Boćkleków (Ptakoteka 7.)

Rodzina Boćkleków była inna niż wszystkie. Słowo daję. Najstarsze pokolenia, o jakich tylko pamiętała babcia Kikonia, to miały. Pan Boćklek obawiał się nawet, że może być problem, gdy pisklaki pójdą do Szkoły Ptasiej Wyspy.

Trzeba tu powiedzieć, że rodzina bardzo dbała o swoją prywatność i mało kto na wyspie znał ich tajemnicę. A ci, co znali, nie opowiadali wokół o niezwykłych sąsiadach.

Zdarzyło się kiedyś, że pani Boćklekowa wybrała się z kilkoma koleżankami, takimi z młodości, na piknik do Zatoki Śpiewających Wilców. Panie bawiły się świetnie, przypominając sobie anegdotki z minionych lat. Niespodziewanie wilce umilkły. Rozbawione koleżanki, oczywiście, nawet tego nie zauważyły. Za to pani Boćklekowa, ni z tego, ni z owego zawołała:

-Mam pomysł, lećmy na wzgórze, tam jest lepszy widok na Zatokę, zrobimy świetne zdjęcia!

Propozycja spodobała się wszystkim, więc przyjaciółki błyskawicznie spakowały kosze i koce, a po kilku machnięciach skrzydłami były na wzgórzu.

Wtedy stało się coś niezwykłego. Zerwał się porywisty wiatr, pociemniało i w jednej sekundzie cała plaża, na której przed chwilą odpoczywały, znalazła się pod wodą. Przyjaciółki zamilkły.

-To zupełnie tak, jakbyś wiedziała, co się stanie… -wyjąkała przerażona pani Długoptakowa.

– To prawda! - Tak! - Właśnie!- pokrzykiwały jedna przez drugą wystraszone koleżanki.

- No co wy? -zawołała zbyt głośno pani Boćklekowa. -Chciałabym mieć taką moc! Ale przyznaję, udało mi się!

Po krótkiej chwili ciszy rozległ się radosny śmiech i wszystkie piknikowiczki potwierdziły, że szczęście ich dziś nie opuściło.

Więc już wiecie! Rodzina Boćkleków widziała przyszłość. To była umiejętność w równym stopniu pomocna, co utrudniająca życie. Pisklaki nieraz przechwalały się swoją magiczną umiejętnością, ale inne ptaki im nie wierzyły, nawet wyśmiewały się i kpiły z przesadnej wyobraźni i zarozumialstwa małych Boćkleków. Tak więc i one szybko zrozumiały, że nie warto zdradzać tak ważnych sekretów. Nauczyły się też z czasem, że zamiast mówić, raczej warto działać, a inni i tak efekty tego działania przypiszą bliżej nieokreślonemu szczęściu, fartowi i czemu tam jeszcze będą chcieli. Najtrudniej przecież dostrzec to, co się ma przed samym nosem.