Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wróżka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wróżka. Pokaż wszystkie posty

20 września, 2020

Bajka pędząca z wiatrem (Jesienne bajki 10.)

 

          W świecie Ziemian i na archipelagach Bajkan zapanowała jesień. Największy ruch rozpoczął się na Wiatrowej Wyspie. E-Wróżka szykowała swoje rumaki do jesiennych porządków. Wszystkie dorosłe wiatry pracowały bez wytchnienia. Wylatywały do pracy z samego rana i wracały wraz z zachodzącym słońcem. Każda wyprawa była starannie zaplanowana. E-Wróżka otrzymywała komunikaty o aktualnym stanie przygotowań do zimowego odpoczynku i opracowywała grafik wiatrowych przelotów.

              W wichrowej szkole zrobiło się nudno. Nie było treningów z mistrzami ani ćwiczeń polowych, tylko wykłady i wykłady… Nuda… Najgorzej znosił to Huri, dzielny kandydat do roli huraganu. Uwielbiał, gdy coś się działo, a ponieważ działo się mało, postanowił jednoosobowo to zmienić. Małe wagarki nikomu nie zaszkodzą- myślał. Nawet nie zauważą, że mnie nie ma, tacy są znudzeni. Co zaplanował, natychmiast zrealizował. Wyleciał cichutko przez uchylone okno sali wykładowej, rozpostarł lekkie i zwiewne ramiona i już wirował wśród chmur. O, matko, jak on to uwielbiał! Nawet nie zauważył, kiedy pokonał granicę między Bajkanią i Ziemią. Dostrzegł kolorowe miasta, rzeki i wstążeczki dróg. Zanurkował w gąszcz domów wielkiego miasta i zawisł bez ruchu nad placem zabaw dla dzieci. Było wcześnie, więc nikogo tu jeszcze nie było. W piaskownicy samotnie leżały porozrzucane kolorowe zabawki. Huri lubił porządek. Natychmiast postanowił zaprowadzić tu ład. Zawirował, porwał z niemałym trudem plastikowe przedmioty w górę i miękko przeniósł do usytuowanego w rogu placu kosza. Wtedy usłyszał głośne brawa i poświstywania ptaków siedzących na pobliskim krzewie.

-No wreszcie ktoś zrobił z tym porządek!

-Należało im się!

-Nigdy nie sprzątają zabawek!

-Gdy je zobaczą w koszu na śmieci, to się zjeżą!

W koszu na śmieci? Przeraził się Huri nie na żarty. Myślał, że to kosz na zabawki! A to pech! Zanim ptaki zdążyły cokolwiek ćwierknąć, już wpadł do kosza i z wielkim wysiłkiem wywiał z niego wszystko na piach i trawę. To była jeszcze większa katastrofa. Zabawki kłębiły się ze stosem papierków po cukierkach, pustych opakowań po ciasteczkach i innych takich tam…śmieci! Ptaki wybuchnęły śmiechem.

-Ale czad! No teraz to już luz! Nie tkną tych zabawek i będzie spokój!

Huri słuchał tego ze zgrozą. Te ptaki to potwory! Cieszą się z jego niefortunnych akcji porządkowych! Dmuchnął w kierunku chmary i wszystkie fruwacze z głośnym świergotem rozpierzchły się po okolicy.

Pomaganie to naprawdę trudna sprawa. Pomyślał Huri, ale że był optymistą, postanowił się nie poddawać. Po kolei chwytał małe papierki i unosił je lekko do kosza. W pewnej chwili usłyszał z pobliskiego balkonu okrzyk:

-Mamo, chodź tu prędko, papierki same wskakują do kosza!

Tak, tak, widzisz, jakie porządne, musisz wziąć z nich przykład i namówić swoje zabawki, żeby się poukładały w twoim pokoju!

-Uf, jak dobrze, że dorośli ludzie nie potrafią patrzeć na świat tak jak dzieci. Naprawdę lepiej, że nie wierzą w bajki- pomyślał Huri i dokończył pracę. Potem przywołał mżawkę, która zrobiła prysznic foremkom, łopatkom, wiaderkom i ciężarówkom. NO, dałem radę!- ucieszył się huraganek. 

       W drodze powrotnej zdmuchnął jeszcze liście na pokaźne stertki i krzyknął do jeży: -Panowie, zimowe pokoje gotowe, a te potuptały galopem do bezpiecznych domków. Na skraju Ziemi, przy wrotach do bajkańskich archipelagów otrząsnął leszczynę, obok której mieszkały w nowej dziupli dębu wiewiórki- Basia i Kasia. Grad orzechów zwabił kitki, które radośnie zaczęły machać ogonkami i pokrzykiwać do odlatującego wietrzyku: -Dzięki Huri, jesteś Wielki!

     Otrząsanie orzechów całkiem wyczerpało wiaterek. Słońce zrobiło się już pomarańczowe, więc z wielkim prawdopodobieństwem na granicy światów powinien pojawić się za chwilę rydwan E-Wróżki- myślał pracowity wagarowicz.

I tak też się stało. Wielki, wieczorny szum poprzedził pojawienie się wiatrowego zaprzęgu. Huri podfrunął w górę i zręcznie uchwycił  grzywę jednego z rumaków. Pomyślał: - Jestem zaczęty! Naprawdę, jestem mistrzem! I właśnie wtedy rozległo się głębokie: -Huri! Porozmawiamy sobie w domu!

OJ, to nie było miłe, zanosiło się na niezłą burzę…


16 września, 2020

Bajka z konfiturami (Jesienne bajki 9.)

        Słońce ostatnio dało sobie spokój z wylewaniem w kosmos całymi wiadrami kłującego, białego żaru. Było cudownie ciepłe. Złote pasma miękkich promyków otulały całą ziemię. Tkały  z babim latem magiczne dywany jesieni. Kocurka wylegiwała się pod krzakiem berberysu obsypanym ciemnoczerwonymi kropelkami cierpkich owoców. Miała cały ogród na oku. Widziała dobrze, że Żaba przysiadła obok fontanny i z przejęciem udawała kamienny posążek. Zdradzały ją, oczywiście, wielkie, łypiące w różne strony oczy. Robiła tę sztuczkę tak często, że wróżka Niu  czasem dla żartu mówiła do gości: -Mam obok fontanny kamienną żabę, widzieliście? A żaba zastygała wtedy w jeszcze większym bezruchu i prezentowała się obserwującym ją ludziom, którzy dziwili się, że jest jak żywa i nawet przysięgali, że dostrzegli jej poruszające się oczy:) No jasne, że się poruszały, bo obok przefruwały motyle i Żaba nie mogła się powstrzymać przed zapamiętywaniem toru ich lotu. Paskudna, planowała polowanie, Kocurka o tym dobrze wiedziała. Żałowała nawet, że nie ma w pobliżu CD o Aksamitnych Uszach, już on pogoniłby Żabie kota!

Tymczasem Czas płynął wolno pomarańczowym balonem od Dzisiaj do Jutra.  Patrzył z zachwytem na pianę pomarańczowo- złotych drzew w dole, na zielono-czekoladowe dywaniki łąk, pól, na kolorowe klocki domów poustawiane w ogrodach i wśród sadów. Dziś był wyjątkowy dzień, miał umówione spotkanie z wróżką Niu w jej ogrodzie. Właśnie przez lornetkę dostrzegł wróżkowe domostwo i rozpoczął manewr zniżania. Tak się cieszył ze spotkania z Niu, że coś zrobił nie tak, balon za szybko obniżył lot i zamiast wylądować na trawniku przy altanie, zawisł na szczycie jabłoni. Niespodziewane poruszenie gałęzi sprawiło, że na trawę posypały się gradem złote renety. Jabłonka krzyknęła: -Och! I zaniemówiła z oburzenia. Inne drzewa rozszumiały się, wołając na pomoc wróżkę. Niu pojawiła się natychmiast. Czas spłynął już na ziemię, więc przywitali się serdecznie. Zanim ktokolwiek zdążył o coś zapytać, Niu swoim zwyczajem zawirowała wraz z motylami i po chwili naprawiony balon leżał na trawniku w całkiem sprawnej gotowości do dalszej podróży, a złote renety wędrowały gęsiego do wiklinowych koszy ustawionych pod drzewem. Czas od razu wyznał, że nie zostanie długo, bo Jutro czeka i przecież musi nadejść, a on- Czas jest za to odpowiedzialny.

Niu wysłuchała wyjaśnień gościa, uśmiechnęła się ciepło i poprowadziła go do altany, gdzie czekała już malinowa herbatka, babeczki dyniowe z limonkowym kremem, konfitury z róży i oczywiście placek ze śliwkami. W tych pysznych okolicznościach nie mogło być mowy o pośpiechu. Do tego było wiele spraw do omówienia: zorganizowanie eskorty dla odlatujących na Jesienną Wyspę ptaków, negocjacje z E-wróżką na temat ilości deszczu i burz, które zaplanowała na nadchodzące tygodnie, no i pomoc w organizacji Tygodnia Spadających Kasztanów. Rozmowy toczyły się nieśpiesznie, wokół pachniało wanilią i słodkimi owocami.

Kocurka i Żaba usadowiły się pod schodami altany, żeby wszystko słyszeć i być niezawodnym źródłem ważnych, jesiennych informacji dla każdego. Żaba nawet wyjęła dyktafon, żeby wszystko elegancko nagrać, ale piorunujący wzrok Kocurki uratował ją przed popełnieniem takiego nietaktu.

Jeśli czasem masz wrażenie, że czas się wlecze albo zupełnie stoi w miejscu, i że kompletnie nic się nie dzieje, możesz mieć pewność, że to właśnie wtedy Czas z wróżką Niu planują przyszłość przy malinowej herbatce.

 

05 czerwca, 2020

Bajka Na serio? (Kocie bajki 4.)

       Czy można traktować na serio kogoś, kto mówi Ludziowie? Albo Ludź! Do tego kogoś, kto ma żółte futro! I wypija wodę szanowanym kotom, czyli mnie, Kocurce, która mieszka z wróżką Niu! To znaczy wróżka, żeby była jasność, mieszka ze mną, czyli u mnie, po prostu…

        W zasadzie to wszystko byłoby nic, ale żeby plotkować? Z gołębiami? No to, to już nie! Dziś od rana wysłuchuję, jak to się podobno chowam przed CD w szafie albo wśród kabli za regałem… Też coś… Ja przecież tylko znajduję sobie świetne miejsce obserwacyjne, żeby w razie czego pędzić na pomoc Niu! Ratować ją przed tymi podskokami, piskami, lizaniem bez opamiętania! Fujka, brrrrrr… No i to wycie i ujadanie! W szafie, zwyczajnie, mniej słychać… A ja jestem taka wrażliwa. Wojtek to potwierdza, zawsze!

    Wiem, kiedy się pojawi. Zwykle zaraz potem, gdy poczuję zbliżającego się właściciela ogromnych, podobno a-k-s-a-m-i-t-n-y-ch uszu, wróżka wystawia dużą tacę i kładzie na niej błyszczącą miskę, do której wlewa wodę. Muszę w końcu powiedzieć, że ta miska jest dużo większa niż moja. Czy tak może być? Czy to sprawiedliwe? Jeszcze gorsze jest to, że gdy miodowy huragan wdziera się do naszego domu, wcale się tą miską nie interesuje, nie docenia ani trochę starań Niu, przesadnych dodam, bo przecież ma mnie do starania się… No więc, właściciel kusego ogonka galopuje prosto do MOJEJ miski i kilkoma łykami pochłania MOJĄ wodę! Zgroza! Ale tylko ja się oburzam. Ludziowie, to znaczy… Ludzie są zachwyceni! Że taki przebojowy, towarzyski, chętny do przyjaźni z kotkiem, który gdzieś zniknął! Jak zawsze! O, nie mogę! To ponad moje mruczące siły!

      Dziś rano, postanowiłam stanąć do walki. Tak, podniosłam rzuconą rękawicę i wezwałam gołębie. Powiedziałam im, że CD ma ukochaną, którą zła wróżka zamieniła w kamień, więc Żółty cierpi i pewnie wyruszy w świat, na poszukiwanie Kamiennej Żaby!

        Co to się zaczęło dziać, cały ptasi świat zawirował, rozćwierkał się i pofrunął w cztery strony świata! Nie sądziłam, że ta wiadomość tak wszystkich zelektryzuje. Pszczoły i muchy, mrówki i pająki, koty i psy, krzaczki i drzewa nie mówiły o niczym innym! Nie minął kwadrans, gdy usłyszałam, jak CD zawył z wściekłości… Oj, chyba przesadziłam… Wróżka już raz mnie wysłała za karę do magicznej szkoły, z fotelem Foróżem! Martwię się, że plotkowania mi nie wybaczy. Ale mam coś na swoją obronę, Kamienna Żaba naprawdę istnieje! Na serio! Kto wie, kim może się stać, gdy się ją trochę… poczaruje…




17 kwietnia, 2020

Bajka Niebieskiego Drzewa (Wakacyjne bajki 4.)


     
     Wyglądało jak skrawek nieba wylegujący się na słonecznej polanie albo jak modra tafla jeziora, błyszcząca szkliście. Wokół niego było pusto. Stało samotne. Inne drzewa odeszły w głąb lasu. Wieczorami szumiały o tym, że trzeba się w końcu pozbyć Niebieskiego, bo kto to widział, żeby nie być zielonym, no chociaż seledynowym albo zwyczajnie szarym. Niebieskie jest na nic. Nie ma zgody na nic niebieskiego.  
     Delikatne, leśne fiołki starały się protestować, że one też są przecież szafirowe, czyli jakby niebieskie i rosną tu od lat bez kłopotu. Nikt jednak nie słuchał ich cichego głosiku. A poza tym, nikt ich tak naprawdę nie dostrzegał w kępach malachitowej trawy i puszystego, ogórkowego mchu. Niebieskie stało opuszczone i samotne. Nikt nie chciał się sprzeciwiać Zielonym, więc nawet ptaki niechętnie lądowały na odpoczynek w cieniu turkusowych liści.
     To jednak zmieniło się zupełnie, kiedy w okolicy pojawiła się pani kraska Garrula. Od razu dostrzegła szafirową plamę olbrzymiego mieszkańca polany i z impetem wylądowała na grubym konarze obok dziupli, z której dość dawno wyprowadził się pan dzięcioł.
     -No niech mnie, drzewo wprost dla mnie stworzone- ucieszyła się i zamaszyście nastroszyła swoje granatowe, szafirowe, błękitne i szaroniebieskie piórka. Te rdzawe i czarne- zostawiła w spokoju. Z zachwytem rozglądała się po gęstwinie niebieskiego listowia.
     Drzewo nigdy nie widziało żadnej kraski i przez chwilę sądziło, że ma po prostu przywidzenia. Z tego smutku, oczywiście. Ale pani Garrula nie dała mu szansy na dłuższe rozmyślania.
-Przepraszam, że spytam, czy ta dziupla jest może do wynajęcia? Bardzo by mi pasowała. I zajrzała do ciemnoszafirowego wnętrza. O dziwo, panował tam porządek, wszystko było zupełnie gotowe na przyjęcie nowego mieszkańca. 
-No luksus po prostu. Czemu nikt tu nie mieszka- rzuciła chyba do siebie. 
-Jak to czemu?  Chyba widać? Nie? 
-Co widać, co widać! Ja nic nie widzę! Tylko błękit:) Mów po kolei i powoli -stwierdziła tonem nieznoszącym sprzeciwu i ułożyła się z wdziękiem na werandzie szafirowej dziupli. Naprawdę doskonale się tu komponowała. To było jej miejsce. Bez dwóch piór!
     Niebieskie zrelacjonowało wszystko, co doprowadziło je do samotności na zielonej, leśnej polanie. Gdy kończyło, miało pewność, że pani kraska usnęła, kołysana błękitnym szumem. Gdy padło: -I to w zasadzie tyle. Od razu otworzyła oczy, zerwała się jakby do lotu, rozprostowała skrzydła, zatrzepotała nimi, westchnęła przesadnie głośno i wykrzyknęła: 
-Tylko tyle? To twój problem? Cały? Już? 
Niebieskie oniemiało. Jak to: - Tylko tyle! To aż tyle! Całe jego życie! Nie zdążyło się nawet nad sobą porozczulać wystarczająco dobrze, gdy usłyszało to, co było początkiem całkiem nowej historii w jego życiu.
     -Wiesz, niedawno miałam urodziny. Jednego prezentu jeszcze nie zużyłam, bo nie było jakoś okazji. A to prezent w sam raz na tę ochwilę! Trzymaj się! -krzyknęła pani Garrula i wyszeptała coś skrzekliwym, wronim głosem.
     Wszystko zawirowało, pociemniało i zrobiło się jakby cieplej. Szum i szelest liści trwał chwilę, zupełnie jak w filmach sf, a potem wszystko się uspokoiło. Drzewo nieśmiało rozejrzało się wokół. Las zniknął. Właśnie zapadał zmierzch. Pomarańczowy blask zachodzącego słońca przebijał się przez jakieś dziwne kształty wokół.
     –Co to jest? Zdziwiło się Niebieskie. – Jak to co? Park! W mieście! Tu się nadasz doskonale. I ja też, za lasem nie przepadam właściwie od zawsze.
     Niebieskie rozejrzało się nieśmiało. Wokół rosły same dziwaki! Drzewo cytrynowe, purpurowe, białe i nawet jakieś takie fioletowe! Jedno, nieduże, świeciło setkami małych świetlików. Inne też, cała alejka drzew świeciła jak wielka, błyszcząca wstęga! O, matko!  Westchnęło Niebieskie. -To jeszcze nic, spójrz w dół! Rzeczywiście, było na co popatrzeć! Wokół szafirowego pnia układał się miękko dywanik błękitnych kwiatów! Wśród nich ustawiono dwie niebieskie ławeczki! -Poczekaj tylko do rana! Rzekła pani kraska i zniknęła we wnętrzu swojej luksusowej dziupli.
     Rzeczywiście, rano zrobiło się wokół nich tłoczno. Wszyscy chcieli zobaczyć nowe drzewo w parku. Zachwytom nie było końca. Pod wieczór pojawiły się nowe, niebieskie ławeczki, bo wszyscy chcieli przysiąść choć na chwilę w szafirowym cieniu. Sąsiednie drzewa cały czas coś mówiły do Niebieskiego, chwaliły, opowiadały o sobie, chciały sobie robić wspólne selfi i trzymać się za gałązki. Niebieskie było zupełnie oszołomione tą powodzią życzliwości, sympatii, a nawet, nie wahajmy się powiedzieć, miłości:)
     Kiedy wieczorem świat znowu rozbłysnął ciepłym światłem księżyca i tysiącem małych  światełek rozpiętych na drzewach parkowej alejki, Niebieskie spytało panią Garrulę: -Co to był za prezent? Jak to się mogło wszystko wydarzyć, przecież drzewa nie podróżują, mają korzenie i tkwią całe życie w jednym miejscu!
     -Po pierwsze, to nie wszystkie tkwią! Niektóre się przesadza, przenosi czy coś! Ale nam się udało dzięki prezentowi wróżki Niu. To zaklęcie, które pozwala jeden raz przenieść się w wymarzone miejsce. A to, przyznasz, jest dla nas wymarzone!
   -No! No, naprawdę! Wymarzone, jak nic! Ale skąd pani wiedziała, że to właśnie to, a nie inne? 
-Jak to skąd? Jestem z miasta!  Po prostu!


10 kwietnia, 2019

Bajka Okrągła Weekendowa Jubileuszowa (Kształtne bajki 2.)

Motyl Pido zwoływał wszystkich swoich kumpli. –E, chłopaki, lecimy nad Bajkę na Raz! Mają dziś okrąglutki jubileusz. Pięćdziesiąta bajkowa wyspa pojawiła się w ich archipelagu! -Super! –W takim razie będzie i ONA! –No pewnie! Szykujcie skrzydełka, będą nowe kolorki! 

Rój motyli rozsnuł się nad archipelagiem Bajka na Raz. Wszystkie wyspy włożyły dziś świąteczny filtr i wyglądały jak urodzinowe torty. To było odlotowe! Pido odszukał pięćdziesiątą, która mrugała kolorowymi światełkami i rozbłyskiwała fontannami dobrego nastroju, zabawy i radości. Motyle pokonały mgliste firanki filtru i pokryły cały bajkowy ogród wachlarzami swoich kolorowych skrzydeł. Było magicznie! 

Na piknikowym trawniku, który powiększał się w razie potrzeby, zbierali się mieszkańcy czterdziestu dziewięciu wysp archipelagu Bajka na Raz. Oczywiście, w samo południe miała się pojawić też Kolorowa Królowa wraz ze swoim dworem. 

Wesoły gwar przygotowań przerwało nagle jakieś zamieszanie w chmurach, blokowane filtrowym parasolem. Wszyscy przerwali swoje zajęcia i zgromadzili się nieopodal wielkiej jabłoni, nad którą ktoś nadlatywał. Po chwili dał się słyszeć zniecierpliwiony głos: -Do stu dziurawych latawców! Już nigdy cię nie wynajmę! I reklamację złożę! -Ależ wróżko Heleno, nie uprzedzałaś, że będziesz miała nadbagaaaż!!!!!! I w samej tej chwili konary jabłonki zatrzeszczały, na zielony trawnik posypały się rumiane jabłka, a na gałęzi tuż nad ziemią zawisła ciotka Helena we własnej osobie, wróżka z archipelagu Cynamon! Wszyscy pospieszyli z pomocą i po paru sekundach ciotka siedziała w wiklinowym fotelu, oceniając spustoszenie w swoim piknikowym koszyku. Rozbił się jeden słoik konfitur morelowych, a reszta ocalała, tylko bułeczki cynamonowe trochę się zgniotły, ale smaku nie straciły. Ciotka odetchnęła. Latawiec transportowy stał ze spuszczoną głową. Jedną część powłoki miał pękniętą, ręczny hamulec naderwany i minę nietęgą, bo obawiał się, co też ciotka naopowiada jego szefowi. 

I wtedy pojawiła się ONA. Motyle zatrzepotały tysiącem kolorów, ptaki rozpoczęły pieśń z tych najsłodszych, mysz Sza biegła, wskazując drogę, a wszyscy goście stanęli kręgiem, by niczego nie przeoczyć. Oczywiście, Radosna Chwila i wszystkie kolorowe bajki leciały jak chmurki w orszaku. 

Osobą, która wzbudzała od rana tyle emocji, była Wróżka Niu, siostra Kolorowej Królowej. Miała na sobie zwiewną suknię mieniącą się wszystkimi odcieniami zieleni. Widać było, że uwielbiała biżuterię, bo pobrzękiwała okrągłymi bransoletami i długimi kolczykami w kształcie motylich skrzydeł. –Wiesz, szepnęła wilga Lola do Lodzi, ona ma podobno milion sukienek i tonę ozdób. –No co ty, to nawet w bajkach raczej niemożliwe. –A widzisz, powiedziałaś: raczej… Te szepty przerwał słodki głos Niu: - Droga Heleno, jakże jestem szczęśliwa, widząc cię! Pozwól, że zajmę się Twoim środkiem transportu. Zanim Helena zdążyła chwycić jakąś myśl i zamienić ją w słowo, latawiec transportowy został opancerzony, dostał kabinę z miejscem dla pasażera i luk bagażowy bez limitu wagowego, powiedzmy szczerze, zamienił się w statek międzyarchipelagowy. –O rany, teraz to ja otworzę własną firmę komunikacyjną- cieszył się latawiec! Ciotka westchnęła: -Dzięki Niunia, właśnie tego mi było trzeba- pomysłu po prostu, bo wiesz, moje myśli są tak niesforne, że brykają gdzieś poza moją głową i nie mogę ich połapać! Pido szepnął do swojego kolegi Optera: -No magia na Cynamonie to raczej słaba. –Kto wie, jedna ciotka jeszcze o niczym nie świadczy, podobno jej siostrzeniec Ojejek- zwiadowca, to jest ktoś! –No tak, zapomniałem. 

Kosz przysmaków z archipelagu Cynamon poszybował na stoły i rozpakował się. Motyle od razu dostały miseczki z nektarem i konfiturami, które ustawiono przy rabatach, więc trawa zrobiła się kolorowa. Zbliżało się południe, słychać już było nawet świst wiatrowych rumaków niosących królewską parę, ale Niu postanowiła przed przyjęciem zająć się trochę motylami. Widziała, że to uwielbiały. Uniosła do góry ręce, zawirowała i poszybowała w górę. Motyle zrobiły wokół niej barwny, trzepoczący wianek, który wraz z kolejnymi obrotami stawał się bardziej migotliwy. Niu rozdawała dziś na skrzydła hologramy barwnych planet, księżyców, gwiazd i pierścieni. Motyle stawały się jakby przezroczyste i bardziej kolorowe niż zwykle, bo wzory na skrzydłach płynęły i zmieniały się. Zapanowała euforia! –A nie mówiłem! Cieszył się Pido. Wiedział, że nowy wzór utrzyma się do kolejnego spotkania z wróżką Niu. Sam Czas bił brawo, a Wróżka skromnie dziękowała za pochwały. 

Kiedy wszyscy goście już byli, Królowa wzniosła toast sokiem malinowym i stwierdziła, że polubiła archipelag Bajka na Raz, bo pokazuje magię i piękno tego świata, w którym każdy żyje i docenia też każdą istotę z Archipelagów Szafirowego Jeziora i całego kosmosu. Potem bohaterowie czterdziestu dziewięciu bajek wznosili toasty sokami w coraz to nowych smakach, a pięćdziesiąta Bajka pokroiła wielki tort z cyfrą pięćdziesiąt i razem z motylem Pido częstowała przybyłych, oczywiście, na koniec odpalili fajerwerki. 

Niu dała znak, by ptaki rozpoczęły śpiewy, przy których można było pląsać do samego rana. 

I ja tam byłam, sok i nektar piłam, z wieloma gośćmi się zaprzyjaźniłam:)


Bajka Sali Tronowej (Ptasie bajki 6.)





Wreszcie nadszedł ten dzień. Ostatni dzień lipca. Wszystko było gotowe. Sala Tronowa nerwowo rozejrzała się wokół. Niby wszystko było w porządku, ale… Dlaczego właściwie nie może jej zobaczyć każdy, kto chce. Dlaczego nie widać tych błysków, kolorów, drżenia magii, falowania uczuć. Mewy mówią, że z góry całe zaczarowane jezioro wygląda jak ściana pełna najróżniejszych Ptasich Zegarów. Nie ma prasy, dziennikarzy, telewizji… Mamrotanie Sali Tronowej zwróciło uwagę myszki Szy. -Ej, co się tak martwisz? Jesteś wystrojona, będziesz dziś najważniejsza i masz problem? –No wiesz, chyba się mnie wstydzą… -Wstydzą? Co Ty gadasz? Nie o Ciebie tu chodzi, chodzi o bezpieczeństwo. Złe czarownice nie mogą się o niczym dowiedzieć! –Ach, to o to chodzi! Ucieszyła się Sala. -No to kamień z serca!

Rozmowę Sali Tronowej i myszy przerwało pojawienie się kolorowych bajek. Zajęły miejsca w powietrzu, dookoła tronu. Tworzyły barwną tęczę. Najpierw Czerwona, potem, Pomarańczowa, Żółta, Herbatkowa, Zielona, Niebieska, Granatowa i Fioletowa na koniec. Szeptały wesoło, były dumne, że Kolorowa Królowa miała dla nich takie ważne miejsce.

Przed tronem po lewej stronie zasiadł Czas i wszystkie jego chwile, dni i pory. Jutro, Dzisiaj i Wczoraj błyszczały i migotały szczególnie, bo tyle się działo, że nie mogły przecież przestać pracować. Miejsca zajęte przez Czas bez przerwy się zmieniały. Wystarczyło odwrócić głowę i po chwili obraz był zupełnie inny. –To jest normalne, czas tak ma- stwierdził wilga Leon, sadowiąc się na oparciu królewskiego tronu. Wilgi rozejrzały się. Byli już chyba wszyscy. Ojejek siedział razem z innymi zwiadowcami. O dziwo, była też ciotka Helena, która okazała się najpotężniejszą wróżką z archipelagu Cynamon. Wszystkie wróżki białej, dobrej magii zajmowały kolejny sektor miejsc. Także wszystkie ważne miejsca odwiedzane przez Ojejka i wilgi przysłały swoje awatary.

Kiedy ostatnie miejsce zostało zajęte, Sala Tronowa powiadomiła Malachitowego Króla, że już czas. Królowa wpłynęła na tron, niesiona przez Wiatry ze stadniny E-Wróżki, która unosiła się pod sklepieniem, mając w pogotowiu swoje żywioły. Wraz z Królową przybyła Wróżka Tysiąca Emocji i od razu rozpłynęła się po wypełnionym wnętrzu.

Gdy Królowa zajęła miejsce, El-Mag dał znak i za tronem Królowej ukazał się Ptasi Zegar, co wywołało entuzjazm zebranych. Królowa przemówiła:

-Kochani, z radością potwierdzam, obecność Ptasiego Zegara to dowód powodzenia naszej Misji. Oto jej efekty. Natura przetrwa na pewno! Jako pierwsi przedstawią efekty swoich badań przedstawiciele wszystkich Archipelagów Szafirowego Jeziora.

Latający fotel zatrzymał się przy Owej z archipelagu Cynamon. Owa usiadła i uruchomiła ekran, na którym wyświetliła wyniki swoich badań. -Dzieci, które obserwowałam, kochają swoją naturę, uwielbiają się bawić w parkach, na placach zabaw, nad jeziorami i rzekami. Szanują te miejsca, w których żyją i dbają o nie. Kiedy ktoś naśmieci albo coś zniszczy, zawsze pojawiają się tacy, którzy reagują i pomagają naprawić szkody. No i do tego dzieci czytają książki, a ktoś, kto czyta, nie może być zły dla natury. Ja daję małej ludzkości wielki plus. Mój wujek Ojejek i jego ciocia Helenka, też coś dodadzą.

-To prawda, rzekł Ojejek. Ludzie kochają naturę, która ich otacza. Pielęgnują sady, ogrody, dbają o stawiki, jeziorka i lasy. Niestety, nie zawsze pamiętają o całej planecie. Najważniejsze jest to, że widzą swoje błędy i starają się czyścić rzeki, zbierać śmieci w górach, ograniczać wyrzucanie śmieci w miejsca inne niż wyznaczone. Ja jestem na tak. Ludzi szanujących naturę i reagujących na niszczycielskie działania jest więcej, to jest optymistyczne.

Następnie zabrał głos Ran z archipelagu Szafran, opowiedział, jak ludzie dbają o plaże. Dodał, że zabrali się też za planowanie oczyszczania oceanów i mórz, co sprawia, że trzeba dać im szansę. Nilia z archipelagu Wanilia dodała, że jest nawet plan zbierania śmieci z kosmosu, w czym oni obiecują pomagać. Kosmita Łowca z archipelagu Jałowiec był dumny, że ludzie mają program ratowania lasów przed zagładą, są w stanie narazić własne życie, by ocalić życie drzew. Dobrych ludzi jest więcej, zatem Łowca też był na tak. Mon z archipelagu Kardamon wyjawił, że ludzie coraz zdrowiej się odżywiają, jedzą dużo warzyw i owoców, a przede wszystkim uczą już małe dzieci, że na przykład zdrowe jest picie wody mineralnej. Mon przyznał, że jedzenie przygotowywane przez ludzi jest zdrowe i pyszne, dlatego jest na tak. Ostatnim zwiadowcą był Uma z archipelagu Sumak. Poinformował o tym, że ludzie potrafią się cieszyć, tworzą sztukę, która zachwyca ich, a najważniejsze, że czyni wszystkich lepszymi.

W końcu przyszedł czas na film wilg. Wszyscy wysłuchali w skupieniu wszystkich wypowiedzi ptaków. Wszyscy transmitowali na żywo na swoje archipelagi ten wspaniały pokaz. Padło, niestety, wiele gorzkich słów pod adresem ludzi, ale wszystkie ptaki zgodnym chórem podkreśliły, że dobrych ludzi jest więcej, a ptaki mogą zawsze liczyć na czyjąś pomoc. Wilgi bez wątpienia były bohaterkami dnia. Królowa otworzyła jedną z kieszeni swojej magicznej sukni i wszyscy ujrzeli wyfruwającego z niej wróbelka Kajtusia. Rozległy się brawa, zapanowało poruszenie. Wszyscy czekali na przemowę Królowej.

Królowa wstała, uciszyła zebranych i rzekła. –Bardzo Wam dziękuję, za trud i pasję poznawania dobrych i złych stron ludzkości. Cieszę się, że mówicie zgodnym chórem. Nie ma światów, w których wszystko byłoby idealne. Ludzie naprawdę się starają. A sami wiecie, że zło czyha wszędzie. Nasz świat, też musi z nim walczyć. Dlatego ogłaszam wielką akcję „Ziemia na TAK”, w której będziemy wspierać najlepszych ludzi w ich staraniach, by chronić naturę i czynić ją piękniejszą. Rozległy się brawa, wiwaty i wesołe okrzyki aprobaty.

Tę ogólną radość uzupełniły dźwięki muzyki. To Lila, nowa mieszkanka archipelagu fioletowych bajek zaśpiewała przygotowaną na tę okazję piosenkę.

Sala Tronowa aż drżała z dumy, tym bardziej, że Królowa zaprosiła mewy, by wzięły udział w uroczystości. To koniec kłopotów, pomyślała Sala i otworzyła drzwi do swojej siostrzyczki- Sali Balowej. To dopiero było coś! Rozpoczęły się tańce wszystkich archipelagów, błękitna mżawka orzeźwiała zebranych, a ciasteczka opowiadały bajki. Acha, dodam, że Lila doskonale bawiła się w towarzystwie Uma z archipelagu Sumak, który zachwycał się jej niewyczerpaną wyobraźnią!

I tak minął kolejny miesiąc. Które chwile z jutra wybierzemy na następny?

Bajka Zamku (Kwiatowe bajki 1.)


Zamek nie wiedział, co o tym myśleć. Niby miał być najlepszy na świcie, lepszy nawet, niż główny Zamek Kolorowej Królowej. Ale mewy, które latają nad jeziorem, wcale tego nie potwierdzają. Mówią, że mały jakiś, taki, jak chatka zwykłej wróżki, gdzie mu tam do prawdziwych zamków. Prawdziwych... no tak, tak to właśnie wygląda.

Zamek naprawdę się martwił. Na co tyle sal, skoro przez całe lata będą w ukryciu. Jeśli żaden gość nie zechce przeczytać książki, nikt nie dowie się, jaką on-Zamek ma doskonałą bibliotekę. A jest w niej każda książka, jaką napisały istoty wszystkich archipelagów. Albo basen, kto zobaczy basen, kto o nim pomyśli, żeby mógł się objawić. Te smutne rozważania przerwało Zamkowi nagłe i niespodziewane pytanie. Zamek nie mógł się zorientować, skąd dobiega głos. Zadzierał dach, zaglądał w lustro jeziora, otwierał okiennice i nic. Minęła chwila i znów rozległo się pytanie: -Co mam zrobić, żeby trafić do Twojej kuchni, stoję tu już kwadrans, wyobrażam sobie te kosze z serem, a tu NIC! - Kosze z serem? To musi być mysz! Zamek zaczął zaglądać w szpary, dziurki, których było bardzo mało, bo był przecież NOWY. Po chwili więc ją zobaczył. Stała przy fosie, za bramą. I to właśnie był sekret! Żeby przywołać wnętrza, trzeba było znaleźć się za bramą Zamku. Bez tego ani rusz!

-Cześć, powiedział nieśmiało Zamek, skąd się tu wzięłaś? Na mojej wyspie? -Mieszkam tu. Na każdej wyspie mieszkają nie tylko zamki i rośliny. Na nowej wyspie od razu są ptaki, zwierzęta, owady. Wszystko jest, jak trzeba. Ta wiadomość ucieszyła Zamek. –Skoro WSZYSTKO jest jak trzeba, to znaczy, że wystarczy mucha, która wleci do Zamku i ożywi każdą moją komnatę! -No, czy mucha, to nie wiem, ale JA, na pewno, odrzekła z przekonaniem w głosie mysz.

Zamek natychmiast opuścił zwodzony most i zaprosił myszkę do siebie. –Jestem Szaa. –A ja Amek. Bardzo mi miło. Jeśli masz ochotę na serek, zmruż oczy i wyobraź sobie kuchnię! W tej samej chwili Szaa i Amek znaleźli się w kuchni. Rzeczywiście na stole piętrzyły się stosy cudownych serów. Szaa poczęstowała się kawałkiem, a potem wyruszyli na wyprawę. Najpierw trafili do tej biblioteki, o której wspominał Amek. Szaa pomyślała o książkach, których bohaterkami są myszy i po chwili piętrzył się przed nią stos kolorowych dzieł. To było coś! Potem pojawił się basen, Szaa wyobraziła sobie materac w kształcie żaglowca i przez chwilę bawiła się w marynarza. Potem odświeżyła się w łazience z prysznicem, w łazience z wanną, w łazience z jakuzzi, w… Zamek zaczął się martwić, że futerko jego przyjaciółki całkiem wyblaknie, więc zakończyli przywoływanie łazienek. Odwiedzili za to komnaty gościnne, słynną garderobę królowej, salę ćwiczeń, korty tenisowe, boiska, bieżnie i plac zabaw. Oczywiście, otworzyli salę balową, w której stale grała muzyka, salę konferencyjną i gabinet do pracy. Zmaterializowali nawet pralnię, zajrzeli do piwnic i garaży na wszystkie występujące na archipelagach pojazdy. Na koniec znaleźli się w sali tronowej. Byli onieśmieleni. No jutro, to się tu będzie działo- pomyślał Amek.

Niespodziewanie dla Szy, okazało się, że możliwych do przywołania komnat jest jeszcze kilka tysięcy. -No cóż, rzekł z nadzieją w głosie Amek, chyba muszę Cię prosić, żebyś u mnie zamieszkała na jakiś czas, wtedy każda z komnat będzie mogła się pojawić i mewy w końcu przestaną źle o mnie mówić. Zamek nie zdążył dokończyć swojej przemowy, a Szaa już wyczarowała sobie królewskie, mysie komnaty nieopodal miejsca, gdzie najłatwiej przywoływało się kuchnię.

Kolorowa Królowa uśmiechnęła się, słysząc tę rozmowę, bo wiedziała o wszystkim, co działo się na jej jeziorze i na wszystkich wyspach.

Bajka - Ptak na Tak (Ptasie bajki 5.)





Aż do zachodu słońca wilgi pracowały nad zebranymi materiałami. Przygotowały wszystkie informacje, o które prosiła Kolorowa Królowa. Nie miały nawet czasu, by zjeść przygotowany przez babcię posiłek. Kajtuś fruwał dookoła ich gniazda i ćwierkał coś bez przerwy, ale nikt nie zwracał na niego uwagi.

Kiedy na niebie rozsnuły się pasma pomarańczu i złota, a słonko zniknęło za horyzontem, praca była zakończona. Leon rozejrzał się dookoła, coś było nie tak, ale nie wiedział co. Lodzia też nasłuchiwała, aż w końcu zawołała: -Co tu tak cicho? Rzeczywiście, nie było słychać żadnego nawoływania, żadnego kląskania ani świstów. -Gdzie są wszystkie ptaki? –Najlepiej lećmy na Ptasią Wyspę, może się stęsknili i tam spędzają wieczór- zaproponowała Lola. –E, tam… -niepewnie odrzekł Leon, ale dziewczyny już szybowały w górze. Poleciał więc i on.

Już z dala zobaczyli bijące światła reflektorów. Na trawniku obok kępy krzewów ustawiono scenę. Wokół unosiły się ptaki wszystkich gatunków. Gdy wilgi zbliżyły się do ogrodu, podpłynęła chmurka przywiana przez ich przyjaciela, więc szybciutko się na niej usadowiły i zajęły miejsce naprzeciwko sceny. Po chwili sfrunęła sowa, dała znak, by wszyscy się uciszyli i przemówiła. Dziękowała wilgom, że tak wspaniale zajęły się sprawami wszystkich ptaków. Mówiła, że nigdy jeszcze się nie zdarzyło, żeby skrzydlaci mieszkańcy świata dowiedzieli się tyle o sobie wzajemnie. Ogłosiła rozpoczęcie koncertu: „Ptak na TAK”. To była oszałamiająca impreza. Ptaki kolejno pojawiały się na scenie i wykonywały swoje popisowe pieśni.

Już po pierwszym występie w tyle sceny coś zaczęło błyszczeć, po kolejnym wyraźnie zarysowała się okrągła, błyszcząca tarcza. Wśród publiczności powstało poruszenie. Wszyscy podfruwali w górę, by nie przegapić tego, co się jeszcze wydarzy. Gdy zaśpiewał szczygieł, ptaki ujrzały, jak na scenie obok mistrza pojawia się wirująca w tańcu sylwetka E- Wróżki! To było dopiero coś! Publiczność z otwartymi dziobami przyglądała się pląsom tej niezwykłej postaci. Nikt nie zauważył więc, że na połyskującej tarczy zaczęły się pojawiać wskazówki zegara. Wreszcie, gdy dwunasty śpiewak zakończył swój popis, tarcza zamigotała i rozbłysła jak neon. Dwanaście ptaków-śpiewaków- poderwało się do lotu i zajęło miejsca cyfr. Tak! To był magiczny Ptasi Zegar. Powrócił!

Gdy muzyka umilkła, E-Wróżka popłynęła nad sceną i zwróciła się do zebranych: -Kochani, to WY uruchomiliście magiczny Ptasi Zegar. Od dziś, będzie dla Was i dla całej Natury wydłużał chwile szczęśliwe i dobre, a przyspieszał te gorsze.

Wiwatom nie było końca. Po koncercie zegar uniósł się w powietrze i zawisł nad ziemią zaraz obok Pana Księżyca. Czegoś takiego nie widziała dotąd nawet babcia Loli. Ciekawe, co powie na to Kolorowa Królowa.

Bajka - ptasie miasta (Ptasie bajki 4.)




To było niesamowite! Jeszcze przed świtem ptaki zgromadziły się wokół gniazd wilg. Leon poprosił wróble, żeby poprowadziły wszystkich nad miasto. Najbardziej cieszył się z tego zadania Kajtuś. Od razu zarządził zachowanie ciszy, bo tylko wtedy wyprawa miała sens. Oczywiście, miał rację. Gdy Słonko wstało, ze zdumienia wyciągnęło promyki do samej ziemi. Lodzia orzekła, że takie ciepło od rana, to na pewno burza po południu. Wilgi rozejrzały się, szukając cienia E-Wróżki, ale nigdzie jej nie dostrzegły, więc ruszyli.

Z wysoka świat wydawał się kolorowym, ruchomym obrazem. Ptaki patrzyły na domy zanurzone w zielonej pianie drzew i krzewów. Budowle wyglądały tak, jakby przykucnęły w lesie. Już z daleka rozległy się tony śpiewu drozdów, które machały do badaczy z wierzchołków drzew. Przelatując nad parkiem, usłyszeli słodkie podzwanianie rudzików. Dał się słyszeć też poranny śpiew kosów, bardzo miły. Lola usłyszała od razu znajome nawoływanie swoich krewniaczek, było dość wilgotno, więc głos wilg niósł się, jak wspaniały śpiew. Z wysoka ptasi chór brzmiał jak radosne powitanie dnia. –Zupełnie jak w lesie- zachwycała się Lola, - nie wiedziałam, że w mieście mieszka tyle ptaków z lasu!

Po krótkim odpoczynku w koronach drzew, Kajtuś poprowadził ptaki w dół, między domy. Tutaj też wszędzie widać było skrzydlatych mieszkańców. W krzewach ukrywały się gniazdka wróbelków, w zakamarkach i przy oknach można było dostrzec gniazdka jaskółek i jerzyków. Na drzewach wszędzie wisiały budki dla skrzydlatych lokatorów. Na niższych konarach siedziały sroki, które lubiły plotkować, więc musiały wszystko wiedzieć. Czasem któraś z nich podrywała się do lotu, skrzecząc przeraźliwie na widok jakiegoś błyszczącego znaleziska. Wszędzie fruwały kawki, było ich naprawdę dużo. Nie bardzo lubiły się z gołębiami, które przechwalały się, że to one są ptakami z miasta, więc inne powinny ich słuchać. Mówiły też, że ludzie lubią je najbardziej na świecie i przynoszą im jedzenie nawet na główne place miast. Gołębie pracują dla ludzi, roznoszą wiadomości i biorą udział w słynnych na całym świecie Zawodach Lotów Pocztowych Gołębi. No i ludzie piszą o nich wiersze, np. coś takiego: jeden za pierwszym, drugi za trzecim, czy coś podobnego. Malują je na obrazach, a czasem zatrudniają jako statystów do filmów. Nie było to do końca prawdą, babcia Loli mówi, że ludzie czasem mają dość wizyt gołębi, które nie znają umiaru i przylatują z wizytą na balkony całkiem niezaproszone.

Po powrocie na Ptasią Wyspę wszyscy byli pod wrażeniem. Peleryna Wróżki Tysiąca Emocji migała jak szalona. Nawet te ptaki, które mieszkają w mieście, nie miały pojęcia, że jest tu aż tak ptasio, kolorowo i śpiewnie.

Całe popołudnie upłynęło ptakom na głośnych rozmowach, omawianiu wszystkiego, co się przydarzyło od poniedziałku. Wszyscy chcieli pomagać w montowaniu nagrań, niejeden pytał, czy może polecieć z wilgami na wyspę Kolorowej Królowej. Wtedy Lodzia szybko odmawiała, powtarzając historię Ojejka o potrzebnych przepustkach.

Dzień mijał, a ptaki nie zamierzały odlatywać. Zareagowały dopiero na dudniący odgłos burzowego nawoływania E-Wróżki i pierwsze krople zbliżającej się ulewy. Całe chmary skrzydlatych odkrywców podrywały się do lotu, by wreszcie powrócić do swoich gniazd.

Gdy E-Wróżka wylała z chmur cały zapas deszczu, spłynęła do wilg i wspólnie wypili głogową herbatkę, zupełnie jak najlepsi przyjaciele.

Bajka z wiatrem (Pogodowe bajki 3.)








Na Szafirowym Jeziorze Kolorowej Królowej jest wiele niezwykłych wysp. Niektóre należą do E-Wróżki, ponieważ potrzebuje ona miejsca dla swoich żywiołów. Ma wyspę Deszczową, Mgielną, Wiatrową, Burzową, Tęczową i oczywiście tę najważniejszą- Wyspę Dobrej Pogody, gdzie ma swój zamek. Każdy chciałby zobaczyć chociaż jedną z nich. Z wilgami było podobnie.

Lodzia martwiła się, że po przygodzie z mżawką, szansa na wizytę u E-Wróżki przepadła. Jednak Lola przysięgała, że ona tak naprawdę jest bardzo miła, i że na pewno wszyscy troje się o tym przekonają. Leon już był absolutnie przekonany, on uwielbiał E-Wróżkę.

W środę rano nie musieli zbyt długo czekać. O świcie zjawił się Wiatr i porwał wilgi w dal. Z wysoka dostrzegły, że płyną nad jezioro Kolorowej Królowej. Ptaki były tam przecież już wcześniej, ale to miejsce nadal miało wiele tajemnic. Nikt tak naprawdę nie wiedział, gdzie leży ani też ile zaczarowanych wysp wystawia z niego swoje łysiny. Podobno tylko wróżki, magowie i inni władcy bajek znali do niego drogę.

Wiatr zwolnił gdzieś bardziej na północ. Zniżył lot i zniknął. Wilgi sfrunęły na piaszczysty brzeg wyspy, która wydawała się niezamieszkała. Wszędzie, jak okiem sięgnąć tylko wydmy i hektary złotego piasku, zaczarowane muszle kąpiące się w szafirowych falach i cisza albo raczej szum, szumiący szum.

Wilgi przysiadły na koronie jedynego krzewu w okolicy i czekały. Czuły, jak łaskocze je delikatny wietrzyk, to znowu owiewa ciepły wiatr, a czasem wietrzysko szarpie ich piórka. Znienacka coś zaczęło się zmieniać, ptaki nie zdążyły nawet wymienić uwag na temat tej wyjątkowej przemiany, gdy dookoła pojawiły się zabudowania stadniny. W boksach powiewały grzywy wszystkich wiatrów świata. E-Wróżka zbliżała się, galopując na statecznym pasacie- ciepłym wietrze. Wilgi wreszcie zobaczyły piękne, końskie sylwetki wiatrów, które nie stały się zupełnie widoczne, więc wyglądały jak szklane. Były przepiękne.

Wróżka przywitała się z wilgami i nawet słowem nie wspomniała o deszczowej przygodzie. Najpierw zabrała podróżników na wyprawę po wyspie. Pokazała boksy morskiej bryzy, pasatów, monsunów, wiatrów dolinnych i górskich, i wszystkich innych, które mieszkały w jej stadninie. Boksy falowały, bo wróżka nie zdjęła z nich całkiem czaru niewidzialności, dla bezpieczeństwa, oczywiście. Najciekawsze okazało się obserwowanie wiatrowych wybiegów, którymi były wydmy i plaże. Wiatry ćwiczyły tam starty, powiewy, kręcenie, kołowanie, owiewanie, rozwiewanie i wszystkie inne wiatrowe umiejętności.

Lodzia i Lola zaprzyjaźniły się z małymi wietrzykami, bo wróżka pozwoliła im na wspólny trening. Wilgi co chwilę spadały z wiatrowych grzbietów i pikowały dziobami w dół bez tchu, ale zawsze nad ziemią przechwytywały je wiaterki, że nawet nie musiały rozwijać skrzydeł.

Pod wieczór Lodzia przysięgała, że też staje się przezroczysta i powiewa nad wyspą, więc wesoły śmiech wszystkich przyjaciół wciąż ścigał się z szumem wiatrów i magicznych muszli.

Bajka Herbatkowa Weekendowa (Kolorowe bajki 4.)





Bajka Herbatkowa ma tysiące sukienek. W każdą sobotę i w niedzielę, jest szczególnie zapracowaną Bajką. Wszyscy jej potrzebują jak nigdy, a ona pędzi, by poczuli się magicznie. Oczywiście, sama nie dałaby rady wyczarować wszystkich potrzebnych strojów: czarnych, zielonych, białych, żółtych, naturalnych i z magicznymi dodatkami. Od dawna pomaga jej E- Wróżka. To ona podsyła wietrzyk, by Herbatkowa zdążyła na czas.

Kiedy Bajka wkłada owocowe ozdoby, dołącza do niej Dobry Nastrój i pędzą bawić się razem z dziećmi. Odwiedzają zamki księżniczek, walczą jak rycerze i ratują tych, których historie trochę się popsuły.

Pewnej soboty potrzebna była natychmiast ulubiona, limonkowa sukienka Bajki Herbatkowej. Błyskawicznie pojawiły się cudowne korale i pierścień połyskujący jak dojrzały owoc. Pod bramą zamku czekała kareta w kształcie imbryka zaprzężona w wietrzykowe konie E - Wróżki. Podróż nie trwała długo. Właśnie Wojtek rozpoczynał sobotnią zabawę z zaproszonymi kolegami. Herbatka limonkowa doskonale pasowała do nowej gry, układania klocków i domowych ciasteczek:) Okazało się też, że natychmiast potrzebny jest drugi strój, tym razem pigwowy. To dla rodziców. Oczywiście, Bajka nie zawiodła.

Pewnego razu stało się coś strasznego. Wezwana Bajka, jak zawsze sięgnęła do swojej magicznej torebki, by wyciągnąć potrzebne ozdoby, a tam – PUSTO! Gdzieś za murami zamku rozległo się tylko niezadowolone sapanie Ponurego Nastroju. To on zakradł się i zabrał wszystkie smaki, zapachy, kolory i formy. Bajka Herbatkowa ruszyła w pościg. Po chwili dołączyła do niej E – Wróżka, wilgi i wspaniałe nastroje. Ponury nie miał szans. W dolinie nieopodal zamku porzucił wszystkie skradzione pyszności.

I znów weekend toczył się spokojnie, rozlegał się dźwięk porcelanowych filiżanek odkładanych na spodeczki, brzęk szklanych kubków zabieranych szybko do dziecięcych pokojów, szumiący odgłos napełnianych bidonów, gwizd czajników, czyli rozlewał się po całym świecie cudowny aromat przynoszony przez Herbatkową Bajkę.

Bajka - Ojejek na wyspie (Podróże Ojejka 10.)





Nadszedł piątek. Ojejek obiecał wilgom, że polecą na wyspę. Jednak nic nie poszło tak, jak trzeba. Wilgi, przejęte zbliżającą się wyprawą, hałasowały już od świtu, aż Pani Sowa je zbeształa, przypominając, że takie wykrzykiwanie trudno nazwać śpiewem! Leon zatem zdecydował, że polecą na drzewo przy domu Ojejka i tam zaczekają. Jakież było ich zdziwienie, kiedy na miejscu okazało się, że Ojejek właśnie odlatuje! - Stop, a my? - Wrzasnęła Lola. - Spokojnie, dogonimy go, wycedził przez dziób Leon, ledwo panując nad sobą. Po chwili siedzieli już na burcie balonowego kosza. – Cześć! Ładnie to tak uciekać? – zaczęła Lodzia. -O, jesteście, niestety, nasza wyprawa odwołana… Wezwała mnie Kolorowa Królowa, a na JEJ wyspę trzeba mieć specjalną przepustkę. Bardzo się spieszę, bo za kwadrans muszę być na miejscu. Balon wąchał super- ekstra-turbo lemoniadę, więc powinienem zdążyć. Obiecuję, że poproszę Kolorową Królową o przepustki dla was, ale teraz musicie wracać. Możecie zjeść śniadanie w moim ogródku:) Ojejek uśmiechnął się i tyle go widzieli. Balon zniknął, jakby rozpłynął się we mgle. Wilgi markotne wróciły do domu Ojejka i bez entuzjazmu usiadły do śniadania. Cóż, muszą czekać. Muszą, nie muszą… Lola już miała plan w głowie.

Ojejek był na czas. Znowu ogarnął go zachwyt, gdy lądował na dziedzińcu pałacu, który stał na Kwiecistej Wyspie oblanej wodami ogromnego Szafirowego Jeziora. Mury otaczające dziedziniec mieniły się na zielono, a każda wieżyczka i każde skrzydło zamku wyglądało jak kwiat. Dachy tworzyły magiczny bukiet, który dodatkowo dzięki strzelistości płatków pełnił funkcję obronną. Cały zamek otoczony był nieziemską, żółtawo-zieloną poświatą, która sprawiała, że każda niewtajemniczona istota bez przepustki widziała tylko wyspę porośniętą lasem.

Sala tronowa Kolorowej Królowej była wypełniona. Ojejek zdziwił się, bo oczekiwał osobistej audiencji. Jak się okazało, był ostatnią wezwaną osobą, więc Królowa po krótkiej naradzie z Malachitowym Królem, odezwała się pełnym smutku głosem. – Dochodzą do mnie wieści, że coraz gorzej dzieje się w naturze. Ludzie zaśmiecają świat, mącą rzeki ściekami, niszczą lasy i polują na zwierzęta. W związku z tym postanowiłam wysłać Ojejka – doskonałego zwiadowcę naszego Królestwa z tajną misją, o której jeszcze nie mogę mówić. Balonowe ekspedycje Ojejka w świecie ludzi zaplanowane na cały lipiec, będzie w przyszłym tygodniu, a może i dłużej, kontynuowała E- Wróżka, która nie musi się martwić, bo przecież będzie miała trójkę wspaniałych pomocników. - Nie chowajcie się już, możecie podfrunąć do mnie, wiem o wszystkich Waszych wyczynach. Oczom zgromadzonych wróżek, magów, dzielnych kwiatowych rycerzy i innych niezwykłych postaci ukazały się trzy małe wilgi wolno sfruwające ku tronowi. Malachitowy Król, słynący z miłości do ptaków, których głosy potrafił bezbłędnie rozpoznawać, a i też naśladować – przywołał je do siebie i pozwolił usiąść na oparciu tronu. Wilgi miały zamęt w głowach, bo spodziewały się raczej lochu! Kolorowa Królowa zwróciła się do E- Wróżki: - Z nimi naprawdę nie zginiesz! Nie potrzebują magii ani turbo-lemoniady, żeby czynić to, co niemożliwe! Cała sala wypełniła się radosnym śmiechem zebranych.

Dalsza część narady była tajna, więc o niej nie napiszę, ale mogę zdradzić, że Królowa ogłosiła ostateczne spotkanie w sprawie Ziemian, na ostatni dzień lipca.

Bajka Pomarańczowa Weekendowa (Kolorowe bajki 2.)





Bajkański dysk POMAR powoli cumował w szafirowej przystani. Musiał uzupełnić paliwo. Kapitan Rańcz potrzebował też chwili odpoczynku przed sobotnim zgiełkiem. Wiózł dostawę Radosnego Nastroju, Wesołej Zabawy i Dobrych Uczynków. Miał też specjalnego pasażer - była nim Owa – mała przedstawicielka archipelagu Cynamon.

Owa przeczytała wszystkie dostępne w Cymonnecie informacje o Ziemianach i zapragnęła przeżyć jedną sobotę właśnie z nimi. Przygotowała potrzebne rekwizyty i stroje. Jej walizki zajęły cały luk bagażowy spodka. W czasie postoju na księżycu Ziemi, przyglądała się jej przez podręczny teleskop. Miała też magiczną lornetkę, taką samą, jak jej wujek Ojejek, więc mogła podejrzeć, co robią ludzie w sobotni poranek!

To było niecynamonowe! Te huśtawki, zjeżdżalnie, rowery, rolki, baseny, kolejki górskie, kino, tak! KINO! A to dopiero poranny początek! Słodki dźwięk komunikatora sprowadził Ową na dysk. Zanim kapitan Rańcz zdołał ją poinformować, że przybyli do celu, teleportowała się - wraz ze swoimi, ukrytymi w niewidzialnym worku, bagażami - wprost do wesołego miasteczka. To, że była pomarańczowa i miała sterczące czułki zakończone czarnymi gwiazdkami, nikogo nie zdziwiło, a nawet słyszała kilka razy, jak małe Ziemianki prosiły te duże, by kupiły im takie same!!! 

Gdy Słońce wzbiło się wysoko na niebo, poczuła słodki zapach dostawy kapitana Rańcza. Radosny Nastrój sprawił, że postanowiła zostać na Ziemi nieco dłużej… 

Miała też swój niezawodny, fantastyczny, tajny plan. Postanowiła w ten weekend przeczytać wszystkie KSIĄŻKI Ziemian!

Bajka Czerwona Weekendowa (Kolorowe bajki 1.)







Czerwona Bajka była poruszona! Kto to widział, żeby w niedzielę NIKT się nawet o Bajkę nie zapytał! Zgroza! Skandal! Przecież ONA tu czeka. Wojtek poszedł na rolki. Szymon na rower, wprawdzie czerwony, ale to żadna pociecha… 

I wtedy coś mignęło za oknem… Czerwona spojrzała i dostrzegła JĄ! To była Wróżka Tysiąca Emocji. Stała na balkonie i wyraźnie się z czymś lub kimś szarpała. Poczerwieniała ze złości i syczała, a to znowu tupała i wołała: - Do stu Radości! Zostawcie mnie, bo was zaczaruję! Czerwona - podpłynęła do okna balkonowego. Usiadła na parapecie i zamarła ze zdumienia. Na posadzce kłębiły się trzy niedzielne siostry: Nuda, Maruda i Fuma. Szarpały magiczny płaszcz Wróżki i pokrzykiwały: - Dzisiaj jest nasz dzień! – Dziś my rządzimy! – Przepędź Chichot, Radość i Euforię! W niedzielę trzeba narzekać, marudzić, że jutro poniedziałek! Snuć się po domu, złościć się na mamę, grymasić przy obiedzie, no i pokłócić się z kolegą! – Mówić, że nic nie ma sensu… Złościć się, że pada, że upał, że wiatr, że… i tak dalej…

Wtedy stuknęły drzwi. Do domu wrócił Wojtek. Zjadł ze smakiem obiad i poprosił o dokładkę surówki. Potem pograli w gry planszowe i poszli na długi spacer. 

Czerwona obserwowała w międzyczasie, jak Nuda, Maruda i Fuma rozpływają się jak dym, a Wróżka Tysiąca Emocji pije herbatkę z Radością:)