13 lutego, 2021
Bajka Trelifiolki (Ptakoteka 5.)
12 lutego, 2021
Bajka Płaskuszka (Ptakoteka 4.)
To był ptak najmilszy ze
wszystkich mieszkańców wyspy. Serio! Często chodził piechotą, co innym ptakom
nie zdarzało się zbyt często, a nawet śmiało mogę powiedzieć, że nigdy. Na
Ptasiej Wyspie wszyscy święcie wierzyli, że spotkanie Płaskuszka o wschodzie słońca
wróży rozświergolony dzień pełen radości i miłych niespodzianek. Zdarzało się,
że Płaskuś, wiedząc o czyimś problemie albo smutku, specjalnie przechadzał się o
świcie blisko jego domku, żeby odpędzić smutki i wspólnie zrobić coś
niezwykłego.
Zrobiło się jeszcze bardziej
niezwykle, gdy w pewien piątkowy poranek do drzwi Płaskusiowego domku ktoś
natarczywie załomotał. Gdy tylko klucz zatańczył dwa razy w zamku, a zasuwka
odskoczyła z gracją, do wnętrza weszła, a może lepiej byłoby powiedzieć, wpadła
jak wiosenna burza niezwykła i, co muszę podkreślić, nieznana gospodarzowi
persona.
Płaskuś oniemiał, uśmiechał się
bliski chichotu i pocierał bezradnie fioletowe piórka na brzuszku. Zanim
odszukał myśl, co by tu można było powiedzieć w tej sytuacji, falująca kula
cytrynowych, limonkowych i pomarańczowych piór znieruchomiała, a na jej szczycie ukazała się malutka główka o
wielkich czekoladowych oczach przysłoniętych nieco daszkiem kraciastej
czapeczki. W sekundzie wszystko stało się jasne! Przybyła dawno niewidziana na
wyspie Wróżka Emer! Płaskuszek właśnie
miał radośnie i grzecznie powiedzieć: -Siemka, gdy pomieszczenie wypełniło się
słodkim zapachem melodyjnych słów, które nijak nie pasowały do kuli tańczącego
pierza.
-Mój drogi, do dzieła! Nie stój
tak, do roboty!
-Aaaa…le co mam robić, właściwie?
Zapytał po raz drugi zbity z tropu Płaskuś.
-Jak to co! Ratować!, Ratować,
mój ty Lilaczku…
-O, no to, to już nie! Tylko nie
Lilaczku! Płaskuszek nie znosił tego przezwiska. Dreptało za nim od przedszkola
i zawsze przypominało kokardki, które trzy siostry z uporem wiązały na jego ogonie,
ku uciesze innych pisklaków… Gdy ochłonął, uchwycił przemykającą myśl, że może
chodzi o ratowanie Czarnielota, który postanowił ostatnio zostać pustelnikiem,
ale…
Emer podobno umiała czytać w myślach,
tym razem zignorowała zupełnie oburzenie gospodarza, a może z tym czytaniem to
były tylko plotki? Dość że bez ceregieli wyłożyła wreszcie sprawę. Otóż,
Kolorowa Królowa zdecydowała, że na Ptasiej Wyspie powstanie Królewski Teatr Radości
i właśnie Płaskuszek został wybrany na jego szefa… Zapadło niezręczne milczenie…
Po chwili dało się słyszeć ciche pitpilenie i, rezolutny zazwyczaj, właściciel fioletowego
pierza wypalił:
-Nie mogę, absolutnie nie mogę… przecież
moje spacery… rozmowy… no i w ogóle… Nic z tego, odmawiam!
-Oj tam, nie marudź… zaśpiewała
Emer, zafalowała burzą modnych piór i już stali przed okazałym gmachem, do
którego drzwi prowadziły wprost z salonu Płaskuszka! Pod sklepieniem nowego
wnętrza unosił się fioletowy szyld:
Królewski Teatr
Radości „U Płaskuszka”
Przyjdź koniecznie na
magiczny spacer!
Co to się działo! Wszyscy znowu
mieli świeżą atrakcję, nawet modnisia Lisia-Alisia od czasu do czasu zamykała
swój salon i radośnie przemierzała brzozowe alejki teatralnej sceny.
Płaskuszek był szczęśliwy! Bez
względu na pogodę i porę roku mógł teraz spacerować do woli z mieszkańcami
wyspy po magicznej scenie, która zawsze zjawiała się tam, gdzie akurat była potrzebna!
11 lutego, 2021
Bajka Czarnielota (Ptakoteka 3.)
Czarnielot stał się celebrytą Ptasiej Wyspy. Wyparowała gdzieś jego dawna skromność i życzliwe usposobienie. Nigdy nie starczało mu już czasu dla Płaskuszka, który był jego przyjacielem od zawsze. Miał teraz inne zajęcia. A to selfi z Sikorczankami, a to śniadanko u państwa Boćkleków, to znów spotkanie z drużyną fruwaczy i tak bez końca.
Ptaki szeptały po kątach,
powtarzając historyjki o wyskokach Czarnielota. Cały Szafirnet huczał od plotek
na temat właściciela purpurowego dzioba.
On jednak nic sobie z tych plotek nie robił. Drwił z tych, którzy go
podziwiali. Nawet do babci przestał dzwonić.
Szczególnie lubił krytykować
wygląd innych ptaków. Obraził Szarolotkę, nazywając ją brzydką i nudną.
Doprowadził do łez Puchawa, pękając ze śmiechu na widok jego okularów w czarnej
oprawie. A ulubioną rozrywką stało się dla niego naśladowanie lotu Piórchotka.
Rechotał, że domowa gęś lepiej sobie radzi w powietrzu, a i Kocurka pewnie by
wyżej latała… Piórchotek był w rozpaczy, cała wyspa się z niego naśmiewała… Co
tam wyspa! Cały archipelag kpił w najlepsze…
Któregoś dnia, pan Sztachetka
zauważył, że pióra Czarnielota zamilkły. On sam nawet tego nie zauważył.
Zorientował się, że coś jest nie tak, gdy pewnego ranka stanął przed lustrem i ujrzał lewe skrzydło
zupełnie pozbawione cudownych, kolorowych piór.
Natychmiast pofrunął ku wzgórzu
Lisi-Alisi, ale jego lot był nierówny i bardzo męczący. Zasapany i wściekły
wylądował u drzwi. Od progu wrzasnął:
-Składam reklamację! Niczego nie
umiesz! Twoje pióra zniknęły!
Alisia stała niewzruszona.
-Mój drogi Czarnielocie, czy
pamiętasz, co powiedziałam ci, gdy opuszczałeś mój salon?
-Pewnie! Że wyglądam magicznie!
- No właśnie, magicznie! Jednak
moja magia nie chce za nic zostać z kimś, dla kogo przyjaźń nie ma wartości, kultura
jest zbędna, a dokuczanie innym- to rozrywka.
-Poprawię się, jeśli tylko o to ci
chodzi…
-Tylko o to? Aż o to? Żegnaj Czarnielocie, miałeś szansę, ale źle z
niej skorzystałeś. Drugiej nie będzie.
Czarnielot wracał do domu
piechotą. Był zdruzgotany i wściekły na cały świat…
Bajka modnisi Lisi-Alisi (Ptakoteka 2.)
Od czasu wizyty psa Olafa, na
Ptasiej Wyspie stale coś się działo. Pan Sztachetka twierdził nawet, że to
wszystko sprawka wróżek i ich magii, której okruszki można było znaleźć
wszędzie. Wyspa błyszczała, śpiewała cichutko, no i pachniała jak pole frezji! Nikogo
więc nie zdziwiło za bardzo, że stary dom na wzgórzu wynajęła Lisia-Alisia.
Przybyła wprost z Kwiecistej Wyspy Kolorowej Królowej i natychmiast ogłosiła,
że otwiera Salon Ptasiej Mody.
Mało kto się do tego przyznawał,
ale absolutnie wszyscy zapragnęli odwiedzić to niezwykłe miejsce i zaznajomić się bliżej
z modnisią, Lisią-Alisią. Nawet pan Sztachetka myślał całkiem poważnie o zmianie
brązowej barwy swoich desek, która całkiem już zblakła, a gdzieniegdzie nawet
odpadała całymi płatami. Martwił się tylko, że skoro to Salon PTASIEJ Mody,
może nie uniknąć jakiegoś pierzastego deseniu.
Przez jakiś czas nie było jednak
odważnego, który powierzyłby jako pierwszy swój wygląd łapkom modnisi. Ptakodziób
Czarny rozsiewał nawet plotki, że wizyta u Lisi jest bardzo, ale to bardzo
niebezpieczna. Na szczęście, nikt jego rewelacji nie brał na poważnie.
Którejś pachnącej środy gruchnęła
wieść, że Czarnielot, wracając z Czeremchowego Zagajnika, zagadał się przez trelimórkę
z babcią, zniżył lot i tak nieszczęśliwie zaczepił o gałęzie sosny, że stracił
wszystkie pióra lewego skrzydła. Cóż było robić, musiał bez chwili namysłu
ruszyć do salonu Alisi.
W okamgnieniu całą wyspę obiegła
ta wiadomość, na którą wszyscy czekali. Niektórzy nawet udali się na wzgórze modnisi
i oczekiwali w gałęziach pobliskich drzew na efekty pracy artystki. I trzeba
przyznać, że było warto!
Po kilku godzinach otworzyło się wielkie
okno na poddaszu starego domu i oczom wszystkich ukazał się bohater
dzisiejszego dnia. Wyspa wstrzymała oddech. Lewe skrzydło Czarnielota
błyszczało błękitnymi i turkusowymi piórami, które miękko falowały na wietrze.
Do tego cichutko, prawie niesłyszalnie śpiewały jak woda w strumieniu szepcząca do traw, kamyków i gawędząca z
żabami. Ale to nie było wszystko! Dziób ptaka stał się purpurowy, a nad każdym okiem
pysznił się pęk szmaragdowych puszków.
No nie! Tego było już nadto! Tłum
ruszył do bramy starego domu, gdzie czekał spokojnie pan Długoptak z okazałym grafikiem
spotkań. Modnisia Lisia-Alisia obserwowała wszystko zza firanki i naprawdę nie
zgadlibyście, o czym właśnie myślała…
Bajka w Ptakotece (Ptakoteka 1.)
Po burzliwej naradzie ustalono,
że spotkanie z idolem całej Bajkanii odbędzie się w „Ptakotece”. Miejsca dużo,
dobre światło i oczywiście- scena! Niewielka wprawdzie, ale na wywiad i
wręczenie upominków wydzierganych własnymi dziobami, a także wokalne popisy
państwa Słowików- wystarczy.
Wczesnym sobotnim popołudniem
przed „Ptakoteką” zgromadziły się tłumy. Długa kolejka fanów Olafa wiła się od
drzwi wejściowych aż po Lisią Polanę. Ptaki i inne stworzenia, znane z kultury
osobistej i troski o innych, zachowywały należyty dystans i starały się nie
otwierać dziobów. Niektóre dla pewności, znając własne gadulstwo, zawiesiły na
nich kwiaty lub upominek i tak pilnowały się, żeby nie ćwierkolić.
Kiedy stojący w kolejce mijał
trzy brzózki, dostrzegał wnętrze „Ptakoteki”, ach, co to był za magiczny widok!
U sufitu kręciła się błyszcząca, świetlista kula, która mrugała wokół
brylantowymi smugami światła! Olaf witał
wszystkich bardzo grzecznie, machał króciutkim ogonkiem, czasem polizał kogoś
nieśmiało w skrzydło, czasem zaszczekał, ale dyskretnie, zdarzyło się raz czy
dwa, że nawet pochwalił czyjąś kreację lub modną czuprynkę. Niektóre ptaki
chciały od razu rzucać się bohaterowi na szyję, ale na szczęście pan Długoptak
w porę reagował.
Ku zdumieniu zebranych przybyła
też Kocurka, a przecież każdy wie, jak narozrabiała ostatnio. Nie uszło uwadze
żadnego ptaka, że panna Kotka ustroiła swój czarny ogon czerwoną kokardą i
udawała, że nic a nic się nie przejmuje. Zajęła miejsce przy panu Sztachetce i
prezentowała wymyślne ćwiczenia rozciągające. Przyprowadziła ze sobą myszkę
Szarusię, żeby pokazać, jak się zmieniła i jaka jest przemiła. Z dala trzymał
się też Ptakodziób Czarny. Przestępował
z nogi na nogę, drapiąc przy tym deski pana Sztachetki, był zawstydzony, bo nie
wykonał żadnego upominku. Pan Sztachetka
nie bardzo chciał przebywać w tym towarzystwie, ale był kulturalnym płotem,
więc tylko zmrużył oczy i wymownie milczał.
Kiedy już wszyscy zajęli swoje
miejsca, przemówił wilga Leon. Powitał wszystkich, machnął skrzydłem i… zaczęło
się! Najpierw rozległy się ciche świsty, potem powietrze zafalowało, rozbłysły
ciepłe, miodowo-złote światła i wszyscy zebrani aż krzyknęli z zachwytu! Błyszcząca
kula zawirowała i „Ptakoteka” zmieniła się w Salę Tronową Zamku Kolorowej
Królowej! Wszystkie miejsca zostały zajęte! Pojawiły się wróżki, zwiadowcy i
pary królewskie wszystkich wysp Archipelagu Bajki na Raz. Wróżka Tysiąca Emocji
wirowała pod sklepieniem, rozsiewając radość, zachwyt i euforię!
Olaf oniemiał. Nie wiedział, co
się dzieje! Nie zrozumiał z wrażenia ani słowa z przemówienia Królowej i nawet
nie śmiał spojrzeć na swoją szyję, na której pojawił się Magiczny Medal
Bajkanii. Zerkał na piętrzące się stosy prezentów, które za sprawą E-Wróżki
spłynęły deszczykiem na scenę. Mało brakował, a nie wydobyłby z siebie głosu,
ale wróżka Niu dodała mu otuchy, pogłaskała czule i Olaf przemówił. Skłonił się
przed Kolorową Królową, podziękował cudownym ptakom, zachwycił się magią
wróżek i ogłosił, że wszystkie szaliki,
nauszniki i podpórki do książek, które dostał, będą jego skarbami!
Na koniec dał znak Leonowi, który
podał mu plik kopert. Zapadła cisza, tylko w powietrzu słychać było cichy szum
skrzydeł oddziału ważek pilnujących bezpieczeństwa. Olaf drżącym głosem, poszczekując
z radości od czasu do czasu, ogłosił: Oto zaproszenia do udziału w zajęciach
Uniwersytetu Wspaniałych Stworzeń! A potem odczytał listę szczęśliwców! Na sali
zapanował zgiełk, każdy chciał się uczyć, żeby być tak wspaniałym jak Olaf!
Kiedy koperty odebrali już:
Czubopiórka, Puszystek, Zielonak, Piskluszka, Kropaczek, Trelifiolka, Płaskuszek, Piórchotek, Czarnielot i wiele innych wspaniałych stworzeń, w łapie
bohatera pozostała ostatnia koperta. Każdy pragnął tego zaproszenia. Każdy- z
wyjątkiem Kocurki, która na wszelki wypadek przysiadła obok drzwi, żeby prysnąć,
jakby co. I wtedy stało się to, czego rozpieszczona Panna Kotka obawiała się
tak bardzo. Olaf z wyraźnym zachwytem odczytał: Panna Kocurka… z wielu dziobów
i pyszczków wyrwał się głos zawodu, a z kociego gardełka wystrzeliło wysokie:
MIAAAAAU! Nie było jednak ratunku. Nad drzwiami zawisł komar Bzykulek, odcinając
drogę ucieczki, a wróżka Niu błyskawicznie pochwyciła kotkę i w jednej chwili
przeniosła wszystkich wyróżnionych zaproszeniami, na Uniwersytet Wspaniałych
Stworzeń.
Podróż była krótka, ale Kocurkę i tak zdążyła dopaść przerażająca myśl, że czas szczęścia i nieustannego relaksu w domu wróżki Niu, dobiegł końca.
12 października, 2020
Bajka uprzejma (Emocyjne bajki 2.)
05 października, 2020
Bajka pomocna (Emocyjne bajki 1.)
Każdego dnia odwiedzała ją mewa Alla, razem buszowały nad
wodą, bawiły się w chowanego przy żaglówkach kołyszących się na falach i robiły
wyścigi, która pierwsza doleci do kępy traw na brzegu. Mewa była trochę
samotna, bo jej koleżanki nie chciały z nią fruwać. Bryzia wiedziała o tym, ale
była dyskretna, więc nie dopytywała, co się właściwie stało, że ptak spędza
czas sam. Kiedy tylko dolatywały do brzegu, zawsze zaglądały pod uschły konar
drzewa. Miała tam norkę Kasz, kuzynka myszki Szy.
Kasz pojawiła się na Wiatrowej Wyspie przez pomyłkę w
zasadzie. Kiedyś zaprzęg E-Wróżki porwał ze sobą wszystkie piękne, kolorowe liście
z lasu, bo potrzebne były na jesienne bukiety do pałacu. Żaden wiatr nie zauważył, że
zabrali ze sobą też małą myszkę, która schowała się pod najpiękniejszym, purpurowym
liściem. Kiedy jesienne zdobycze wylądowały w wiklinowym koszu, myszka cichutko
wygramoliła się z niego i szybciutko wybiegła na pałacowy dziedziniec.
Miejscowe myszy parsknęły śmiechem na jej widok. -Patrzcie, podróżniczka na
gapę! -Ale przerażona! – Może smoczek chcesz? -A gdzie mamusia? Żartom nie było
końca. Kasz czekała, że ktoś ją o coś zapyta, że pomoże, ale nic takiego się
nie stało. Ze spuszczonym ogonkiem przemknęła do bramy i pędem rzuciła się ku
brzegowi Szafirowego Jeziora. Przycupnęła na piasku i… nic, nic się nie
zdarzyło. Nikt się nie pojawił, żeby ją uratować. Kasz zaczęła pochlipywać cichutko
i wtedy zobaczyła delikatne, przezroczyste skrzydła Bryzi. No nie, znowu wiatr,
muszę się ukryć! To jakaś tragedia! Te wietrzyska urządziły sobie polowanie na
myszy, czy coś!
Od strony lądu nadlatywała mewa. Jej cień przesunął się blisko
myszki. -To naprawdę nie jest śmieszne! Nie dość, że wietrzyska na mnie polują,
to jeszcze przyplątał się ten skrzydlaty! Nie mam już sił, niech się dzieje co
chce, nie wiem gdzie się ukryć! No i rozszlochała się na dobre.
Alla i Kasz rozumiały się bez słów. Cóż zresztą było do
gadania. Wokół szlochającej myszki zrobiła się już wielka kałuża łez, trzeba
było działać. Kasz delikatnie spłynęła na piasek, żeby nie przestraszyć
zwierzątka. Alla przycupnęła niedaleko. Mysz prawie nie oddychała z przerażenia,
gdy usłyszała, że wiaterek szepce do niej: - Skąd się tu wzięłaś? Zgubiłaś się?
Jak Ci pomóc? Skąd jesteś? Gdzie Twoja mama?
-Ej, Bryzia, nie tyle pytań naraz!- krzyknęła mewa. Po kolei, bo szarusia ze strachu zatopi całą
plażę łzami! -No tak- odrzekła Bryzia i powtórzyła: - Czy potrzebujesz pomocy?
I zaraz potem delikatnie pogładziła futerko myszki. To zdecydowanie przełamało
lody. Kasz opowiedziała powoli o wszystkim, co się stało, pochlipując od czasu
do czasu. -Oj, to przecież nie koniec świata. Zaraz znajdziemy Ci mysi pałac,
jak się patrzy! Zawołała Alla! Po chwili wszystkie trzy stały przy wyschłym
konarze drzewa, który skrywał obszerną, dobrze zamaskowaną kępami traw, norkę. Porządki nie trwały długo. Bryzia wywiała
śmieci, mewa naznosiła wyrzuconych na brzeg muszli, patyków i innych skarbów, które
wykorzystały do urządzenia norki.
Przez kolejne dni Bryzia sprowadzała okolicznych mieszkańców, żeby poznali nową sąsiadkę. W końcu poprosiła też E-Wróżkę, żeby wysłała jakiś wiatr z wiadomością do bliskich Kasz, bo domyślała się, jak są zmartwieni. Wróżka obiecała, że następnego dnia z rana przyśle jeden z wiatrów po wiadomość dla mysich krewnych Kasz. Jakież było zdumienie Bryzi, gdy rankiem dojrzała nadlatującego Huriego. Z wrażenia nie mogła słowa wydusić, ale mewa ją wyręczyła. Przedstawiła Bryzię i myszkę, podając list napisany na brzozowym papierze. Huri schował przesyłkę i zwrócił się do Bryzi: – Słyszałem o Tobie! E-Wróżka daje nam w czasie wykładów Ciebie za przykład. Mówi, że wszyscy powinniśmy uczyć się od ciebie życzliwości! Może polecimy razem na jakąś wyprawę?
Ponieważ Bryzia całkiem zaniemówiła, Alla odpowiedziała za nią:
-Pewnie, obie chętnie polecimy, zawsze tu jesteśmy, wal jak w dym! -I ja też
polecę, pisnęła Kasz, ale Huriego już nie było.
20 września, 2020
Bajka pędząca z wiatrem (Jesienne bajki 10.)
W świecie Ziemian i na
archipelagach Bajkan zapanowała jesień. Największy ruch rozpoczął się na
Wiatrowej Wyspie. E-Wróżka szykowała swoje rumaki do jesiennych porządków.
Wszystkie dorosłe wiatry pracowały bez wytchnienia. Wylatywały do pracy z
samego rana i wracały wraz z zachodzącym słońcem. Każda wyprawa była starannie
zaplanowana. E-Wróżka otrzymywała komunikaty o aktualnym stanie przygotowań
do zimowego odpoczynku i opracowywała grafik wiatrowych przelotów.
W
wichrowej szkole zrobiło się nudno. Nie było treningów z mistrzami ani ćwiczeń
polowych, tylko wykłady i wykłady… Nuda… Najgorzej znosił to Huri, dzielny
kandydat do roli huraganu. Uwielbiał, gdy coś się działo, a ponieważ działo się
mało, postanowił jednoosobowo to zmienić. Małe wagarki nikomu nie zaszkodzą-
myślał. Nawet nie zauważą, że mnie nie ma, tacy są znudzeni. Co zaplanował,
natychmiast zrealizował. Wyleciał cichutko przez uchylone okno sali wykładowej,
rozpostarł lekkie i zwiewne ramiona i już wirował wśród chmur. O, matko, jak on
to uwielbiał! Nawet nie zauważył, kiedy pokonał granicę między Bajkanią i Ziemią.
Dostrzegł kolorowe miasta, rzeki i wstążeczki dróg. Zanurkował w gąszcz domów
wielkiego miasta i zawisł bez ruchu nad placem zabaw dla dzieci. Było wcześnie,
więc nikogo tu jeszcze nie było. W piaskownicy samotnie leżały porozrzucane
kolorowe zabawki. Huri lubił porządek. Natychmiast postanowił zaprowadzić tu
ład. Zawirował, porwał z niemałym trudem plastikowe przedmioty w górę i miękko przeniósł
do usytuowanego w rogu placu kosza. Wtedy usłyszał głośne brawa i poświstywania
ptaków siedzących na pobliskim krzewie.
-No wreszcie ktoś zrobił z tym
porządek!
-Należało im się!
-Nigdy nie sprzątają zabawek!
-Gdy je zobaczą w koszu na
śmieci, to się zjeżą!
W koszu na śmieci? Przeraził się
Huri nie na żarty. Myślał, że to kosz na zabawki! A to pech! Zanim ptaki zdążyły
cokolwiek ćwierknąć, już wpadł do kosza i z wielkim wysiłkiem wywiał z niego
wszystko na piach i trawę. To była jeszcze większa katastrofa. Zabawki kłębiły
się ze stosem papierków po cukierkach, pustych opakowań po ciasteczkach i
innych takich tam…śmieci! Ptaki wybuchnęły śmiechem.
-Ale czad! No teraz to już luz!
Nie tkną tych zabawek i będzie spokój!
Huri słuchał tego ze zgrozą. Te
ptaki to potwory! Cieszą się z jego niefortunnych akcji porządkowych! Dmuchnął
w kierunku chmary i wszystkie fruwacze z głośnym świergotem rozpierzchły się po
okolicy.
Pomaganie to
naprawdę trudna sprawa. Pomyślał Huri, ale że był optymistą, postanowił się nie
poddawać. Po kolei chwytał małe papierki i unosił je lekko do kosza. W pewnej
chwili usłyszał z pobliskiego balkonu okrzyk:
-Mamo, chodź tu prędko, papierki
same wskakują do kosza!
Tak, tak, widzisz, jakie
porządne, musisz wziąć z nich przykład i namówić swoje zabawki, żeby się
poukładały w twoim pokoju!
-Uf, jak dobrze, że dorośli ludzie nie potrafią patrzeć na świat tak jak dzieci. Naprawdę lepiej, że nie wierzą w bajki- pomyślał Huri i dokończył pracę. Potem przywołał mżawkę, która zrobiła prysznic foremkom, łopatkom, wiaderkom i ciężarówkom. NO, dałem radę!- ucieszył się huraganek.
W drodze powrotnej zdmuchnął jeszcze liście na pokaźne stertki i krzyknął do jeży: -Panowie, zimowe pokoje gotowe, a te potuptały galopem do bezpiecznych domków. Na skraju Ziemi, przy wrotach do bajkańskich archipelagów otrząsnął leszczynę, obok której mieszkały w nowej dziupli dębu wiewiórki- Basia i Kasia. Grad orzechów zwabił kitki, które radośnie zaczęły machać ogonkami i pokrzykiwać do odlatującego wietrzyku: -Dzięki Huri, jesteś Wielki!
Otrząsanie
orzechów całkiem wyczerpało wiaterek. Słońce zrobiło się już pomarańczowe, więc
z wielkim prawdopodobieństwem na granicy światów powinien pojawić się za chwilę
rydwan E-Wróżki- myślał pracowity wagarowicz.
I tak też się
stało. Wielki, wieczorny szum poprzedził pojawienie się wiatrowego zaprzęgu.
Huri podfrunął w górę i zręcznie uchwycił
grzywę jednego z rumaków. Pomyślał: - Jestem zaczęty! Naprawdę, jestem
mistrzem! I właśnie wtedy rozległo się głębokie: -Huri! Porozmawiamy sobie w
domu!
OJ, to nie
było miłe, zanosiło się na niezłą burzę…
16 września, 2020
Bajka z konfiturami (Jesienne bajki 9.)
Słońce ostatnio dało sobie spokój
z wylewaniem w kosmos całymi wiadrami kłującego, białego żaru. Było cudownie
ciepłe. Złote pasma miękkich promyków otulały całą ziemię. Tkały z babim latem magiczne dywany jesieni.
Kocurka wylegiwała się pod krzakiem berberysu obsypanym ciemnoczerwonymi
kropelkami cierpkich owoców. Miała cały ogród na oku. Widziała dobrze, że Żaba
przysiadła obok fontanny i z przejęciem udawała kamienny posążek. Zdradzały ją,
oczywiście, wielkie, łypiące w różne strony oczy. Robiła tę sztuczkę tak
często, że wróżka Niu czasem dla żartu mówiła
do gości: -Mam obok fontanny kamienną żabę, widzieliście? A żaba zastygała wtedy
w jeszcze większym bezruchu i prezentowała się obserwującym ją ludziom, którzy
dziwili się, że jest jak żywa i nawet przysięgali, że dostrzegli jej poruszające
się oczy:) No jasne, że się poruszały, bo obok przefruwały motyle i Żaba
nie mogła się powstrzymać przed zapamiętywaniem toru ich lotu. Paskudna,
planowała polowanie, Kocurka o tym dobrze wiedziała. Żałowała nawet, że nie ma w pobliżu CD o Aksamitnych Uszach, już on pogoniłby Żabie kota!
Tymczasem Czas
płynął wolno pomarańczowym balonem od Dzisiaj do Jutra. Patrzył z zachwytem na pianę pomarańczowo-
złotych drzew w dole, na zielono-czekoladowe dywaniki łąk, pól, na kolorowe
klocki domów poustawiane w ogrodach i wśród sadów. Dziś był wyjątkowy dzień,
miał umówione spotkanie z wróżką Niu w jej ogrodzie. Właśnie przez lornetkę
dostrzegł wróżkowe domostwo i rozpoczął manewr zniżania. Tak się cieszył ze
spotkania z Niu, że coś zrobił nie tak, balon za szybko obniżył lot i zamiast wylądować
na trawniku przy altanie, zawisł na szczycie jabłoni. Niespodziewane poruszenie
gałęzi sprawiło, że na trawę posypały się gradem złote renety. Jabłonka
krzyknęła: -Och! I zaniemówiła z oburzenia. Inne drzewa rozszumiały się,
wołając na pomoc wróżkę. Niu pojawiła się natychmiast. Czas spłynął już na
ziemię, więc przywitali się serdecznie. Zanim ktokolwiek zdążył o coś zapytać,
Niu swoim zwyczajem zawirowała wraz z motylami i po chwili naprawiony balon
leżał na trawniku w całkiem sprawnej gotowości do dalszej podróży, a złote
renety wędrowały gęsiego do wiklinowych koszy ustawionych pod drzewem. Czas od
razu wyznał, że nie zostanie długo, bo Jutro czeka i przecież musi nadejść, a
on- Czas jest za to odpowiedzialny.
Niu wysłuchała
wyjaśnień gościa, uśmiechnęła się ciepło i poprowadziła go do altany, gdzie
czekała już malinowa herbatka, babeczki dyniowe z limonkowym kremem, konfitury
z róży i oczywiście placek ze śliwkami. W tych pysznych okolicznościach nie
mogło być mowy o pośpiechu. Do tego było wiele spraw do omówienia:
zorganizowanie eskorty dla odlatujących na Jesienną Wyspę ptaków, negocjacje z E-wróżką
na temat ilości deszczu i burz, które zaplanowała na nadchodzące tygodnie, no i
pomoc w organizacji Tygodnia Spadających Kasztanów. Rozmowy toczyły się
nieśpiesznie, wokół pachniało wanilią i słodkimi owocami.
Kocurka i Żaba
usadowiły się pod schodami altany, żeby wszystko słyszeć i być niezawodnym
źródłem ważnych, jesiennych informacji dla każdego. Żaba nawet wyjęła
dyktafon, żeby wszystko elegancko nagrać, ale piorunujący wzrok Kocurki uratował ją przed
popełnieniem takiego nietaktu.
Jeśli czasem
masz wrażenie, że czas się wlecze albo zupełnie stoi w miejscu, i że kompletnie
nic się nie dzieje, możesz mieć pewność, że to właśnie wtedy Czas z wróżką Niu
planują przyszłość przy malinowej herbatce.