Od czasu wizyty psa Olafa, na
Ptasiej Wyspie stale coś się działo. Pan Sztachetka twierdził nawet, że to
wszystko sprawka wróżek i ich magii, której okruszki można było znaleźć
wszędzie. Wyspa błyszczała, śpiewała cichutko, no i pachniała jak pole frezji! Nikogo
więc nie zdziwiło za bardzo, że stary dom na wzgórzu wynajęła Lisia-Alisia.
Przybyła wprost z Kwiecistej Wyspy Kolorowej Królowej i natychmiast ogłosiła,
że otwiera Salon Ptasiej Mody.
Mało kto się do tego przyznawał,
ale absolutnie wszyscy zapragnęli odwiedzić to niezwykłe miejsce i zaznajomić się bliżej
z modnisią, Lisią-Alisią. Nawet pan Sztachetka myślał całkiem poważnie o zmianie
brązowej barwy swoich desek, która całkiem już zblakła, a gdzieniegdzie nawet
odpadała całymi płatami. Martwił się tylko, że skoro to Salon PTASIEJ Mody,
może nie uniknąć jakiegoś pierzastego deseniu.
Przez jakiś czas nie było jednak
odważnego, który powierzyłby jako pierwszy swój wygląd łapkom modnisi. Ptakodziób
Czarny rozsiewał nawet plotki, że wizyta u Lisi jest bardzo, ale to bardzo
niebezpieczna. Na szczęście, nikt jego rewelacji nie brał na poważnie.
Którejś pachnącej środy gruchnęła
wieść, że Czarnielot, wracając z Czeremchowego Zagajnika, zagadał się przez trelimórkę
z babcią, zniżył lot i tak nieszczęśliwie zaczepił o gałęzie sosny, że stracił
wszystkie pióra lewego skrzydła. Cóż było robić, musiał bez chwili namysłu
ruszyć do salonu Alisi.
W okamgnieniu całą wyspę obiegła
ta wiadomość, na którą wszyscy czekali. Niektórzy nawet udali się na wzgórze modnisi
i oczekiwali w gałęziach pobliskich drzew na efekty pracy artystki. I trzeba
przyznać, że było warto!
Po kilku godzinach otworzyło się wielkie
okno na poddaszu starego domu i oczom wszystkich ukazał się bohater
dzisiejszego dnia. Wyspa wstrzymała oddech. Lewe skrzydło Czarnielota
błyszczało błękitnymi i turkusowymi piórami, które miękko falowały na wietrze.
Do tego cichutko, prawie niesłyszalnie śpiewały jak woda w strumieniu szepcząca do traw, kamyków i gawędząca z
żabami. Ale to nie było wszystko! Dziób ptaka stał się purpurowy, a nad każdym okiem
pysznił się pęk szmaragdowych puszków.
No nie! Tego było już nadto! Tłum
ruszył do bramy starego domu, gdzie czekał spokojnie pan Długoptak z okazałym grafikiem
spotkań. Modnisia Lisia-Alisia obserwowała wszystko zza firanki i naprawdę nie
zgadlibyście, o czym właśnie myślała…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz