28 marca, 2023

Bajka alarmowa (Telefoniczne bajki 4.)





Telefon podskakiwał, wiercił się i dźwięczał słodką melodyjką wiatrowych dzwonków. Niu słyszała te niecierpliwości doskonale, ale nie mogła się oderwać od kosmicznie ważnego komponowania kolorowych pyłków na wiosenne skrzydełka motyli.

Aż tu niespodziewanie i całkiem nagle spłynęło przez lekko uchylone okno nie wiadomo co w turkusowej pelerynce i zatopiło świdrujące diamenciki oczu w bogu ducha winnej osóbce, która z pośpiechem godnym kolarza torowego rzuciła się do telefonu.

- Niech to będzie Lusia!- powtarzała.
- To Ty, siostro?
- Ja, a któż by inny? - odrzekła zdumiona Lusia.
- Dzwonię i dzwonię, a tu nic i nic. Cóż Ty wyprawiasz, Niuńka!
- Oj, o tym, jeśli pozwolisz, pogadamy później, bo...
- Bo co?
- Jak to co? W mojej kuchni wylądowało coś peleryniastego i łypie na mnie swoimi świdrującym ślepkami. Wygląda, jakby uciekło z twojego świata, daję słowo...

- Ach! No tak! Już Ci wszystko wyjaśniam… Nie całkiem uciekło. Po prostu przyfrunęło, bo właśnie zaczął się sezon na smocze loty, a twój gość to nikt inny, jak Smok Biblioteczny. Niedawno się wykluł i musi trenować loty. Pewnie nie potrafi jeszcze dobrze ocenić odległości i dlatego trafił na Ziemię. Musisz mu koniecznie pomóc. Nigdy nie widział ludzi, więc lepiej poproś Kocurkę, żeby z nim porozmawiała. Zaraz kogoś po niego wyślę. Nie pozwólcie mu odlecieć, bo się całkiem zgubi.

Niu przycupnęła na rogu kanapy i pogłaskała kocie futerko.
- Proszę, poproś Smoka Bibliotecznego, żeby się rozgościł. Już teraz, nie udawaj, że mnie nie słyszysz. Mów do niego!

Jakoś w środku monologu wróżki Biblioteczny sfrunął na podłogę i poczłapał w kierunku biblioteki. Kocurka biegła za mim. Wesoło pomiaukiwała i zwijała ogon w spiralę. Niu spoglądała z ciekawością. Po chwili domyśliła się, że dwa nieziemskie stwory rozmawiają o czymś wesoło, ale nie słyszała zupełnie ani słowa. Za to wyraźnie zobaczyła, że jej ostatnia pusta półka zapełnia się kolorowymi grzbietami wielkich ksiąg. Już była gotowa biec, żeby je podziwiać, ale powstrzymało ją ciche skrobanie do drzwi. Spodziewała się jakiegoś gołębia pocztowego albo może wędrownego żurawia, ale za drzwiami stał okazały, najprawdziwszy smok.

- Witam wróżkę! Jestem Smofesor – smok ze Smoczej Wyspy. Przybyłem po swego ucznia Smobibla. Mam nadzieję, że nie opuścił tego domostwa?
Niu zaniemówiła. – Yyyyy… - wyjąkała. – Zapraszam.

I wtedy kieszeń Smofesora zatrzęsła się. Smok wyjął pokaźnych rozmiarów coś, co odezwało się głosem Lusi: - No i jak? Wszystko pod kontrolą?

- Oczywiście, Królowo! Jakże by inaczej! Zaraz wracamy!

Smobibl jakoś nie był uradowany widokiem Smofesora. Nie najlepiej się sprawił. Zgubił się. Wypadł fatalnie. Już smoki sobie z niego pokpią. Martwił się nie na żarty mały Biblioteczny. Wtedy odezwał się Smofesor:

- No moje gratulacje! Twoja pierwsza wyprawa - i od razu na Ziemię! Brawo! No i do tego doskonała materializacja bestselerów! Od dziś będziesz przewodnikiem innych uczących się smoków w czasie podroży poza granice Archipelagów. Jestem z ciebie dumny!

Smobibl zaniemówił. Jego turkusowa pelerynka całkiem pobladła. Uszy stały się fuksjowe, a oczy nagle się spociły. Gdyby Pani Kotka nie trzymała go za łapkę, chyba by zemdlał. Kiedy jednak usłyszał radosny głos wróżki, uspokoił się na dobre.

- No i znów sprawdza się przysłowie, że podróże kształcą! Jednak bez telefonu, jakby trochę mniej… Dlatego mam dla ciebie Smobiblu turkusowy telefon o nielimitowanych rozmowach na Ziemię. Dzwoń, kiedy chcesz.
- I wpadaj do nas nawet bez zapowiedzi - dorzuciła Pani Kotka.
- Bez zapowiedzi? Dlaczego? Przecież dostałem właśnie pierwszy telefon! Będę dzwonił codziennie. I wpadał!
- Ojoj… - zaniepokoiła się wróżka.
- Mruaaa! – skwitowała Kotka.

Bajka bez zasięgu (Telefoniczne bajki 3.)

- Ułaaaa! Ułaaa! – wydzierał się telefon, skrzecząc jak ranny pterodon. Pani Kotka zerkała w jego kierunku podejrzliwie, szczególnie gdy zaczynał się trząść, jak zmarznięta ptaszyna na gałązce.
- Wystarczy, że troszeczkę podskoczę… i już go mam! – marzyła, wylegując się na kanapie.
- Kocurko! Czemu nie odbierasz? – zażartowała jak zwykle Niu! - Może to jakaś ważna wiadomość!
- Ważna? – zdumiała się kotka. – Ważne to jest najwyżej to, że moja miseczka świeci pustkami od jakiejś godziny… Całkiem urażona odwróciła zawiedziony pyszczek w stronę okna.
- Haloooo! Halo! – krzyczała Niu. – To ty siostro? Nic nie słyszę! Odłożę na chwilę słuchawkę i spróbuję do Ciebie oddzwonić, może to zadziała! Niu wybrała numer siostry, za chwilę znowu i za jakiś czas ponownie… i nic!
- Naprawdę nie ma zasięgu? - dziwiła się. – Przecież to się nie zdarza w dużym mieście! Prawie nigdy!
Niu posmutniała. Miała zamiar opowiedzieć wszystko, co się wydarzyło od wczoraj, a tu zabrakło niezastąpionej słuchaczki!
- To jakby odebrać mi mowę albo klawiaturę komputera, albo tablet i komórkę jednocześnie.
Mijały godziny, a telefon milczał, to znów dzwonił, ale był całkiem głuchy. Niu straciła humor, zapomniała o swoich ulubionych piosenkach, o ciasteczkach nawet nie wspominając. Napełniła pospiesznie miseczkę Pani Kotki, ale nic miłego przy tym nie powiedziała ani nie wyciągnęła ręki, by pogłaskać lśniące futerko. Atmosfera była arktyczna.
Pani Kotka miała tego dość. Obiecała sobie wprawdzie, że w nic nie będzie się wtrącać, ale marudna wróżka całkiem jej nie pasowała. Poderwała się więc, wyprężyła grzbiet, żeby nie wyglądać na futrzastą przytulankę i z lekka stukając pazurkami w podłogę, zbliżyła się do Niu, nad którą unosił się gęsty obłok smutku i rezygnacji.
- Miauuu… Mrauuu… Wrejjj… - zaczęła nieśmiało.
- O co chodzi kocie?
- Kocie? – to już nie Pani Kotko ani Kocurko, tylko kocie!
- Mrauuuu! – wrzasnęła naprawdę urażona, a zamyślona wróżka podskoczyła, jak przebudzona z głębokiego, kolczastego snu i spojrzała na nią bardziej przytomnie. Kotka natychmiast wykorzystała tę chwilę i zaczęła:
- Nie bardzo rozumiem, w czym rzecz! Po co wpatrywać się w milczący ekran albo wydzierać się do głuchego telefonu. Przecież mamy magiczny portal pod dwoma wierzbami. Można się tam spotkać, z kim się chce. I to natychmiast. Przy akompaniamencie szumu zielonych listków można opowiedzieć cały dzień nawet tysiąc razy! Więc po co te nerwy, no po co?
Niu otworzyła szeroko oczy. Podniosła się jak sprężyna i natychmiast wybiegła z domu. Zanim Pani Kotka doczłapała do drzwi, okolicę rozświetlił blask wierzbowego portalu. Wróżka Niu i Kolorowa Królowa radośnie się uścisnęły, usiadły na trawie i się zaczęło…
Kocurka też zasiadła na pobliskiej gałęzi i rozpoczęła kulturalną rozmowę z Panem Kotem – mieszkańcem Kociej Wyspy z Archipelagów Szafirowego Jeziora. Oni wiedzieli najlepiej, że telefon to przeżytek, liczą się tylko spotkania trzeciego stopnia:)

08 marca, 2023

Bajka na przykład (Telefoniczne bajki 2.)



I nagle… dziwny telefon zaczął się trząść, jakby dopadł go paniczny strach, a potem to już tylko śpiewał słodko i zielono. Niu patrzyła jak zaczarowana. Minęła dłuższa chwila, zanim wyciągnęła dłoń w kierunku tych hałasów. Starczyło, że musnęła czubkiem palców gładki kształt, a już usłyszała:
- Niuńka, co robiłaś, czemu nie odbierasz?
- Czemu nie odbieram? A może najpierw powiesz mi, o co tu chodzi… Jestem… Jestem całkiem zagubiona…
- Nie przesadzaj, wszystko jest dobrze, nie masz powodów do narzekania! Masz teraz za to dużo miejsca, możesz gości przyjmować i co chcesz robić, i w ogóle…
- Przestań gadać! Jesteś jakąś królową?
- E tam, jaką królową, to zwykły Archipelag jest, nic szczególnego! Są lepsze przecież dookoła! Ale nie o tym chciałam mówić. Chciałam ci powiedzieć, że tutaj już wszystko kwitnie! Wszędzie są kwiaty!
- Jak to możliwe? Mamy marzec!
- Ach, gdy tylko wróciłam…
- Wróciłaś? To Ty już tam byłaś?
- … W zasadzie tak, ale nie o tym… oj, przerywasz mi! Chcę ci powiedzieć, że od razu wydałam rozkaz, żeby każdy mieszkaniec Archipelagów zasadził jedną kwiatową cebulkę! Pomysł chwycił i teraz mamy kolorowe dywany kwiatów! Jest przepięknie! Ty też tak zrób!
- Ja? Niby jak? - odrzekła zdumiona Niu i rozejrzała się. Zewsząd patrzyły na nią błękitne oczy setek okien. Każde z nich to rzeczywiście człowiek, a nawet kilkoro ludzi… jednak… 
-Wiesz Lusiu, chyba nie dam rady ich zachęcić, ale zawsze mogę dać przykład:)
- Tak zrób! Podrzucę ci trochę kwiatowych cebulek.
Kiedy Lusia mówiła ostatnie słowa, na kuchennym stole Niu pojawił się koszyk pełen obiecanych kwiatków przyszłości.
- Dzięki, zawołała Niu, która powoli przestawała się czemukolwiek dziwić. - Ruszam do pracy!
- Super! Ty zawsze masz świetne pomysły! No to do później, pa!
- Pa! – zawołała Niu, ale telefon już zasnął, a cebulki kwiatów wierciły się zniecierpliwione, więc szybko zebrała narzędzia, chwyciła koszyk i ruszyła dawać przykład.
- A nuż się uda! Któż to wie! Ludzie są nieprzewidywalni. Szczególnie, gdy im nikt nic nie każe:)

07 marca, 2023

Bajka Lusi i Niu (Telefoniczne bajki 1.)


Pewnie nie uwierzysz, ale tak było i już. Zaraz z samego rana wszystko jakoś zaczęło inaczej wyglądać. Lusia patrzyła i oczom nie wierzyła. Zupełnie. Przez samiuśki środek kuchni płynęła smużka czegoś błyszczącego i pachnącego morelowo. Schyliła się, chwyciła to coś w dłoń… i nic… Nic zupełnie nie chwyciła!  - Ja chyba śnię! Położę się na chwilkę. Pomyślała i natychmiast zajęła najwygodniejsze miejsce na granatowej kanapie. Kątem oka zerkała na kuchnię, a tam szumiała już rzeka tego czegoś! Cóż to będzie? Niu jeszcze się zgubi w tej mgle, gdy wróci. Muszę coś zrobić, natychmiast! Zerwała się na równe nogi i podbiegła do okna. Zerknęła i zamarła… No nie… nie jestem żadną Dorotką, to nie dzieje się naprawdę! I nawet psa nie mam!

Lusia krzyczała coś, ale nikt jej nie słyszał, bo dom szybował już w chmurach, jakby rzeczywiście leciał do Krainy Oz! Ze zdumieniem stwierdziła, że w dole nie pozostał żaden lej, dziura ani zburzone fundamenty! W dole stał drugi dom, taki sam jak ten, którym właśnie odlatywała! Dostrzegła nawet Niu, która wchodziła po schodach i dziwnie się rozglądała!

- To nie dzieje się naprawdę! Zaraz się obudzę! – prawie krzyczała Lusia!

- To nie dzieje się naprawdę! Chyba śnię! – szeptała Niu, która właśnie weszła do domu wypełnionego morelowym czymś. Rozejrzała się i oczy zrobiły jej się za ciasne. Wszystkie rzeczy Lusi zniknęły! Nawet granatowej kanapy nie było… Ani książek, ani kwiatów, ani nawet szklanych i malowanych ptaków. Cały dom wypełnił się tylko jej rzeczami.

Niespodziewanie, błyszcząca smużka zwinęła się jak kłębek włóczki, zamigotała ciepłym światłem i wyświetliła hologram dziwnej postaci. Najpierw rozległo się mruczenie, potem coś zagwizdało, zagrało jakiś kawałek znanej piosenki, aż w końcu chropowaty głos przemówił:

- Fajnie, nie? I udało się za pierwszym razem! Nawet bałaganu nie ma! Czad!

- Kim jesteś i co zrobiłeś z moją siostrą? Mów, bo zaraz cię…

- Spokojnie, po co te nerwy! Kolorowa Królowa została wezwana do stolicy! A my przy okazji testujemy podróże w domach! Ekstra, co?

- Jacy my? Jaka Królowa! Coś ci się pomieszało! Wysłałeś w kosmos moją siostrę Lusię!

- Ojojoj! To ty nic nie wiesz! Bidulko! No nie ja jestem od tajemnic Archipelagów, więc wybacz! Acha, masz tu telefon, taki bardziej magiczny! Możesz z niego dzwonić do Kolorowej Królowej! Kiedy tylko chcesz! No tak mi się wydaje przynajmniej… To nara!

- Stop! Jakie „Nara”! Wracaj tu! Ale już! - Niu wydzierała się, jednak po dziwnym hologramie nie było już śladu i po morelowej kuli też… Wpatrywała się w płaski przedmiot, który absolutnie w żadnym sensie nie przypominał telefonu…  Jednak tylko on był niezaprzeczalnym dowodem na to, co się właśnie stało…

- I co teraz będzie… szepnęła bliska płaczu Niu, rozglądając się po starym-nowym domu…

I nagle... Ale to już całkiem inna historia:)

04 stycznia, 2023

Bajka w piernikowej chatce (Ciasteczkowe bajki 12.)


Mistrz Milander Śmietanko objął w posiadanie Cynamonową Wyspę już dobry rok temu. Używał z namysłem magicznego zaklęcia, żeby żadnej prośby nie zmarnować na bzdurki. Jego miasto nie miało sobie równych. W żadnym zakątku żadnego ze światów ciekawski podróżnik nie znalazłby czegoś podobnego. Każda z uliczek lśniła innym lukrowym kolorem. Była Błękitna, Indygo, Pomarańczowa, Złota, Czerwona, Śnieżnobiała i… Ach, ach! I jakie tylko chcecie. Wszystkie kamieniczki nie tylko pachniały, ale też były całkiem zaczarowane. Można było odłamać kawałek cynamonowej okiennicy, skubnąć lukru, chrupnąć słuszny kawałek czekoladowej klamki, a po chwili wszystko było na powrót nienaruszone i świeżutko pachnące. To był jeden z najlepszych pomysłów na cynamonowe zaklęcie, jakie Mistrz Śmietanko stworzył.

Właśnie mijał rok od niezwykłych wydarzeń ostatniego Festiwalu Ciasteczek „Mniam!”. Mistrz Milander nie musiał już z nikim rywalizować! Od tego roku był jurorem oceniającym ciasteczkowe popisy innych cukierników. To sprawiało, że spodziewał się tłumu świątecznych turystów, którzy już przybywali z najdalszych archipelagów, by podziwiać jego Cynamonową Wyspę.

Oczywiste było, że wszystkie kolorowe, lukrowane uliczki były wszystkim dobrze znane! Szafirnet roił się od cudownych zdjęć milionów podróżników, którzy uwielbiali robić sobie selfi w cynamonowych zaułkach. Milander potrzebował więc nowości! Postanowił, że sam wypiecze kolejne budowle i ani razu nie użyje zaklęcia. Oczywiście, z wyjątkiem tego końcowego, które będzie odświeżało konstrukcje. Głowił się już od lata, aż w końcu olśniła go myśl, że najlepsze pomysły mieszkają najbliżej! Wyciągnął tekturowe pudło pełne zapomnianych prawie fotografii z dzieciństwa. Tak! Znalazł! To było to! Tego potrzebował!

Ze starych fotografii radośnie zerkały na niego czekoladowe oczy PIERNIKOWYCH CHATEK! Tak! Miał tych zdjęć niemało! Sam je zrobił! A właściwie robił je każdego roku, gdy dostawał taki słodki prezent od wróżki Niu! Najpierw zdjęcie, a potem podjadanie! Niu wypełniała chatkę słodyczami, więc zanim odłupało się kawałek daszku, można było wydobywać słodkie żelki, orzeszki w czekoladzie, rodzynki w lukrze i truflowe kulki ukryte we wnętrzu domku!

Wróżko Niu! Dzięki! To będzie moja nowa uliczka! Uliczka Piernikowych Chatek Wróżki Niu. Nazwa może trochę przydługa, ale trudno! Musi taka być! Milander ruszył do pracy. Nie minął tydzień, a nieopodal sosnowego zagajnika, wzdłuż rzeczki goździkowego lukru – rozgościły się cudowne piernikowe chatki. Nowy zapach przebił wszystkie dotychczasowe, a właściwie uzupełnił je i wzmocnił. Piernikowa nuta rozsnuła się po wszystkich zakątkach Wyspy. Każdy turysta, który na nią wkroczył, widział najszczęśliwsze chwile swojego dzieciństwa. Pojawiały się jak lekka mgiełka otulająca piernikowe chatki. Wszyscy widzieli tę mgiełkę, ale każdy dostrzegał w niej własne, zapomniane czasem chwile szczęścia, które powracały wraz ze wspaniałymi słodyczami wypełniającymi chatki.

Milander był szczęśliwy! Udało mu się! Każdego dnia przechadzał się wzdłuż piernikowych chatek i z radością dodawał nowe słodycze. A to mięciutkie marcepanowe gwiazdki, a to srebrne i różowe lizaczki albo marmoladki w cukrze. Nie muszę dodawać, że sława Cynamonowej Wyspy sięgnęła tego roku krańców kosmosu. Pojawiło się nawet nowe powiedzonko oznaczające stan błogości, spokoju i szczęścia: Jestem w piernikowej chatce! Czy Mistrz Milander potrzebował w życiu czegoś więcej? No cóż, wszyscy znają odpowiedź!

14 listopada, 2022

Bajka gąsienicy Kari (Misiowe bajki 7.)


- Uwaga! Uwaga! Pociąg Gąsienicowy wjeżdża na stację! - Podróżni! – Szykować się! -wrzeszczy na cały dom Kari. Jej kolorowe łapki przebierają najszybciej, jak mogą.

-Tia! – odkrzykuje radośnie Panna-Dziewczynka i zajmuje szybciutko miejsce gdzieś między fioletowym, a czerwonym. Oczywiście, musi też wsiadać miś Chrapuś, pajacyk Senek i ma się rozumieć Kocurka. Ale Kocurki nie ma! Nie ma i nie ma! Kari postanawia więc ruszać bez niej. Daje sygnał i wolniutko rusza z miejsca, a potem coraz szybciej robi kilka tras wokół domu, aż do momentu, gdy Nati zainteresowana czymś, co dostrzegła po drodze, wyskakuje z pędzącej gąsienicy i rozpoczyna nową zabawę.

- Kiedy przychodzi czas na jedzonko, Nati niesie w misiowej miseczce na przykład owoce. Wtedy Kari natychmiast pierwsza dopada do czerwonego stoliczka i kładzie na nim grzecznie pyszczek. Czeka, ale rzadko udaje jej się to czekanie.

- Skubnę tylko troszeczkę… dwie borówki, kawałeczek mango… przecież muszę mieć siłę na te podróże… - usprawiedliwia się przed samą sobą. Ale nie musi! Nati uwielbia jeść ze swoimi zabawkami, to takie misiowe!

Czytanie bajek też jest misiowe, najbardziej na świecie. Tej przyjemności nie opuszcza nikt. Natusia wybiera książeczki, sadowi się na kolanach babci, a wszystkie zabawki tłoczą się, żeby dobrze widzieć obrazki. Jest taki gwar, śmiechy i piski, że musi paść pierwsze słowo, żeby się wszyscy uciszyli. Kari wieczorem przysięga, że gdy babcia czyta, ona widzi, jak słowa zamieniają się w kolorowe obrazki i płyną niczym chmurki po niebie w pogodny dzień. Jest jasne jak słońce, że każda chmurka paraduje przed Natalią i przed gąsienicą też, przeczcież, oczywiście…

Dziś z samego rana wybuchła nowa awanturka. Kari przechwalała się jak co dzień:

- A wczoraj, to w czasie przejażdżki odkryłyśmy z Nati kryjówkę Pani Kotki! O tam! Za zasłoną!

- Chyba zmyślasz - zawołał dywanik - przecież Pani Kotka ma swój domek w rogu pokoju, nie musi szukać kryjówek.

- No chyba że przed tobą - zawołała wesoło piłka Mania.

- Nie jesteś, Kari, najważniejsza! – przekrzykują się puzzle.

- My też jesteśmy ważne! I my! I my! – wołają układanki, pluszaki i kredki. Ale Kari się nie przejmuje i nie słucha ich. Po prostu wie swoje i już!

Wieczorem, gdy cały świat ziewa i  czeka na słodkie sny, a potem razem z nimi zasypia bezpiecznie w łóżeczku, gąsienica przywołuje Panią Kotkę. Uwielbia słuchać jej cichego mruczenia. Czasem nawet przeprasza za codzienne przechwałki…

Pani Kotka tylko się uśmiecha, zna przecież dobre serce Kari. Więc w absolutnej zgodzie układają się wygodnie w fotelu i czekają na następny, niezwykły, Nataliowy dzień.


08 listopada, 2022

Bajka na wieży z klocków (Misiowe bajki 6.)


Za każdym razem to jest zaczarowana chwila. Klocki starają się najlepiej, jak potrafią. Robią przy tym straszny hałas.

- Ej, Czerwony - szybciej, szybciej!

- Różowy! Uwaaażaaaj! Krzywo stoisz! Chwiejesz się!

- Aaaaaaaaaaaaa…… I Różowy już pikuje z samej góry na dywanik. Natusia wcale go nie słyszy, bo jest pochłonięta budową. Szybciutko podnosi skoczka i delikatnie, ale zdecydowanie umieszcza go na szczycie konstrukcji. Jeszcze kwadratowy, owalny i… i okrągły! Uf! Nie było łatwo!

No i właśnie wtedy do pokoju wpada jak strzała Kocurka. Jednym ruchem ogonka potrąca lekko wieżę i budowla rozsypuje się jak kruche ciasteczko pod futrzastą łapką…

- Ojoj, ojoj! – mruczy Chrapuś.

- Nie martw się… - zaczyna niepewnie Senek.

Ale nie muszą przecież nikogo pocieszać! Natusia uśmiecha się słodko, klaszcze z uciechy w rączki i natychmiast zaczyna budowę od nowa.

- To po prostu nasze słoneczko… - sapie z ulgą miś Chrapuś!

- Sama radość! – dodaje Senek. – Aż mnie tak drapie w gardle…

- Tylko bez łez, proszę… - woła łóżeczko. I cichutko skrzypi z dumy.

Tylko gąsienica Kari jest nadąsana. Nie znosi, gdy Panna-Dziewczynka bawi się z kim innym.

18 października, 2022

Bajka pogody ducha (Pogodowe bajki 10.)





Wróżka Tysiąca Emocji uwija się od rana. Cóż to za dzień! Wszyscy potrzebują pomocy. Ponury nastrój snuje się nad polaną jak przykre wspomnienie, gorzka pigułka, a może nawet jak niemiłe słowa. Motylki przycupnięte w suchych zakamarkach nie trzepoczą barwnymi skrzydełkami. Pszczółki zgromadziły się przy wlocie do ula i wypatrują jesiennego słonka. Nawet żaby schroniły się pod wielkimi liśćmi łopianu i liczą smętnie krople deszczu skapujące z wierzbowych gałązek. Rybkom w stawie też taka pogoda nie pasuje.

Jedynie zaczarowany pyłek z różdżki wróżki rozprasza na moment te szarochwile i budzi radosne wspomnienia. Żeby smutek nie otulił całego swiata, na pomoc ruszają Wróżka Niu i E-Wróżka. Tańczą w kroplach deszczu i wesoło śpiewają, więc świat oczywiście pięknieje na moment.

Ale cóż to? Wszyscy nastawiają uszu i przecierają oczy ze zdumienia. Z oddali słychać wesołą piosenkę! Ktoś śpiewa i zanosi się od śmiechu! Bez czarodziejskiej pomocy, zupełnie! Co jest? Te oczywiste pytania odpędzają deszczowe odrętwienie.

Radosny śpiew przybliża się… i nagle! Ach! Co za widok! Przed oczami zdumionych obserwatorów pojawia się kolorowa, płynąca w powietrzu plama, potem widać jakieś podrygujące nóżki w żółtych jak lipcowe słońce kaloszach! I wreszcie… Wszyscy słyszą wyraźnie:

Nic nas nie zasmuci, nic nas nie rozmaże,
Bo znamy najlepiej szczęścia korytarze.
W naszych sercach przyjaźń rządzi,
Z nią nikt w smutku nie pobłądzi!

Tra-la-la, tra-la-la!
Myszka szczęście ma!
Tra-la-la, tra-la-la!
Jeżyk szczęście ma!

Więc wszyscy już wiedzą i widzą! Pod kwiatowym parasolem spaceruje uśmiechnięta myszka Sza i jej przyjaciel Tuptuś! Każdy chce do nich dołączyć i też się tak cieszyć bez powodu! Ale przecież się nie zmieszczą! Aż tu nagle zapala się radosny promyk słońca, który śpiewa: - Tra-la-la, tra-la-la! Krople deszczu błyszczą jak reflektory! Deszczowa chmura uśmiecha się od ucha do ucha i odpływa, machając wszystkim na pożegnanie.

Pani Kumka patrzy na to wszystko i nie wierzy. A niech to, taka radość to ma moc! Wszyscy skaczą po kałużach, strząsają ostatnie krople z gałęzi i przekrzykują się wesoło. Więc żaba też, no bo czemu nie?

Niu, E, i TE - oczarowane mocą POGODY DUCHA zapraszają wszystkich do swojego zamku na Wyspie Wróżek. Pani Kotka, która nie wiedzieć skąd pojawia się pod krzaczkiem, aż wzdycha ze zdziwienia i przysiada z emocji.

Tylko Sza i Tuptuś niczemu się nie dziwią. Jeżyk zakłada rolki, myszka wskakuje na deskę i mimo błota są po chwili na Wyspie Wróżek! Żadnej smętnej nieśmiałości! Sama czysta radość!

16 października, 2022

Bajka Pogodnego Miasteczka (Pogodowe bajki 9.)


Kredkowanie Świata przeminęło. Liście rozlokowały się już na Jesiennej Wyspie. Teraz wszyscy rozprawiali o nowych, śnieżnych kożuszkach. Brzozy przechwalały się, że tylko one noszą zawsze lekkie jak puch wdzianka, znacznie piękniejsze od ciężkich kapot jodełek i sosen.

Jeżyk Tuptuś uśmiechał się, słysząc te przechwałki. Sam też szykował się do zimy. Wyciągnął przed domek wielki kufer z zimową odzieżą i dokładnie sprawdzał, czy wszystko jest w należytym porządku. Kiedy wziął do łapek kurtkę z kapturem, pojawiła się Pani Kotka.

- Co tam, Tuptusiu? Dziś bez myszki?

- No tak, Sza przenosi się do miasta. Wróżka Niu podarowała jej trochę magicznego pyłku, więc błyskawicznie poradziła sobie z przeprowadzką. Przyznam, że nudno tu bez niej, zawsze coś wesoło opowiada i nigdy nie strzela fochów, lubię ją za to.

- A co to za fikuśna kurteczka, zainteresowała się pani Kotka, żeby zmienić niewesoły temat.

- Ach, zaśmiał się jeżyk, to niezła historia jest! Kiedyś na Pogodnej Wyspie dla żartu kupiliśmy z kolegami te kurtki, które mają kapturki w kształcie czerwonych jabłuszek. Gdy jeżyk zakłada taki strój, wygląda, jakby dźwigał na grzbiecie wielkie jabłko. Kiedyś, gdy wracaliśmy z Pogodnego Miasteczka, jakiś człowiek nas dojrzał i rozpowiedział natychmiast, że nosimy na grzbietach jabłka! Co za historia! Ludzie powtarzają ją od lat, mimo że to przecież niemożliwe, dziwię się, że są tacy łatwowierni!

- Ja się tam nie dziwię, mieszkam z jedną taką ludźką, naprawdę czasem mnie zdumiewa! Ale cóż, przywiązałam się do niej, więc łykam wszystkie bajki, jakie wypisuje!

- No wiesz, w naszym świecie wszystko jest bajką!

- No, no, ale filozof z ciebie! Lepiej powiedz, jak z biletami do Pogodnego Miasteczka. Słyszałam, że idą jak woda!

- To prawda, zima nadchodzi sroga, więc każdy pragnie tam pojechać. I podobno wróżki pracowały całe lato, więc będzie piękniej niż kiedykolwiek. Miasteczko rozrosło się wspaniale i zajmuje już całą Pogodną Wyspę! Zawsze słońce, temperatura idealna dla wszystkich, śpiew ptaków, szum wody, motyle, kwiaty, relaksująca muzyka i wszystko czego dusza zapragnie. Żadnych ulew, zamieci, powodzi, gradobicia ani piorunów. I błota, oczywiście. Nieustające wczesne lato z truskawkami, malinami i papierówkami… - rozmarzył się Tuptuś.

- Papierówkami? A cóż to takiego? – zdziwiła się Kocurka.

- To wczesne kruche jabłuszka, mniam, mniam…

- No ja nie przepadam w zasadzie, ale powąchać mogę… - bez przekonania stwierdziła Kotka.

Jeżyk wyciągnął z kufra plik zdjęć z wypraw do Pogodnego Miasteczka! Tylko popatrz! Jakie kolorowe domki, aż chce się w nich zamieszkać!

- To prawda, ale... ach! Co widzę! - krzyknęła Kotka a jej oczy zrobiły się wielkie i okrągłe, zupełnie jak namalowane:)

- Koty! Tam były koty! Pewnie dzikie… Ale pewności nie ma… czyli może i my, domowe koty też możemy starać się o bilety do Pogodnego Miasteczka? – Kotka była wyraźnie poruszona.

- A czemu nie! Jesteście zwierzakami jak wszystkie inne, a że mieszkacie z ludźmi… Cóż, nikt nie jest doskonały…

- Tuptusiu, jesteś prawdziwym przyjacielem, dziękuję! Baaaardzo….

I tyle ją jeżyk widział.

- Nuf, nuf – zamyślił się… - Ale co ona zrobi ze swoją ludźką, jeśli wyjedzie?

Bajka Kredkowej Jesieni ( Pogodowe bajki 8.)



-To chyba niemożliwe… - szepnął zdumiony jeżyk Tuptuś, gdy wyjrzał rankiem ze swojego domku pod trzema brzózkami. Świat przed mim mienił się kolorami. Cały trawnik był jak puszysty, barwny dywanik. Tuptuś biegał od purpurowego liścia do bursztynowego, to znowu do miodowego, do ciemnozielonego i brązowego… Nigdy nie mógł się nadziwić tym cudom.

- Co cię tak zachwyca, Tuptusiu? – zawołała wesoło myszka Sza.

- Jak zawsze, te cudowne kolory! Zdawało mi się, że jeszcze wczoraj świat był zielony, a tu, proszę, takie czary!

- Wiesz, mogę ci to wyjaśnić. Wszystkie drzewa bardzo troszczą się o swoje liście, które muszą odlecieć na Jesienną Wyspę. Wszystko planują, a nawet mają takie komputery, które włączają akcję odcumowywania liści od gałęzi! Wiem to, bo mieszkałam zimą…

- Tak, tak, mówiłaś – u jednego naukowca, który…

- O, pamiętasz, więc ten naukowiec badał drzewa i wydawało mu się, że wszystko o nich wie, ale nic nie wiedział! Bo drzewa nie zdradziły mu najważniejszego - Tajemnicy Kredkowej Jesieni.

- Ja też jej nie znam! Chyba coś zmyślasz!

- No wiesz! Czy kiedyś cię okłamałam? Obraziłabym się, ale szkoda na to czasu, więc wszystko ci powiem. Pamiętaj jednak, że nie możesz niczego zdradzić żadnemu człowiekowi. Oni wierzą komputerom, toteż nic by pewnie nie zrozumieli i zaraz chcieliby wszystko sprawdzać, badać, zapisywać i drukować w książkach… Same problemy z tymi ludźmi…

- Tu masz rację…

- A zatem, kiedy drzewa przygotowują liście do odlotu na Jesienną Wyspę, świat szarzeje, wysycha, a liście tracą swój soczysty kolor. Tak musi być, inaczej nie odcumowałyby wcale od gałęzi. Kolorowej Królowej znudziło się wysłuchiwanie narzekań na szary, ponury świat i razem z Panią Jesienią zaplanowały Święto Kredkowania Świata! Jakoś tak na początku października wszystkie kredki ze wszystkich światów kolorują wszystkie drzewa i krzewy, i kwiaty, i trawy! Każdy listek może dostać takie nowe ubranko, jakiego pragnie. Natura zaczyna wyglądać, jakby stroiła się na wielki bal! A to tylko uroczy, pożegnalny prezent od Królowej i wróżek dla odlatujących liści! No i marudzących ludzi!

- No i co, to dzieci nie widzą, że ich kredki gdzieś znikają jesienią?

- No nie, bo Święto Kredkowania Świata odbywa się nocami, kiedy dzieci śpią! Gdy kredki wracają do pudełek i szuflad, są na nowo zaostrzone i błyszczące! To wszystko czary kochanej E-Wróżki!

Jeżyk Tuptuś zamyślił się, pomruczał: -nuf, -nuf,- nuf… i podreptał pędem do swojego domku.

- Dokąd to? – krzyknęła zdumiona myszka Sza.

- Jak to dokąd? Idę spać! Nocą będę oglądał Kredkowanie Świata!

28 września, 2022

Bajka oszroniona (Pogodowe bajki 7.)


- Ale ekstra! Tato! Tato! Dziadek przyjechał! Chodź szybko! - wydzierał się Ronek wniebogłosy. - Już, już! Idę! – odpowiedział tato Przymrozek i zamyślił się. Jakiż to powód sprowadza Ojca tak wcześnie z wizytą. Spodziewali się go dopiero za dwa, trzy miesiące. Zaciekawiony wyszedł na podwórko i zobaczył piękny Ojcowski  śnieżnobiały płaszcz, który w porannym słońcu lśnił jak milion diamentów rozsypanych po świecie. A i mały Ron już zdążył z radości oszronić wszystkie drzewa, krzewy i samochody sąsiadów. Było pięknie!

- Ojcze! Co Cię sprowadza do nas o tej porze - spytał z troską w głosie Przymrozek. Pani Zima nawet jeszcze nie szykuje się do drogi. Wczoraj na herbatce była u nas jej siostra - Pani Jesień!

- A czy coś musi się stać. Przecież to nie nowość, że wpadam czasem z wizytą. Przed nadejściem zimy mam więcej czasu, a na królewskim dworze nic się teraz nie dzieje. Zapasy śnieżynek gotowe, nowe mroźne wzory zaprojektowane. Więc cóż robić! Zatęskniłem za wnukiem, moim małym Szronkiem! Zostanę do południa, jeśli pozwolicie.

- Ależ zapraszamy! - Tak Dziadku, zapraszamy! – wołał Ronek.  Wszyscy na pewno ucieszą się, że tak cudownie upiększyliśmy świat, bo letnie i jesienne kolory całkiem już wyblakły!

- No nie wiem, nie wiem, szkrabie… - uśmiechnął się pod wąsem Dziadek.

Ronek posiedział z dorosłymi w domu, a potem postanowił zobaczyć, czy efekty przyjazdu Dziadka zachwyciły wszystkich wokół. Jakież było jego zdziwienie, gdy uszy wypełniła mu błyskawicznie lawina narzekań. Ludzie byli wściekli, w środku jesieni musieli oskrobywać szyby samochodów z mroźnych śladów i cudownych efektów radości Ronka! Szron na szybach w żadnym razie ich nie zachwycał. Mówili coś o zmianie opon, skandalicznie wczesnych opadach i tak dalej. Ron płakał, a jego  łzy zastygały jak kryształowe sopelki na wszystkich krzewach i płotach. Jak ja to powiem Dziadkowi, będzie mu przykro, że nikt nas tu nie lubi. Nawet ptaki spomarańczowiałe z nagłego zimna i zacietrzewione wydzierają się w swoich językach.

Wtedy niespodziewanie i zupełnie nie wiadomo skąd pojawiła się E-Wróżka! Usiadła obok Ronka na ceglanym murku i powiedziała: - Nie martw się, ludzie stale narzekają, zawsze coś im w pogodzie nie pasuje. A to za gorąco, a to za zimno, a to znów zbyt często pada… Nie zmienią się nagle. Ale zaraz zobaczysz, że  jak zwykle i dziś szybko spojrzą na świat z innej perspektywy.

I rzeczywiście, po chwili Pani Pomponikowa orzekła, że powietrze jest rześkie, zupełnie wiosenne, a świat wygląda jak po solidnej kąpieli! Jej sąsiad - pan Pętelka - uśmiechnięty zawołał do żony: - Rozruszałem się i całkiem mi ciepło. Nagle jakoś chce mi się coś robić! Jak mogłem siedzieć od tylu dni przed telewizorem.

Tylko dzieci wcale nie miały z niczym problemu, piszczały na widok śniegu i szronu, robiły sobie selfi na tle upiększonych przez Ronka krzewów i natychmiast chciały wyciągać z piwnicy sanki, mimo że jesień była w pełni.

Przymrozek Ronek uśmiechnął się szeroko, spojrzał na drzewa. Ptaki zdążyły ochłonąć i znów wyglądały jak najpiękniejsze broszki drzew i to śpiewające!  A wszystko dzięki wizycie Dziadka!


Bajka w chmurach (Pogodowe bajki 6.)



Jesień rozgościła się na dobre. Wszystko jest inne. Jakby pierwszy raz świat wystroił się w wełniany szal skłębionych chmur. Ale co tam świat! To one - jesienne chmury wreszcie mogą zagrać główną rolę w teatrze kolorów i światła. Bawią się doskonale. Wieczorami lubią tworzyć stado, zanim słońce zajdzie. Na przykucnięte na ziemi domy, rzeki, stawy i lasy leje się wtedy cudowne szafirowe światło przetykane pasmami głębokiego cynamonu i pomarańczy.

Stratuś jest jeszcze całkiem małą chmurką i tylko obserwuje popisy starszych chmur. Zawsze z zachwytem patrzy na to, jak świat w jednej chwili zmienia się całkowicie, jakby ludzie błyskawicznie go przemalowali, zmienili dachówki swoich domów na turkusowe albo złociste, albo purpurowe, albo nawet czarne jak smoła.  Razem z Lusią, chmurką deszczową żeglują po niebie na grzbiecie wiatrowego rumaka. Raz nawet udało im się pokropić znienacka dzieciaki na placu zabaw. Ale było śmiechu i radości! Dzieci wirowały jak szalone, podnosiły głowy do góry, łapały krople deszczu w dłonie i wołały radośnie do Lusi i Stratusia: - Ekstra! – Super! – Czadowo! - Deszczyk jak na wiosnę! -  Jeszcze! - Jeszcze!

To porównanie do słabiutkich wiosennych deszczyków wcale się chmurkom nie spodobało! Przecież one są jesienne! Groźne! Kłębiaste! Deszczowe! Ale co tam! Szkoda czasu na obrażanie się, bo wiaterek już czeka, gotowy zabrać przyjaciół w kolejną podróż. Pędzą więc i oczom nie wierzą, że ich lot przemienia świat, otula cieniem i głaszcze wpuszczanymi nagle promieniami zachodzącego słońca. Wszystko wybucha tysiącem nowych barw. Chmurki podziwiają magiczny pokaz mody, który udaje im się stworzyć. Zupełnie jakby były dorosłymi, jesiennymi chmurami.