22 lipca, 2021
Bajka na czterech łapach (Misiowe bajki 4.)
19 lipca, 2021
Bajka ciekawskich kolorów (Misiowe bajki 3.)
15 lipca, 2021
Bajka na wsi (Misiowe bajki 2.)
14 lipca, 2021
Bajka najlepszej kołysanki (Misiowe bajki 1.)
Misio Chrapuś zatkał sobie uszy, bo w pokoiku brzęczało jak
w ulu.
- Spokój! Ciszej! Co z wami? Żadne dziecko nie zechce
mieszkać w takim hałasie, a co dopiero taka kruszynka Natusia!
- Przepraszam bardzo, ale z KRUSZYNKA rymuje się NATINKA, a z
NATUSIA, to co najwyżej - MALUSIA… Popisywał się dywanik Miluś, który uważał się
za poetę, bo miał na kubraczku napis: „Miłych snów”.
Chrapuś nie skomentował tych mądrości, tylko nasłuchiwał i rozglądał
się czujnie. Wreszcie, bezradny zupełnie spytał: - Co tak tupie?
- Nie CO, tylko KTO? –odrzekły rozbawione buciki Tuptaki i radośnie
wytuptały całkiem miły rytm. Fotel podchwycił go i zaczął podrygiwać, a pani
Kocurka natychmiast rozpoczęła muzyczną improwizację, która miała być
kołysanką! Załamany Chrapuś mruknął pod nosem: -No masz, przy tym miauczeniu po
prostu nikt nie zaśnie, a co dopiero nasza mała Li.
- A to będzie tu mieszkać jeszcze jakaś Li? – spytało zdumione Łóżeczko, które właśnie przebudziło się ze smacznej drzemki.
- Dwie? Z tuzin chyba... - z troską w głosie odezwał się
pajacyk Senek. - Liczcie: Nati, Natusia, Natiko, Natalia, Natinka, Natka, Natali i jeszcze Li…
Jak my je wszystkie pomieścimy… Straszny tłok będzie…
- Oj, Senku, co ty pleciesz… - westchnęła pani Kotka. To
imiona jednej Panny-Dziewczynki! Zdrobnienia, znaczy się.
- Ach tak? -zdziwiła się pani Piłka, a pajacyk się rozpromienił: - Jedna? To super! Damy radę! Na luzie!
- My tu marnujemy czas, a przecież kołysanki trzeba układać, szykować
się! - mądrzyła się pani Kotka.
- Ja, ja mam kołysankę! -wrzasnął jasieczek Jasiek i zanim ktokolwiek otworzył usta, wyrapował:
Bzium-bzium, szuru-buru, błotko,
Zaśnij Kruszynko szybko i słodko!
- No nie! -miauknęła Kotka. - Nati zaraz będzie płakać, bo się
wystraszy, że jej się nóżki ubłocą…
- Ja mam świetną! - zawołał Fotel:
Sapu, chrapu, luli,
Uśnijże w koszuli.
Ale i to się nie spodobało, bo maluszki przecież śpią w śpioszkach,
to wiedzą wszyscy.
Miś Chrapuś, jak zawsze miły, zaproponował, żeby każdy ułożył
swoją kołysankę, bo nie wiadomo, która się spodoba. Ogłosił też konkurs na kołysankę,
która najszybciej ulula Pannę-Dziewczynkę.
Cały pokoik rozśpiewał się w najlepsze:
Miau-mrau, czarne koty,
Bierz się Senku do roboty.
Albo:
Luli, luli moja Królewno,
W miękkiej pościeli uśniesz na pewno!
Obrazki zawodziły cienko:
W lewo, w prawo, w górę w dół
I zaśnięcia już jest pół!
- No tak, to nie! - złościła się znowu Kotka. - A gdzie Natalia w waszej
kołysance?
Obrazki poprawiły się natychmiast, śpiewając na pięć głosów:
Pędzlem w lewo, pędzlem w prawo,
Śpisz Natusiu, no i brawo!
Wtedy właśnie niepostrzeżenie pojawiła się w swojej kołysce
Panna-Dziewczynka. Szum zgasł. Nawet buciki nie tuptały, a pani Kotka wyglądała
jak koci posąg. W powietrzu płynęła Wróżka Tysiąca Emocji, bo wreszcie przybyła
Panna Tuzina Imion:)
27 maja, 2021
Bajka wąsatki (Ptasie bajki 10.)
-Nie wychylaj się, zacząłeś
dopiero loty, możesz wpaść do wody!
-Oj, mamo, daj spokój… mam już
przecież 13 dni! Latam najlepiej ze wszystkich wąsatek! Tato tak mówił wczoraj…
Tym słowom Cynamonka towarzyszyło jednak miłe uczucie, że mama stale się o
niego troszczy, bo go uwielbia:)
-Już dobrze, nie dąsaj się! Zaraz
będzie obiad!
Cynamonek postanowił poćwiczyć przed
obiadem loty, żeby wracający do domu tato znowu go pochwalił. Szło mu naprawdę
znakomicie. Niespodziewanie jednak przyfrunęły inne młode wąsatki -Jasiek i
Adam.
-Hej Cynamo! Co robisz?
-A nie widać! I zaświstał -Ptiu,
ptiu, pci, pti… pti, pti- sfruwając na najniższy liść, prawie dotykający wody,
ale właśnie wtedy usłyszał:
-Cynamonie, synu! Nie jesteś zbyt
ostrożny! Za bardzo uwierzyłeś w swoje umiejętności! Uczyłem cię przecież, że
trzeba zawsze być przezornym i myśleć przed szkodą.
-Co? Przezornym? Przed szkodą?
-Nic nie rozumiem!- dziwił się Adam.
Cynamuś zezłościł się! -A niech
to! Akurat teraz musieli przylecieć i mnie prowokować! No może mnie i nie
prowokowali, sam chciałem się popisać… Słabo! Bardzo słabo! A tak chciałem,
żeby tato był ze mnie dumny.
-Zawsze jestem z ciebie
dumny-synku! To nie znaczy jednak, że będziesz słyszał tylko pochwały!
-O matko! Tata umie czytać w
myślach! To pewne!- nie na żarty zaniepokoił się wąsatek. W ogóle jest
wyjątkowy! Ma wspaniałe wąsy! Wszyscy go po nich od razu poznają. Dlatego właśnie
jesteśmy rodziną WĄSATKÓW:)
Jego rozmyślania przewał pisk
sióstr: -Ptiu, ptiu, pci, pti… pti, pti, ptiu…,
które cieszyły się na wieść o poobiedniej, wspólnej z rodzicami wyprawie
do lasu.
Cynamonek zapytał grzecznie
kolegów, czy wybiorą się z nimi, a oni zgodzili się chętnie, bo przepadali za
pannami wąsatkami, więc popołudnie zapowiadało się znakomicie.
-Bycie wąsatką jest najlepsze na
świecie!- cieszył się Cynamonek.
Bajka zniczka zwyczajnego (Ptasie bajki 9.)
14 maja, 2021
Bajka świergotka drzewnego (Ptasie bajki 8.)
12 maja, 2021
Bajka świstunki leśnej (Ptasie bajki 7.)
30 kwietnia, 2021
Bajka Wklęsła Weekendowa (Kształtne bajki 10.)
-Jak myślisz? -zaczepiła niebieską
kamieniczkę, ta bordowa, -czy siostra naszej królowej przybędzie na Święto Wklęsłości?
-Na pewno, zobaczysz sama…
Nie tylko kamieniczki plotkowały
o królewskich sprawach. Robili to absolutnie wszyscy mieszkańcy Wklęsłej Wyspy.
W porcie kołysało się na wodzie mnóstwo statków, a po nabrzeżu przechadzali się
niezliczeni turyści z najdalszych nawet Archipelagów
Szafirowego Jeziora i z Ziemi.
Słońce oświetlało miękko kotlinę,
w której rozsiadły się domostwa Wklęslan. Królowa osobiście sprawdzała przygotowania
do najważniejszego dnia w roku, wędrując incognito wąskimi i krętymi uliczkami.
Tak naprawdę, to nie było żadne incognito, bo królewski orszak mimo starań
rzucał się w oczy.
-Mój drogi Liki, – zwróciła się władczyni
do swojego zaufanego sługi pelikana. -Czy widziałeś, jak piękne są w tym roku
miseczki na avakaty i mikliki? A kosze na pianiurki? Po prostu dzwońce
szkarłatne przeszły same siebie. -puchła z dumy królowa.
Rzeczywiście, cała Wklęsła Wyspa
wyglądała dziś jak misa pełna pachnących, barwnych kwiatów i soczystych owoców.
Wszędzie rozwieszono kokony huśtawek, lampiony wypełnione po brzegi świetlikami
i rozstawiono przeróżne czarki z napojami dla wszystkich bajkańskich i ziemskich stworzeń.
Kulminacyjnym punktem święta miała
być, jak co roku, Wklęsła Loteria, w której główną nagrodę stanowił uroczy dom
w kształcie porcelanowej filiżanki do herbaty. Każdy Ziemianin i Bajkanin pragnął
takiego miejsca wakacyjnego relaksu, więc losów zabrakło już jakoś koło południa.
O zmierzchu królowa oficjalnie rozpoczęła
Święto, przelatując nad wyspą we wspaniałym autolocie, przypominającym nieco
wydrążoną połówkę kokosa. Na głowie miała fascynator z Atelier Makowych Panien.
Obserwujący ją z ziemi poddani i turyści mieli wrażenie, że królowa podróżuje otoczona
obłoczkiem małych, złocisto-zielonych kolibrów tworzących za jej plecami falujące skrzydła, a to, oczywiście, był ów
fascynator.
Po wodach Szafirowego Jeziora
niósł się radosny dźwięk bulgrałek i fizolin,
turlało się echo chóralnych śpiewów i taneczne przytupywanie.
Kiedy przyszedł czas na
wylosowanie przyszłego mieszkańca filiżankowego domu, na wiszącym jak gniazdo
jaskółki balkonie królewskiej rezydencji pojawiły się obie siostry: Wklęsła i Wypukła.
Robiły to rzadko, więc wyspa rozbłysła milionami fleszy i zrobiło się jasno,
jak w dzień. Po chwili jednak zainteresowanie królewskimi bliźniaczkami zmiotła
oczekiwana chwila losowania.
Szczęśliwą zwyciężczynią została Niuńka
ze Smoczej Wyspy. Natychmiast odtańczyła, a raczej odfruwała smoczy taniec tryumfu
wraz ze swoimi trzema przyjaciółkami. Jedna z nich w tym szalonym, podniebnym
wirowaniu pogubiła nawet czerwone szpileczki!
Znalazł je El-Mag…, ale to już
całkiem inna historia…
Bajka Wypukła Weekendowa (Kształtne bajki 9.)
-Siedzisz tu od rana, jeszcze się
przeziębisz… złościł się stary gawron Juliusz.
-Oj, nie przesadzaj, każdy musi
czasem pomyśleć. -westchnęła Wypukła i
znów zaczęła machać nogami w płytkiej wodzie.
-Żadne „oj” ani „ojoj”, tylko
wdrapuj się na pagórek, szybciutko! -zarządzał zdecydowanie Juli i jednocześnie rozglądał
się wyraźnie zadowolony z widoku, który ich otaczał.
-Tak, tak, wiem, nasza dolina
jest najpiękniejsza na świecie, -stwierdziła Puki, która przyglądała się
przyjacielowi spod przymkniętych powiek.
-Proponuję wyścigi! -krzyknął niespodziewanie
Juliusz, chcąc rozproszyć nie najlepszy nastrój królowej i wzbił się w górę.
Puki poderwała się niechętnie, ale po chwili biegła już wesoło, skacząc z
jednego kolorowego pagórka na drugi. Co chwila schylała się, żeby powiedzieć
-Cześć! -muchomorom, kozakom i gąskom. Ich wspaniałe, wypukłe kapelusze
błyszczały w kępach traw jak kolorowe szkiełka. Juliusz, dla poprawienia
nastroju swojej pani i zarazem przyjaciółce, jednym ruchem skrzydeł zamieniał
ażurowe kopułki dmuchawców w śnieżnobiały pył, co zawsze rozbawiało królową
Wypukłej Wyspy.
Gdziekolwiek spojrzeli, wszędzie
widzieli kopce kretów, pokaźne mrowiska i czujne łypiące z wody czujne oczy żab.
Wyspa Puki była oblepiona
kolorowymi domkami jak babeczka błyszcząca zielonym lukrem i posypką, odwrócona na lewą stronę. Żaden żeglarz nie
pominął portu tej wyspy, którą Bajkanie uważali za magiczną.
Dom Królowej Puki wyglądał jak
połowa jabłka ułożona przekrojoną częścią na szczycie owej bajecznej babeczki. Gości
i wędrowców witała otwarta brama do ogrodu, a w nim puchate poduchy ułożone na
oryginalnych hamakach odwróconych ku górze, na których można było swobodnie
wylegiwać się na brzuchu i czytać książki.
Juli i Puki tego dnia wybrali
jednak nagrzane w słońcu szafirowe głazy, obok których, na grzybich kapeluszach,
stały kubeczki wypełnione sokiem z granatów.
-Jak myślisz Juliuszu, czy
Wklęsła zajrzy do nas dzisiaj?
-No nie chcę cię rozczarować, ale
ona ma trochę zamieszania z tym dorocznym świętem swojej Wklęsłej Wyspy i chyba
dzisiaj byłoby jej trudno, ale zawsze zostaje szafirnetowa konferencja…
-Tak, tak, to wiem. I cieszę się,
że nasze święto już za nami. Rozpogodziła się zadowolona Puki i włożyła na głowę wspaniały
słomkowy kapelusz w kształcie pomarańczy. Od razu przypomniała sobie, że jej
siostra bliźniaczka – Wypukła - lubi tylko zadarte do góry fascynatory, które
na jej głowie wyglądają jak zatrzymany w locie motyl.
-Tak w ogóle, to niezły z was
duet: Wklęsła i Wypukła, bliźniaczki. I nawet zgodne, ale całkiem inne! Nikt by
nie uwierzył. Po prostu absolutne przeciwieństwa! Jak dzień i noc, ciepło i zimno, słodko
i słono…
-Ależ Juliuszu, czemu tu się
dziwić. Podobieństwo usadowiło się w naszych sercach, a nie w kapeluszach:)
23 kwietnia, 2021
Bajka smoczej przyszłości (Smocze bajki 10.)
-Ach, już daj spokój Strachusiu. Wszystko jest smoczo i kieł!
-A myślisz, że królowa coś by może zaradziła?
-Może, ale to wstyd zaprzątać jej głowę takimi rzeczami.
-Rzeczami? U nas nie da się żyć po prostu. Już lepiej było,
gdy smoczyce się gniewały. Każda siedziała u siebie i wtedy nawet swoje myśli słyszałeś
przy chińczyku.
-Nie marudź, miło że się bawią i to w zgodzie, a że troszkę
hałaśliwie… cóż, radość ma swoje prawa…
-Ja myślałem, że młodość.
-To też! Smoczaki dorastają… I one stają się coraz bardziej hałaśliwe,
czyli nie wszystko jest winą smoczyc. Musisz też przyznać, że poranki są u nas całkiem
w porządku. Wszędzie cichutko, spokojnie, porządnie…
-Ej, Człapuś, co to?
-Gdzie?
-No tam, w dolince pod kardikami…
-A niech mnie… to chyba nie są… no nie wierzę… to już tyle
czasu minęło?
I smoki wzbiły się w powietrze, żeby szybciej dotrzeć do kardikowego
zagajnika. Zdyszane, zasapane i spocone z emocji miękko osiadły w zacisznej
dolince. Było tam cieplej niż wokół a w uszach dzwonił znany dobrze wszystkim
smokom dźwięk. Nie było wątpliwości.
-Są! Znowu są! Mamy je! I to ile! I to jakie! -pokrzykiwali wędrowcy.
Zaraz też powiadomili o odkryciu cały klan Smoczego Drzewa i oczywiście królewski
dwór.
Gdy wszyscy przybyli, Strachuś
rzucił się Lilce na szyję i wrzasnął do osłupiałych smoczyc: -Dziękuję wam za
te hałasy! Bez nich jeszcze długo nie odkrylibyśmy tego skarbu!
-No już dobrze, Strachusiu, wszystko doskonale, ale zejdź z
mojego ogona, bo stracę cierpliwość… -syknęła Lilka.
Smoczaki po prostu szalały. Wreszcie skończyło się ich
dzieciństwo! Będą młodsi na posyłki!
-Tak! Tak! Tak! -wydzierał się Smobasek. Pora na dorosłe
imię! Od dziś będę…
-Hola, hola mój młodzieńcze, zawołał Smofesor. Imię nada ci
starszyzna. I nie ty jesteś dziś najważniejszy.
Ta przygana ostudziła nastroje. Ponadto nagły wicher
zapowiedział przylot Kolorowej Królowej i Malachitowego Króla, którzy w oficjalnych
strojach i tylko z orszakiem wróżek przybyli, by wspólnie ze smokami świętować to
wyjątkowe zdarzenie.
Królowa podeszła do znaleziska pierwsza. Świdrujący dźwięk
ucichł i dało się słyszeć piskliwe:
-To już? Już możemy? -Chyba nie… -Bądź cicho…
-Nie byłoby nic dziwnego w tym dialogu, gdyby nie to, że
wydobywał się z przepięknych, legendarnych, smoczych jaj…
-Drogie smoki! To niezwykły dzień! Na nasz Archipelag Szafirowego
Jeziora przybyły nie lada osobistości. Patrzmy razem…
-Dwa szkarłatne jaja górskiego smoka, lazurowe jajo smoganta
morskiego, błękitne jajo burzowego…
-A to czarne pewnie węglowego- krzyknął Smobelek…
-Królowa spojrzała na niego rozbawiona i kontynuowała:
-czarne jajo smoka bibliotecznego:)
-Ach…- westchnęły zachwycone smoki…
-A to najmniejsze, czyje? Dopytywała się panna Kocurka…
-To najmniejsze? Naprawdę nie wiem. Odrzekła zbita z tropu
Królowa.
-Ja też nigdy takiego nie widziałem…-dodał Smofesor.
-No to teraz to będzie się smooooczo działo! – zawołała Niuńka i
wszystkie smoki wzbiły się w powietrze, żeby szalonym tańcem uczcić ten
niezwykły dzień.
Co było potem? No cóż, to już całkiem inna historia…
Bajka mecenas Szpileczki (Smocze bajki 9.)
-A bo ja wiem… mówią, że przepracowana była. Pragnęła
kontaktu z naturą…
-Serio?
-No.
-To ok, ale żeby różowe kwiatki… i to do czerwonych szpilek…
-Ty, Smobas, a może zrzucimy się dla niej na jakieś trapery!
-Czerwone?
-Oj weź, wygodne przecież!
-Dobra myśl!
-A nie obrazi się?
-Czy ja wiem, mecenaską jest, trudno przewidzieć...
Kocurka była absolutnie pewna, że Smobas i Znikuś plotkują o niej-
sławnej asystentce mecenas Szpileczki. Była już wyczerpana tym plewieniem odrastających chwastów, spryskiwaniem trawnika i sprzątaniem segregatorów, które zamyślona Szpileczka
zostawiała w całym ogrodzie, a altanę to zupełnie nimi zastawiła. Widok
leniących się smoków od razu przywiał do niej myśl, że przecież żal, żeby taki
potencjał smoczej siły - do tego skrzydlatej - się marnował, więc postanowiła to
natychmiast zmienić.
-A wy co, panowie, już weekend? We wtorek?
-A ty co, chcesz dołączyć panno Kocurko?
-Chętnie, ale najpierw muszę przejrzeć dokumentację do nowej
umowy z Cyfryzatorem Koronnym, który ma na waszej wyspie urządzić wielki park
ziemskich, komputerowych rozrywek. Ale to tajemnica, więc…-ciiii, nikomu ani
słowa…
Smobas poderwał się na równe skrzydła, a Znikuś kilka razy
zamigotał pasmowo. Spojrzeli na siebie i wszystko było jasne.
-Ej, panno Kotko, my w zasadzie chętnie pomożemy. Nuda nas
po prostu zabija.
I w ten oto sposób Kocurka zdobyła dwóch pracowników, którym
nie dawała chwili wytchnienia. Gdy już nadarzała się okazja, żeby smoki mogły odpocząć
i rozejrzeć się za tajnymi planami, wyskakiwało nowe zadanie. I tak w kółko.
Szpileczka doskonale widziała, co wyczynia jej asystentka,
ale nie miała zamiaru przeszkadzać kociej poczwarze w radzeniu sobie z
nadmiarem obowiązków. Poza tym, nie miała do tego głowy. Przybyła tu przecież z
tajną misją, o której wiedziała tylko Kolorowa Królowa i ona- Szpileczka.
Większość nocy poświęcała na pracę, a w dzień pielęgnowała ogród. Upodobała
sobie różowe malwy. Były dumne i dobrze się czuły w grupie. A ona była absolutną
solistką i chyba to przeciwieństwo tak jej się spodobało.
Mieszkańcy Smoczego Drzewa nie zakłócali jej spokoju, ale
wiedziała dobrze, że przyglądają się jej z uwagą. Pewnego piątku, gdy Szpileczka
robiła sobie selfi na tle ściany malw i myślała, że warto by się zdrzemnąć
przed nadchodzącymi godzinami pracy, coś zasłoniło jej światło i w szumie
smoczych skrzydeł na wprost jej altany wylądowały trzy roześmiane
smoczyce.
-Cześć Szpileczko, przyleciałyśmy się zaprzyjaźnić- wypaliła Niuńka i to dosłownie, osmalając przy tym pień dorodnego miziuka.
-No- dodała inteligentnie Malina.
-Mamy wszystko, co potrzeba – zakończyła Lilka.
-Ale w zasadzie to czegoś potrzeba? -wyjąkała oszołomiona
Szpileczka.
-Nawet nie wiesz czego i jak bardzo! -dodała Niuńka i
błyskawicznie rozłożyła pokaźny stolik, na którym, nie wiedzieć skąd, zmaterializowały się tony kosmetyków. A potem, to się dopiero działo! Pazurki,
polerowanie łusek, kręcenie ogonów, wybielanie kłów, przymierzanie szpilek!
Mecenas miała ich 123 pary i wszystkie w odcieniach czerwieni. Oj… A do tego
smoczyce potrafiły sprawić, że każda para dopasowywała się do rozmiaru stóp-
mierzącej!
Zapadał zmierzch, a po wyspie niosło się echo radosnego
śmiechu czterech smoczyc. Kiedy księżyce oświetliły ogród, Lilka dała hasło do
odlotu. Malina przysiadła na dachu altany i czekała na przyjaciółki. W pewnej
chwili spadająca gwiazdka wpadła jej do oka. Smoczyca zawyła, wystrzeliła w
górę, ale że oko piekło i łzawiło, wpadła
w korkociąg i jak długa runęła na dach altany. Z potężną siłą wpikowała do środka
i uderzyła w drewnianą podłogę, która zatrzeszczała i załamała się pod nią.
Gdy przyjaciółki przedarły się do środka, zamarły ze
zdumienia. Pod podłogą altany była mała piwniczka a w niej trzy stare,
zakurzone, opieczętowane królewskimi pieczęciami skrzynie, na których właśnie
wylądowała spadająca Malina.
-Dziewczyny! Ależ to odkrycie mojego życia! Dzięki! Od
tygodni szukam najmniejszego choćby śladu tych skrzyń- wyszeptała oszołomiona i
wzruszona Szpileczka!
Jednak nowe koleżanki nie podzielały jej entuzjazmu.
-Chwileczkę? Co ty mówisz? To ty nie odpoczywasz u nas, nie
poświęcasz się pielęgnowaniu ogrodu? -wyjąkała Malina?
-Oszukujesz nas? No powiedzmy to otwarcie- kłamiesz po
prosu! -nie na żarty rozzłościła się Lilka.
- A my tu do ciebie z lakierem na dłoni… z polerką… ach… daj
żyć…- zachlipała Niuńka. Kiwnęła na przyjaciółki i tyle je Szpileczka widziała.
Tajemnicze skrzynie uratowały podobno jakąś ważną misję
międzygalaktyczną. Szpileczka wyjechała. Niektórzy mówili, że każdego weekendu
wraca do swojego tajemniczego domu w Zaułku Malw, jak nazwali jej posiadłość mieszkańcy Smoczego
Drzewa. Podobno też, co piątek zostawia pod drzwiami niedoszłych przyjaciółek eleganckie pudła z nowymi szpilkami, ale nikt nie widział, by smoczyce je zakładały.
-Będzie dobrze -pociesza Szpileczkę kocia poczwara. Trzeba
tylko poczekać kilka dekad, aż im złość minie.