14 maja, 2021
Bajka świergotka drzewnego (Ptasie bajki 8.)
12 maja, 2021
Bajka świstunki leśnej (Ptasie bajki 7.)
30 kwietnia, 2021
Bajka Wklęsła Weekendowa (Kształtne bajki 10.)
-Jak myślisz? -zaczepiła niebieską
kamieniczkę, ta bordowa, -czy siostra naszej królowej przybędzie na Święto Wklęsłości?
-Na pewno, zobaczysz sama…
Nie tylko kamieniczki plotkowały
o królewskich sprawach. Robili to absolutnie wszyscy mieszkańcy Wklęsłej Wyspy.
W porcie kołysało się na wodzie mnóstwo statków, a po nabrzeżu przechadzali się
niezliczeni turyści z najdalszych nawet Archipelagów
Szafirowego Jeziora i z Ziemi.
Słońce oświetlało miękko kotlinę,
w której rozsiadły się domostwa Wklęslan. Królowa osobiście sprawdzała przygotowania
do najważniejszego dnia w roku, wędrując incognito wąskimi i krętymi uliczkami.
Tak naprawdę, to nie było żadne incognito, bo królewski orszak mimo starań
rzucał się w oczy.
-Mój drogi Liki, – zwróciła się władczyni
do swojego zaufanego sługi pelikana. -Czy widziałeś, jak piękne są w tym roku
miseczki na avakaty i mikliki? A kosze na pianiurki? Po prostu dzwońce
szkarłatne przeszły same siebie. -puchła z dumy królowa.
Rzeczywiście, cała Wklęsła Wyspa
wyglądała dziś jak misa pełna pachnących, barwnych kwiatów i soczystych owoców.
Wszędzie rozwieszono kokony huśtawek, lampiony wypełnione po brzegi świetlikami
i rozstawiono przeróżne czarki z napojami dla wszystkich bajkańskich i ziemskich stworzeń.
Kulminacyjnym punktem święta miała
być, jak co roku, Wklęsła Loteria, w której główną nagrodę stanowił uroczy dom
w kształcie porcelanowej filiżanki do herbaty. Każdy Ziemianin i Bajkanin pragnął
takiego miejsca wakacyjnego relaksu, więc losów zabrakło już jakoś koło południa.
O zmierzchu królowa oficjalnie rozpoczęła
Święto, przelatując nad wyspą we wspaniałym autolocie, przypominającym nieco
wydrążoną połówkę kokosa. Na głowie miała fascynator z Atelier Makowych Panien.
Obserwujący ją z ziemi poddani i turyści mieli wrażenie, że królowa podróżuje otoczona
obłoczkiem małych, złocisto-zielonych kolibrów tworzących za jej plecami falujące skrzydła, a to, oczywiście, był ów
fascynator.
Po wodach Szafirowego Jeziora
niósł się radosny dźwięk bulgrałek i fizolin,
turlało się echo chóralnych śpiewów i taneczne przytupywanie.
Kiedy przyszedł czas na
wylosowanie przyszłego mieszkańca filiżankowego domu, na wiszącym jak gniazdo
jaskółki balkonie królewskiej rezydencji pojawiły się obie siostry: Wklęsła i Wypukła.
Robiły to rzadko, więc wyspa rozbłysła milionami fleszy i zrobiło się jasno,
jak w dzień. Po chwili jednak zainteresowanie królewskimi bliźniaczkami zmiotła
oczekiwana chwila losowania.
Szczęśliwą zwyciężczynią została Niuńka
ze Smoczej Wyspy. Natychmiast odtańczyła, a raczej odfruwała smoczy taniec tryumfu
wraz ze swoimi trzema przyjaciółkami. Jedna z nich w tym szalonym, podniebnym
wirowaniu pogubiła nawet czerwone szpileczki!
Znalazł je El-Mag…, ale to już
całkiem inna historia…
Bajka Wypukła Weekendowa (Kształtne bajki 9.)
-Siedzisz tu od rana, jeszcze się
przeziębisz… złościł się stary gawron Juliusz.
-Oj, nie przesadzaj, każdy musi
czasem pomyśleć. -westchnęła Wypukła i
znów zaczęła machać nogami w płytkiej wodzie.
-Żadne „oj” ani „ojoj”, tylko
wdrapuj się na pagórek, szybciutko! -zarządzał zdecydowanie Juli i jednocześnie rozglądał
się wyraźnie zadowolony z widoku, który ich otaczał.
-Tak, tak, wiem, nasza dolina
jest najpiękniejsza na świecie, -stwierdziła Puki, która przyglądała się
przyjacielowi spod przymkniętych powiek.
-Proponuję wyścigi! -krzyknął niespodziewanie
Juliusz, chcąc rozproszyć nie najlepszy nastrój królowej i wzbił się w górę.
Puki poderwała się niechętnie, ale po chwili biegła już wesoło, skacząc z
jednego kolorowego pagórka na drugi. Co chwila schylała się, żeby powiedzieć
-Cześć! -muchomorom, kozakom i gąskom. Ich wspaniałe, wypukłe kapelusze
błyszczały w kępach traw jak kolorowe szkiełka. Juliusz, dla poprawienia
nastroju swojej pani i zarazem przyjaciółce, jednym ruchem skrzydeł zamieniał
ażurowe kopułki dmuchawców w śnieżnobiały pył, co zawsze rozbawiało królową
Wypukłej Wyspy.
Gdziekolwiek spojrzeli, wszędzie
widzieli kopce kretów, pokaźne mrowiska i czujne łypiące z wody czujne oczy żab.
Wyspa Puki była oblepiona
kolorowymi domkami jak babeczka błyszcząca zielonym lukrem i posypką, odwrócona na lewą stronę. Żaden żeglarz nie
pominął portu tej wyspy, którą Bajkanie uważali za magiczną.
Dom Królowej Puki wyglądał jak
połowa jabłka ułożona przekrojoną częścią na szczycie owej bajecznej babeczki. Gości
i wędrowców witała otwarta brama do ogrodu, a w nim puchate poduchy ułożone na
oryginalnych hamakach odwróconych ku górze, na których można było swobodnie
wylegiwać się na brzuchu i czytać książki.
Juli i Puki tego dnia wybrali
jednak nagrzane w słońcu szafirowe głazy, obok których, na grzybich kapeluszach,
stały kubeczki wypełnione sokiem z granatów.
-Jak myślisz Juliuszu, czy
Wklęsła zajrzy do nas dzisiaj?
-No nie chcę cię rozczarować, ale
ona ma trochę zamieszania z tym dorocznym świętem swojej Wklęsłej Wyspy i chyba
dzisiaj byłoby jej trudno, ale zawsze zostaje szafirnetowa konferencja…
-Tak, tak, to wiem. I cieszę się,
że nasze święto już za nami. Rozpogodziła się zadowolona Puki i włożyła na głowę wspaniały
słomkowy kapelusz w kształcie pomarańczy. Od razu przypomniała sobie, że jej
siostra bliźniaczka – Wypukła - lubi tylko zadarte do góry fascynatory, które
na jej głowie wyglądają jak zatrzymany w locie motyl.
-Tak w ogóle, to niezły z was
duet: Wklęsła i Wypukła, bliźniaczki. I nawet zgodne, ale całkiem inne! Nikt by
nie uwierzył. Po prostu absolutne przeciwieństwa! Jak dzień i noc, ciepło i zimno, słodko
i słono…
-Ależ Juliuszu, czemu tu się
dziwić. Podobieństwo usadowiło się w naszych sercach, a nie w kapeluszach:)
23 kwietnia, 2021
Bajka smoczej przyszłości (Smocze bajki 10.)
-Ach, już daj spokój Strachusiu. Wszystko jest smoczo i kieł!
-A myślisz, że królowa coś by może zaradziła?
-Może, ale to wstyd zaprzątać jej głowę takimi rzeczami.
-Rzeczami? U nas nie da się żyć po prostu. Już lepiej było,
gdy smoczyce się gniewały. Każda siedziała u siebie i wtedy nawet swoje myśli słyszałeś
przy chińczyku.
-Nie marudź, miło że się bawią i to w zgodzie, a że troszkę
hałaśliwie… cóż, radość ma swoje prawa…
-Ja myślałem, że młodość.
-To też! Smoczaki dorastają… I one stają się coraz bardziej hałaśliwe,
czyli nie wszystko jest winą smoczyc. Musisz też przyznać, że poranki są u nas całkiem
w porządku. Wszędzie cichutko, spokojnie, porządnie…
-Ej, Człapuś, co to?
-Gdzie?
-No tam, w dolince pod kardikami…
-A niech mnie… to chyba nie są… no nie wierzę… to już tyle
czasu minęło?
I smoki wzbiły się w powietrze, żeby szybciej dotrzeć do kardikowego
zagajnika. Zdyszane, zasapane i spocone z emocji miękko osiadły w zacisznej
dolince. Było tam cieplej niż wokół a w uszach dzwonił znany dobrze wszystkim
smokom dźwięk. Nie było wątpliwości.
-Są! Znowu są! Mamy je! I to ile! I to jakie! -pokrzykiwali wędrowcy.
Zaraz też powiadomili o odkryciu cały klan Smoczego Drzewa i oczywiście królewski
dwór.
Gdy wszyscy przybyli, Strachuś
rzucił się Lilce na szyję i wrzasnął do osłupiałych smoczyc: -Dziękuję wam za
te hałasy! Bez nich jeszcze długo nie odkrylibyśmy tego skarbu!
-No już dobrze, Strachusiu, wszystko doskonale, ale zejdź z
mojego ogona, bo stracę cierpliwość… -syknęła Lilka.
Smoczaki po prostu szalały. Wreszcie skończyło się ich
dzieciństwo! Będą młodsi na posyłki!
-Tak! Tak! Tak! -wydzierał się Smobasek. Pora na dorosłe
imię! Od dziś będę…
-Hola, hola mój młodzieńcze, zawołał Smofesor. Imię nada ci
starszyzna. I nie ty jesteś dziś najważniejszy.
Ta przygana ostudziła nastroje. Ponadto nagły wicher
zapowiedział przylot Kolorowej Królowej i Malachitowego Króla, którzy w oficjalnych
strojach i tylko z orszakiem wróżek przybyli, by wspólnie ze smokami świętować to
wyjątkowe zdarzenie.
Królowa podeszła do znaleziska pierwsza. Świdrujący dźwięk
ucichł i dało się słyszeć piskliwe:
-To już? Już możemy? -Chyba nie… -Bądź cicho…
-Nie byłoby nic dziwnego w tym dialogu, gdyby nie to, że
wydobywał się z przepięknych, legendarnych, smoczych jaj…
-Drogie smoki! To niezwykły dzień! Na nasz Archipelag Szafirowego
Jeziora przybyły nie lada osobistości. Patrzmy razem…
-Dwa szkarłatne jaja górskiego smoka, lazurowe jajo smoganta
morskiego, błękitne jajo burzowego…
-A to czarne pewnie węglowego- krzyknął Smobelek…
-Królowa spojrzała na niego rozbawiona i kontynuowała:
-czarne jajo smoka bibliotecznego:)
-Ach…- westchnęły zachwycone smoki…
-A to najmniejsze, czyje? Dopytywała się panna Kocurka…
-To najmniejsze? Naprawdę nie wiem. Odrzekła zbita z tropu
Królowa.
-Ja też nigdy takiego nie widziałem…-dodał Smofesor.
-No to teraz to będzie się smooooczo działo! – zawołała Niuńka i
wszystkie smoki wzbiły się w powietrze, żeby szalonym tańcem uczcić ten
niezwykły dzień.
Co było potem? No cóż, to już całkiem inna historia…
Bajka mecenas Szpileczki (Smocze bajki 9.)
-A bo ja wiem… mówią, że przepracowana była. Pragnęła
kontaktu z naturą…
-Serio?
-No.
-To ok, ale żeby różowe kwiatki… i to do czerwonych szpilek…
-Ty, Smobas, a może zrzucimy się dla niej na jakieś trapery!
-Czerwone?
-Oj weź, wygodne przecież!
-Dobra myśl!
-A nie obrazi się?
-Czy ja wiem, mecenaską jest, trudno przewidzieć...
Kocurka była absolutnie pewna, że Smobas i Znikuś plotkują o niej-
sławnej asystentce mecenas Szpileczki. Była już wyczerpana tym plewieniem odrastających chwastów, spryskiwaniem trawnika i sprzątaniem segregatorów, które zamyślona Szpileczka
zostawiała w całym ogrodzie, a altanę to zupełnie nimi zastawiła. Widok
leniących się smoków od razu przywiał do niej myśl, że przecież żal, żeby taki
potencjał smoczej siły - do tego skrzydlatej - się marnował, więc postanowiła to
natychmiast zmienić.
-A wy co, panowie, już weekend? We wtorek?
-A ty co, chcesz dołączyć panno Kocurko?
-Chętnie, ale najpierw muszę przejrzeć dokumentację do nowej
umowy z Cyfryzatorem Koronnym, który ma na waszej wyspie urządzić wielki park
ziemskich, komputerowych rozrywek. Ale to tajemnica, więc…-ciiii, nikomu ani
słowa…
Smobas poderwał się na równe skrzydła, a Znikuś kilka razy
zamigotał pasmowo. Spojrzeli na siebie i wszystko było jasne.
-Ej, panno Kotko, my w zasadzie chętnie pomożemy. Nuda nas
po prostu zabija.
I w ten oto sposób Kocurka zdobyła dwóch pracowników, którym
nie dawała chwili wytchnienia. Gdy już nadarzała się okazja, żeby smoki mogły odpocząć
i rozejrzeć się za tajnymi planami, wyskakiwało nowe zadanie. I tak w kółko.
Szpileczka doskonale widziała, co wyczynia jej asystentka,
ale nie miała zamiaru przeszkadzać kociej poczwarze w radzeniu sobie z
nadmiarem obowiązków. Poza tym, nie miała do tego głowy. Przybyła tu przecież z
tajną misją, o której wiedziała tylko Kolorowa Królowa i ona- Szpileczka.
Większość nocy poświęcała na pracę, a w dzień pielęgnowała ogród. Upodobała
sobie różowe malwy. Były dumne i dobrze się czuły w grupie. A ona była absolutną
solistką i chyba to przeciwieństwo tak jej się spodobało.
Mieszkańcy Smoczego Drzewa nie zakłócali jej spokoju, ale
wiedziała dobrze, że przyglądają się jej z uwagą. Pewnego piątku, gdy Szpileczka
robiła sobie selfi na tle ściany malw i myślała, że warto by się zdrzemnąć
przed nadchodzącymi godzinami pracy, coś zasłoniło jej światło i w szumie
smoczych skrzydeł na wprost jej altany wylądowały trzy roześmiane
smoczyce.
-Cześć Szpileczko, przyleciałyśmy się zaprzyjaźnić- wypaliła Niuńka i to dosłownie, osmalając przy tym pień dorodnego miziuka.
-No- dodała inteligentnie Malina.
-Mamy wszystko, co potrzeba – zakończyła Lilka.
-Ale w zasadzie to czegoś potrzeba? -wyjąkała oszołomiona
Szpileczka.
-Nawet nie wiesz czego i jak bardzo! -dodała Niuńka i
błyskawicznie rozłożyła pokaźny stolik, na którym, nie wiedzieć skąd, zmaterializowały się tony kosmetyków. A potem, to się dopiero działo! Pazurki,
polerowanie łusek, kręcenie ogonów, wybielanie kłów, przymierzanie szpilek!
Mecenas miała ich 123 pary i wszystkie w odcieniach czerwieni. Oj… A do tego
smoczyce potrafiły sprawić, że każda para dopasowywała się do rozmiaru stóp-
mierzącej!
Zapadał zmierzch, a po wyspie niosło się echo radosnego
śmiechu czterech smoczyc. Kiedy księżyce oświetliły ogród, Lilka dała hasło do
odlotu. Malina przysiadła na dachu altany i czekała na przyjaciółki. W pewnej
chwili spadająca gwiazdka wpadła jej do oka. Smoczyca zawyła, wystrzeliła w
górę, ale że oko piekło i łzawiło, wpadła
w korkociąg i jak długa runęła na dach altany. Z potężną siłą wpikowała do środka
i uderzyła w drewnianą podłogę, która zatrzeszczała i załamała się pod nią.
Gdy przyjaciółki przedarły się do środka, zamarły ze
zdumienia. Pod podłogą altany była mała piwniczka a w niej trzy stare,
zakurzone, opieczętowane królewskimi pieczęciami skrzynie, na których właśnie
wylądowała spadająca Malina.
-Dziewczyny! Ależ to odkrycie mojego życia! Dzięki! Od
tygodni szukam najmniejszego choćby śladu tych skrzyń- wyszeptała oszołomiona i
wzruszona Szpileczka!
Jednak nowe koleżanki nie podzielały jej entuzjazmu.
-Chwileczkę? Co ty mówisz? To ty nie odpoczywasz u nas, nie
poświęcasz się pielęgnowaniu ogrodu? -wyjąkała Malina?
-Oszukujesz nas? No powiedzmy to otwarcie- kłamiesz po
prosu! -nie na żarty rozzłościła się Lilka.
- A my tu do ciebie z lakierem na dłoni… z polerką… ach… daj
żyć…- zachlipała Niuńka. Kiwnęła na przyjaciółki i tyle je Szpileczka widziała.
Tajemnicze skrzynie uratowały podobno jakąś ważną misję
międzygalaktyczną. Szpileczka wyjechała. Niektórzy mówili, że każdego weekendu
wraca do swojego tajemniczego domu w Zaułku Malw, jak nazwali jej posiadłość mieszkańcy Smoczego
Drzewa. Podobno też, co piątek zostawia pod drzwiami niedoszłych przyjaciółek eleganckie pudła z nowymi szpilkami, ale nikt nie widział, by smoczyce je zakładały.
-Będzie dobrze -pociesza Szpileczkę kocia poczwara. Trzeba
tylko poczekać kilka dekad, aż im złość minie.
22 kwietnia, 2021
Bajka smoczych skarbców (Smocze bajki 8.)
No i tu jest początek tej
historii. Otóż, Złoty pokochał zapachy. Panny Narcyzówny tworzyły dla niego w
swoich „Wodospadach Zapachów” wciąż nowe, doskonalsze perfumy. W końcu wpadły
na pomysł, który natychmiast wprowadziły w czyn. Złoty został aktorem reklamowym.
Pozował w nowych garniturach, obwieszony klejnotami i otoczony flakonami nowych
nut zapachowych. Na efekty tej medialnej akcji nie trzeba było długo czekać. O Złotym Smoku,
Królewskich Skarbcach i bajkańskiej modzie dowiedziały się wszystkie galaktyki.
Ziemianie też znaleźli nową pasję. Dzień i noc szukali drogi do smoczych
skarbów.
Jak zawsze, z pomocą przyszli kot
i pies. Olaf sprowadził na wyspę swojego pana - Wojtka. Ten, błyskawicznie nad
wszystkim zapanował. Razem z Cyfryzatorem Koronnym stworzyli silne zabezpieczenia
przed niechcianymi gośćmi. Smocza Wyspa dostała też swoje maskowanie. Gdy
zbliżałeś się do brzegów, na niebie ukazywał się potężnych rozmiarów hologram
ukazujący walczące smoki. Był tak realistyczny, że nawet wracający z wojaży
Złoty czasem się nabierał.
Kiedy zaczęło się wydawać, że
sytuacja jest opanowana, Człapuś przyniósł niepokojące wieści. W Skarbcach
działo się coś dziwnego. Smofesor, Wojtek i Znikuś udali się tam z nim natychmiast. Rzeczywiście. W kątach Pocztowego Skarbca, przy skrzyniach
wypełnionych klejnotami i przygotowanych do wysyłki na Kwiatową Wyspę, od czasu
do czasu coś jakby błyskało, może szumiało, trudno to było ocenić. Jednak
Wojtek od razu rozpoznał te ciasteczkowe ślady. Bez wątpienia, ludzie znaleźli
cyfrową drogę na wyspę.
Człapuś wraz ze smoczkami
wartowali na zmianę w skarbcu, ale oprócz błysków i szumu nic nie wyśledzili.
Koło soboty Wojtek obwieścił, że po godzinach analiz, pracy koncepcyjnej i projektowej, dzięki wsparciu innych tęgich i zaufanych głów- Cyfryzatora Koronnego i Borisa, zagadka została rozwiązana.
Jak wiecie, archipelavią nie dało
się oficjalnie podróżować z Ziemi na Bajkanię i na odwrót. Wszystkie przyloty baalotem
były kontrolowane i nikt z Ziemian nie schodził w ich trakcie na wyspę. Nie
było więc szans, żeby ktoś dostał się w okolice skarbców bez wiedzy smoków.
Ale pomysłowość ludzi nie zna
granic, więc szczęśliwcy dotarli w upragnione miejsce za pomocą magicznych
urządzeń zwanych komputerami. Stworzyli coś jakby grę, w czasie której
namierzali skarbiec i gdy ich sygnał znalazł się nad zamkniętym, podziemnym
pomieszczeniem, robili zrzut z ekranu uwieczniający błyszczący na mapie punkt- dowód ich
wizyty.
Zdjęcia były unikatowe, więc
zaczęto nimi handlować. Ceny rosły w magicznym wprost tempie. Robienie tych
zdjęć nazwano „Dragonowym Błyskiem”. Posiadacze najlepszych komputerów, zdolnych
dotrzeć na bajkański Archipelag Szafirowego Jeziora, stali się bogaczami.
Rada Bajkanii uznała, że skoro ludzie tylko wirtualnie docierają na Smoczą Wyspę, to wystarczą stałe, kontrolowane zabezpieczenia i po sprawie. Wojciech i Boris czuwali nad bezpieczeństwem i tworzyli coraz to nowe utrudnienia dla ziemskich poszukiwaczy skarbów. Dostali też unikatowe, VIP-owskie klucze do archipelavii, dzięki którym mogli w rzeczywistym czasie przemieszczać się między Ziemią i Bajkanią. Nikt o tym nie wiedział i na pewno się nie dowie, bo na tych dwóch Ziemianach można polegać jak na Człapusiu.
20 kwietnia, 2021
Bajka Złotego Smoka (Smocze bajki 7.)
Smoki spały w najlepsze. Nawet nie
chrapały zanadto. Co chwila tylko jakiś sen wypływał obłoczkiem przez okno,
spłoszony nie wiadomo czym.
Na schodkach przysiadł Człapuś.
On był strażnikiem. Nie wypadało mu spać po świcie. Gapił się więc jak zawsze
na ostanie schodki i błądził wzrokiem za smugą słońca, którą tak lubił…
Zaraz, zaraz! Jakiego słońca!
Przecież poranek był pochmurny! Człapuś zerwał się na równe nogi i zadrżał. -O mój
Smoku kochany! Co jest? Teraz uświadomił sobie, że całymi dniami śledził
światło, które nie mogło być słoneczne!
-Aaaaa! -wrzasnął. Natychmiast jednak
zasłonił usta, żeby nie pobudzić reszty.
Zszedł na dół i pochylił się,
żeby zajrzeć, skąd właściwie wydobywa się złota smuga. Nic jednak nie
dostrzegł. Chcąc nie chcąc, poczłapał pod okno Smofesora, poczuł zapach
naparu z miziuka, więc zrelacjonował szeptem, co i jak.
Po godzinie wszystkie smoki
przepychały się, żeby zobaczyć dziwne zjawisko. Lilka przysięgała, że wcześniej
niczego takiego nie było.
Jakoś koło południa Smofesor
nieco potargany i ubrany w kraciastą piżamę, przydźwigał starą księgę, rozłożył
ją na wielkim kamieniu i otworzył na stronie
222. Smoki pochyliły się, a Smofesor odczytał w starosmoczym narzeczu: Tajemnice
smoczych drzew. Zapadło milczenie. Wszyscy spojrzeli na ich ukochany dom,
jakby widzieli go po raz pierwszy.
-Tajemnice? Ale ekstra! -wrzasnął
Smobas.
-Chyba nie wiesz, co mówisz. -skarciła
go Lilka.
Cały dzień Smofesor, Chlapacy i
Człapuś tłumaczyli tajemniczy tekst ze strony 222.
Następnego dnia rano wybuchła
sensacja. Smofesor zgromadził wszystkich na odległej Polanie Stu Tysięcy Tańczących
Wełninek i obwieścił: -Kochani, chyba mamy podziemnego sąsiada…
-Co?, -Kogo?, -Jak to? -nieśmiało
zareagowały smoki.
-Otóż, to światło, które
dostrzegł Człapuś, może oznaczać tylko jedno! Pod naszym drzewem są smocze
pieczary i mają zapewne swojego lokatora…
-?????? – zdziwienie pootwierało usta
wszystkim. Wszystkim, ma się rozumieć, oprócz Człapusia i Strachusia, bo oni znali już nowinę.
-Musimy zorganizować akcję poszukiwawczo-ratunkową! W podziemnych
pieczarach może być uwięziony od wieków Złoty Smok…
-Ale to bajki! Złoty Smok nie
istnieje!- zakrzyknęła Niuńka.
-Mimo to, smoczy honor nakazuje
nam sprawdzić, jak jest. – kontynuował Smofesor.
Smoki zgodziły się, choć niechętnie.
Każdy otrzymał swoje zadanie i po krótkich przygotowaniach rozpoczęło się poszukiwanie
wejścia do podziemnych pieczar. Znalazł je Bryzuś, który podświetlił magicznym
ogniem każdy centymetr Smoczego Drzewa.
Stare drzwi wcale nie wydawały się
stare i ani trochę nie skrzypiały. Gdy się wreszcie szeroko otworzyły, buchnął z
nich złoty blask tysiąca słońc.
Zanim ktokolwiek zdążył pochwycić
jakieś słowo stosowne do takiej chwili, w progu stanął Złoty Smok o pogodnym
obliczu.
-Co tak późno, czekam i czekam!
Już nawet zjadłem z tonę diamentów dla zabicia czasu!
Na coś takiego nie istniała w
zasadzie właściwa reakcja. Bo i cóż można było powiedzieć? Ktoś jednak
znalazł odpowiednie słowa…
-O stary! Ale fajowy żakiecik! No
i naszyjnik! Wymiatasz! Co masz w na czole? To trzecie oko? Weź…
-Niuńka! Opanuj się! Wykrztusił
zawstydzony Smofesor. Nasz czcigodny gość od tysięcy lat żyje w samotności! Potrzebuje
spokoju…
-Chyba szanowny Smok mnie nie słuchał. -odrzekł Złoty. -Umęczył mnie właśnie spokój! Miła pani smoczyco,
witam! Mam dla pani skrzynię klejnotów!
Niuńka zawirowała z zachwytu, a
Lilka i Malina co chwila gasiły wybuchające płomienie złości. Zupełnie
niepotrzebnie, bo odkryte pieczary były pełne skarbów, którymi można by obdzielić
kilka galaktyk.
Pojawienie się Złotego Smoka zmartwiło Smofesora. Wiedział, że skarby, to nic dobrego.
Bajka smoka Chlapacego (Smocze bajki 6.)
Wszystko szło doskonale. Smoki przywykły już do wycieczek z
Ziemi. Smoczyce doskonaliły swój taniec. Pojawianie się na koniec pokazu małych smoków było hitem,
dlatego życzliwa wszystkim istotom wróżka Niu postanowiła obdarować smoczątka mocą
znikania. Początkowo Znikuś trochę się dąsał, że przestał być wyjątkowy. Kiedy jednak
przekonał się, jak świetnie można się bawić ze znikającymi przyjaciółmi, dał
sobie spokój z fochami.
Smoki stały się na archipelagach supergwiazdami. I wszystkie
puchły wprost z dumy. Żaden nie przyznałby się, że nie wierzył w powodzenie przedsięwzięcia.
Smofesor był w stałym kontakcie z Kolorową Królową. Obmyślili,
że sprowadzą Ziemianina Borisa, który podobno niejeden raz brał udział w wyprawach
nad Smoczą Wyspę.
Młody naukowiec był mistrzem matematyki i gier komputerowych,
co smokom wydawało się równie wartościowe, jak posiadanie magicznych mocy.
-Ale po co właściwie go zatrudniają. Sami smoczo dajemy
sobie radę… - rozmyślał Człapuś.
-Wiesz, z czasem wszystko się zaczyna nudzić, więc chcą
zmieniać smocze pokazy. -wyjaśniał spokojnie Chlapacy.
-No tak… -westchnął Strachuś. -Tylko żebym ja nie musiał frunąc
do tego baalotu, bo chyba umrę.
-Spoko bracie, chętnych do pokazów u nas w bród. Nawet
wełnianki chcą być porywane. Zobacz jaka kolejka stoi przed hamakiem Smofesora.
-No, właśnie się zastanawiałem, o co im chodzi… - zamyślił
się Strachuś.
To smocze marudzenie przerwało nagłe pojawienie się zaaferowanego Smobasa,
który przyniósł sensacyjne wieści o tym, że umowa z
Borisem, przygotowana przez mecenas
Szpileczkę z kancelarii „Ze mną wygrasz wszystko”, została podpisana wraz z
klauzulą poufności.
-Z czym? -dopytywał się Człapuś.
-Nie z czym, tylko obiecał, że nie piśnie o nas nikomu. I
Smobas teatralnym gestem przekręcił niewidoczny kluczyk tuż przy swoim pysku.
-Aaaa, trzeba tak było od razu…
-Ale co on właściwie będzie robił?
-Podobno wyliczył, ile razy musi zawirować Malina, żeby ludzie
myśleli, że przemienia się w smugę dymu!
-Oooo! -zdumiały się smoki.
-Lilka mówi, że planuje nowe ewolucje dla tancerek i podobno
chce włączyć popisy jakiegoś nowego smoka.
-Wiedziałem…-jęknął załamany Strachuś.
-Bez nerwów! Chyba się nie nadasz, bo szukają kogoś, kto ma podwójne
moce.
-To luz!. -ucieszył się Strachuś.
I wtedy pojawiła się Niuńka. -Chlapacy, Smofesor Cię wzywa.
-Nigdzie nie idę!
Mógłbym całkiem wyschnąć, a wiesz, że moja…
-Przestań! Ziemianin już odleciał! Nie ma się czego bać. A
poza tym, to bardzo przysiadalny młodzieniec! Serio!
Pod wieczór tego dnia okazało się, że Smocza Wyspa ma nową
gwiazdę.
-Jak mogliśmy to przeoczyć? -dziwił się Znikuś.
-To fakt, niezłe z nas bystrzaki:) Nawet nie zauważyliśmy,
że Bryzuś robi to samo. -dodał Człapuś.
Otóż, dopiero Ziemianin zauważył, że ogień Chlapacego pali
się nawet w wodzie, choć nikt nie wiedział,
jak to się dzieje. Po prostu Chlapacy ział magicznym ogniem! No i potrafił sam
zamieniać się w fontannę wodną, ale to akurat, wszyscy wiedzieli od zawsze.
Odtąd wodny smok wynurzający się w chmurze ognia z jeziora
był główną atrakcją popisów.
Boris jeszcze wiele razy pomagał smokom, ale przyrzeczonej tajemnicy
nie zdradził nawet swojej siostrze, chociaż ta i tak wiedziała o Smoczej Wyspie
więcej, niż się komukolwiek na Ziemi i w
Bajkanii śniło.
Bajka smoczego tryumfu (Smocze bajki 5.)
Wreszcie nadszedł ten dzień. Od
kilku godzin na wyspie gościła już E-Wróżka, która wraz z wiatrowymi rumakami,
błyskawicami, ulewą, burzą i wszystkim, czym władała, miała zapewnić nieziemską
oprawę smoczemu pokazowi dla Ziemian.
Wokół Smoczego Drzewa wszystko
lekko falowało rozedrganymi emocjami, które pędziły od jednego krańca wyspy, do
drugiego. Smofesor czuwał nad wszystkim, więc sukces był murowany.
W samo południe na horyzoncie
pojawiła się szara kropeczka ziemskiego baalotu, która rosła i nabierała
kolorów z chwili na chwilę. To był ten moment, w którym przedstawienie musiało
się rozpocząć.
Najpierw dało się słyszeć dudniące głucho grzmoty, a niebo rozdarły błyskawice, mimo że słońce stało w zenicie. Potem
zaczęło mżyć, kropić, aż w końcu lunęło i wyspę otuliła mglista zasłona, na
której jak w kinie rozbłysły wizerunki smoków i ich reklamy. Płynący baalotem
ludzie wstrzymali oddech. Niejeden myślał, że ta przerażająca wyprawa była jego najgorszym
pomysłem i powoli żegnał się ze światem. Podróżniczka Mija znalazła sobie
wygodne miejsce w rogu baalotowej gondoli i przez niewielkie okienko wszystko
bacznie obserwowała. Była pewna, że nic jej nie przerazi, bo o smokach
wiedziała wszystko.
Gdy zbliżyli się do wyspy tak, że mogli już dostrzec Smocze Drzewo, nagle
z szafirowej wody wystrzeliło coś błyszczącego błękitnie i błyskawicznie
okrążyło baalot. Świdrujące złote oko spojrzało wprost w okienko Mii i na
dodatek rozległ się potężny ryk. Dziewczynka mogłaby przysiąc, że to smocza
wersja hitu „Spontan”, ale przecież to było niemożliwe!
Te myśli skutecznie rozpędził
szum szkarłatnych skrzydeł. Malinowy smok pędził za błękitno-metalicznym i
trzymał w gotowości napięte pazury. Po chwili dopadł przeciwnika i pochwycił w
szpony. Oba zaczęły wirować i zataczać kręgi. Ryczały przy tym i miotały huraganami
ognia. W pewnej chwili niebieski wyrwał się z żelaznego uścisku wroga, chwycił
go za ogon i szkarłatny zniknął. Zapadła cisza. Trwała chwilę a potem, jak trąba
powietrzna, pokonany przeciwnik pojawił się nie wiedzieć skąd. Walka była
zażarta. Gondola baalotu była doszczętnie osmalona smoczymi płomieniami, a
ludzie na dobre stracili wiarę w to, że uda im się wrócić do domu. Tylko Mija
przez swoje okienko dostrzegła, że smoki po każdym starciu przybijają sobie
piąteczkę, a błękitny to chyba puścił do niej oczko i uśmiechnął się na swój
smoczy sposób. Dziewczynka szarpnęła brata za rękaw i zdradziła te rewelacje,
ale chłopak tylko spojrzał na nią i zrobił zdziwioną minę.
Gdy niebieski zniknął po raz
trzeci, nie wiadomo skąd pojawił się przerażający liliowy smok i okrążył
malinowego. Błyskawicznie pochwycił go i wyrzucił w niebo. Potem zaryczał
zwycięsko, a nad wyspą rozszalała się burza. Wiatrowe rumaki przypędziły
ciemne, skłębione chmury, znów zaczęło mocniej smagać wiatrem i deszczem. Baalot
zbliżył się niebezpiecznie do wód Szafirowego Jeziora. W gondoli rozległy się
piski, krzyki, a nawet ciche modlitwy…
Wiatr wzmógł się. W ciemnościach
pojawiło się światło utkane z błyskawic. To wiaterek Huri pędził i oświecał
drogę Ziemianom. Gdy wznieśli się na bezpieczną wysokość niespodziewanie przy
zachodniej burcie zaczęły się pojawiać i znikać małe smoki baraszkujące wesoło.
Ziemianie znieruchomieli ze zdziwienia prawie jak smoki. Maluchy jak szybko się pojawiły, tak szybko zniknęły
i po wyprawie nikt nie wierzył podróżnikom, że widzieli je naprawdę.
Tryumf smoków był absolutny.
Wszystko doskonale się udało. Smobas bardzo martwił się jednak, że zanadto przestraszyli
podróżników z Ziemi i ci nie będą mieli ochoty na dalsze wyprawy nad Smoczą Wyspę.
Okazało się, że był w błędzie. Podobno, jak donosi pies Olaf,
ludzie uwielbiają się bać. Wyprawa nad przerażającą Smoczą Wyspę stała się
hitem. Producenci gier komputerowych zaczęli bankrutować, ponieważ wszyscy ludzie
postawili na smocze wycieczki i przestali inwestować w sprzęt
komputerowy oraz nowe gry…
-Coś takiego… -mruczał Strachuś.
Ludzie to dziwny gatunek. Warto im się przyjrzeć.
-No… Jak można grać w coś innego
niż w bierki i chińczyka- zamyślił się Człapuś…
Bajka smoczego spokoju (Smocze bajki 4.)
-Oj… -westchnął Strachuś.
-Ojoj, nawet. -dodał Człapuś.
-No, to fakt. -potwierdził Strachuś. -A już myślałem, że
wszystko załatwione, gdy udało nam się zatrudnić mecenas Szpileczkę! Tak dobrze
szło! Ej, te smoooooczyce!
-No i smoczusie… Też pragną sławy, baalotu Ziemian na naszym
niebie i smok wie, czego jeszcze.
-Ale wiesz, Człapusiu, jakoś nie mogę uwierzyć, że panna
Kocurka im pomaga. Bo niby dlaczego miałaby.
-Któż to wie! Za kotem nie trafisz! -dodał filozoficznie
Strachuś.
Gdy tak niespiesznie gawędzili, nagle, na niebie, na wprost
ich smoczych nosów pojawił się wielki, powiewający na wietrze, imponujący baner i zaczęły się
na nim pojawiać obrazy smoków:
-Malina w locie i napis: „Niepokonana mistrzyni smoczych walk!”
-Niuńka błyskająca pazurkami i napis: „To na ciebie ostrzy pazurki!”
-Lilka z podpisem: „Ona stale ma cię na oku!"
-Smofesor nad księgami i oczywiście hasło: „Smocza mądrość to
ON!”
Małe smoczątka z uroczym komentarzem: „O takim przyjacielu
zawsze marzyłeś!”
Po tym obrazie wystrzeliły zdjęcia Smoczej Wyspy tak piękne,
że zdumionym przyjaciołom zaparło dech w piersiach.
-Jest co podziwiać, nie ma co. Szepnął jakoś przybity Człapuś i wbił wzrok w swoje wielkie, smocze stopy.
-Ej, patrz! -zawołał Strachuś.
Człapuś podniósł głowę i zobaczył… samego siebie… Naprawdę
wyglądał znakomicie! Jak prawdziwy bohater! Napis głosił: „Wielki Strażnik
Smoczej Wyspy- czuwa!"
Po chwili rozbłysnął w całej okazałości połyskujący złotem wizerunek Strachusia opatrzony komentarzem: „Smoczy Władca Tajemnic - przed nim nic się nie ukryje!”
Potem pokazano błękitny portret Chlapacego, ale ani Strachuś, ani
Człapuś nie zdążyli przeczytać hasła: "Smoczy władca Głębin- znajdzie cię nawet w kropli wody!" -bo ich po prostu zamurowało.
-Ale że my… na niebie… jak bohaterowie Smoczej Wyspy… tacy
wspaniali, tacy groźni, tacy ważni i potrzebni…
Zapadło milczenie. Wokół smoki wiwatowały, bo przygotowania
do prezentacji Smoczej Wyspy zostały zakończone. Smofesor wszystkim gratulował.
Obwieścił też, że mecenas Szpileczka kończy negocjacje z Kolorową Królową i być
może odbędzie się tylko jeden pokaz smoczych walk dla Ziemian.
Strachuś i Człapuś poderwali się na równe nogi. - Ale czemu?
-Wszystko dobrze wygląda! -Rozmyśliliśmy się w zasadzie… te pokazy to w końcu
nic złego…
-Smofesor zaniemówił. Smoki swoim zwyczajem znieruchomiały
ze zdumienia…
-No co? -Trzeba umieć przyznać się do błędu… -I zmienić zdanie, kiedy trzeba… -jąkali się przyjaciele, którzy przed oczami wciąż mieli obrazy własnych, szlachetnych i doskonałych wizerunków.
14 kwietnia, 2021
Bajka smoczych tajemnic (Smocze bajki 3.)
-Jasne, wyschnę i dostanę wysypki! Ale tobie przecież nic się
nie stanie… taki przyjaciel to…
-Lepiej nie kończ -syknął Smobas i obaj zamilkli, bo to się znowu
stało!
Wzdłuż głównej ścieżki coś jakby przemknęło, ale widać było
tylko iskrzenie, złotawe migotanie i powiew słodkiego, cudownego zapachu. Przyjaciele
natychmiast zaczęli robić zdjęcia, a Znikuś po prostu mknął za tym czymś i
kręcił film!
-O, bracie, to jest sensacja! -jęknął Bryzuś, otwierając kolejną
butelkę wody.
-Ale co to za sensacja? Ja nic nie widzę, nawet tego zapachu
już chyba nie czuję.
-Ja czuję, a jakże, wzdychał Smobas.
Tę fascynującą rozmowę przerwało pojawienie się Znikusia,
który zdyszany do granic możliwości sapał, jak Wawelski dźwigający wełnianki.
-Już wiem…, wiem…, mamy to…. -wytrząsał z siebie słowa.
-Przez otwarte okno Smofesora dało się usłyszeć rozmowę, z
której…
-Ej, co ty Znikuś? Podsłuchiwałeś? -oburzył się Smobelek,
który właśnie w smoczym przedszkolu dowiedział się, że podsłuchiwać nie należy.
-Weź przestań! To stan wyższej konieczności! Otóż, na Smoczą
Wyspę przybyła Smoczyca Szpileczka!
-Ta Szpileczka? -Ta? Ta z kancelarii „Ze mną wygrasz wszystko”? -rozwrzeszczały się smoczki.
-Ta sama! Bez kitu! Od razu powinienem poznać wyższe sfery
po tym boskim zapachu!
-Do rzeczy Znikuś! Po co przybyła? Mów wreszcie! –niecierpliwili
się przyjaciele.
-Czyli już ci nie przeszkadza, mały, że podsłuchiwałem? -trochę się droczył Znikuś.
-No marudzisz jak Dawid! -wrzasnął Smobas, więc zwiadowca
zaczął wyjaśnienia.
-Wyobraźcie sobie, że starszyzna naszego Smoczego Drzewa
zatrudniła Szpileczkę, żeby negocjowała z Kolorową Królową odwołanie tych ludzkich
wycieczek. Podobno chcemy spokoju i marchewek... -cokolwiek by to znaczyło…
-Co, nie pojawią się baaloty z Ziemi? -ale słabo…, -no…, a ja tak czekałem…, to katastrofa…
-Smoki znieruchomiały ze smutku smoczym zwyczajem.
I nagle, wśród- płynącego wolno jak Niuńka z zakupami- zaskoczenia
i rozczarowania, coś zaczęło iskrzyć
wprost nad głowami smoczych detektywów.
Bezruch natychmiast się pogłębił i w pewnej chwili można było
sądzić, że to nie są żywe smoki, a kamienne posągi ustawione na Polanie Wielkich
Czynów. Z odrętwienia wyrwał je świdrujący głosik: -Co z Wami? Żyjecie?
Smobas otworzył jedno oko i mógłby przysiąc, że widzi czarną
głowę Szczerbatka. Jednak ten, raczej ze swojej bajki nie wyskoczył, więc cóż,
a raczej któż to do nich gada?
-Nie poznajecie mnie? Niemożliwe! To ja - Kocurka!
Wszystkie posągi natychmiast ożyły.
-Co tu robisz panno Kotko? I gdzie nauczyłaś
się tego błyszczenia i znikania?
-To długa historia. Szkoda na nią czasu. Dość powiedzieć, że
jestem teraz asystentką sławnej Szpileczki, która nazywa mnie Kocią Poczwarą, więc
do tej wyspy pasuję jak ulał!
Zapadło niezręczne milczenie.
-No co ty nie powiesz? Czyli jesteśmy dla ciebie poczwarami? -wysyczał naprawdę urażony Bryzuś i przygotował mineralkę do ataku.
-Ej, co wy, ja tylko tak żartowałam, nie żeby…
-Dajcie spokój, nie będziemy się teraz o epitety spierać,
mów, co wiesz! -rezolutnie zażegnał konflikt Smobas.
-No więc, chcę poznać wasze zdanie w kwestii wycieczek
Ziemian. Przedstawię je na pewno Kolorowej Królowej, towarzysząc mecenas Szpileczce. Coś czuję, że jesteście gotowi na przygodę i macie dość wełniankowej nudy.
-Wyobraź sobie, że nie jesteśmy osamotnieni! Smoczyce też są
gotowe ze swoim tańcem do spotkań trzeciego stopnia z mieszkańcami Ziemi. -dodał
Smobas.
-Wyśmienicie! To do roboty!- emocjonował się Znikuś.
-Chwila, chwila. Spokojnie! Wszystko po kolei. Najpierw
musimy coś zjeść, bo to migoczące znikanie strasznie mnie wyczerpuje… miauknęła
omdlewająco Kocurka.
I tak, planując swoją intrygę, udali się niespiesznie do McSmoka
na przepyszne, smocze specjały.