Malina wróciła właśnie z wyprawy po prezenty. Zawsze kupowała
je z wróżką Niu, bo tylko ona potrafiła wypatrzeć rzeczy inne niż wszystkie,
czyli – niezwykłe. Dzisiaj udało im się lepiej niż kiedykolwiek, więc śmiały
się i opowiadały sobie różne, przezabawne historie z minionych Gwiazdek.
Kiedy weszły do kuchni, Niu od razu dostrzegła reniferowe
rogi na słojach herbacianych i prawie krzyknęła: -Wiem! Otworzymy sezon
ciasteczkowy kruchymi reniferkami. Do dzieła!
I
wtedy się zaczęło!
Niu tańczyła na środku kuchni, a
wokół niej wirowały magiczne ciasteczkowe przepisy. Gdy dostrzegła ten, o który
właśnie chodziło, do akcji włączyły się kosze i szafki. Od razu poustawiały na stole
wszystko, czego było potrzeba i jeszcze ciut. Niu głośno, rytmicznie, a nawet melodyjnie, ale
wolniutko czytała wybrany przepis, a misy, makutra, łyżki, trzepaczki robiły swoje. Kuchenka grzała z przejęciem piekarnik, foremki
i blaszki czekały w gotowości. Nie minęła chwila, a foremki jak szalone wycinały
zadziorne pyszczki, dumne rogi i radosne kopytka. Wreszcie mikołajowy zaprzęg
pogalopował żwawo do piekarnika i po magicznej chwili mogły na scenę wpłynąć lukry,
płynna czekolada, przeróżne orzeszki i cukierkowe ozdoby, które sprawiły, że reniferki wprost rwały
się do galopu.
W tym czasie Malina zdążyła wypełnić
miskę pani Kotki smakołykami i odebrać kilka paczek od kuriera - gołębia Zdzicha.
Gdy weszła do kuchni, zdębiała. Znała się przecież na kuchennej magii, ale czegoś
takiego jeszcze nie widziała. Kątem oka dostrzegła, że ostatnie naczynia wracają na swoje miejsca do szafek. Na stole pozostały kawałki czekolady i rodzynki w
czerwonych miseczkach. Reniferki z gracją zaparkowały na tacy, a obok nich pojawiły się
nie wiadomo skąd małe, lukrowane, pierzaste gwiazdeczki ze słodkimi perełkami pośrodku. Niu
i Malina stały zachwycone i wcale nie miały zamiaru zjadać tych cudeniek.
Wtedy właśnie rozległ się rześki dzwonek do
drzwi. Na progu stał roześmiany Wojtek. Wpadł z przedświąteczną wizytą i od razu poczuł ten cudowny, ciasteczkowy zapach.
Niewiele myśląc, skierował się od razu do kuchni. Malina pomyślała, że jednym
reniferkiem może go właściwie poczęstować. Wyjęła błyszczący, pomarańczowy kubek na herbatę
i w tej samej chwili usłyszała radosny śmiech wróżki Niu… Odwróciła się… Talerz
po reniferkach świecił pustkami. Wojtek zjadał ostatniego…
- No nie mogę, cieszyła się Niu! - Zupełnie jak Mikołaj!