Poranny humor zupełnie ją opuścił. Była pewna, że gdy tylko pojawi się na wystawie, wszyscy, ale to wszyscy ludzie będą ją chcieli zabrać do domu. I co? I nic! Już prawie ciemno, a przy niej nikt się nawet
nie zatrzymał. Zerkała ukradkiem na brodate Mikołaje, śnieżne kule i renifery, na bombki błyszczące,
aż oczy zrobiły jej się całkiem wilgotne, nie wiedzieć, czemu… Tuptała sobie,
przeskakiwała z nogi na nogę, bo pierzaste buciki całkiem jej zamarzły. Bała się
nawet, że za chwilę pokruszą się i odpadną, jak lodowe sopelki. Z zimna zaczęła sobie wyobrażać, że otaczają ją ziejące ogniem smoki i krokodyle, a ona
ogrzewa się w cieple płomieni…
- O,
ale czupiradełko… - usłyszała nagle… Smoki rozbiegły się błyskawicznie…
- Nie
mogła w to uwierzyć! Wreszcie ktoś się koło niej zatrzymał i zamiast się
zachwycać, dostrzegł w niej jakieś CZ-U-P-I-R-A-D-E-Ł-K-O? No co to, to
już nie!
I
wtedy poczuła, że delikatna ręka chwyta ją całkiem zdecydowanie za zmarznięte, trzęsące się nóżki
i potrząsa nią. Z wrażenia zakręciło jej się w głowie i zaczęła pleść coś
półgłosem: - Jestem Nona… To od „No na pewno wygram!” albo „No na bank - ja!”,
a może „No na ręce kaktus mi…” czy coś…
Ręka
nic a nic sobie z tego nie robiła, podniosła Nonę wysoko, popatrzyła w jej sowie oczy, a potem zdecydowanie orzekła: - Idziemy!
Więc poszli, a potem jechali, szli, pędzili pionowo w górę,
aż w końcu wszystko się uspokoiło. Nona wyjrzała z kolorowej torby, w której podróżowała
i zobaczyła cudowne miejsce! Bez Mikołajów, bombek i całego tego zakupowego zgiełku.
Z rogu pokoju mrugała do niej zielona choinka w sukience z samych światełek… Było ciepło i
miło. Rozejrzała się. Część ściany błyszczała i migotała kolorowymi obrazkami.
Tak, znała to, to był telewizor! Wyraźnie uśmiechnięty machał do niej, coś
mówił i chyba chciał się zaprzyjaźnić. Nona powoli zwiedzała wszystko wokół. I
to wszystko ją zachwycało! Właścicielka ręki i właściciel innych rąk gdzieś zniknęli,
więc miała czas, żeby przywitać się z kwiatkami mieszkającymi na parapecie i
gwiazdkami cudownie błyszczącymi na niebie za oknem.
Tak zupełnie poczuła się jak w domu, gdy zjawił się przed nią talerz pełen słodkich serduszek z czekoladowymi gwiazdkami. – Chyba naprawdę mnie polubili, skoro częstują mnie takimi przepysznymi, pachnącymi ciasteczkami. – myślała. No i chyba zrozumieli, że jestem kimś wyjątkowym, bo dali mi rolę w filmie i zrobili mnóstwo zdjęć, które wysłali we wszystkie strony świata! Wreszcie ktoś się na mnie poznał!