Pokazywanie postów oznaczonych etykietą planeta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą planeta. Pokaż wszystkie posty

14 kwietnia, 2019

Bajka kociego odkrywcy (Kocie bajki 1.)







Było zupełnie cicho i szaro-buro. Zabawa stała w kącie jak porzucona miotła. Radosne kocie podskoki ustawiły się równiutko przy drzwiach i na wszystkie nogi nałożyły na wszelki wypadek kalosze, traperki, trampki, espadryle no i sandały, na klapki zabrakło miejsca. Można by wprawdzie…

Stop. Ta bajka nie o tym. 

No więc, obok drzwi stanął niespodziewanie Odkrywca. Coś go tu przyciągnęło i na pewno nie były to porozrzucane buty. Mógłby przysiąc, że dotknął go jakiś błękitny rozbłysk. Nie wiedział jednak, gdzie zacumować wzrok. Opływał spojrzeniem wierzch szafki na buty i lustro, a tam nic. Schylił się nawet i pozaglądał do wnętrza przepadzistych szuflad. Nic i nic. Gdy podnosił głowę, niespodziewanie zaczepił wzrokiem o dziurkę od klucza mieszkającą w starych, wejściowych drzwiach. To ona wysyłała te błyski. –W porządku- pomyślał Odkrywca. Do dzieła! Nasunął na oko filtr z kamerą najnowszej generacji, nastroszył futro i spojrzał. 

W tej samej chwili porwało go tornado zdarzeń. Zawisł w błękitnym powietrzu wirującym wolno. Obok niego galopowały w przestworzach- KROWY. Niektóre płynęły w przezroczystych bąblach, inne przelatywały ze świstem, jakby je ktoś wystrzelił z procy. Były też takie, które żeglowały na szklistych chmurkach, a niektóre dosiadły nawet małych meteorytów i próbowały używać ich jak kajaków. 

Cóż to za odlot, jeszcze nie jesień, a i krowy raczej nie odlatują gdzieś sobie w ogóle. Chyba. Odkrywca pomyślał, że sprawdzi u źródła, bo na wsi nie był od lat i myszy już nie łowi. Rozejrzał się, którą podróżniczkę by wybrać do wywiadu. Małą w białe łaty czy wielką, białą w czarne, a może tę rudą, rogatą trochę przesadnie. Gdy tak patrzył w krąg, oniemiał, bo jego drzwi i dziwna dziurka od klucza ulotniły się jak para wodna w mroźny dzień. W tej samej chwili przygalopowała Chwila Konieczna z plecakiem niezbędnych gadżetów. Odkrywca szybko wybrał co trzeba. Uruchomił maskujący kombinezon powleczony kasztanową sierścią w łaty i popłynął za krowami. 

Niebawem zaczęła rosnąć przed podróżnikami wielka, zielona ni to wyspa, ni planeta. Takie nie wiadomo co, po prostu. Niespodziewanie świat wyhamował. Nad Odkrywcą zmaterializował się spadochron, więc wylądował miękko na rozległej, kwietnej łące. 

Wszędzie pośród wielkich kęp trawy wylegiwały się krasule. Wesoło rozprawiały o czymś, zaśmiewały się w głos, aż rogi się trzęsły. Co chwila któraś stukała kopytem w ziemię i wtedy pojawiało się źródło krystalicznej wody. Gdy zrobiło się zbyt słonecznie, z traw wyrastały parasole olbrzymich łopianów i kołysząc się na wietrze, chłodziły zrelaksowane krowy i krówki, żeby się jeszcze bardziej wyluzowały. 

Odkrywca chciał sklecić jakieś sensowne pytanie, ale wyjąkał tylko: - ale jak…, skąd… miaaaaau! Zanim jego myśl ubrała się w słowa, wesoły cielaczek wskazał ogonem wzniesienie, na którym widoczny był jakiś dziwny pomnik albo figura. Odkrywca skierował się ku wzniesieniu, a mijane, szczęśliwe krowy witały go serdecznie, tak jakby znali się od lat.

Na wzgórzu stał sklecony z pierza i puchu dziwny niby-posąg. Wokół przepływały łaciate. Układały z kwiatów i trawy napis: Dobroczyńcy- wdzięczne na wieki KROWY. 

Na wieki... No tak, pomyślał Odkrywca, to o mleku można zapomnieć. Ale kakao trochę żal. Krowy przestały się nagle uśmiechać, zupełnie jakby słyszały jego myśli. 

W niezręcznej ciszy falował tylko szum pierzastego monumentu, dumnie spoglądającego z góry na setki swoich uszczęśliwionych poddanych. Odkrywca zdjął kapelusz i polizał łapkę. Potem zadzwonił telefon. - Tak, to ja! No mówię, że ja - Kocurka!